Opinia 1
Nieuchronnie zmierzający ku swojemu końcowi irytująco wietrzny i deszczowy weekend był okazją do zapoznania się z najnowsza ofertą cieszących się od kilku lat szaloną popularnością napędzanych siłą naszych mięśni jednośladów, czyli … rowerów. W ramach zorganizowanych na błoniach i przestronnych wnętrzach PGE Narodowego Bike Expo 2017 można było na spokojnie nie tylko pooglądać, pomacać, ale także przetestować wybrane typy, rozmiary i pomysły na aktywne spędzanie wolnego czasu. Wśród setek, jeśli nie tysięcy, uczciwie się przyznam, że nie liczyłem, rowerów jak w ulęgałkach można było przebierać w szosówkach, fat-bikach, „full-ach”, czy spacerowych „mieszczuchach”.
Tutaj nie było równych i równiejszych, lepszych i gorszych. Każdy przychodził po to, czego potrzebował, bądź jeśli jeszcze nie wiedział, czego tak naprawdę chce po fachową poradę. Zero spinki, pośpiechu i ciśnienia, że już i natychmiast coś trzeba kupić, bo zaraz zamkną i druga taka okazja się nie trafi. Chociaż z tą okazją to wcale bym nie bagatelizował, gdyż trudno znaleźć miejsce mogące w mijający weekend konkurować z Bike Expo zarówno pod względem różnorodności oferty, jak i okazji do jej sprawdzenia w iście poligonowych warunkach. Oprócz stoisk wyspecjalizowanych dystrybutorów były obecne również popularne sieciówki w stylu Go Sportu i ekspozycje z wszelakiej maści mniej, bądź bardziej niezbędnymi akcesoriami. O kaskach nawet nie wspominam, bo tutaj żartów nie ma i siadając na rower czerep bezdyskusyjnie chronić trzeba, jednak tęczowe trykoty i innego rodzaju wdzianka stanowiły nie lada wyzwanie dla wszystkich tych, którzy za punk honoru postanowili podążać za światowymi trendami mody. Nie zabrakło również najprzeróżniejszych specyfików do konserwacji i czyszczenia drogocennych turladełek, co wydaje się dość oczywiste a zarazem jasno dające do zrozumienia, że czasy, gdy wszystko dało się „opędzić” poczciwym WD-40 minęły bezpowrotnie. Trudno się jednak temu dziwić, gdy uświadomimy sobie, że na wcale niespecjalnie „wybajerzony” rower można wydać lekką ręką dziesięć, czy dwadzieścia tysięcy a do jego regulacji zamiast kwadransa w ogródku, czy na balkonie najrozsądniej będzie zaprzyjaźnić się z wykwalifikowanym serwisantem i zarówno przed, jak i po sezonie.
Oprócz samych rowerów największą powierzchnię wystawienniczą zajmowały stanowiska z kołami i rowerowym ogumieniem, co doskonale rozumiem, szczególnie po jednym z sezonów, gdy łapiąc praktycznie weekend w weekend kapcia w końcu postanowiłem zainwestować w odpowiednio „uzbrojone” opony wydając na nie … kwoty porównywalne z tymi znanymi z katalogów motoryzacyjnych.
Jak widać na powyższych zdjęciach nawet zacinający deszcz i zrywający czapki z głów wiatr nie był w stanie odstraszyć licznie przybyłych miłośników dwóch kółek, którzy nie tylko tłoczyli się podczas cyklu barwnych opowieści legendy polskiego kolarstwa – Pana Czesława Langa, ale i z zapałem pedałowali po przygotowanym przez organizatorów torze. Jeśli jednak dla kogoś panująca na zewnątrz aura okazała się zbyt dużym wyzwaniem bez problemu mógł zweryfikować swoją kondycję na kilku porozstawianych w różnych miejscach wystawy stanowiskach treningowych.
Jedną z największych atrakcji i to zarówno dla tych dużych, jak i małych miłośników jednośladów okazały się jednak niezwykle widowiskowe pokazy skoków rowerowych na specjalnie przygotowanej do tego celu rampie. I tak potężną dawkę adrenaliny intensyfikował dodatkowo fakt, iż tuż za zeskokiem znajdowała się … ściana, więc ekipa dokonująca podniebnych akrobacji musiała naprawdę bardzo uważać, by po prostu się w nią nie wbić. Może „na papierze” nie wygląda to zbyt poważnie, ale proszę mi uwierzyć na słowo, że kilka razy, gdyby nie gąbkowe kostki zawodnicy byliby w niezłych tarapatach.
Choć tytułowa impreza nijak ma się do tematyki naszego portalu uznaliśmy z Jackiem, że każdy przejaw pozytywnego zakręcenia warto promować a przy okazji jedno hobby nie wyklucza drugiego. Dlatego też serdecznie dziękując Organizatorom za zaproszenie gorąco zachęcamy naszych czytelników do oderwania się od komputera/telewizora i choćby okazjonalną aktywność fizyczną. W końcu sport (byleby nie wyczynowy) to samo zdrowie.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Szybki przegląd naszych ostatnich poczynań wyraźnie pokazuje, że minione dwa-trzy tygodnie obfitowały w kilka niezwiązanych ściśle z procesem testowym artykułów muzyczno-sprzętowo-lokalowych. Wierni czytelnicy zapewne orientują się w tematyce owych relacji, jednak dla przypomnienia dodam, iż pakiet lifestyle’owych wrzutek obejmuje: przedpremierowe prezentacje płyt w Studiu U22, inaugurację wprowadzenia na światowy rynek oznaczonej cyfrą 10 najnowszej linii urządzeń audio japońskiej marki Marantz i relację z wprowadzającej nas w niedaleką przyszłość myślących za nas domów wystawy „Dom Inteligentny”. I nie wiem, jak Wam to powiedzieć, ale nawet się nie zorientowaliśmy, gdy wespół z Marcinem wzięliśmy udział w stosunkowo nowym, bo inaugurującym cykl, oznaczonym numerem jeden projekcie zatytułowanym BIKE EXPO z roboczym podtytułem Narodowy test rowerowy, który w dniach 18-19 marca 2017 roku odbywał się na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Powiem szczerze, może pogoda nie była iście rowerowa, ale zapał cyklistów okazał się na tyle duży, że nawet dochodzące do prędkości 70 km/h podmuchy wiatru nie przeszkodziły im w wypróbowaniu bezpłatnie przygotowanych dla potencjalnych zwiedzających kilkuset rowerów wielu znakomitych światowych stajni. Naprawdę było w czym wybierać, a i z osobistych obserwacji tego wydarzenia wynika, iż frekwencja tego usytuowanego na koronie stadionu działu była duża. Jednak dla pokazania rozmachu przedsięwzięcia mam ciekawą wiadomość, iż było to jedynie preludium całego pomysłu na targi. Prawdziwe oblicze wystawa ukazywała dopiero po przekroczeniu progu korytarzy ekspozycyjnych. I wiecie co? Nie trzeba być wyśmiewanym przez większość osobników rodzaju ludzkiego audiofilem, by według szukających wszędzie teorii spiskowych strażników naszych portfeli zbędnie wydać grube pieniądze. Tak tak, każde hobby generuje obszar, w którym ci najbardziej zakręceni mogą wyżyć się na beztroskim plądrowaniu swoich zasobów pieniężnych dla hedonistycznego poczucia przyjemności. Nie wierzycie? Przechadzając się po stoiskach bez najmniejszego problemu natykałem się na rowery za kwoty dobrze przekraczające dziesięć tysięcy złotych, a przecież w wielu przypadkach były to jedynie standardowe propozycje dla zwykłego Kowalskiego bez wkraczania w świat profesjonalny. Ale ale, to nie wszystko, gdyż tak prawdę mówiąc cała zabawa zaczynała się dopiero na stoiskach z akcesoriami do nich, a tam, jak to zwykle bywa, miała miejsce rasowa, cenowa wolna amerykanka, z tą tylko różnicą, że w przeciwieństwie do piaskownicy zwanej „audio” nikt nikomu tego nie wymawiał, ani wrogo nie zazdrościł. Nie wiem, dlaczego w naszym hobby jest tyle nienawiści, jednak mimo tego, jakoś trzeba z tym żyć. Gdy zapoznacie się z załączonymi fotografiami, z pewnością zobaczycie, iż mimo pierwszej odsłony relacjonowanego dzisiaj wydarzenia organizator Arkadiusz Walus postarał się o kilka znanych szerokiej publiczności osób propagujących sport. Tak, w głównej mierze piję do zaszczycającego swoją obecnością i pewnego rodzaju wizerunkowym firmowaniem tego przedsięwzięcia Czesława Langa. Jak to zwykle bywa, wspomniany gość bez najmniejszych oporów na przemian z akrobatycznymi skokami szalonych, pozbawionych poczucia niebezpieczeństwa rowerzystów spędzał z licznie zgromadzoną publicznością przyjemne, streszczające jego przygodę z dawniej zwanym bicyklem, opisane w książce tak amatorskim, jak i zawodowym życiu dłuższe prelekcje.
