1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Ayon Spheris Phonostage

Ayon Spheris Phonostage

Obecny, zwyżkowy trend zainteresowania winylem sprawił, że coraz więcej marek ma w swojej ofercie stosowny phonostage, a wielcy tego kawałka tortu, jakim jest szeroko rozumiane audio, zabezpieczając podaż w pełnej palecie cenowej nawet kilka modeli. Oczywiście pozycjonowanie w cenniku wymaga progresu jakościowego danego komponentu, gdzie będąc tym droższym, prostolinijnie rzecz ujmując, powinien być zdecydowanie bardziej zaawansowanym brzmieniowo od tańszego brata. W swoim portfolio doświadczeń mam już kilka poważnych podobnych konstrukcji i niestety muszę powiedzieć, że czasem jakość generowanego dźwięku nie koreluje z żądaną ilością banknotów Narodowego Banku Polskiego, a to na pułapie 50 tys. w górę nie powinno się zdarzyć (taki brak zależności w ogóle nie powinien występować), a jeśli już zaistnieje, śmiało można mówić o naciąganiu klienta. Oczywiście patrząc na mój wywód oczami zwykłego Kowalskiego, już wspomnienie dolnej granicy, będącej wartością średniej klasy samochodu jest zwykłym hochsztaplerstwem, ale jak to w życiu bywa, punkt widzenia jest bardzo zależny od punktu siedzenia i mając dość sporą walizkę środków płatniczych, nieco inaczej postrzegamy takie przyziemne sprawy jak życie codzienne. Kończąc ten dość drażliwy w dobie kryzysu wstęp zdradzę, że dzisiejszym tematem spotkania z cyklu „Gramofon jako motto życiowe”, będzie konfrontacja moich wzorców ze szczytem możliwości technicznych z działu obróbki sygnału analogowego austriackiej manufaktury Ayon Audio, czyli topowym modelem o dumnej nazwie Spheris, którego dystrybucją zajmuje się krakowski Nautilus (Eter Audio).

Gdy dotarła do mnie wiadomość, o możliwości zaistnienia sparingu na szczycie, jak to często podczas spotkania z górnymi stanami High Endu bywa, naszło mnie sporo kontrowersyjnych myśli od: a co będzie jak się wyłoży?, przez: przecież to twór lampowy i wielu znanych mi konstruktorów twierdzi, że ta technika w dzisiejszych czasach nie zawsze tutaj się sprawdza, po: o matko, 110 kawałków za przedwzmacniacz, który często jest tylko dodatkową płytką we wzmacniaczu średniej klasy. Jednak podchodząc do tematu z drugiej strony, wiedziałem również, że jeśli nie dałem się wykończyć podczas służby w armii za czasów komuny, to takie doświadczenie będzie tylko kolejnym bardzo miłym, lub mocno rozczarowującym wydarzeniem. Nie męcząc się zbyt długo utopijnymi myślami, udałem się po rzeczony sprzęt i po dotarciu do punktu odbioru natychmiast lekko przeraziłem, gdyż znając sporo produktów Ayona, do tej pory nie spotkałem tak nadmuchanych kartonów, które jak się później okazało, w stosunku do zawartości nie były przesadnie duże. Ot niezbędna ilość miejsca by zapobiec nonszalancji wszelkiego rodzaju kurierów, przekonanych, że wożą ziemniaki luzem. Oczywiście jak to zwykle na takich pułapach cenowych bywa, urządzenie jest dwupudełkowe – zasilacz i serce, czyli wrażliwa na szkodliwe prądy elektronika. Ale to jeszcze nic, gdyż po ustawieniu na stosownych podstawach okazało się, że dotąd będąca sporej wielkości końcówka Reimyo nagle stała się dziwnie mała. Co prawda wyższa, ale ogólnie zajmująca zdecydowanie mniej miejsca od bohaterów dzisiejszej rozprawy. Te dwie płaszczki Ayona są powiększeniem rozpoznawalnych przez wszystkich audiofilów kształtów do skali makro, czyli niskie skrzynki z drapanego aluminium z mocno zaokrąglonymi narożnikami. Idąc dalej śladem obudów widzimy, że z uwagi na użycie lamp elektronowych, górne panele są gospodarzami sześciu usytuowanych po bokach ażurowych wywietrzników grawitacyjnych. Przód obu komponentów jest wyposażony bardzo ascetycznie, dzierżąc w zasilaczu jedynie okienko wyświetlacza częstotliwości sieci i srebrny przycisk ON, a w phono przełącznik pomiędzy dwoma wejściami MC1 i MC2 i na bokach diody informacyjne – z lewej włączenia , a prawej używanego w danym momencie wejścia. Tylne ścianki z racji swoich funkcji zaopatrzono: – zasilacz w gniazdo IEC, włącznik główny, lampkę kontrolną fazy i wielopinowe gniazdo transmisji prądu, – a przedwzmacniacz w dwa zespoły wejść w standardzie RCA, wyjścia RCA i XLR, zacisk uziemienia, przełącznik masy i gniazdo połączeniowe z dawcą energii. Do regulacji obciążenia wkładki, konstruktor przewidział stosowne zwory, będące czymś w rodzaju wyposażonych w odpowiednie wartości oporników wtyków RCA, które implementujemy w gniazda usytuowane tuż obok właśnie wykorzystywanego. Nie deliberując zbytnio, jesteśmy zdani na cztery takie komplety, które według pomysłodawcy powinny obsłużyć zdecydowaną większość stosowanych na świecie rylców i dlatego tym optymistycznym akcentem przejdę do najważniejszego punktu programu, czyli weryfikacji czego można spodziewać się od urządzenia mającego jedynie wzmocnić słabiutki sygnał wkładki gramofonowej za cenę może maleńkiej, ale nadal będącej osobnym lokalem użytkowym kawalerki w Warszawie.

