Idąc za informacjami organizatora niniejsza relacja jest zarazem naszą ostatnią z wstawy odbywającej się w kultowym dla wielu audio-freaków punkcie Monachium. Powodem oczywiście jest decyzja zarządu o przeniesieniu imprezy do Wiednia. Na jak długo? Teoretycznie na stałe, a jak będzie, tak naprawdę pokaże czas. Zanim jednak się o tym przekonamy, w dzisiejszym spotkaniu postaram się przybliżyć tegoroczny miting z mojej perspektywy. Co ciekawe, do ostatniej chwili bez wyraźnego motywu przewodniego, co sprawiło, że poszedłem na żywioł i odwiedzałem tylko pokoje przyjazne tak od strony wizualnej, jak i obłożenia. W pierwszym przypadku unikałem wykluczających satysfakcjonujące zdjęcia ciemni, zaś w drugim chodziło o podobnie działający tłok. Rozwijając przy okazji drugi przypadek mam swoje przemyślenia. Otóż ostatnie lata niestety są dziwne. Jestem pewien, że wielu osobników odwiedzających targi w teoretycznie zamkniętym dla cywilów terminie ewidentnie nie jest branżą, gdyż ich zachowanie w stosunku do wystawianych systemów ewidentnie pokazywało pozbawione załatwienia czegokolwiek intencje zwykłego, zaproszonego li tylko w ramach podziękowań branżystów oglądacza. A wiecie co oznacza w tych dniach niemający racji bytu tłum „oglądaczy i macantów”? Jest ciasno i co chwila jakiś delikwent wchodzi w światło systemu, żeby po obejrzeniu zestawu z odległości 0.5 metra przy okazji zahaczając kurtką (2,5€ za szatnię to wydatek przekraczający jego zdolności finansowe) o komponenty zrobić sobie pamiątkowe selfie smartfonem. Jak można zatem się domyślić, takie postawienie sprawy spowodowało, że po prostu po latach męczącej fizycznie, bo teoretycznie mającej zadowolić coraz mniejszą grupę czytelników spinki – ludziom wystarcza internetowa bylejakość zrobiona telefonem bez jakiejkolwiek informacji co i jak, bo z czystego lenistwa nie lubią czytać, wrzuciłem na tak zwany luz i wiedziony przed momentem przywołanymi motywami z jednym przewodnim założeniem poddałem się czystemu przypadkowi. Co to za założenie? Otóż tym razem pomyślałem, że na ile pozwolą mi wynikłe podczas odwiedzin okazje, postaram się stworzyć ostatnimi czasy będący na fali wątek patriotyczny. Nie będzie to nic specjalnego, bowiem spróbuję jedynie w kilku słowach w osobnej serii zrelacjonować spędzony u odwiedzonych przeze mnie rodzimych wystawców czas. Niestety nie wszystkich rodaków udało mi się odnaleźć, ale kilka ciekawych nadwiślanych bytów odwiedziłem, co nawet rasowych oglądaczy poza rzutem okiem na zdjęcia mam nadzieję zachęci do zapoznania się z poniżej luźno skreślonym tekstem. Tym bardziej, że jak rzadko kiedy poświęciłem na to sporo czasu chaotycznie błądząc po totalnie nieczytelnie oznaczonych alejkach kilku hal naszpikowanych małymi budkami imitującymi pokoje. Powoli zbliżając się do końca akapitu rozbiegowego chciałbym zwrócić uwagę na jedną bardzo ważną sprawę. Otóż zalecam wzięcie moich wynurzeń z lekkim przymrużeniem oka. To jest wystawa, która mimo najszczerszych chęci będących tematem danego pokoju podmiotów zawsze serwuje wiele problemów. Mowa oczywiście o w pierwszej kolejności wymagających wielu starań adaptacyjnych pomieszczeniach, zaś w drugiej o częstej przypadkowości zestawienia danej konfiguracji jako wynik zrzutki na horrendalnie drogi wynajem powierzchni wystawowych. Do tego dochodzi częsta przypadkowość słuchanego w momencie odwiedzin, nie do końca pokazującego zalety zestawu, repertuaru i mamy prosty przepis na potencjalną wpadkę. Dlatego tak ważne jest unikanie zero-jedynkowej oceny opisywanego pokoju na bazie skażonych naturalnymi czynnikami podobnych spędów opisów, o co szczególnie proszę. Wszystko jasne? Zatem zaczynamy. I jeszcze jedno. Z uwagi na mnogość producentów widniejących na zdjęciach i brak dokładnej wiedzy co aktualnie grało lub jedynie się statycznie prezentowało, nie będę robił wyliczanek sprzętowych, tylko zastany kram będę opisywał nadając tytuł danemu akapitowi posiłkując się najbardziej znanymi markami. Tak więc teoretycznie pominiętych wystawców proszę o wyrozumiałość. Ok. Teraz możemy startować.
1. LUMIN
Tę prezentację tak naprawdę odwiedziłem z czysto osobistego powodu. A była nim zapowiedź przedstawienia nowości w postaci flagowego transportu plików. Co prawda taki sposób obcowania z muzyką nie jest dla mnie priorytetem, jednak istotność w obecnych czasach posiadania tego typu źródła sprawiła, że w moim systemie wylądowała najprostsza tego typu konstrukcja U2 Mini. A jeśli tak, naturalną koleją rzeczy była pewnego rodzaju ciekawość, co pokaże będąca głównym daniem w tym pokoju nowość w postaci transportu Lumin U2X. Efekt? Niewiadomy, bowiem jak to zwykle bywa, przewrotny los pod postacią wystawców zadecydował, iż podczas mojej bytności grał T3X z L2-ką i AMP-em z zestawem kolumn Wilson Benesch Horizon subwooferem IGx oferując nieco zbyt lekkie jak dla mnie podejście do masy dźwięku, co notabene w DNA Lumina jest rzadko spotykane. A U2X stal niemy na dedykowanym stendzie. Jedno jest jednak pewne, z wielką chęcią sprawdzę jego możliwości we własnym systemie.
2. KIKROMA, ENGSTROM, TechDAS
Tak naprawdę wizyta tutaj to całkowity przypadek, bowiem zanętą była szumna zapowiedź gramofonu TechDas Air Force 4. Co prawda banerową w oknie pokoju i stojącą za sprzętem, ale myślałem, że jak o czymś się od wejścia wręcz krzyczy, bez względu na formę takowe zapowiedzi się realizuje. Niestety tak jak znakomita większość tegorocznych analogowych konstrukcji, tak i japońska nowość tylko spokojnie stała, a pokaz obsługiwały modne wszędzie tam, gdzie wystawcy szli na łatwiznę pliki. Czy żałowałem decyzji odwiedzenia tego pokoju? Bynajmniej, gdyż finalnie okazało się, że zazwyczaj pomijane przeze mnie na tego rodzaju imprezach kolumny podstawkowe zagrały z wielką klasą. A chodzi o duże poczucie luzu w ich graniu, co było feedbackiem unikania udawania większych niż są i tym samym rezygnacji z podkręcania emocji w dolnym zakresie. Tutaj jak na monitory kolumny były spore, dlatego w średnim wielkościowo, do tego mającym problemy z basem pokoju dostałem dźwięk trafiony w fajny brzmieniowo punkt, czyli z dobrą podstawą dolnego zakresu, soczystym środkiem dźwięczną górą, ale najważniejsze, że z dużą swobodą podania. Przyznam, iż po początkowym zniesmaczeniu milczeniem gramofonu, zaproponowany sound był sporym pozytywnym zaskoczeniem.
3. Kharma
Jak gra Kharma wie prawie każdy z nas. Jednak musi być to pokaz producenta, bo w innym przypadku choćby podczas występu sprzed kilku lat – kolumny były tylko dodatkiem, a nie clou programu – bywa różnie. Tym razem jednak była full opcja. Z nieco innym brzmieniem od zapamiętanego sprzed lat, ale nadal ciekawa. W czym problem. Trochę zabawek Kharmy, trochę od MSB, Accuphase oraz Goldmunda i dostałem pewnie spowodowaną niespecjalnie odpowiednim dla mnie materiałem nieco mniej wyrazistą w dobrym tego słowa znaczeniu ekspresję wizualizowania soczystego świata muzyki, aniżeli jestem przyzwyczajony. Na tle dawnych pokazów było mniej blasku w muzyce. Osobiście dodatkowo bym ją nieco podtuczył, ale to ja. Jednak zdając sobie sprawę, iż producent ma zaskarbić sobie jak największą paletę potencjalnych zainteresowanych nabyciem jego zabawek, dlatego rozumiem takie podejście do tematu. Podejście, które oczywiście da się spokojnie ukierunkować na swoją modłę stosowną konfiguracją systemu.
4. Grandinote
Tutaj spotkałem się z pewnego rodzaju standardem. Oczywiście w pozytywnym wydaniu. Nie było znaczenia, czy panowie grali głośno, czy cicho, dźwięk zawsze mieścił się w pokoju bez efektów pobudzania szkodliwych rezonansów, ale przy tym z pełną esencjonalnością brzmienia. Pomysłem na taką prezentację w dużej mierze jest skonstruowanie wysokoskutecznych kolumn na bazie głośników szerokopasmowych praktycznie bez zwrotnicy – mamy bodajże jeden opornik na gwizdku. Taki stan rzeczy powoduje, że dźwięk jest i szybki i po dobrym skonfigurowaniu okablowaniem esencjonalny, czyli dający to, czego wymagają prawdziwi melomani, muzykę ponad wszystko. Dlatego podobnie jak robię co roku, także tym razem wpadłem do Włochów na dłużej, aby uspokoić skołatany słuch chcącymi minie ogłuszyć prezentacjami konkurencji.
5. LORENZO
Te odwiedziny kolejny raz były wynikiem chęci posłuchania zawsze stojącego u mnie na pierwszym miejscu gramofonu. W tym przypadku chodziło o werk spod ręki znanego speca od znakomitych ramion SAT. Dość zwarta bryła oraz napęd bezpośredni pośród analogowej braci mają bardzo wielu zwolenników. Problemem jest jedynie cena, którą z szacunku dla Was pominę. Jednak abstrahując od niej, gdyż tak naprawdę był to pokój producenta kolumn, zaproponowany dźwięk dla mnie osobiście zbyt mocno determinowały falowody podnoszące pewnego rodzaju agresywność przekazu. Być może zbyt blisko siedziałem, dlatego należy wziąć na tę obserwację sporą poprawkę. Jeśli jednak miałbym określić brzmienie na podstawie tej wizyty, było nader ostentacyjnie w ekspresji. I nie pomógł w tym nawet gramofon i uważane za przyjemnie grające monobloki marki Ypsilon.
6. ZenSati, VITUS AUDIO, SV AUDIO
W tym roku kablarska marka ZenSati ze swoją flagową serią „X” nieco przearanżowała system wystawowy stawiając na moc duńskiego specjalisty Vitus Audio oraz soniczny kunszt wspomaganych aktywnymi modułami basowymi także skandynawskich kolumn SV Audio. Efekt? Nie ma co deliberować, był ogień. Jednak myślę, że chcąc pokusić się o bardziej intymne, jednakże nadal pełne ekspresji doznania wizytujących salę gości spokojnie można było wyłączyć tak zwane „burczybasy”. Sala duża, przez to podłoga mocno rezonowała, co w zaproponowanej konfiguracji dawało efekt zderzenia z koncertem AC/DC w małym pomieszczeniu z nastawieniem na zdmuchnięcie słuchacza. A przecież na wystawę przybyli ludzie poszukujących różnego rodzaju emocji i zazwyczaj tych kojących duszę, a nie bazujących na burzeniu murów. Niemniej jednak to co spotykało nas po wejściu do mekki ZenSati było fajne, bo jakieś. Owszem spontaniczne, jednak dziki temu długo pozostające w pamięci, a nie nazbyt spokojne skazując pokaz na szybkie zapomnienie.
7. Magico
Ten pokaz spokojnie mogę opisać w formie anegdoty. Otóż przed wyjazdem do Monachium znajomy poprosił mnie o przysłuchanie się brzmieniu najnowszych kolumn Magico. Jak widać na fotkach na tle oferty tego podmiotu ewidentnych maluchów. W odpowiedzi bazując na zeszłorocznej wystawie natychmiast skontrowałem prośbę, że to może być trudne, bo zależy w co je ubiorą. I wiecie co? Moje przypuszczenie się ziściło. Na tyle zabawnie, że opisując potem ich występ w pierwszym zdaniu powiedziałem znajomemu, jak mogę wygłosić coś wiążącego, gdy kolumny były tańsze od najtańszego komponentu toru prawdopodobnie z okablowaniem włącznie. Czujecie sytuację? Oczywiście zainteresowany zatrybił w czym rzecz i bez urazy stwierdził, że nie było tematu. Ale, zapewniam, jestem daleki od deprecjonowania dźwięku z tego pokoju. Przecież najważniejsze jest zrobienie dobrego wrażenia, a to wypadło znakomicie. Naturalnie kolumny udawały dwa razy większe niż są, jednak dzięki wyszukanej elektronice VADAX-a i wzmocnieniu Pilium-a zagrały bez zadyszki w pełnym spektrum repertuaru. Mocno, z drive-m i swobodą, normalna ściana burzącego domy dźwięku, co co prawda nic nie mówiło o bohaterkach tego wydarzenia, ale bez dwóch zdań zapewniało uznanie po brzegi wypełniających pokój gości ze mną włącznie. Pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz i to się znakomicie udało. A potencjalny nabywca i tak weźmie je do siebie, aby sprawdzić we własnym systemie. Zatem nieco z ironią, ale oceniam te wizytę za ciekawą, bo oprócz fajnej propozycji dźwięku potwierdzającą wiedzę wystawcy jak z sukcesem poradzić sobie w tak trudnych warunkach lokalowych.
8. MARTEN, AUDIA FLIGHT
Ten tandem zapewniał wszystko. Nie było muzyki, która miałaby problem ze swobodnym nie tylko oddaniem zapisanych w niej zamierzeń artysty, ale przy okazji wypełnieniem zawsze zatłoczonego pokoju. Jednak oprócz zapewnienia nam zjawiskowego dźwięku było to oficjalne powołanie do życia nowego modelu kolumn Marten Quintet Extreme. W celu zapewnienia im dobrego występu wykorzystano znaną mi elektronikę włoskiej marki Audia Flight, która swoim zapasem mocy w sumie pozwalała na wszystko. Co to oznaczało biorąc pod uwagę zmiany priorytetów marki w zastosowaniu głośników, czyli pełne zawładnięcie sekcjami wysokotonową i średnio-wysokotonową sekcji przez głośniki na bazie berylu zamiast ceramiki i diamentu? Ogólnie przekaz brzmiał spójnie i nie oszukujmy się bez dwóch zdań dobrze. Jednak mając na co dzień diamentowe głośniki w górnym i środkowym pasmie wiem, iż beryl daje nieco inną estetykę projekcji tych zakresów. Dla mnie wspomniana roszada na tle starszych konstrukcji spowodowała coś na zasadzie zmniejszenia bezpośredniości dobiegającego do słuchacza dźwięku, a przez to namacalności realiów słuchanej muzyki. Ale zaznaczam, to są odczucia bazujące na odsłuchach podczas wystaw, zatem obciążone sporymi niewiadomymi, dlatego raczej gdybam, aniżeli feruję opinię. Co by jednak nie pisać, podczas tej wizyty obyło się bez jakichkolwiek oznak niedomagań tak w dziedzinie energii, rozdzielczości i kontroli, czyli jak na warunki wystawowe znakomicie.
9. Aries Cerat
Ten producent jak niewielu na tej wystawie jest rozpoznawalny od pierwszego kontaktu wzrokowego. A powodem jest rozmach i pewnego rodzaju dziwaczność oferowanych konstrukcji. Gdy zerkniecie na zeszłoroczną relację, zobaczycie, iż tym razem zamiast zbudowania głośników na bazie bryły rodem z silników Boeinga z zachowaniem skali prawie 1:1 Cypryjczycy przywieźli do Monachium coś na kształt wielkiej białej ściany z wystającymi dwoma tubami i pakietem basowców z boku. Rozmiar tych konstrukcji nie pozostawiał złudzeń, iż to zabawki nie tylko dla majętnych, ale także posiadaczy wielkich salonów, aby dźwięk wydobywający się z tych megafonów zdążył się zebrać w spójny przekaz. A to dopiero początek wyzwań, gdyż w podobnym rozmiarowym tonie budowana jest elektronika i widniejący na zdjęciu mega wielki gramofon. Nie ma się co oszukiwać, to czyste szaleństwo. Jednak jeśli to trwa od jakiegoś czasu i zmieniają się tylko formy ubrania zabawek w stosowne obudowy, w tym szaleństwie musi być sprawdzająca się biznesowo metoda. Inaczej po jednej lub dwóch wystawach nawet najfajniejszy projekt od strony finansowania swoich pomysłów bez jakichkolwiek ograniczeń by się nie obronił. Jak to wypadło sonicznie? Tak jak wygląda, czyli nie pozostawiało jeńców. Szybkość, bezpośredniość i energia zdmuchiwały włosy z głowy. I co ciekawe nie krzykiem, tylko naturalnie w estetyce tuby ścianą muzyki. Niestety jak wspominałem, takie zabawki są tylko dla wybrańców. I dodatkowo z mocno tolerancyjnym poczuciem estetyki, bowiem gdy elektronika spokojnie broniła się designem, to kolumny od strony poczucia piękna naprawdę były wymagające. Na szczęście najważniejszy był dźwięk, zatem przywołany przed momentem problem jakby nie istniał.
10. Gauder Akustik, Octave
To było lekkie zaskoczenie. Od pierwszego kontaktu wzrokowego wiedziałem, że coś jest nie tak – mowa o podobieństwie do moich Berlin RC-11. Chodziło o rozmiary, które determinowało zastosowanie nieco innych wizualnie przetworników basowych – większych, z inną osłonką w centrum membrany oraz resorem. Gdy zrozumiałem, że to zapowiadany gdzieś w niezobowiązujących rozmowach z dystrybutorem wyższy od mojego model Berlina RC-15, z wielkim oczekiwaniem na finalny wynik brzmieniowy usiadłem w centralnym miejscu pokoju. Efekt? UF, nareszcie mogę napisać, że Gauder zagrał na miarę moich wstępnych oczekiwań. Dlaczego wstępnych? Powodem takiej sytuacji naturalnie było wzięcie poprawki na warunki i zamierzone strojenie pod nie systemu – celowo zastosowano mocną, ale jednak lampę Octave, żeby bas był bardziej soczysty, co później potwierdził nasz dystrybutor w rozmowie z konstruktorem. Chodziło mianowicie o nieco okrągławą, teoretycznie przyjemną, bo będąc pod pełną kontrolą przyjemnie masującą trzewia estetykę podania. Estetykę. która mogła się podobać tłumowi, jednak dla mnie była daleka od osobiście preferowanej. Jednak bez względu na to z całą świadomością stwierdzam, że dawno takiego Gaudera w akcji nie słyszałem. Prezentacja na każdym poziomie głośności była spektakularna. Myślę, że także w oczach konstruktora zbytnio obciążona spełnieniem założeń wystawowych, ale pełną gębą nie pozostawiająca złudzeń, co wydarzy się po dopracowaniu docelowego systemu i ustawieniu kolumn w odpowiednio zaadoptowanym pomieszczeniu. Po prostu będzie killer. Już teraz słychać było ogólną swobodę podania muzyki ze zjawiskowością zakresu środka i centrum pasma, to co wydarzy się po perfekcyjnej aplikacji docelowego toru w rozumieniu prowadzenia dolnego zakresu? Nie pytajcie, już mnie ściska w dołku, że choćby z racji wielkość 15-ki są poza moim zainteresowaniem o cenie nawet nie wspominając.
11. VTL, Wilson Audio
Powiem tak. Mimo, światowego szaleństwa na punkcie Wilson Audio chcąc je postawić u siebie na stałe musiałbym tchnąć w nie nieco więcej soczystości. Owszem, lubię szczyptę papieru w grze systemu, jednak jej wydanie w wersji zza wielkiej wody jest dla mnie nazbyt determinujące jego finalne brzmienie. A jeśli tak, naturalną koleją rzeczy szukałbym dla nich partnerstwa w postaci czegoś na bazie lampy. Oczywiście chcąc spełnić ich zapotrzebowanie na prąd do swobodnego grania mocnej, choćby takiej, jaką zastałem w tym muzycznym przybytku. Mogłyby być choćby stojące na zdjęciach pomiędzy kolumnami referencyjne monobloki równie dobrze rozpoznawanego przez każdego adepta zabawy w zaawansowane audio producenta VTL. Powód? Po prostu w wydaniu wystawowym bez problemu prowadziły wielkie kolumniszcza przez najtrudniejsze kawałki muzyczne pokazując przy tym, że Wilsony potrafią zagrać płynniej, z większą ilością body, zachowując przy tym odpowiednią szybkość zmian tempa odtwarzanego materiału. W moim odczuciu było to bardzo dobre pokazanie, jaką lampą nakarmić amerykańskie zespoły głośnikowe, aby wtrącając do przekazu swoje trzy grosze niechcianym rykoszetem nie zabiła ich rozpoznawanego przez szerokie grono wielbicieli sznytu grania.
12. Vitus Audio, Göbel
Analiza wystawowych poczynań duńskiego Vitus Audio jasno pokazuje, że co roku spina swoje zabawki z innymi zespołami głośnikowymi. To z jednej strony jest ciekawe zagranie, bowiem w pewien sposób pokazuje uniwersalność swojej oferty, jednak z drugiej bardzo ryzykowne, gdyż stwarza warunki do nadziania się na przysłowiowego „Zonka”. Często z jakiś przyczyn zestaw zwyczajnie nie zgra się brzmieniowo i niby wszystko jest ok, ale muzyki z tego nie ma. Jak oceniam poprzednie prezentacje popularnego Vitka, za pomocą wyszukiwarki znajdziecie w stosownych relacjach, jednak jedno jest pewne, ostatni miting na tle dotychczasowych dla mnie był najlepszym. Powodem jest ożenek z kolumnami marki Göbel, które dotychczas z jakiś powodów mi nie podchodziły. I nie było znaczenia, czy posiłkowały się wysokotonowym głośnikiem plazmowym, czy wstęgą, zawsze miałem im sporo do zarzucenia. Tymczasem w wydaniu tegorocznym z setem Vitusa zgrały się znakomicie. Zdaję sobie sprawę, że w dobrych warunkach można jeszcze znacznie lepiej – o tym w osobnym akapicie zdającym relację z wyprawy do fabryki, ale dla mnie w odpowiednim miejscu wystawowego pokoju bas był zjawiskowy. Szybki, różnorodny, sprężysty, czyli taki jak lubię. A jak z resztą częstotliwości? Na jego tle choć również świetnie, to w wartościach bezwzględnych jednak mniej wyczynowo w rozumieniu pozytywnym, ale to zapewne pokłosie zbyt bliskiego pola podsłuchu spowodowanego rozmiarem lokalu. Tak duży falowód wymaga pewnej odległości, a na taką nie było zwyczajnie szans. Niemniej jednak wizyta w tym przybytku audio poskutkowała zakwalifikowaniem zestawu do postawienia na przysłowiowym pudle zwycięzców. Będąc szczerym, bez ogródek powiem, że nie spodziewałem się aż tak świetnego grania.
13. Peak Consult
Tym razem znany nam bardzo dobrze duński Peak Consult do zasilenia swoich konstrukcji wykorzystał kompletny system od źródła po wzmocnienie CH Precision. Połączenie wypadło udanie, gdyż zasilający kolumny mocarny piecyk pozwalał na bezproblemowe zagłuszenie dochodzących dudnień z zewnątrz pomieszczenia, przy zachowaniu rozdzielczości i unikaniu przerysowania wyrazistości przekazu. To w tym przypadku bardzo ważne, gdyż elektronika przywołanego producenta gra raczej po lżejszej stronie mocy, co w przypadku złych konfiguracji wypada różnie. W tym konkretnym przypadku przedstawiciele marki Peck Consult wiedzieli z czym się łączą i jak napisałem, efekt był zjawiskowy. Granie mocne, esencjonalne i z dobrym konturem, co w rezonującej nawet od głosu ludzkiego wystawowej „budce” było nie lada udanie zrealizowanym zdaniem.
14. Kawero, YPSILON
Tak naprawdę sam nie wiem, co mnie do tego pokoju zaciągnęło. Myślę jednak, że chyba podprogowe przekonanie się, czy tytułowe kolumny grają mniej wyczynowo, aniżeli miałem okazję zderzyć się z nimi w innych pokojach z inną elektroniką. Jak wypadły? Nieco się uspokoiłem, bo było znacznie bardziej cywilizowanie. Jednak natychmiast na myśl przyszło małe „ale”. Kolumny z ceną z kosmosu, tona zajmującej całą przestrzeń pomiędzy nimi elektroniki z tej samej planety w odniesieniu do życzeń ilości środków płatniczych, a dźwięk choć przyjemny, ale jakiś zwykły. Bez emocji, a jedynie poprawny i do tego czasem poddudniający na basie. To ostatnie jeszcze mogłem zrozumieć, bo znam soniczne realia monachijskich lóż, ale reszta? Kolumny co prawda spore, ale Göbel u Vitusa postawił jeszcze większe, a przekaz tryskał ewidentną ponadprzeciętnością. Być może o czymś nie wiem, dlatego nie będę się nad tym setem więcej pastwił. I tak potencjalny zainteresowany zaprosi producentów do siebie i sam się przekona co i jak. Wystawy jednak nie zaliczałbym do udanej.
15. CESSARO
Ten pokaz wielkich kolumn tubowych odebrałem z pewnym niedosytem. I nie chodzi o lekkie przewymiarowanie wirtualnych bytów, bo to cecha tego rodzaju zespołów głośnikowych i w tym konkretnym przypadku podkręcana brakiem odpowiedniej odległości od kolumn. Bardziej dziwił mnie mocny nalot celulozy w dźwięku. Niby wszystko podane było z odpowiednim drive-m i rozmachem, bo przecież to wielgachne tuby, ale w eterze cały czas wyczuwalna była jakby lekka mgiełka. Źródła pozorne czasem cechowało niemające sensu uplastycznienie, co dodatkowo potęgowało także podkolorowane papierem tło pomiędzy nimi. Jednym słowem dla mnie było za spokojnie i za papierowo. Przynajmniej w tegorocznej odsłonie, bo nie raz i nie dwa słyszałem podobnie rozbudowane zestawy tego producenta w zgoła innej, czyli pozbawionej opisanego efektu estetyce. Wpadka? Nie sądzę, raczej wystawowe realia i ich nieprzewidywalność podczas konfigurowania zestawu.
16. CLARISYS AUDIO
To moje pierwsze spotkanie z tym producentem. Jak unaoczniają fotografie, sprzętu po horyzont tak w odniesieniu do szerokości, jak i głębokości, czyli powinno mnie zdmuchnąć zjawiskowym dźwiękiem. Tymczasem przekaz budowany był od ściany do ściany i nawet dość głęboko, jednak bez wyraźnego rysunku odbywających się na scenie wydarzeń. Źródła wielkie i lekko rozmyte, energia basu nieadekwatna do wielkości zespołów głośnikowych (zbyt mała) o artefaktach typu rozwibrowanie membrany wielkiego bębna w znanej chyba wszystkim pieśni „Misa Criolla” wykonywanej przez Mercedes Sosę nie wspominając, a całość delikatnie przykryta oddzielającą słuchacza od sceny woalką. Owszem, rozmach prezentacji zjawiskowy, jednak dla mnie to zbyt mało, bo nawet na tej wystawie słyszałem ciekawiej wypadające w kwestii smaczków tego typu systemy. Ale żeby nie było, nie jestem żadną wyrocznią i nie twierdzę, że to totalna wpadka, bowiem nawet podczas tej wizyty widziałem wielu w pełni usatysfakcjonowanych słuchaczy, co pozwala mi domniemać, iż to zwyczajnie nie moja bajka. Jeśli jednak nausznie zakosztowałem jej treści, postanowiłem skreślić kilka osobistych, tylko żebyśmy się dobrze zrozumieli, w żadnym wypadku wiążących Was spostrzeżeń.
