Opinia 1
Po testach dzielonej amplifikacji BP26 & 4B SST2 i zestawie streamer/DAC BDP-2 & BDA-2 przyszła pora na przedstawiciela kolejnej generacji kanadyjskich specjałów Brystona. Sprawa zyskuje dodatkowej pikanterii gdyż urządzenie, które tym razem do naszej redakcji dostarczył polski dystrybutor marki – warszawski MJ AUDIO LAB, stanowi najnowszą odsłonę komponentu, który już mieliśmy okazję recenzować – mowa o przetworniku cyfrowo analogowym BDA-3, będącym bezpośrednim następcą modelu BDA-2. Co ciekawe oba DACi cały czas dostępne są w katalogu i jak na razie nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja w najbliższym czasie miała ulec zmianie. Czyżbyśmy mieli zatem do czynienia ze zjawiskiem pewnego dualizmu? Nic z tych rzeczy. Po prostu ktoś w Brystonie, z resztą całkiem słusznie, uznał, że nie ma sensu uszczęśliwiać swoich odbiorców na siłę i jeśli komuś do pełni szczęścia wystarczy obsługa sygnałów 24 Bit / 192 kHz a na rozwój sytuacji z gęstymi formatami woli spokojnie poczekać, to bezstresowo może zostać przy starszej, nadal świetnie broniącej się dźwiękiem konstrukcji a jeśli tylko ktoś dopiero rozpoczyna przygodę z cyfrowym audio, bądź po prostu chce mieć święty spokój i nie zawracać sobie głowy próbkowaniem, czy gęstością bitową tylko włączać system i słuchać muzyki to wtedy warto rozważyć zakup BDA-3.
Tak jak jego poprzednicy, również i BDA-3 jest ucieleśnieniem solidności i dopracowanych do granic możliwości prostoty, logiczności i ergonomii. Wszystko jest dostępne z przysłowiowego palca i do obsługi wcale nie potrzeba pilota, bo to co trzeba a raczej wszystko, co oferuje tytułowy DAC jest „na wierzchu”. Wykonany z masywnego płata szczotkowanego aluminium front zdobi po lewej stronie wyfrezowane firmowe logo plus nazwa modelu, czujnik IR (opcjonalny pilot) i dwanaście diod (!!!) informujących o częstotliwości próbkowania otrzymanego sygnału. Po ww. atrakcjach natury iluminacyjnej natrafiamy na równy rządek dwunastu przycisków odpowiedzialnych za uaktywnienie upsamplingu, wybór jednego z dziesięciu źródeł i włącznik główny. Korpus, czyli kształtka stanowiąca płytę wierzchnią i jak to zwykle bywa u Brystona pozbawiono jakichkolwiek ozdób a estetom, na otarcie łez dano możliwość wyboru rozmiarów płyty czołowej 17″ lub 19″ oraz uchwyty do montażu w racku (2U). Wystarczy się jednak przenieść na tył urządzenia, by od razu zrobiło się wielce intrygująco. Oprócz dostępnych w obu standardach (RCA/XLR) wyjść analogowych i czterech standardowych wejść cyfrowych w postaci AES/EBU, pary SPDIF (koaksjalne + BNC) i optycznego (Toslink) nie zabrakło nie tylko wszechobecnych, wręcz obowiązkowych w dzisiejszych czasach USB, i to zdublowanych, lecz również czterech wejść i jednego wyjścia HDMI. Po co? O tym za chwilę, gdyż wypadałoby również wspomnieć o trójce interfejsów sterujących (RS232, USB i Ethernet) oraz trójbolcowym gnieździe IEC. A wracając do baterii HDMI. Wbrew pozorom ich obecność wcale nie jest taka irracjonalna, gdyż to właśnie dzięki nim jesteśmy w stanie zintegrować nasz system stereo z równolegle egzystująca instalacją kina domowego i przesłać na nie stereofoniczny sygnał audio zarówno w formacie PCM jak i DSD. Jest to o tyle ciekawa opcja, że biorąc pod uwagę iż Bryston obsługuje sygnał PCM o rozdzielczości do 32 bitów i częstotliwości próbkowania 384 kHz oraz natywne DSD64, 128 i 256 a dodatkowo wyposażono go w funkcję „HDMI video pass through”, to spokojnie możemy z odpowiednim pietyzmem potraktować nasze ulubione koncertowe ścieżki dźwiękowe a obraz i to nawet w rozdzielczości 4K przesłać dalej. Po prostu żyć nie umierać.
Wewnątrz BDA-3 również nie ma się czego wstydzić. Solidne toroidalne trafo, budząca zaufanie bateria sześciu kondensatorów i piętrowa topologia płytek drukowanych sprawiają nader pozytywne wrażenie. Na uwagę zasługuje fakt, że na laminacie z w pełni dyskretnymi, pracującymi w klasie A, zbalansowanymi stopniami wyjściowymi znalazły się również dwie 32-bitowe kości przetworników AKM4490. Zero voodoo, magicznych puszek i całej tej mistycznej otoczki, która na części audiofilów może i zrobiłaby wrażenie, ale u zdecydowanej większości odbiorców, o rynku pro-audio nawet nie wspominając, raczej nie znalazłaby zrozumienia.
A jak powyższe dywagacje natury technicznej przekładają się na brzmienie? Cóż, nie będę owijał w bawełnę, tylko prosto z mostu napiszę, a raczej powtórzą to, co pisałem przy okazji recenzji poprzednich urządzeń pochodzących z Peterborough w Ontario – Brystony są zaprzeczeniem stereotypów o bezdusznym i analitycznym, czy wręcz prosektoryjnym brzmieniu zabawek o proweniencji pro-audio. Nie ma w nich nawet krztyny chłodnej kalkulacji i bezdusznego rozkładania każdego dźwięku na atomy. W zamian za to dostajemy solidny, świetnie osadzony na basowym fundamencie „sound” zdolny postawić na nogi nawet najbardziej zamulony system. I tak też jest tym razem. Nie dość, że bezsprzecznie został zachowany iście rockowy charakter BDA-2, to dodatkowo podkręcony został drajw i poprawiona konturowość źródeł pozornych. Co prawda efekt ten najbardziej zauważalny jest po włączeniu upsamplingu, który swym działaniem obejmuje wejścia konwencjonalne, obsługujące sygnały max. 24 bit / 192 kHz, więc w pewien sposób z jednej strony dopieszcza starsze, bądź jeszcze niedostępne w gęstszych formatach nagrania a z drugiej dając możliwość wyboru sposobu prezentacji. Warto wspomnieć bowiem o tym, że w kanadyjskim wydaniu upsampling doprecyzowuje pakiet informacyjny dotyczący obrabianych sygnałów, lecz jedocześnie wypada mniej czarująco pod względem ich soczystości i saturacji. Proszę mnie tyko źle nie zrozumieć. Tytułowemu DACowi w obu trybach niezmiernie daleko do matowej szorstkości i chropowatości, jednak lapidarnie rzecz ujmując dodatkowa obróbka niższych częstotliwości sprawia, że dźwięk jest mniej czarujący i zdecydowanie dłużej, aniżeli przy natywnych częstotliwościach i gęstych formatach trzeba doszukiwać się w nim swoistej „magii”. Choć z drugiej strony uczciwie trzeba przyznać, że właśnie w takim „podbitym” stanie muzyka brzmi równiej, bardziej liniowo i … studyjnie(?). Mniejsza jednak z tym. Po prostu warto pamiętać, że z konwencjonalnych źródeł zawsze można co nieco wycisnąć a sposoby na osiągnięcie zamierzonego efektu są nieraz na wyciągnięcie ręki – wystarczy bowiem wcisnąć jeden guzik. W dodatki to, co w jednym repertuarze się sprawdza i wydaje się być ze wszech miar pożądane w drugim aż tak zbawienne wcale być nie musi. Weźmy na ten przykład australijskich thrashmetalowców z formacji 4 ARM i ich album „Submission For Liberty”. Otwierające wydawnictwo dźwięki fortepianu w „Sinn Macht Frei” lepszą barwę miały bez zwiększania częstotliwości próbkowania, jedna kontur i precyzję zyskiwały właśnie po podbiciu do 176,4 kHz. Biorąc zatem pod uwagę, że reszta nagrań na ww. krążku już tak liryczna nie jest w większości przypadków decydowałem się na odsłuch z uaktywnionym upsamplingiem.
Jeśli jednak zależało mi na barwie i nasyceniu bez chwili wahania ograniczałem się do parametrów natywnych, co nader często oznaczało sięganie po pliki powyżej 192 kHz, a więc automatyczną przesiadkę na złącza USB/HDMI. I tutaj niejako można byłoby zacząć pisać o najnowszym DACu Brystona od nowa. Nie chodzi jednak o to, że wszystko zostaje postawione na głowie, lecz dotychczas zaobserwowane cechy przybierają jeszcze bardziej realną, namacalną postać. Dźwięk robi się bardziej organiczny i … analogowy. Zanim jednak zacznę obcmokiwać wyższe formaty pozwolę sobie na małą dygresję i powrót do bardziej rozpowszechnionych formatów. Otóż już samo przepięcie się na wejście USB przy bardziej wnikliwej analizie dawało podobny efekt. Przykładowo koncertowe nagranie „Live ! The Best” Chie Ayado czarowało niezwykle realistycznym oddaniem nie tylko akustyki sali koncertowej, co faktyczną obecnością publiczności. To nie były dwa niezależne światy sklejone naprędce na stole realizatorskim, lecz zazębiające się, uzupełniające i pełne wzajemnych interakcji dwie połówki całości. Ot klasyczne jin-jang. Powyższe interakcje bardzo intensywnie „dawały się we znaki” również na zdecydowanie bardziej dynamicznym, brutalnym wręcz wsadzie w stylu koncertowego „The Wrong Side Of Heaven And The Righteous Side Of Hell, Volume 1” („Disc Two: Purgatory (Tales from the Pit)”) Five Finger Death Punch. Ryk tłumu był na tyle sugestywny, że przy odpowiednich, czasem mało akceptowalnych przez otoczenie, poziomach głośności bez trudu można było poczuć się jakby było się jednym ze szczęśliwców opętańczo podskakujących pod sceną. Mocna rzecz. W dodatku, biorąc pod uwagę nad wyraz mało audiofilską jakość nagrania nic z oczywistej kanciastości i surowości nie raziło i nie kłuło w uszy a jedynie stawało się świadectwem spontaniczności i realizmu rozgrywającego się przed nami, jak i wokół nas spektaklu.
Przejdźmy jednak oczko wyżej. Referencyjne nagranie „Antiphone Blues” (2,8MHz) w wykonaniu Arne Domnerusa i Gustafa Sjökvista wypadło wprost porażająco. Tak trójwymiarowego, wręcz holograficznego oddania akustyki wnętrza po prostu nie spodziewałem się po urządzeniu na tym pułapie cenowym. Wszelakiej maści smaczki, mikrodetale i jakże uwielbiany przez złotouchych audiofilski plankton były po prostu obecne i stanowiły nierozerwalną część większej całości. Zaznaczam część, składową a nie główny, przewodni element skupiający jeśli nie całą, to zupełnie nieadekwatną część naszej uwagi. Słowem próżno szukać tu typowo samplerowej emanacji i epatowania drugo i trzeciorzędnymi detalami. Podobnie sprawy się miały z „Cantate Domino” Oscar’s Motet Choir (2,8MHz), gdzie warto było zwrócić uwagę na naturalność pogłosu, organiczną wręcz spójność sceny dźwiękowej i akustykę obiektu sakralnego oraz brak jakiejkolwiek ziarnistości, czy poszarpania krawędzi przy stopniowym wygaszaniu poszczególnych fraz.
Pojawienie się na rynku Brystona BDA-3 jest z jednej strony ukłonem w kierunku osób poszukujących w pewnym sensie bezkompromisowych a jednocześnie racjonalnie wycenionych, takie cuda czasem zdarzają się nawet w High Endzie, rozwiązań a jednocześnie niezwykle namacalnym dowodem na to, jak wielki postęp dokonał się na przestrzeni ostatnich kilku lat w cyfrowym audio. Postęp, w którym rozdzielczość wcale nie oznacza laboratoryjnego dzielenia włosa na czworo i prosektoryjnego chłodu, lecz po prostu o niebo lepszy wgląd w nagranie i lepsze, bardziej intensywne obcowanie z samą muzyką. Czy tego typu progres wart jest oczekiwanej przez producenta różnicy w cenie pomiędzy tytułowym a będącym punktem wyjścia BDA-2 musicie Państwo ocenić sami. Jeśli jednak miałbym coś sugerować, to … jeśli tylko możecie sobie pozwolić na nowszy model w pierwszej kolejności posłuchajcie Brystona BDA-3. Kontakt z nim po prostu przywraca wiarę w sensowność High Endu.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-1sx
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– DAC/Wzmacniacz słuchawkowy: Moon 230HAD
– Słuchawki: Brainwavz HM5; Meze 99 Classics Gold; Audio-Technica ATH-A990Z; Audio-Technica ATH-A2000Z; Audio-Technica ATH-W1000Z
– Streamer/DAC/Przedwzmacniacz: Ayon S-3 Junior
– Przedwzmacniacz: Electrocompaniet EC 4.8
– Końcówka mocy: Electrocompaniet AW 180
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; Spec RSA-717EX
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
Kanadyjska marka Bryston w zdecydowanej większości swoich produktów znana jest raczej z rynku profesjonalnego. Co ważne, za wartości soniczne i użytkowe jest tam bardzo poważana, co mogłoby sugerować, że bez najmniejszych problemów mogłaby na tym segmencie poprzestać. Jednak znając swój potencjał jakościowy postanowiła spróbować swoich sił na wokandzie konsumenckiej, a to po ostatnich recenzowanych na naszych łamach spotkaniach okazuje się być bardzo ciekawą propozycją za bardzo przyzwoite pieniądze. Oczywiście słowo przyzwoite jest trochę umownym, ale patrząc na to co ostatnimi czasy dzieje się z cenami u audiofilskiej konkurencji, bez naciągania rzeczywistości można powiedzieć, iż w stosunku do jakości generowanego dźwięku wyceniona jest co najmniej przyzwoicie. Czy dzięki temu podobne do rynku profesjonalnego triumfy świętuje w naszym często bardzo marudnym segmencie nie jest mi znane, ale bez względu na brak tej wiedzy zapraszam wszystkich na spotkanie z kolejnym przedstawicielem tytułowego brandu w postaci przetwornika cyfrowo-analogowego BDA-3, który pojawił się u nas za sprawą warszawskiego dealera MJ AUDIO LAB.
Wygląd Brystona może nie przykuwa wzroku, ale nie można odmówić mu dbającej o designerski spokój aparycji. Front tego niewielkiego gabarytowo urządzenia wykonano z grubego płata drapanego aluminium, na którym idąc trochę drogą jego pochodzenia – profesjonalnie, czyli wszystko pod ręką umieszczono:
– zajmującą całą prawą flankę serię przycisków dla każdego z wejść i nieco oddalony od nich włącznik, – na lewo od wspomnianych guziczków i znajdujących się nad nimi sygnalizujących ich wybór diod w wektorze pionowym znajdziemy kolejny zestaw wskaźników diodowych, które w tym przypadku oznajmiają nam, na jakim sygnale pracujemy,
– skrajną lewą stronę okupuje sporej wielkości grawerowane logo marki i naniesiona białą czcionką nazwa modelu.
Podróż ku tyłowi z racji zerowego nagrzewania się urządzenia nie przynosi nam nic oprócz gładkiej powierzchni dachu, a tył w odpowiedzi na baterię przycisków wejściowych funduje nam przypisane im wejścia w standardzie SPDIF, AES/EBU, USB, ETHERNET, HDMI, TOSLINK, wyjścia: cyfrowe HDMI i analogowe RCA i XLR, a także gniazdo sieciowe. Przyznacie, że jak na tak niewielką skrzynkę, oferta przyłączeniowa przyprawia o zawrót głowy, ale jak chce się nadążać za potrzebami wymagających audiofilów, to należy mieć wszystko na pokładzie. Takie czasy.
Prezentowany dzisiaj DAC oprócz sparingu u mnie miał swoje pięć minut w klubie KAIM. Co ciekawe, oba spotkania w przeciwieństwie do wielu innych nie różniły się zbytnio od siebie. Owszem drobne korekty w moim secie zanotowałem, ale było to raczej potwierdzenie pewnych pozytywnych cech, które na wyjeździe co prawda były słyszalne, a u mnie pozytywnie się pogłębiały. O co chodzi? Sprawa rozbijała się o wykorzystanie możliwości Unsamplingu doprowadzanego sygnału audio. Jednym to pasowało, skutkując delikatnym otwarciem się dźwięku, a innym trochę przeszkadzało, gdyż przy okazji dostawaliśmy utratę koloru i delikatne zmatowienie przekazu muzycznego. Gdy opcję przetaktowania sygnału pozostawialiśmy w spokoju, dla zdecydowanej większości dźwięk w pozytywnym odczuciu był trochę ciemniejszy, ale za to gęstszy i gładszy. To oczywiście sprawiało wrażenie większej muzykalności, którą klubowicze włącznie ze mną uwielbiają. Oczywiście poziomy akceptacji koloru dźwięku są różne dla każdego z osobników, ale patrząc na ten temat ogólnie wolimy barwniej niż bezdusznie. Niemniej jednak, bez względu na utworzone dwa obozy odbiorców, to co prezentował BDA-3 było bardzo dojrzałym jakościowo dźwiękiem, a owo marudzenie na poszczególne wersje obróbki cyfrowej było pochodną pewnych preferencji, a nie problemów jako takich testowanego „daczka”. Wróćmy jednak na moje podwórko i przyjrzyjmy się kilku propozycjom płytowym, które pomogą mi pokazać, co tak naprawdę proponuje nam ubrany w cywilne ubranie testowany profesjonalny przetwornik D/A. Zanim jednak rozpocznę serię przykładów, muszę zaznaczyć, że z przecież bardzo szerokiego wachlarza przyjmowanych przez BDA sygnałów, ja mając jedynie napęd CD mogłem wykorzystać tylko jedną jego ofertę, czyli wejście SPDIF. Czy jest już przestarzałe, czy nie, nie nam zamiaru rozstrzygać, ale na usprawiedliwienie dodam, iż producent mojego dzielonego kompaktu dając możliwość podłączenia do DAC-a kilku rodzajów sygnału (AES/EBU, OPT, BNC) z samego napędu wyprowadził jedynie SPDIF i konia z rzędem temu, kto przekona go, że się myli. Ale zostawmy ten temat. Wracając do przykładów rozpoczniemy od ominięcia możliwości Upsamplingu, co zadawało się być idealnym partnerem do wszelakiej muzyki akustycznej. Bez względu na nurt muzyczny – barok, jazz, czy free-jazz, wszystkie płyty wypadały bardzo dobrze. Powód? Chodzi o wspomnianą nutkę kolorowania świata i nie miało znaczenia, że w stosunku do dodatkowego taktowania sygnału muzyka delikatnie zwalniała, gdyż to naprawdę odbywało się w sferze niuansów, a nie drastycznych cięć. Złośliwiec natychmiast zapyta: „A co w takim razie w owym zbiorze robi free-jazz?” Przecież to bazująca na szybkości odmiana jazzu i rzucanie jej pod nogi kłód w postaci spowalniania dźwięku spowoduje utratę tak ważnego dla niej timingu. A ja na to: „Przecież wspominałem, że owo wygaszenie tempa jest minimalne, co w pełni rekompensuje nam namacalność kreujących te muzykę instrumentów”. Niestety zawsze jest coś za coś i tutaj mamy podobny przypadek. Oczywiście, że da się to uniknąć, ale niestety trzeba wyłożyć na to zdecydowanie więcej pieniędzy, a i do wyłapania tego typu zależności trzeba być bardzo osłuchanym lub mieć bezpośrednie porównanie z lepiej radzącym sobie w tym aspekcie urządzeniem. Ja mam, dlatego mogę wspomnieć o tym, co nawet w najmniejszym stopniu nie upoważnia Was do skreślania Brystona z listy, gdyż z dużą dozą pewności wspinając się ku górze w jakości dźwięku nie zwrócicie na to uwagi. Inaczej sprawa miała się z upsamplingiem. W tym przypadku promowana była muzyka rockowa i elektroniczna we wszelkich odmianach. Tak, pamiętam, wspominałem o muśnięciu szarością, ale te gatunki ostrej muzy nie są aż tak czułe na podobne aspekty, a i sama matowość podobnie do wcześniejszego spowolnienia jest bardzo symboliczna. Ot, pewien przypisany dodatkowej cyfrowej obróbce sygnału sznyt grania. Nic więcej. Za to w zamian otrzymujemy niezbędny do pokazania rockowego pazura atak i unikającą zlewania się poszczególnych fraz selektywność elektronicznego dźwięku. To jest cecha nadrzędna tej szyny przetwarzania sygnału testowanej konstrukcji. Która jest bliższa waszym potrzebom, musicie rozstrzygnąć sami. Oczywiście nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, iż wszystkie moje obserwacje w Waszej układance przybiorą diametralnie inny obrót, lub stwierdzicie, że zmiany są zbyt małe, by zawracać sobie nimi głowę. Wtedy nie pozostaje Wam nic innego, jak cieszyć się z co prawda symbolicznie wnoszonych, ale jednak kilku opcji odtwarzania muzyki.
Kolejny produkt z rynku „pro” adoptowany na potrzeby konsumenckie i kolejne ciekawe doświadczenia. Trochę szkoda, że nie miałem sposobności sprawdzić innych niż SPDIF wejść cyfrowych. To oczywiście przetestował Marcin, jednak wszystko co udało mi się wydobyć z testowanego DAC-a BDA-3 jest ciekawym pomysłem na docelowy dźwięk wielu systemów. Proponuje dwie opcje taktowania sygnału, a każda z nich mimo teoretycznie drobnych zmian brzmienia może być ratunkiem dla innych kompilacji sprzętowych, a jeśli ktoś słucha szerokiego przekroju muzyki, również dla pełnoprawnej obecności kilku jej odległych od siebie gatunków. To chyba niezaprzeczalna zaleta. Inną i równie ważną może być jego wielofunkcyjność. Mówię o całej gamie protokołów cyfrowych od przyporządkowanego z reguły kinu domowemu HDMI, po komputerowy WLAN. Bez względu na to, jak głęboko przekona Was oferta dźwiękowa, sądzę, że sporą moc decyzyjną będzie mieć również owa wspomniana mnogość różnorodnych przyłączy cyfrowych. Patrząc na Brystona czysto teoretycznie, gdybym był maniakiem grania z plików i otrzymał możliwość dostarczenia ich kilkoma różniącymi się programowo szynami danych, z pewnością miałbym spory orzech do zgryzienia. A Wy?
Jacek Pazio
Cena: 4095 CAD netto
Dystrybucja: MJ AUDIO LAB
Dane techniczne:
– Podwójny 32-bitowy DAC AKM
– Dyskretny analogowy stopień wyjściowy w klasie A
– Niezależne ścieżki sygnałowe analogowe i cyfrowe
– Niezależne zasilanie
– Ogromne wsparcie PSM i DSD w różnych rozdzielczościach
– Próbkowanie 44.1, 48, 88.2, 96, 176.4, 192, 352.8, 384kHz
– Wideo HDMI pass-through z wyjściem audio (wideo 4k pass-through)
Opcje:
• Dostępny z panelem przednim w kolorze srebrnym lub czarnym
• Płyta czołowa 17″ lub 19″
• Dostępna opcja zamontowania w szafce typu rack (2U)
• Opcjonalny pilot zdalnego sterowania BR2
Wymiary:
• wysokość 92.20mm x głębokość 282.45mm x szerokość 431.8mm (431,8 mm płyta czołowa 17″)
• wysokość 92.20mm x głębokość 282.45mm x szerokość 482.6mm (482.6 mm płyta czołowa 19″)
• waga 6,8 kg
System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD: Reimyo CDT – 777 + Reimyo DAP – 999 EX Limited
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: TRENNER & FRIEDL “ISIS”
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Hiriji „Milion”
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix Beauty Tone Milion Maestro, Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, .Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA