1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Bowers&Wilkins 802D3

Bowers&Wilkins 802D3

Opinia1

Od mojej wrześniowej wycieczki do mieszczącej się w Worthing fabryki Bowers&Wilkins upływa właśnie drugi miesiąc. Przez ten czas wspomnienia zdążyły się spokojnie ułożyć, lecz ziarno pożądania zasiane podczas przygotowanych na potrzeby bratobójczych sparringowych odsłuchów nowych i starych modeli kiełkowało i powoli drążyło skałę. Oczywiście łaknienie nowości i chęć zmierzenia się z czymś, czego jeszcze nikt ze znajomych nie miał są niemalże stanem permanentnym i niezmiennym w pracy recenzenta, lecz to jeszcze nie wszystko, bowiem do pełni szczęścia potrzebna jest jeszcze dobra wola dystrybutora gotowego owe zachcianki spełnić. Tym razem jednak niebiosa okazały się dla nas na tyle łaskawe, że gdy tylko pierwsza dostawa trzeciej odsłony diamentowych 800-ek dotarła do Polski będący lokalnym przedstawicielem tej zacnej marki – warszawski Audio Klan był na tyle miły, że skontaktował się z nami, czy przypadkiem nie mielibyśmy ochoty rzucić na nie uchem we własnych czterech, a właściwie ośmiu (OPOS jest oktagonem), kątach. Oczywiście takową ochotę mieliśmy i z odwagą graniczącą z szaleństwem, bądź dla osób postronnych, szaleństwem graniczącym z niemalże głupotą ochoczo rzuciliśmy się na dostarczone do naszej audiofilskiej samotni potężne kartony kryjące w swych przepastnych trzewiach mroczne i monumentalne … kolumny B&W 802D3. W żołnierskich słowach rzecz ujmując na kilka tygodni staliśmy się szczęśliwcami mogącymi zaznać rozkoszy obcowania z będącymi na chwilę obecną, premiera topowych 800D3 planowana jest na marzec, flagowymi modelami w brytyjskim katalogu podłogowcami a wrażeniami owych pełnych emocji sesji dzielimy się poniżej.

