Opinia 1
Doskonale zdając sobie sprawę z faktu, że grupy wierzących w niedziałanie, lub jak kto woli niewierzących w działanie, jakichkolwiek akcesoriów, przewodów sieciowych, gniazdek, bezpieczników, etc, i tak nie nawrócę niniejszy test dedykuję wszystkim tym, którzy słyszą. Słyszą, to co się w ich systemach dzieje i pomimo przysłowiowych „kilometrów podłej jakości kabli” i „nieaudiofilskich” elektrowni dążą do tego, by walkę z czynnikami utrudniającymi, opóźniającymi drogę do osiągnięcia audio-nirwany rozpocząć i wygrać już na starcie. W punkcie, w którym „cywilna” instalacja elektryczna, na którą wpływu niestety nie mamy, bądź mamy znikomy, się kończy a zaczyna nasza własna, dopieszczona, wychuchana i ułożona zgodnie z arkanami sztuki i z najlepszych materiałów, na jakie w danym momencie mogliśmy sobie pozwolić. Oczywiście taka sytuacja może mieć miejsce, jednak mam pewne, niejasne przeczucie, że bardzo często jedyną ingerencję w elektrykę, na jaką zdesperowany złotouchy może uzyskać zgodę współdomowników będzie zakup wymarzonej listwy/filtra/kondycjonera i/lub (niepotrzebne skreślić) co najwyżej wymiana gniazdka na … Tutaj wybór spokojnie możemy ograniczyć do dwóch, góra trzech producentów, więc nie ma sensu o to kruszyć kopii, bo i tak i tak każdy będzie kierował się bądź to zasobnością portfela, bądź słuchem. Mniejsza z tym. Skoro dzięki opartej na logicznych przesłankach analizie określiliśmy obszar najbardziej prawdopodobnych działań, to wypadałoby się na nim skupić. Tym oto sposobem dotarliśmy do miejsca, w którym wypadałoby przedstawić bohatera niniejszej recenzji, którym jest filtr sieciowy MiniSub Axis debiutującej na naszym rynku, lecz cieszącej się niesłabnącym zainteresowaniem i rosnącym poważaniem w reszcie mniej, lub bardziej cywilizowanego świata, marki Isol-8.
Żeby była jasność. Isol-8 nie jest wydmuszką, pseudo brandem powołanym do życia przez kilku obrotnych jegomości z zacięciem do kreatywnej księgowości, którzy mając zarejestrowaną w „City” skrzynkę pocztową i możliwie najmniejsze mikro biuro w którymś ze szklanych wysokościowców uskuteczniają tzw. rebranding. Nic z tych rzeczy. Za powołanym do życia Isol-8 Technologies stoi Nic Poulson, który swoje branżowe szlify (w wieku 17-u lat!) zdobył m.in. w BBC, a potem już poszło z tzw. górki. Lata 90-te to działalność w ramach Trilogy Audio Systems, jednak to, co obecnie nas intryguje, a przynajmniej intrygować powinno wykluło się w 2001 r. pod postacią IsoTek Systems, by ledwie trzy lata później (w 2003 r.) ewoluować do autorskich rozwiązań sygnowanych logiem Isol-8. Nietaktem i grzechem zaniedbania byłoby pominięcie milczeniem pełniącego funkcję Product Designera Simona Darta, który karierę rozpoczynał razem z Niciem jeszcze w BBC i niejako „przy okazji” zajmuje się wysoce zagmatwanymi zagadnieniami telekomunikacyjnymi.
Na temat budowy wewnętrznej nie będę się wymądrzał, lecz tylko nadmienię, iż widok trzewi po rozkręceniu Axisa wydał mi się dziwnie znajomy, nasuwając pewne przypuszczenia, które po chwili zweryfikowałem. Pamięć mnie nie myliła. Podobnie zaprojektowany był IsoTek EVO3 Aquarius (ciekawe kiedy i przez kogo pierwszy raz stworzony na desce kreślarskiej ;-)), lecz porównując oba urządzenia dość wyraźnie widać, że bohater niniejszego testu ma zdecydowanie „bogatsze” wnętrze. Choć nie uprzedzając faktów takie różnice jeszcze o niczym nie świadczą a wyraźne rozdzielenie części nisko/średnio od wysoko – prądowej stosuje większość wytwórców tego typu akcesoriów. Oczywiście konstruktorzy nie omieszkali wspomnieć w materiałach dołączonych do filtra o możliwie najlepszym odseparowaniu, zniwelowaniu wzajemnych interferencji pomiędzy urządzeniami w Axisa wpiętymi, oraz „odkłócaniu”/blokowaniu napięcia DC.
