1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Cardas Clear Reflection

Cardas Clear Reflection

Opinia 1

Kiedy w nawet na wskroś audiofilskim towarzystwie rozmowa schodzi na temat kabli prędzej czy później (z reguły prędzej) dochodzi do dość gwałtownego wzrostu dynamiki wypowiedzi. Oprócz argumentów natury merytorycznej do głosu dochodzą elementy czysto choreograficzne w stylu ożywionej gestykulacji i prób nawrócenia na właściwą drogę upartego i okopanego lepiej niż Francuzi na Linii Maginota interlokutora. Całe szczęście słowo pisane i brak możliwości bezpośredniego komentowania naszej radosnej twórczości daje nam pewną swobodę wypowiedzi, choć oczywiście bierzemy pełną odpowiedzialność za własne myśli i słowa przelane na wirtualny papier. Po prostu tego typu forma bliższa jest pamiętnikowi a przez to pozwala na bardziej wyważone i mniej nacechowane emocjonalnie sformułowania. W końcu sam ze sobą spierać się nie będę. Dodatkowo uznałem, że po ekstremalnie, ultra high – endowych Siltechach Triple Crown warto dać szansę wytchnienia skołatanym nerwom, choć i tak trauma po wypięciu 3 koron została, i zajęcie się czymś nie tylko osiągalnym, ale również noszącym znamiona luksusu. Tym oto sposobem do testu trafiły będące nowością w ofercie Cardasa – amerykańskiego potentata branży kablarskiej – przewody głośnikowe i interkonekty należące do serii Clear Reflection.

Dokonując dość daleko idącego uogólnienia można uznać, że szerokorozumiany rynek masowy podzielili między siebie trzej najwięksi producenci okablowania. Owa święta trójca to japońska Furukawa, tajwański Neotech i … stojący za bohaterami niniejszego testu Cardas. Tak, tak. Nie ma co się oszukiwać, że jest inaczej, skoro to właśnie oni rozdają karty dysponując odpowiednim zapleczem do tego, by spełniać nawet najskrytsze marzenia tzw. branży. Oczywiście nie można zapominać o małych, działających na nieporównywalnie mniejszą skalę manufakturach pokroju naszego rodzimego Albedo, zdolnych wytworzyć własnym sumptem całkowicie autorskie rozwiązania, oraz znajdujących się na przeciwległym biegunie „magikach” rebrandujących przysłowiowe przewody o wybitnie budowlanej proweniencji.
Cardas za to konsekwentnie podąża obraną na starcie drogą „złotego podziału” tak projektując swoje produkty, aby stosunek określający proporcje użytych przewodników był możliwie zbliżony do φ=1:1,6180339887.

Przewody Clear Reflection są nie tylko oczywistymi następcami legendarnych Golden Reference’ów, lecz przede wszystkim ich udoskonaloną inkarnacją. Zachowując podstawowe cechy geometrii protoplastów wzbogacono je o technologię Matched Propagation, czyli zapewniono takie ułożenie miedzianych żył, aby prędkość sygnału w przewodniku była taka sama jak w izolatorze i wynosiła ok. 70% prędkości światła. Dzięki temu niwelowane są straty sygnału, które odpowiadają za dezintegrację sygnału muzycznego. W roli izolatora użyto PFA, zewnętrzy płaszcz wykonano z Alcrynu a same przewodniki (trzy sploty 4 x 11,5 AWG) tworzą spleciony na całej długości warkocz zakończony miedzianą konfekcją pokrytą rodem i srebrem. Tak to przynajmniej wygląda w przypadku głośnikowców, bo interkonekty hołdujące dokładnie tym samym zasadom wykonano wiązek 2 x 25.5 AWG i podwójnie zaekranowano. Dodatkowo cieszyński dystrybutor mając na uwadze moje (a po prawdzie używanej przeze mnie elektroniki) upodobanie do połączeń zbalansowanych dostarczył do testów interkonekty zakonfekcjonowane obłędnie wyglądającymi XLRami CG. Zanim przejdę do części poświęconej brzmieniu wspomnę jeszcze o wyglądzie tytułowych Cardasów, które prezentują nad wyraz niepozornie. Czarno-popielate otuliny przywodzą na myśl produkty skierowane na rynek profesjonalny, gdzie na finezyjne peszelki nikt nie patrzy a kabel po prostu ma działać i co najważniejsze być odporny na wszelkiej maści destrukcyjne okoliczności przyrody. Clear Reflection właśnie takie są i coś mi się wydaje, że podczas bożonarodzeniowych / wielkanocnych porządków nie obrażą się za potraktowanie wilgotną ścierką. Jedyne, co można uznać za przejaw luksusu i wskazówkę, że jednak nie mamy do czynienia z budżetówką to konfekcja. Masywne splittery i solidne widły w głoskowcach bardzo wyraźnie dają do zrozumienia, że żarty się skończyły, jednak to i tak przygrywka do obłędnych wtyków XLR w interkonektach. W tym momencie wypada mi tylko napisać, że przy parce, nad którą przyszło mi się pastwić wersje RCA wyglądają jak ubodzy krewni z dalekiej prowincji.

Już od pierwszych, dobiegających z głośników, taktów można było stwierdzić ewidentną obecność Cardasów w torze. W telegraficznym skrócie najwłaściwszym a zarazem dość wyświechtanym sloganem byłby ten o stereotypowym „amerykańskim” brzmieniu i … byłoby w nim zadziwiająco dużo prawdy, bowiem dźwięk kreowany przez testowany duet jest niezaprzeczalnie duży. Pierwsze skrzypce gra wolumen i masa a dopiero za nimi podąża kontur i detaliczność. Finezja z resztą też się pojawia, oczywiście o ile jest konieczna i Philippe Jaroussky na „Vivaldi: Nisi Dominus, Stabat Mater” potrafi zachwycić artykulacją i frazowaniem, ale gorąco zachęcam do eksperymentów ze zdecydowanie bardziej dynamicznym repertuarem. W dodatku wcale nie musimy zapuszczać się w prog-metalowe rejony „A Dramatic Turn Of Events” Dream Theater, bo nawet hard-rockowe „Into The Wild Life” Halestorm, czy ostatnie dokonania “emerytów” z Bon Jovi na „Burning Bridges” pokazują, że cardasowe nowalijkii kochają rytm i drive, którymi w przysłowiowym okamgnieniu są w stanie zarazić największego ponuraka. Jednak potęgę i rozmach amerykańskich przewodów powinni docenić nie tylko miłośnicy dowolnej odmiany Rocka, ale i melomani „starej daty” zakochani w wielkiej symfonice. Wystarczy bowiem sięgnąć po „Mendelssohn: Violin concertos No. 1 & 2” (Nemanja Radulovic, Prague Chamber Orchestra), by poczuć wgniatające w fotel tutti i na własnych trzewiach odczuć, jakie ciśnienie akustyczne jest w stanie wytworzyć wielka orkiestra. W dodatku orkiestra pokazana z właściwej perspektywy – oddalona na tyle, że z łatwością jesteśmy w stanie objąć wzrokiem cały jej skład a przy okazji nie tracić nic z solowych partii poszczególnych instrumentalistów.
Co warte podkreslenia amerykańskie przewody najciekawiej wypadają w komplecie łącząc swoje natywne cechy w jedną kompletną i do szpiku kości koherentną całość. Kierujący uwagę słuchaczy na lekko faworyzowany przełom średnicy i dołu interkonekt jest w pewien sposób tonizowany, równoważony liniowością i „wartkością” głośnikowca wprowadzającego duet na wyższe obroty. W ich brzmieniu można zauważyć cechy zarówno wysokich Harmonixów Jacka, jak i moich przewodów Organica, czy Hydry Signal Projects. Mowa tu o niezwykłej muzykalności i niezaprzeczalnym dążeniu do uprzyjemnienia słuchaczowi chwil spędzonych z muzyką przy zachowaniu sprężystości i motoryczności przekazu. Mamy zatem przepięknie nasyconą średnicę, lekko zaokrągloną, ale daleką od zmatowienia i utraty „powietrza” górę, oraz bas wywołujący uśmiech zadowolenia u każdego miłośnika sejsmicznych pomruków.

