Po blisko półrocznej obecności w moim systemie potężnego i majestatycznego Transrotora Zet-3 przyszła pora na zmiany. Jednak zmiany będące kontynuacją, ewolucją analogowej drogi, z której już nie ma odwrotu. Dylemat, przed jakim stanąłem dotyczył głównie kierunku dalszych poszukiwań i prób w tej nader delikatnej materii. Mając już w pewnym stopniu sprecyzowane wymagania uznałem, że przynajmniej na pewien czas warto skupić się na konstrukcjach niwelujących pasożytnicze drgania własną masą. Postanowiłem poszukać zatem urządzenia spełniającego powyższe założenia, lecz będącego również akceptowalnego dla szerokiego grona potencjalnych nabywców zarówno pod względem gabarytów, jak i możliwie konwencjonalnego designu a jeśli przy okazji cena okazałaby się mało szokująca dla postronnego obserwatora, to tym lepiej.
Z pomocą przyszedł katowicki RCM będący dystrybutorem wyrobów niemieckiej, specjalistycznej manufaktury Dr. Feickert Analogue dostarczając najmniejszy, najbardziej kompaktowy i zarazem najbardziej przystępny cenowo model Woodpecker, powyżej którego dyskretnie w cieniu prezentowali się starsi, potężniejsi bracia – Blackbird i Firebird, którymi z pewnością też się zajmiemy.
Do testu otrzymałem „Dzięciołka” w przepięknej, klasycznej i nad wyraz eleganckiej wersji Zebrano, jednak miłośnicy bardziej nowoczesnego, żeby nie powiedzieć futurystycznego designu z pewnością łakomym wzrokiem będą spoglądać na plinty oklejone Carbonem. Umieszczona pomiędzy dwoma grubymi płatami anodowanego na czarno aluminium warstwa MDFu skrywa nie tylko sterowanie, ale i zamontowany na gumowych absorberach silnik. Zmiany prędkości, oraz regulacji dokonuje się umieszczonymi w lewym dolnym rogu dyskretnie spasowanymi z płytą górną przyciskami. O stabilność obrotów dba kwarcowy układ mikroprocesorowy a napęd przenoszony jest za pomocą płaskiego, szerokiego gumowego paska. Wykonany z POMu talerz może opcjonalnie zostać zastąpiony wersją dociążoną mosiężnymi walcami. Na chwilę uwagi zasługuje bardzo wygodny a zarazem uniwersalny armboard umożliwiający wykorzystanie większości modeli ramion o efektywnej długości od 9 do 12”. Dużym ułatwieniem jest wyraźna skala, dzięki której szybko i sprawnie można dokonywać precyzyjnych ustawień. Zewnętrzny, przypominający nieco laptopowy, zasilacz okazuje się w zupełności wystarczający, co z resztą uparcie twierdzi sam producent nie oferując w swoim katalogu niczego bardziej wyrafinowanego i to nawet za słoną dopłatą. Wyrafinowania za to nie można za to odmówić niewielkiemu, wykonanemu z takiego samego jak talerz materiału nakręcanemu krążkowi dociskającemu położona płytę. Gramofon wyposażono w trzy (dwie z przodu i jedną z tyłu) również anodowane na czarno aluminiowe nogi wyposażone w gumowe ringi ułatwiające wypoziomowanie plinty.
W celu zachowania spójności z klasyczną formą napędu katowicki dystrybutor zdecydował się na zamontowanie przywodzącego na myśl złote czasy analogu 9” ramienia SME M2 – 9 R w kształcie przypominającym literę „J” z dedykowanym headshellem. Ta tylko pozornie oldschoolowa konstrukcja, nawiązująca swoją stalową, polerowaną rurą do popularnych modeli 3009 i 3012, dedykowana jest głównie wkładkom o średniej i małej podatności. Aluminiowa, perforowana główka ramienia posiada mocowanie typu „concorde” zapewniające precyzyjny i sztywny uchwyt, oraz umożliwiające nie tylko szybki demontaż, co z pewnością docenią posiadacze kilku wkładek, ale i regulację azymutu. Układ antyskatingu oparto na prostym i skutecznym rozwiązaniu z zamontowanym na żyłce ciężarku a samo ramię opcjonalnie może być wyposażone w olejowe tłumienie drgań (FD-M2).
