1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Classe Sigma SSP + AMP2

Classe Sigma SSP + AMP2

Opinia 1

Jeszcze do niedawna na pytanie, czy można połączyć kino domowe z systemem stereo odpowiedź była jedna, rozwiewająca wszelkie wątpliwości i brzmiała … Tak, jeśli kupi się dwa zestawy.  Jednak słowo, a raczej dwa słowa stanowiące klucz, czyli „do niedawna” dość jednoznacznie wskazują na czas przeszły. I tak też jest w istocie, gdyż o ile z adekwatną do liczby potrzebnych do wzmocnienia kanałów ilością końcówek mocy nigdy nie było problemu, o tyle oferta odpowiedniej jakości przedwzmacniaczy mogących ogarnąć wielokanałowość, sygnały wizyjne a przy tym zadowolić wybrednych stereofilów była nader skromna. Całe szczęście natura nie znosi próżni i nie trzeba było długo czekać, by światło dzienne ujrzały hybrydy łączące funkcjonalność standardowych przedwzmacniaczy liniowych z sekcją przetwornika i/lub streamera, oraz przynajmniej podstawowymi cechami procesorów umożliwiających obsługę sygnałów HD video i wielokanałowych. Nie ma zatem co krążyć wokół tematu, tylko najwyższy czas złapać przysłowiowego byka za rogi i zmierzyć się z bohaterami niniejszej recenzji, czyli dzieloną amplifikacją Classe pod postacią przedwzmacniacza Sigma SSP i stereofonicznej końcówki mocy AMP2.

