1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Davis Acoustics MV One

Davis Acoustics MV One

Geneza dzisiejszego testu jest trochę dziwna, gdyż to spotkanie jest wypadkową – pewnego rodzaju „klamrą” – kilku różnych recenzji. Patrząc ogólnie na problem bytu różnego rodzaju urządzeń we wszelakiej maści periodykach branżowych, przyczyn generujących chęć wyrażenia opinii recenzenta o danym produkcie, jest kilka. Począwszy od ewidentnych rynkowych nowości i związanych z tym faktem całkiem oczywistemu ciśnieniu ze strony dystrybutora, status ciekawego/kultowego urządzenia i pomyśle, że dobrze byłoby o nim przypomnieć, po wytypowanie rodzynków , bądź  jak dzisiejszy bohater – przypadkowa wizyta i duża wszechstronność w wielu konfiguracjach zmuszająca wręcz, do zabrania głosu w jego sprawie. Najdziwniejsze z tego wszystkiego jest to, że pierwszy kontakt organoleptyczny nie zapowiadał takiego obrotu sprawy. Mocno nadmuchana obudowa, zaimplementowanie pojedynczego głośnika szerokopasmowego, dość brutalny otwór bas refleksu i wysoka skuteczność wyraźnie wskazywały na uprzywilejowanie głównie słabowitych konstrukcji lampowych i nie dawały po sobie poznać, ile tak naprawdę mają do zaoferowania. Jednak w ostatecznym rozrachunku, w trakcie kilkumiesięcznego użytkowania w najprzeróżniejszych kombinacjach będący przedmiotem niniejszej recenzji zestaw głośnikowy bronił się znakomicie. Raz szokował ponadprzeciętną jakością generowanego dźwięku, nawet gdy sygnał płynął z wydawałoby się przerastającej jego możliwości elektroniki, by w innym podejściu pomóc wydobyć wszelkie walory często z góry typowanego na hit sezonu, a mającemu spore problemy pewniakowi. I tylko żeby nie zakończyć testu na pierwszym akapicie, wykładając wszystkie karty na stół, zdradzę, że to ja wystosowałem prośbę do dystrybutora, by móc pochylić się nad dość podobnymi w założeniach konstrukcyjnych do moich Brav’o (punktowe źródło dźwięku) kolumnami francuskiej marki DAVIS ACOUSTICS model MV One, dystrybuowanej przez stacjonującego w Gołkowicach (woj. Śląskie) Pana Grzegorza Pardubickiego, na co z dużą chęcią przystał.

Davis Acoustics to jak zdążyłem zaznaczyć, pochodząca z kraju przedkładającego żaby i ślimaki ponad poczciwego schabowego marka, która już od 25 lat stara się sprostać wymaganiom marudnych koneserów dźwięku. W jej ofercie znajdziemy kilka linii kolumn wolnostojących i monitorów, głośniki do zabudowy i kolumny szerokopasmowe, których przedstawicielem i nosicielem flagowego produktu – głośnika 20DE8 – jest właśnie opisywany model MV One. MV –ki to sporych rozmiarów konstrukcje (27x50x100), zdolne do wygenerowania z pomocą pojedynczego pełnopasmowego dwudziestocentymetrowego głośnika wspomaganego przez potężny basrefleks założone przez konstruktorów zejście do 40Hz. Niestety przez ten nieszczęsny otwór wentylacyjny pierwszy kontakt wzrokowy nie jest specjalnie szczęśliwy, ale to co dla mnie jest oznaką niedoskonałości, dla innego może być czymś pożądanym, dlatego nie będę rozwodził się nad problemem istnienia takiej wielgachnej dziury w takim miejscu. A jako kontrapunkt mojego postrzegania tego problemu dodam, iż posiadacze niedużych pomieszczeń, ograniczeni bliskością ścian do pleców zespołów głośnikowych będą po wsze czasy hołubić to rozwiązanie, gdyż dmuchanie w niczym nieograniczoną kubaturę przed kolumnami, pozwoli im na implementację MV One w niemalże każdym kącie swoich ciężko wynegocjowanych z drugimi połówkami „klitkach” (wiem, to brutalne określenie, ale przynajmniej szczere). Projektanci rzeczonych kolumn starając się poprawić ich postrzeganie i przynależność do wysokiej pozycji w cenniku, dali upust swoim marzeniom i zaproponowali wykończenie w lśniącej fortepianowej czerni, która muszę przyznać zdecydowanie podniosła notowania całości w moim rankingu. Może nie jestem zbytnio postępowy, ale kupując samochody – a robię to w salonie raz na dziesięć lat – zawsze jest to bardzo ciężka w utrzymaniu, szybko kurząca się, właśnie ponadczasowa czerń. Ale kto powiedział, że piękno musi być łatwe w użytkowaniu. Coś za coś i ja jestem w stanie, ponieść koszty natury częstego ganiania z mikrofibrą.
Wracając jednak do tematu warto wspomnieć, iż przednia ścianka oprócz otworu wentylacyjnego znajdującego się tuż nad zwiększającą stabilność, rozszerzającą się ku przodowi matowo wykończoną podstawą, w górnej części epatuje pojedynczym, podłączonym bezpośrednio do terminali (brak nawet śladowej zwrotnicy)  przetwornikiem. Okrążając pokaźną bryłę kolumn, poprzez głębokie płaszczyzny boczne  przechodzimy na tylną ściankę, która w swym ascetycznym wyposażeniu oferuje umieszczone  wysoko, na wprost wspomnianego emitera fal dźwiękowych, pojedyncze zaciski głośnikowe, a pod nimi naklejoną błyszczącą wytłoczkę z nazwą modelu i złotą tabliczkę znamionową ze wszystkimi niezbędnymi informacjami. Minimalizm w pełnej krasie i gdyby nie ten przedni …. – wiecie co, byłby to ideał, wpisujący się w najbardziej wyszukane pomieszczenia. Ale może ja się nie znam, albo jestem już stetryczały i się czepiam, tego nie wiem, natomiast jedno mogę powiedzieć na pewno: mimo zjawiskowego schronu przeciwlotniczego dla domowych szkodników na froncie całość naprawdę robi pozytywne wrażenie. Na koniec tej wizji lokalnej dodam, iż w swej dbałości o klienta producenci dostarczają w komplecie stosowne wkręcane w podstawę kolce, jednak z uwagi na odpowiednią ilość generowanych podczas testów niskich tonów nie używałem tych akcesoriów, ale jako rzetelny opiniodawca wspominam o możliwości ich zastosowania. Zbierając wszelkie zawarte w tym akapicie informacje rzekłbym w skrócie, że zapraszając w swoje progi francuski zestaw, dostajecie lśniące, prostokątne, głębokie i dość wysokie, wyposażone w jeden współosiowy głośnik z solidnymi zaciskami i prostokątnymi tunelami wydmuchiwanego powietrza skrzynki. Nie wiem jak Wy, ale ja po kilkutygodniowym kontakcie z nimi jestem w stanie stwierdzić, że mimo wszystko projekt plastyczny do mnie przemawia.

Przechodząc do meritum tego spotkania, chyba nie muszę nikogo uświadamiać, że rzeczone kolumny, o których test sam poprosiłem, zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Po zasygnalizowanych kilku udanych połączeniach z „ligowymi partnerami” i końcowej konfrontacji z systemem referencyjnym, postanowiłem jednak rozdzielić ten test na dwie odsłony, gdzie druga będzie tylko pewnym papierkiem lakmusowym ich możliwości, czy też delikatnie mówiąc drogowskazem dla konstruktorów, w drodze ku wzniesieniu się na jeszcze wyższe poziomy jakości dźwięku. Ale nie uprzedzajmy faktów. Pierwsze starcie będące zaczynem do zawitania Davis’ów w moje skromne progi jako zawodnika sparingowego, to pełna synergia z jak to niektórzy z moich znajomych nazwali „mikrofalówką” – będącą znakomicie broniącym się wytworem polskiej myśli technicznej (Egg-Shell Prestige 9WST).Ten występ na długo pozostawi po sobie pozytywny ślad, ponieważ oscylując na pułapie 30 tysięcy złotych za zestaw, bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę swoim konkurentom. Słabowita z założenia lampowa integra wespół z naszymi bohaterkami pokazały pełnię możliwości w budowaniu spójnego dźwięku, z szeroką paletą niuansów i emocji zawartych w słuchanych kompilacjach płytowych. Oddech, namacalność i wspomniana współosiowość dobiegających do uszu słuchacza informacji o źródłach pozornych, była na naprawdę wysokim poziomie. Gradacja planów pozwalała bez najmniejszych problemów uchwycić odstęp poszczególnych formacji usadowionych przez realizatora na wirtualnej scenie muzycznej. Próbując wspomnieć o pasmach akustycznych, nie sposób do czegokolwiek się przyczepić. Górne rejestry bez jakichkolwiek naleciałości mgły w pełni oddawały dźwięczność używanych przez muzyków perkusjonaliów, a tak lubiany przeze mnie środek pasma dawał pełne barwy kreacje grających instrumentów i głosów ludzkich. Jednak przy całej konsolidacji poszczególnych widm w jednym emiterze dźwięku – głośniku szerokopasmowym, najlepiej wypadał mocny, mięsisty i kiedy trzeba energetyczny bas. Powiem bez ogródek, ta częstotliwość jest wizytówką opisywanych konstrukcji. Mięcho i zwartość szły ze sobą w pełnym porozumieniu, nie próbując przy tym przejąć pałeczki pierwszeństwa w całym przekazie, tylko umiejętnie go podbudowując. Jak można spostrzec po załączonych dokumentujących ten długi proces mojego dojrzewania do testu zrzutów z matrycy specjalnie do tego celu nabytego Nikona’a, Davis’y nie miały łatwo. Mocna integra Vitusa RI-100, końcówka mocy Abyssound ASX1000 wespół z moim pre Reimyo, czy lampowa konstrukcja Synthesis A50T, to tylko niewielki wycinek walki o przetrwanie, która w efekcie dała bardzo pozytywny obraz pomysłu inżynierskiego znad Loary. Czy można lepiej? Na bazie kilkuletniego doświadczenia z półką Premium bez ogródek odpowiem, że zawsze, tylko za ile? Nie nie, o tym później. Ciągnąc dalej sagę zalet, wspomnę tylko zdawkowo, że kilka potyczek naszych szerokopasmówek stawiało je jako coś w rodzaju leku lub delikatnego pomocnika w podkreśleniu różnych, czasem ciężkich do wydobycia z poszczególnych wzmacniaczy lub źródeł, ważnych dla potencjalnego klienta a skrywanych niuansów dźwiękowych. Do końca nie wiem, czy to zasługa wysokiej skuteczności, czy ogólnych walorów użytkowych samych głośników, ale pod jednym mogę się podpisać na pewno: Francuzi – ups, ich polski przedstawiciel Pan Pardubicki – przysłał mi fenomenalne konstrukcje – oczywiście w korelacji z zajmowaną pozycją w świecie High Endu. Łatwe do wysterowania kolumny często są dość wybredne co do wzmocnienia i podłączenie mocnego pieca, może spowodować ferie latających wokół słuchacza żyletek, gdy tymczasem MV One znakomicie wpasowywały się w czasem nierokujące pozytywnych efektów zestawienia. Ważnym elementem listy ich zalet jest też łatwość eksponowania różnic zmieniających się w torze komponentów audio, co pozwala potencjalnemu nabywcy, idealnie dobrać interesujący go sznyt grania. Raz mocny tranzystorowy Vitus bezlitośnie pompował Waty, dając przy tym możliwość implementowania do napędu ciężkiego materiału rockowego, co bez problemów obsługiwały zespoły głośnikowe, innym razem lampa od Synthesisa dawała zarezerwowaną raczej dla takich produktów poświatę eteryczności dobrze zrealizowanej muzyki akustycznej – można się w tym temacie ścigać z innymi, by na koniec wspomnieć również solidnie uzbrojoną w „Power” końcówkę Abyssound’a, która oddając sporo pierwszych Watów w klasie „A”, zdawała się w jakiś sposób łączyć dwa wspomniane przed momentem światy. Nie będę dzisiaj uzewnętrzniał się z opisami poszczególnych utworów przesłuchanych płyt, gdyż mogłoby to wyglądać na stronnicze podpieranie się dobrymi realizacjami – a raczej tylko takich słucham, by punktować jedynie pozytywy, ale dla mnie i kilku goszczonych w międzyczasie znajomych, bez względu na nośnik – cyfra, analog – „jedynki” z kraju chwalącego się budowlą Pana Eiffla, zawsze stawały na wysokości zadania. Niestety jak to w brutalnym życiu bywa, do czasu. Zabrzmiało groźnie? Przepraszam, nie chciałem. A może chciałem? Jeśli tak, to tylko jako wyraźne oddzielenie następnego akapitu, który dla sporej grupy docelowej nie będzie miał większego znaczenia, ale jako wartość sama w sobie stricte informacyjna, gdzie i jak można pokusić się o większe wysublimowanie, powinien się znaleźć.