A teraz najważniejsze pytanie, obawa, jaka każdorazowo towarzyszy wpinaniu w tor audio jakiegokolwiek urządzenia odpowiedzialnego za jakość i czystość zasilania. Muli, czy nie muli? MiniSub Axis … nie muli. Prawdę powiedziawszy nie mam bladego pojęcia jakim cudem Nic i Simon to zrobili, ale po podłączeniu ISOL-8 MiniSub Axis najpierw skwitowałem usłyszaną zmianę staropolskim „@#$%&” a potem stwierdziłem, że ten niepozorny filtr niebezpiecznie zbliża się do poziomu prądowej ekstraklasy. Spieszę w tym momencie uspokoić posiadaczy m.in. Furutecha Power Six, że oczywiście na dłuższą metę słychać, iż przestrzeń nie jest budowana tak sugestywnie i nie ma realnych szans na taką nieskrępowaną swobodę, ale na miły Bóg – jakaż przepaść cenowa dzieli obu rywali! Za to jednej rzeczy już po kilku godzinach słuchania byłem pewien – jest to pierwszy spotkany przeze mnie filtr, który delikatnie, ale na prawdę subtelnie, ograniczając najniższe pasmo nie rozmiękcza go, lecz do samego końca trzyma wzorową zwartość i twardość.
Nie chcąc jednak zbyt pochopnie ferować osądów postanowiłem dać sobie czas na ochłonięcie i zamiast skupiać się na muzyce zająłem się dość absorbującymi czynnościami związanymi z obróbką zdjęć do kolejnej recenzji. Jednak za każdym razem, gdy odrywałem się od ustawiania na kolejnym kadrze właściwej temperatury bieli, czy też stemplowania nie wiadomo skąd pojawiających się drobinek kurzu moje myśli bezwiednie podążały do grającego nieopodal systemu. W końcu, mając „część artystyczną” z głowy mogłem na spokojnie usiąść i rozpocząć właściwą fazę testów.
Skoro zacząłem o basie, to pozwolę sobie kontynuować ten temat. Z reguły jest tak, że niedomagające pod względem wydajnościowym źródła energii dość zauważalnie, a przez to boleśnie ograniczają możliwości w reprodukcji najniższych składowych poprzez ich ordynarne odfiltrowanie. Co prawda z perspektywy czasu i nabytego doświadczenia wcale nie jest to takim złym rozwiązaniem, gdyż trudno zepsuć coś, czego nie ma. Czasem próbują też ratować twarz poprzez nieudolne próby zachowania pełnej skali, lecz niestety bez zdolności zapanowania nad ww. całością. W rezultacie bas hula jak spuszczony ze smyczy nadpobudliwy szczeniak Golden retrievera beztrosko demolujący pozostałą część pasma. W przypadku 8-ki żadna z powyższych plag egipskich nie ma miejsca. W zamian za to otrzymujemy kontrolę, ład i porządek zaczynające się mniej więcej na półpiętrze (uczciwie uprzedzałem, że można zejść niżej) Hadesu a kończące gdzieś w okolicach wierzchołka tęczy i to tej prawdziwej a nie „wiecznie gorejącej” z warszawskiego Placu Zbawiciela.
W weryfikującej najniższe pomruki sesji wykorzystałem trzy, wredne jak małe gobliny albumy – „BBNG2” kanadyjskiej formacji BADBADNOTGOOD, „Mujeres De Agua” Javiera Limóna i „Khmer” Nilsa Pettera Molværa, które reprezentując diametralnie różne nurty muzyczne łączy wspólny mianownik – przyprawiający o drżenie rodowych skorup i wysysający resztki faradów z baterii kondensatorów ulokowanych w zasilaczach bas. Bas potężny, wszechmocny i jeśli tylko pozbawiony kontroli to równie niszczycielski, jak kula stosowana podczas wyburzeń.
Nad wyraz ciekawie wypada porównanie tytułowego filtra do pozornie bliźniaczego, podobnie wycenionego i testowanego przez nas pod koniec zeszłego roku wspominanego już IsoTeka EVO3 Aquarius, który kładł akcent głównie na kulturę, gładkość i wysublimowanie. Za to MiniSub Axis bez najmniejszego skrępowania dostarcza słuchaczom, oczywiście pod warunkiem umieszczenia takowych na ścieżce dźwiękowej, niemalże infradźwiękowych, zwartych i świetnie kontrolowanych uderzeń o wyrazistych, rysowanych ostrą kreską konturach.
Średnica z kolei czarowała soczystością i nasyceniem barw, przy czym odpowiednio dobrany tor audio mógł poszczycić się nad wyraz sugestywną artykulacją ludzkich głosów. Gładkość i słodycz szły w parze z nieskrępowaną siłą emisji a śledzenie poszczególnych partii, bądź wychwytywanie różnic pomiędzy konkretnymi urządzeniami stawało się wielce emocjonującym zajęciem. Piszę te słowa z pełną świadomością, gdyż testy filtra zbiegły się z przybyciem do mnie dwóch wyśmienitych przetworników – Ayona Sigma i ModWrighta Elyse. Wspominam o tym, gdyż nie od dziś wiadomo, że to właśnie lampy są najbardziej czułe na wszelkiego rodzaju anomalie związane z jakością zasilania a dzięki Axisowi oba wspomniane DACi miały okazję nie tylko zaprezentować się od jak najlepszej strony, ale po prostu pracować w optymalnych warunkach odwdzięczając się jedwabistą gładkością połączoną z nienachalną rozdzielczością, jaką tylko rozżarzone próżniowe bańki są w stanie przekazać.
Podobne obserwacje poczyniłem podczas analizy najwyższych składowych przy użyciu mieniącej się feerią barw i tysiącami odcieni blach „Brotherhood Of Brass” Frank London’s Klezmer Brass Allstars. Płyta ta jest niesamowita i zjawiskowa, lecz aby w pełni docenić jej piękno należy tak skonfigurować system, by rozdzielczość i selektywność nie przysłoniły muzykalności i zamiast pięknie nie zrobiło się strasznie – jazgotliwie i ofensywnie. Z Axisem umiar godny włoskiego mistrza w gotowaniu makaronu „al dente” był bezapelacyjny i od pierwszej do ostatniej nuty mogłem w pełni delektować się klezmerskim szaleństwem nie narażając się na krwotok z uszu i potężną migrenę.
Jednak proszę mi wierzyć, słuchając angielskiego filtra wszystko to, co do tej pory napisałem ma znaczenie drugo a nawet trzeciorzędne. Podobnie dzielenie włosa na czworo, sztuczne rozbieranie całości na czynniki pierwsze powstało wyłącznie na potrzeby niniejszego artykułu, gdyż po wpięciu Axisa w tor zachodził proces homogenizacji, uspójnienia pasma w nierozerwalny muzyczny monolit. Monolit pozbawiony zbędnego balastu wszelakiej maści elektrośmieci zamazujących i deformujących jego pierwotną, zapisaną w materiale źródłowym formę.
W tym miejscu pojawia się zwyczajowo jakaś mniej, lub bardziej trafna puenta, podsumowanie testu i próba skondensowania poczynionych wcześniej obserwacji. Tym razem będzie to jednak przypuszczenie/domniemanie połączone z tzw. „myśleniem życzeniowym” (ang. wishful thinking) – Jeśli tak działa MiniSub Axis – niemalże otwierający ofertę, to aż strach pomyśleć jakie spustoszenie wśród konkurencji mogą powodować wyższe, przynależące do audiofilskiej linii uzdatniacze Isol-8.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Moje Audio
Cena:
– ISOL-8 MiniSub Axis – 5 950 PLN (wersja srebrna), 6 200 PLN (wersja czarna)
– Kabel IsoLink 2 ( 1,5 metra ) – 999 PLN
Dane techniczne:
Ilość gniazd: 6 (4 nisko/średnio prądowe, 2 wysoko prądowe)
Zastosowane gniazda: Schuko
Główne gniazdo zasilające: 10 A IEC
Wymiary (S x W x G): 444 x 85 x 305 mm
Waga: 6.7Kg
Obudowa: Stalowy, lakierowany na czarno korpus, aluminiowy front (opcjonalny kolor czarny)
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon 1sc; Gato Audio CDD-1
– DAC: Ayon Audio Sigma; ModWright Elyse
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
– Gramofon: Transrotor Fat Bob S + ZYX R100
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Octave Phono Module
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI 5; Gato Audio AMP-150
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; Gauder Akustik Cassiano
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Siltech Classic Anniversary 770i
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: GigaWatt PF-2 + przewód Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
Oczywistą sprawą dla wszystkich, nawet bardzo naukowo traktujących zabawę w audio słuchaczy jest konieczność dostarczenia prądu do urządzeń odtwarzających dźwięk w domowym zaciszu. Niestety zaraz po tym stwierdzeniu zaczynają się schody związane z wpływem jakichkolwiek ulepszaczy: kabli, filtrów, kondycjonerów, gdyż teoretycznie sprawę odpowiedniej jakości owej energii elektrycznej powinny załatwić stosowanie filtrów przeciwzakłóceniowych we wszelkich odbiornikach owego prądu, a to dla wielu audiofilów już takie oczywiste nie jest. Nie wiem czy to dobrze, czy nie dobrze, ale raczej bliżej mi do propagatorów dostarczenia życiodajnych ładunków do posiadanego systemu w jak najlepszej postaci i z po latach prób ignorowania problemu, pochyliłem się nad tym dłużej, potwierdzając istnienie wpływu (w moich odczuciach) – raz na lepsze, raz na gorsze – rozmaitych dostępnych na rynku akcesoriów z tym związanych.Niestety sprawa jest na tyle kontrowersyjna, że nie podejmuję się udowadniania na siłę mych obserwacji i wszystkich czytelników zapraszam do podjęcia własnej decyzji, czy poświęcić kilka minut na zapoznanie się z zaistniałymi (lub nie) zmianami, czy szkoda nawet rzeczonego prądu do zasilenia komputera na czcze gadania audio-szamana. Jeśli jednak po tych kilkunastu miesiącach mych wypocin na Soundrebels jesteście skłonni poświęcić mi trochę czasu, zapraszam na krótkie resume po spotkaniu z bardzo dobrze znaną w Anglii, a dopiero debiutującą u nas wyspiarską marką ISOL-8, której dystrybucji podjęło się wrocławskie Moje Audio dostarczając do testu filtr sieciowy MINISUB AXIS wraz z uzupełniającym firmowy komplet, występującym jako osobny produkt w ofercie kabel sieciowy IsoLink 2.
