1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Chord DSX1000 + CPA 5000 + SPM 5000 mkII

Chord DSX1000 + CPA 5000 + SPM 5000 mkII

Opinia 1

Całe szczęście sytuacje, gdy orientujemy się, że coś nas omija i coś umyka powoli tracą rację bytu. Nie mówię, że nie mają miejsca, bo oczywiście mają, lecz ich natężenie ewidentnie traci na częstotliwości. Czasy, gdy o nowościach i egzotycznych markach dowiadywaliśmy się z przywożonych zza żelaznej kurtyny wymiętych periodyków, bądź nawet jedynie z ustnych przekazów szczęśliwców, którym dane było na własne oczy i uszy zobaczyć/usłyszeć uroki „zgniłego zachodu” mamy już dawno za sobą. Dodatkowo przywilej niemalże 100% monopolu wieki temu straciły takie twory jak Pewex, czy Baltona będące wtedy jedynymi oknami na cywilizacyjne zdobycze techniki. Odwróciły się też relacje pomiędzy sprzedawcą i nabywcą. Dzięki temu mamy obecnie to, co mamy, czyli wolny rynek i praktycznie pełną swobodę wyboru ograniczoną li tylko fantazją i zasobnością portfela. Ba, osoba postronna mogłaby nawet dojść do wniosku, że jesteśmy świadkami ery przesytu, okresu, gdy wszystkiego jest zdecydowanie za dużo i choć jest w takim postrzeganiu rzeczywistości sporo racji, to rynek audio rządzi się swoimi prawami a wśród nich nadrzędnym jest stara mądrość ludowa mówiąca, że od przybytku głowa nie boli. Tak też jest w istocie, gdyż każdy z nas, czyli „słyszącego ułamka” populacji, ma swój własny gust, własne preferencje i przede wszystkim czysto subiektywne referencje. Dzięki temu nawet najbardziej szalone konstrukcje mają szansę na znalezienie nabywców. Również problemy dostępności oferty swoistych legend Hi-Fi/High-End niejako same się rozwiązują. Oczywiście owe samorozwiązanie odbywa się nie tylko poprzez zagraniczne wojaże, zakupy poza ojczystymi granicami, ale również, a może przede wszystkim poprzez sukcesywne i zarazem logiczne budowanie swoich portfolio przez poszczególnych dystrybutorów. Właśnie z takim przypadkiem przyszło nam zmierzyć się w ramach niniejszej publikacji, bowiem cieszyński Voice postanowił pozyskać do swojego katalogu markę, której wyroby od lat ciężko pracowały na w pełni zasłużoną renomę, o czym wielokrotnie mieliśmy okazję przekonać się m.in. podczas monachijskiego High Endu – angielski Chord Electronics. Nie ma jednak co się łudzić. Wystawowo-targowe, bądź nawet zdecydowanie bardziej kameralne odsłuchy wyjazdowe obarczone są tak potężnym ładunkiem zmiennych i niewiadomych, że jakiekolwiek wysnuwanie z nich wniosków może mieć charakter wyłącznie orientacyjny. Dlatego też pamiętając intrygujące MOCowe odsłuchy z wielką radością i entuzjazmem wzięliśmy udział w sierpniowej, zdecydowanie spokojniejszej a przede wszystkim odbywającej się na miejscu prezentacji zorganizowanej dla dealerów i przedstawicieli prasy w warszawskim Hotelu Puławska Residence. Prezentowana tam przez Colina Pratta elektronika Chorda z bliska wypadła się na tyle intrygująco, zarówno pod względem wizualnym, jak i brzmieniowym, że od razu podjęliśmy z Jackiem energiczne starania, by możliwie szybko mieć możliwość wpięcia którejś z debiutujących na naszym rynku nowości we własny system. I w tym momencie dochodzimy do momentu, w którym okazuje się, że los, choć nieprzewidywalny potrafi być też nader łaskawy, gdyż na testy otrzymaliśmy …. pełen, kompletny system Chord Electronics w skład którego weszły: streamer DSX1000 Reference, przedwzmacniacz CPA 5000 Reference i stereofoniczna końcówka mocy SPM 5000 MkII.

Znających nasze sprzętowe upodobania i fobie, Czytelników z pewnością dziwi dostarczone przez Voice’a źródło, ale … nawet w naszej redakcji czas płynie nieubłaganie i pewnych rzeczy nie da się uniknąć, więc tym razem Jacek uznał, że nie taki wilk straszny, jak go malują i rzucił się w plikowe odmęty. A tak już całkiem na serio. Skoro nawet Jacek oswoił pliki, to wiedzcie Państwo, że „coś się dzieje”. Jednak do rzeczy. Jak wszystkie produkty Chorda, tak i dostarczone na testy „referencje” prezentują niezwykle charakterystyczną i w 100% identyfikowaną z tym producentem iście pancerną stylistykę wzorniczą okraszoną niesamowitą zielono-niebieską poświatą. Już na pierwszy rzut oka widać, że o solidność i mechaniczną precyzję nie mamy co się martwić, za to o kręgosłup już zdecydowanie tak, bo lekko nie będzie. Całe szczęcie w przypadku streamera i przedwzmacniacza owa masywność jest jedynie pochodną unifikacji gabarytowej frontów, gdyż już same korpusy są ździebko węższe ustępując co nieco miejsca toczonym kolumnom pełniącym również rolę nóżek.

Odtwarzacz DSX1000 Reference swym wykonanym z centymetrowej grubości szczotkowanego płata aluminium frontem udowadnia, że do wygodnej i intuicyjnej obsługi plików wcale nie potrzeba nie wiadomo ilu przycisków i Bóg wie czego jeszcze. Oprócz 3,5” kolorowego wyświetlacza TFT interfejs ograniczono do naprawdę niezbędnego minimum w postaci okrągłego, otoczonego delikatnie podświetloną aureolką, czteropozycyjnego wybieraka i … gniazda słuchawkowego.  Finezyjnie ponacinana i zapobiegliwie „podszyta” gęstą siatką płyta górna zapewnia nie tylko odpowiednią wentylację, lecz stanowi również ujście zielonkawej poświaty. Widok ściany tylnej może zaskoczyć, gdyż zamiast spodziewanej baterii interfejsów cyfrowych otrzymujemy … zdublowane wyjścia analogowe i to zarówno w formacie RCA, jak i XLR, bowiem w zależności od tego, czy chcemy korzystać z wyjść stałopoziomowych, czy regulowanych to po prostu takie wybieramy nie musząc martwić się i zastanawiać, czy przypadkiem w torze nie ma czegoś nadprogramowego. Oczywiście wejścia cyfrowe są – do dyspozycji mamy zatem 75 Ω BNC i gniazdo Ethernet, które możemy zasilić nie tylko sygnałem 44,1-192kHz/24Bit, lecz również (po szczegółowo opisanym na stronie producenta upgradzie firmware’u) również DSD64. Brak za to wyjść cyfrowych. Nie ma jednak co rozpaczać, bo 1000-ka w swych trzewiach nie ma się po powodów do kompleksów. Oprócz OEM-owego modułu pochodzącego od Stream Unlimited (specjalistów w dziedzinie przesyłu sygnałów), na którym, bądź jemu podobnych, bazuje lwia część obecnych na rynku plikograjów znalazło się tam miejsce na autorskie, ostatnie wersje takich rozwiązań jak FPGA (Field Programmable Gate Array). W telegraficznym skrócie zasada działania streamera jest taka, że układ odpowiedzialny za przyjęcie danych zajmuje się tylko tym a cała obróbka, taktowanie, usuwanie Jittera i wszystkie konieczne konwersje przeprowadza dedykowany moduł Chorda. Sterowanie, nawigacja i generalnie eksploracja zasobów posiadanej płytoteki zarówno z poziomu tabletu pracującego pod kontrolą Androida, jak i MacBooka okazały się w pełni intuicyjne i dziecinnie proste. Dodatkowo nic nie stało na przeszkodzie, by większość czynności wykonywać z użyciem dołączonego niewielkiego pilota, bądź jego pancernego, uniwersalnego kuzyna dodatkowo wspomagając się wskazaniami niewielkiego wyświetlacza.
Front przedwzmacniacza CPA 5000 Reference oferuje zdecydowanie bardziej rozbudowane możliwości interakcyjne. Patrząc od lewej do dyspozycji mamy duże pokrętło regulacji głośności, zdecydowanie mniejsze odpowiedzialne za ustawienie balansu i rządek ośmiu okrągłych odwiertów, w których umieszczono pięć przycisków nawigacyjnych, czujnik IR, wyłącznik i … dwa gniazda słuchawkowe. Dla ułatwienia życia osobom czującym wielką niechęć do lektury wszelkiego rodzaju instrukcji wspomnę jedynie, że wyboru wyjścia dokonujemy przyciskiem SET. Nad nimi wygospodarowano jeszcze miejsce na całkiem sporych rozmiarów błękitny wyświetlacz wzbogacony o urocze wskaźniki VU w formie poziomych bargrafów.
Ściana tylna również przedstawia się nad wyraz zachęcająco. Cztery pary terminali XLR i cztery pary RCA, w tym dwie mogące pełnić rolę pętli magnetofonowej a to dzięki dedykowanym, również podwójnym wyjściom RCA. Standardowe wyjścia liniowe to zdublowane terminale RCA/XLR (producent zaleca korzystanie z XLRów). Nie zabrakło też tzw. „przelotki” – AV Bypass w standardzie XLR.
No to pora na większy ciężar gatunkowy, czyli SPM 5000 MkII. Tej blisko 50kg. „kostce”, pomimo niezaprzeczalnie absorbujących gabarytów daleko od optycznej ociężałości, czy monotonii. Podobnie jak pozostałe urządzenia, również i w tym przypadku za nieco ponadstandardowej (48 cm) szerokości frontem wyposażonym w umieszczony centralnie tuż przy dolnej krawędzi włącznik główny, ukryto toczone kolumny nośne spięte wielce pomocnymi podczas przenoszenia poprzecznymi wręgami. Co ciekawe radiatory odpowiedzialne za odprowadzanie ciepła generowanego przez zdolny do wytworzenia 560W przy 8 Ω i 1100W przy 4 Ω stopień wyjściowy umieszczono nie po bokach a wykonano z nich ścianę tylną pozostawiając jedynie niewielki skrawek gładkiej powierzchni przeznaczony na parę wejść RCA i XLR, oraz pojedyncze, acz z iście jubilerską precyzją i bizantyjskim przepychem wykonane solidne zakręcane terminale głośnikowe WBT. Całości dopełnia 20A gniazdo zasilające.

Przed przystąpieniem do części odsłuchowej i mając w pamięci wcześniejsze spotkania z Chordami zastanawialiśmy się jak Brytyjska legenda wpasuje się nie tylko w nasz system, ale i całkiem spore oczekiwania. Dodatkowo gdzieś z tyłu głowy cały czas kołatała myśl o zaimplementowanych pod pancernymi skorupami zasilaczach impulsowych, które jak wszem i wobec wiadomo „nie grają”, są niemuzykalne i generalnie spokojnie można je uznać za ucieleśnienie wszelakich audiofilskich fobii, stereotypów i generalnie wszelakiego zła i plugastwa. Tyle bajek z mchu i paproci. Sam proces okablowania dostarczonymi w komplecie topowymi Cardasami i wstępnej akomodacji przebiegł nad wyraz szybko, co biorąc pod uwagę spustoszenie, jakie w ustawieniach sieciowych pozostawiła po sobie pewna szkocka marka (a raczej jej przedstawiciele) wcale nie było takie oczywiste. Mniejsza z tym. Grunt, że całość po uaktywnieniu nie tylko zaczęła roztaczać wokół siebie coś na kształt kryptonitowej aury, choć akurat mi kojarzyła się równie intensywnie z błękitną poświatą widoczną na okładce „Rust in Peace” Megadeth, ale przede wszystkim ze sporym zapałem wzięła w obroty potężne Isisy. Co istotne i co wydaje mi się warte podkreślenia ani podczas kilkudniowego okresu wygrzewania, ani tym bardziej w trakcie krytycznych odsłuchów nie odnotowaliśmy nawet najmniejszych oznak zmatowienia, nerwowości, czy innych anomalii mogących wskazywać na obecność impulsówek w sekcjach zasilających. Czyżbyśmy głuchli? Pewnie kiedyś nas to czeka, ale na razie „dajemy radę”, więc zamiast doszukiwać się czegoś, czego nie ma, a co jak się później, podczas rozmowy z samym Johnem Franksem okazało, być nie mogło (dedykowane i przewymiarowane moduły potrafią wyeliminować bolączki konkurencji) skupiliśmy się na muzyce. A proszę mi wierzyć, że w takim wydaniu skupiać się na reprodukowanych przez austriackie kolumny dźwiękach to była czysta przyjemność. Rozmach i swoboda nie dziwiły i tego po Chordach się spodziewaliśmy, bo 0,5kW na kanał to i przysłowiową płytę chodnikową rozbuja, ale już równoprawna finezja i niejako słodycz brzmienia nie były już takie oczywiste. Żeby nie było jednak zbyt łatwo sięgnąłem po wielce energetyczny i fenomenalnie „bujający” bluesowy album „Talking To Strangers” zaskakująco mało u nas popularnej Shemekii Copeland. Oprócz szorstkich, surowych partii gitary i lekko matowego, acz potężnego głosu wokalistki tytułowy system z łatwością był w stanie zaprezentować nie tylko fenomenalną przestrzeń i świetnie nasycone barwy, lecz również a może przede wszystkim zawarty w tej muzyce ładunek emocjonalny. Proszę tylko rzucić uchem na takie perełki jak „Don’t Whisper” i samemu ocenić, czy trzeba czegoś więcej do pełni szczęścia. Tutaj nie było nawet najmniejszej próby „zrobienia” dźwięku po swojemu, odciśnięcia na oryginale swojego firmowego piętna, sygnatury. Muzyka płynęła wartkim, krystalicznie czystym strumieniem a nam pozostało jedynie delektować się dobiegającymi naszych uszu dźwiękami i bezwiednie podrygiwać do rytmu. Bardzo wysokie noty należą się również brytyjskiemu systemowi za wzorcowy wręcz timing i precyzję w pozycjonowaniu źródeł pozornych. Jeśli tylko realizacja na to pozwalała doskonale słyszalne były takie detale jak uderzenie ręką w pudło, czy praca palców gitarzysty. Oczywiście w tego typu atrakcjach królują wszelakiej maści samplery, choć i na „cywilnych” płytach spokojnie można małe co nieco wyłowić. A właśnie samplery i tzw. „audiofiilska muzyka”. Zarówno John Franks, jak i Colin Pratt mają dość zbieżne w tym temacie poglądy, które najdelikatniej rzecz ujmując z pewnością nie przypadłyby do gustu takim wydawnictwom jak np. Stockfisch. Generalnie chodzi o to, by nie słuchać dźwięków, tylko muzyki i to takiej, jaka po prostu nam się podoba a sprzęt audio ma po prostu ją jak najlepiej odtworzyć. Pozostając w wysoce energetycznych klimatach wystarczy wspomnieć o duecie Rodrigo y Gabriela i ich albumie „9 Dead Alive”, który mam szczęście posiadać we wszystkich oferowanych przez band formatach, czyli na LP, CD i plikach. Dzięki takiemu nośnikowemu rozpasaniu mogę uznać, że od momentu premiery zdążyłem już co nieco o tymże wydawnictwie się dowiedzieć, choć nie ukrywam, że tytułowy zestaw potrafił uwolnić jeszcze więcej swobody i zapamiętanej z warszawskiego koncertu w „Stodole” niesamowitej spontaniczności i żywiołowości. Zero zawoalowania, tylko czysta energia i czyste szaleństwo.
Zgodnie z doktryną wyznawaną przez założyciela marki, że dobry sprzęt powinien, co najmniej dobrze, odtworzyć każdą muzykę nie omieszkałem nakarmić DSX1000 wspomnianym wcześniej „Rust in Peace” Megadeth, który zabrzmiał okropnie … czyli dobrze, bardzo dobrze. Tzn. zabrzmiał płasko, jazgotliwie i z bolesną kompresją, ale tak właśnie zabrzmieć powinien, tym bardziej, że udało się przy całej tej realizacyjnej mizerii (remaster z 2004r. pomógł jak umarłemu kadzidło) zachować pewną młodzieńczą świeżość i ponadczasową melodykę obecną np. w fenomenalnym „Hangar 18”.
A na koniec coś mocno nieoczywistego i na tyle zagmatwanego, że przy mniej ambitnych „obiektach badań” nawet po tę pozycję nie sięgam. Mowa o albumie „Sjofn” formacji Gjallarhorn, gdzie skandynawskie klimaty przeplatając się z szerokorozumianą muzyką świata tworząc istny galimatias multi-kulti i konia z rzędem temu, kto zdoła zapanować nad tym pozornym bajzlem. Tymczasem Chordy dokonały rzeczy teoretycznie niemożliwej, gdyż zdołały przedstawić zawartość „Sjofn” w sposób niezwykle spójny, homogeniczny i … uporządkowany. Tak, tak nie przewidziało się Państwu – uporządkowany. Zamiast, niejako po audiofilsku analizować i rozkładać całość na czynniki, dźwięki pierwsze nader sprytnie postawiły na wieloplanowość. Wykreowanie głęboko sięgającej poza linię kolumn sceny sprawiło, że pojawił się tak upragniony oddech. Muzycy przestali się kotłować i wchodzić sobie nawzajem w paradę. Zwiększenie między nimi dystansu rozwiązało ten gordyjski węzeł a każdy z biorących udział w tym przedsięwzięciu instrumentalistów wreszcie miał możliwość oddechu pełną piersią. Dodając do tego zgodną z naturalnym postrzeganiem rzeczywistości gradację planów i oczywisty spadek rozdzielczości wprost proporcjonalny do odległości dzielącej słuchacza od konkretnego instrumentu wystarczyło tylko wygodnie rozsiąść się w fotelu i dać ponieść falom skandynawskiego folku.

Tytułowy system Chord Electronics nie tylko spełnił pokładane w nim niezaprzeczalnie ambitne nadzieje, lecz również nad wyraz dobitnie udowodnił, że niektórych rozwiązań nie ma sensu demonizować a jedynie znać się rzeczy i potrafić umiejętnie wykorzystać posiadaną wiedzę. Solidne inżynierskie podejście, przewymiarowane elementy w krytycznych dla walorów brzmieniowych punktach zaowocowały fenomenalnie energetycznym a jednocześnie bacznie zwracającym uwagę na niuanse dźwiękiem zdolnym wpisać się w wyobrażenia o rasowym High-Endzie większości złotouchej populacji. I jeszcze jedno. Mówiąc, czy też myśląc, Chord warto mieć na uwadze fakt, iż jest to elektronika zdolna zagrać każdą, nawet najbardziej zagmatwaną, bądź brutalną i surową muzykę, więc jeśli najdzie Państwa ochota do poszerzania własnych horyzontów repertuarowych bądźcie pewni, że brytyjskie „krążowniki” nie będą Was w tych wojażach w żaden sposób ograniczały.

Marcin Olszewski

Opinia 2

Wydawałoby się, że jeśli marka ma na danym kontynencie rozwiniętą sieć dystrybutorów, powinna prędzej, czy później dotrzeć i do nas budując w ten sposób swój łatwo rozpoznawalny wizerunek. Niestety życie ze swoją nieprzewidywalnością ma czasem inne zdanie na ten temat i mimo sporego potencjału tak kreuje byt danego brandu, by bezwiednie omijał naszą ojczyznę. Nie wiem, czy dokładnie taki rys historyczny swojej działalności na naszym rynku ma dzisiejsza manufaktura, ale mimo sporego stażu w dziale audio, znam ją głównie z opowieści znajomych i zagranicznych wojaży. Na szczęście zwiększenie aktywności na poziomie dystrybucyjnym zawsze pomaga w pozyskiwaniu nowych pozycji do własnego portfolio, co będąc na spotkaniu promocyjnym właśnie z okazji takiego zdarzenia razem z Marcinem skrzętnie wykorzystaliśmy do zainicjowania nausznego spotkania na szczycie. Nie zanudzając Was zbytecznymi tajnikami rozmów przed testowych, zapraszam na kilka zdań o kultowej angielskiej marce Chord, której przedstawicielami testowymi byli: odtwarzacz sieciowy DSX1000, przedwzmacniacz liniowy CPA 5000 i stereofoniczna końcówka mocy SPM 5000 MK II, a wszystko okablowane drutami amerykańskiego Cardasa. Na koniec dodam, iż markę Chord pod swoje skrzydła stosunkowo niedawno przyjął cieszyński Voice.

Gdy spojrzałem na bryły odwiedzających mnie urządzeń, nie bardzo wiedziałem, jak wybrnę z akapitu wizualizacyjnego. Chcąc szczegółowo opisać wszelkie niuanse designerskie, potrzebowałbym na to ładnych kilkadziesiąt linijek tekstu, co z pewnością znużyłoby nawet najwytrwalszych czytelników. Dlatego z nutką humoru widzę to w ten sposób. Patrząc dość ogólnie na prezentowane dzisiaj komponenty, naszym oczom ukazują się różniące się tylko gabarytami w zakresie wysokości projekty statków kosmicznych. Usadowione na czterech zewnętrznych, połączonych biegnącymi ku tyłowi okrągłymi poprzeczkami filarach, korpusy skrywają wypełniającą całe wnętrza elektronikę. Fronty naszych rodem z „Gwiezdnych Wojen” szturmowców są grubymi płatami drapanego aluminium, w które wkomponowano stosowne dla każdego urządzenia interfejsy. I tak w odtwarzaczu znajdziemy czytelny kolorowy, umożliwiający poruszanie się po MENU bez smartfona lub tabletu wyświetlacz i będący sporej średnicy okrągły cztero-punktowy (góra, dół, lewo, prawo) selektor wyboru funkcji. Przedwzmacniacz zaś proponuje nam z lewej strony bardzo dużą gałkę głośności, usytuowane na prawo od niej okienko informacyjne o wysterowaniu sygnału i używanym w danym momencie wejściu lub wyjściu, a także zaimplementowany pod nim rząd włączników zarządzających konkretnymi funkcjami z rzadko spotykaną regulacją balansu włącznie. Końcówka mocy z racji prostego zadania wytwarzania prądu wzmacniającego sygnał audio dla przełamania monotonii dość wysokiej płaszczyzny została ozdobiona dwoma pionowymi szeregami okrągłych wgłębień, pomiędzy którymi w dolnej części znajdziemy jedynie świecący na czerwono w stanie spoczynku i zielono w czasie pracy okrągły włącznik. Grzechem byłoby oczywiście nie wspomnieć, że każde z urządzeń na panelu frontowym oczywiście z dumą chwali się logo marki. Tak w skrócie prezentuje się ciekawy organoleptycznie przód opisywanych komponentów, a jedynym zaczynem do jakichkolwiek utyskiwań mogą być dość mocno rzucające się w oczy śruby montażowe.  Jednak osobiście, biorąc pod rozwagę całość projektu, nie widzę w tym aspekcie najmniejszego problemu. Kierując się ku tyłowi, docieramy na górne płaszczyzny, w których w celach chłodzenia grawitacyjnego wyżłobiono coś na kształt zaślepionego ażurową siatką piktogramu kończących się klocków hamulcowych w obecnie produkowanych samochodach. Ale uspokajam zawczasu, to bardzo przyciągający oko element dekoracyjny, który wzmacnia iluminacja świecących wewnątrz diod. Przyznam szczerze, jak nie lubię przeładowania pomysłami designerskimi, tak w tym przypadku nasze „promieniujące” górnymi panelami statki kosmiczne nabierają dodatkowych – pozytywnych wartości w postrzeganiu wzrokowym. Docierając na tylne ścianki, widzimy, że każda z nich została uzbrojona w odpowiadające zapotrzebowaniom oddania ciepła radiatory. Jeśli chodzi i wszelkie przyłącza, to: – odtwarzacz dysponuje regulowanymi i stałymi wyjściami w standardzie RCA i XLR, wejściem cyfrowym BNC i WLAN, a także zintegrowanym z włącznikiem gniazdem zasilającym. Pre proponuje baterię wejść i wyjść RCA i XLR, gniazdo zasilania i zacisk uziemienia, a końcówka może pochwalić się pojedynczym zestawem terminali głośnikowych, zaciskiem uziemienia, wejściami RCA i XLR i 20A gniazdem zasilania. Jak widać, mamy wszystko, czego potrzebuje nowoczesny audiofil, a jakie ma to odzwierciedlenie w starciu z moimi oczekiwaniami, okaże się w opisowej części naszej kilkunastodniowej sam na sam przygody.

Przesiadając się na set Chorda, nie bardzo wiedziałem, czego dokładnie mogę się spodziewać. Przełamywanie pierwszych lodów odbywało się na wyjeździe i przy pomocy nieznanych mi bliżej modeli francuskich kolumn Cabasse, by w drugim, już klubowym (KAIM) podejściu próbować zbliżyć się do siebie na zestawach wyposażonych w przetworniki aluminiowe. Oba spotkania miały swoje dobre strony, jednak u mnie stacjonował całkowicie różny od wymienionych set kolumnowy oparty o papierowe membrany, co mogło bardzo mocno zmienić wysnute wcześniej wnioski. Gdy spiąłem dostarczoną układankę w całość, okazało się, że Anglicy nie zawiedli pokładanych w nich nadziei i godnie walczyli o pozytywne opinie. Główny przekaz, to energia i nasycenie środkowego pasma, przy solidnym podparciu w niskich tonach i obfitej w ilość informacji górze pasma. Ten sznyt grania jest łatwy do wychwycenia, ale na tyle umiejętnie wykorzystywany, że żaden rodzaj muzyki nie cierpiał z tego powodu, raczej czerpiąc same pozytywy. Czy to wokalistyka dawna, jazz, czy muzyka filmowa, wszystkie gatunki dawały mi obdarzony nasyceniem dźwięk, idealnie wpisując się w lubianą przeze mnie estetykę grania barwą. Ważnym i zasługującym na wspomnienie elementem dźwięku było dość umiejętne unikanie zacierającego rozdzielczość przesycenia koloru dochodzących do uszu fraz muzycznych, co w bardzo wymagającym repertuarze wokalno instrumentalnym małych składów spowodowałoby szkodliwe uśrednienia, na co jestem bardzo wyczulony. W celu dogłębnej analizy tego tematu z twardego dysku wyciągałem wszystko to, co mogło przybliżyć mnie do weryfikacji wspomnianej estetyki brzmienia. I gdy tak przerzucałem kolejne wirtualne krążki, nie byłbym sobą, gdybym nie spróbował zmienić źródła z firmowego strumieniowca na stacjonującą u mnie dzielonkę CD. To nie był jakiś mający na celu obnażenie niedoskonałości elektroniki zabieg, tylko próba weryfikacji, czy w zestawie wzmacniającym pre-power drzemią jeszcze pokłady niewykorzystanego potencjału. Efekt? To była bardzo pouczająca roszada, gdyż mimo bardzo dobrego wpisywania się generowanej  z firmowego zestawienia muzyki w szablon bezwzględności, przez cały czas coś nie dawało jej swobodnie oderwać się od poziomu generujących dźwięki artystów pod sklepienie goszczących ich kościołów. To nie był jakiś degradujący odbiór mankament, ale znając te utwory z najlepszych odtworzeń, czułem w kościach, że coś jest na rzeczy. I nie myliłem się. Odtwarzacz Reimyo tchnął w produkt Chorda dawkę witalności, jednak nadal w firmowej estetyce fajnej barwy i w pełni kontrolowanego osadzenia w niskich rejestrach. Wniosek? Na dzień dzisiejszy jeśli odtwarzacz kompaktowy tak dobrze sobie radzi, pliki jako główne źródło dźwięku nie są dla mnie jeszcze w sferze zainteresowań. Ale proszę nie traktować tej przygody jako wyroczni, gdyż Anglik walczył ze specjalistą od obróbki sygnału cyfrowego w technice K2 i wygrana z nim nie jest łatwym zadaniem nawet we własnej konfiguracji. Inną ważną sprawą tej konfrontacji był fakt posiadania możliwości takiej weryfikacji źródeł jeden do jednego, bez której raczej ciężko znaleźć punkt zapalny do narzekań. W innym wypadku naprawdę trudno będzie sie przyczepić. Gdy zaspokoiłem swój pęd do wyłuskiwania wyimaginowanych niedociągnięć, swoje kroki repertuarowe skierowałem w stronę muzyki filmowej. Trochę elektroniki wespół z symfoniką fantastycznie korzystały z dobrodziejstwa masy generowanych fraz nutowych, kiedy trzeba trzęsąc moimi trzewiami, a gdy tego wymagał repertuar delikatnie iskrząc zabawkami bębniarza. Powiedzcie, cóż więcej potrzeba do szczęścia? Gdy i ten repertuar okazał się dla wyspiarzy bułką z masłem, nadszedł czas na niezbyt częste muzyczne szaleństwo z grupą Yello i ich krążkiem „Touch”. Geneza tej pozycji płytowej na mojej półce jest prosta, gdyż jedyną przyczyną jej pojawienia się w testach jest podarunek od znajomego. I co ciekawe, gdy ja jej raczej unikam, większość moich znajomych często o nią prosi. Ot, taka złośliwość losu. No, ale skoro ją posiadam i mam chęć sprawdzenia jak testowany system radzi sobie z dawką elektronicznej energii, wprowadzam ją w szyk testowy, na co zdecydowałem się również w spotkaniu z produktami cieszyńskiego podopiecznego. Puentując próbę z tym krążkiem, przyznam, że jest tam kilka niezłych kawałków, które dały popis niskich zejść sztucznie generowanych dźwięków naprzemian z przeraźliwie skrzącymi piskami, co dzięki opiniowanym komponentom wpisało się na listę pozytywnych odtworzeń. A jednak, nawet takiej muzy przy odpowiedniej konfiguracji czasem da się słuchać z przyjemnością. Bardzo pouczające.

Próbując zgrabnie zakończyć dzisiejszy sparing, przypomnę o niebanalnym wyglądzie produktów tytułowej marki. Co więcej, ów design jest tylko małym dodatkiem do generowanego przez nią bardzo dobrego dźwięku. To, że do czegoś się dogryzłem, jest tylko skutkiem moich wysoko postawionych preferencji w wyśrubowanych realizacjach muzycznych, ale sądzę, że w większości słuchanego przez Was repertuaru będzie całkowicie pomijalne, co zdawały się potwierdzać inne słuchane przeze mnie podczas tego testu gatunki muzyczne. Ważniejszą dla Was informacją jest szlachetnie osadzony w barwie sznyt grania zestawu. Jednak, czy wpisze się w każdą układankę, musicie sprawdzić sami. Moja koniguracja,mimo mocnego dryfu ku nasyceniu raczej korzystała, dlatego nie obawiałbym się prób nawet z gęstymi formacjami, a dla właścicieli setów cierpiących na apatię sprawdzenie Chorda wydaje się być wręcz przymusem.

Jacek Pazio

Dystrybucja: Voice
Ceny:
Chord DSX1000: 43 990 PLN (czarny), 45 990 PLN (tytanowy)
Chord CPA 5000: 69 590 PLN (czarny), 70 290 PLN (tytanowy)
Chord SPM 5000 mkII: 87 990 PLN (czarny), 89 490 PLN (tytanowy)

Dane techniczne:
DSX 1000:
Zniekształcenia harmoniczne: <-103 dB (1kHz, 24-Bit @ 44.1kHz), <-110dB (100Hz, 24-Bit @ 44.1kHz)
Stosunek sygnał / szum: > 120dB
Separacja kanałów: > 125dB @ 1KHz
Dynamika: 120dB
Wejścia cyfrowe: 1x Coaxial (BNC); 1 x RJ45 100 base T Ethernet
Supported formats: wma-9, mp3, AAC, Ogg Vorbis, ALAC, AIFF (max. 96kHz); FLAC, WAV (max. 192kHz)
Wyjścia analogowe: RCA i XLR regulowane / stałopoziomowe
Obsługiwane częstotliwości plików: 44.1 – 192kHz, DSD 64
Line level output: 6V rms XLR; 3V rms RCA
Impedancja wyjściowa: 75Ω
Pobór mocy: 30W
Wymiary (SxGxW): 420 mm x 355 mm x 88 mm
Waga:12kg

CPA 5000:
Wejścia Liniowe 4 pary RCA; 4 pary XLR
Wejście AV bypass: 1 para XLR
Wyjścia liniowe: 1 para RCA, 1 para XLR
Zniekształcenia intermodulacyjne: -120dB
Stosunek sygnał / szum: -120dB
Pasmo przenoszenia: 2,5Hz – 200kHz (-3dB)
Wzmocnienie: regulowane (x0.5, x1, x1.5, x2, x2.5, x3)
THD: 0.002% 20Hz – 20KHz
Separacja kanałów: 20 Hz 100dB, 1kHz 95dB, 10kHz 90dB, 20kHz 85dB
Zbalansowanie kanałów: 0.01dB
Impedancja wejściowa: RCA 50kΩ, XLR 100 kΩ
Impedancja wyjściowa: 100 Ω
Max napięcie wejściowe: 17Vrms XLR, 8.5V rms RCA
Max napięcie wyjściowe: 17V rms XLR, 8.5V rms RCA
Pobór mocy: 30W
Zalecane napięcie zasilające: 85 – 270V AC (50-60Hz) automatycznie rozpoznawane
Wymiary (SxGxW): 420mm x 355mm x 133mm
Waga: 18kg

SPM 5000 mkII

Moc wyjściowa: 560W rms /kanał @ 0.05% zniekształceń przy 8 Ω; 1020W rms / kanał @ 0.05% zniekształceń przy 4 Ω.
Pasmo przenoszenia: (8 Ω) -1dB, 0.2Hz to 46KHz; -3dB, 0.1Hz to 77KHz
Pasmo przenoszenia: (4 Ω) -1dB, 0.2Hz to 39KHz; -3dB, 0.1Hz to 75KHz
Stosunek sygnał / szum: > -103 dB
Separacja kanałów: > 95dB.
Wejścia: 2 x XLR, 2 x RCA.
Impedancja wejściowa: 100 kΩ
Pojemność wejściowa: <30pf.
Impedancja wyjściowa: 0.02Ω
Terminale głośnikowce: 4 x złoconych WBT
Wzmocnienie: 30dB.
Wymiary (SxGxW): 480 mm x 400 mm x 310 mm
Waga: 45kg

System wykorzystywany w teście:
– CD/DAC: Reimyo CDT – 777 + Reimyo DAP – 999 EX
– Przedwzmacniacz: Reimyo CAT – 777 MK II
– Wzmacniacz mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny:  TRENNER & FRIEDL “ISIS”
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa), FM ACOUSTICS
IC RCA: Hiriji „Milion”
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”,.”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM SENSOR II
Okablowanie dostarczone przez dystrybutora: CARDAS

Pobierz jako PDF