Opinia 1
Do akcesoriów audio można podchodzić w dwójnasób. Jedni rzucają się na nie, jak nie przymierzając szczerbaty na suchary, już na początku audiofilskiej drogi, bądź też poznając możliwości własnej percepcji a przy okazji granice zdrowego rozsądku przy przeznaczaniu nakładów finansowych na kolejne, wymarzone urządzenie, zostawiają dopieszczanie osiągniętego efektu dźwiękowego na sam koniec, na deser. Jest jeszcze jeden powód zainteresowania wszelkiej maści akcesoriami i bibelotami mającymi za zadanie poprawę brzmienia posiadanego systemu, lub … czasem jedynie samopoczucia rozpalonego gorączką audiophilii nervosy rozdygotanego złotouchego. Nie wiedzą Państwo o czym mówię? A proszę sobie przypomnieć co robicie, jeśli ciśnienie, łaknienie zmiany o mało nie rozsadzi Wam czaszki a w domowej kasie brak nadwyżek umożliwiających zakup nowego wzmacniacza, bądź kolumn, a o jakichkolwiek negocjacjach dotyczących ewentualnej nowelizacji założonego budżetu z „Główną Ksiegową” możemy po prostu zapomnieć. Czyż nie próbujecie przypadkiem zaleczyć objawów jakimś kabelkiem, gniazdkiem w ścianie, bądź właśnie czymś z coraz szerszej i coraz bardziej wysublimowanej oferty akcesoriów? Ano właśnie.
Tym razem jednak chciałbym się skupić nie na patologii, bądź spontanicznym, nieraz całkowicie chybionym zaleczaniem skutków zamiast usunięciu źródła problemów, lecz właśnie na szukaniu przysłowiowej wisienki, którą z radością zwieńczymy oszałamiający tort, bądź szlachetnej perły zwieńczającej kunsztowną kolię. Cukierniczo – jubilerskie analogie nie powinny w tym przypadku nikogo dziwić, gdyż będące obiektem niniejszego podstawki Ceramic Disc Classic sygnowane przez Franc Audio Accessories z powodzeniem wyszukanym projektem, jak i jakością wykonania spokojnie mogą konkurować zarówno z wyrobami najlepszych mistrzów cukiernictwa, jak i sztuki jubilerskiej.
Wrażenie obcowania z czymś ekskluzywnym, niebanalnym i po prostu wyjątkowym towarzyszy nabywcy już od progu. Zamiast mniej, bądź bardziej ekstrawaganckiego opakowania Pan Paweł Franc Skulimowski zdecydował się na z pozoru skromną, lecz przy pierwszym kontakcie bezdyskusyjnie elegancką i ponadczasową, prostą „małą czarną”. Oczywiście stylistycznie poprawną formą byłoby „małe czarne”, gdyż mowa o opakowaniu, etui, pudełku, lecz akurat w tym wypadku będę upierał się przy „małej czarnej” i to tej spopularyzowanej przez Coco Chanel. Chodzi o wrodzone poczucie dobrego smaku, niezwykle naturalnej estetyki, gdzie mniej znaczy lepiej. Dzięki temu tytułowe podstawki prezentują się niczym Audrey Hepburn, czy Salma Hayek w kreacji wzorowanej na sukience Coco – epatując niesamowitą elegancją, lecz jakże daleką od taniej krzykliwości Lady Gagi. Zero kontrowersji, zero zagrywek pod publiczkę i nieudolnych prób złapania potencjalnego klienta za oko.
