Opinia 1
Zanim przystąpię do wprowadzania Was w temat dzisiejszego spotkania, chcę wszystkich lojalnie ostrzec. Przed czym? Nie spoglądajcie jeszcze na fotki, tylko zapoznajcie się z co prawda tylko wzrokowymi, ale pochodzącymi od jadających chleb z niejednego pieca mocno zaangażowanych w sprawy audio audiofilów opiniami na clou programu. „To jest chore”, „Przerost formy nad treścią”, „Szaleństwo w czystej postaci”, „Całkowity idiotyzm” to tylko krótki wycinek pojawiających się opinii czy to w Internecie, czy w rozmowach kuluarowych ze znajomymi. Nie będę owijał w bawełnę, może nie byłem tak drastyczny w określeniu własnych refleksji – przecież zabawa w ekstremalny High End dawno już nauczyła mnie wstrzemięźliwości w ferowaniu wyroków czy, coś jest lub nie jest niemożliwe, ale lekki wewnętrzny ubaw udało mi się zaliczyć. Wewnętrzny dlatego, że pierwszy kontakt z – ok, zdradzę bohatera dzisiejszego przedprodukcyjnego testu – z prezentowanymi kablami zasilającymi, zaliczyłem będąc w gościnie u producenta, a kindersztuba jaką wyniosłem z domu, nie pozwalała na zbytnią emanację kłębiących się w moim wnętrzu radosnych myśli. Jednak mimo to, w naszej rozmowie moje szare komórki prawie natychmiast wygenerowały ofertę testu. Kalkulując zmierzenie się z rzeczonymi drutami oczywiście spodziewałem się lekko prześmiewczego odzewu świata audio, ale będąc zaprawiony w bojach, bez problemu zaproponowałem swoje recenzenckie zaangażowanie. Ustaliliśmy, że gdy tylko przewody, a tak szczerze mówiąc dwumetrowe, około 12 kilogramowe anakondy o średnicy nadgarstka Mariusza Pudzianowskiego, się wygrzeją, odwiedzą moją samotnię. Tak więc po tej krótkiej historii jak doszło do naszego zderzenia się ze wspomnianym wcześniej w opiniach „szaleństwem w czystej postaci”, mam przyjemność oświadczyć, że ową zemstę przemysłu kablarskiego na moim systemie audio wdraża do produkcji i dostarczył do testu nie kto inny, jak twórca zbierających pozytywne opinie kolumn BAUTA. Ale najbardziej intrygujące w tym wszystkim jest to, że za wspomnianą marką stoi znany szerokiej rzeszy kochających muzykę przedstawicieli gatunku homo sapiens laureat nagrody Grammy Jacek Gawłowski. To zaś wyraźnie pokazuje, że tylko odrobina dobrej woli dzieli każdego producenta muzycznego od momentu zrozumienia faktu, iż każdy element toru audio (elektronika, okablowanie i wszelakie akcesoria) mają kolosalny wpływ na wynik dźwięku naszej domowej układanki. Ale OK. Nie drażnijmy branży produkcyjnej, bo zemszczą się przy konsoletach mocniej podkręcając gałkę „loudness” i całkowicie odetną nas od dobrze zrealizowanej muzy. Puentując ten trochę rozrywkowy w przekazie wstępniak zapraszam Was na spotkanie z naprawdę robiącymi piorunujące wrażenie organoleptyczne prototypowymi kablami zasilającymi BAUTA POWER CABLES.
Strofa wizualizacyjna z racji bardzo prostej funkcji i równie prostego, jeszcze przed-produkcyjnego stanu testowanych kabli będzie niezwykle krótka. Z tego co udało mi się dowiedzieć, wewnątrz znajdują się wykonane na indywidualne zamówienie w ściśle zaprojektowanym splocie trzy ekranowane żyły. Ale proszę się nie obawiać, zostałem zapewniony również, że ocierająca się o szaleństwo średnica sieciówki nie jest fundującym nam ponadczasowe wrażenia organoleptyczne ubraniem jej w wąż ogrodowy, tylko wynikiem zastosowania jak wspomniałem trzech, mających średnicę kciuka miedzianych, ekranowanych splotów, na które naciągnięto widniejącą na fotografiach czerwoną koszulkę, co oznacza, że gro wagi stanowi sama miedź. Jeśli chodzi o biżuterię przyłączeniową, w modelu testowym zastosowano topowe wtyki japońskiej marki Oyaide. Na koniec bardzo ważna z punktu widzenia potencjalnego klienta informacja. Chodzi mianowicie o fakt ich implementacji. Tak się złożyło, że jestem pierwszym użytkownikiem testowanych tworów, który nie zestawiając urządzeń ze stolika podjął się próby ujarzmienia anakond w istniejącym już środowisku sprzętowym. I wiecie co? Nie jest to łatwe, ale jak widać na prezentowanych zrzutach z aparatu da się zrobić. Jest tylko jeden warunek. Od strony podłączenia do sieci kable marki Bauta żyją swoim życiem, co oznacza, że do każdego z osobna musicie doprowadzić indywidualne gniazdo. Niestety nie ma szans wpięcia kilku w jedną listwę. Ale kto powiedział, że w High Endzie będzie łatwo.