Oba urządzenia możemy zaliczyć do lifestyle’owo – kompaktowej, ba wręcz „budżetowej” serii Sigma kanadyjskiego producenta. Oczywiście ową budżetowość z premedytacją wziąłem w cudzysłów, gdyż o ile zarówno na naszych łamach, jak i w portfolio kanadyjskiego producenta Sigmy stanowią dopiero wstęp, niemalże przedsionek do właściwej – dorosłej oferty, to wszyscy zdajemy sobie sprawę z istnienia odbiorców chcących cieszyć się wysokiej jakości dźwiękiem za zdecydowanie bardziej rozsądne kwoty. Dlatego też konieczne oszczędności poczyniono jedynie tam, gdzie ich obecność mogłaby wpłynąć w możliwie najmniejszym stopniu na ciężko wypracowany przez ostatnie lata wizerunek Classe. Oczywistą oczywistością jest zatem rezygnacja z potężnych i co za tym idzie kosztownych aluminiowych skorup na rzecz zdecydowanie mniej okazałych, zunifikowanych, anodowanych na czarno prostopadłościennych form z niezbyt grubych giętych profili. Dodatkowo Kanadyjczycy z nikim nie zamierzają bawić się w kotka i myszkę, czy próbować zaklinać ekonomiczne realia i uczciwie przyznają się, że Sigmy składane są w Chinach a ich zasilanie opiera się o moduły impulsowe. Stąd też ich dość niewielka waga, o której warto pamiętać podczas pierwszej próby „poderwania” kartonu z zwartością, bo można dotkliwie obić sobie dolną szczękę. Nie ma jednak co żartować, bo na chwilę obecną, jeśli tylko zasilacz impulsowy zostanie zaprojektowany i zaimplementowany z głową, to o ile audiofil i tak będzie kręcił nosem, ale za to środowisko i ekolodzy będą mogli spać choć trochę spokojniej. Kończąc nader pobieżną wiwisekcję trzewi wypadałoby jeszcze wspomnieć, że końcówka mocy pracuje w klasie D oferując 200 W przy 8Ω i 400W przy 4Ω, co jak na tak niepozorną skrzynkę wydaje się całkiem niezłym wynikiem. A właśnie obudowy. O ich „odchudzeniu” w stosunku do pełnowymiarowej oferty Classe wspominałem, za to jednego, przynajmniej w przypadku przedwzmacniacza nie mogło zabraknąć – fenomenalnie czytelnego błękitnego wyświetlacza. AM2 zachowując spójność stylistyczną otrzymał jedynie stosowne plastikowe wypełnienie – zaślepkę stanowiące dość oszczędny element wzorniczy, lecz prawdę powiedziawszy gdyby i tam trafił wyświetlacz to i tak za bardzo nie byłoby co na nim pokazywać. Wróćmy jednak do SSP.
Pomijając centralnie umieszczony, skrywający ww. display połyskliwy plastikowy profil ściana przednia jest idealnie płaska. Zarówno zlokalizowane po lewej stronie włącznik główny, czujnik IR, gniazdo słuchawkowe i porty USB/HDMI, jak i królująca po prawej stronie tarcza, której pokrętłem nazwać nie sposób, służąca m.in. do regulacji głośności, odstają od płaszczyzny frontowej może na ułamek milimetra. Pomijając możliwość nawigacji z poziomu dołączonego pilota preamp daje się również okiełznać z pomocą dwóch umieszczonych po przeciwległej stronie displaya przycisków, z których jeden daje dostęp do menu a drugi umożliwia wyciszenie urządzenia. Jednak jeśli chcemy zagłębić się w poszczególne podpoziomy i profile konfiguracyjne lepiej na ładnych kilkanaście minut dosunąć sobie do systemu jakiś zydelek, bo jest czym się pobawić. Począwszy od wyboru minimalnej/startowej i maksymalnej głośności poprzez przypisanie poszczególnych wejść konkretnym ikonom, na wielkości głośników skończywszy. Sekcji odpowiedzialnej za ustawienia wizyjne nawet ni ruszałem a tam tez było małe co nieco do przeklikania.
Ściany tylne to kolosalny, w porównaniu z oszczędnymi frontami kontrast a na stereofoniczne realia wręcz szaleństwo graniczące z obłędem. Proszę tylko popatrzeć. Nawet w końcówce, w której oprócz podwójnych terminali głośnikowych i zdublowanych gniazd wejściowych (RCA/XLR) znalazło się miejsce na wejścia IR, triggera, firmowej magistrali i USB do upgrade’u oprogramowania. A dopiero preludium do tego, co czeka nas w przedwzmacniaczu, a może właściwszym określeniem byłoby procesorze? Mniejsza z tym, bo patrząc na baterię interfejsów nie sposób nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że „idzie nowe”. Jak inaczej bowiem wytłumaczyć obecność jedynie trzech par wejść liniowych z czego jedne to XLRy uzupełnione gniazdami RCA. Cała reszta to skierowane do miłośników wszelakiej maści źródeł cyfrowych cztery koaksjalne, dwa optyki, USB, gniazdo lan (o czym za chwilę) i …. 7 wejść plus jedno wyjście HDMI. Wyjść audio też mamy tyle, że spokojnie damy radę wysłać sygnał do 5 kanałów (AMP5 przyjmie je z chęcią).
Wspomniane gniazdo Ethernet oznacza ni mniej ni więcej całkiem sympatyczną zdolność SSP do odtwarzania zgromadzonej na dyskach sieciowych naszej ulubionej muzyki. Co prawda do pełni szczęścia zabrakło dedykowanej aplikacji i trzeba posiłkować się odtwarzaczmi programowymi „widzącymi” Classe w otoczeniu sieciowym jako odbiornik sygnału, ale nie taki diabeł straszny jak go malują. Wystarczy podłączyć tytułowe urządzenie do domowej sieci najzwyklejszą skrętką i następnie np. z poziomu JRivera wybrać je z podmenu „odtwarzaj w …”. Oczywiście można zastosować swoistą ekwilibrystykę i kombinację alpejską, by za każdym razem, aby zmienić nagranie nie biegać do komputera. Wystarczy na smartfonie /tablecie zainstalować appkę umożliwiająca zdalną obsługę programu karmiącego Sigmę strumieniem audio i już możemy nie ruszając czterech liter z kanapy czuć się panami sytuacji i karmić Kanadyjczyka do upadłego plikami 24/192.