Co prawda w reportażu z fabrycznego rekonesansu wspominałem o dość radykalnych zmianach, jakie objęły swym zasięgiem przedstawicieli najnowszej serii 800 w porównaniu z poprzednią edycją D2, lecz do czasu aż publikacje pojawiające się na łamach SoundRebels nie zostaną włączone do kanonu lektur obowiązkowych nie możemy od Naszych Drogich Czytelników uczenia się wszystkich tekstów na pamięć. Dlatego też pozwoliłem sobie przygotować małe kompendium wiedzy o najświeższej generacji topowych Bowersów oznaczonych jako D3. Z rzeczy oczywistych i widocznych niemalże na pierwszy rzut oka, szczególnie jeśli zrezygnujemy z tekstylnych maskownic, jest zastąpienie będącego do niedawna znakiem firmowym marki, odpowiedzialnego za reprodukcję średnicy, kanarkowo żółtego Kevlaru srebrzystą plecionką ochrzczoną jako Continuum. Kolejne zmiany dotyczą przetworników nisko-średniotonowych, gdzie rohacelowo-węglowe sandwiche wyparte zostały przez kolejne novum w postaci membran z Aerofoilu, Jedynie diamentowa membrana wysokotonowca pozostała nienaruszona, lecz w zamian za to niemalże od nowa zaprojektowano i wykonano nie tylko jej „napęd”, lecz również charakterystyczne lokum w postaci zwężającego się ku tyłowi łezkowatego profilu. A właśnie obudowy. Firmowe wewnętrzne ożebrowanie Matrix, zostało dość drastycznie stuningowane na skutek czego MDF zastąpiono wzmacnianą aluminiowymi profilami sklejką a posępnie połyskujące marlanowe czasze dedykowane przetwornikom wysoko i średnio-tonowym zastąpiono nieporównywalnie bardziej „głuchymi” akustycznie odlewami aluminiowymi ochrzczono jako Turbine. Od strony czysto mechanicznej a zarazem praktycznej również nic nie pozostawiono przypadkowi. Zwrotnice zostały odseparowane od komór czynnych głośników i umieszczone na śladowych, ale jednak, jak widać na załączonych zdjęciach obecnych ścianach tylnych za solidnym przepierzeniem z MDFu i zamknięte od zewnątrz masywnymi profilami aluminiowymi. Dodatkowo na szczere słowa uznania i gromkie brawa należą się osobie, która wpadła na pomysł wyposażenia tych blisko stukilowych kolosów w zamontowane na stałe ciężkie jak diabli cokoły z firmowo zaimplementowanymi wykręcanymi kolcami i szalenie ułatwiającymi transport i ustawianie rolkami. Dzięki temu kolumny po prostu majestatycznie wyjeżdżają z rozkładanych kartonów a po zajęciu docelowego miejsca wystarczy wykręcić na odpowiednią wysokość zabezpieczone motylkowymi nakrętkami kolce i voilà. Z resztą wszystko dokładnie zostało opisane i przedstawione na obrazkach w instrukcji, do lektury której gorąco zachęcam, tym bardziej, że jest tam też nad wyraz czytelnie pokazany sposób demontażu śrub zabezpieczających moduł średnio – wysokotonowy na czas transportu i wskazówki jak zamontować dedykowaną zaślepkę. Warto też choćby przez chwile przyjrzeć się wykonanym z iście jubilerska precyzja terminalom głośnikowym, gdyż podpinanie kabli i spontaniczne „odpalenie” wzmacniacza może skończyć się najdelikatniej mówiąc Zonkiem. Chodzi mianowicie o układ zacisków dedykowanych sekcji średnio-wysokotonowej oznaczonej jako HF i basowej LF, gdyż „-” i „+” LF okupują zewnętrzne flanki ustawionych w rządku „nakrętek” a sekcja HF zajęła dwa terminale centralne. Powyższe uwagi są o tyle istotne, że dotyczą zarówno użytkowników stawiających na bi-wiring/bi-amping, jak i zwolenników pojedynczego okablowania, którzy chciał, nie chciał i tak będą zmuszeni posiłkować się firmowymi, bądź znajdującymi się na ich wyposażeniu zworkami, które też wypadałoby zgodnie z arkanami sztuki zaimplementować. Oczywiście to tylko niewielki fragment tego, co zostało zastąpione czymś nowym, zmodyfikowane, bądź diametralnie udoskonalone, gdyż na dobrą sprawę w przypadku tytułowych kolumn spokojnie możemy mówić o stworzeniu ich na nowo, gdyż rozkładając je na czynniki pierwsze i wykazując się skrupulatnością godna nadgorliwego urzędnika skarbówki, że w porównaniu do swoich poprzedników nowe wersje różnią się tak circa about w 99,9%. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że 802D3 z 802D2 mają tyle wspólnego, co Cher z czasów świetności utworu „I Got You Babe” ze swoją obecną, „trochę poprawioną” wersją – chyba tylko oczy pozostały te same. Może powyższe porównanie wydaje się zbyt abstrakcyjne, ale chodziło mi tylko o możliwie najintensywniejsze podkreślenie faktu, że obecna generacja osiemsetek osadzona jest w zupełni innych technologicznie realiach i to, co do tej pory było wydawało się niemożliwe stało się realnym i w pełni namacalnym faktem.

No dobrze, żarty na bok i najwyższy czas wziąć się do pracy, czyli podzielić się z Państwem własnymi wrażeniami dotyczącymi walorów brzmieniowych najnowszych kolumn B&W. Ponieważ po tygodniu niemalże nieprzerwanego grania w naszej samotni i kilku dni równie intensywnej rozgrzewki w siedzibie dystrybutora Bowersy przestały wykazywać chęci do jakichkolwiek zauważalnych zmian brzmieniowych wynikających z tzw. akomodacji z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku mogliśmy przystąpić do krytycznych odsłuchów.
Chcąc niemalże z biegu sprawdzić wydolności bohaterów niniejszego testu do reprodukcji najniższych składowych sięgnąłem po album „Wait for Me” Moby’ego, który zabrzmiał niezwykle przestrzennie, z niesamowicie otwartą górą i energetycznym, nisko schodzącym, lecz niezwykle zróżnicowanym basem. Pomimo wybitnie syntetycznego wsadu Bowersom udało się wyekstrahować z tego materiału zaskakująco dużo jedwabiście gładkiej słodyczy i lirycznej nostalgii. Głos gościnnie pojawiającej się na „Jltf” Melody Zimmer podany został delikatnie przed linią kolumn a wyczarowane na komputerze muzyczne tło zaczynało się na tyle głęboko, że bez trudu można było mówić o prawdziwej trójwymiarowości reprodukowane sceny muzycznej.
Delikatne i cyzelowane z największą dbałością gitarowe frazy z „Sojourn” Xuefei Yang pokazały, że najnowsza inkarnacja diamentowych 802-ek zdolna jest również do skupienia i tzw. grą ciszą. Namacalność, niemalże fizyczna obecność filigranowej gitarzystka była niezaprzeczalna i urzekająca. Na „Concierto de Aranjuez” delikatnie powiększony pierwszy plan nie tylko zintensyfikował doznania estetyczne, co zapraszał do śmielszej eksploracji dalszych planów odzywających się falami niczym delikatny szum listowia Jardín del Principe i pozostałych zakamarków pałacowych ogrodów. A teraz najlepsze a zarazem dalekie od stereotypowego postrzegania brytyjskiej marki, czyli niesamowita soczystość i intensywność reprodukowanych barw. Tak, tak – najnowsze Bowersy może i grają niezwykle rozdzielczości, lecz zarazem niezwykle muzykalnie i właśnie soczyście, a czasem nawet wręcz słodko. Dodatkowo, przy tego typu nagraniach, gdzie bądź co bądź niewielki instrument konkuruje o uwagę słuchaczy z orkiestrą symfoniczną nie do przecenienia okazuje się rola ponadprzeciętnej rozdzielczości i precyzji w ogniskowaniu lokalizacji źródeł pozornych, a powyższe cechy w najnowszych 802-kach doprowadzono po prostu do perfekcji.  
Na prog-rockowym „Shrine Of New Generation Slaves” Riverside natywna surowość została zachowana, łącz do głosu doszedł iście symfoniczny a wręcz niemalże stadionów rozmach. W kolumnach obudził się dyskretnie do tej pory przyczajony demon wprawiając w ruch nie tylko powietrze ale i nasze kończyny. Dodatkowo wyeliminowana została obawa dotycząca wpływu neytralności na aspekt przyjemności percepcji dalekich od referencji realizacji. Tak jak wspominałem natywna surowość a czasem i wręcz garazowa chropawość były ewidentne i niezaprzeczalne, lecz stanowiły o autentyczności nagrań przy okazji nie degradując i nie odbierając najzwyklejszej frajdy nawet podczas wielogodzinnych odsłuchów.
Zarejestrowany na albumie „Cantora 1” duet Mercedes Sosy z Shakirą („La maza”) okazał się prawdziwym majstersztykiem. Dwa charakteryzujące się niezaprzeczalną matowością głosy, które dzieliło blisko pół wieku (dokładnie 42 lata) doświadczeń zabrzmiały tak, że można było bez końca wsłuchiwać się w co i rusz ujawniające się niuanse. Na „Zamba Para Olvidarte” lekko cofnięty w stosunku do wokali prowadzących i gitary fortepian nie stracił nic z właściwego mu blasku i … twardej konturowości. W jego brzmieniu nie było nic z irytującego zmatowienia, czy tzw. „buły”. Zamiast pewnej kompresji i próby dopasowania rozmiarów poszczególnych instrumentów do ograniczonej rozstawem kolumn przestrzeni tutaj postawiono na zjawisko perspektywy i zgodne z rzeczywistością a przy okazji z oczekiwaniami słuchaczy odwzorowanie gabarytów ich brył. Najbardziej zbliżony estetyką do mojej najulubieńszej „Misy Criolli” Ramireza utwór „Sabiéndose De Los Descalzos” zachwycał potęgą najniższych składowych i odzywających się w celu podkreślenia niezwykłego klimatu lokalnych dęciaków.

