Z niekłamaną niecierpliwością oczekując na pojawienie się w Polsce pierwszych egzemplarza, bądź chociażby pierwszej, pojedynczej, testowo – demonstracyjnej sztuki od dłuższego czasu zapowiadanego najnowszego transportu cyfrowego (plików) Brystona cały czas zachodziłem w głowę co podkusiło bardzo mocno zakorzenionych w rynku pro-audio Kanadyjczyków do wejścia w ten segment rynku … tym razem kuchennymi drzwiami. Frontowymi przecież już dawno weszli oferując klasyczny odtwarzacz BDP-2, który z tego co mi wiadomo cały czas cieszy się w pełni zasłużonym uznaniem. W dodatku spodziewana nowość miała być nie tylko o wiele mniejsza, lecz oparta o całkowicie inną platformę, co automatycznie powodowało kolejne znaki zapytania. Skoro bowiem wcześniejszy model zbudowano na bazie odpowiednio spreparowanej do zastosowań audio płyty główna z Atomem na pokładzie i zainstalowanym na 4 GB karcie CF Linuxem z MPD (Music Player Daemon) to jaki sens jest rozpoczynanie wszystkiego od nowa i pakowanie się w maliny a dokładnie w platformę Raspberry. Najwidoczniej jednak taki sens był, bo nie sądzę, aby James Tanner cokolwiek zrobił ot tak, bez głębszych przemyśleń. Jeśli więc i Państwa ciekawi cóż takiego „w malinowym chruśniaku” gra serdecznie zapraszam do lektury.
Jak już zdążyłem wspomnieć we wstępie BDP-π do dużych nie należy, jednak nie od dziś i nie od wczoraj w ofercie Brystona znaleźć można podobne mu maluchy w stylu phonostage’a BP-2, czy konwertera USB BUC-1, więc akurat to nie dziwi, Dziwi i cieszy zarazem za to umieszczony na masywnym, szczotkowanym, aluminiowym froncie niewielki, bo niewielki, ale pozwalający od biedy obsłużyć urządzenie kolorowy wyświetlacz. Oprócz niego mamy oczywiście elegancko wyfrezowane firmowe logo, pod którym umieszczono trzy przyciski nawigacyjne, oczko czujnika IR (pilot BR2 nie znajduje się w standardowym wyposażeniu) i niewielką diodę sygnalizującą stan urządzenia. Korpus jest solidnym, pokrytym czarnym lakierem profilem i przy takich gabarytach zapewnia wysoce satysfakcjonującą sztywność. Jak na takiego malucha ściana tylna prezentuje się nad wyraz bogato. Do dyspozycji mamy bowiem cztery wejścia USB 2.0 oraz port Ethernet a i wyjść nie poskąpiono, gdyż umieszczono tam zarówno standardowe SPDIF (RCA) i optyczne (Toslink), jak i „musowe” w dzisiejszych czasach USB 2.0 wraz z niezbyt powszechnym w streamerach HDMI. Co ciekawe ostatni interfejs obsługuje sygnały jedynie do 16bit/48 kHz. Zasilacz jest niestety zewnętrzny a co gorsza ma postać niskich lotów wtyczkowego plastikowego OEM-u, co niejako na dzień dobry sugeruje, że warto byłoby zaopatrzyć się w coś wyższej klasy.
Jeśli chodzi o trzewia, to jest jeszcze ciekawiej, gdyż tym razem Bryston swój najnowszy produkt oparł o platformy Raspberry Pi® i HifiBerry®, co niejako od razu rodzi pytania cóż takiego z gotowymi, ogólnodostępnymi modułami po max. 40€ zrobił, że winszuje sobie za to ponad 5,5 kPLN. Nie mi to jednak osądzać i jak sądzę sporo osób będzie wolało zapłacić więcej za coś, co po pierwsze zostało przed opuszczeniem fabryki sprawdzone, że rzeczywiście działa, po drugie ubrane w całkiem eleganckie wdzianko a po trzecie mające firmowe update’y i pełen serwis posprzedażny zamiast ślęczeć nocami nad rozbabranymi płytkami a potem jeszcze walczyć z oprogramowaniem.
Jednak, żeby nie było zbyt różowo, wbrew temu, co podaje na swojej stronie producent, przynajmniej na chwilę obecną, do obsługi Pi przyda się nieco bardziej zaawansowana znajomość zagadnień około-komputerowych, czy wręcz informatycznych niż można byłoby na początku przypuszczać. Nie chcę w tym momencie straszyć osoby nieobyte z ww. tematyką, ale w porównaniu z obecnymi już od jakiegoś czasu na rynku konkurencyjnymi urządzeniami Auralica (np. Ariesa Mini), czy Lumina D1 a przede szystkim zdobywającymi coraz większą popularność rozwiązaniami proponowanymi przez Bluesounda ergonomia, intuicyjność i generalnie zdolność szybkiej a przy tym bezproblemowej konfiguracji stawia Brystona w dość kłopotliwej sytuacji. Tutaj trzeba na spokojnie usiąść, gruntownie zapoznać się z instrukcją i to tą ściągniętą w PDF-ie ze strony www, gdyż z wersji papierowej nawet jednostki o daleko posuniętej nadwzroczności zbyt wiele nie wyczytają, przynajmniej jeśli chodzi o schematy kolejnych podpoziomów menu. Następnie powłączać odpowiednie usługi a jeśli czujemy się na siłach również dodać własne ustawienia do skryptów startowych. Krótko mówiąc idealne zajęcie na długie zimowe wieczory. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ewentualne anomalie można z powodzeniem, przynajmniej przez jakiś czas kłaść na karb „chorób wieku dziecięcego”, ale skoro w przypadku pełnowymiarowego BDP-2 wszystko działało nie dość, że od pierwszego strzału i jak w szwajcarskim zegarku, to w dodatku zostało podane na tyle „po ludzku”, że nawet zapierający się przed plikami oboma kompletami kończyn Jacek nie tylko dał sobie z nim radę, ale i chwalił za prostotę obsługi. Dość jednak marudzenia, bo π ma też niezaprzeczalne zalety. Główną z nich jest uniezależnienie się od platformy urządzenia sterującego, gdyż dostęp do panelu obsługi, jak i pełnej konfiguracji uzyskujemy nie poprzez dedykowaną appkę na któryś z systemów operacyjnych, lecz z poziomu przeglądarki – wprowadzając bądź to stosowne IP (widoczne na wyświetlaczu), bądź, jeśli tylko mamy zainstalowany (MacOs, iOs, Windows) Bonjour adres http://bryston-bdp-pi.local , słowem prościej się nie da. Przy używaniu „surowego” IP warto zapobiegliwie ustawić je jako statyczne, aby w przypadku jakiś zmian/dodawania kolejnego urządzenia w sieci nie musieć szukać Brystona na nowo. Kolejnym plusem jest obsługa pamięci masowych – zarówno pendrive’ów, jak i oczywiście dysków twardych o których napiszę nieco więcej. Głównym problemem przy wielkopojemnościowych, w warunkach domowych możemy uznać za takie modele powyżej 1 TB, zewnętrznych jednostkach 2,5” jest kwestia zasilania, więc część producentów idzie po prostu na łatwiznę i zaznacza, że pamięci bez własnego zasilania powyżej 250, czy też 500 MB są bądź nieobsługiwane, bądź mogą działać niestabilnie. Tymczasem do Brystona podpinałem 2TB WD MyPassporta i śmigał aż miło. Podobnie jest z formatem samych pamięci. O ile z FAT32 nie ma problemu, to z innymi nie zawsze jest tak różowo a dla π nie ma znaczenia, czy system plików to wspomniany FAT32, xFAT, NTFS, lub EXT3. Jedynie dyski sformatowane w HFS-ie dostępne są, przynajmniej na razie, jedynie w trybie odczytu, co przy odtwarzaniu z nich muzyki nie powinno być zbyt uciążliwą dysfunkcją, choć w instrukcji jasno zakomunikowano, że np. sortowanie po wykonawcach (Artist View) może nie działać poprawnie. Biorąc jednak pod uwagę częstotliwość udostępnianych poprawek można mieć nadzieję, że i ta niedogodność możliwie szybko zostanie usunięta. Jednak tym, na czym mi najbardziej zależało była obsługa TIDALa i choć w menu wyświetlała się informacja, że zaimplementowana funkcjonalność ma na razie status wersji Beta, to podczas ponad dwutygodniowych testów nie odnotowałem związanych z nią większych problemów, poza nie zawsze tak szybko jak na wersji „stacjonarnej” pojawiającymi się nowościami repertuarowymi.
Kiedy mój domowy NAS został w końcu przez BDP-π zauważony, dysk USB „zamontowany” a konto z TIDALa zapisane wreszcie mogłem przystąpić do odsłuchów i muszę Państwu powiedzieć, że od razu zapomniałem o wspominanych przed chwilą zarzutach. Może i konfiguracja i ustawienie plikograja Brystona zajmuje nieco więcej czasu niż u konkurencji, ale warto, naprawdę warto nad nim posiedzieć. Bowiem brzmienie π jest jednocześnie ciemne, gęste, ale i niezwykle rozdzielcze – selektywne.
Słuchając barokowego repertuaru z moim dyżurnym „TARTINI secondo natura” i tegoż samego autora referencyjnym, wydanym na hybrydowym SACD (i oczywiście plikach) „The Devil’s Trill” Palladians czułem, po prostu czułem, jak podane na złotej tacy dźwięki pieszczą me uszy spokojnymi, wyważonymi frazami o niezwykłej głębi i soczystej barwie z organiczną wręcz wiernością oddaną charakterystyką smyczkowego misterium. Czuć było oddech, swobodę w wybrzmiewaniu poszczególnych dźwięków i precyzję w kreśleniu konturów, oraz pozycjonowaniu źródeł pozornych na scenie. Co ciekawe o ile przy BDP-2 zwracaliśmy poprzednio uwagę na pewne charakterystyczne „tonizowanie” najwyższych składowych to tym razem nic takiego nie odnotowałem. Tam gdzie miał być blask tam był i to nie tylko z klasycznego punktu widzenia, ale i w zdecydowanie bardziej ofensywnych klimatach. Poczynając od mikro – furii, czyli Youn Sun Nah z „Same Girl” poprzez garażowe „St. Anger” Metallicy na „Illud Divinum Insanus” Morbid Angel skończywszy z powodzeniem zapuszczały się w rejony, gdzie granica pomiędzy przyjemnością o bólem jest naprawdę cienka. W dodatku, jeśli tylko w samym procesie realizacyjnym i materiale źródłowym nie pominięto dbałości o jakość, to i granulacji z samych kolumn uzyskać było nie sposób. Tam gdzie miała być słodycz takowa była, lecz jeśli szatańskie frazy miały być nie tylko wyrykiwane z głębi trzewi, ale i podkreślone odpowiednio ognistymi riffami to nie było zmiłuj – uszy paliły żywym ogniem.
Trudno również wychwycić w sygnale wychodzącym z tytułowego transportu nawet najmniejszą oznakę, nalot cyfrowości. Wszystko jest spójne, homogeniczne i jakoś tak po analogowemu ulepione w wielce smakowitą całość. Nic nie chrzęści, nic nie cyka i nic nie razi zbytnią kanciastością właściwą dla hiper detalicznych przedstawicieli domeny cyfrowej. Tutaj wszystko jest akuratne, właściwe, a czy na studyjną modłę to już nie mi osądzać. Jedyne co warto wiedzieć, to to, że Bryston dźwięk, czy jak kto woli strumień danych, reprodukuje/dekoduje a nie interpretuje. To nie jest typ urządzenia daną estetykę, manierę, czy wręcz gotowy spektakl „robiącego”. To jest narzędzie, element toru mający za zadanie dostarczyć nam dokładnie to, co w materiale źródłowym zapisano. I to właśnie robi.
Jeśli nie gonicie za technologicznymi nowinkami, coraz bardziej wyżyłowane formaty audio znajdują się przynajmniej na razie poza kręgiem Waszych zainteresowań i do pełni szczęścia wystarczy Wam poczciwy PCM 192kHz / 24 bit to Bryston BDP-π powinien znaleźć się na liście do przesłuchania. To niewielkie urządzonko nie dość, że bardzo umiejętnie pokazuje potencjał drzemiący w do niedawna uznawanych za gęste formatach, ale i sprawia, że po włączeniu playlisty zapominamy o otaczającym nas, pędzącym nie wiadomo dokąd świecie. Zostajemy tylko my i muzyka, a przecież o to właśnie w Hi-Fi chodzi.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: MJ AUDIO LAB
Cena: 5 650 PLN
Dane techniczne:
Obsługiwane formaty: AIFF, FLAC, WAVE, APPLE LOSSLESS, etc.
Obsługiwane sygnały: do 192kHz / 24 bit PCM
Wejścia: 4 x USB 2.0, 1x Ethernet (10/100 Mbps)
Wyjścia: SPDIF (RCA), Optical (TOSLINK), HDMI, USB 2.0
Wymiary (W x S x G): 7 cm x 14,5 x 21,6
Waga: 1,2 kg
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-1sx
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Abyssound ASV-1000; Audion Premier MM
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; VTL IT-85
– Przedwzmacniacz liniowy: Chord CPA 3000
– Końcówka mocy: Chord SPM 1200 MkII
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; DoAcoustics 202
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF
(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips