1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Bakoon SATRI EQA-12R

Bakoon SATRI EQA-12R

Zauważalny wzrost zainteresowania analogiem sprawił, że duża część braci audiofilskiej posiada w swoich systemach co najmniej jedno źródło, nie przebierając w słowach, drapiące płytę. Jedni dla przyjemności obcowania i związanej z obsługą celebry, inni jako coś nietuzinkowego, mogącego zaskoczyć znajomych wizytujących ich progi, a jeszcze inni tylko dlatego, że wypada mieć. Do której grupy się zaliczamy jest nieistotne, jednak jako wspólny mianownik jawi się phonostage, umożliwiający jakąkolwiek współpracę z resztą systemu. Ten drobny problem można rozwiązać na kilka sposobów: posiadamy takowe pre w postaci płytki zaimplementowanej we wzmacniaczu, dłubiemy coś samemu w oparciu o sporą ilość projektów w sieci (często bardzo dobrych), lub nabywamy, jako osobne urządzenie uznanego producenta, podnosząc prestiż naszego zestawu audio. Wszystko zależy od zasobności kieszeni i potrzeb. Naprzeciw oczekiwaniom osób wybierających trzecią opcję wychodzi wiele znanych i dopiero wschodzących firm. Oczywiście każdy rynek ma swoich faworytów rozdających karty i przebicie się nowej manufakturze przez otaczający znanych graczy mur, jest ciężkim zadaniem. Nie da się pójść na skróty, mamiąc byle czym, byle jak i byle dużo, tylko trzeba rozważnie celować w odpowiedni sektor, proponując przy tym coś zaskakująco dobrze grającego. Skończyły się czasy kupowania co popadnie bo tanie, ponieważ wyedukowana i wymagająca klientela swoimi portfelami szybko zweryfikuje próbę nabicia ich w butelkę.

Jako że większość osób ze mną zaprzyjaźnionych zna moją słabość do gramofonu co jakiś czas dystrybutorzy proponują mi do testu swoje propozycje właśnie z tego obszaru tematycznego i jeśli tylko jest cień szansy usłyszenia czegoś ciekawego i intrygującego, to chętnie wpinam taką nowinkę w swój system. Mając obiecane kilka pozycji znanych marek, spokojnie przygotowywałem się na tegoroczną wystawę Audio Show, będącą świętem miłośników dobrego brzmienia, gdy doszły mnie słuchy, iż na krajowym rynku, za sprawą wrocławskiego dystrybutora Moje Audio pojawił się nowy gracz – Bakoon Products International z Korei Południowej. Ta „jesienna nowalijka” na naszym polskim, audiofilskim stole, posiada w swojej ofercie różne produkty jak: wzmacniacz zintegrowany, zasilacz akumulatorowy, dwa phonostage gramofonowe, wzmacniacz słuchawkowy, oraz akcesoria w postaci platform antywibracyjnych. Nie czekając na odzew rynku i pierwsze opinie mogące wpłynąć na moje pierwsze spostrzeżenia, postanowiłem czym prędzej przetestować jedno z oferowanych przez nią urządzeń we własnym systemie. Koreański producent proponuje klientom dwie wersje przedwzmacniacza gramofonowego, z których do mnie trafiła wersja oznaczona jako „Reference”.