Gdy proces logistyki na drugie piętro – gdzie stacjonuje główny system odniesienia – dobiegł końca, przystąpiłem do zamiany zespołów głośnikowych i natychmiast swe piętno odcisnęło, poszukiwanie konstruktorów, możliwości osiągnięcia planowanej charakterystyki dolnych rejestrów, wymuszające sporą głębokość obudów testowanych kolumn. Przy nieco niższym wzroście w porównaniu do Brav’o o ca.10 cm, podobnej szerokości, niestety francuskie produkty są o połowę głębsze. Jednak mając sporo miejsca z każdej ze stron, nie czuły się specjalnie osaczone, co w trakcie testu pozwoliło im pokazać pełnię możliwości. Zbierając w jakąś sensowną całość drugą fazę odsłuchów, zacznę od sposobu budowania sceny. Ta zapamiętana jako sporych gabarytów z dolnego pomieszczenia, tutaj okazała się być nieco bardziej zwarta, nadal jednak preferując rozdzielenie muzyków stosownym kokiem odstępu od siebie, jednak prezentowana ze zdecydowanie bliższego rzędu. Podczas gdy mój zestaw swój spektakl zaczyna nieco na kolumnami, by bez problemu głębią osiągać oddalone o ponad półtorej metra za kolumnami ściany, Davis’y wychodziły lekko przed front, kończąc swoje podboje dalszych realiów w połowie możliwości Japończyków. W gruncie rzeczy nie było to deprymujące, gdzieś ta trzykrotna różnica w cenie powinna się pokazać, tylko rzucające nieco inne światło na ten sam spektakl muzyczny. Jeśli chodzi o spójność pasma, to podobne założenia leżące u podstaw konstrukcji – zszycie pasma – zdawały się iść łeb w łeb w tym temacie. To gdzie tkwi clou wydanych na moje kolumny zdecydowanie większych ilości banknotów Narodowego Banku Polskiego? Słowo klucz to „rozdzielczość” powodująca zdecydowanie bardziej wysublimowany odbiór informacji zarejestrowanych na płycie. Wspomniana umiejętność „rozdrabniania włosa na czworo” w pozytywnym tego słowa znaczeniu, nie mylić z rozjaśnieniem, jest największym pożeraczem pieniędzy audiofilów. Można tak zestroić kolumny, by dawały fajny mocny i mięsisty bas, gorącą niczym brazylijska tancerka średnicę i otwartą, błyskotliwą górę pasma, ale ilość zawartych w tym wszystkim informacji jest już wyższą szkołą jazdy. Gdzie tego szukać? Proszę bardzo tak na szybko. Wszystkie instrumenty oparte o talerze, dzwoneczki, czy miotełki w ekstremalnym wydaniu pokażą jak na dłoni czy efekt wybrzmiewania okrągłych metalowych krążków na statywach, nie daje uczucia ich zbytniej szybko wygaszającej wybrzmienia grubości, czy słyszymy zwiewnie brzmiący, mieniący się milionem drobnych wibracji cienkich ścianek metalowy lub szklany kieliszek, lub jaka jest ilość użytych do skonstruowania wspomnianej miotełki szurających po talerzach drucików. Bezpośrednie porównanie może okazać się brutalnym dźwiękiem kołpaka samochodowego, gongiem, wiszącej na owczej szyi skorupy, albo wyłysiałym od zużycia atrybutem miotełko-podobnym starego perkusisty rockowego. Oczywiście specjalnie przejaskrawiam przykłady, ale tylko w celach edukacyjnych i sądzę, że przedstawiciel testowanej marki zdaje sobie z tego sprawę. Podobne zasady obowiązują na każdym pułapie widma akustycznego i ze względu na moją intencję opisania ich jedynie jako sygnału o różnicach poszczególnych konstrukcji, dalsze rozdrabnianie całości, nie ma większego sensu. Ale natychmiast spieszę uspokoić potencjalnych zainteresowanych, że poziom zaawansowania Francuzów jest w pełni adekwatny do żądanej ceny, gdy tymczasem osiągnięta przy pomocy moich kolumn jakość, dla przeciętnego Kowalskiego jest równoważna z postradaniem zmysłów. Na swoją obronę mogę tylko dodać, że zakup takiego, a nie innego zestawu audio nie spowodował przymierania głodem popierającej moją pasję rodziny, a i wybór był wypadkową kilkuletnich poszukiwań, co bez najmniejszych problemów pozwala mi teraz, wracać do swoich zabawek nawet po odsłuchach kilkukrotnie droższych kombinacji. Nie wiem, czy to kogoś uspokoiło, ale nie mam nic więcej do dodania na swoją obronę.

