Teoretycznie sytuacja, gdy do testów otrzymujemy urządzenie, już kiedyś testowane może wydawać się cokolwiek dziwna. Teoria ta jednak nie znajduje zastosowania zarówno w motoryzacji, jak i elektronice, gdzie nader często, na przestrzeni lat dany model przechodzi szereg modyfikacji, liftingów i udoskonaleń objawiających się pojawianiem się stosownych adnotacji w stylu kolejnych cyfr, bądź sygnatur sławnych „poprawiaczy”. Tak też, pamiętajmy, że nadal poruszamy się na gruncie czysto teoretycznym, powinno być w przypadku bohatera niniejszej recenzji – zintegrowanego wzmacniacza lampowego Ayon Spirit III, tym razem występującego w najnowszej, kolejnej inkarnacji. Najwidoczniej jednak właściciel marki – pan Gerhard Hirt miał na ten temat odrębne zdanie, gdyż o ile w przypadku topowego Krossfire’a ewolucję konstrukcji odzwierciedlały wzrastające numery (od 1 do 3) o tyle Spirit przez pewien czas podążał tą ścieżką (pierwszy pojawił się na naszym rynku w 2008r), jednak od 2011 był i nadal pozostaje trzeci i to pomimo dość radykalnych zmian natury konstrukcyjnej. Całe szczęście w przypadku niepewności, z jaką wersją mamy do czynienia pomocą powinni służyć zarówno pracownicy dystrybutora, jak i sam producent, którzy na podstawie numerów seryjnych udzielą rzetelnych informacji. O skali produkcji austriackiej manufaktury najlepiej świadczy to, że recenzowany w maju 2011r egzemplarz miał nr 01371 a najnowszy – tegoroczny (również majowy) 04191.
Przejdźmy jednak do konkretów. O ile pierwsza wersja wymagała od użytkownika pewnego zacięcia do majsterkowania i umiejętności obsługi miernika (konieczność manualnego ustawiania biasu, odczytywanie danych z punktów pomiarowych etc.) o tyle testowany poprzednio przeze mnie egzemplarz miał już zaimplementowany system autobiasu. Sekcja diagnostyczno-nastawcza lamp z przyciskiem, pięciopozycyjnym pokrętłem i czterema czerwonymi diodami w pewnym sensie załatwiała sprawę i praktycznie obsługa wzmacniacza wraz ze zużywaniem się lamp ograniczała się do zabawy potencjometrem regulującym bias. Najwidoczniej jednak takie rozwiązanie nie do końca satysfakcjonowało zarówno klientów, jak i samego konstruktora, gdyż w najnowszej inkarnacji na tylnej ściance znajdziemy jedynie diody informujące o ewentualnej awarii którejś z lamp a cały proces kalibracji został zautomatyzowany i stał się całkowicie bezobsługowy. Na pierwszy rzut oka widać również zmiany w użytych lampach. W 2008 roku Spirit (jeszcze bez żadnych dopisków) na swoim pokładzie dumnie prezentował kwadrę KT88 Electro Harmonixów i trójkę 12AU7A EH pracującą zarówno jako w stopniu wejściowym, jak i odwracaczu fazy, oraz w stopniu sterującym. W poprzedniej wersji 3-ki stopień wyjściowy opanowały jubileuszowe Shuguang Treasure Series KT88 (50th anniversary), a pozostałe stopnie JAN Philips 12AU7. Za to w najnowszej, będącej obiektem niniejszego testu wersji, kwadra KT88 sygnowana jest już logiem Ayona a tuż przy przełączniku trybu pracy umieszczono parę Tungsoli 12AU7, oraz parę lamp sterujących 6SJ7 NOS General Electric. W celu zachowania jak najlepszej kondycji lamp we wzmacniaczu oprócz obecnej już w poprzednich wersjach procedury automatycznego startu zaimplementowano podobną, jednak działająca podczas wyłączania urządzenia. Zmiana w ulampiowieniu wynika z faktu wykorzystania w Spiricie w sekcję przedwzmacniacza wziętą wprost z preampa Eris. Oznacza to nowe układy, oraz zupełnie nowy, elektroniczny tłumik sygnału z wyświetlaczem obok gałki siły głosu.
