Opinia 1
W ramach eksploracji obszarów już nie budżetowych, ale jeszcze nie high-endowych postanowiliśmy z Jackiem sprawdzić cóż też znani nam producenci audiofilskich specjałów przygotowali dla osób wymagających, ale jeszcze posiadających resztki zdrowego rozsądku. Nasz wybór padł na markę znaną, szanowaną a przede wszystkim słynącą z własnego, ciężko wypracowanego tzw. firmowego brzmienia, czyli duńskie Dynaudio. Ponadto zamiast rosłych i masywnych skrzyń godnych iście loftowych przestrzeni, wybraliśmy filigranowe podłogówki, idealnie pasujące do cieszących się największym powodzeniem na rynku nieruchomości mieszkać o powierzchni zbliżającej się ledwo do 40-50 metrów kwadratowych. Po prostu uznaliśmy, że choć recenzowanie ulokowanych w stratosferze cenowej, nieosiągalnych dla przerażającej większości populacji topowych modeli (patrz jubileuszowy zestaw Accuphase) sprawia nam niekłamaną przyjemność i czysto hedonistyczną rozkosz, to jednak warto od czasu do czasu posłuchać czegoś, co po pierwsze ma szansę na zadowalającą dystrybutora sprzedaż, gdyż i w tym momencie dochodzimy do … „a po drugie” cena nie wywołuje palpitacji serca. Tym oto sposobem trafiły do nas Dynaudio Exite X34.
Tytułowe, niewielkie podłogówki mają z pozoru wszystko, co gwarantuje im rynkowy sukces –w kartonach wchodzą do kompaktowego auta miejskiego, z wniesieniem poradzi sobie nawet drobna przedstawicielka płci pięknej, po wypakowaniu prezentują się zjawiskowo, a co najważniejsze wyposażone są w zgrabne aluminiowe nóżki nie tylko poprawiające stabilność, ale co najważniejsze nierysujące parkietu. W dodatku, jeśli tylko kogoś najdzie ochota na ich „zaudiofilizowanie” za pomocą dołączonego klucza można w okamgnieniu wysunąć schowane do tej pory kolce i zwiększyć konturowość dźwięku. Umieszczony na ściance tylnej wielkowymiarowy (jak na tak niewielkie konstrukcje) bassrefleks nawet przy głośnych odsłuchach pracował na tyle leniwie, że bez obaw można ustawiać Exite’y w odległości nawet 50 cm od ściany. Z mojego punktu widzenia na pochwałę zasługuje również sposób mocowania maskownic, ltóre utrzymują się na frontach jedynie za pomocą niewielkich magnesów, więc po ich zdjęciu na elegancki frontach nie ma nawet śladu.
Warto wspomnieć, że u podstaw powstania serii Excite leżały doświadczenia zdobyte przez Dynaudio podczas prac nad bezprzewodowymi modelami Xeo, a co bardziej fanatyczni wyznawcy duńskiej marki dopatrują się również elementów wspólnych z systemem audio, jaki trafił do Bugatti Veyron. Niezależnie jednak od rodzinnych konotacji i inspiracji X-y wyposażono w 27 mm powlekany, tekstylny tweeter zapewniający „jedwabistą gładkość wysokich częstotliwości” i woofery z cewkami nawijanymi aluminiowym drutem i membranami z MSP (Magnesium Silicate Polymer, czyli polimeru magnezowo-krzemianowego). Jak to zwykle u Duńczyków bywa terminale, choć solidne nie oszałamiają przepychem a co najważniejsze są pojedyncze, więc o bi-wiringu/ampingu można zapomnieć. Dostarczona do testów para pokryta była naturalnym fornirem orzechowym a w ofercie znajdują się jeszcze wersje z okleiną palisandrową, oraz w białym i czarnym lakierze satynowym.