17. NEO HIGH END, AUDIO SOLUTION, QUALITON
Tytułowych speców od stabilizacji elektroniki zza naszej południowej granicy (Słowacja) z pewnością znacie. Oczywiście dlatego, że często ich odwiedzamy na wystawach i niewiele brakowało, a ubrałbym się w ich ofertę. Ofertę dającą pozytywnego kopa dźwiękowi po zastosowaniu jej pod posiadany system. Jednak tym razem nie było to jedynie kurtuazyjna wizyta w celu pooglądania przepięknych modułowych stolików, ale spotkanie w szerszym gronie ze znanymi nam także kolumnami litewskiego Audio Solution i lampowym sprzętem generującym dźwięk spod znaku Qualiton. Jak oceniam to niezobowiązujące wdepnięcie na muzyczny miting? Powiem bez ogródek, kolumny z litewskim rodowodem mają to do siebie, że nie boją się nie tylko warunków lokalowych – patrz występ w zeszłym roku z gramofonem Benny Audio, ale także sterujących nimi konstrukcji oraz repertuaru. Jednym zdaniem potrafią zagrać wszędzie, ze wszystkim i każdy materiał z mocnym rockiem włącznie. Wiem, bo podobnie do poprzedniej wystawy system z nimi w roli głównej zabrzmiał bez jakichkolwiek problemów. Jak można się domyślić ze sznytem lampy, bo takie było wzmocnienie, ale bez ograniczeń w rozdzielczości i energii. Naturalnie też bez poszukiwania wyczynowości, ale zrozumiałym jest, że małe kolumny, kolorowa amplifikacja i gipsowy domek nie są najlepszym wyborem do prezentacji na poziomie absolutu. Miał być dźwięk dla tak zwanego ludu i taki w dobrym wydaniu był.
18. KUZMA
Jak widać kolejna prezentacja statyczna. Co poeta miał na myśli kwalifikując tego producenta do relacji? Chodzi o odczarowanie postrzegania marki poprzez pryzmat najtańszego modelu gramofonu popularnie zwanego „zemstą hydraulika”. To na pierwszy rzut oka dwie banalne, stykające się w literkę T mosiężne rury jako platforma nośna dla talerza i ramienia. Przynajmniej tak widzi to większość osobników parających się zabawą w gramofon. Tymczasem rozmawiamy o stosunkowo skomplikowanej konstrukcji. Jednak ten akapit nie ma na celu udowadniania, że akurat wspomniany model jest the best, tylko prezentowaną serią zdjęć pokazać, że Franc Kuzma swój wkład w rozwój tego działu analogu oferuje również innych, bardziej przyjaznych wizerunkowo dla Kowalskiego modelach. Mamy i mosiądz, drewno, aluminium, POM połączony z akrylem, czyli do wyboru do koloru tak w kwestii aparycji, jak i zaawansowania technicznego.
19. ESPRIT
Nie powiem, jak na stosunkowo niedużą markę, francuski Esprit podszedł do tej wystawy na poważnie. A to dlatego, że oprócz zorganizowania zjawiskowo prezentującej się oferty kablowej, zapewnił potencjalnym zainteresowanym jego konstrukcjami nieduże, ale jednak dające szanse zapoznania się z ich możliwościami pomieszczenie. Gdy do niego wszedłem, zaliczyłem fajne zaskoczenie w postaci nowego modelu kolumn Lisa – większe siostry testowanych przez nas niegdyś Amelii oraz sekcji pre-power Karan-a. Naturalną koleją rzeczy całość systemu połączono firmowym okablowaniem. Przyznam szczerze, że natychmiast po pozytywnym zaskoczeniu widząc tak wyrazisty brzmieniowo konglomerat audio na myśl przyszła także lekka obawa. Jej powodem była oczywiście znajomość estetyki grania współpracujących komponentów, która oscyluje wokół zjawiskowej wyrazistości. Bez tak zwanego krzyku, ale jednak muzyka rysowana jest dość bezpośrednio. Tymczasem nie wiem, jak wystawca to zrobił, ale mimo grania całej konfiguracji tak jak ją zapamiętałem z testów, odbiór był zaskakująco pozytywny. Owszem, rysunek źródeł pozornych i kontrola dźwięku nosiły znamiona mocnej kreski, jednak dzięki dobremu wypełnieniu przekazu całościowo wypadało to zjawiskowo. Zawsze staram się unikać takich fajerwerków, gdyż zalatuje to przerysowaniem wizualizacji, ale przyznaję się bez bicia, że z estetyką wystawowego systemu mógłbym spokojnie żyć na co dzień.
20. Wilson Benesch, Karan
Kolejna udana prezentacja Karana. Co prawda tym razem znowu jako dawca sygnału do będących tematem przewodnim tego pokoju kolumn Wilson Benesch, ale bez dwóch zdań Karan ponownie zapewnił zespołom głośnikowym niezbędną dawkę mocy, aby sprostać wszelkiemu materiałowi muzycznemu. Jedyną różnicą w stosunku do występów z francuskimi Espritami była będąca efektem brzmienia kolumn WB, leżąca po drugiej stronie barykady w odniesieniu do esencjonalności estetyka grania większym mięsem i minimalnie luźniejszą, kreską. Ale nie luźniejszą w sensie problemu, tylko bardziej przyswajalną przez znakomitą większość melomanów. Z Espritami było wyczynowo, a wiadomym jest, że na jakiekolwiek, nawet najfajniejsze fajerwerki trzeba być przygotowanym emocjonalnie, dlatego bardzo ciekawym wnioskiem z porównania tych dwóch pokoi jest umiejętność poradzenia sobie w diametralnie różnych systemach tej samej sekcji wzmocnienia. Tam grało wyraziście, a z Wilson Benesch równie zjawiskowo, jednak z większą nutą płynności i lubianej przez wielu z nas gładkości. Jeśli jednak ktoś nie rozumie, co chciałbym powiedzieć, chodzi o to, że francuskie kolumny grały w swoim, czyli dosadnie rysowanym stylu, a brytyjskie będąc znakomitą przeciwwagą w swoim, czyli mocniej dawkując masę, i krągłość przekazu.
