Kiedy wydawało się, że po covidowym Armagedonie wszystko wychodzi na prostą jakiś czas temu audiofilsko zorientowany świat zmroziła informacja, że to, co niejako odmierzało kolejne lata rozwoju rynku i co stanowiło swoistą Mekkę złotouchej braci właśnie przechodzi do historii. Mówiąc może nie wprost, lecz z wrodzoną pokrętnością, do której mam nadzieje zdążyliście się Państwo przyzwyczaić, po „Ostatnim tangu w Paryżu” przyszła pora na ostatni maraton po monachijskim High Endzie, co wcale nie oznacza, że niniejsza relacja będzie naszą ostatnią z tytułowej, bądź co bądź cyklicznej imprezy a jedynie fakt, iż stojący za nią organizatorzy (HIGH END SOCIETY Service GmbH) przenoszą ją od przyszłego roku do … Wiednia. Nowe lokum, nowe rozdanie? Nie wykluczam, jednak kilkanaście lat w halach MOC zdążyło odcisnąć na nas odpowiednie piętno, więc trudno się dziwić, że w ramach kuluarowych rozmów nie raz i nie dwa przewijał się wątek niepewności, co do nadchodzącej przyszłości. No bo w końcu na Lilienthalallee 40 rokrocznie wszyscy w okolicach półmetka maja czuliśmy się niemalże jak w domu i do większości sal chodziliśmy praktycznie na pamięć. Ba, nawet zarzuty dotyczące wtórności, czy też przemożnego poczucia déjà vu nagle okazywały się jedynie potwierdzeniem przywiązania do czegoś, co skoro się sprawdzało we wszystkim odpowiadającej formie powinno trwać wiecznie. Jak się jednak okazało ów constans wcale stałą, za jaką zwykł być uznawany, nie był. Dlatego też choć znacząca część wystawców/producentów/dystrybutorów potraktowała tegoroczny High End na 100% poważnie wychodząc z założenia, że jak grać to do końca świata i o jeden dzień dłużej, to dało się również zauważyć przypadki, które w Monachium bądź to pojawiły się z li tylko przyzwyczajenia, bądź wręcz z musu. Jakby ktoś im kazał, albo sami czuli w kościach, że wycofanie się z ostatniej edycji targów utrudni im zdobycie miejscówki w Wiedniu, więc po prostu przyjechali, by metaforycznie odbić kartę i jakoś przetrwać czterodniowe oblężenie. A jak „monachijska stypa” wyglądała z naszego punktu widzenia? Cóż, po prostu wyszliśmy z założenia, że skoro pojawialiśmy się na poprzednich edycjach, to i na tą warto się udać i wraz z resztą uczestników metaforycznie „zgasić światło”. Dlatego też absolutnie nic nie musząc a jedynie chcąc wrzuciliśmy na totalny luz i przechadzając się wystawowymi korytarzami zaglądaliśmy jedynie tam, gdzie coś za oko, bądź ucho nas złapało, konsekwentnie omijając te przybytki, gdzie dopchnąć się było nie sposób, gospodarze postawili na estetykę w stylu „Dine in the Dark”, bądź też tlenu starczało z ledwością dla samej obsługi. Ponadto zamiast chronologicznej dokumentacji zbieżnej tak z marszrutą, jak i osią czasu tym razem pozwoliłem sobie na autorski kolaż spięty jedynie luźnymi skojarzeniami i pewnymi niuansami stanowiącymi wspólny mianownik opisów kolejnych pomieszczeń. Niejako z czystko kronikarskiego obowiązku pragnę również przypomnieć, iż uczestnictwo w tego typu imprezach niejako z założenia wyklucza możność miarodajnej oceny zupełnie przypadkowych zestawów i reprodukowanego przez nie w danym momencie repertuaru a tym samym, jak sama jeśli nie nazwa, to na pewno natura i charakter targów/wystawy wskazuje służy ona w głównej mierze li tylko do oglądania a nie słuchania. Dlatego też jeśli tylko wyzbyliście się Państwo nazbyt wygórowanych oczekiwań i podświadomych obciążeń dotyczących naszych czysto subiektywnych obserwacji serdecznie zapraszam na pierwszą część naszej foto-relacji z (podobno) ostatniego monachijskiego High Endu.
Na pierwszy ogień poszedł dość niezobowiązujący, przynajmniej na tle następców, system Lumina z T3X, dopiero co przez nas recenzowanym L2 i firmowym AMP-em napędzającym Wilson Benesch Horizon wspomagane potężnym cylindrycznym IGx-em. Jednak główny powód ich obecności w MOC-u i przesiadka z kartonowej budki do normalnego pokoju prezentowany był na osobnym standzie. Mowa oczywiście o topowym transporcie U2X wyposażonym w zewnętrzne, liniowe zasilanie, we/wyjściowe terminale zegarowe i najnowsze układy separujące USB i umożliwiający m.in. komunikację z L2-ką tak po popularnej skrętce, jak i po SFP mini switch.
Przejście do sąsiedniego pokoju zajmowanego przez przedstawicieli Tune Audio, Trafomatic Audio, Rocknę, Audiobyte, Wood Yard i Skogrand Cables w pierwszej chwili wydawało się przebitką z lat minionych, lecz już niemalże od progu słychać było, że zmiana okablowania z dotychczas używanych Signal Projectsów na charakterystycznie (bizantyjsko?) zdobiony zestaw Skogranda zauważalnie otworzyła dźwięk i uwolniła drzemiące w nim pokłady rozdzielczości. Niby sznyt grania tub z lampą pozostał, jednak nieco inaczej zostały rozłożone akcenty, przez co trudno było mówić o klasycznej powtórce z rozrywki.
Kolejne dwa przystanki zawdzięczałem Timo z Engström-a, który w tym roku postawił na kooperację m.in. z kolumnami Kroma Atelier i prezentując swoją integrę ARNE z monitorami Leonorę a dzielony system (M-Phono / MONICA / ERIC Encore) z kruczoczarnymi podłogówkami Callas.
Wprawne oko z pewnością wyłapie ARNE również w pokoju prasowym Martena (z Parker Quintet Diamond Edition), który (Marten, nie pokój) w tym roku postanowił zaszaleć i w Monachium pojawił się nie z jedną a dwiema premierami. Otóż w głównym systemie z topową „dzielonką” Audii Flight grały oliwkowo-zielone Coltrane’y Quintet Extreme a w przedsionku i nieopodal części biznesowej za oko łapały na razie „nieme” flagowce – Coltrane Supreme Extreme.
Bliźniaczej amplifikacji z serii Strumento użyli również sami Włosi do napędzenia podłogówek Mingus Septet Statement Edition.
Z kolei w Innuosie, czyli u specjalistów do grania z plików w towarzystwie topowego źródła Nazaré i wzmocnienia ze stajni Gryphona pojawiły się Coltrane’y Quintet SE.
Jakby komuś było mało szwedzkiej myśli technicznej to również w Esotericu można było posłuchać modelu Mingus Quintet 2 Statement Edition.
Kontynuując eksplorację skandynawskich specjałów na liście dań nie mogło zabraknąć duńskiego Vitus-a, który w tym roku postawił na (wielce udaną) kooperację z lokalnym, stricte high-endowym graczem, czyli Göbel-em, dzięki czemu w ich pokoju można było usłyszeć co potrafią napędzane A-klasowymi monoblokami SM-025 majestatyczne Divin Noblesse.
Co ciekawe sam Göbel z wrodzonej skromności, a może perfidii, przynajmniej w MOC-u „wystawił” się nad wyraz skromnie przywożąc niemalże monitorowe Divin Comtesse współpracujące włoską z elektroniką Riviera Audio Labs i zgodnie z wieloletnią tradycją analogowym źródłem Kronosa.
Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że owa skromność i oszczędność formy wynikała z lenistwa, bądź zwykłej chęci „odbębnienia” ostatniej edycji wystawy, albowiem chodziło jedynie o świadome rozbudzanie apetytu za sprawą bądź co bądź i tak będącej co najwyżej w sferze marzeń większości złotouchej braci przystawki. Na danie główne trzeba było zaczekać do zakończenia czwartkowych godzin otwarcia wystawy, by posiadając stoswne zaproszenie udać się do znajdującej się raptem trzy kwadranse jazdy autobusem z MOC-a kwatery głównej Göbel High End. A tam … czekały na nas dwa dopieszczone do granic przyzwoitości, a może nawet poza nie, systemy – główny z monstrualnymi Divin Majestic, wspomaganymi dodatkowo odzywającymi się dopiero poniżej 40 Hz modułami basowymi, oraz drugi – dla „zwykłych” ludzi z Divin Comtesse.
Wracając do ww. flagowców, to stały one w dedykowanej odsłuchom 115 metrowej, o wysokości 3m, zaadaptowanej akustycznie sali i współpracowały ze stereofoniczną końcówką mocy Vitus MP-S201. Efekt? Cóż, większość nader licznie przybyłych na zaproszenie Oliviera gości uznała, że nawet gdyby wizyta w Landshut miała być jedynym powodem do pofatygowania się do Niemiec przez nieraz pół świata, to i tak byłoby warto. Krótko mówiąc śmiało można uznać, że był to dźwięk tegorocznego (i nie tylko) High Endu.
Skoro o duńskich kooperacjach mowa, to nie sposób pominąć obecności Vitus Audio w powołanym niedawno do życia „tworze”, czyli Danish Audio Excelence, gdzie elektronikę zapewnił właśnie Vitus (SD-025 MKII, SL-103MkI, SM-101 MkII), kolumny sygnował SV-Audio (Storgaard & Vestskov) a o okablowanie #X zadbał ZenSati. W „dużym” systemie zadebiutowały pomarańczowe dzielone podłogówki MENJA z aktywnymi modułami basowymi. Za to w „budce” na open space można było posłuchać monitorów Frida z „fabrycznymi” monoblokami wespół z okablowaniem ZenSati z linii sILENzIO.
Dziwnym zbiegiem okoliczności takie samo okablowanie można wylądowało w systemie, w którym grały przepiękne Lorenzo Audio Labs LM1 MK2.
Diametralnie zmieniając estetykę, lecz nadal pozostając w strefie wpływów Vitusów nie sposób było w tym roku pominąć prezentacji YG Acoustics.
Amerykańskie „aluminiaki”, tym razem w zielonym metaliku stanowiły ozdobę jubileuszowego systemu Luxmana z łapiącym za oko wzmacniaczem zintegrowanym L-509Z Black Edition CENTENNIAL.
Z kolei duńskie diabły, czyli Peak Consult El Diablo można było posłuchać w trzech konfiguracjach – z elektroniką Chorda, CH Precission i Trilogy.
Kolejnym wspólnym mianownikiem mojej marszruty okazały się rodzime gramofony J.Sikora, które pojawiły się w kilku, wielce intrygujących systemach. Pierwszym był set z potężnymi EgglestonWorks Andra 5, gdzie w towarzystwie elektroniki EMM Labs / Meitner „kręciły się” Standard Max Supreme oraz Aspire.
Kolejny Aspire pełnił rolę jednego ze źródeł w systemie z kolumnami AudioSolutions Figaro M2 i Virtuoso L, lampową elektroniką Qualiton oraz okablowaniem Esprit Audio i stolikiem, akcesoriami antywibracyjnymi Neohighend. I tu od razu wystawowy news, bowiem praktycznie od teraz kolumny AudioSolutions oprócz firmowych kolców można opcjonalnie doposażyć w stopy antywibracyjne IsoAcoustics Gaia, Solid Tech Feet of Balance oraz NEO Ceradisc.
Za to Reference SE zagościł w systemie Kharmy, gdzie do słuchaczy wdzięczyły się zmysłowo wcięte w talii Enigmy Veyron .
Elektronika Pilium w tym roku, podobnie jak w zeszłym, napędzała Magico S2 w firmowym systemie Amerykanów.
A S5-ek można było usłyszeć w Wadax-ie.
Za to okablowany Esprit-ami, dzielony system Karana pokazywał, co da się wycisnąć z premierowych Espritow Lisa.
Najwidoczniej w tym roku Furutech uznał, że gwiazdkę warto zorganizować w połowie maja, gdyż do Monachium przywiózł jeszcze pachnące nowością topowe przewody głośnikowe Project V1-S, zasilający Origin Power-NCF i listwę zasilającą e-TP609 NCF.
W Gryphonie chyba uznano, że w Monachium wystarczy się pojawić i tak też zrobili przywożąc dość skromny, przynajmniej na tle zeszłorocznego zestaw.
Za to Gauder Akustik pojechał po przysłowiowej bandzie i premierowo zaprezentował najnowsze flagowce, czyli Berliny RC15, które zasilały w … tri-ampingu monobloki Octave z serii Jubilee (300 B + 2 x Mono Ultimate).
Skoro o premierach mowa, to Thrax pochwalił się uroczym, acz zaawansowanym przedwzmacniaczem gramofonowym Cotys. Zgodnie z tradycją o okablowanie bułgarskiego systemu zadbał południowokoreański Hemingway a o domenę cyfrową rodzimy XACT.
A ekipa Perlisten Audio oprócz S7t Black Edition raczyła była zaprezentować premierową serię A, choć akurat moją uwagę skradły przepięknie ofornirowane S4b.
Na zdecydowanie bardziej futurystyczną formę postawił grający z elektroniką MSB Estelon z dumą prezentując srebrzyste XB Diamond Mk II.
Przyjemną zarówno dla oka, jak i ucha prezentację przygotował Canton łącząc z elektroniką Michi topowe Reference Alpha 1.
Całkiem udanie wypadł również mariaż elektroniki Bouldera ze Stenheimami Reference Ultime Two SX.
Jeśli chodzi o swoiste ekstrema warto było zajrzeć do Cessaro Horn Acoustics i stanąć oko w oko z przepięknymi fioletowymi Zeta 3 zasilanymi lampową elektroniką Alieno Electronics w towarzystwie gramofonu Döhmann Audio Helix One Titanium.
Niestety stacjonujący nieopodal, imponujący pod względem „rozłożystości” set Clarisys Audio wypadł niezbyt przekonująco stawiając głównie na impresjonistyczne rozmycie i niezdefiniowaną przestrzenność.
Kolejnym przykładem na to, ze rozmiar nie zawsze ma znaczenie okazały się kolumny Atomica Audio Orchestra, które zagrały zaskakująco lekkim dźwiękiem.
A i pękate Boenicke W22 jakoś nie były w stanie wykrzesać u słuchaczy entuzjazmu z jakim zazwyczaj przyjmowane jest ich zdecydowanie mniej absorbujące gabarytowo rodzeństwo.
Za to Kondo ze starymi „pralkami” Bowersa udowodniły, że jak się chce, to i „kartonowej budce” da się zagrać z wyrafinowaniem i swobodą.
Kolejnym przykładem, że porządnej lampie niestraszne nawet potęzne kolumny był set z topowymi monoblokami Siegfried Series II Reference VTL-a spiętymi z Wilson Audio Vfx, gdzienie było powodów do kręcenia nosem.
Z pozytywów – lepsze niż w zeszłym roku wrażenie zrobiły Kawero Minal.
Trochę szkoda, że szumnie zapowiadany przez Electrocompanieta przedwzmacniacz EC 5 dotarł do Monachium w postaci przedprodukcyjnego prototypu z wydrukowanymi w technologii 3D detalami. Warto bowiem pamiętać, że pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. Całe szczęście monobloki AW800M grały i co najważniejsze nie miały najmniejszych problemów z prowadzeniem w dość mało przyjaznych warunkach akustycznych Ø Audio Verdande.
Z kolei Aries Cerat w porównaniu z zeszłorocznym szaleństwem zaprezentował się nad wyraz, oczywiście jak na swoje możliwości, kompaktowo i kusił śnieżnobiałymi tubami Pallas.
Również i system ESD można było uznać za mniej problematyczny pod względem logistycznym od zeszłorocznego, a i brzmieniowo okazał się zaskakująco dynamiczny i wyrafinowany.
Przechodząc do tematyki natury akcesoryjnej branżę akustyczno-adaptacyjną reprezentował m.in. Vicoustic udowadniając, że ustroje akustyczne wcale nie muszą szpecić przestrzeni, w których nie tylko słuchamy, lecz i egzystujemy wraz z resztą nie zawsze audiofilsko zorientowanych domowników.
A o odsprzedanie od podłoża oraz walkę ze wszelkimi wibracjami prowadził włoski Omicron.
Z pomocą Włoochom spieszył szwedzki Solid Tech prezentując lwią cześć swojego portfolio na firmowym stoisku.
Milo nam zakomunikować, że rodzima myśl techniczną reprezentowało zaskakująco liczne grono wytwórców, spośród których pozwolę sobie wymienić m.in.:
– bydgoskie Albedo
– również stawiającą na statyczną prezentację białostocką Melodikę i już kuszące walorami brzmieniowymi teamy – reprezentujący domenę cyfrową MuzgAudio/Bona Watt/Gemstone/Next Level Tech i analogowy – Muarach/Circle Labs/ Divine Acoustics.
Nieuchronnie zmierzając ku końcowi i niejako w ramach ciekawostki warto było zerknąć na limitowanego do 25 egzemplarzy szpulaka B77 MK III Revoxa z podobizną Alice Coopera.
A na deser i w ramach swoistego zakończenia zapraszam na przegląd wszelakiej maści słuchawek.
Z mojej strony to wszystko, jednak proszę nie oddalać się zbytnio od radioodbiorników, gdyż lada moment swoimi obserwacjami podzieli się z Państwem Jacek.
Marcin Olszewski
Cdn. …