Pierwsze wrażenie po wypakowaniu, podłączeniu i puszczeniu muzyki było lekko konsternujące. Choć barwa, klarowność i namacalność dźwięku wydawały się jak najbardziej OK., to jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Dźwięk był … mały, niby adekwatny do gabarytów kolumn, ale generalnie mały. Mając już doświadczenia z niewielkimi podłogówkami, przez dłuższy czas byłem zadowolonym posiadaczem Neatów Motive One, zdawałem sobie sprawę, że takie zachowanie nie jest normą. Pozostawiłem więc 34-ki samym sobie i zająłem się innymi obowiązkami. Po kilku godzinach sytuacja uległa zauważalnej poprawie, lecz i tak do bardziej krytycznych odsłuchów zasiadłem dopiero w momencie, gdy kolumny od momentu przybycia w moje skromne progi miały już na koncie blisko 70 h ciągłego grania. Po takiej akomodacji nie pozostało mi nic innego jak rozsiąść się wygodnie na kanapie z iPadem w dłoni i wziąć się do pracy.
W przeciwieństwie do stereotypowego brzmienia Dynaudio najnowsze Excite’y nie wykazywały nawet najmniejszych chęci do zaokrąglania i podbarwiania, nawet nie wspominając o spowolnieniu basu, który był zwarty, świetnie kontrolowany i zadziwiał wielobarwnością. Pulsująca hip-hopowymi rytmami ścieżka dźwiękowa z „Fast and Furious 6” wypadła całkiem przekonująco i niewielkie woofery dzielnie starały się dostarczyć odpowiednią ilość najniższych częstotliwości. Co prawda w moich 21 metrach trudno było osiągnąć zarówno dyskotekowe poziomy głośności, jak i znane ze zadecydowanie większych zestawów głośnikowych uczucie masowania trzewi, to jednak uznanie Dynaudio za konstrukcje mające problemy z mikro i makro dynamiką byłoby dla nich wielce krzywdzące. Warto pamiętać, iż fizykę dość trudno oszukać a ewentualne zabiegi stworzenia małych kolumn grających dużym dźwiękiem w większości przypadków kończą się sromotną klęską i karykaturalnym dźwiękiem. A tak testowane „Dynki” z łatwością wypełniały mój pokój czystym i nieskompresowanym dźwiękiem, lecz delikatnie dawały do zrozumienia, że do nagłośnienia „domówki” zorganizowanej przez rozbrykaną młodzież nadają się średnio.
O ile wielkie składy orkiestrowe, jak te znane z „Gladiatora”, czy „The Rock” potrafiły wprawić w 34-ki w lekkie zakłopotanie związane z dość bliskim usadowieniem muzyków, o tyle ograniczenie instrumentarium (Richard Galliano „Vivaldi”) całkowicie niwelowało wrażenie lekkiego ścisku. Co ważne, wspomniane zbliżenie do siebie dalszych planów nie miało wpływu ma szeroką i naturalnie zarysowaną scenę. Skoro już poruszyłem temat sceny, to z reporterskiego obowiązku wspomnę jeszcze, że kreowanie źródeł pozornych na wysokość było poprawne, aczkolwiek osobom przyzwyczajonym do wyższych zespołów głośnikowych przynajmniej na początku może towarzyszyć wrażenie, iż wydarzenia rozgrywające się na linii kolumn zostały „ujęte” mikrofonem zamocowanym nieco wyżej niż zwykle, przez co również punkt odsłuchowy względem muzyków powędrował o stopień, bądź dwa w górę.
W blues-rockowych nagraniach (The Hoochie Coochie Men „Danger White Men Dancing”, Ruthie Foster„Let It Burn”) przyjemne uprzywilejowanie średnicy potrafiło przykuć uwagę a uzupełniające całość skraje pasma zgrabnie akcentowały zarówno, jakże istotną w takim repertuarze, rytmikę, jak i z wyczuciem, oraz umiarem serwowały lśnienie blach.
Dynaudio Excite X34 wydają się być bardzo ciekawą propozycją dla osób dysponujących kameralnymi wnętrzami i poszukujących przepięknie wykonanych a przy tym łatwych do ustawienia kolumn podłogowych. Niewielkie gabaryty, angażujące i łatwo „wpadające w ucho” brzmienie dobrze rokują na przyszłość, byleby tylko nie zapomnieć o odpowiednio wydajnej prądowo amplifikacji.