Gdy prześledzicie moje zmagania z opisywaną miedzianą materią od pierwszego kontaktu do momentu wpięcia drutów w system, z pewnością zrodzi się u Was co najmniej jedno zasadnicze pytanie: „Czy było warto?”. Cóż. Przyznam się szczerze, że mając już spore doświadczenie w dziedzinie przesyłu prądu padające czy to od dystrybutorów, czy też producentów stwierdzenie, że ich podopieczni są muzykalni, natychmiast lokuję to w sferze co prawda bardzo przyjemnego, ale jednak uśredniania przekazu muzycznego. Najczęściej tracimy kontur na basie, rozdzielczość w środku pasma i lekkie temperowanie górnego zakresu. Oczywiście wszystkie zmiany zależą od tego, jak „muzykalne” owe druty są, ale spokojnie mogę powiedzieć, że opisywany aspekt tracenia czegoś jest standardem. I gdy podobny tekst usłyszałem od Pana Jacka Gawłowskiego, trochę obawiałem się doświadczanej dotychczas prawdy. Na szczęście gdy dla jednego prawda tonizująca jest niedopuszczalna, dla innego jest ratunkiem, dlatego też nie maiłem większych obaw, jak wybrnąć z tematu podczas testu. I co? Niestety nie przychodzi mi do głowy inne określenie jak pozytywny „Zonk”. Cały włożony w aplikację bohaterów testu w system wysiłek został wyśmienicie zrekompensowany, a dodam, że proces wdrażania czerwonych mieczy świetlnych do poziomów gniazd poszczególnych urządzeń zajął mi prawie trzy godziny. Bauta Power Cables grają w estetyce swojej aparycji. A to oznacza, że niosą ze sobą niespotykaną ilość wypełnienia na środku i basie. Ale nie odbywa się to na zasadzie pogrubiania obu zakresów – to właśnie kończy się zaokrąglaniem, tylko oferują cos na zasadzie wypełnienia tego samego pojemnika ołowiem zamiast dotychczasowej stali. Nie wiem, czy dobrze to odbieracie, dlatego próbując uświadomić Wam ów efekt, posłużę się przykładem. Nie pierwszym z brzegu, gdyż jego mankamenty realizacyjne mogły by zaburzyć mój przekaz, tylko majstersztykiem produkcyjnym, którego notabene słuchałem podczas wizyty u producenta. Chodzi mi o płytę Michela Godarda „A Trace Of Grace”. Pierwszym co zapragnąłem sprawdzić była prezentacja elektrycznej gitary basowej .Tak, tak, Godard połączył muzykę dawną z instrumentarium współczesnym i powiem Wam, wyszło to znakomicie. Ale ad rem. Gdy słucham jej na swoim okablowaniu, dostaję bardzo mocno zarysowaną frazę dźwiękową z pełną informacją o ataku, twardości strun i ich wybrzmieniach. To jest idealnie wycięty z tła instrument z fantastyczną według mnie masą. I gdy bardzo obawiałem się o końcowy efekt zwiększenia jej wypełnienia, okazało się, że konstruktor w pełni nad nią panuje. Nie odczułem jej zmiękczenia, tylko przy głośniejszym graniu coś na zasadzie wyginania się ścian jak w jednej z części kultowego filmu „Matrix”. Bardzo ciekawe, ale pokazujące, że da się dociążyć dźwięk bez zamulania uczucie. Idźmy dalej. Wokal. Śpiewająca w tej kompilacji pani bez względu na fakt, jak infantylnie to odbieracie, produkuje się z pełnego gardła i gdy najczęstszym efektem majstrowania przy ciężarze grania danej układanki jest zejście