Kontakt z łapiącymi się na firmowe podium Cardasami pokazał, że stara szkoła audio ma się nie tylko całkiem dobrze, lecz wręcz możemy spokojnie mówić o drugiej młodości. Nowe modele przykuwają uwagę nasyceniem i muzykalnością idącymi w parze z nieabsorbujacym, stonowanym wyglądem oraz niezwykłą solidnością wykonania. W tytułowych Cardasach, które z pełną odpowiedzialnością zaliczam do kablarskiego High-Endu nad wyraz korzystna relacja jakość/cena wynika z bardzo prozaicznej, choć w dzisiejszych czasach wcale nie tak oczywistej przyczyny. Decydując się na Clear Reflection płacimy bowiem za brzmienie i kawał dobrej inżynierskiej roboty a nie misternie haftowane wzorki, wysadzane kryształkami puzderka i inne gadgety, które z reguły widzimy tylko dwa razy – od razu po zakupie, przy montażu i przy wypinaniu w celu dalszej odsprzedaży. To są kable, które kupujemy nie po to by się nimi przechwalać przed znajomymi, lecz po to, by wygodnie rozsiąść się w fotelu, włączyć ulubioną muzykę i wreszcie odpocząć.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-1sx
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
– Przedwzmacniacz/streamer/DAC: Primare PRE32
– Wzmacniacz mocy: Primare A34.2
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Siltech Classic Anniversary 770i
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica; Cardas Clear Reflection
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Cardas 101
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Ardento Power
– Listwa: GigaWatt PF-2 + Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R;
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinia 2

Znakomita większość komponentów AV zza Atlantyku dla szeroko pojętego ruchu audiofilskiego może być bardziej lub mniej znana, ale nie oszukujmy się, bez względu na ilość wiernych wyznawców prawie zawsze jest co najmniej rozpoznawalna i to praktycznie na całym globie. Co więcej, owe konstrukcje najczęściej znakomicie bronią się w swoich okowach cennikowych, jawiąc się jako godne posłuchania, a mimo to, tak się jakoś złożyło, że w osobistych bojach testowych – nawet tych prywatnych – nie miałem bezpośredniego kontaktu z będącymi punktem zapalnym naszego spotkania produktami. Oczywiście podczas częstych wyjazdów do znajomych coś tam liznąłem, ale dopiero teraz chimeryczny los zadbał o kilkunastodniową konfrontację i zorganizował mały sparing z odwiedzającymi me progi Amerykanami, dlatego mam przyjemność zaprosić wszystkich na kilka zdań o kultowej marce CARDAS z propozycją głośnikową w postaci modeli: „CLEAR REFLECTION” i „101”, której dystrybucją na naszym rynku może pochwalić się cieszyński VOICE. Tutaj muszę dodać małe wyjaśnienie, gdyż na testy dotarły również interkonekty, ale dostarczony standard przyłączeniowy XLR nie pozwolił mi na jakąkolwiek ocenę z bardzo prozaicznego powodu, jakim jest brak takich połączeń w moim przedwzmacniaczu liniowym. Dlatego wiedzę o wartościach sonicznych owej łączówki znajdziecie jedynie w tekście Marcina.

Rys wizualizacyjny nie będzie zbyt obfity, gdyż ta znana amerykańska marka przedkładając dźwięk ponad wygląd, dość skromnie ubrała wspomniane druty, wybierając  jasną szarość dla „sto jedynki” i popielaty grafit dla „czystej refleksji”. Oczywiście pozycjonowanie w cenniku powoduje znaczną różnicę średnicy obydwu kabli, ale proszę się nie niepokoić, nie oznacza to użycia jedynie grubszego zewnętrznego węża ogrodowego, tylko powielenie nitek przewodników, co zdroworozsądkowo tłumacząc, pociąga za sobą zdecydowanie większą determinację w walce z odizolowaniem owego rdzenia od szkodliwych zakłóceń. Jedyną nonszalancją wzorniczą opisywanych przewodników informacji do zespołów głośnikowych są zaimplementowane tuż przed rozwidleniem sygnałów dla kanału lewego i prawego złote baryłki w postaci nieco wydłużonego jajka w modelu CLEAR RELFLECTION. Może nie jest to jakiś nadzwyczajny zabieg designerski, ale nie powiem, naprawdę przyciąga wzrok. Kończąc ten akapit dodam, iż druty dla początkujących, czyli nasze 101-ki zakończono bananami, a CR widłami, umożliwiając mi tym sposobem pełne okablowanie posiadanych kolumn amerykańską myślą techniczną, dając nawet szansę na roszady miedzy pasmowe poszczególnych głośnikówek.

Jak zdążyłem wspomnieć, skorzystałem z możliwości przepinania okablowania pomiędzy poszczególnymi sekcjami – niskotonowa i średnio-wysokotonowa. Seria srebrnych krążków jasno opowiedziała się za opcją karmienia Trennerów 101-kami na dole i Clear Reflection na górze. Wiążącym argumentem był środek ciężkości gania przewodów z wyższej serii, który w bezpośredniej konfrontacji z posiadanymi Harmonixami okazał się obracać na jeszcze niższym poziomie, jednak nie przekraczając dobrego smaku w wypełnieniu dźwięku. Ten sznyt balsamicznie gęstego brzmienia zdecydowanie więcej pokazywał w domenie od środka w górę, niż na już solidnie obdarowanym wielkimi przetwornikami ISIS-ów basie. Po tych kilku zdaniach większość z Was prawdopodobnie wyrobiło sobie już jakieś zdanie na temat bohaterów dzisiejszej relacji, ale dla spełnienia warunków testu, jednak bez zbędnego rozciągania tekstu – przecież to są tylko kable – postaram się opisać wysnute wnioski. Próba opisu brzmienia zastanej konfiguracji nie może zacząć się inaczej, jak od wspomnianego nasycenia, które począwszy od najniższych rejestrów, a skończywszy na wyższym środku raczej pomagało muzyce w nabraniu odpowiedniego ciężaru, niż skazywało całość przekazu na szkodliwą, bardzo nieczytelną „bułę”.  I to w zestawie, w którym pierwiastek masy ma już sporo do powiedzenia, co dodatkowo świadczy o finezji konstrukcji zza wielkiej wody. Co ciekawe, to dodatkowe wypełnienie, nie szkodziło również zakresowi wysokich tonów, który dawał zaskakująco doświetlony przekaz z mieniącymi się milionami iskier perkusionaliami. Tak, blachy były bardzo złote, ale nie ociężałe, idealnie spajając tym sposobem całość pasma akustycznego. Przy takim osadzeniu masy dźwięku zbyt zwiewna góra swą przenikliwością nie dawałaby spokoju, odwracając uwagę od przekazu merytorycznego słuchanej muzyki, a tak, dzięki zbliżeniu się do koloru szlachetnego kruszcu fenomenalnie przechodziła w wyższy środek. Czytając te kilka zdań, można by martwić się nieco o najniższe rejestry, ale uspokajam, bijąca od okablowania dodatkowa dawka dociążenia nawet w najmniejszym stopniu nie degradowała jakości informacji o brylujących w tych rejonach częstotliwościowych instrumentach, dając raczej solidniejszą podstawę dla stopy perkusji. Mając taki sznyt grania, nie mogłem nie rozpocząć od wokalistyki i swoją potwierdzającą wysnute wnioski przygodę z Cardasami rozpocząłem od Pani Joun Sun Nah z krążkiem „Same Girl”, a konkretnie od śpiewanego po francusku ostatniego utworu tej kompilacji. Powiem tak, nie ma nic piękniejszego, niż ciepły, gładki i nasycony głos tej artystki zebrany na stół mikserski blisko ustawionym mikrofonem. Wszelkie artefakty związane z przełykaniem śliny, czy mimicznymi ruchami narządu mowy dały mi to, co tygrysy lubią najbardziej, pozwalając dość dokładnie określić rozmiar migdałków, jakimi natura obdarzyła artystkę. Po tym swoistym recitalu dla jednoosobowej widowni z dużą dawką przyjemności przesłuchałem cały krążek od początku i okazało się, że testowa roszada kablarska – przypominam, że Japończycy ustąpili miejsca Amerykanom – nie ingerowała w sposób budowania zachowującej podobne proporcje głębokości i szerokości wirtualnej sceny, jedynie lekko rozmywając kontur źródeł pozornych, co było oczywistą konsekwencją przyrostu masy, ale bez szkodliwego uśredniania. Nie chcąc dłużej rozwodzić się na temat muzyki śpiewanej – każda wypadała fenomenalnie, przejdę do sztucznych fraz muzycznych grupy Massive Attack z nośnika analogowego. I muszę powiedzieć, że gdy przy materiale gardłowym ktoś mógłby przyczepić się o zbyt niskie rejestry głosu drobnych śpiewaczek, to w elektronice owo wszechobecne wypełnienie, raz ugładzało przeraźliwie tnące powietrze piski syntezatorów, a za innym razem masowało moje wnętrzności miękkimi, przewijającymi bębenki uszu na lewą stronę sejsmicznymi pomrukami, z zaskakująco dobrą energią narastania owych dźwięków. Naprawdę ten niezbyt często lądujący w moim SME-ku materiał wypadł tak zaskakująco dobrze, że w dalszej części testu bez najmniejszych obaw skusiłem się na swobodniejsze dobieranie twórczości muzycznej. Po tej decyzji okazało się, iż mariaż kablowy był na tyle łaskawy, że pozwalał nawet na słuchanie nieco chudawych realizacji wydanego w epoce świetności winylu repertuaru jazzowego w estetyce obecnego masteringu. Przyznam szczerze, nieczęsto mam taką niedegradującą dźwięku możliwość podkolorowania tych wiekowych wydań, dlatego do końca spotkania z wyrobami marki Cardas napawałem się meinstreamowym jazzem.