21. Electrocompaniet, Ø Audio
Ta wizyta była odpowiedzią na prośbę znajomego, aby posłuchać jednych z widniejących na zdjęciach kolumn. Niestety dla niego, w momencie moich odwiedzin grały największe modele, czyli bez szans na zmieszczenie się w jego pokoju smoki. Jednak jeśli już w tym przybytku zawitałem, niezobowiązująco rzuciłem uchem na prezentację. Pierwsze spostrzeżenie to mocny nalot wielkiego falowodu. Oczywiście nie jest żadną wadą, tylko konsekwencją konstrukcyjnych wyborów, ale myślę, że spory udział tak dosadnym wpływie na finalne brzmienie miało zbyt bliskie pole odsłuchu. Zestaw ustawiono na szerokiej ścianie, co powodowało dramatyczne skrócenie odległości od przetworników. Ale i tak gdybym miał ocenić usłyszany pokaz, powiedziałbym, że system grał solidną, w pełni kontrolowaną, z nieposkromioną energią dolnego zakresu, nasyconym, ale mocno papierowym środkiem i ekstremalnie transparentną górą. To było zjawisko. Jednak z racji wspomnianych przyczyn lokalowych w wydaniu wystawowym zbyt wyczynowe. Ale żebyśmy się dobrze zrozumieli, zbyt wyczynowe dla mnie, a to diametralnie zmienia postać rzeczy, gdyż razem ze mną w pokoju było kilka innych osób i w ich oczach widziałem ewidentny błysk pożądania. W sumie się nie dziwię, bo to nie było złe, tylko nie w mojej. estetyce granie. A dodatkowo trzeba zaznaczyć, że wystawy często przerysowują wynik soniczny, co z dużym prawdopodobieństwem w tym przypadku miało miejsce. Resumując nie żałuję tej wizyty, bo gdy spotkam się ze znajomym, jednak będę miał coś do powiedzenia.
22. Göbel – fabryka
Co prawda to podobno było tradycją, jednak w tym roku na zakończenie pierwszego dnia wystawy po raz pierwszy zostałem zaproszony do fabryki stacjonującego pod Monachium producenta Göbel Audio. Gdy podchodziłem do tej marki w warunkach monachijskiej imprezy, zawsze mniej lub bardziej w brzmieniu jej produktów coś mnie uwierało. A to zbyt dużo basu, a to nazbyt bezpośrednia praca sekcji średnio-wysokotonowej, zawsze coś. Nawet w dziś opisywanej edycji występów tego brandu przy bardzo dobrym odbiorze całości miałem pewne uwagi. Uwagi, które naturalnie zawsze były przywoływaną przeze mnie kumulacją przeszkód w tego typu przedsięwzięciach. Na szczęście wspomniana zła passa dobiegła końca. Oczywiście był to feedback wizyty w fabryce, w której flagowe zespoły głośnikowe zagrały w profesjonalnie zaadaptowanym pomieszczeniu. Odpowiednio dużym, z dobrze wyłapanymi szkodliwymi rezonansami dolnego zakresu oraz poprawnym wyznaczeniem miejsca odsłuchowego w niezbędnej dla rozmiarów kolumn odległości od linii ich frontu. A jak widać na zdjęciach, mamy do czynienia z wielkimi smokami. Nawet mnie, na co dzień obcującego z wydawałoby się dużymi, bo osiągającymi 2 metry wysokości i 80 cm głębokości oraz ważącymi ćwierć tony zespołami głośnikowymi będące daniem głównym Göbel-e wizerunkowo wręcz przytłaczały. Jednak jak się finalnie okazało, dzięki odpowiednio przygotowanemu popieszczeniu wraz ze znakomitym wysterowaniem przez równie monstrualny rozmiarowo duński piec Vitus Audio w kwestii prezentacji wypadły odwrotnie proporcjonalnie, czyli z rzadko spotykaną lekkością w nawet najbardziej wymagającej muzyce. Rozmach, energia, zejście wraz z kontrolą najniższego basu i granie od tak zwanego „niechcenia” w dobrym tego sowa znaczeniu porażały. Na tyle dobitnie, że do dziś mam lekki zgryz, jak oszukać fizykę, aby coś w tym stylu u siebie osiągnąć. Oczywiście nie poddaję się i pchany tym doświadczeniem podjąłem pewne próby korekty akustyki mojej samotni w kierunku uzyskania podobnego efektu choćby w kwestii lotności dźwięku. Czy się uda, nie wiem. Wiem jednak, że opisywany zestaw co prawda poza terenem wystawy, ale dla mnie był bezdyskusyjnym dźwiękiem tej imprezy.
Nad brzmieniem drugiego zestawu w fabryce nie będę się rozwodził, gdyż na tle flagowca co prawda ciekawie, ale jednak zwyczajnie udawał, że potrafi zdziałać cuda. Niestety po usłyszeniu możliwości wielkich klepsydr nic tego wieczoru nie brzmiało już na miarę moich rozbudzonych oczekiwań. Nawet jeśli w odniesieniu do rozmiarów zestaw wypadał równie ciekawie. A nie będę ukrywał, że grał fajnie, tylko nie miał szczęścia i był drugi w kolejce, co sprawiło, że nie ze swojej winy stał na przegranej pozycji. Naturalnie w stosunku do zjawiskowości prezentacji w wydaniu szczytu oferty, gdyż sam w sobie spokojnie się bronił.
Jak wspominałem we wstępniaku, w tym roku z przyczyn przypadkowego pominięcia z pewnością nie pełna, ale została wyodrębniona spora grupa odwiedzonych przeze mnie patriotycznych prezentacji. Jedne błysnęły, inne się obroniły, jeszcze inne niemiło zaskoczyły, a kolejne tylko wyglądały, ale za każdym razem wizyta w rodzimym przybytku była dla mnie ważnym wydarzeniem. Jak wypadli nasi rodacy? Zainteresowanych zapraszam do kilku poniższych wątków.
23. Thrax, XACT
To co prawda był to pokój Thrax-a, ale z uwagi na wyodrębnienie w mojej relacji wątku patriotycznego mam nadzieję, że będący mocodawcą bułgarskiego brandu Rumen Artarski nie będzie miał jakichkolwiek pretensji, gdy ze swoim kramem wyląduje w wątku polskim. Analizując zdjęcia widać, iż sporo urządzeń miało swoje trzy grosze w ostatniej prezentacji marki w katowickim RCM-ie. W szczególności mam na myśli kolumny. Wówczas grające w zbyt dużym pomieszczeniu teraz wystąpiły na miarę swoich, oczywiście okrojonych warunkami wystawy możliwości. Dźwięk był szybki, dobrze osadzony w pełnej informacji średnicy, a całość doprawiał równie szczegółowy bas oraz dźwięczna góra. Dla mnie było to potwierdzenie oczekiwanego w codziennym obcowaniu z muzyką pełnego rozmachu podejścia do prezentacji. Prezentacji, w której oczywiście duży udział miały testowane przez nas produkty wrocławskiego XCAT-a w postaci serwera muzycznego i ethernet-owego switcha. I nie byłbym sobą, gdybym nie wygłosił opinii, iż ten udział był determinującym ogólną estetykę pokazu. A dlatego, że zabawki Thrax-a brzmią transparentnie i trzeba je odpowiednio muzykalnie nakarmić, co polskie urządzenia zagwarantowały swoim esencjonalnym timingiem. W efekcie wyszedł z tego opisany na samym początku efekt wszechobecnego luzu oraz płynne podanie dobiegającej do mnie muzyki.
24. Horns, David Laboga
Ten tandem choćby z moich relacji z Monachium z pewnością bardzo dobrze znacie. A powodem jest fakt, iż odwiedziny tytułowego pokoju na mojej liście wizyt są wręcz obowiązkowe. A obowiązkowe dlatego, że tutaj zawsze gra muzyka. Owszem w zależności od zastosowanych kolumn raz bardziej, a raz mniej w estetyce tuby, jednak dla prezentowanych bytów spod znaku kolumn i kabli zawsze najważniejszy jest finalny efekt konfiguracji, czyli odpoczynek przy przyjemnie podanym repertuarze. I jak widać na zdjęciach, nie trzeba szaleństwa w postaci drogiej elektroniki, wystarczy dobrać coś, co zapewni odpowiednio muzykalny sygnał, aby przy użyciu ciekawie grających tubowych kolumn i odpowiedniego okablowania zaoferować klientowi zestaw pełen emocji.
25. Circle Labs
Jak ukazują zdjęcia, to oprócz kolumn był prawie w całości polski pokój. Od elektroniki, przez gramofon, zasilanie, po zaawansowane stoliki antywibracyjne jak okiem sięgnąć rodzima myśl techniczna na końcu współpracująca z belgijskimi zespołami głośnikowymi Ilumnia. Dlaczego jednak w tytule wspomniałem tylko o Circle Labs? Powód jest banalny i nie chodzi o próbę podprogowego gloryfikowania marki. Istotą takiej decyzji jest fakt ugruntowanej wiedzy o brzmieniu tego brandu. Od początku pojawiającego się u mnie na sesjach testowych od będącej podstawowym kierunkiem sekcji wzmacniającej, po ostatnio wprowadzony do oferty phonostage. Po prostu znam ten byt od podszewki i nie chcąc nikomu zaszkodzić moje obserwacje oprę o ten romans. Tym bardziej, że w wymienionym zestawie był także znany wszystkim analogowym freakom, od dawna interesujący mnie w kwestii bliższych kontaktów drapak – niestety werbalnie w postaci testu, ani nawet przypadkowego spotkania nie było mi dotychczas dane z nim obcować. Co mnie tak tąpnęło, że w tytule wspominam tylko o jednej marce? Nie wiem, co na co wpłynęło, ale to nie było mi znane i uwielbiane przez wielu nabywców brzmienie Circle Labs. Dostałem tylko krótki, czasem mocny, jednak pozbawiony masy, a przez to odpowiedniej energii atak, narysowaną skalpelem bez jakichkolwiek oznak pudła rezonansowego nawet w grze gitar, a co dopiero kontrabasu średnicę i na szczęście bogate, jednak jakimś cudem podane bez zniekształceń wysokie tony. Znane mi z testów tej krakowskiej marki, dające przyjemność obcowania z muzyką poziomy esencjonalności nie istniały. Być może taki był zamysł tej konfiguracji, jednak zdając sobie sprawę czym tak naprawdę panowie z Krakowa kupują całkowicie zrozumiałą dla mnie przychylność nabywców, stwierdzam, że to nie była ich na co dzień hołubiona karma. A jeśli tak, czyli wiedząc, że coś co znam, gra zgoła inaczej, nie podejmuję się oceny w wartościach bezwzględnych tego co usłyszałem nawet biorąc pod uwagę trudne warunki lokalowe. Wpadłem do tego pokoju 3 razy, bo chciałem zweryfikować, czy to był problem ze źródłem – niestety dla mnie w stosunku 2:1 wygrały pliki, ale za każdym razem usłyszałem tę samą pieśń podążania za wyczynowością prezentacji. Biorąc pod uwagę sporą ilość odwiedzających być może dla wielu w odbiorze bardzo ciekawej. Niestety znając wizję dobrego konsensusu pomiędzy atakiem, masą i spektakularnością podania popularnych „Cyrkli” dalekiej od ich pomysłu na swoje zabawki. Dlatego też nie oceniam, tylko jeśli ktoś po lekturze testów w periodykach branżowych poczuł się trochę zdezorientowany, uspokajam i pokazuję palcem, gdzie tkwiła taka, a nie inna przyczyna tego występu. Jak wspominałem, być może zamierzonego, ale z pewnością dalekiego od oczekiwanego nie tylko przeze mnie, ale także tytułowego producenta.
26. WLM, Graphite Audio
Ten przypadek jest bliźniaczym podejściem do opisu jak pokoju z Thrax-em, czyli znany wszystkim światowy producent wspierany polską myślą techniczną znalazł się w serii patriotycznej. Co prawda marka WLM w naszym kraju nieco wyciszyła swój byt, jednak wiemy, iż jej głównym mottem było granie swobodne, raczej lekkie, przez to szybkie i z posmakiem papieru jako wynik zastosowania opartych o celulozę membran głośników. Taka estetyka ma wielu zwolenników, co było trampoliną do rozpoznawalności nie tylko w Polsce, ale także na świecie, dlatego też ruch naszego specjalisty od walki z wibracjami Graphite Audio uważam za bardzo udany. Nie tylko wspierał się mocnym graczem, ale przy okazji próbował pokazać, jak dobra izolacja od niechcianych zniekształceń spowodowanych niestabilnością podłoża nie tylko elektroniki, ale również kolumn wynosi brzmienie systemu na wyższy poziom jakości. Jaka była skala zmian akurat w przedstawionym pokoju, naturalnie nie będąc podczas strojenia zestawu nie mam pojęcia, ale z testowej autopsji wiem, że potrafi zdziałać cuda. I to od lekkiego dociążenia przekazu, po jego zwarcie i nabranie szybkości z jednoczesnym oczyszczeniem sygnału z mechanicznych śmieci. I taki też wynik przy typowej prezentacji marki WLM zastałem tego dnia, czyli mimo zdroworozsądkowej pogoni za fajnym drive-m przekaz pozbawiony był jakichkolwiek artefaktów w postaci zniekształceń. Graphite Audio gratuluję, to był z Twojej strony przemyślany ruch.
27. Pylon Audio, Fezz Audio
Kolejnymi przedstawicielami wątku gloryfikującego rodzime konstrukcje są producenci kolumn Pylon Audio i lampowej elektroniki Fezz Audio. Z lampiakami jakiś czas temu mieliśmy krótki romans testowy i muszę powiedzieć, że bez problemu się broniły. Jeśli chodzi zaś o kolumny, na chwilę obecną to nadal dla nas to czysta karta. Dlatego z wielką ciekawością postanowiłem spędzić z tymi konstrukcjami choćby kilka chwil nawet w problematycznych warunkach wystawowych. Tym bardziej, że jeśli by nie zagrały, to przynajmniej wizualnie świetnie się prezentowały. Na szczęście wizyta w usytuowanej na wielkiej hali kartonowo-gipsowej budce okazała się być ciekawą w doznania brzmieniowe. Może nie było szaleństwa, bo i warunki i sam system nie był do tego konfigurowany, ale muszę przyznać, że całość grała przyjemnie. Esencjonalnie i lotnie, co bez problemu pozwalało zatopić się kreowanym przez ten konglomerat świecie muzycznym. Reasumując z przyjemnością przyznaję, iż to był fajny pokaz dobrze skonfigurowanego zestawu lampowego.
28. Bona Watt, Gemstone, MuzgAUDIO, Next Level Tech, Arch Audio
Tak tak, to także nasi. I co po pokoju Pylona i Fezza istotne, od początku do końca spod polskiej ręki. Do tego część oferty trzech producentów miałem przyjemność testować, co sprawiało, że wizyta u nich na obcej ziemi była tym bardziej pożądana. Co prawda akurat modelu grających kolumn – nowość w ofercie tego specjalisty od grającego betonu, przetwornika – tutaj na razie nie mamy osobistych doświadczeń, wzmacniacza – czekam na dostarczenie do testu akurat grającego modelu hybrydowego i akcesoriów akustycznych nie miałem u siebie, ale znając ofertę kablową NxLT od podszewki w obecności kompletu wystawców nie omieszkałem pokusić się o drobną ocenę brzmienia zestawu. Ale spokojnie, nie było to besztanie, tylko zapytanie, dlaczego wykorzystali najwyższą, wyraźnie transparentną w wyższej średnicy serię, a nie moim zdaniem bardziej pasującą do tej konfiguracji muzykalniejszą, oczko niższą w portfolio kolegi Słowika. Odpowiedź była bardzo klarowna i bez problemu przeze mnie akceptowalna. Chodziło o pewnego rodzaju preferencje producenta kolumn w przekazie noszącym znamiona wyraźnej świeżości przekazu, czyli tłumacząc z polskiego na nasze, lubi otwartą prezentację centrum pasma. Centrum, które w przypadku głośnego grania tego dnia w kartonowym saloniku było odczuwalnie żywe i w moim odczuciu mogłoby mieć więcej mięsa. Ale jak wiadomo, cały pokaz był zdroworozsądkowym porozumieniem wszystkich wystawców, w efekcie czego padła decyzja postawienia na otwartość, poparta informacją, że takich poziomów głośności jaki sobie zażyczyłem – mam duże kolumny i lubię mocne uderzenie – raczej nie wykorzystują, zatem problem jako taki nie istnieje. Po prostu ludzie w znakomitej większości zaspokajają emocje w oparciu o niezbyt głośno podaną muzykę, a nie boksując się z nią, dlatego lepiej dać jej więcej luzu, aby cicho swobodniej wybrzmiewała, niż spowodować coś na kształt nawet najprzyjemniejszej, ale jednak otyłości. Takie wytłumaczenie całkowicie mi wystarczyło i więcej nie kruszyłem o to przysłowiowych kopii. Tym bardziej, że nawet w zestawieniu z otwartym środkiem dzięki jakości dźwięku oferowanego przez kolumny Gemstone, przetwornik MuzgAUDIO, wzmocnienie Bona Watt we współpracy z panelami akustycznymi Arch Audio nie miałem problemu z jego pełną akceptacją, a moje zapytanie miało na celu jedynie zwrócenie uwagi na pewne niuanse kogoś patrzącego z boku na dane brzmienie, a nie jakiekolwiek krytykowanie ostatecznych wyborów. Reasumując było dobrze w kwestii masy, zwarcia dolnego zakresu i otwartości, co skutkowało prezentowaniem muzyki w estetyce pełnej radości, o co przecież w tej zabawie o to chodzi. Brawo.
29. Albedo
To co prawda tylko wystawka, ale z uwagi na fakt bycia polską marką nie omieszkałem odwiedzić tego stoiska. Panowie cały czas się rozwijają, co pokazują nie tylko kuluarowe rozmowy na jesiennej wystawie w Warszawie, ale także cały czas uniemożliwiające mi swobodne porozmawianie z mocodawcami brandu spotkania z potencjalnym dealerami ze świata podczas choćby w trakcie dziś opisywanej wystawy. Jeśli chodzi o samą prezentację, tym razem zamiast targać z kraju uciążliwą ilość wszelkiej maści produkowanych własnym sumptem drutów postawili na wyeksponowanie w estetycznych drewnianych gablotach jedynie najistotniejszych pozycji ze swojego portfolio. Nie powiem, pomysł fajny i ciekawie wizerunkowo zrealizowany. I najistotniejsze, że przyciągający potencjalnych dystrybutorów jak żartobliwie mówiąc lep na muchy.
Uf, wreszcie dotarliśmy do finału tegorocznej relacji z w teorii ostatniej wystawy z Monachium. Relacji pisanej na luzie, do tego na bazie przypadkowych wizyt czasem okraszonych całkowicie będącym poza moimi zainteresowaniami repertuarem jako punkt odniesienia, dlatego wszelkich potencjalnych niezadowolonych wystawców proszę o wyrozumiałość. Z pewnością nie miałem złych zamiarów, ale jak już spędziłem w danym pomieszczeniu ładnych kilkanaście minut, grzechem byłoby nie podzielić się wnioskami z co prawda coraz mniejszą, ale jednak nadal często proszącą mnie o takie opisy publicznością. Jak oceniam ten miting z perspektywy minionych kilku dni? Powiem szczerze, że ani przez moment nie miałem wrażenia tak zwanego odgrzewania kotletów. Naturalnie to wynik corocznej migracji pomiędzy sobą poszczególnych producentów ze swoimi konstrukcjami w celu pokazania uniwersalności połączeń. To jak w którymś akapicie opisywałem, z automatu rodzi dużą przypadkowość jakości brzmienia przygotowanej konfiguracji, ale też dzięki temu w tym roku jak nigdy wcześniej w moim mniemaniu Ole Vitus rozbił bank. Co mam na myśli? Chodzi o ożenek swoich produktów z kolumnami marki Göbel. Kolumnami, które zapewniły mu dźwięk wystawy poza wystawą, czyli w fabryce producenta. Czy to był pokaz absolutnie referencyjny dla każdego słuchacza? Z oczywistych względów nie. Na pewno był najlepszy dla mnie i pewnie kilku innych gości. Być może to na tle rozmachu wystawy efekt odwiedzenia naprawdę niewielkiej liczby odwiedzonych przeze mnie prezentacji. A niewielkiej dlatego, że gdybym miał spędzić kilka minut w każdym przygotowanym środowisku sprzętowym, zabrakłoby na to czasu nawet biorąc pod uwagę cztery dni imprezy. Niestety czas szybko mija i na bieżąco musiałem dokonywać wyborów, które zaowocowały powyższymi opisami poszczególnych prezentacji. Czy w pełni satysfakcjonującymi czytelników, pozostawiam do osobistej oceny. Niemniej jednak zapewniam, to co usłyszałem, bez owijania w bawełnę przelałem na klawiaturę. Czy skorzystacie z tego, czy też nie jest bez znaczenia, gdyż bez względu na czytelniczą frekwencję i tak za rok zrobię to samo. Zatem do zobaczenia.
Jacek Pazio