Ok., dość ochów i achów, czas na pozbawione emocji konkrety. Pudełko, w którym przychodzą 3 szt. CDC jest czarną, prostopadłościenną „trumienką” zamykaną na ukryte pod przypominającym atłas materiałem małe magnesy. Piankowa wyściółka została precyzyjnie wycięta, dzięki czemu umieszczone w dedykowanych łuzach podstawki, oraz zdjęte na czas transportu górne „talerzyki” powinny znieść bez uszczerbku na zdrowiu nawet najbardziej wymyślne tortury serwowane w centrach przeładunkowych firm spedycyjnych. Same podstawki pomimo dość monolitycznej aparycji okazują się wielo, dokładnie 14-to, elementowymi zespołami precyzyjnie wykonanych na obrabiarkach CNC i dalekich od przypadkowości detali poczynając od ceramicznego łożyska kulowego (minimalny punkt podparcia), na masywnych korpusach i elastycznych absorberach skończywszy. Z zewnątrz, przed położeniem górnego „talerzyka” widać jedynie jedną kulkę, lecz warto wspomnieć, iż wewnątrz obudowy ukryto jeszcze trzy takie elementy ze spieków ceramicznych a całość odizolowano elastycznym oringiem. Korpusy z podstawami łączą śruby ze stali chromowo-niklowej, dzięki czemu z łatwością można wypoziomować ustawione na CDC urządzenie. Całość wykonana jest z anodowanego na wysoki połysk aluminium i do wyboru są trzy wersje kolorystyczne – dwie standardowe – czarna i srebrna, oraz jedna limitowana, na zamówienie – biała.
Do sensu niwelowania wpływu pasożytniczych drgań na komfort pracy, a w rezultacie brzmienie urządzeń audio nikt nie musiał mnie przekonywać, gdyż nie raz i nie dwa miałem z nimi do czynienia. Co prawda na początku swojej audiofilskiej drogi, próbując okiełznać irytującą manierę szklanych półek z uporem stosowanych bodajże po dzień dzisiejszy przez jednego z krajowych wytwórców audio-mebli, mogłem sobie pozwolić jedynie na eksperymenty z sorbotanowymi nóżkami Ixosa, oraz zabawy DIY z piłkami do squasha. Potem przyszła pora na „odsłuchiwanie” różnych wersji półek, stolików, etc., by w końcu wbić się w główny nurt i móc cieszyć zarówno uszy, jak i oczy towarzystwem wyrobów takich specjalistów jak Gregitek, Acoustic Revive, czy Harmonix. W międzyczasie uważnie obserwowałem coraz większą aktywność i śmiałość, z jaką, na tym trudnym skrawku rynku, swoich sił próbowali polscy producenci a wśród nich zyskującego pozycję leadera Franc Audio Accessories. Z Francem, (nomen omen absolwentem katedry spawalnictwa – stąd tytuł recenzji) na test umówieni byliśmy od … już nie pamiętam od kiedy i kiedy wreszcie dotarła do nas pancernie zapakowana przesyłka mogłem nausznie zweryfikować, napływające ze wszystkich stron pozytywne opinie, we własnym systemie.
Co ważne, o czym warto wspomnieć niejako na wstępie części dotyczącej walorów sonicznych, odsłuchy porównawcze prowadziłem głównie umiejscawiając CDC pod źródłem – Ayonem 1sc, filigranową lampową integrą Lebena – CS-300F, jak i Accuphase’m E-600, które ustawione były na masywnym stoliku Rogoz Audio 4SM3, lub/i na platformach antywibracyjnych Acoustic Revive RAF-48H, oraz Audio Philar Double Model. Jeśli zastanawiają się Państwo, czemu porównań nie odnoszę do poziomu elektroniki ustawionej np. bezpośrednio na podłodze, to moja odpowiedź brzmi: z szacunku zarówno dla Państwa, jak i swojego czasu, oraz tego, że zakładam, iż każdy z nas już jakiś świadomie wybrany audio-mebel posiada i w miarę racjonalnie gospodarując budżetem chciałby bez drastycznego przemeblowania osiągnąć jak najwyższą jakość dźwięku.
Z takim też nastawieniem i odpowiednio wysoko ustawionymi oczekiwaniami ulokowałem w pierwszej kolejności trio Ceramic Disc Classic pod odtwarzaczem i … się nie zawiodłem. Bardzo wyraźnemu zaczernieniu poddane zostało tło, jednak efekt ten nie polegał na ordynarnym wymazaniu dalszych planów, lecz odsunięciu niewidzialnej, acz wyczuwalnej ściany za ostatnimi rzędami muzyków i ulokowaniu tam czegoś w postaci antymaterii, czarnego światła, czy jak kto woli nicości. Po prostu słychać było niezwykle naturalną propagację dźwięków, wierne oddanie warunków akustycznych w jakich dokonano poszczególnych nagrań, lecz bańka powodująca obecną gdzieś na granicy percepcji kondensację dźwięku pękła. Krystaliczną czystość zyskały wszystkie, nawet najmniej istotne niuanse, przez co zdecydowanie poprawiła się rozdzielczość, namacalność i realizm przekazu. Usunięta została, stanowiąca do tej pory, jakby się mogło wydawać natywną część dźwięku cyfrowa mgiełka – pewna granulacja, wyblurowanie niepozwalające w pełni poczuć faktury ludzkich głosów, czy powierzchni grających instrumentów. I to nie chodzi o przeostrzenie konturów, bo tego nie zauważyłem, lecz o to, że całość była wyraźniejsza, ale tą prawdziwą, niepodrasowaną wyrazistością.
Usunięcie niepożądanych artefaktów pozwoliło z kolei na osiąganie wyższych niż do tej pory poziomów głośności bez sprzeciwu ze strony narządu słuchu i … co najważniejsze domowników. Zmniejszenie ilości zniekształceń powodowanych przez drgania podziałało niczym wpięcie w tor silniejszego, bardziej odpornego na przesterowanie wysokiej klasy wzmacniacza. Dźwięk po prostu nie ranił, nawet w chwilach, gdy w moim pokoju Metallica na symfonicznym albumie „S&M” na przemian z ostatnimi dokonaniami Apocalypticy („Wagner Reloaded”) wywoływały swoiste trzęsienie ziemi.
Bardzo podobne, praktycznie bliźniacze efekty przyniosło uszlachetnienie „francowymi” podstawkami 300-ki Lebena, jednak dało się jeszcze zauważyć, iż o oczko wyższe noty spokojnie można było dać nasyceniu barw, soczystości dźwięku. Czy to przez zdecydowanie bardziej wyrazistą fakturę, czy też poprzez zminimalizowanie delikatnego rozedrgania powietrza otaczającego źródła pozorne scena dźwiękowa stała się stabilniejsza, osadzona na solidniejszych fundamentach. Organowe pasaże na „Kristin Lavransdatter” Arilda Andersena może nie schodziły niżej niż zazwyczaj, jednak czytelność i różnorodność zarejestrowanych na tym krążku smaczków potrafiła ponownie mnie oczarować i skłonić do kilkukrotnego odtworzenia tego cudownego albumu.
Najmniejszy wpływ podstawek odnotowałem za to topową integrą Accuphase’a, która na tyle wyraźnie podkreślała własną obecność w torze, iż polskie akcesoria dyskretnie usunęły się w cień. Oczywiście takiego empatycznego podejścia do tematu nie sposób ganić, gdyż sporej części nabywców zależy właśnie na takiem delikatnym retuszu, dopieszczeniu dźwięku, który się lubi, i do którego przez lata się dążyło. CDC sprawiły, że wysublimowany charakter Accu, jego wrodzona dostojność zdolne były zalśnić jeszcze głębszym blaskiem.
Wbrew pozorom Ceramic Disc Classic nie wygładzają i nie upiększają dźwięku. One jedynie nie pozwalają, by to, co ma dotrzeć do głośników zostało gdzieś po drodze skażone, zdegradowane przez niepożądane a niestety wszechobecne wibracje. Stanowią nader skuteczną barierę zarówno przed drganiami zewnętrznymi próbującymi wedrzeć się do trzewi naszych drogocennych urządzeń, jak i wzajemnymi interferencjami między poszczególnymi elementami toru. Moim zdaniem uczciwie zapracowały na szczerą rekomendację.
Marcin Olszewski
Producent: Franc Audio Assessories
Cena: 2 200 PLN
Dane techniczne:
– Średnica podstawy 68 [mm]
– Średnica górnej platformy 49[mm]
– Wysokość całkowita 45 [mm]
– Wysokość bez podstawy 35 [mm]
– Maksymalne obciążenie 0-150 [kg](kpl. 3 szt.)
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon 1sc
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
– Gramofon: dwusilnikowy Transrotor ZET 3 + 12″SME + Transrotor MC Merlo Reference + zasilacz Transrotor Konstant M-1 Reference
– Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI 5; Accuphase E600
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; Trenner&Friedl ART
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power
– Listwa: GigaWatt PF-2 + przewód Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips; Acoustic Revive RAF-48H; Audio Philar Double Model
Opinia 2
To, że izolacja urządzeń audio od szkodliwych wibracji podłoża jest istotną składową uzyskanego efektu końcowego nie podlega, a przynajmniej nie powinna podlegać dyskusji. Mimo to wielu użytkowników nie przykłada do powyższego zagadnienia odpowiedniej uwagi, traktując oczywistą degradację dźwięku w sposób irytująco marginalny. Całe szczęście wielu producentów komponentów odtwarzających muzykę, stara się zadbać o to za klienta i sami implementują stosowne rozwiązania. Jedne są bardziej wyszukane, a inne to tylko popodklejane miękkim materiałem skromne stopy, więc jeśli nasz element toru audio wyposażono w zwykłe, tylko ładnie wyglądające, plastikowe nóżko-podobne twory, najwyższy czas zainteresować się którymś z wielu obecnie dostępnych na rynku akcesoriów. Wybór jest duży: od szafek, przez platformy, po same stopy, ale każdy z pomysłów ma jeden cel, zadbać o komfort naszych zabawek, podczas pracy z materiałem muzycznym. Pasożytnicze mikro-trzęsienia ziemi, to dawno udowodnione zło, które należy minimalizować. Dlatego coraz więcej firm (w tym rodzimych – polskich) stara się zaoferować szerokiej rzeszy słuchaczy, swój patent na okiełznanie opisywanego problemu. Kilka tygodni temu, mieliśmy z Marcinem przyjemność zweryfikowania kilku pomysłów jednego ze światowych potentatów w tej dziedzinie – Acoustic Revive, dlatego z niekłamaną radością przyjęliśmy na testy zestaw, składający się z trzech stóp antywibracyjnych, krajowego producenta Franc Audio Accessories model Ceramic Disc Classic.
Widziałem wiele tego typu akcesoriów, ale bez ogródek muszę przyznać, że gdybym nie znał pochodzenia producenta, celowałbym w najpoważniejszych graczy z tego segmentu. Tymczasem Polak też potrafi, co udowodnił bohater testu – Franc Audio Accessories, przysyłając wyglądające jak małe dzieła sztuki. Ceramic Disc Classic skrywają kilka ważnych pomysłów na eliminację drgań. Z pozoru mało skomplikowane konstrukcyjnie filary okazują się osłoną wieloelementowych układów z centralnie umieszczonym najważniejszym elementem –ceramiczną kulką, na której pływa pokryta sylikonem platforma, dźwigająca postawione na niej urządzenie. Całość dla zwiększenia efektu pochłaniania, podklejona jest czymś w rodzaju twardej pianki. Wszystko utrzymane jest w czarno – srebrnej kolorystyce, nadającej produktom niewymuszonej elegancji. Ale i bez takich zabiegów, po wzięciu do ręki rzeczonych stóp, czuć solidność wykonania, co w połączeniu z projektem plastycznym pozwala cieszyć nie tylko uszy, lecz i oczy. Takie swoiste dwa w jednym. Sam używam kilku podobnych japońskich dodatków i bez naginania faktów, już na początku przyznaję elbląskiemu producentowi oficjalną pochwałę za wygląd, a jak było z najważniejszym aspektem, czyli wpływem na brzmienie, przekonamy się w dalszej części testu. I raczej nie będę starał się wartościować: dobre – złe, gdyż każdy system to inna historia i nie ma jednego uniwersalnego sposobu izolacji od podłoża. Z uwagi na fakt stosowania pod swoimi urządzeniami podobnych w działaniu podstawek Harmonix’a, mam system skończony i jakiekolwiek zaistniałe po wymianie na Franc Audio zmiany, mogą być odczuwalne jako inne, ale nie koniecznie lepsze – czego również nie wykluczam, co bez względu na wynik w żaden sposób nie powinno deprecjonować jego oferty.
Zastanawiając się gdzie zastosować elbląskie akcesoria, na początek zdecydowałem się na napęd, który posiadając takie dodatki już w zestawie, odpowiednio wysoko ustawiał poprzeczkę przybyłym gościom. Zwarzywszy na możliwą dość niewielką skalę zmian, przy wyborze repertuaru nie eksperymentowałem, tylko sięgnąłem po mój zestaw startowy we wszelkich możliwych podbramkowych sytuacjach – po wielokrotnie wspominanego przeze mnie Bobo Stensona w towarzystwie Andreasa Jormina i Paula Motiana z krążkiem „Goodbye”. Z doświadczenia wiem, że najbardziej prawdopodobnym obszarem zmian po modyfikacji usytuowania urządzenia audio, jest barwa, rozdzielczość i budowa wirtualnej sceny, a mając wspomnianą płytę dogłębnie zakodowaną w szarych komórkach, z łatwością mogłem wyłapać jakiekolwiek majstrowanie w wymienionych zagadnieniach. I koniec końcem, moje przeczucia okazały się słuszne, gdyż te podtrzymujące kompakt dzieła sztuki inżynieryjnej, w przewidywanych miejscach aspektach ujawniły swoją ingerencję. Jak wspomniałem, wizyta Ceramic Disc Classic u mnie, wiązała się z zastąpieniem innych wygaszaczy i zmiany nie były tak spektakularne, jak to mam miejsce w przypadku implementacji w gołym / nieuzbrojonym systemie. Niemniej jednak, wyraźnie odczuwałem wygładzenie dźwięku, zwiększające jego homogeniczność, przy całkowitym braku jakiejkolwiek utraty otwartości grania. Wszystko stawało się trochę cieplejsze i delikatnie gęstsze, przy praktycznie pomijalnej utracie ostrości krawędzi. Ale proszę nie brać tego, jako popadanie w bliżej nieokreślone plamy dźwięku, tylko muśnięcie krawędzi lekko stępionym rysikiem, kierując całość przekazu w stronę analogu. Zmiana nie była z gatunku gorszych, tylko jawiła się jako trochę inne podejście do zagadnienia rozdzielczości i gęstości, przy wysokim poziomie jakości bezwzględnej. To był trochę skok w bok, który widziałbym u siebie, nie mając stóp Harmonixa, podczas którego nawet w najmniejszym stopniu nie ucierpiała prezentacja sceny tak w szerz jak i głąb, czy postrzeganie przez pryzmat sposobu jej wizualizacji. Na całej tej operacji, najbardziej zyskiwał fortepian, otrzymując dawkę wypełnienia, a kontrabas grał trochę więcej pudłem, przy minimalnie zauważalnym i to tylko w bezpośrednim porównaniu, zaokrągleniu blach Paula Motiana. Znając możliwości produktów Harmonixa, jestem w stanie z dużą dozą pewności stwierdzić, że ktoś ze zbyt swawolnym w górnych rejestrach i chorującym na anoreksję systemem, nieużywający żadnych tego typu akcesoriów, zaliczy przysłowiowy opad szczęki. Niestety jest tylko jedna, czasem ciężka do przeskoczenia przeszkoda – potencjalny klient musi mentalnie dorosnąć do problemu istnienia szkodliwego wpływu otoczenia na niechronione żadnymi absorberami urządzenia audio. Jednak nastały czasy wyedukowanej klienteli i raczej rzadko zdarza się zatwardziały uważający, że to nie ma sensu „ortodoks”. Kilka następnych srebrnych krążków, potwierdzało przytoczone cechy działania ustrojów, dlatego do dalszej zabawy postanowiłem zaprzęgnąć przetwornik cyfrowo/analogowy.
Tym razem zaprosiłem na recital panią o silnym wokalu i drobnej figurze, czyli Youn Sun Nach, w ostatnim repertuarze „Lento”. Ta płyta jest raczej balladowa, ale wydaje mi się najciekawsza z jej dorobku, a sposób realizacji pozwala przyjrzeć się możliwościom systemów pod kątem umiejętności eksponowania zdjętego bliskim mikrofonem kobiecego głosu. W niektórych utworach, mam wrażenie, że widzę migdałki artystki, a to często w średnich systemach owocuje spektakularnymi, niemiłymi dla ucha sybilantami. Mój set radzi sobie z tym bez problemów, ale czekałem co stanie się po podmiance Haronixów na Franc Audio. Czy tak jak w napędzie skutkiem będzie wygładzenie, a może zwiększenie analityczności, która może objawić się nieznośnymi posykiwaniami. Nie pozostało nic innego, jak podłożyć gości pod DAC-a i wcisnąć play. Nie potrzebowałem długich i mozolnych porównań do oceny tego posunięcia, gdyż efekt był natychmiastowo zauważalny. Ale spieszę zdradzić, że zgoła inny niż z CD-kiem. Gdy tam w dobrodziejstwie inwentarza dostawaliśmy pokłady gładkości i lekkiego ocieplenia, tutaj mamy diametralnie inną drogę do nirwany dźwiękowej. Próba z przetwornikiem, pokazała całkowicie inne oblicze podstawek FAA. Mianowicie, sznyt dźwięku skierował ogniskową w kierunku rozdzielczości i lekkiemu przesunięciu poziomu barwy o pół oczka w górę, nadal panując nad zbyt swawolnym podejściem do reprodukcji górnego pasma. Zyskała też trochę otwartość prezentacji i zwiększył się oddech przekazu muzycznego. Scena została trochę nadmuchana, ale wokal nie stracił na namacalności, nadal pozwalając czerpać radość z intymnego obcowania z artystką. Był to podobnie do pierwszego etapu testu krok w bok, tylko z diametralnie innym azymutem, co rysuje całkowicie inną grupę docelową produktu – właściciele systemów zbytnio przyduszonych w środku pasma. To potwierdza starą audiofilską prawdę, że nie ma gotowej recepty na końcowy dźwięk, gdyż ten sam produkt może radykalnie inaczej oddziaływać na poszczególne elementy układanki audio.
Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że zmiany w obu testowanych przypadkach będą szły w tak przeciwstawnych sobie kierunkach, ale patrząc z drugiej strony, biorąc na testy takie dodatki, w różnych aplikacjach możemy osiągnąć, całkowicie inne, czasem pożądane, a czasem niechciane efekty. Gdy w zaplanowanym przez nas mariażu z odtwarzaczem nie uzyskamy konsensusu, przechodzimy do kolejnego urządzenia w torze i to, co miało mile zaskoczyć na poziomie źródłowym, może sprawdzić się podczas przetwarzania tegoż sygnału krok dalej. Jednak świat audio to fajna, pełna wielu niespodzianek zabawa, a czy będziemy chcieli się w nią bawić, zależy tylko od nas. Ja nazwałem to zabawą, tymczasem w praktyce, to bezpardonowa walka ze szkodliwym wpływem otoczenia na system przetwarzania sygnału audio, z którą każdy wyedukowany słuchacz powinien się zmierzyć. I jeśli nie osiągnie zadowalających efektów z danym producentem, powinien spróbować z kolejnym, mającym inny pomysł konstrukcyjny na ten temat. Jeśli i wtedy nic nas do końca nie usatysfakcjonuje, będziemy przynajmniej mieli jakikolwiek pogląd na ten ważny dla wielu melomanów temat. To spotkanie z firmą Franc Audio Accessories jest tylko wycinkiem ich oferty, która na swojej liście skrywa jeszcze platformy antywibracyjne i inne modele stóp pod sprzęt pozwalający czerpać przyjemność podczas słuchania muzyki. Ale już to krótkie doświadczenie pokazuje, że warto skontaktować się z konstruktorem, by spróbować zrozumieć, o co kruszy kopie i co ma do zaoferowania, by ożywić nasz ukochany system. Szczerze zachęcam do weryfikacji opisanych doświadczeń.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
Kolumny: Bravo Consequence+
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sek
cja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: Rogoz Audio
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX, platforma antywibracyjna Acoustic Revive RST-38H, platforma antywibracyjna Audio Philar
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MKII, London AEC C91E “POD”
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM „THERIAA”