1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Furutech FP-SWS-D Box R/NCF

Furutech FP-SWS-D Box R/NCF

Opinia 1

Choć tytułowy terminal zasilający o jakże elektryzującej i działającej na zmysły nazwie FP-SWS-D Box R od dawna jest na rynku a tuż za miedzą czai się jego najnowsza wersja, w której gniazda rodowane zastąpiono odpowiednikami wykonanymi w technologii NCF teoretycznie powinniśmy albo odgrzewać stary kotlet, albo ze stoickim spokojem czekać na pachnącą fabryką świeżynkę. Traf jednak chciał, że dzięki uprzejmości zarówno samego producenta, jak i operatywności polskiego dystrybutora – katowickiego RCM-u, dotarł do nas testowo – ptototypowy egzemplarz posiadający oba typy gniazd. Jeśli w tym momencie zastanawiają się po co komu taka dziwaczna hybryda to na potrzeby niniejszego, jak i jemu podobnych testów uważam, że Japończycy powinni wraz z boxem dołączać również zaczerpniętą z polskiej klasyki komedii parafrazę: „To jest box na miarę naszych możliwości. My tym boxem otwieramy oczy niedowiarkom! Mówimy: to jest nasz box, przez nas zrobiony, i to nie jest nasze ostatnie słowo!”. Piszę to całkowicie na serio a żartobliwy cytat został użyty jako wręcz idealnie pasujący do zaistniałej sytuacji, gdyż w tym wypadku usłyszeć znaczy uwierzyć a mając w jednej obudowie „stare”  – standardowe gniazdo i jego nowszą wersję wystarczy się przepiąć i wszystko powinno być jasne. Z resztą ekipa Furutecha najwidoczniej uwielbia takie bratobójcze pojedynki, gdyż zaledwie rok temu uznała, że dobrze byłoby pokazać, co tak naprawdę znaczy i ile do dźwięku wnosi sama konfekcja zamieniając na jednym z moich dyżurnych  FP-3TS762 standardowe wtyki FI-28R / FI-E38R na przewyższające wartość samego przewodu FP-3TS762 / Fi-50 NCF. Z rezultatu tych działań zdążyłem się już wyspowiadać, więc tym razem powtarzać się nie będę  i jedynie zaproszę do lektury kilku uwag o tym, co technologia NCF ma do zaoferowania w segmencie gniazd zasilających.

Opis zarówno wrażeń organoleptycznych, jak i zawiłości technologicznych tym razem nie będzie zbyt rozwlekły, ale uznałem, że na kilka niuansów warto zwrócić uwagę. Jak widać,  przynajmniej mam taką cichą nadzieję, na załączonych zdjęciach iż dostarczona na testy wersja D Boxa różni się i to w dodatku na korzyć od ogólnodostępnej. Pierwsze co przyciąga uwagę to poprawienie walorów wizualnych aluminiowego korpusu poprzez dodanie na górnej płaszczyźnie roboczej eleganckiej ramki wykonanej ze stopu aluminium pokrytego karbonem. Patrząc na ten aspekt od strony obecnego portfolio Furutecha można domniemywać iż po prostu wykorzystano nie tylko „wsad” świetnego, podwójnego gniazda FT-SWS-D (R), w którym jeden terminal przyłączeniowy zastąpiono wersją NCF, lecz również jego przepiękny szyld. Sam terminal jest oczywiście wyposażony w pasywny filtr wykorzystujący autorską ”Formułę GC-303″, redukującą fale elektromagnetyczne generowane wewnątrz obudowy.
Dla osób chcących potraktować temat jeszcze poważniej i do minimum zredukować ilość zbędnych połączeń przewidziano również wersję przeznaczoną do montażu natynkowego – pozbawioną zasilającego gniazda IEC i przystosowaną do założenia na „gołym” przewodzie. Nosi ono symbol FP-SWS-D WallBox R i jest przy okazji nieco tańsze. Można też po prostu pójść na całość i po prostu założyć topowe gniazdo podtynkowe FT-SWS(R) NCF.

Przechodząc do części poświęconej walorom brzmieniowym tytułowego ustrojstwa warto mieć na uwadze, że nie startujemy z poziomu zero, czyli bardzo często wręcz podeweloperskiej spuścizny w postaci zwykłego, ordynarnego hipermarketowego gniazdka, lecz do niedawna topowego Furutech FT-SWS(R). Z premedytacją piszę „do niedawna”, gdyż obecna wersja posiada już zaimplementowaną technologię NCF, czym moje pochwalić się nie może.  Jednak nie wchodząc bardziej w szczegóły warto mieć po prostu świadomość z jakiego pułapu startujemy i tyle. Niby drobiazg a już na tym etapie dokonuje się samoistnej eliminacji tych, którzy po prostu nie wierząc, bo jeśli również nie słysząc, to wizyta u laryngologa wydaje się koniecznością, klikają krzyżyk zamykający stronę i pozostałą część naszych czytelników, którzy nawet jeśli do tej pory nie słyszeli, to z dużą doza prawdopodobieństwa, by ten stan możliwie szybko zmienić poczynią stosowne kroki. Jednak ad rem. Od wspomnianego gniazda ściennego do tytułowego Boxa biegł zakonfekcjonowany wtykami Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R) przewód Furutech FP-3TS762 a dalej już to co w stopce.
W ramach rozgrzewki zamiast audiofilskich usypiaczy sięgnąłem po „Edge Of Thorns” Savatage, gdzie melodyjny metal przeplata się z lirycznymi balladami w starym, bądź co bądź album ma prawie 25 lat, dobrym stylu. Zdając sobie sprawę z dość mało referencyjnej jakości materiału źródłowego skupiałem się jednak nie na jakości jako takiej, lecz zdolności, umiejętności w oddaniu, klimatu, nastroju i przede wszystkim dynamiki zapisanych na tym krążku. Nie wiem jak to wygląda u Państwa, ale ostatnimi czasy zaobserwowałem u siebie pewne reakcje alergiczne na coś, co powszechnie i potocznie określane jest mianem „mulenia”, czyli utraty drajwu i motoryki, zwolnienie tempa a czasem również rozmazaniem, rozmyciem konturów. Nie muszę zatem dodawać, że tego typu materiał wydaje się być do weryfikacji ewentualnych zmian o opisanym powyżej charakterze całkiem przydatny. Dlatego też dla uwiarygodnienia wyników oprócz powyższego starocia wykorzystałem o niebo lepiej zrealizowany i dostępny również w postaci plików 24 bit/96 kHz „House of Gold & Bones Part 1” Stone Sour. Pierwsze odsłuchy prowadzone na gnieździe „zwykłym” nie przyniosły znaczących różnic ponad to, czego można było spodziewać się po wpływie samego przewodu i zdublowaniu ilości gniazdek, które również co nieco do poprawy walorów sonicznych poprzez wrodzoną swobodę i naprawdę świetną dynamikę wnoszą.
Przepięcie się na NCFa w pierwszej chwili wywołało moją delikatną konsternację, gdyż na pierwszy rzut ucha przekaz uległ delikatnemu, ale jednak zauważalnemu przyciemnieniu. Jednak po chwili akomodacji ocenę zmian zmuszony byłem zredefiniować. Przede wszystkim wstępnie określone mianem przyciemnienia zjawisko objawiało się teoretycznie oczywistym zmniejszeniem nieczytelnego obszaru w górze pasma, jednak sam proces odbył się nie poprzez obcięcie, wygaszenie najwyższych składowych, lecz poprzez wyciągnięcie ze „świateł” niedostrzegalnych wcześniej detali. W rezultacie słychać było de facto więcej a jedynie strefa nieczytelności uległa zawężeniu. Może na „papierze” nie wygląda to zbyt logicznie a wręcz może sprawić wrażenie mocno zagmatwanego, ale tak właśnie było. Fotograficzną analogią powyższego zjawiska jest różnica pomiędzy zdjęciem (prawidłowo) wykonanym/wywołanym w technice high key a po prostu prześwietlonym. Prześwietlone będzie na pewno jaśniejsze, lecz widać na nim będzie mniej aniżeli na high key’owym.
Podobnie sprawy mają się z przeciwległym skrajem pasma. Graniczna linia poniżej której bas jest li tylko bezkształtna, ale wręcz bardziej odczuwalnym aniżeli słyszalnym zjawiskiem została przesunięta o całkiem ładny „kawałek w dół”. Czyli znów szukając fotograficznych analogii obcujemy z techniką low key a nie ze zwykłym niedoświetleniem. W dodatku i jest to raczej celowy zabieg konstruktorów a nie efekt przypadku, pozbywamy się zwyczajowej granulacji, szumu w których giną detale, niuanse, kontury.
Słyszymy zatem więcej tam gdzie do tej pory wydawało się, że nie ma niczego oprócz czarnej otchłani. Szalenie zyskują na tym nagrania w stylu morderczego dla większości systemów „BBNG2” BadBadNotGood, czy „Mondo Head” Kodō.
I jeszcze jeden, mający niebagatelny wpływ na globalny charakter zaobserwowanych zmian szczegół. Chodzi mianowicie o przestrzeń, jednak nie o sposób jej kreowania, bo to pozostaje bez zmian a tzw. głębokość sceny. Niby poprawienie czytelności i zwiększenie ilości elementów widocznych, rozpoznawalnych w dalszych planach wydaje się być oczywiste przy wspomnianej ewolucji skrajów pasma, ale moim zdaniem warto opisać to osobnym zdaniem. Ot dla pewności, żeby przypadkiem nie umknęło, bo gdy usiądziemy wreszcie wieczorem i wsłuchamy się w nasze ulubione nagrania nagle okaże się, że dystans dzielący ostatni rząd muzyków od ściany jest nieco większy niż dotychczas, dzięki czemu dźwięki wygasają odrobinę dłużej, płynniej, bardziej naturalnie.

Na pytanie kiedy tytułowy FP-SWS-D Box w pełnej wersji NCF trafi na sklepowe półki niestety nie znam odpowiedzi. Jednak jeśli nie chcecie Państwo czekać, na początek i praktycznie „na już” proponuję inwestycję w choćby jedno podtynkowe gniazdo FT-SDS(R) NCF, co niejako powinno już na starcie ustawić kierunek dalszych zmian w zasilaniu Waszych drogocennych systemów. Może zmiany nie będą aż tak spektakularne, żeby zacytować Neila Armstronga („To mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości”), lecz na pewno nie tylko je usłyszymy, ale zapragniemy więcej.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-1sx
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Abyssound ASV-1000
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; Einstein The Amp Ultimate
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; DoAcoustics 202
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
–  Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinia 2

Jeśli umknęło to Waszej uwadze, chciałbym przypomnieć, iż od jakiegoś czasu wespół z Marcinem staliśmy się pewnego rodzaju beta-testerami znanego na całym świecie japońskiego koncernu kablarskiego. Nie wierzycie? Weryfikacja jest prosta. Nie będę zbyt daleko sięgał pamięcią, gdyż wystarczy rzut okiem na aktualną ofertę polskiego dystrybutora i gdy spojrzycie na najnowsze wcielenie topowego kabla sieciowego POWER FLUX w odmianie NCF, którego nie było jeszcze w ofercie podczas wystawy w Monachium, mogę zdradzić Wam, iż my testowaliśmy go już wczesną wiosną. Powiem więcej, nie było go nawet w rozdawanych na wspomnianej imprezie folderach reklamowych, o opiniach w światowych periodykach nie wspominając. Jak to się stało? Tak prawdę mówiąc nie mam najmniejszego pojęcia co zaważyło na takiej decyzji. Może siła perswazji naszego dystrybutora, może unikanie wystawiania w dłuższym terminie rozliczeniowym często szkodzących laurek, a może najnormalniej w świecie fakt sporej ilości recenzji sprzętu z najwyższej półki. Nie wiem, zdecydujcie sami. Ale wystarczy autopromocji, przechodzimy do konkretów, czyli porównania dwóch wersji topowego gniazdka przywołanej przed momentem marki w dotychczas dostępnej wersji FT-SDS(R) z jego najnowszym niebędącym jeszcze w ofercie wcieleniem FT-SDS(R) NCF. Oczywistą sprawą jest, iż całe przedsięwzięcie odbyło się dzięki katowickiemu RCM-owi, który specjalnie do tego celu przygotował dwu-gniazdkowy moduł FP-SWS-D Box.

Jak widać na załączonych fotografiach, użyty dla celów porównawczych, będący pewnego rodzaju rozgałęziaczem, wykonany z aluminium box szalenie ułatwia procedurę testową, gdyż każdorazowa wymiana gniazdka w ścianie wiązałaby się z dużym obciążeniem procesu oceny w domenie pamięciowej, a tak jednym szybkim ruchem przeskakujemy do znajdującego się obok sparingpartnera i dosłownie po kilkunastu sekundach siadamy do porównania. Jakich dokładnie zmian konstrukcyjnych dokonano w zaproponowanym do oceny gniazdku, na chwilę obecną mogę się tylko domyślać, ale z pewnością idąc za tendencją wdrażania do produkcji swoich produktów Nano-technologii, literka „N” zdaje się zdradzać ów trend. Nie deliberując zbytnio powiem tak, po odkręceniu górnego szyldu, gołym okiem wszystko wydaje się być podobne, a rzekłbym nawet identyczne, jednak weryfikacja nauszna stanowczo przeczy takiej teorii. To czym różnią się obie propozycje? Z pewnością walorami sonicznymi, które we w miarę przystępny sposób postaram się wyłożyć w poniższym tekście.

Ocenę spraw około-dźwiękowych rozpocznę od wizyty z naszymi bohaterami w warszawskim klubie KAIM. Co prawda raczej unikam nakłaniania klubowiczów do weryfikacji tak awanturogennych, jak gniazdka sieciowe komponentów, ale tym razem nie miałem nic z elektroniki. To była tylko awaryjna propozycja i gdzieś w duchu nie sądziłem, że temat mówiąc kolokwialnie zaskoczy, a tym bardziej, że spowoduje powstanie dwóch mających odmienne zdanie obozów. Ale nie różniliśmy się na zasadzie słyszę – nie słyszę, gdyż ów fakt zmian był może nie diametralnie zmieniający sygnaturę systemu, ale oczywisty. Wnioski? Występujące jeszcze jako flagowe w cenniku gniazdko rodowane zdecydowanie lepiej radziło sobie w skrajach pasma, gdy tymczasem jego następca stawiał na zwiększenie energii nieco masywniejszego, ale przy tym zdecydowanie bardziej rozdzielczego środka, porządkując tym sposobem oferowany w tym zakresie pakiet informacji. To wiązało się z odczuciem lekkiej temperacji iskry w blachach perkusji, ale zwolennicy nie odbierali tego jako degradację, tylko usunięcie pewnych zniekształceń. Ważnym aspektem takiego postawienia sprawy było budowanie tylnych planów. Scena mimo, że wydawała się mniej doświetlona, nagle dostawała więcej oddechu, a to sprawiało iż wyraźnie nabierała rozmachu w wektorze głębokości, co zawsze jest bardzo pożądane. I chyba taki obrót spraw spowodował, że oba obozy chwaląc gniazdo NCF za wspomniane dociążenie przekazu i łącząc się we wnioskach sugerowały, iż konsolidacja obu cech, byliby ukontentowaniem całej rzeszy melomanów bez względu na potrzeby ich zestawień. I na tym mógłbym zakończyć tę wyjazdową wizytę Japończyków, gdyby nie obowiązkowa wizyta u mnie. Przywołując tę część testu muszę zdradzić, iż do klubu pojechałem z pełną wiedzą o różnicach pomiędzy obydwoma gniazdkami. I gdy bardzo często zdarza się, że moje podejście testowe ma się nijak do KAIM-owego, to ten ostatni epizod całkowicie potwierdzał się w obu konfiguracjach sprzętowych, czyli stawianie na informacje w środku pasma przez nowy produkt. To zaś nausznie potwierdziło mi, że bez względu na pułap cenowy podłączanych urządzeń zmiany szły w tym samym, nawet z punktu widzenia klubowych oponentów dobrym kierunku, co w naszym świecie zdarza się niezwykle rzadko. Fakt, na pierwszy rzut ucha możemy odczuć cofnięcie się górnego zakresu, ale ilość dodatkowych informacji na średnicy powoduje, że mimo przygaszenia światła na scenie dzieje się na niej zdecydowanie więcej. Nie wiem, czy słuchaliście u siebie najnowszych interkonektów HIRIJI. Jeśli tak, to wiecie co mam na myśli. Jeśli jednak nie, to w prostych słowach powiedziałbym: „Dociążamy ale i otwieramy środek, w pierwszym momencie powodując odczucie mniejszego blasku górnego zakresu, co po upływie kilku płyt dla wielu okazuje się być bardzo pożądanym, bo zmniejszającym zniekształcenia efektem sonicznym. Oczywiście całość zmian należy przefiltrować przez sito zdecydowanie mniejszych skutków niż wymiana elektroniki, ale sama tendencja jest identyczna. Jak to wypada w codziennym użytkowaniu? Prawdopodobnie się zdziwicie. Najczęściej  dostajemy coś kosztem czegoś, gdy tymczasem w przypadku testowanego gniazda sprawa naprawdę rozbija się o eliminację brudów w górnych rejestrach, nic poza tym. Jeśli nie wierzycie, sprawdźcie dzisiejszego bohatera na nagraniach z lekką mgłą bez udziału pracujących w górze blach, a przekonacie się, że nagle woalka na średnicy zniknie i artysta postara się nie razić Was już więcej męczącymi sybilantami. Jasne, zawsze może zdarzyć się odczuwalna utrata w obydwu zakresach, ale po przywołanych w teście następujących po sobie dzień po dniu odsłonach raczej zwalałbym to na kark dużej ułomności danej układanki, a nie szkodliwości produktu oznaczonego symbolem NCF.

Na tym zakończę opis mojej przygody z kolejnym, stosunkowo niedawno wprowadzonym do oferty produktem Furutecha. Wszystkich posiadających już poprzedni wyrób wspomnianej marki nie będę namawiał do natychmiastowej wymiany całego „ogniazdkowania”, ale nawet dla spokoju ducha choć jedno powinniście sobie sprawić. Nie sądzę, żebyście coś na tym stracili, a może okazać się to strzałem w dziesiątkę. Jeśli jednak jesteście w trakcie decyzji o inwestycji sieciowej, warto spróbować obu opcji, a nie zdziwię się, gdy właśnie najnowszy japoński wyrób pchnie posiadaną wydawałoby się wręcz idealnie zestawioną układankę audio na nowe dźwiękowe tory. Kto wie?

Jacek Pazio

Dystrybucja: RCM
Ceny:
FT-SWS(R) NCF: 860 PLN
FP-SWS-D Box R: 2 145 PLN
FP-SWS-D WallBox R: 1 830 PLN
FP-SWS-D Box (R)NCF: w momencie publikacji jeszcze nieznana

System wykorzystywany w teście:
– Odtwarzacz CD: Reimyo CDT – 777 + Reimyo DAP – 999 EX Limited
– Przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– Końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny:  TRENNER & FRIEDL “ISIS”
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Hiriji „Milion”
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix Beauty Tone Milion Maestro, Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Pobierz jako PDF