Przechodząc do akapitu poświęconemu brzmieniu dostarczonej elektroniki przez chwilę zmagałem się z dylematem jak generalnie ująć to w jasną i zrozumiałą całość. Impulsowe zasilanie i klasa D na wyjściu może w kinie domowym są obowiązującym rozwiązaniem, jednak dla mnie to cały czas pewne może nie novum, co kompromis, z którym co prawda powoli się oswajam, ale nie powiem, żebym był ich fanem, bądź orędownikiem. Niby wszystko jest OK. i teoretycznie nie ma się do czego za bardzo przyczepić, ale …. No właśnie, to cholerne „ale”. Generalnie rzecz ujmując sprawy mają się tak, że od strony technicznej wszystko jest na tip – top. Płaska, raczej neutralna charakterystyka tonalna i brak faworyzowania któregokolwiek z podzakresów sprawiają, że Sigmy sprawdzają się w praktycznie każdym repertuarze. Począwszy od „For Queen And Metal” Nightqueen,  “Blu Lines” Massive Attack  i “Les Fleurs du Mal” Therion za każdym razem łapałem się na tym że słucham tego z zaciekawieniem, jednak gdzieś (podświadomie?) poszukuję trochę więcej emocjonalności, analogowego bogactwa barw i szczypty słodyczy. To, co np. w Peachtree Audio (też korzystającego z dobrodziejstw klasy D) załatwia zaimplementowana  w sekcji przedwzmacniacza lampa, w przypadku Classe trzeba, albo dostarczyć z dobrodziejstwem inwentarza pod postacią źródła (vinyl rządzi), lub poświęcić chwilę na dobór odpowiedniego okablowania. Jeśli chodzi o źródła, to sugeruję nasycone a nawet przesaturowane – z reguły ulampowione odtwarzacze CD i oferujące lekko przyciemnioną tonację zestawy analogowe a w przypadku okablowania to … I w tym momencie dochodzimy do dość śliskiego tematu, gdyż końcówka najogólniej rzecz ujmując jest dość nieczuła na wdzięki audiofilskich węży ogrodowych dostarczających jej życiodajną energię. Z przedwzmacniaczem jest trochę lepiej, jednak spokojnie można poprzestać np. na Furutechu Alpha Nano OFC FP-S35N w najtańszej konfekcji, albo poszukać czegoś równie kremowego w przedziale do 2kzł. Zdecydowanie lepiej sytuacja ma się w przypadku interkonektów – z XLRami było dla mnie więcej tkanki i wypełnienia konturów, oraz przewodami głośnikowymi. Zalecam jednak stawiać na kulturę i gładkość, aniżeli podkreślanie krawędzi i analityczności, bo całość, przy neutralnych tonalnie kolumnach może zacząć irytować.
Sekcja wbudowanego przetwornika oferuje dość żywy i rześki przekaz, przy czym moduł streamera wykazuje się całkiem sympatyczną dynamiką i jeśli tylko zaaplikujemy mu odpowiedniej jakości sygnał odwdzięczy się wielce sugestywną przestrzenią i precyzją w ogniskowaniu źródeł pozornych. Powiem nawet więcej, gdyż w przypadku „Philharmonics” Agnes Obel można było mówić o całkiem miłym, ba, wręcz zalotnym charakterze prezentacji z sugestywnie, odważnie podaną partią fortepianu i gęstym, aksamitnym wokalem solistki. Gradacja planów była czytelna i jednoznaczna, choć dalsze rzędy podlegały lekkiemu spadkowi ostrości, jakby spowijała je delikatna mgiełka. Całe szczęście Classe nie wykazywało nawet najmniejszych chęci do podkreślania sybilantów, przez co odsłuch nawet mniej cywilizowanego repertuaru wcale nie oznaczał migreny.

Tytułowy duet Classe wymyka się jednoznacznej ocenie, gdyż przedwzmacniacz/DAC/streamer/procesor Sigma SSP to praktycznie mieszczący cztery urządzania w jednym dość jednoznacznie puszczający oko do postkinodomowych renegatów  kombajn a dwukanałowa końcówka AMP2 wydaje się świetną okazją dla osób poszukujących wydajnej a przy tym niewielkiej amplifikacji. W sumie „prawie” kanadyjskiego zestawu słuchało mi się zaskakująco miło i patrząc na możliwość zapoznania się z nie do końca mainstreamowym podejściem do tematu z perspektywy czasu muszę przyznać, że w pewien sposób poszerzyło to moją wiedzę na temat tego, czego w audio w najbliższym czasie możemy się spodziewać. Przecież nie każdy jest audio ortodoksem a możliwość scentralizowanego zawiadywania całym systemem A/V z poziomu jednego urządzenia (Sigma SSP) wydaje się nader kusząca. Ograniczając do minimum kłębowisko kabli zyskujemy bowiem nie tylko całkiem satysfakcjonujący dźwięk, ale i niezaprzeczalną wygodę obsługi.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-1sx
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Siltech Classic Anniversary 770i
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Ardento Power
– Listwa: GigaWatt PF-2 + Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R;
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinia 2