Dostarczony komplet wieńczy filigranowa i stosunkowo niedroga (jak na nasze – soundrebelsowe standardy) wkładka Dynavector DV – 20X2 H o sztywnym korpusie wykonanym z twardego stopu aluminium z diamentową igłą o eliptycznym profilu i neodymowym magnesie.
Pomimo niewielkich, wręcz kompaktowych rozmiarów beniaminek w ofercie Christiana Feickerta budzi od pierwszego spojrzenia nie tylko sympatię, ale i niekłamany podziw, że tak (pozornie) prostymi środkami konstruktorowi udało się uzyskać tak spójne optycznie i zgrabne urządzenie o ponadczasowym designie i całkowicie niewymuszonej, wręcz genetycznej elegancji. Pytanie tylko czy ta, nad wyraz atrakcyjna szata wzornicza jest zapowiedzią równie wysublimowanego brzmienia, czy też (nie daj Bóg) rekompensatą dla kupujących jedynie oczami.
Całe szczęście, a może właśnie nieszczęście, polega jednak na tym, że nie posiadłem, przynajmniej na razie, magicznych wręcz zdolności oceniania brzmienia dowolnego urządzenia jedynie na podstawie zdjęć, napotkanych w prasie branżowej, bądź bezmiarze internetu opinii osób trzecich i z reguły zupełnie mi nieznanych. W dodatku jestem jeszcze na tyle nieufny, lub jak kto woli bezczelny, że nawet odczucia i wrażenia osłuchanych a przy tym o wiele bardziej doświadczonych ode mnie znajomych traktuję jako wskazówki i sugestie do doświadczeń zdobywanych we własnym, bądź znanych mi systemach. Dlatego też, pomimo zauroczenia wzornictwem nie dałem niemieckiej konstrukcji żadnych forów i po zwyczajowym okresie akomodacji (wkładka miała już na swoim koncie wystarczający przebieg) położyłem na talerzu jedną z moich ulubionych płyt – „Moonlight Serenade”, na której Ray Brown i Laurindo Almeida czarują bardziej niż David Copperfield i skorumpowane służby celne razem wzięci. Ile z tego czaru pokazał Feickert? Zaskakująco dużo a w dodatku całość okrasił taką ilością drajwu i spontaniczności, że nawet przez myśl nie przeszło mi opuszczać gorące „latynoskie” klimaty i czym prędzej sięgnąłem po ostatni album duetu Rodrigo y Gabriela „9 Dead Alive”. W obu przypadkach warstwa emocjonalna nie ustępowała technicznej biegłości a wręcz właśnie na nią kładziony był największy nacisk. Liczyły się uczucia, podkreślające je artykulacja, pasja i feeling, z jakimi muzycy wydobywali ze swoich instrumentów dźwięki. Tutaj nie było miejsca na zimną kalkulację, na beznamiętne cyzelowanie każdego dźwięku, lecz prym wiodła spontaniczność i iście rockowy rozmach. W dodatku okazało się, że intensywność powyższej „maniery” testowanego zestawu można było w zależności od zastosowanego phonostage’a a więc i oczekiwań słuchacza w dość szerokim zakresie regulować. Z używanego w pierwszej fazie odsłuchów Phasemation EA-1000 dźwięk był zwiewny, eteryczny i niemalże rozmarzony. Na najnowszym remasterze „Hatari!” i jubileuszowej, oczywiście różowej, wersji „The Pink Panther” Henry’ego Mancini’ego orkiestra brzmiała konturowo, z delikatną kreską zarysowanymi instrumentami i wyraźnie podawanymi wszelkiego rodzaju audiofilskimi smaczkami. Za to przesiadka na Octave Phono Module powinna wywołać uśmiech na ustach większości fanów Rocka i to nawet w jego najcięższych odmianach. Przykładowo począwszy od pop-rockowego „Whiplash Smile” Billy’ego Idola poprzez „The Ballads IV” Axela Rudi’ego Pella a na „Hail to the King” Avenged Sevenfold im więcej działo się na scenie i w im cięższe i bardziej mroczne rejony zapuszczali się wytatuowani jegomoście, tym Feickert szerzej rozwijał skrzydła. Każde uderzenie stopy czułem na własnych trzewiach, każdy gitarowy riff był potężny i soczysty niczym wyborny, lekko krwisty stek. Motoryka, aspekt rytmiczny tego typu nagrań na tym niepozornym gramofonie wypadały zdecydowanie przekonująco. Sporo