Najnowsze kolumny Bowers&Wilkins 802D3 nad wyraz dobitnie i bezpardonowo pokazują jak kolosalny progres można osiągnąć korzystając z dobrodziejstw współczesnych, iście kosmicznych technologii. Eliminując krok po kroku zauważane u swoich poprzedników niedoskonałości konstruktorom z Worthing udało się osiągnąć to, co do tej pory wydawało się li tylko marzeniami szaleńca. Maksymalnie sztywna bryła obudowy, mechaniczna stabilność mocowania przetworników i oczywiście zmiana materiałów membran na doskonalsze, wprowadzające jeszcze mniej pasożytniczych zniekształceń do reprodukowanych przez siebie podzakresów.   W przypadki 802-ek po prostu słychać przysłowiowe „krew, pot i łzy” włożone w ich powstanie i doskonalenie w ciągu ostatnich kilku lat. Co ważne nie sa to konstrukcje, które powstały na zasadzie odcinania kuponów od dawnej świetności, lecz wyznaczające nowe granice absolutu. Tego czy są najlepsze na świecie nie mi ogłaszać, lecz z pełną odpowiedzialnością mogę za to powiedzieć, że są jednymi z najlepszych kolumn, z jakimi przyszło mi się spotkać a to, biorąc pod uwagę ich nad wyraz niewygórowaną, jak na ekstremalny High-End, cenę oznacza gorącą rekomendację. I jeszcze jedna rada. Jeśli przypadkiem posiadają Państwo poprzednie topowe 800-ki proszę na razie nie słuchać 802-ek i spokojnie poczekać do marca na nowe 800D3. Nie ma sensu psuć sobie humoru na prawie pół roku.

Marcin Olszewski

Opinia 2

To, że B&W jest bardzo dużą firmą, wie prawie każdy miłośnik odtwarzanej w dobrej jakości muzyki. To, że bez ogródek można nazwać go pionierem pomysłów na najnowocześniejsze i bardzo zaawansowane technologicznie zestawy głośnikowe, również potwierdzi każdy z przed momentem wymienionych osobników. To, że jak każda inna marka ma swoją szkołę dźwięku, z całą pewnością wszyscy zgodnie przyznają mi rację. Ale to, że Anglicy właśnie wypuścili całkowicie odnowioną serię swoich topowych produktów, mimo ogólnego szumu w mediach dla niektórych z Was jest nadal gorącym newsem. Dlatego idąc naprzeciw Waszym oczekiwaniom, postaraliśmy się z Marcinem o pierwszeństwo w naszym kraju na wydanie opinii o najwyższym na chwilę obecną komponencie w hierarchii bohatera dzisiejszego spotkania, którym jak na domowe warunki są słusznej wielkości i wagi kolumny oznaczone kodem 802D3. Kończąc ten trochę niestandardowo rozpoczynający test akapit i idąc tropem otwierających go twierdzeń, nie muszę chyba przypominać, że całe to zamieszanie nie byłoby możliwe, gdyby nie polski dystrybutor Bowers&Wilkins – warszawski Audio Klan.