SATRI Phono Preamplifier EQA-12R to niewielkich rozmiarów, lecz dosyć ciężka (4 kg) wykonana z aluminium kwadratowa „skrzynka” z zaokrąglonymi narożnikami, której design dość luśno nawiązuje do MiniMaców. Całość polakierowano na czarno techniką proszkową a górną i dolną płaszczyznę obudowy lekko wydłużono, sprytnie ukrywając w tak powstałej wnęce zestaw niezbędnych przyłączy. Jako dodatek podkreślający ekskluzywność i bezkompromisowość wersji „Reference”, dołączono w komplecie równie masywną, uzbrojoną w wysokie kolce platformę antywibracyjną. Zestaw przedwzmacniacza z platformą tworzy na tyle zgrabną kompozycję wizualną, że większości nabywców z marszu powinien przypaść do gustu, a i główna instancja weryfikująca pod postacią płci przeciwnej, spojrzy na to przychylnym okiem. I proszę nie mówić, że „nie ważne jak wygląda…. bla,bla,bla”, ponieważ znam kilka osób, które dla świętego spokoju musiały odpuścić wiele wysmakowanych brzmieniowo komponentów audio.
Wracając do naszego bohatera, jeśli nawet pojawi się drobna niepewność co do projektu plastycznego, to po kilkudniowym kontakcie i próbach wpasowania się w system, odchodzi ona w niepamięć i zaczynamy dostrzegać plusy tej niedużej, ale jakże zgrabnej konstrukcji. Nie zaburzając spokojnego wyglądu, phono EQA-12R zostało wyposażone tylko w niezbędne, znajdujące się na tylnym panelu przyłacza wejściowe i wyjściowe RCA, śrubę uziemienia, gniazdo zasilania i terminale BNC – dedykowane wyjście sygnału z SATRI do wzmacniacza zintegrowanego znajdującego się w ofercie marki Bakoon – coś w rodzaju firmowej magistrali, zapewniającej najlepsze wartości soniczne. Na lewej ściance usytuowano mały włącznik hebelkowy, który w pozycji ON automatycznie odcina urządzenie od zasilania z sieci, pozwalając jedynie na pracę z wbudowanego wewnątrz akumulatora. Proszę się nie obawiać, bowiem inżynierowie pomyśleli o analogowych długodystansowcach i trwające 5 godzin naładowanie, pozwala na 25–cio godzinne granie bez przerwy. Osobiście potrafię słuchać nawet pół nocy, ale cała doba jest wyczynem ocierającym się o Księgę Guinessa i nie sądzę, że by osoba o zdrowym podejściu do życia, miała zamiar bić rekordy w tej dyscyplinie. Płyta czołowa podobnie do całości jest oazą spokoju, na której po lewej stronie nadrukowano pomarańczowe logo, pod którym znajdują się dwie diody: bursztynowa i czerwona. Pierwsza informuje nas o gotowości do działania, a druga zawiadamia o potrzebie nakarmienia urządzenia życiodajnym prądem, ładującym wewnętrzny akumulator.  Jak wspomniałem, nie da się używać phonostage’a na zasilaczu sieciowym, co pokazuje ortodoksyjne podejście konstruktora do tematu. Sam zasilacz nie jest zbyt okazały, ale jego rola ograniczona tylko do postojowego ładowania baterii, zwalnia go od zastosowania rozbudowanej konstrukcji. Aby górna płyta nie była monotonna, w jej lewym tylnym rogu wygrawerowano logo firmy. Mimo że EQA-12R jest przedwzmacniaczem przystosowanym do wkładek MM i MC, na zewnątrz nie znajdziemy żadnych przełączników. Wszystkie możliwe zmiany ustawień, którymi są dopasowanie do odpowiedniego typu wkładki i trzy wartości wzmocnienia, wykonuje się dopiero po uprzednim odkręceniu dolnej płyty i zmianie położenia odpowiednich zworek. Trochę uciążliwe, ale robimy to raz i zapominamy o temacie, a przy okazji nic nie szpeci ogólnego wyglądu zewnętrznego. Tak się złożyło, że ustawienia fabryczne idealnie wpasowały się w oczekiwania mojego toru gramofonowego i z miejsca zacząłem niezobowiązujące granie w tle w ramach niezbędnej akomodacji.
 
Byłem bardzo ciekaw, czym Bakoon zauroczył dystrybutora z Wrocławia, że zdecydował się wprowadzić na nasz rynek niemalże całkowicie nieznaną markę i w dodatku startując z wysokiego pułapu. Wiedziałem jednak, że właściciel Moje Audio zna świat analogu od podszewki i zwykłe „hokus pokus”, nawet jeśli autorem projektu jest Japończyk nie wystarczy. Tak, tak, phonostage’a ma potrzeby producenta z Korei Południowej zaprojektował mieszkaniec kraju Samurajów. Oczywiście to nic nie znaczy, jednak cały świat patrzy na Japonię i znając ich zamiłowanie do pięknego brzmienia, prawie każdy ich pomysł należy z „rozdzielnika” sprawdzić, gdyż jeśli już coś robią, to wkładają w to całą swoją dusze i serce. Wstępne rozmowy z dystrybutorem o bateryjnym zasilaniu i izolującej od wibracji podłoża platformie, napawały optymizmem, ale nauczony, że „Każda pliszka swój ogonek chwali” zostawiłem sobie margines na przefiltrowanie usłyszanych superlatyw przez mój, nad wyraz subiektywny, punkt widzenia. Już wiele razy nauszna weryfikacja gloryfikujących jakieś urządzenie opisów, kończyła się w najlepszym wypadku stwierdzeniem „jest potencjał” i to tylko z czystej sympatii do dostawcy, lub uniknięcia oziębienia stosunków międzyludzkich. Z nadzieją, że nie będę musiał robić kurtuazyjnych uników, przystąpiłem do głębszego przyjrzenia się koreańskiemu EQA-12R.

Kładąc pierwszą rygorystycznie traktowaną w odsłuchu płytę na talerz, często nachodzi mnie obawa totalnej porażki. Po doświadczeniach z kilkoma świetnie grającymi preampami, zastanawiam się z jakiej strony pokaże się testowane urządzenie. Zawsze utożsamiam się z konstruktorem i bardzo mu kibicuję, jednak, jeśli coś idzie nie tak, staram się pokazać gdzie tkwi problem. Czasem efekt końcowy podporządkowany jest jakiejś myśli przewodniej, jakiemuś konkretnemu rozwiązaniu technicznemu, co często ma swoje uzasadnienie w docelowych systemach i wtedy takie uwagi należy traktować jako informacje o odstępstwach od głównego nurtu dźwięku analogowego. Innymi słowy – konstruktor tendencyjnie nadaje wyraźny sznyt swoim produktom, celując w odpowiednie upodobania lub potrzeby określonej grupy miłośników takiej, a nie innej estetyki brzmieniowej. Wiadomo, że co system to inne warunki i sposoby na uzyskanie synergii, która i tak jest wypadkową wrażliwości samego audiofila. W przypadku japońsko – koreańskiego pomysłu na wydobycie z czarnej płyty wszystkiego co najlepsze, nie usłyszałem żadnych, odstających od kanonu zabiegów umilających słuchanie, co bardzo mnie ucieszyło. W ramach wstępnych taktów muzyki, z posiadanych zasobów wybrałem koncertową dwu-krążkową nowo tłoczoną płytę Enrico Ravy ze Stefano Bollanim, Markiem Turnerem, Larrym Grenadierem, Paulem Motianem zatytułowaną „New York Days”. Pomyślałem, że tak dobrze zrealizowany materiał, pozwoli nam nawiązać nić przyjaźni na dalsze odsłuchy i nie myliłem się, gdyż zostałem zaproszony do pierwszego rzędu niczym rasowy VIP. Przekaz muzyczny zaczynał się na linii kolumn, zwiększając tym namacalność i realizm instrumentów napędzanych zawartością płuc artystów. Nie odczuwamy przy tym zagęszczenia głębokości sceny, która oferuje sporo miejsca dla formacji z drugiego rzędu. Czuć wyraźną gradację planów, umiejętnie rysowanych przez czującego o co w tej całej zabawie chodzi realizatora. Testowany, filigranowo wyglądający preampik, gra bardzo dojrzałym, otwartym i namacalnym dźwiękiem, a przy tym na tyle wciągającym, że już pierwsza płyta zmusiła mnie do konfrontacji, z nadal nieodesłaną dystrybutorowi dwa razy droższą Therią RCMu (o tym później). Swoboda i otwartość EQA-12R w górnym zakresie, daje dość rzadko spotykany efekt napowietrzenia obrazu muzycznego, nie popadając przy tym w męczącą natarczywość, mogącą w skrajnych przypadkach wprowadzać zniekształcenia. Środek, równie wyczynowy jak góra, to świat informacji na tle niesamowicie smoliście czarnego tła. Nasycenie (nie mylić z dociążeniem) instrumentów daje trójwymiarowy obraz, w którym uczestniczymy tu i teraz, gdzie bez żadnych półśrodków dostajemy na wyłączność spacerujących podczas koncertu artystów. Dopełnieniem całości jest zaskakująco twardy i niski bas, który swoje walory odkrywa na płytach z frontmanami uzbrojonymi w kontrabas. Nie omieszkałem zaznać tej uczty i położyłem na talerzu „December Poems”  znanego chyba wszystkim Garego Peacocka, którego w kilku kompozycjach na saksofonie wspomaga Jan Grabarek. Niedostępne dla wielu kontrabasistów karkołomne linie melodyczne wybrzmiewały z dużą czytelnością, gdzie nawet najdelikatniejsze szarpnięcia, czy otarcia strun o gryf, były pełnoprawnym elementem realizacji, a każdy akord był rysowany twardą i ostrą kreską. Koreańczyk nie gra plamami, ale nie jest też sztucznie wyostrzony. Wszystkie wymienione aspekty podaje odbiorcy w zarezerwowany dla analogu gładki i barwny sposób. Czy to płyty z nagraniami wokalnymi, składy jazzowe, czy klasyka, wszystko zostało odtworzone na bardzo wyśrubowanym, prezentowanym przez nieliczne urządzenia poziomie dźwięku. Obecne na scenie źródła pozorne, są w perfekcyjny sposób zawieszone pomiędzy kolumnami, a każde z nich idealnie obrysowane i nasączone ciepłem formatu analogowego. Nie złapałem phonostage’a EQA-12R na wpadce zapiaszczenia górnego pasma – jako konsekwencję ponadprzeciętnej czytelności, czy zlewania się niskich składowych w utworach z podkręconym basem. Wszystko brzmiało tak, jak zaplanował gość od suwaków przy stole masteringowym. Jak mają być głośne blachy w solówkach free jazzowych, to takie są, ale bez krztyny ziarnistości, a gdy do głosu dochodzi rozjuszony feelingiem Gary Peacock , to oprócz pudła wyraźnie słyszymy metalowe struny strzelające po mocnych szarpnięciach o progi na gryfie. Środkowe pasmo nie odstając od reszty, mimo nasycenia, również ani przez chwilę nie dało odczuć pogorszenia czytelności przekazu. Żeby to zweryfikować zaprosiłem na krótki recital panią Medeleine Peyroux z „Careles Love”. Ten nosowo zarejestrowany materiał, jest dobrym testem rozdzielczości środka pasma. Dla świętego spokoju do współpracy zatrudniłem jeszcze inną wokalistkę – Jacinthę, która swym dwupłytowym audiofilsko wytłoczonym albumem zatytułowanym „Here’s To Ben”, pozwala skontrolować stan górnych dróg oddechowych, wydając przy tym nieskończoną masę odgłosów, które przy przeciętnej rozdzielczości przedwzmacniacza, pozostają nienaruszone w rowku płyty winylowej. Każda taka nieudana próba złapania Koreańczyka na błędzie zbliżała mnie do napisania słów: „To jest bardzo dobry, wysoko zawieszający poprzeczkę przedwzmacniacz gramofonowy”.

Jak wspominałem, EQA-12R na tyle mnie zaintrygował, że postanowiłem skonfrontować go z urządzeniami z innej ligi – stacjonującą jeszcze u mnie THERIĄ RCMu i tkwiącym w pamięci phonostagem Phasemation, na co w pełni zasługiwał. Teoretycznie Koreańczyk stał na straconej pozycji, ale to nie była porażka jako taka. On robił swoje tak dobrze, jak tylko mógł, biorąc pod uwagę na ile go wyceniono. Wszystkie atuty droższych przeciwników nie deprymowały go a jedynie wskazywały gdzie tkwią jeszcze pokłady niewykorzystanego potencjału. Jeśli miałbym określić sposób obróbki sygnału poprzez bohatera niniejszego spotkania, to otwartością grania plasuje się pomiędzy Japonią (Phasemation) i rodzimym RCM-em. Niestety obaj konkurenci pokazują jak można jeszcze „napompować” dźwięk, prezentując materiał muzyczny ze zdecydowanie większym rozmachem i swobodą na przepastnie rozciągniętej w głąb scenie, która zdaje się być ograniczona jedynie ścianami za kolumnami. Japończyk swą rozdzielczością bardzo zbliża się do cyfry, oczywiście zachowując przy tym przez cały czas gładkość i ciepło. Katowicka THERIA gra bardziej dociążonym, ciemniejszym dźwiękiem, wprowadzając pożądany efekt analogowej faktury, którą docenimy, zapewniając jej odpowiednio wyrafinowany set towarzyszący.  Dodatkowo Phasemation i Theriaa w swojej prezentacji mają jakąś rzadko spotykaną eteryczność, która pozwala nas zaczarować, zwiększając trójwymiarowość źródeł pozornych. Coś takiego rzadko się zdarza, ale jak już wystąpi, jedynym argumentem do rezygnacji z takiego ”faktora X” jest zasobność portfela.

Dla wielu odbiorców powyższe uwagi mogą uchodzić za drobnostki, ale za takie właśnie drobnostki słono się płaci. Jednak biorąc pod uwagę wyznacznik relacji ceny, do jakości oferowanego dźwięku, firma Bakoon Products International ma przewagę nad konkurentami. Gra otwarcie, bez owijania w bawełnę, nasyconymi kolorami, fundując nam miejscówkę w najlepszym miejscu – czyli pierwszym rzędzie sali koncertowej i kosztuje o połowę mniej. W High-Endzie nawet małe kroczki w kierunku poprawy generują spore wydatki i posiadając środki na koncie, nabywamy to co najlepsze. Jednak dysponując kwotą 19 500 złotych, widzę bardzo mocnego, ciężkiego do pokonania w bezpośrednim odsłuchu dla wielu znanych w konstrukcji konkurenta. Zdobywający nasz rynek bohater niniejszego testu, może zakończyć poszukiwania już na pierwszym urządzeniu, i audiofilom poszukującym czegoś ciekawego, radziłbym skontaktować się z wrocławskim dystrybutorem Moje Audio w sprawie SATRI Phono Preamplifier EQA-12R.

Jacek Pazio

Dystrybucja: Moje Audio
Cena: 19 500 zł

Dane techniczne:
Obsługiwane typy wkładek: MC (EQA-12) / MC lub MM (EQA-12R)
Impedancja wejściowa: 10 Ω (MC) / 47 kΩ (MM)
Wyjścia: 1 SATRI-LINK (BNC), 1 Voltage (RCA)
GainHigh / Medium / Low (przełączany jumperami )
Typ baterii: Li-ion
Orientacyjny czas pracy: 25 hours approx.
Orientacyjny czas pełnego naładowania baterii: 5 h.
Wymiary: 195 mm (W) x 195 mm (D) x 40.5 mm (H)
Waga: 4.0 kg

 System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
Kolumny: Bravo Consequence+
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: Rogoz Audio
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MKII
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM „THERIAA”
        
       

Pobierz jako PDF