w tym zasługi ewidentnej, natywnej muzykalności, która wraz ze wspominaną energetycznością oczarowywały i przykuwały słuchacza do fotela na długie minuty. Jednak nie był to odsłuch pełen skupienia, powagi i … bezruchu, lecz obfitujący w bezustanne podrygiwania, wybijanie rytmu czy generalnie mniej lub bardziej kontrolowane ruchy kończyn. Czuć tzw. „fun”, czyli niemalże pierwotną radość z grania. Radość, która od pierwszych taktów udzielała się również słuchaczowi i działała jako kojący skołatane nerwy antydepresant. Jest to też dźwięk ewidentnie analogowy, bo jeszcze nigdy nie było mi dane usłyszeć źródła cyfrowego oferującego taką krągłość i nasycenie, jaka jest zaklęta w winylu. Brak w nim sztucznej, nadnaturalnej wręcz konturowości, której przecież i tak „na żywo” nigdy doświadczyć byśmy nie byli w stanie, brak hiperdetaliczności tak pożądanej przez miłośników wszelkiej maści samplerów, czy nawet brak pewnego rozdęcia, dzięki któremu trzask zapalanej zapałki przypomina wystrzał armatni. Jest za to spokój, pewność własnej pozycji i świadomość granicząca z pewnością, że to, co Woodpecker sobą reprezentuje może się podobać. I się podoba, bo choć oczywiście można lepiej, niemiecki gramofon w sposób niezwykle bezpośredni, żeby nie powiedzieć bezpretensjonalny pokazuje słuchaczowi czym jest, bądź powinna być magia czarnej płyty. Poprzez ustawienie środka ciężkości w okolicach niższej średnicy nawet starsze, nieraz jazgotliwe i szorstkie nagrania (Roxette „Look Sharp!”) nabierają masy, przestają cykać i czarują pulsującym rytmem, barwą i fenomenalną, analogową krągłością. Jednak ucywilizowanie nie ogranicza się do ordynarnego obcięcia, osłabienia skrajów pasma, lecz na zwróceniu uwagi słuchacza na to, co w nagraniach z tamtych lat było najlepsze, mankamenty i techniczne niedoskonałości pozostawiając delikatnie w tle.
Z mojego, bądź jak kto woli męskiego punktu widzenia brzmienie Woodpeckera bliższe jest włoskim, milszym oku ideałom kobiecego piękna aniżeli anorektycznym kanonom lansowanym na paryskich wybiegach. Jest w nim zadziwiająco dużo soczystej, żywej tkanki otulającej solidny kościec podanej w nad wyraz atrakcyjnej i niepozostawiającej obojętnym formie. Ponętne krągłości wywołują zdrowy uśmiech i delikatnie przyspieszają tętno. Ten dźwięk jest radosny, ciepły i słoneczny niczym letni toskański poranek. Jest zarazem bogaty w smaku i dobrze zbudowany jak wyśmienite Primitivo Salento pełne głębokich śliwkowych nut i wybornej, łagodnej, dojrzałej wytrawności.
A teraz próba, na miarę moich skromnych możliwości, obiektywnego spojrzenia na bohatera niniejszego testu. W mojej prywatnej skali bezwzględnej, gdzie absolut dzierżą TechDASy Air Force One i Two z ramionami Thales Simplicity Feickert jest dopiero początkiem, jednym z pierwszych przystanków, pięter (na pewno nie stopni) w drodze na winylowy Olimp. Jednak podobny dystans, jaki dzieli Woodpeckera od szczytu dzieli go zarazem od konstrukcji za kilkaset, z okolic tysiąca, bądź dwóch, trzech, czy nawet pięciu tysięcy złotych. Decydując się na niego mamy pewność, że każdy, nawet najmniejszy szczegół został od początku do końca przemyślany i niczego, absolutnie niczego nie pozostawiono przypadkowi. Na tym pułapie nie może być miejsca na niedoróbki i ich po prostu nie ma. Zapomnijcie więc Państwo o bolączkach budżetowych konstrukcji, gdzie oszczędności dotykają obszarów kluczowych dla dźwięku a summa summarum najbardziej bolą końcowego odbiorcę. W Dzięciołku można za to mówić jedynie o działaniach rozpatrywanych w kategorii kompromisu, lecz kompromisu mającego za zadanie zaoferowanie produktu jednocześnie luksusowego, lecz osiągalnego dla jak najszerszego grona miłośników wysokiej jakości dźwięku.
