1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Lifestyle
  6. >
  7. II edycja Salonu Degustacyjnego Luksusowych Alkoholi M&P

II edycja Salonu Degustacyjnego Luksusowych Alkoholi M&P

Tak czasem w życiu bywa, że gdy niespecjalnie dbający o swoją wątrobę zwykły konsument alkoholi wysokoprocentowych swoimi zakupami zostawi u właściciela sieci sklepów z ową wodą ognistą równowartość terenowego Lexusa, nagle staje się na tyle poważanym klientem, by zostać zaproszonym na zamknięte dla zwykłego Kowalskiego, a otwarte tylko dla nielicznych prezentacje specjałów z górnej półki. Ba powiem więcej, dzwonią do niego zachęcając do odbioru imiennej – uwaga teraz najlepsze – bezpłatnej wejściówki, co dodatkowo podnosi prestiż, jaki nasz bohaterski „smakosz” stosunkowo niedawno zdobył w oczach Bosa. A gdy się pojawi – innej opcji oczywiście nie ma, gdyż ciężko na to pracował własnym portfelem i zdrowiem – w wyznaczonym miejscu i terminie, po miłym przyjęciu przez pracowników wkracza do innego wymiaru postrzegania jego osoby jako potencjalnego klienta, co Biblijnie rzecz ujmując, śmiało można określić jako Raj. Tutaj wtrącę małe doprecyzowanie, ponieważ mimo że ok. 90% populacji naszego pięknego kraju deklaruje się jako katolicy i słowo Raj powinno kojarzyć się wszystkim tyko z jedną wizją, w praktyce znając bardzo różny stopień naszego zaawansowania w obrządkach religijnych, jak również różną potrzebę jaką ów nieskończenie przyjemny dla człowieka przybytek w danym momencie ma spełniać, dość krótko i trywialnie oświadczę o czym jest dzisiejsza rozprawa: polewają co chcesz i ile chcesz, a wszystko oscyluje w górnych rejestrach cenowych portfolio organizatora. Nie wiem czy taka wizja bezkresnej błogości jest ogólnie przyjętym wzorcem na tym padole ziemskim, ale zasoby do zadawania przyjemności potencjalnemu gościowi tego dnia, moim zdaniem spełniają znamiona pojęcia Raj.      

Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać, a ze względu na fakt bycia współwłaścicielem portalu nawet nie musiałem, ale jeśli przelewam na klawiaturę pozytywne myśli ledwo tylko oscylujące na obrzeżach interesującej nas tematyki staram się znaleźć ku temu powód. Ale wracajmy do głównego tematu, jakim była zorganizowana w dniu 15.10.2014r DRUGA EDYCJA SALONU DEGUSTACYJNEGO LKSUSOWYCH ALKOHOLI M&P. Oczywiście na początku chcę przeprosić organizatorów za lekko ironiczny wstęp, ale nie czuję się winny, gdyż to nie pierwsza moja wizyta u Nich i za każdym razem przypominam o dość swawolnym języku moich niewiele dobrego wnoszących do życia potencjalnego bywalca na witrynie Soundrebels tekstów, co na szczęście zdają się traktować z przymrużeniem oka. Kontynuując proces wyjaśniania sensu otwierającego całość akapitu, oświadczam, iż wszystko co napisałem jest najprawdziwszą prawdą, z drobnymi, czy może lepiej brzmiącym określeniem byłoby słowo niewinnymi podkolorowaniami, a chodzi o postawę życiową konsumenta i jego wyzysk przez gospodarza imprezy. Tak naprawdę wystarczy spożywać nieco bardziej wyrafinowane trunki – bez wymogów jakiś nienaturalnych ilości – i bywać w salonie co jakiś czas, aby dać poznać się z tej strony kompetentnej obsłudze, która na tej podstawie wytypuje grupę potencjalnie zainteresowanych takim festiwalem klientów. To naprawdę niezbyt wiele, nawet na tak skromnie spożywającego alkohol klienta jak ja. Dlatego zachęcam do wierności takim ośrodkom wiedzy i asortymentu w dziedzinie alkoholu, a może się okazać, że nagle ku naszemu zaskoczeniu i my spełniamy minimalne warunki bycia pewnego rodzaju VIP-em.

Gdy już jakimś środkiem komunikacji dotrzemy do salonu, w którym odbywa się festiwal – ze swojego doświadczenia dodam, iż własny samochód jest niezbyt sensownym pomysłem, naszym oczom ukazuje się stylowo urządzona sala Klubu Whisky w Wesołej, oferująca kilkanaście często obsługiwanych przez właścicieli lub menadżerów danych destylarni stoisk firmowych. Dodatkowym bonusem jest dość szeroka oferta każdej marki, pozwalająca w ciągu kilku minut prześledzić jak uszlachetniająco na wytwór ich ciężkiej pracy wpływa okres leżakowania i finiszowania produktów. Nie będę się rozpisywał na temat każdego ze stoisk, skupiając się na ciekawostkach i moich pozytywnych zaskoczeniach. Oczywiście w tym momencie muszę podziękować wszystkim opiekunom stanowisk – bez względu na powiązania biznesowe – za miłą atmosferę podczas rozmów i wyczerpujące, często pomijane w folderach reklamowych informacje na temat danej wytwórni. To teoretycznie wydaje się nieistotne, ale pośród miłośników wyrafinowanego alkoholu, czasem zdarzają się tacy odmieńcy jak ja, którzy w procesie spożywania tegoż afrodyzjaku przywołują na myśl zasłyszane ciekawostki.      

Z uwagi na już drugą moją wizytę na tytułowym spotkaniu miłośników nieco wykwintniejszych trunków, będąc bogatszy o poprzednie doświadczenia, postanowiłem zmienić kierunek nazwijmy to zwiedzania. Dlaczego? Już zdradzam. Tak się jakoś złożyło, że od wielu już lat unikam białego alkoholu, a jeśli już muszę ukarać się tym wyrobem przemysłu spirytusowego, dość brutalnie traktuję go colą. I gdy w zeszłym roku zostawiłem sobie na przykry koniec ten dział imprezy, okazało się, że mój problem nie tkwi w samej wódce, tylko sposobie jej obróbki, co postanowił z sukcesem udowodnić mi znający się na rzeczy prezenter. W poprzednich relacjach ze spotkań w M&P już kilkukrotnie wspominałem co to był za trunek, ale dla niewtajemniczonych z lekkim ostrzeżeniem, że nie będzie tanio przypomnę, iż mowa o Crystal Head Vodka rozlanej do jakże bardzo odstającej wizerunkowo od naszego Raju butelki w kształcie trupiej czaszki. Ta czterokrotnie destylowana przez wsady z kamieni szlachetnych (diamenty) ciecz jest gęstym, gładkim, wolnym od wykręcającej nos woni spirytusu i niebezpiecznym w skutkach płynem, gdyż raczej masując nasze kubki smakowe, bez najmniejszych problemów jedyną informacją o ilości jego spożycia nie będzie stan wypalenia naszego przełyku, tylko nagła odmowa współpracy kończyn z ośrodkiem mózgowym. Groźne, ale prawdziwe. Jednak tym podejściem nie szukałem potwierdzenia niekontrolowanego zejścia ze sceny, tylko przywołania wspomnianej listy zalet lub jak kto woli niebezpieczeństw, rozpoczynając to wspaniale zapowiadające się popołudnia z w pełni świadomymi swoich kompetencji receptorami smaku. Kończąc ten wywód powiem krótko, mimo początkowych odruchów stopujących zakończenie okazało się bardzo wartościowym doświadczeniem i uzupełnieniem początkowo zamkniętego koszyka o tę pozycję.

Kontynuując dalszą wędrówkę po ambrozjach alkoholowych, przy każdym stoliku spędzałem sporo czasu na pogawędkach, ale obiecując na wstępie zabranie głosu tylko w przypadku moich pozytywnych zaskoczeń, zatrzymam się przy nowości na naszym rynku, a mianowicie projekcie powołania do życia spółki, która podjęła się przywrócenia oferty dawno, bo od ponad stu lat nieistniejących szkockich destylarni. Wykupując wszelkie możliwe certyfikaty, bazując na archiwalnych notatkach, tudzież przypadkowo odnalezionych i potwierdzonych informacjach dotyczących składu i sposobu tworzenia trunków w tamtych czasach The Lost Destillery Company, stara się w jak najwierniejszy sposób przybliżyć nam smaki dawnych epok. Na chwilę obecną w ofercie znajdują się tylko cztery propozycje, ale tylko kwestią czasu jest zdecydowane jej rozszerzenie. W ciekawej rozmowie na ów temat niestety dla purystów padło stwierdzenie, że dzisiejsze wcielenie archaicznych receptur z uwagi zdecydowanie bardziej zaawansowaną technologię ich wytwarzania będzie bardziej szlachetne w smaku niż protoplaści. Niestety znak czasu i w tej dziedzinie naszego życia odciska piętno postępu technologicznego. Jak wspomniany pomysł przywrócenia do życia wykopalisk gorzelniczych zaistnieje na dzisiejszym mocno zagospodarowanym rynku, musimy poczekać, ale po tych kilku festiwalowych próbkach jestem dobrej myśli.

Najbardziej zaskakującym z punktu widzenia wcześniejszych przed-wystawowych planów zakupowych faktem, co więcej, teoretycznie w najśmielszych snach wręcz niemożliwym do spełnienia była weryfikacja listy potencjalnych nabytków na korzyść amerykańskiego Bourbona Blanton’s. A jednak tak się stało. Co prawda była to również próba oswojenia mojej drugiej połówki z bardziej wymagającymi napitkami i zaproponowanie picia ich bez zbędnych dodatków typu cola, ale po organoleptycznym prześledzeniu oferty tej destylarni, skończyło się na dwóch pozycjach w koszyku  – rozpoczynającej ofertę dla szanownej małżonki i zamykającej 66-cio procentowej dla mnie. Ja bez względu na moc raczej nie planuję poniewierać takiej nietuzinkowości rozcieńczalnikami, ale nawet gdyby moje „Kochanie” nie dało rady spożyć swojego prezentu sauté, wartością dodaną całej akcji wydaje się być ładna karafka z konikiem na korku. Tak do końca nie wiem co było kropką nad „i” mojej decyzji wpisania na listę, ale niesiony przebijającymi się przez sporą ofertę wystawową doznaniami – zaskakująco delikatnie i subtelnie przy nietypowo wysokiej mocy potraktowanie kubków smakowych – postanowiłem zapoznać się z takim bukietem wyrafinowania w domowym zaciszu.

Podsumowując plusy tego spotkania, chciałbym wspomnieć o kolejnej, tym razem prasowej nowości rynku alkoholowego. Wystawiający się po raz pierwszy podczas tej edycji festiwalu i nie pozostawiający swym tytułem niedomówień drukowany periodyk – „Whisky” jest bogatym graficznie i merytorycznie dwumiesięcznikiem, który tego dnia w swoim dorobku miał co prawda tylko trzy numery, ale tematyka jaką się zajmuje i wsad informacyjny powinny zapewnić mu swobodę w kreowaniu nowych trendów pośród braci czerpiącej przyjemność spożywania wysokogatunkowych alkoholi. Z uwagi na współprowadzenie własnego portalu internetowego wiem jak ciężko jest utrzymać się na rynku, dlatego życzę nowemu tytułowi trochę szczęścia – niestety to jest ważne nawet w tych czasach – i wytrwałości w pracy, co powinno przynieść oczekiwane pozytywne rezultaty.   

Jak widać na moim przykładzie, nic przed takimi spotkaniami nie jest pewne. Moje z góry zaplanowane zakupy przeszły nieoczekiwaną metamorfozę, tylko dlatego, że mogłem pewnych wyolbrzymianych na minus przez zatwardziałych przeciwników niuansów smakowych zaznać na własnej skórze … ups. języku. Czasem okazuje się to potwierdzeniem całkowicie odmiennego postrzegania smaku, ale zdecydowanie częściej jest kolejnym krokiem w odkrywaniu nieco innych niż na co dzień, ale nadal bliskich naszemu sercu artefaktów bukietowych trunku. Dlatego jeśli tylko nadarza się okazja, korzystam z zaproszenia, ale nie z pobudek przytoczonych w pierwszym akapicie –darmo i bez ograniczeń, tylko czysto poznawczych. Kończąc ten potok myślowy, chciałem podziękować organizatorom, gościom z zagranicy i pracownikom za włożony wysiłek, umożliwiający nam komfortową degustację. Niestety w życiu tak bywa, że żeby ktoś mógł się bawić, pracować musi ktoś.

Jacek Pazio

Pobierz jako PDF