Niestety nie będę wdawał się w skróty tego przekrojowego wywiadu – w celu zgłębiania ciekawych faktów zachęcam do zakupienia książki, tylko dodam, że owe opowiedziane kilka epizodów, mimo wydawałoby się typowych, bo życiowych przygód, dla mojego pokroju dinozaurów miało spory ładunek wspomnieniowo-emocjonalny, gdyż przytaczane problemy brutalnie zaliczyłem na własnej skórze.
Puentując dzisiejszą relację z przyjemnością chcę powiedzieć, iż oprócz naszego czołowego kolarza szosowego po korytarzach Stadionu Narodowego przez cały czas przewijało się kilka znanych z ekranów telewizji wiernych sportowym trendom gości. Jednak podobnie do Pana Czesława raczej starali się propagować będący najważniejszym tego wystawowego mitingu temat niż siebie samych. Szacun. Powoli zbliżając się ku końcowi naszego spotkania w formie spinającej całość tekstu klamry myślowej jestem zdeterminowany powiedzieć, iż moja młodość w znakomitej większości opierała się o sport, jednak w obecnych, jawiących się jako wyścig szczurów czasach prawie nie mam na będący dawką zdrowia wysiłek fizyczny przysłowiowych pięciu minut. I wiecie co? Do tej pory chęć posiadania przyzwoitego roweru przez cały czas gdzieś w zakamarkach szarych tylko się tliła, a po osobistym zderzeniu ze sprawiającymi wiele frajdy łatwo dostępnymi nowinkami technicznymi w tematyce rowerowej z maleńkiej iskierki zrobił się prawdziwy, pozwalający upiec pieczeń zwaną „solidny rower dla mnie i małżonki” żar.
Kończąc ten krótki przegląd opisywanej imprezy chciałbym podziękować organizatorowi i zaproszonym gościom za jej bardzo ciekawą tak sportową, jak i merytoryczną oprawę. O co chodzi? Nic nadzwyczajnego. Po prostu fajnie jest, gdy po spędzonych podczas zwiedzania i zgłębiania oferty danego producenta kilkudziesięciu minutach znajdzie się miejsce na wytchnienia przy kawie lub wywiadzie z przywołaną kilka linijek wcześniej legendą interesującego nas działu życia codziennego. A gdyby tego było mało, w pakiecie tegorocznej imprezy znalazł się jeszcze podnoszący poziom adrenaliny pokaz powietrznej akrobacji rowerowej. Nadal mało? Proszę bardzo. Przecież już o tym wspominałem. Kwintesencją wszystkiego co wyartykułowałem, za sprawą rozstawionych przy wejściu na targi kilku wiodących na naszym rynku marek udostępniających wysokiej klasy rowery była możliwość osobistego przymierzenia się do bicykla dla wielu z przyczyn cenowych będącego jedynie w sferze marzeń. I za tę ofertę jeszcze raz składam pomysłodawcy szczere gratulacje.
Jacek Pazio