Idealne proporcje i ponadczasowy design idą w Woodpeckerze w parze z angażującym, dynamicznym brzmieniem niepozwalającym na obojętność. Dodając do tego możliwość rozbudowy, upgrade’u poprzez zastąpienie startowego 9” ramienia którąś z „poważniejszych” 12-ek szanse na długoletni spokój ograniczając zmiany do pozostałych elementów toru audio wydają się całkiem realne.
Dla mnie osobiście siła Woodpeckera leży w jego muzykalności, w radości, z jaką prezentuje praktycznie każdy repertuar i którą dzieli się ze słuchaczami. Jeśli zatem zastanawiają się Państwo nad wyborem gramofonu dla własnej przyjemności proszę podczas odsłuchów nie pominąć najmniejszego Feickerta.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: RCM
Ceny:
– wkładka Dynavector DV – 20X2 H: 2 990 PLN
– ramię SME M2 – 9 R: 7 950 PLN
– gramofon Woodpecker 2013: 16 850 PLN
Gramofon bez ramienia, 1 silnik kolor aluminium: srebrny lub czarny, kolor wypełnienia czarny lub szary, maksymalna ilość ramion: 1
Opcje wykończenia
– dopłata za fornir naturalny: 1 250
– dopłata za fornir naturalny lakierowany na wysoki połysk, inne kolory na wysoki połysk: 2 950
– dopłata za opcjonalny talerz inercyjny talerz z wkładkami mosiężnymi (8 szt.): 1 950
Dane techniczne:
Woodpecker 2013
Wymiary: 480 mm x 380 mm x 140 mm
Armboard: 205 – 300 mm (dostosowany do ramion o efektywnej długości 9 – 12”)
Waga: 13,5 kg (plinta), 18 kg (bez ramienia)
Gwarancja: 2 lata (chassis i elektronika), 5 lat (łożysko)
Dynavector DV – 20X2 H
Napięcie wyjściowe XH: 2,8mV (1kHz, 5cm/s)
Napięcie wyjściowe XL: 0,3mV (1kHz, 5cm/s)
Separacja kanałów: 25 dB (1kHz)
Pasmo przenoszenia: 20 – 20 000 Hz (± 2dB)
Podatność: 12 x 10-6 cm/dyn
Nacisk: 1,8 – 2,2 g
Impedancja wewnętrzna XH: 150 Ω
Impedancja wewnętrzna XL: 5 Ω
Impedancja obciążenia XH: > 1kΩ
Impedancja obciążenia XL: > 30 Ω
Wspornik: aluminiowy
Igła: Micro Ridge
Masa wkładki: 9,2 g
SME M2-9R
Masa efektywna: 9,5 g
Zakres masy wkładki:
– z headshellem S2-R: do 38,0 g
– wkładka montowana bezpośrednio: do 46,0g
Maksymalny nacisk: 5,0 g
Max. błąd śledzenia: 0,013 º/mm
Rozstaw śrub mocujących wkładkę: 12,70 mm
Przesunięcie liniowe: 93,47 mm
Wysięg wkładki: 17,80 mm
Luz promieniowy (zakres ruchu) przeciwwagi: 79,00 º
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon 1sc
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
– Gramofon: dwusilnikowy Transrotor ZET 3 + 12″SME + Zyx R1000 Airy3 + 9″SME + Zyx R1000 Airy3 Mono + zasilacz Transrotor Konstant M-1 Reference
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Phasemation EA-1000; Octave Phono Module
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI 5; AVM A5.2; Roksan Oxygene
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; Raidho S-2.0
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Siltech Classic Anniversary 770i
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: GigaWatt PF-2 + przewód Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; KBL Sound Reference Power Distributor
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips; Acoustic Revive RAF-48H