Postawione niemałym wysiłkiem (trzy osoby) na miejscu odsłuchowym przybyłe na testy kolumny, są poniekąd kontynuacją opracowanego kilka lat temu projektu. Ale po kolei. Główna skrzynia o przekroju lutni jest dedykowana przetwornikom niskotonowym i dopiero na tak ukształtowanym postumencie, a dokładnie na na unoszącej się ku tyłowi płaszczyźnie górnej umiejscowiono coś na kształt kropli ze zbiegającym się do tyłu w kształcie lejka wygaszaczem szkodliwych fal wewnętrznych dla zaimplementowanego głośnika średnio-tonowego. Dopełniając całości konstrukcji i kontynuując sposób wytracania fal zaburzających dobrą charakterystykę sygnału płynącego z głośnika na przywołanej rozciągniętej sferze średniotonówki zamocowano bardzo podobną w wyglądzie, tylko o mniejszej średnicy bardziej wydłużoną komorę dla diamentowej  wysokotonówki. Jak widać, wypisz wymaluj stare konstrukcje. Jednak przyglądając się dokładniej zobaczymy, że wspomniane na samym początku basowce obecnie zostały wyeksponowane przed zaokrąglony front na specjalnie zaprojektowanych i obliczonych pod względem propagacji fal dźwiękowych dystansach. Poprzednie wcielenie 802–ek jako nosicielkę przetworników basowych miały płaską powierzchnię, którą teraz o zdecydowanie mniejszej szerokości przeniesiono na tył konstrukcji. Reszta widocznych gołym okiem różnic, to zastąpienie znanego z poprzednich głośników śreniotoniowych mieniącego się kolorem słoneczników kevlaru na rzecz nowszego materiału, jakim jest Continuum. Oczywiście nie możemy zapomnieć, że również wnętrze ze swoimi podzespołami jest nieco innym pomysłem w zakresie zwrotnic na zdecydowanie lepszy – przynajmniej w założeniach konstruktorów – dźwięk końcowy. Idąc dalej motywem budowy trzeba wspomnieć, że dla nadania zwiewności konstrukcji, przecież to prawie stu kilogramowe potwory, kolumny postawiono na współgrających z linią zewnętrzną obudów platformach. Te natomiast, ułatwiając życie potencjalnym klientom z zakresie stałej reakcji na podłoże goszczące kolumny tworzą stały dystans dla pompowanego w dół przez otwory bas refleksu podmuchu powietrza. Dla ułatwienia logistyki przy lokowaniu zestawu na docelowym miejscu, owe płaszczyzny nośne uzbrojono w łatwo eliminowane poprzez podniesienie konstrukcji na wysuwanych kolcach stosowne rolki. Kończąc opis wyglądu i wyposażenia przechodzimy na tylny przypominający aluminiowy radiator panel, na którym w dolnej części osadzono umożliwiające Bi-wiring lub Bi-amping podwójne terminale przyłączeniowe. Całości smaku ocenianych produktów dodaje fakt wykończenia w sprawiającej wiele problemów podczas sesji zdjęciowych, ale wyśmienicie wyglądającej podczas użytkowania fortepianowej czerni.

Zgłębiając świat najnowszych osiągnięć działu konstrukcyjnego marki B&W i mając gdzieś w głowie brzmienie poprzednich modeli nie sposób doznać sporego, a przy tym, jak dla mnie pozytywnego zaskoczenia. Nie chodzi o fakt złego grania dawnych konstrukcji – przecież świat swoim portfelem całkowicie temu przeczył, tylko nie do końca wpisywania się ich w moje preferencje brzmieniowe. Najnowsza odsłona zespołów kolumnowych całkowicie zmieniła moją ocenę w zakresie płynności dźwięku, gdyż uciekając od wszechobecnej detaliczności, jednak przy konsekwentnym staniu na straży neutralności tonalnej lekko podryfowała w kierunku gładkości. Co więcej, czasem miałem wrażenie, że jest aż za spokojnie, ale gdy do głosu dochodziło instrumentarium perkusyjne, nagle okazywało się, że wszystko jest w najlepszym porządku, uświadamiając mi, że owe wydumane „braki” są tylko pozostałościami po doświadczeniach odsłuchowych dawnych konstrukcji. Ale to nie koniec miłych zaskoczeń, gdyż oprócz bardzo rozdzielczej, a przy tym fantastycznie dozującej informacje górze pasma dostajemy dobrze kontrolowany, a co za tym idzie mocno zróżnicowany bas, który nawet przy mocnych taktach szatańskiej muzyki metalowej nie wprowadzał szkodzących czytelności tego zakresu uśrednień. Jedynym elementem do którego nie do końca w ciągu raptem dwóch tygodni zdążyłem się przekonać – oczywiście z racji mocnych preferencji barwowych, to zbyt mocno osadzona w neutralności średnica, nawet mimo jej fantastycznej homogeniczności. Ale zaznaczam, jest to tylko mój mocno subiektywny punkt widzenia, dlatego proszę potraktować go jako „chciejstwo”, a nie potknięcie jako takie testowanych kolumn. A jak to było w wartościach bezwzględnych? No cóż, ja niegdyś bardzo zapatrzony w szkołę grania również angielskich Harbethów stwierdzam z całą stanowczością, że fantastycznie. I myliłby się ten, kto sądziłby, że chodzi li tylko o ową gładkość grania. O nie. Proszę pamiętać, że przywołana w celach naprowadzania na clou programu marka w swej „karcie dań” oferuje jedynie większe lub mniejsze monitory, które w aplikacji Alana Showa są bardzo trudne do pobicia w sferze budowania głębokiej i szerokiej sceny z pełnym znikaniem z pola propagacji fal dźwiękowych. Jeśli ktoś miał przyjemność spędzić z taką prezentacją spektaklu muzycznego choćby dłuższą chwilę, już zawsze ze swą kolejną układanką audio będzie do niej dążył, czasem bez względu na ponoszone koszty. I według mnie właśnie fenomenalne odwzorowanie podestu goszczącego muzyków w obu kierunkach (głębia i szerokość) i fakt dematerializacji tak dużych kolumn sprzed oczami słuchacza są bardzo ważnymi, a pokusiłbym się stwierdzić, że może najważniejszymi wartościami nowych konstrukcji B&W. Dlaczego? To proste. Nawet mające lekkie problemy z dyscypliną na basie zespoły głośnikowe, gdy dostaną odpowiednio mocny piec, są w stanie idealnie się mu podporządkować. Jeśli jednak zaaplikowane w obudowy przetworniki nie mają umiejętności znikania ze sceny, według mnie jest prawie „pozamiatane”. Oczywiście znajdziemy elektronikę, która na siłę wygoni muzyków do tyłu daleko za linię kolumn, ale nie będzie to miało nic wspólnego z nieskrępowaną stojącymi przed nami skrzyniami asymilacją wydarzeń zgranych na srebrny krążek, tylko usilne dążenie do przykrycia kolumn daleką lokalizacją muzyków, która notabene najczęściej w realnym świecie nie występuje. A tutaj, proszę bardzo, przybyłe na testy 802-ki w zakresie dematerializacji brylowały jak rasowe monitory studyjne, dzięki czemu podczas słuchania wyśmienicie zrealizowanych płyt, i nie chodzi mi wcale o podrasowane samplery, dostawałem dodatkową dawkę jednak sztucznie wykreowanego realizmu. Przytaczając kilka przykładów zacznę od muzyki klasycznej, którą w tym przypadku reprezentował W.A. Mozart ze swoim Requiem pod Teodorem Currentzisem. Porozrzucana po wirtualnej scenie, ale wyśmienicie pozycjonowana w wartościach czytelności brać wokalna wespół z wyśmienicie zgranym z nią instrumentarium dzięki swobodzie w kreowaniu sceny dawały poczucie monumentalności tego ponadczasowego dzieła. Gdy tego wymagał repertuar, raz czarowały mnie pojedyncze dość cicho i zwiewnie brzmiące frazy wokale, by za moment z pełną mocą odezwał się cały skład generatorów dźwięku. Jednak Bowersy nie faworyzowały żadnego z rodzajów muzyki, gdyż nawet naładowana elektronicznymi samplami twórczość grupy Yello z ich krążkiem „Touch”, jak rzadko kiedy potrafiła przykuć mnie na dłużej niż tylko tytułowy kawałek i to najczęściej z powodu występującego w nim prawie subsonicznego basu. Sadzę, że tutaj oprócz wspomnianych dobrze kontrolowanych niskich tonów swoje trzy grosze miała do powiedzenia gładkość przekazu, ale z pełną paletą świetliście brzmiących sztucznych przeszkadzajek, których notabene jest spora ilość. Na  koniec może trochę przekornie, ale całkiem usprawiedliwienie wspomnę, gdzie widzę niedosyt w kolorze średniego zakresu. Gdy na tapetę weźmiemy na przykład dwupłytową kompilację muzyki dawnej na dwie wiolonczele w wykonaniu Jordi Savalla i Wielanda Kuijkena – jedna wiola powstała w XVII, a druga w XVIII wieku – nagle okaże się, iż konsekwencja w zakresie neutralności nieco zubaża muzykalność wspomnianych nadmuchanych skrzypiec. Wydawałoby się, że brak podbarwień powinien służyć każdemu dźwiękowi, tymczasem owe występujące na przytoczonej płycie wiole nie mają nic wspólnego ze współcześnie przypominającymi je instrumentami i tylko to hołubione przeze mnie, ale w ramach rozsądku podkolorowanie jest w stanie pokazać nam, co za sprawą kolokwialnie mówiąc „rozwoju cywilizacji” straciliśmy w aspekcie grania barwą. Jednak proszę nie wskazywać mojego wywodu jako wykładni aksjomatu dla testowanego zestawu, gdyż słuchacz takiego rodzaju muzyki jest najczęściej wyedukowany w temacie potrzeb sprzętowych i nie będzie na siłę cofał kijem Wisły, zmuszając neutralne kolumny do ekwilibrystyki w zakresie kolorowania świata. Po prostu, bez najmniejszych problemów natury niezgodności z ideologią audiofila nabędzie stosowne paczki i odda się czerpaniu przyjemności z umiejętnie złożonego zestawu. Moje trzy grosze wtrącone są tutaj tylko w ramach pełnego poinformowania o możliwościach sonicznych bardzo dobrze wypadających nawet dla mnie kochającego nieco koloru kolumn, a będąc rzetelnym w ocenie, musiałem o tym wspomnieć. A tak w ogóle, nie zdziwiłbym się, gdyby ten ostatni aspekt braku sztucznego ocieplenia był właśnie zaczynem do kupna przez poszukującego neutralności zestawu audio słuchacza. I wiecie co, nawet cieszę się, że o tym wspomniałem, gdyż wiadomą rzeczą jest, że to co dla jednego jest punktem spornym, dla innego jest tym czego od zawsze poszukuje. I tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejsze spotkanie z nowością z Wysp Brytyjskich spod znaku B&W.