Skoro zatem doszliśmy do detali natury funkcjonalno – estetycznej pozwolę sobie ten temat kontynuować. Ze wzmacniaczami Ayona sprawa jest o tyle łatwa, że choć raz widząc jeden model i zakładając, że akurat nie dostaliśmy ataku pomroczności jasnej rozpoznanie producenta kolejnego modelu nie powinno nastręczać absolutnie żadnych problemów. Zaokrąglone boki, pancerne obudowy i chromowane „kubki” skrywające transformatory są tak charakterystyczne, że trudno o pomyłkę. Nie inaczej jest w przypadku Spirita III . Front to połączenie minimalizmu z funkcjonalnością. Regulator siły głosu po lewej i selektor źródeł po prawej rozdziela symetrycznie umieszczone czerwone, podświetlone logo producenta. Z nowości warto pochwalić wspominane przeze mnie już wcześniej niewielkie okienko wyświetlające siłę głosu (po zmianie nastaw w ciągu kilku sekund automatycznie wygaszane). Możliwość sterowania pilotem potwierdza oczko czujnika IR.
Ściana tylna czaruje niemalże bizantyjskim przepychem. Patrząc od lewej listę otwiera kontrolka informująca o poprawności polaryzacji wtyczki sieciowej, przełącznik Ground i trójbolcowe, zintegrowane z bezpiecznikiem zasilające IEC. Sekcję diagnostyczną składającą się z czterech czerwonych diod (oby nigdy się nie zapaliły) uzupełnia gniazdo serwisowe USB. Potężne, złocone i po prostu wyglądające jak ekskluzywna biżuteria terminale głośnikowe tak jak większości urządzeń lampowych posiadają odrębne przyłącza dla obciążeń 4 i 8 omowych. Ponieważ Spirit może pracować, jako końcówka mocy w przypadku doprowadzenia sygnału do wejść Direct In należy przestawić niewielki przełącznik hebelkowy ze standardowego trybu „Normal” w tryb „Direct”. Tuż obok bezpośrednich wejść na końcówkę ulokowano wyjścia z sekcji przedwzmacniacza, Dalej do dyspozycji użytkownik otrzymuje trzy pary wejść liniowych RCA i parę wejść zbalansowanych. Wyboru trybu pracy wzmacniacza (triodowy/pentodowy) dokonuje się przełącznikiem zlokalizowanym na płycie górnej tuż koło sekcji lamp wejściowych. I jeszcze jedno. Choć na zdjęciach Ayon prezentuje się w tzw. negliżu osoby obawiające się zarówno o lampy, jak i o zdrowie najbliższych i wszędobylskich milusińskich, bądź wszelakiej maści zwierzaków mogą spać spokojnie. W ogromnym, podwójnym kartonie, w jakim dostarczany jest obiekt niniejszego testu znajdą chromowane klatki, które można w ciągu kilkunastu minut przykręcić i w ten sposób zabezpieczyć lampy.
A teraz najważniejsze – brzmienie. Od pewnego czasu w „stajni” Gerharda Hirta zachodziły delikatne, acz zauważalne, szczególnie dla obserwatorów zaznajomionych z jego firmowym brzmieniem zmiany. Do ponadprzeciętnej dynamiki, szybkości i transparentności niewielkimi dawkami zostały wprowadzane muzykalność i soczystość barw. Nie oznacza to, że poprzednio ich nie było, jednak pojawiały się opinie, iż Ayonom daleko do stereotypowego, lampowego grania i spodziewanego przez słuchaczy ciepła tak nierozerwalnie kojarzonego z rozżarzonymi bańkami. Wprowadzone nuty słodyczy i podniesienie o kilka stopni temperatury przekazu nie spowodowało całkowitego zerwania z dotychczasową sygnaturą austriackiej manufaktury, lecz pozostając nadal w kręgu szybkości i transparentności otworzyło szersze możliwości doboru pozostałych elementów toru audio. Na samym wstępie jednak zaznaczę, iż praktycznie cały test przeprowadziłem w trybie pentodowym, gdyż zarówno Gaudery, jak i preferowany przeze mnie repertuar okazały się zbyt wymagające dla trybu triodowego. Co prawda niewielkie składy („La Tarantella – Antidotum Tarantulae” – L’Arpeggiata / Christina Pluhar) czarowały eterycznością i iście holograficzną sceną, jednak już nawet na „Lento” wokal Youn Sun Nah potrafił ulec delikatnemu uspokojeniu i stonowaniu. Za to w trybie pentodowym drobna Koreanka jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieniała się w kipiący energią wulkan. Jednak to był dopiero wstęp do tego, co miało nastąpić po przejściu na zdecydowanie bardziej energetyczny materiał. Poczynając od dalekiego od audiofilskiego wysublimowania albumu „American Idiot” Green Day a kończąc na dopieszczoną przez złotouchych z MFSL wersją „Countdown To Extinction” Megadeth za każdym razem dynamika oparta na niesamowitym drivie za przeproszeniem urywała tą część ciała, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Co prawda do poziomu reprezentowanego przez będącego moim mrocznym obiektem pożądania Ayona Crossfire’a w najnowszej odsłonie brakowało Spiritowi wiele, lecz patrząc na różnicę w cenach obu konstrukcji trudno byłoby się spodziewać, by jedna z najtańszych integr Ayona była w stanie zbliżyć się do modelu określanego przez samego producenta, jako zwieńczenie możliwości konstrukcji zintegrowanej, jako takiej.
Wracając jednak do testowanej propozycji dla audiofilów i melomanów, których system immunologiczny i zdrowy rozsądek nie osłabły na tyle, by lekką ręką wydać na amplifikację równowartość dwuletniej średniej krajowej. Spirit w najnowszej odsłonie oprócz wspomnianej genetycznie zaszytej energetyczności mogącej wyciągnąć z depresji nawet największego ponuraka oferuje coś, czego trudno było spodziewać się po produktach wychodzących spod ręki Gerharda Hirta – pewnego wyrozumienia i humanitaryzmu przy odtwarzaniu nie do końca wybitnie, bądź czasem nawet ledwo akceptowalnie zrealizowanych nagrań. Bądźmy szczerzy. Przecież oprócz wycyzelowanych i referencyjnych nagrań w naszych płytotekach znajdują się albumy, które trzymamy głównie ze względu na pozamuzyczne wspomnienia, bądź zwykły sentyment i oczywiście na zapisaną na nich świetną muzykę. I właśnie wprowadzone w najnowszej inkarnacji testowanego wzmacniacza zmiany ułatwiają, bądź nawet umożliwiają powrót do tych lekko zakurzonych nagrań. Nadal oczywiście słychać miernotę realizacji, jednak nie przesłania ona radości wynikającej z obcowania z nagraniami np. ściśle związanymi z nasza młodością. Sięgając po niezwykle irytujący cykającymi wysokimi tonami „Pump” Aerosmith, czy nieposiadający chyba żadnych cech mogących zakwalifikować go do miana pretendenta, do jakości HiFi „Keeper of the Seven Keys” Helloween miałem pewne i to oparte na wcześniejszych doświadczeniach, obawy związane z możliwym do wytrzymania czasem odsłuchu, podczas którego irytacja związana z mankamentami natury brzmieniowo-realizatorskiej przerodzi się w chroniczną migrenę. O dziwo nic takiego nie nastąpiło. Co prawda w międzyczasie dokonałem delikatnej korekty użytego okablowania i Neytony zostały zastąpione oferującym większe nasycenie i muzykalność setem Organica, ale oba ww. albumy dały się w całości wysłuchać.
