1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Davis Monitor One

Davis Monitor One

Każdy producent, bez względu na dział gospodarki w jakim się obraca, chcąc spełnić oczekiwania nieco większej niźli garstka swoich wiernych fanów grupy musi mieć w swoim portfolio kilka wyrobów różniących się od siebie pewnymi czy to konstrukcyjnymi, czy też wizualnymi aspektami. To oczywiście jest pochodną różnorodności oczekiwań wspomnianych potencjalnych nabywców, dlatego bez względu na swój pogląd na tę sprawę powinien nieco zróżnicować swoją ofertę. Mimo tego, że powyższe stanowisko nie jest regułą – patrz posiadany przeze mnie system Reimyo, to jednak gro producentów raczej idzie z prądem potrzeb klientów, rzadziej broniąc swojego wzorca odniesienia. Taki też profil ma występująca dzisiaj w roli dawcy kolumn do testu francuska manufaktura DAVIS ACOUSTICS. Wierni czytelnicy zapewne pamiętają moją entuzjastyczną recenzję opartych na pojedynczy szerokopasmowy głośnik kolumn MV ONE, co teraz dzięki polskiemu dystrybutorowi mogę skonfrontować z kolejnym bardzo różniącym się konstrukcyjnie od poprzednika modelem MONITOR ONE. Tak więc, gdy karty zostały rozdane, zapraszam na opis kontrpropozycji dla bardzo pozytywnie zapamiętanych MV –jedynek, czyli ich sióstr spod znaku MONITOR  ONE. Dla spełnienia obowiązku dodam, iż dystrybucją wspomnianego brandu znad Loary na polskim rynku zajął się Pan Grzegorz Pardubicki z Gołkowic.

Goszczące w moich skromnych progach kolumny wbrew swojej nazwie nie należą do serii wydających dźwięki maleńkich skrzynek, gdyż przy wysokości jednego metra resztą gabarytów niewiele ustępują moim ISIS-om. Dwudrożne konstrukcje opierają się o dwa przetworniki, z czego górny jest jednocalowym driverem osadzonym w zajmującej całą szerokość przedniej ścianki tubie, a dolny papierowym trzydziestojednocentymetrowym wooferem. Do celów strojenia konstrukcji nieco poniżej dolnego głośnika zlokalizowano monstrualnej średnicy port bas refleks. Gdy przyjrzymy się fotografiom, zobaczymy, iż będące ostoją dla przywołanych przed momentem głośników skrzynki podobnie do testowanych kilkanaście miesięcy temu kolumn z tej stajni pokryto czarnym lakierem fortepianowym nadając im tym sposobem ułatwiający podjęcie decyzji zakupowej sznyt wykwintności. Tylna ścianka podążając śladami minimalizmu i elegancji  może pochwalić się jedynie złotą tabliczką znamionową i podwójnymi terminalami głośnikowymi, a całą bryłę kolumny posadowiono na dostarczonych w komplecie wkręcanych kolcach.

Gdy podpinałem testowane kolumny do goszczącego moją samotnię seta Audio Tekne, intensywnie zastanawiałem się, jak wypadną w konfrontacji z zapamiętanymi pobratymcami. Tam był tylko jeden szerokopasmowiec, a to jak wiadomo jest bardzo trudna do pokonania w sferze spójności dźwięku konstrukcja. Teraz nie dość, że miałem dwa przetworniki, to jeden reprezentował zakorzenioną gdzieś w głębi mojej podświadomości, jako nie do końca wpisującą się w estetykę lubianego dźwięku tubę. Ja wiem, że strach ma wielkie oczy, ale tak już mam i na razie nie zmienia tego fakt, że tak prawdę mówiąc gdy weźmiemy pod uwagę moje odsłuchy na własnym podwórku, okazuje się, iż prawie zawsze większość winy złego postrzegania ponoszą źle przygotowane prezentacje, a nie same kolumny. Ale do rzeczy. Pierwsze dźwięki zawsze należy przefiltrować przez pryzmat wstępnych przypuszczeń, pewnych oczekiwań i zastanych wyników. Dopiero kilka kolejnych dni pozwala jako tako formować w miarę wiążące wnioski. Taki też proces oceny zaliczyły tytułowe konstrukcje, co umożliwiło mi dokładne przyjrzenie się gdzie tkwią zasadnicze różnice pomiędzy ścigającymi się gdzieś w głębi pamięci a obecnymi produktami. Najważniejszym aspektem brzmieniowym dzisiejszych bohaterek jest zaakcentowane mocną i ostrą kreską górne pasmo. Na szczęście nie był to natarczywy jazgot, ale ich udział w spektaklu muzycznym był bardzo typowy dla ubranych w tuby driverów. To jak wiadomo dla wielu jest wykładnią dobrego grania, dlatego nie piszę tego w ramac wytykania usłyszanego zła, tylko pokazania, że użycie takich, a nie innych elementów generujących dźwięk ma swoje odbicie w efekcie końcowym projektu MONITOR ONE. Idąc dalej śladem wyciągniętych wniosków wkraczamy w tak uwielbianą przeze mnie średnicę, która niestety jest nieco chłodniejsza od będącej punktem odniesienia w modelu MV ONE. Jeśli natomiast przyjrzeć się dolnym rejestrom, spokojnie mogę przyznać, iż jest ich więcej i są dobrą ostoją dla generowanego przez kolumny dźwięku. Co ciekawe, owa spora masa basu nie pomaga w nasyceniu środka pasma, jak dla mnie traktując je nieco po macoszemu. Wspomniany efekt oszczędnej średnicy może być zamierzonym zabiegiem samym w sobie gdyż, jeśli przyjrzeć się prezentowanemu dźwiękowi nieco z boku i bez rozdrabniania na poszczególne składowe, wyraźnie widać, że testowane dzisiaj konstrukcje znad Loary chcąc zaskarbić sobie nieco inną grupę docelową, oferują typowe dla podobnych konstrukcji brzmienie. Można za tym nie przepadać, ale z pewnością nie można traktować tego jako ułomności, ponieważ taki dźwięk ma swoją wierną niedopuszczającą innej prezentacji dźwięku grupę fanów. Dla pokazania, że omawiany projekt ma swoje zalety przywołam zaistniały w procesie testowym fakt. Przemierzając moje zasoby płytowe przywołany sposób oddania zaistniałych na wirtualnej scenie zdarzeń muzycznych o dziwo nie niósł ze sobą zmęczenia zbyt natarczywym dźwiękiem, co często zdarza mi się zanotować podczas różnorodnych wystawowych pokazów. To może być spowodowane unikaniem zbyt dużego rozkręcania gałki głośności, ale sądzę, że również sam konstruktor zadbał o przekazanie pełnego pakietu informacji na płycie bez popadania przy tym w „zamordyzm”. Owszem, podajemy wszystko jak na tacy, ale w tylko lekko przyprawionej manierą zwiększonej otwartości estetyce, a krzyk rodem z megafonów zostawiając dla konstrukcji nagłaśniających wielkie stadionowe imprezy. Gdybym miał się jednak do czegoś przyczepić, rzekłbym, iż specyfika tubki trochę uszczupla poczynania wokalne i instrumentalne w muzyce dawnej. Brak odpowiedniej dawki czaru na środku pasma uniemożliwiało oddanie ważnych informacji o materiale użytym do wykonania strun w instrumentach szarpanych, czy choćby czasem ich specyficzne strojenie. Natomiast głos ludzki tracąc artefakty wysycenia w głośnych partiach czasem bywał krzykliwy. Ale to chyba jedyny przytyk, którym ze spokojnym sumieniem mógłbym wysupłać, zwracając przy tym uwagę na moje postrzeganie minimalnego progu nasycenia muzyki. I mimo, że nie przepadam za takim stawianiem sprawy, muszę przyznać, że reszta materiału muzycznego włącznie z szaleńczym folk-metalem, rockiem, czy elektroniką raczej odbierały to jako dobro, niż narzekały na zbytnią otwartość, To właśnie dzięki prezentowanej przez testowane kolumny szybkości narastania dźwięku i solidnej podstawie basowej mogłem zaliczyć do bardzo pozytywnych odtworzenia sporadycznie słuchanego materiału grupy Percival, czy starego, lekko nużącego z racji tysięcznego słuchania ciężkiego rocka. Jak zdążyłem już wspomnieć, taki sznyt jest innym pozwalającym natchnąć wigorem pewne gatunki muzyczne punktem widzenia prezentacji dźwięku, dlatego też tylko złośliwiec postulowałby w teście o wystawienie negatywnego mandatu. Ja zaręczam, że w tej materii jestem neutralny, a po kilkunastu razem spędzonych dniach nawet z lekką tendencją zachęcenia wszystkich do prób na własnym żywym organizmie. Zapewniam, że będzie ciekawie, a może i docelowo.

Zawsze, gdy na testy docierają do mnie konstrukcje tubowe, mam jakąś wewnętrzną obawę o finalne wnioski. Nie żebym się specjalnie negatywnie nastawiał. Powiem więcej, raczej staram się dawać im spore fory na spełnienie moich oczekiwań. I jak to zwykle bywa, najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że chyba mam jakąś wewnętrzną całkowicie nieusprawiedliwioną fobię, która notabene po testowym przezwyciężeniu pozwala bardziej cieszyć się z końcowych pozytywnych opinii. Gdy prześledzicie nasze dzisiejsze spotkanie, okaże się, że właśnie taki rytuał maił miejsce w procesie oceny dzisiejszych bohaterek, czyli kolumn marki DAVIS ACOUSTICS MONITOR ONE, które podążając drogą dźwięku tubowego, robią to nad wyraz kulturalnie. Oczywiście, kilka odstępstw od głównego hołdującego równouprawnieniu każdego z pasm nurtu budowy kolumn znalazłem, ale jak wspomniałem, jest to swojego rodzaju wizytówka, a nie mankament. Jeśli zatem szukacie szybkiego i otwartego, a przy tym dobrze osadzonego w basie dźwięku, spróbujcie testowanej dzisiaj francuskiej szkoły, a może okazać się, iż nawet takich sporych rozmiarów tuba będzie potrafiła Was zaczarować.

Jacek Pazio

Dystrybucja: Grzegorz Pardubicki / davis-acoustics.pl
Cena: 21 000 PLN

Dane techniczne:
Moc znamionowa: 150 W
Moc maksymalna: 200 W
Efektywność: 97 dB
Impedancja:  4 … 8 Ω
Pasmo przenoszenia: 45-20000 Hz
Częstotliwość podziału: 900 Hz
Wymiary: 100x35x50 cm
Waga: 40 kg

System wykorzystywany w teście:
– CD/DAC: Reimyo CDT – 777 + Reimyo DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz: Reimyo CAT – 777 MK II; AUDIO TEKNE TFA-9501
– końcówki mocy: Reimyo KAP – 777; AUDIO TEKNE TM-9502                           
Kolumny:  TRENNER & FRIEDL “ISIS”
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Hiriji „Milion”
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix Beauty Tone Milion Maestro, Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, .Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA; AUDIO TEKNE TEA-9501B

Pobierz jako PDF