tonacji artystki o oczko niżej, w tym przypadku uzyskałem jedynie wygładzenie jej przekazu, nic więcej. A najlepsze jest w tym wszystkim to, że instrumenty pracujące w tym paśmie w przeciwieństwie do diwy czerpały z dobrodziejstw inwentarza Bauty pełnymi garściami, tylko w sposób podobny do opisywanego przed momentem nadającego rytm muzyce wiosła. Ciekawe? Dla mnie owszem. Ale, ale, mam jeszcze jednego asa w rękawie. Chodzi mi o górne rejestry i ogólny oddech generowanej muzyki. Na pierwszy rzut ucha wydaje się, że wysokie tony jakby się cofały, jednak po kilku nagranych w kubaturze kościelnej, ale słabiej zrealizowanych płytach okazało się, że owe wycofanie spowodowane jest nabraniem dosadności przekazu. Seria utworów wyraźnie uświadomiła mi, że przy opisanym sznycie grania rozdzielczość nie została nawet dotknięta, a pierwszym co za nią odpowiada jest regulująca ilość światła na scenie jakość górnych rejestrów, dlatego staję po ich stronie. To jak odebrałem cały materiał? Dostałem swój codzienny wzorzec, tylko w nieco ciemniejszym i w gęstszym wydaniu. I patrząc na całość testu z perspektywy plusów i minusów, owa gęstość jest jedynym, na co należy zwrócić uwagę podczas szukania synergii swojego zestawiania. Reszta w stu procentach spełnia wymogi jakości sonicznej pułapu cenowego, na jakim producent pozycjonuje testowane kable. Na tym zakończę ten test. To jednak są kable i do tego sieciowe. Dlatego to, co napisałam, proszę filtrować przez pryzmat wolumenu występowania zmian. Przeciwnicy po przeczytaniu mojego tekstu z pewnością popukają się w głowę, jednak jeśli macie jakieś pozytywne doświadczenia w tej materii – chodzi mi jedynie o sam fakt występowania zmian, zapewniam, że powinniście pozytywnie się zaskoczyć.
Czy widzę jakiś potencjalnych klientów na testowane kable? Owszem, ale są pewne obwarowania. Raz – w swym audiofilskim szaleństwie muszą być otwarci na wszystko, a dwa – za szafką ze sprzętem powinni mieć sporo miejsca. I gdy sądzicie, ze to wyklucza zdecydowaną większość populacji melomanów, jesteście w błędzie, gdyż producent już przed spotkaniem ze mną gościł kilku zainteresowanych swoim produktem osobników. Jak to możliwe? Powiem tak – to co oferuje produkt BAUTA POWER CABELS i co osobiście miałem przyjemność przeżyć, warte jest poświęcenia każdego wysiłku, by te monstrualne sieciówki wylądowały w okowach ich samotni.
Jacek Pazio
Opinia 2
Początkowo podtytuł tej mini recenzji miał brzmieć „czy jest na sali lekarz”, ale po dłuższym namyśle uznaliśmy, ze skoro zajmujemy się tytułowymi przewodami to dla większości nieskażonej audiofilsko populacji niezaprzeczalnie nadajemy się do hospitalizacji w którymś z zamkniętych zakładów dla obłąkanych i nerwowo-chorych. Cóż … po pierwsze nikt nie obiecywał nam, że ścieżka, którą obraliśmy będzie usłana różami a po drugie, my również nigdy nie deklarowaliśmy, że jesteśmy do końca normalni. Dlatego też w ramach rozluźnienia proponujemy Państwu spotkanie z prototypowymi wersjami rodzimych przewodów zasilających Bauta Power Cable.
Z reguły wszelakiej maści audiofilskie okablowanie i inne voodoo gadżety wychodzą spod rąk osób, które słyszą, niekoniecznie głosy, ale słyszą to, czego inni usłyszeć nie są w stanie. W dodatku ich objawieniami emocjonuje się wyłącznie segment konsumencki Hi-Fi i High-Endu a branża pro-audio jedynie z politowaniem kiwa głową, stwierdza, że głupich nie sieją i wraca do swoich codziennych zajęć. Jeśli jednak przestaniemy ślizgać się jedynie po powierzchni stereotypów bardzo szybko okaże się, że i po drugiej stronie umownej szyby są ludzie, dla których każdy, nawet najmniejszy detal ma znaczenie i jeśli coś można poprawić, to najlepiej zrobić to na samym początku ścieżki produkcyjnej a nie próbować potem szukać lekarstwa post factum – walcząc ze spapranym materiałem źródłowym w domowym zaciszu. Tak też było w przypadku Jacka Gawłowskiego – reżysera dźwięku, laureata nagrody Grammy (za mix Randy Brecker plays Włodek Pawlik’s „Night in Calisia”), czyli pełnokrwistego przedstawiciela grupy profesjonalistów za realizację i mastering dźwięku odpowiedzialnych. Pierwszą próbkę jego „mrocznego” – audiofilskiego ater-ego mogliśmy poznać na przykładzie monumentalnych kolumn Bauta będących konstrukcjami trójdrożnymi wspomaganymi aktywną sekcją basową. Choć z drugiej strony, patrząc na ww. projekt czysto obiektywnie, to i na rynku pro bez problemu można znaleźć równie imponujące, wielogłośnikowe monstra i żeby zbyt daleko nie szukać wspomnę tylko o ponad dwumetrowych Lipinski Sound L-707A Signature. Kolumny to jednak dość bezpieczny temat a my tym razem zajmiemy się czymś co nawet dla części złotouchej braci na kilometr pachnie robieniem naiwnych w balona, czyli kablami zasilającymi i to w najbardziej ekstremalnym wydaniu.
Szczerze powiedziawszy, kiedy Jacek przywiózł tytułowe kabliszcza do OPOSa i podesłał mi poglądowe zdjęcia najpierw dostałem ataku śmiechu, jednak już po chwili zastanawiałem się nad zagadnieniami natury ergonomiczno-logistycznej, bo patrząc na ich dość niestandardową średnicę i niechęć do układania trudno było wyobrazić sobie jak można byłoby je wpiąć do naszego dyżurnego systemu i to biorąc pod uwagę, że za nim mamy jeszcze prawie dwa metry luzu. Jak jednak sami Państwo widzicie na powyższych zdjęciach nie ma dla nas rzeczy niemożliwych, no może poza mówieniem „F” z otwartymi na oścież ustami. Kilka ostreczowanych mebli użytkowych, paczka samoblokujących się opasek i voilà. Co prawda podczas aplikacji jeden z trzech przekazanych nam prototypów uległ drobnej kontuzji (jedna z wiązek opuściła swoje miejsce wewnątrz wtyczki), ale tak jak zaznaczyłem na wstępie mieliśmy do czynienia z egzemplarzami przedprodukcyjnymi i lepiej, że tego typu anomalie miały miejsce w naszych, kontrolowanych warunkach aniżeli u odbiorcy końcowego. Całe szczęście ostały nam się dwa sprawne egzemplarze i to właśnie nad nimi mieliśmy i dokonaliśmy sądu.
Zanim jednak przejdę do opisu walorów sonicznych pozwolę sobie na kilka uwag natury użytkowej. Po pierwsze wykorzystana w Bautach konfekcja Oyaide okazała się może nie tyle zbyt delikatna, co nieprzemyślanie zaimplementowana. Po prostu przy takim oporze materii i braku możliwości jakiegokolwiek skręcenia przewodu należy już na etapie produkcji zsynchronizować ze sobą orientację wtyku męskiego z żeńskim, tak, aby po włożeniu do gniazdka dało się później przewód podłączyć do urządzenia, które mamy zamiar Bautą zasilać. Można też pójść też nieco na skróty i wykorzystać rozwiązania oferowane np. przez Furutecha w jego obrotowych wtykach FI-12L-R / FI-E12L-R. Oczywiście zamiast inteligencją można też wykazać się również bezmyślną siłą, jednak po pierwsze staniemy przed wyzwaniem zbliżonym do prób zginania dyszla od dyliżansu albo przewodu przesyłu wysokich napięć (36 – 150 kV), a po drugie szanse na wyrwanie gniazda ściennego i/lub jednoczesnego uszkodzenia gniazda IEC są niemalże pewnikiem.