W bardziej cywilizowanych nagraniach, choć nadal obfitujących w sybilanty („Before Sunrise” Robert Kubiszyn i „Szeptem” AMJ) popisy wokalne Anny Marii Jopek nadal można było rozpatrywać jedynie w kategoriach spektakularności i niesamowitych możliwości ludzkiego głosu, lecz zamiast irytujących szelestów, mlaśnięć i odgłosów mogących zainteresować jedynie foniatrów a będących niejako znakiem firmowym „Anomalii” z głośników dobiegał piękny kobiecy śpiew, w którym na pierwszym planie były emocje i piękno nastrojowej muzyki. Oczywiście wszelkiego rodzaju audiofilskie smaczki i tak bardzo pożądany przez audiofilów plankton były obecne, lecz nie pretendowały do miana głównych wydarzeń, dzięki czemu kreowanie efektów przestrzennych i oddanie akustyki pomieszczenia, w jakim dokonano realizacji nie pozostawało jedynie w kręgu wyobrażeń, lecz było namacalnym i bezdyskusyjnym elementem spektaklu.
W porównaniu z włoskim Synthesisem R753AC Ayon nadal, szanując dokonania swoich protoplastów akcent kładł w pierwszej kolejności na kontur a dopiero potem na wypełnienie i fakturę instrumentów, dźwięków i generalnie tkankę muzyczną, jednak proszę o rozpatrywanie powyższego zdania jedynie w kategoriach uwagi określającej charakter urządzenia a nie zalety, bądź wady, gdyż interpretacja w głównej mierze zależeć będzie od preferencji słuchacza i to jemu przypadnie decyzja o przejściu wzmacniacza do dalszej rundy, czy też skreślenia go z listy ewentualnych faworytów. Moim, nad wyraz subiektywnym zdaniem, miłośnicy gitarowej wirtuozerii nie powinni czuć się zawiedzeni. Utwór „Through the Fire and Flames” Dragon Force z albumu „Inhuman Rampage” będący m.in. przekleństwem graczy „Guitar Hero III: Legends of Rock” odtworzony został z iście laserową precyzją i niewyobrażalną dla zwykłego śmiertelnika wirtuozerią.
Osobiście zmiany jakie zaszły w brzmieniu najnowszych modeli Ayona mogę jedynie rozpatrywać w kategoriach postępu i swoistej ewolucji. Zachowując to, co było dobre, bądź doskonałe w przeszłości Gerhard Hirt dopełnił soczystą tkanką i szeroko pojętą muzykalnością. W dodatku starał się jak najbardziej ułatwić życie technicznym ignorantom, by dokonując wyboru kierowali się jedynie własnym słuchem a nie skupiali się na obecnie zupełnie pomijalnych zagadnieniach związanych z wykorzystaną technika, czy to lampową, czy tranzystorową. W końcu wzmacniacz ma przede wszystkim grać i … wyglądać. A nie da się ukryć, że Ayon Spirit III spełnia oba kryteria.
Tekst i zdjęcia: Marcin Olszewski
Dystrybucja: Nautilus
Cena: 15 900 zł
Specyfikacja techniczna
Rodzaj pracy końcówki: trioda lub pentoda
Lampy: KT 88
Impedancja obciążenia: 4 lub 8 Ω
Pasmo przenoszenia (+/- 3 dB): 12 Hz-60 kHz
Moc wyjściowa (tryb pentody): 2 x 55 W
Moc wyjściowa (tryb triody): 2 x 35 W
Impedancja wejściowa (1 kHz): 100 kΩ
Stosunek S/N (przy pełnej mocy): 80 dB
Przydźwięk: 0,003 V
Sprzężenie zwrotne: 0 dB
Regulacja siły głosu: potencjometr
Zdalne sterowanie: tak
Wejścia: 4 x liniowe, 1 x direct
Wymiary (WxDxH): 460 x 340 x 260 mm
Waga: 31 kg
System wykorzystany w teście:
– CD/DAC: Ayon 1sc
– DAC: Eximus DP1
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
– Wzmacniacze zintegrowane: Electrocompaniet ECI 5; Synthesis R753AC
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Acrolink 7N-A2050 III; Acrolink 7N-A2200 III; Neyton Nuernberg NF
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Neyton Hamburg LS
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; GigaWatt LC-1mk2
– Listwa: GigaWatt PF-2 + kabel LC-2mk2; Amare Musica Silver Passive Power Station
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Solid Tech Disc of Silence, Iso Clear, Feet of Silence