Z uwagi na szklane bańki w układzie naszego phono, każdorazowe podejście do słuchania okupione było co najmniej 30 minutową rozgrzewką i to nie z powodu bardzo słabego grania, tylko oddania szacunku owej konstrukcji. Poznawszy zalety i wady nie musimy tyle czekać, ale ja będąc w trakcie nawiązywania pierwszych kontaktów, wolałem rozprawiać z Ayonem o dźwięku przy pełni jego możliwości. Przyznam się szczerze, że do jakichś bardziej konstruktywnych wniosków dochodziłem kilka dni i to nie z racji słabych osiągów, tylko potwierdzenia przeczących oponentom takich konstrukcji bardzo pozytywnych jak na moje standardy wyników. Drugim wyznaniem niech będzie fakt, iż jak do tej pory dobre phonostage lampowe omijały mnie szerokim łukiem. Owszem kilka spotkań z podobnymi wynalazkami było, ale z niezbyt drogimi i nie do końca radzącymi sobie z moimi oczekiwaniami, co raczej zaliczam do doświadczeń z szarą masą życia codziennego, niż do wielkich wpadek. Ot grały sobie bez fajerwerków, a że były stosunkowo tanie, to zawsze znajdzie się ktoś wkraczający na ścieżkę zabawy w analog, kto zaliczy tamte produkty do ciekawych. Ale wracajmy do naszego Spherisa. Wpięcie go w tor, na szczęście nie oznaczało najmniejszych ograniczeń w oddechu muzyki. Powiem więcej, napowietrzenie sceny zaskoczyło nawet tak marudnego w tym temacie audiofila jak ja, a to jest pierwszy mocno determinujący me postrzeganie danego urządzenia aspekt brzmienia. Swoboda, nieskrępowane oderwanie dźwięków od kolumn i bez przeszkodowe docieranie ich do uszu słuchacza były pokłosiem zadziwiająco dobrej rozdzielczości. Oczywiście zmiana techniki tranzystorowej na lampową niosła znamiona innego ciężaru i barwy dźwięków, ale nie skutkowało to najmniejszym spowolnieniem ataku, tylko dawką homogeniczności przekazu, nieco zaokrąglając kontur źródeł pozornych. A chyba nie muszę nikogo przekonywać, że jeśli ktoś tak jak ja nastawia się raczej na stare wydania winylowe, podobne zabiegi przyjmie z wielką przyjemnością. Niestety dawne tłoczenia są nieco okrojone z masy i taka dawka „dobra” często jest lekiem na całe zło, mimo że w wartościach bezwzględnych bywa pewnym odstępstwem od neutralności, co z drugiej strony patrząc, z racji używania do tłoczenia w tamtych czasach różnych krzywych RIAA, jest trudne do weryfikacji. Niemniej jednak, nasycenie w wykonaniu marki Ayon odbieram jako dobre posunięcie, a że nie jest to zabieg czysto techniczny, tylko pochodna zastosowania lamp elektronowych, tym bardziej było miłe dla ucha. Korzystając z okazji możliwości zaznania nieco przesuniętego w barwie odtwarzania płyt, sięgnąłem na półkę z Janem Garbarkiem i z kilkunastu posiadanych kompilacji na talerzu wylądował projekt z Charlie Hadenem i Egbetro Gismonti zatytułowany „Magico”. Saksofon, gitara kontrabas i nieco niezobowiązującej wokalistyki okraszone możliwościami ekstremalnego austriackiego pomysłu na analog dały pokaz tak oczekiwanej od tej starej techniki odczytu homogeniczności granych fraz nutowych. Piękna barwa Instrumentów i bardzo czytelne rozlokowanie ich na wyśmienicie kreowanej w głąb scenie, bez najmniejszych problemów pozwalały identyfikować się z wyimaginowaną w naszym umyśle słuchaną sesją nagraniową. Ale nie samą barwą i gładkością dźwięku człowiek żyje, a już z pewnością nie ja i w dodatku na pułapie ponad 100 tysięcy złotych polskich. Nie wiecie o co chodzi? Wszystko co do tej pory napisałem, powinien spełniać już tylko dobrze skonstruowany projekt, a przecież na testy trafiła wisienka na torcie zwanym Ayon Audio, dlatego wspomniane aspekty są tylko minimalnym spełnieniem jego zadań. Nie będę już nikogo męczył i powiem, że jakiekolwiek urządzenie audio  na poziomie stratosfery cenowej, bez znaczenia w którym miejscu toru się znajduje, powinno umożliwić całej układance stworzenie wrażenia trójwymiarowości zawieszonych w eterze dźwięków. To jest dopiero stan, którego spełnienie pozwoli mi z całą stanowczością stwierdzić, że potencjalny kupiec nie zostanie nabity w przysłowiową butelkę. Oczywiście do spełnienia takich założeń potrzebny jest mogący wygenerować to zestaw i będący obeznany w takiej prezentacji słuchacz. Ja wiem, że większość czytelników wie kiedy coś takiego występuje, ba chwali się, że ma to podczas codziennego użytkowania, gdy tymczasem nie mając odpowiedniego punktu odniesienia, niestety często przeceniają możliwości swoich układanek. Czy ja wiem wszystko i jestem nieomylny? Oczywiście że nie, ale mając pewien bagaż osłuchania z nieprzyzwoicie drogimi zabawkami i zaistniałymi podczas takich spotkań wizualizacjami, mogę nieco przybliżyć się z oceną wystąpienia wspomnianych aspektów w testowanym produkcie. By tego dokonać, muszę zaprząc do pracy odpowiednio zrealizowany materiał, który dzięki mistrzowskiemu potraktowaniu przez realizatora, jest w stanie wygenerować zawieszenie dźwięku w przestrzeni kolumnowej, jako czegoś w rodzaju spektaklu 3D. Cóż, ten punkt programu zajął mi najwięcej czasu – oczywiście od momentu wyznaczenia sobie jego poszukiwania i z całym szacunkiem do konstruktora Spherisa nie z racji problemów w tej kwestii, tylko codziennej zbliżonej do poszukiwanej prezentacji. Dopiero wyjazdowy kontakt ze zdecydowanie niżej pozycjonowanym systemem uświadomił mi fakt częstego obracania się w takich wizualizacjach w zaciszu domowym, co będąc prawie standardem, nieświadomie utrudniało możliwość weryfikacji. I pewnie to ostatnie zdanie świadczyłoby o moim „narcyzmie”, ale kilka świadomych swoich kompetencji odbioru dźwięku konstruktorów różnego rodzaju komponentów generujących dźwięk, było zaskoczone takim odbiorem mojego dotkniętego ręką Japończyka seta. Dlatego nie wdając się w zbytnio rozległe peany, przywołam solową płytę Dino Saluzziego zatytułowaną „Andina”, dzięki której mogłem poczuć się jak na filmie „Avatar”. Zawieszona w wirtualnym bycie harmonia, za sprawą odpowiednio przygotowanego do masteringu płyt realizatorowi zdawała się przecinać tkankę powietrza od lewej do prawej kolumny, zmieniając przy tym głębokość jej pozycjonowania w stosunku do miejsca odsłuchowego. Doświadczenia ciekawe, ale czasem trudne do wyłapania, gdyż wciągnięty w wir toczących się na scenie zdarzeń meloman, najczęściej nie zwraca na takie sprawy uwagi, przyjmując to jako naturalny dodatek do wsadu merytorycznego płyty. Ten tytuł zbliża nas do zakończenia tego jakże owocnego w pozytywne doznania spotkania, ale nie z racji dalszych porażek z ze zdecydowanie ostrzejszym materiałem, ale dla uniknięcia zbędnego, nie wnoszącego nic poza to co miałem do powiedzenia słowotoku. Zaznaczę jedynie, że niezależnie od implementowanego materiału muzycznego (stary rock – Led Zeppelin, czy elektronika Masive Attack) nasz tytułowy Spheris nie zdradzał najmniejszych oznak zadyszki, fundując mi jedynie coś w rodzaju balsamu na uszy. Szczypta barwy pochodzącej ze szklanych baniek, zdawała się okraszać pierwiastkiem „X” te odarte z homogeniczności frazy muzyczne, dając efekt zbliżającego się do ludzkiej natury wypełnienia. Oczywiście to co dla nie jest ważnym aspektem w przyswajalności dźwięków, dla kogoś innego będzie zbytnim podkolorowaniem, ale analog jako taki teoretycznie z natury stara się obracać w takiej właśnie estetyce, co Ayon próbuje tylko kontynuować.

Z wielką ulgą pragnę pochwalić testowany produkt za udowodnienie niedowiarkom, iż da się zrobić dobry phonostage lampowy. Może w bardzo transparentnych, rozdzielających włos na czworo systemach jakieś minimalnie wynikające z użycia szklanych baniek artefakty można usłyszeć. Ja przy nieco nastawionym na barwę, ale nadal rozdzielczym systemie, nie zanotowałem podobnych degradujących brzmienie problemów. Fakt, balans tonalny w porównaniu do katowickiej THERII nieco się obniżył, ale widzę ten efekt jako w pełni akceptowalny i czasem dla mocno odchudzonego systemu nawet niezbędny. U mnie dodatkowa dawka barwy również zaliczana była do plusów, co tylko potwierdza sporą uniwersalność produktu. Nieco grubsza kreska źródeł pozornych, ich większy ciężar, muśnięte ciepłem wysokie tony i podgrzana średnica dają pełnię oczekiwanych od techniki analogowej zalet. A czy to jest bajka dla każdego, nie wiem, ale jedno wiem na pewno, jak nie spróbujecie, to się nie dowiecie. Wysoka cena jest lekką zaporą, ale jeśli ktoś jest w stanie wygenerować takie środki pieniężne, a tkwi w przekonaniu, że przedwzmacniacz gramofonowy jest najmniej istotnym i co za tym idzie nie wartym wydawania zbyt dużej kwoty pieniędzy elementem toru gramofonowego, po kontakcie nausznym może się bardzo zdziwić. Kontynuując listę zalet powiem szczerze, że wspomniane w opisie budowy dwa wejścia w jednym phono są podnoszącą walory użytkowe rzadkością, która w dobie sporej ilości wymagających takich dodatków „dwuramiennych audiofilów” (stereo, mono) jest bardzo mile widziana. Koloryt generowanego dźwięku bez najmniejszych oznak tłumienia czy ograniczenia rozdzielczości, według mnie jest tylko kolejnym atrybutem. Nie wiem jak Wy, ale po tej wyliczance jedynym drobnym problemem konstrukcji z Austrii wydaje się być żądana nieszczęsna cena, która będąc pokłosiem osiągniętej wyśmienitej jakości dźwięku, nieco ogranicza krąg zainteresowanych. Niestety nikt nie powiedział, że życie audiofila będzie usłane różami.

Jacek Pazio

Dystrybucja: Eter Audio / ayonaudio.pl
Cena: 28 000 €

Dane techniczne:
Tryb pracy: Czysta klasa A, trioda
Lampy: 6H30, 6SL7
Maksymalne napięcie wyjściowe: (1 kHz ) 10 V rms
Stosunek sygnał/szum: > 96 dB
Impedancja wyjściowa: ~ 300 Ω
Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 150 kHz
Całkowite zniekształcenia harmoniczne (1 kHz): < 0,1 %
Wejścia: 2 x RCA, 2 x RCA dla obciążenia
Wyjścia: 1x RCA, 1x XLR
AC-ReGenerator: max. 300 W
Frequency: 60Hz
Wymiary pre (WxDxH): 50x43x11 cm
Wymiary ReGenerator (WxDxH): 50x43x11 cm
Waga (pre & zasilacz): 38 kg

 Elektronika Reimyo: System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
Kolumny: Bravo Consequence+
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sek
cja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: Rogoz Audio
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX MK II
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa zasilająca POWE BASE HIGH END plus kabel sieciowy Acrolink 9500
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MKII
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Pobierz jako PDF