No to najwyższy czas na wpływ przewodów Bauta na brzmienie naszego dyżurnego systemu. Pomimo tego, że na widok ułożonych za stojącymi na stoliku SOLID BASE VI urządzeniami jaskrawoczerwonych przewodów chciało nam się zarówno śmiać, jak i płakać uznaliśmy, że warto podzielić się z Państwem własnymi wrażeniami. W miarę szybko opanowaliśmy zatem emocje i w ramach eksperymentu, lub jak kto woli możliwości technicznych, podłączyliśmy tytułowe węże pod końcówkę mocy Abyssound ASX-2000 oraz przetwornik Reimyo DAP – 999 EX Limited i … jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki żarty się skończyły. W tym, jak „zagrały” Bauty nie było nawet krztyny niepoważności, czy próby złapania niewprawionego słuchacza na któryś z ogranych do bólu chwytów marketingowych. Nie odnotowaliśmy bowiem ani miażdżącego, przytłaczającego basu, czego pewnie część naszych Czytelników patrząc na przekrój przewodów się spodziewała, ani jakiegoś drastycznego wzrostu wolumenu prezentowanego dźwięku. Nic z tych rzeczy. To było rasowe, audiofilskie granie i to granie z górnej półki. Szukając bardziej znanych analogii mógłbym porównać rodzime przewody do Acoustic Zen Absolute a raczej dwóch, albo trzech Absolute’ów splecionych ze sobą i zespolonych na skrajach – tuż przy wtyczkach. Otrzymaliśmy bowiem bardzo podobne doładowanie energią i nasycenie średnicy z delikatnym przesunięciem środka ciężkości ku dołowi. Jednak przy całej tej kosmetyce bas ani nie został pogrubiony, ani tym bardziej nie utracił nic ze swojego zróżnicowania, a jedynie otrzymał solidną dawkę adrenaliny. Całe szczęście nie próbował przy całej swojej spontaniczności przekraczać granic dobrego smaku i podporządkowywać sobie pozostałych podzakresów. Damskie wokale nadal brzmiały kobieco i nawet całe zastępy speców z WADA nie znalazły by w pozyskanych od nich próbkach najmniejszych śladów zakazanych (przynajmniej w sporcie) substancji. Niezwykle realistycznie wypadła „Misa Criolla” Ramireza, choć porównując do X-DC SM Milion Maestro i Furutecha NanoFlux – NCF można było zauważyć delikatne zmniejszenie ilości powietrza w górze pasma, choć już tempo wygaszania dźwięków i pogłos towarzyszący wokalistom był na zbliżonym poziomie.
Równie przekonująco zabrzmiał w pełni syntetyczny „Exciter” Depeche Mode a basowe pomruki zarejestrowane na tym krążku wprawiały w drżenie całego OPOSa. Oczywiście nie było to zjawisko permanentne, lecz towarzyszące jedynie naszym próbom weryfikacji, czy przy niemalże „koncertowych” poziomach głośności nic niepokojącego się nie dzieje.
Jak sami Państwo widzą od strony brzmieniowej Bauty prezentują się całkiem normalnie, nie powalają, nie oszałamiają a wręcz idealnie wpisują się w towarzystwo high-endowych konkurentów. Stawiają na organiczną wręcz spójność i homogeniczność idące w parze z naprawdę wysokich lotów rozdzielczością. Wspomniane wcześniej różnice w „napowietrzeniu” wynikały głównie z nieco innego niż wymienieni sparingpartnerzy doświetlenia przekazu i to co u nas zabrzmiało tak, jak zabrzmiało u Państwa może okazać się balsamem na uszy i czynnikiem tonizującym zbytnią euforyczność i ofensywność górnych rejestrów.
Nie ma się co oszukiwać, silić na okrągłe uprzejmości i przyjacielsko poklepywać po plecach. Bauta Power Cable, jeśli tylko po koniecznych poprawkach, wejdzie do „seryjnej” produkcji nadal będzie niezwykle irytującym i niewygodnym przewodem adresowanym do dość nielicznej garstki szalonych audiofilów, którzy zdolni są poświęcić naprawdę wiele w drodze ku upragnionej nirwanie. A czy Wy znajdziecie się w ich gronie to już zależy wyłącznie od Was samych, chociaż zapobiegliwie już teraz zacząłbym przygotowywać Panią Domu do faktu, że któregoś pięknego dnia zawita u Was dwunastokilogramowe kabliszcze o dość trudnej do ukrycia aparycji.
Marcin Olszewski
Producent: Bauta
Cena: ok. 5 000 €
System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD: Reimyo CDT – 777 + Reimyo DAP – 999 EX Limited
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Abyssound ASX-2000
Kolumny: TRENNER & FRIEDL “ISIS”
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Hiriji „Milion”
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix Beauty Tone Milion Maestro, Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA