Opinia 1
Gdybyśmy przyjrzeli się głównym nurtom budowy kolumn, tak na szybko wymienilibyśmy konstrukcje tubowe, zamknięte, wspomagane bas refleksem, linią transmisyjną, czy też odgrody. Dogłębna analiza tego zagadnienia prawdopodobnie przyniosłaby kolejne pozycje, jednak z uwagi na fakt, że nasz dzisiejszy bohater znajduje się w wymienionej przed momentem puli, nie będę zbytnio rozwadniać przygotowującego nasze dzisiejsze spotkanie tekstu. Tak więc przystępując do prezentacji zdradzę, że będziemy zajmować się kolumnami opartymi o biegnącą za 20-to centymetrowym papierowym głośnikiem nisko-średniotonowym tubę wspomaganą kompresyjnym, ubranym w będący wylotem drewnianej tubki gustowny golfik wysokotonowym berylowym driverem kompresyjnym. Przyznam się szczerze, byłem bardzo ciekawy, jak wypadło strojenie zastosowanego tutaj potomka przecież czasem agresywnego megafonu. Nie, nie miałem specjalnych obaw przed ewentualną porażką, gdyż producentem opisywanych konstrukcji jest manufaktura z landu postrzeganego jako ostoja solidności bez względu na dział gospodarki w jakim się obraca, czyli Niemiec. Chodziło raczej o odpowiedź, czy obroni się w pierwszym podejściu, czy będę musiał dać konstrukcji czas na dogrywkę. Zapraszam zatem do lektury relacji z mej kilkutygodniowej przygody z kolumnami Cessaro Chopin I dostarczonymi przez warszawski SOUNDCLUB.
Niestety jak na High End przystało, logistyka produktów z tego zakresu cenowego ma swoje ciemne strony, gdyż kolumna bez skrzyni transportowej może pochwalić się wagą przekraczającą 70 kilogramów, co nawet dla dwóch osób jest już poważnym wyzwaniem. Ale to tylko jeden z problemów, gdyż może na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale przy dość niewielkiej szerokości, konstrukcje są bardzo mocno rozbudowane na głębokość. Oczywiście jest to związane z uzyskaniem wymaganej długości tunelu strojącego najniższe pasmo przenoszenia. Jeśli jednak te dwie sprawy nie stanowią dla nas problemów, to w dalszej części wizualizacji naszych bohaterek mam tylko same dobre wieści. Jakie? Chodzi o styl wykończenia, czyli przepiękny naturalny jasny fornir z wyraźnie zaznaczonym ciemnym słojem na ściankach bocznych i połyskującą czerń ściany przedniej z osadzonymi na niej głośnikami. Może dla niektórych wielbicieli muzyki taki design jest lekko przesadzony, ale ja odbieram to jako bardzo ciekawy zabieg designerski. Co więcej, tą swoistą zebrą drewna egzotycznego może pochwalić się również wycinek sfery będący korpusem tuby wysokotonówki. Całość konstrukcji postawiono na wkręcanych w boczne panele zakończonych talerzykami stopkach. Jeśli chodzi o panel przyłączeniowy, to nie jest zbytnio rozbudowany, gdyż oferuje nam jedynie pojedyncze terminale głośnikowe. Dla wyczynowców to za mało, gdyż twierdzą, że każda część pasma ma mieć swój port przyłączeniowy, ale dla większości populacji jawi się jako zaleta, ponieważ niejako z rozdzielnika zaleca użycie pojedynczego przebiegu kabli głośnikowych. W moich kolumnach mam podwójne okablowanie, dlatego z autopsji wiem, czym to pachnie i nie dziwię się konstruktorom, że gdy nie widzą takiej potrzeby i nie usiłują dorabiać zbytecznej teorii do swoich wyrobów li tylko dla podniesienia ich prestiżu.
Mogące pochwalić się nazwiskiem naszego znanego na całym świecie kompozytora kolumny miały okazję spróbować swoich sił w dwóch konfiguracjach, z której pierwszą okazał się 11-towatowy system Audio Tekne, a drugą również japoński, jednak oparty już o tranzystorową końcówkę mocy dyżurny zestaw Reimyo. Wniosek? Trochę nieoczekiwany, ale bardzo dobrze świadczący o testowanych konstrukcjach. Jak wspomniałem, na pierwszy ogień poszło wzmocnienie lampowe, co pokazało Niemców w bardzo korzystnym świetle, gdyż tryskająca gęstością przy pełnej selektywności i rozdzielczości dźwięku elektronika AT zaprosiła mnie do fantastycznie zaprojektowanej akustycznie z dobrze zagranym recitalem sali koncertowej. Skąd wiem, że sprawy oddania akustyki są ważnym aspektem Cessaro? Tak się złożyło, że były ostatnią kompilacją testową przywołanego przed momentem zestawu lampowego i dopiero wpięcie Chopinów wzniosło tamtą konfigurację na bardzo mocno wyśrubowaną poziom wierności oddania zamierzeń realizatora przez zestaw audio. Ich występ pokazał mi, jakich rozmiarów jest każda zaproponowana przez pana za konsolą scena z jej głębokością, szerokością i tak tak, nie oszukujmy się wysokością. Gdybym dla odmiany już na początku testu naprawdę miał się do czegoś przyczepić, to po konfrontacji z kolejną odsłoną procesu recenzenckiego – set Reimyo – powiedziałbym, że bas w tym podejściu mógłby być nieco lepiej kontrolowany. Ale nie oszukujmy się, lampa dawała jedynie 11 Watów, a tranzystor 200. Idąc dalej tropem kompilacji lampowej muszę przywołać fajną spójność brzmienia w pełnym paśmie mimo zastosowania osadzonego w wywołującej lekkie stany lekowe tubie głośnika berylowego. Wiem, sam na co dzień mam tubkę, ale fobia pozostała, dlatego gdy tylko jest umiejętnie zaaplikowana z dumą oznajmiam to w swoich tekstach. Tutaj było nad wyraz dobrze, czego życzyłbym wielu innym konstruktorom kolumn. Pełna paleta informacji o perkusjonaliach i dający swobodę w wybrzmiewaniu muzyki pomiędzy kolumnami oddech w muzyce nie pozwalały na skracanie sesji odsłuchowych poszczególnych płyt, wręcz zmuszając do zaliczenia samoczynnego cofnięcia soczewki lasera do stanu spoczynkowego. I to wszystko przy wykorzystaniu często uważanych za zbyt ofensywne przetworników berylowych. O środkowej części pasma mogę napisać już tylko w samych superlatywach, gdyż trafiał idealnie w punkt temperaturowy z pełną gamą informacji o dziejących się w tym dziale zdarzeń. No, może w bardzo dużych nawałnicach dźwiękowych muzyki klasycznej z racji przywołanych niedostatków mocowych w zakresie rozdzielczości basu słychać było delikatne uśrednienia. Jednak przypominam o powodującej taki efekt konkretnej konfiguracji, a nie problemach samych zestawów głośnikowych. Gdy doszliśmy do samego basu, to oprócz tych nieco na wyrost przywołanych sprawach utrzymania go w ryzach, gdy odtwarzany materiał muzyczny i jego wolumen niebyły demonami przyprawiającymi przeciętnego melomana o ból głowy, pokazywał się z jak najlepszej strony. I tym optymistycznym akcentem chciałbym przejść do próby tranzystorowej, która jak wspomniałem wcześniej, była lekko zaskakująca, ale szła w nader bardzo pozytywną stronę. Chodzi mianowicie o pełne wysterowanie najniższych rejestrów bez względu na poziom odkręcenia gałki Volume, ale również mimo delikatnego przeniesienia środka ciężkości o oczko wyżej całości przekazu nie dryfowała ku drażniącej i bardzo męczącej na dłuższą metę natarczywości. Bas był krótszy, ale nadal w dobrej ilości, a środek mimo mniejszego wysycenia konsekwentnie bronił się przed utraceniem wcześniej zdobytych punktów dodatnich. Ciekawe, że same górne rejestry lekko zwiększając iskrę blach nadal panowały nad niechcianymi wyskokami. Po prostu otrzymałem nieco zwiewniejszy, jednak nadal homogeniczny dźwięk. Czegóż chcieć więcej? Oczywiście zaznaczam, że zawsze można lepiej i to, co napisałem należy przefiltrować przez pryzmat bardzo wrażliwej na zaaplikowaną elektronikę konstrukcję. Kto choćby raz zakosztował złych aplikacji takich produktów, wie, czym kończą się nie do końca dopracowane produkty. „Nasze” Cessaro Chopin I pokazały, iż w tej materii odrobiły lekcje i zmusiły tuby do emisji bardzo fizjologicznego dźwięku nawet pod czas pracy z końcówką tranzystorową. Tutaj jednak chciałbym ostrzec potencjalnych zainteresowanych, gdyż mimo wydawałoby się sporej łatwości konfiguracyjnej testowanych niemieckich konstrukcji należy przygotować się na ewentualne nie do końca udane połączenia. To naprawdę są bardzo chimeryczne konstrukcje i tania, po omacku aplikowana elektronika może już w zarodku zabić piękno podobnych produktów. Osobiście podczas zabawy miałem dwa może nieco różniące się poziomem nasycenia, ale jednak brylujące w kolorze zestawy. Tymczasem, jeśli ktoś z Was posiada set ocierający się o anoreksję, może odczuć to jako pewne zmanierowanie kolumn. Ale czy nie o to w tej zabawie chodzi, by przed osiągnięciem nirwany powalczyć z mającą swoje maniery elektroniką? Kończąc ten test chciałbym przywołać kilka słuchanych podczas testu krążków, które mimo że pokazane w innej estetyce miały swoje bardzo dobre strony. Tak się złożyło, że obie konfrontacje odbyły się przy użyciu źródła analogowego, dlatego w procesie oceniania sięgnąłem po trochę inny niż z kompaktu repertuar, ale w obu przypadkach ten sam. I tak na pierwszy ogień poszedł „I Koncert Fortepianowy” Czajkowskiego. Fenomenalne rozplanowanie muzyków wraz z ich pełną lokalizacyjnością dały pełny wgląd w międzykolumnową przestrzeń. Poszczególne następujące po sobie sekcje muzyków idealnie wodziły za sobą moje zmysły w obu odsłonach testowych. Jedyną mogącą rodzić jakiekolwiek dyskusje różnicą było przywołane lekkie zaburzenie rozdzielczości w najniższych rejestrach przy dużej masie naładowanego informacjami dźwięku. Ale nie był to „szekspirowski” dramat, tylko spowodowane możliwościami sprzętu towarzyszącego naprawdę lekkie uśrednienia. Jednak gdy spojrzymy na wierność oddania barw instrumentów, lampa była w przewadze. Zmiana repertuaru na jazzowy ze stajni ECM oprócz osadzenia w kolorze nie przynosiła już takich wielkich różnić w oddaniu basu. Wolne frazy cyzelowanego dźwięku w obu konfiguracjach sprawiały identyczną radość. Oczywiście stały na innym szczeblu temperaturowym, ale to było tylko inny punkt widzenia, a nie gorsza prezentacja. I gdy na koniec na talerzu gramofonu wylądowała produkcja grupy Massive Attack, okazało się, że i sztucznie generowane granie nie jest najmniejszym problemem dla opisywanego dzisiaj produktu z Niemiec. Pewnie można lepiej, ale nie oszukujmy się, nikt nie kupuje wysokoskutecznych kolumn do elektronicznego łojenia. Cessaro Chopin I są dla koneserów, którzy przedkładają smak ponad ilość. Koniec kropka.
Ten test pokazał mi, że świat kolumn o wysokiej skuteczności nie jest zarezerwowany jedynie dla słabych wzmocnień. Okazuje się, że czasem teoretycznie spore przewymiarowanie mocowe przynosi ciekawe i zarazem pozytywne skutki. To oczywiście nie jest regułą, ale całe opisywane doświadczenie udowodniło, iż niemiecka myśl techniczna mimo niejako z założenia nastawiona na współpracę z cherlakiem, spokojnie radziła sobie z tryskającymi mocą tranzystorowym bulterierem, dobitnie pokazując tym, że jest bardzo uniwersalną konstrukcją. I jest to bardzo dobra wiadomość, gdyż od tego jest już bardzo krótka droga do Waszej decyzji w sprawie bliższego zapoznania z taką szkołą grania. Bas bez sztucznych podbarwień i dobrze zaimplementowane przetworniki z łatwością pokazują znany Wam wcześniej świat muzyki w nieco innej niż typowe konstrukcje kolumn specyfikacji. I według mnie już ten aspekt powinien skłonić Was do prób z własnym zestawem.
Jacek Pazio
Opinia 2
Jakoś tak się potoczyły nasze losy, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy oprócz mniej bądź bardziej konwencjonalnych konstrukcji głośnikowych przez naszą redakcję przewinęły się dwa modele tubowe. Pierwszymi były pełnokrwiste high-endowe kolosy, czyli Avantgarde Acoustic Trio a drugimi wspomagane w górze pasma całkiem pokaźną tubą niemalże kompaktowe Davisy Monitor One. Tym razem jednak dotarły do nas konstrukcje będące niejako średnią arytmetyczną sumy powyższych poprzedników. Tubkę znajdziemy bowiem w nich zarówno na dole, jak i na górze pasma, lecz całkiem cywilizowane gabaryty, szczególnie w porównaniu z Trio, pozwalają uznać je za akceptowalną przez nieskażonych audiofilizmem domowników propozycję nawet w konwencjonalnych warunkach lokalowych. Mowa o najmniejszych z rodziny i zarazem otwierających ofertę niemieckiego Cessaro kolumnach o znajomo brzmiącej nazwie Chopin.
Tytułowe Cessaro to zgrabne i intrygujące, acz niewątpliwie słusznych rozmiarów kolumny. Przy wzroście 130 cm warto brać również pod uwagę ich głębokość, która niebezpiecznie zbliża się do 80cm. Całe szczęście wagowo wypadają na tyle akceptowalnie, raptem 70 kg / szt., że dzięki eleganckim, gładko wykończonym nóżkom bez problemu można samodzielnie je przesuwać po podłodze. Jak na wysokoskuteczne, dwudrożne tuby przystało górę obsługuje jednocalowy berylowy tweeter TAD-a z napędem Alnico a niższe częstotliwości przypadły ośmiocalowemu przetwornikowi z celulozową membraną i również szlachetnym magnesem Alnico wspomaganym przez słusznych rozmiarów tubę z wylotem widocznym na pokrytym czarnym lakierem fortepianowym froncie. Przepięknie wykończona obudowa ma strukturę kanapkową a grubość ścianek wynosi przy tubie 40 mm. Uwagę zwraca również precyzyjnie wykonany drewniany kołnierz tubki wysokotonowej. Co ciekawe nie jest to okleinowany MDF, lecz lite drewno z gatunku Zebrano wyprofilowane zgodnie z zaawansowanymi symulacjami komputerowymi i perfekcyjnie wykonane na obrabiarkach CNC. Terminale głośnikowe są pojedyncze i akceptują każdy rodzaj konfekcji, dzięki czemu nie musimy łamać sobie głowy dylematami dotyczącymi właściwego wyboru okablowania na górę, oraz średnicę i dół pasma, bądź tych związany z ewentualną degradacją sygnału przez firmowe zworki.
Opis brzmienia Cessaro zacznę dość nietypowo, bo od dołu pasma, który z niemieckich kolumn prowadzony jest niezwykle karnie a przy tym dość zuchwale zapuszcza się w zaskakująco niskie rejony. Co ciekawe wyższe częstotliwości basowe grane są w tzw. punkt a im niżej schodzimy tym większy spadek skuteczności będzie dochodził do głosu. Tzn. bas nadal tam jest i nadal jest reprodukowany, lecz jego obecność staje się coraz bardziej eteryczna, wycofana. Przykładowo otwierający progresywny album „Shrine Of New Generation Slaves” Riverside potężny i patetyczny utwór “New Generation Slaves” wypadł całkiem przekonująco. Natywna szorstkość i rasowy, rockowy brud zabrzmiały namacalnie, acz nienachalnie a basowe uderzenia wcale nie charakteryzowała anoreksja a jedynie większa aniżeli z naszych dyżurnych Isisów zwiewność. Również bardziej łobuzerski repertuar, pomimo początkowych obaw zaprezentowany został z właściwą sobie zadziornością. Pulsujący beat „Below The Belt” Danko Jonesa udzielał się nawet najbardziej ospałym słuchaczom a to, że uderzenie stopy, bądź najniższe partie gitary basowej nie miażdżyły nam trzewi jakoś z łatwością możemy wybaczyć. Jeśli dziwnym wydaje się Wam pomysł włączania na takich kolumnach iście wybuchowej mieszanki tego, co najlepsze w twórczości Iron Maiden, AC/DC, czy Garego Moore’a to spieszę z wyjaśnieniami, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Bowiem między bajki z mchu i paproci należy włożyć opowieści, jakoby tuby nie nadawały się do rocka i metalu. Otóż tuby, jak i praktycznie każdego typu kolumny zdolne są zagrać i to dobrze praktycznie dowolny repertuar, jednak musi być spełniony jeden „drobny” warunek – muszą być dobrze zaprojektowane i jeszcze lepiej wykonane a tego Cessaro odmówić nie sposób.
Liniowość i homogeniczność reprodukowanego pasma wskazywały na idealne zszycie obu przetworników, choć aby to w pełni sobie uświadomić należy wspomnieć o kolejnej cesze, która we właściwy sobie sposób warunkuje prawidłowy odbiór rzeczywistych możliwości soniczny Chopinów. Chodzi o krytyczną dla tytułowych kolumn kierunkowość. Warto bowiem poświęcić im dłuższą chwilę i możliwie precyzyjnie ustawić je „na siebie” a dokładnie na nasze ulubione miejsce odsłuchowe. O ile nawet przy dogięciu na tzw. oko będzie co najmniej OK., to jednak, jeśli zależy nam na dokładnej lokalizacji źródeł pozornych na szerokiej i niezwykle głębokiej scenie kreowanej przez Chopiny, to przyda się pomoc drugiej osoby, która dokonywać będzie stosownych korekt, kiedy my zajmować będziemy dyżurne miejsce odsłuchowe. Powyższe działania procentować będą szczególnie przy większych składach, jak np. na „Spotkaniu” – albumie z muzyką Bronisława Kapera i Jana A.P. Kaczmarka w wykonaniu Orkiestry Filharmonii Gorzowskiej pod batutą Moniki Wolińskiej. Otwierający album utwór „Hi-Lili, Hi Lo” rozpoczyna się partią skrzypiec z akompaniamentem fortepianu i dopiero potem wchodzi pełny aparat orkiestrowy, co pozwala z łatwością określić, czy kolumny grają dokładnie w nasz sweet spot, czy jeszcze trzeba nad tematem popracować. Podobnie jest z tematem z „Niewiernej” („Unfaithful”), gdzie instrumentem przewodnim jest fortepian a orkiestra tworzy jedynie tło dla jego poczynań. Właśnie w takich nagraniach Cessaro rozwijają skrzydła, sprawiają, że czas zwalnia a życie staje się bardziej znośne. Nieśpieszne tempa, precyzyjna gradacja planów pozwalają odetchnąć od codziennej gonitwy. Usiąść wygodnie wśród innych złaknionych muzycznych przeżyć na widowni i dać się ponieść pięknym melodiom.
Wbrew stereotypowym opiniom wygłaszanym na temat konstrukcji tubowych brzmienie Chopinów z pełną odpowiedzialnością można określić mianem nie tyle neutralnego, co na pewno naturalnego. Barwy są soczyste i nasycone a szybkość narastania dźwięków i ich natychmiastowość wypadają wręcz zjawiskowo. „Saxophone Colossus” Sonny’ego Rollinsa zabrzmiała wprost porywająco. Pomimo leniwego tempa swingujący rytm nie pozwalał spokojnie usiedzieć w miejscu gdyż każdy, nawet najdrobniejszy dźwięk „dział się” w intymnym, stworzonym wyłącznie dla nas mikrokosmosie. Barwa saksofonu Rollinsa była pełna, dojrzała, lecz daleka zarówno od krzykliwości, jak i asekuracyjnego uśrednienia. Jeśli zachodziła taka potrzeba potrafił czarować ciemną, niemalże karmelową tonacją, by za chwilę odezwać się z zadziorną chropowatością, bądź zalśnić krystalicznie czystymi górnymi rejestrami. W dodatku fizyczną niemożnością było wyłapanie momentu przejścia z jednego przetwornika na drugi, więc temat ewentualnych „szyć” również możemy uznać za niebyły. Ne należy również zapominać o wspominanej wcześniej natychmiastowości. Wsłuchajcie się Państwo co wyczynia Max Roach przy perkusji. Z delikatnego „głaskania” werbla i blach z prędkością błyskawicy potrafi wyprowadzić szaleńcze i zagmatwane niczym węzeł gordyjski solo, które aby w pełni docenić należy przesłuchać co najmniej kilka razy. A w sesji wzięli przecież udział Tommy Flanagan przy fortepianie i Doug Watkins na kontrabasie. Niby niewielki skład i dość spokojny repertuar a gdy tylko do jego reprodukcji zaangażujemy najmniejsze Cessaro to wręcz nie sposób się od niego oderwać.
Dochodzimy w tym momencie do clue charakterystyki Chopinów – do niezwykle angażującego sposobu prezentacji niepozwalającego na zachowawczą obojętność podczas ich odsłuchu. To nie są kolumny, przy których włączając muzykę można zająć się codziennymi obowiązkami, papierologią, czy prowadzeniem małej księgowości. One nie tyle wymagają uwagi, co całą naszą uwagę po prostu apodyktycznie i bezdyskusyjnie zawłaszczają.
Jacek w pierwszej części niniejszej recenzji testował Cessaro Chopin I w dwóch systemach – ultra high-endowym opartym na lampowej elektronice Audio Tekne i drugim – naszym dyżurnym. W moim przypadku sytuacja była zdecydowanie prostsza i jednoznaczna, gdyż przy moich preferencjach repertuarowych set AT postawiony by został w mało komfortowej sytuacji, dlatego też wszystkie powyższe obserwacje dotyczą odsłuchów prowadzonych z użyciem dzielonej amplifikacji Reimyo. Mam nadzieję, że tych kilka wersów będzie dość interesującą wskazówką dla wszystkich fanów nie zawsze najlżejszych i najpiękniejszych brzmień, jakie był łaskaw do tej pory stworzyć i nagrać gatunek ludzki. Wskazówką mówiącą, że wcale nie są zdani na konwencjonalne konstrukcje „skrzynkowe” z prostym i niestety nie do końca eleganckim wspomaganiem najniższych składowych otworami basrefleks. Chopiny udowadniają, że z mocnym, tranzystorowym piecem też są w stanie pokazać prawdziwy rockowy pazur a szybkością i namacalnością dźwięku potrafią zabić ćwieka niejednemu utytułowanemu konkurentowi.
Marcin Olszewski
Na testy kolumny dostarczył: SoundClub
Cena: 31 155 €
Dane techniczne:
Konstrukcja: dwudrożna
Moc: 20 W
Impedancja: 6 Ω
Skuteczność: 97 dB (1 W/1 m)
Max SPL: < 109 dB
Pasmo przenoszenia: 30-20 000 Hz
Wymiary: 1320 (W) x 340 (S) x 780 (G) mm
Waga: 70 kg /szt.
System wykorzystywany w teście:
– CD/DAC: Reimyo CDT – 777 + Reimyo DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz: Reimyo CAT – 777 MK II; AUDIO TEKNE TFA-9501
– końcówki mocy: Reimyo KAP – 777; AUDIO TEKNE TM-9502
Kolumny: TRENNER & FRIEDL “ISIS”
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Hiriji „Milion”
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix Beauty Tone Milion Maestro, Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, .Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA ; AUDIO TEKNE TEA-9501B