Tak się jakoś utarło, a biorąc pod uwagę ilość propozycji sprzętowych jest to całkowicie uzasadnione, że gdy wspominamy o komponentach audio zza wielkiej wody, w pierwszej lokalizującej dany produkt myśli do głowy przychodzą nam Stany Zjednoczone. Na szczęście dla różnorodności oferty naszego globu nie mają monopolu na High End niczym królewski agent 007 na zabijanie i znakomicie konkuruje z nimi w tym przywołany cały świat, w którego drużynie występuje prezentująca się dzisiaj marka z Kanady. Co więcej, gdy Amerykanie znani są powszechnie z nadmuchiwania gabarytów urządzeń, również wspomniani kontr-producenci spod znaku klonowego liścia, jak do tej pory nawet na krok nie ustępują im w tej materii. Oczywiście bezpośrednie przełożenie na rozmiar obudów u wszystkich ma wsad  materiałowy i półka cenowa jaką zajmuje dane urządzenie, dlatego już pierwsze spojrzenie na zdjęcia z obecnego testu zdradza nam (płaskie zunifikowane skrzynki), że będziemy obracać się raczej na pułapie trafiającym pod tak zwane strzechy, który już podczas fazy projektowej sugeruje kompromisy. Na szczęście nie oznacza to nieakceptowanej degradacji wszystkich aspektów brzmienia tej linii produktów, tylko stosowne tonowanie wyrafinowania , aby z nadal ciekawą ofertą zmieścić się w dobrej jakości dźwięku. Powiem więcej, obecne trendy zdają się zmuszać firmy do przychylniejszego niż to dawniej bywało stawania frontem do klienta i te wydawałoby się lekko ograbiające nas z jakości reprodukowanej muzyki konstrukcje, oferują w zamian niespotykaną kiedyś wielofunkcyjność. Jaką? Wystarczy spojrzeć na ofertę wielu marek, by dowiedzieć się, że obecne przedwzmacniacze liniowe oprócz spełniania swoich podstawowych zadań, jako bonus mają implementowane przyjmujące wszelkie standardy sygnałowe przetworniki cyfrowo/analogowe, phonostage gramofonowe, a czasem procesowy obsługujące kino domowe. Z punktu widzenia purystycznego podejścia do zagadnienia audiofilizmu wszystkie takie dodatki są fanaberią, ale w dobie szalejących cen już na poziomie oferty dla „ludzi” taki wszystko-mający produkt zaczyna nabierać całkowicie innego wymiaru, często występując jako swoiste centrum dowodzenia posiadanym systemem. Kończąc to przydługie wprowadzenie, zapraszam wszystkich na spotkanie z kanadyjskim zestawem pre-power marki CLASSE w postaci multi – zadaniowego przedwzmacniacza liniowego SIGMA SSP i kocówki mocy SIGMA AMP2 dystrybuowanych przez warszawski Audio Klan.

Akapit opisujący przybyłe na testy konstrukcje, nie będzie obfitował w ekwilibrystyczne frazy wizualizacyjne, gdyż z uwagi na pozycję w portfolio wygląd został mocno podporządkowany ogólnie akceptowalnemu prostemu projektowi plastycznemu, oferując w zamian tak poszukiwaną obecnie uniwersalność. I mimo, że raczej nie jestem docelowym klientem, uważam to za słuszną koncepcję, gdyż czy tego chcemy czy nie, idzie nowe i coraz więcej wielbicieli dobrej jakości dźwięku musi mieć możliwość przetwarzania w swoim systemie różnych protokołów sygnałowych, a znakomitą większość z nich, z powodzeniem obsługuje testowana właśnie linia SIGMA. Ale do rzeczy. Oba urządzenia zostały spakowane w takie same czarne obudowy-, różniąc się jedynie realizującymi przypisane zadania frontami i plecami. Przedwzmacniacz otrzymał sporej wielkości pokrętło głośności po prawej i inicjujący działanie włącznik, wejście dla słuchawek, cyfrowe wejścia w standardach USB i HDMI po lewej stronie. Małym zaskoczeniem okazał się dla mnie centralnie zaimplementowany w obu urządzeniach prostokątny panel, w który w przedwzmacniaczu wkomponowano wyświetlacz wartości wzmocnienia i stanu urządzenia, a w końcówce mocy jest jedynie zaślepką. Tylne ścianki oferują niezbędne do działania każdego z urządzeń przyłącza, gdzie wzmacniacz mocy oprócz podwojonych terminali głośnikowych, zestawu wejść i gniazda sieciowego z włącznikiem może pochwalić się kilkoma umożliwiającymi komunikację z przedwzmacniaczem magistralami, a samo  centrum dowodzenia sygnałami cyfrowo-analogowymi (pre) baterią wejść i wyjść cyfrowych, liniowych, gniazdem sieciowym i włącznikiem głównym. Jak widać, dla zadowolenia większej grupy klientów, zdecydowany nacisk położono raczej na kompatybilność niż na przypodobanie się naszym drugim połówkom, jednak nadal obracając się wokół spokojnego, przyjaznego dla oka projektu.

Na przestrzeni ostatnich kilku lat marka CLASSE już kilkukrotnie próbowała mnie do siebie przekonać, jednak z uwagi na fakt, że były to nawet dość długie, ale jednak wyjazdowe spotkania, a nie sparing we własnym systemie, nie zdążyłem wyrobić sobie wiążącej się z zakupem oceny na jej temat. I gdy na wokandę rozmów testowych wypłynęła elektronika wspomnianej manufaktury, biorąc poprawkę na zaproponowaną zdecydowanie niższą niż wcześniejsze epizody półkę cenową, z dużą dozą zaciekawienia i oczekiwań przyjąłem ten nowocześnie wyglądający produkt kanadyjskiej inżynierii pod swój dach. Świat szybko idzie do przodu i taka konfrontacja z nowościami powinna pokazać, czy producent kluczy drobnymi ruchami, nastawiając się raczej na spore zyski, czy konsekwentnie kroczy właściwą dla progresji jakości dźwięku drogą. Zabawę testową rozpocząłem z trio Bobo Stensona i materiału „Cantando”, który dość szybko powiedział mi, czego można spodziewać się po bohaterach dzisiejszej opowieści – o tym za moment. Zanim zagłębimy się w bliższą ocenę, niestety muszę oznajmić, że jako zagorzały miłośnik analogu – brak sieci, serwerów, streamerów, twardych dysków i innych tego typu dodatków nowoczesnego audiofila – nie jestem w stanie zrelacjonować pełni możliwości tego wszystko mającego tandemu pre-power, skupiając się jedynie na sprawach około-dźwiękowych. Uspokajając jednak dodam, że jak to w świecie Soundrebels samoistnie zostało ustalone, takie niuanse z dużą dozą przyjemności i pełnym pakietem informacyjnym zrelacjonował już Wam Marcin. Wracając do mych wniosków ze spotkania ze wspomnianym materiałem jazzowym, trzeba powiedzieć, że ogólna prezentacja materiału muzycznego miała posmak lekkiego przeciążenia dołu i wycofania górnych rejestrów. W porównaniu z zestawem codziennym bas wraz z nabraniem tak często oczekiwanej masy, stał się nieco wolniejszy, w konsekwencji tracąc ostrość rysującej go kreski. Patrząc z perspektywy całościowej, w większości słuchanego materiału nie niosło to za sobą większych degradujących przekaz czynników, jednak gdy postanowilibyśmy wyczynowo przyjrzeć się zapisanym na płycie formom muzycznym, odczulibyśmy lekkie uśrednienie w tym aspekcie. Jeśli chodzi zaś o zasygnalizowaną górę pasma akustycznego, może nie była bardzo zgaszona, ale lekkie wycofanie w bardzo wymagających utworach dawało o sobie znać. Ale nie oszukujmy się, mecz był z góry wydrukowany (różnica klas) i moje sygnały należy odbierać raczej jako pewne cechy tych konstrukcji, które notabene są pokłosiem zasilania opartego o komponenty impulsowe, dając ten słyszalny – jeśli wiemy w czym rzecz – efekt woalki, a nie zło samo w sobie. Całe to zamieszanie z prądem najmniej wydaje się odczuwać środek pasma, karmiąc nas może nie rozdzielczością rodem ze szczytów High Endu, ale co najmniej solidną dawką czytelnych informacji. Gdy sprawy brzmienia mamy z grubsza omówione, przyszedł czas na relację z budowania wirtualnej sceny. I tutaj mam dobre informacje, gdyż może nie osiągnąłem magicznych dwóch metrów za kolumnami, ale w korelacji z żądaną ceną w zakresie szerokości i głębokości podest dla artystów był sporej wielkości powierzchnią. Kontynuując trudną dla większości testowanego sprzętu ścieżkę wymagających srebrnych krążków, w napędzie wylądował John Potter z muzyką Monteverdiego nagraną w dużej kubaturze sakralnej. Jak można się domyślić, podobnie do fantastycznie nagranego materiału jazzowego dało się odczuć trzymanie na wodzy ogólnie panującą teraz na realnej scenie muzycznej witalność dźwięku. Ale proszę się nie martwić, gdyż z pojedynku z tym materiałem z tarczą udaje się wyjść naprawdę bardzo mocnym zawodnikom, których przy odrobinie zastanowienia policzyłbym na palcach dwóch rąk, a mimo to, dzięki testowanemu zestawowi Classe dostałem może nie referencję, ale przyzwoicie odtworzony recital dawnej wokalistyki. Gdy czas apokalipsy minął – czytaj zmiana gatunków muzycznych na stawiające bardziej na same emocje niż emocje okraszone dźwiękiem, sięgnąłem po elektronikę i folk-metal. Grupy Massive Attack i Percival ewidentnie pokazały, gdzie maniera pogrubienia basu i wstrzemięźliwość górnego zakresu mają dużo dobrego do powiedzenia. I gdy przywołany zespół próbujący pogodzić światy wsi i piekła wystartował ze swoimi podbudowanymi stopą perkusji riffami gitarowymi, nagle okazało się, że wkraczamy w inny nieco bardziej tolerancyjny dla sprzętu, czerpiący właśnie z dodatkowych pokładów mięsistości dźwięku świat. To z reguły się nie udaje, gdyż ociężałość basu zwykle skleja dolny zakres, całkowicie zabijając jego energię, ale za sprawą wydajnego zasilania impulsowego dostałem niezbędną do wydobycia niskich pomruków dawkę mocy, by sprostać zadaniu osadzenia w dolnym rejestrze. Niemal identyczny efekt soniczny w zakresie dźwięków wymagających sporego dociążenia uzyskałem z krążkiem Nilsa Petera Molvaera zatytułowanym „Khmer”. Ciekawe, że nawet naturalna trąbka Nilsa dzięki lekkiej matowości górnego pasma również sporo zyskiwała, umiejętnie unikając krzykliwości przy głośniejszych odtworzeniach, kontrastując tym z resztą sztucznie wygenerowanego i mocno ekspansywnego instrumentarium. Jak wynika z tych kilku apostrof, to co dla jednego gatunku jest złem, dla innego może okazać się zbawieniem. Ja wiem, że dobry sprzęt powinien fantastycznie zagrać wszystko, ale takiego niema, a przynajmniej nie w idealnej wyimaginowanej w naszych głowach postaci. Każda elektronika ma swoje do powiedzenia i tylko reszta toru plus pomieszczenie jakie mamy do nagłośnienia dadzą nam odpowiedź, czy takie zestawy jak SIGMA z Kanady, bądź jakiekolwiek inne są naszą bajką.

Dzisiejszy test całkowicie wymknął się moim oczekiwaniom, gdyż dawne spotkania na szczycie nie niosły aż takiego sznytu dźwiękowego. Patrząc na to spotkanie z perspektywy czasu, może zbyt surowo podszedłem do tematu, gdyż jak zdążyłem wspomnieć w pierwszym akapicie, dostałem multi-funkcyjny rodzący pewne ograniczenia jakościowe zestaw, a zafundowałem mu istny płytowy „Paryż- Dakar”. Niemniej jednak, cieszę się, że gdy przy wymagającym materiale spektakl muzyczny był na co najmniej dobrym poziomie, to już twórczość angażująca nieco inne pokłady wrażliwości – jeśli w folk-metalu można mówić o wrażliwości na dźwięk – stała się bardzo ciekawą dawką co prawda bliżej nieokreślonych mi emocji, ale jednak emocji. I to jest chyba niezła rekomendacja. A przypominam, że ja przyjrzałem się tylko sferze generowania dźwięku, cedując opis często bardzo ważnej sprawy funkcjonalności na ręce Marcina. Tak więc, tylko pełna lektura dwóch spojrzeń na produkty spod znaku klonowego liścia da w miarę całościowy obraz, czego możemy się spodziewać, gdy zapragniemy zmierzyć się z testowanym dzisiaj zestawem CLASSE we własnym systemie.

Jacek Pazio

Dystrybucja: Audio Klan
Ceny:
Classe Sigma SSP: 22 000 PLN
Classe Sigma AMP2: 15 000 PLN

Dane techniczne:
Sigma SSP
USB: 24-bit/192 kHz
Formaty obsługiwane przez AirPlay: AAC (8 to 320 kbps). Protected AAC (z iTunes Store), HE-AAC, MP3 (8 – 320 kbps), MP3 VBR, Audible (formaty 2, 3, 4), Audible Enhanced Audio (AAX, and AAX+), ALAC, AIFF, WAV
Formaty obsługiwane przez DLNA: ALAC, mp3, FLAC, WAV, Ogg Vorbis, WMA, AAC
Pasmo przenoszenia: 8 Hz – 200 kHz < 1 dB, stereo digital bypass, 8 Hz – 20 kHz < 0.5 dB pozostałe źródła
Zniekształcenia THD: 0.0005%
Maksymalne napięcie wejściowe: RCA – 2 Vrms (DSP), 4.5Vrms (bypass); XLR – 4 Vrms (DSP), 9 Vrms (bypass)
Maksymalne napięcie wyjściowe: RCA – 9 Vrms, XLR – 18 Vrms
Zakres wzmocnienia: -93 dB do +14 dB
Impedancja wejściowa: 100 kΩ (RCA), 50 kΩ (XLR)
Impedancja wyjściowa: 100 kΩ (RCA), 300 kΩ (XLR)
Odstęp sygnał/szum: 104 dB (analog bypass), 101 dB (analogowe obciążone), 105dB wejścia cyfrowe
Separacja kanałów: > 100dB
Zrównoważenie kanałów: > 0,05 dB
Przesłuch między kanałami: > -130 dB @ 1 kHz
Pobór mocy (max): 35 W
Wymiary (S x W x G): 433 x 95 x 370 mm
Waga: 8,21 kg

Sigma AMP2
Pasmo przenoszenia: 10Hz – 20kHz, -1dB / 4Ω
Moc wyjściowa: 200W rms / 8Ω 400W rms / 4Ω
Zniekształcenia THD: <0.018% @ 1kHz na XLR
Impedancja wejściowa: 100 kΩ (RCA), 50 kΩ (XLR)
Wzmocnienie: 29 dB
Odstęp sygnał/szum: -100 dB
Pobór mocy: 177W @ 1/8 mocy przy 4Ω
Wymiary (S x W x G): 433 x 95 x 370 mm
Waga: 9,97 kg

 System wykorzystywany w teście:
– Cd: Reimyo  CDT – 777 + Reimyo DAP – 999 EX
– Przedwzmacniacz: Reimyo CAT – 777 MK II
– Końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny:  TRENNER & FRIEDL “ISIS”
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sek
cja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: SOLID BASE IV
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX MK II
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Pobierz jako PDF