Kończąc ten tekst, cóż mogę napisać, jeśli widać jak na dłoni, że kolumny zauroczyły mnie swoimi możliwościami sonicznymi. Wspominałem na początku, że będzie to nieco inny od standardowych zbiór myśli recenzenta. Nie ma punktowania walorów poszczególnymi realizacjami, gdyż mnogość kombinacji rozbudowałaby ilość strof do niestrawnych rozmiarów. Jednak mam nadzieję, że zebrane spostrzeżenia nakreślą ogólny rys możliwości goszczących u mnie kolumn, co było głównym powodem powstania niniejszego tekstu. Będące teoretycznie idealnym rozwiązaniem punktowe źródło dźwięku, w tym wcieleniu ma wiele poszukiwanych zalet. Czy dla wszystkich, należy zweryfikować to na własnej żywej tkance, ale te kilka opisanych – udanych zestawień powinno dać choćby minimalny powód, do zapoznania się z tą stosunkowo od niedawna dystrybuowaną u nas marką. Oczywiście wysoka skuteczność niejako z przydziału zaleca łączenie ich z małymi mocowo wzmacniaczami, ale przypominam o kilku udanych mariażach z posiadającymi spory zapas Watów integrami, co tylko udowadnia zaskakującą wszechstronność tych wykończonych w lakierze fortepianowym produktów znad Loary. Szczerze polecam.

Jacek Pazio

Dystrybucja: Grzegorz Pardubicki / davis-acoustics.pl
Cena: 22 700 PLN

Dane techniczne:
Moc znamionowa: 100 W
Moc maksymalna: 150 W
Ilość przetworników: 1 szerokopasmowy Davis 20De8
Efektywność: 93 dB
Impedancja: 8 Ω
Pasmo przenoszenia: 40-20000 Hz
Konstrukcja: Bas-refleks z prostokątnym otworem w przedniej części obudowy
Wymiary (cm): 27 x 50 x 100
Waga (kg): 28

System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
Kolumny: Bravo Consequence+
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sek
cja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: Rogoz Audio; Solid Base VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX MK II, platforma antywibracyjna Audio Philar
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MKII
przedwzmacniacz gramofonowy RCM THERIAA
Inne zestawienia:
– wzmacniacz zintegrowany VITUS RI 100
– końcówka mocy ABYSSOUND ASX 1000
– lampowy wzmacniacz zintegrowany SYNTHESIS A50T
– gramofon KUZMA STABI S
– gramofon Dr. Feickert Analogue Woodpecker
– odtwarzacz kompaktowy CD3N

Pobierz jako PDF