Próba ogólnej oceny testowanych kolumn nie może wypaść inaczej jak bardzo pozytywne zaskoczenie. Umiejętne podanie dźwięku w estetyce gładkości bez śladowej tendencji do zaokrąglania jest nie lada sztuką. Co więcej, to co najbardziej zbliżyło mnie do ocenianych zespołów głośnikowych – homogeniczność grania – nawet w najmniejszym stopniu nie wpłynęło na reprodukcję basu, który nieugięcie stał na straży kontroli. To, że jako wielbiciel muzyki dawnej oczekiwałbym nieco więcej koloru na środku, dla nikogo nie powinno być najmniejszym problemem, gdyż wszyscy znamy sposoby na pewne naginanie fizyki do potrzeb posiadanego systemu, czy preferencji np. za pomocą wywołującego sporo kontrowersji okablowania. Ja najnormalniej w świecie zdałem relację z wpięcia obcego elementu w idealnie złożoną do własnych potrzeb brzmieniowych układanki, co zawsze stawia gościa w trudnej sytuacji. Niemniej jednak, gdy znacie mój punkt „G” dźwięku i wiecie, że w każdym teście zawsze są takie same kable i będąca referencją elektronika ( specjalnie na potrzeby testów mam półtora metrową łączówkę i trzy metrową sieciówkę), pewne ważne dla siebie wnioski bardzo łatwo jesteście wysnuć. Ale aby Was nie przemęczać, tym razem trochę pomogę i powiem bez owijania w bawełnę: to są naprawdę fantastycznie grające paczki i jeśli tylko macie budżet pozwalający o nich myśleć, nie ociągajcie się, gdyż według mnie warte są żądanej kwoty.

Jacek Pazio

Dystrybucja: Audio Klan
Cena: 89 990 PLN

Dane techniczne:
Konstrukcja: 3-drożna
Obudowa: Bass-reflex
Impedancja: 8 Ω (minimum 3.0Ω)
Skuteczność: 90dB
Przetworniki:
    Przetwornik wysokotonowy: 25mm diamentowa kopułka
    Przetwornik średniotonowy: 150mm membrana z Continuum FST™
    Przetwornik niskotonowy / nisko/średniotonowy: 2 x 200mm z membranami z Aerofoilu
Pasmo przenoszenia: 17Hz – 28kHz (+/-3dB)
Rekomendowana moc wzmacniacza: 50W – 500W
Maksymalna rekomendowana impedancja kabli głośnikowych: 0.1Ω
Wymiary (S x W x G): 390 x 1212 x 583 mm
Waga: 94.5 kg/szt.

System wykorzystywany w teście:
– dzielony odtwarzacz Cd: Reimyo CDT – 777 + Reimyo DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz: Reimyo CAT – 777 MK II
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny:  TRENNER & FRIEDL “ISIS”
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Hiriji „Milion”
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”,.”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Pobierz jako PDF