Tekst i zdjęcia: Marcin Olszewski
Dystrybucja: Nautilus
Cena: 8 990 zł
Dane techniczne:
Głośniki: 2x145mm; 1x27mm
Skuteczność: 86dB
Moc maksymalna: >200 W
Impedancja: 8 Ohm
Pasmo przenoszenia: 37Hz – 23 kHz
Waga: 17 kg
Wymiary (S x W x G): 170 x 929 x 270 mm
Wymiary z nóżkami (S x W x G): 200 x 959 x 290 mm
Dostępne wykończenie: naturalna okleina Orzech lub Rosewood (Palisander); lakiery: Satin Black, Satin White
System wykorzystany w teście:
– CD/DAC: Ayon 1sc
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
– Wzmacniacze zintegrowane: Electrocompaniet ECI 5
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Harmonix CI-230 Mark-II; Harmonix HS101-Improved-S; Neyton Neurnberg NF
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Neyton Hamburg LS; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; GigaWatt LC-1mk2
– Listwa: GigaWatt PF-2 + kabel LC-2mk2; Amare Musica Silver Passive Power Station
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
Jak już wcześniej bywało, kolejny raz nadeszła chwila, tymczasowego zejścia na ziemię w reprodukcji dźwięku. Gdy Marcin oświadczył mi, że musimy przetestować coś dla przeciętnego Kowalskiego, pomyślałem- będzie ciężko. Nie dlatego, że jestem snobistycznie nastawiony do świata, tylko rzetelna ocena produktu ze zdecydowanie niższego pułapu cenowego, od słuchanego na co dzień, wymaga dłuższej akomodacji. Wszyscy wiemy, że przesiadka w dół, w pierwszych minutach obnaża same niedoskonałości słabszych konstrukcji, skrywając tym sposobem zalety, co jest bardzo krzywdzące. Do wspominanego zresetowania się, potrzebny jest czas i przesłuchanie sporej ilości płyt, dających budżetowemu urządzeniu, szansę pokazania swoich zalet. A, że staram się pisać obiektywnie, chcę oprócz uchwyconych niedoskonałości, znaleźć również mocne punkty. W ramach zejścia z chmur, na testy dotarła para EXCITE X34, znanej wielu melomanom duńskiej marki Dynaudio znajdującej się w dystrybucji krakowskiego Eter Audio.
Tak znamienitej manufaktury głośnikowo-kolumnowej nie trzeba przedstawiać i tylko z dziennikarskiego obowiązku skrobnę kilka zdań na temat ogólnego wyglądu i budowy dostarczonych paczek. Gdy dotarłem do Marcina po te kolumienki, tak – tak kolumienki, które w parze kosztują tyle, co jedna użyta w moim systemie sieciówka (a i tak Harmonix jest rozsądnie wycenioną marką), były już spakowane w niewielkie kartony. Proces wydobycia zawartości z pudeł transportowych, sprowokował pierwszą przemawiającą za bohaterami testu, przyjazną dla mego zdrowia myśl: choć raz się nie nadźwigam. To może wydawać się śmieszne, ale na półce Premium, którą preferujemy, urządzenie o masie mniejszej niż worek cementu, jest rzadkością. Konstruktorzy obrali chyba sobie za cel, połamać kręgosłupy recenzentom i prześcigają się wadze swoich wyrobów. Excite X34 to 94-ro centymetrowe prostopadłościany w pięknym półmatowym, perfekcyjnie położonym naturalnym, orzechowym fornirze. Na przedniej ściance usytuowano trzy głośniki: wysokotonowy z srebrnoszarym frontem i dwa średnio-niskotonowe, oprawione ramkami w tym samym kolorze. Wąska konstrukcja otrzymała poprawiające jej stabilność łapy z gumowymi ringami, z których specjalnym kluczem od góry możemy wkręcić kolce. Swoiste dwa w jednym- jak mamy parkiet, zostawiamy gumowe stopki, a jeśli zorganizowaliśmy sobie granity pod kolumny, wówczas wkręcamy kolce. Tył kolumny otrzymał spory otwór bassrefleksu i zagłębioną formatkę z pojedynczymi terminalami głośnikowymi. Kwarcowo srebrne wykończenia wokół głośników i przykręcanych do podstawy łap, znakomicie kolorystycznie współgrają z naturalną okleiną obudowy i ciemnoszarymi membranami głośników. Akceptacja drugiej połówki na występy tych konstrukcji w centralnym miejscu salonu, jest gwarantowana. Wypakowanie i ustawienie tych maleństw na docelowym testowym miejscu, przypomniało mi, że przeznaczony do zabawy w audio pokój, nie jest taki ciasny jak się wydawało, tylko wstawiam do niego wielgachne kolumny.
Oswajanie się z dźwiękiem „Dynek” zacząłem od pierwszej płyty, gdyż ważniejszym od standardowego rozegrania i dopasowania się systemu, wydawał mi się mój powrót na ziemię, a to trochę trwa. I nie była to tylko jakość grania, tylko sposób prezentacji. Siedząc w sweet spocie, zawsze mam wrażenie, że siedzę poniżej sceny z muzykami, patrząc na nich z dołu, a Excite X34 zaproponowały mi miejscówkę na balkonie. Oczywiście to pochodna ich wysokości i szybko można się przyzwyczaić. Przesłuchawszy obowiązkowe pozycje testowe, zacząłem rozumieć, a przynajmniej tak mi się wydaje, co miał na myśli konstruktor. Te „pudełeczka” dedykowane są raczej dla słuchaczy dysponującymi niedużymi pokoikami. Mój nie jest okazem gigantomanii, ale bez względu na położenie gałki „Volume”, nie udało mi się uzyskać zadowalającej ściany dźwięku, do jakiej jestem przyzwyczajony. Fizyki nie da się oszukać, a jeśli już, to kosztem wielu aspektów grania. Dlatego nie napinając się na poziomy koncertowe, wkładałem materiał pozwalający zaprezentować się kolumnom z jak najlepszej strony, przy normalnych poziomach głośności i jak się okazało, na tym polu miały wiele do powiedzenia. Kilkudniowa przygoda z produktem z Danii, była wyprawą w świat podporządkowany środkowi pasma akustycznego. Wszystko było na swoim miejscu, ale tak skrojone, żeby nie szkodzić nadrzędnemu zadaniu tej konstrukcji, jakim jest czytelny przekaz najbardziej słyszalnego przez człowieka zakresu częstotliwości. Reszta tzn. górny i dolny zakres pomagały tyle na ile pozwolił im konstruktor. Dół lekko zaokrąglony, ale niedudniący, jak trzeba było to pokazywał stopę perkusji. Góra natomiast idealnie wyważona, nie pozwalała zakłuć w uszy często spotykanymi w realizacjach sybilantami, unikając przy tym degradacji błysku przeszkadzajek. Dźwięk bez zbędnego prężenia muskułów, sączył się, pozwalając na chwilę wytchnienia po całodziennej walce z codziennymi przeciwnościami losu. Do weryfikacji wspomnianych aspektów posłużył mi oczywiście materiał jazzowy i w napędzie wylądowały takie krążki jak Bobo Stenson Trio -„Cantando”, czy Leszek Możdżer w swoim „Dream Teamie” z Danielsonem i Fresco – „Time”. Fortepian na obu krążkach był przedniej jakości, otrzymując w odpowiednich momentach wymaganą podstawę najniższych składowych, oczywiście nie zapominając przy tym, o naładowaniu w harmoniczne, energicznych uderzeń w klawisze przez naszego eksperta w tej dziedzinie – Pana Leszka. Ja uwielbiam takie granie i nie omieszkałem przesłuchać od dechy do dechy jego solowej interpretacji muzyki filmowej Jana Kaczmarka. Teoretycznie te pozycje pokazywały wszystko jak na dłoni, na co stać testowane maluchy, ale miałem jeszcze asa w rękawie i nakarmiłem CDka płytą pełną sybilantów, będących konsekwencją sposobu nagrywania materiału, często przeze mnie wykorzystywaną Panią Youn Sun Nach. Jak mogłem się spodziewać, wszystko podano strawnie i bez drażliwych dla uszu ”syków”. Wiedziałem już wszystko o zestrojeniu podłogówek w kwestii pasma akustycznego i należało się przyjrzeć prezentacji sceny. Mam kilka znanych na wskroś faworytów i jako testera wybrałem krążek „Membra Jesu Nostri” w realizacji The Purcell Quaret. To jest pozycja, która jeśli zagra, ciężko jest ją uciąć przyciskiem „Stop”. Tak też było i tym razem. Dostałem 65-cio minutowy popis wokalistyki sakralnej, na realnie odwzorowanej w szerz scenie. Śpiewacy i instrumentaliści, byli bezproblemowo zlokalizowani, tak jak porozrzucał ich realizator. Trochę brakowało swobody w gradacji planów i artyści z drugiego rzędu lekko sapali kolegom do uszu. Niemniej biorąc pod uwagę cenę Excite X34, nie było źle, z drugiej strony gdyby głębia dorównywała szerokości byłoby idealnie, co pociągnęłoby prawdopodobnie ten model o oczko wyżej w hierarchii cenowej. Niestety nie można mieć wszystkiego na tym szczeblu cennika i jakieś kompromisy trzeba zastosować, a ten wydaje się najmniej inwazyjny w odbiór całości. Wybierając repertuar do oceny miałem omijać wykonawców mających niewiele wspólnego z szeroko rozumianą produkcją audiofilską, ale koniec-końców, nieopatrznie wpadła mi w ręce płyta zespołu Yello zatytułowana „Touch”. Dla mnie to „rzeźnia” dźwiękowa, gdyż cała zawartość muzyczna, to elektroniczne wyżywanie się na bogu ducha winnym słuchaczu i na domiar złego z podciągniętymi do góry suwakami zakresu wysokotonowego. Ja cierpię przy tym materiale, ale jako ciekawostkę dodam, iż na corocznym warszawskim Audio Show, jest magnesem przyciągającym rzeszę tłumów. Chyba jestem już starym tetrykiem, albo młodość z ciężkim rockiem typu AC/DC, wyczerpała pokłady pochłaniania zbędnej ilości zniekształconych decybeli. Niemniej, co by nie mówić o tej realizacji, to mariaż Duńczyków z moim systemem, pozwolił na w miarę komfortowe przesłuchanie kilku utworów. Trochę zaciekawiony przyczynami takiego obrotu sprawy, powróciłem myślami do wcześniejszych krążków i z miejsca mnie olśniło. Przez cały czas miałem leki niedosyt otwartości grania, jakby brak oddechu w muzyce. Czułem taką lekka woalkę na przekazie, nie żeby gasiła bezlitośnie dźwięk, tylko nie pozwalała mu za bardzo błyszczeć. Analiza całości przesłuchanego materiału potwierdziła tylko celowe zabiegi inżynierów, jakimi jest komfortowo, bez zbędnej wyczynowości, przetworzyć sygnał płynący z systemu odsłuchowego na spektakl muzyczny. Nadmiernie „nadmuchana” aura górnego pasma, zaburzyłaby jego spójność i jeśli nie będziemy skupiać się na analizie poszczególnych składowych, takie działanie pozostanie prawie niezauważalne. Nawet ja po oswojeniu się z takim graniem, ów zabieg uchwyciłem dopiero na wspomnianym „kilerze dla uszu” i za to należą się brawa.
Ten powrót na ziemię, był dla mnie bardzo pouczający, gdyż przyzwyczajony do ekstremum dźwiękowego, myślałem, że poziomy około budżetowe nie mają nic ciekawego do zaproponowania. Tymczasem, te kilka dni spędzone z kolumnami marki Dynaudio, reprezentowanymi przez model Excite X34, to pasmo pozytywnych zaskoczeń. Oczywiście, trzeba zrozumieć pewne ograniczenia, będące konsekwencją ceny finalnej i jeśli umiemy zdystansować się do ułomności niektórych aspektów, możemy czerpać przyjemność z muzyki pełnymi garściami. Jeśli ktoś szuka przyjemnie grających, pozbawionych zbędnej wyczynowości kolumn, powinien spróbować tego sposobu na uprzyjemnianie życia w domowym zaciszu.
Jacek Pazio.
System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
– lampowa końcówka mocy: PAT – 777
Kolumny: Bravo Consequence+
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: Rogoz Audio
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MKII
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM „THERIAA”