To było zaskakujące w pozytywne doświadczenia spotkanie z amerykańskimi kablami. Teoretycznie rzecz biorąc, dodatkowa dawka gęstego grania w systemie skrojonym w punkt takiej prezentacji powinna zakończyć się porażką, jednak umiejętne podgrzanie atmosfery trafiało tylko w wybrane punkty dźwięku, nie psując przy tym radości ze słuchania. Czerpiące pełnymi garściami szeroko rozumiane wokalistyka i elektronika zdawały się oznajmiać, że mój set nie pogardziłyby takim dobrem nawet w dłuższej perspektywie. Ale muszę tutaj przyznać, iż przy całym pięknie tak prezentowanej muzyki brylowałem już blisko zdroworozsądkowego punktu „G” w manierze masy, dlatego, przed zakupem zalecam konfrontację na własnym podwórku. Niemniej jednak, powiem bez ogródek, aby to, co proponuje zestaw okablowania kolumnowego marki Cardas mogło zaszkodzić docelowemu systemowi, sam zainteresowany musiałby cierpieć na sporą nadwagę, gdy tymczasem każda inna układanka raczej będzie na tym zyskiwać, niż tracić. Dlatego wszystkim, którzy lubią spore pokłady barwy, z czystym sumieniem polecam zapoznać się z dzisiaj testowaną amerykańską ofertą, gdyż może okazać to się strzałem w przysłowiową dziesiątkę.

Jacek Pazio

Dystrybucja: Voice
Ceny:
Cardas Clear Reflection speaker: 13 800 PLN (2 x 2,5 m)
Cardas Clear Reflection XLR: 5500 PLN (2 x 1 m)
Cardas 101: 2 x 2,5m – 1 190 PLN, 2 x 3m – 1 290 PLN. Wersja ze szpuli – 119 PLN/1 mb

 System wykorzystywany w teście:
– CD/DAC: Reimyo CDT – 777 + Reimyo DAP – 999 EX
– Przedwzmacniacz: Reimyo CAT – 777 MK II
– Wzmacniacz mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny:  TRENNER & FRIEDL “ISIS”
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX MK II
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: AUDIO TEKNE TEA-2000

Pobierz jako PDF