MINISUB AXIS nie wygląda na próbę naciągania klienta, gdyż swoimi gabarytami przypomina większość budżetowych wzmacniaczy zintegrowanych, a to już zapowiada solidne podejście do zagadnienia czyszczenia prądu. Prosta w konstrukcji, ale solidna stalowo – aluminiowa obudowa skrywa układy elektryczne, które mają spełnić różne wymagania w zależności od zapotrzebowania poszczególnych urządzeń, dlatego tylna ścianka została wyposażona w oddające energię dwa gniazda wysokoprądowe, cztery nisko-obciążeniowe, zacisk uziemienia i gniazdo zasilające IEC. Bijący spokój wizualny naszego bohatera, delikatnie ożywia umieszona centralnie na panelu frontowym dioda. Jak można wywnioskować z tych kilku wizualizacyjnych zdań, angielska propozycja swoją stonowaną aparycją powinna trafić w gusta sporej rzeszy potencjalnych nabywców, jednak ważniejszym zdaje się być aspekt, czy w ślad za nieabsorbującym designem – w dobrym tego słowa znaczeniu, pójdą podobne zalety natury brzmieniowej – czytaj izolujący nas od śmieci w sieci elektrycznej i przeźroczysty dla dźwięku komponent? Zapraszam do lektury, która ze względu na rolę testowanego urządzenia może nie będzie przesadnie rozbudowana, ale na pewno warta poświęcenia kilku chwil naszego drogocennego czasu.
Ten będący próbą oceny możliwości działania angielskiego produktu proces poznawczy zacznę trochę inaczej niż zwykle, gdyż jako starter chcę przywołać z pamięci kilka wcześniejszych spotkań z podobnymi urządzeniami. I to nie tylko filtrami, czy kondycjonerami, ale także zwykłymi, pozbawionymi jakichkolwiek dodatków listwami sieciowymi. Zawsze, no może prawie zawsze, wspomniane komponenty wprowadzają niechciane, bądź pożądane zmiany w naszym torze audio, podczas gdy w swych założeniach mają być przecież niewidzialnymi. Pal licho, jeśli robią to na tyle nieinwazyjnie, że po jakimś czasie przechodzimy nad tym do porządku dziennego, gorzej jeśli zabierają nam życie z dobiegającej do naszych uszu muzyki, a w swej zabawie w świadome słuchanie muzyki, niestety miałem kilka takich niechlubnych przypadków. Jednak patrząc na to z drugiej strony, moje postrzeganie lekkiego ograniczenia blasku w górze pasma, odchudzenia średnicy, czy skrócenia basu jako wady, dla innego słuchacza może być aspektem wręcz oczekiwanym, dlatego też nie mi do końca oceniać, czy coś jest dobre czy złe dla wszystkich, tylko nakreślić ramy danych zmian, by każdy mógł to sprawdzić na własnej żywej tkance. Taka wstępna recenzencka diagnoza powinna być zaczynem do wpisania urządzenia na listę osłuchową, lub jeśli komuś zapali się czerwona lampka ostrzegawcza, całkowitej z niej takiej puszki Pandory eliminacji. I w tym tak banalnym bo będącym kontynuacją testu momencie, powinienem zacząć wyliczać ograniczenia stwarzane przez tytułowy MINISUB AXIS – choćby z punktu dość niskiej pozycji w cenniku tej marki, ale niestety jestem w lekkim – pozytywnym zakłopotaniu, gdyż nie mam nic takiego do zakomunikowania. Wręcz przeciwnie, ciężko mi stłumić miłe zaskoczenie, ale mimo to postaram się w pełni kontrolowanymi frazami, przekazać colu dzisiejszego spotkania, czyli reakcję mojego systemu na implementację wyspiarskiej propozycji sprzątania sieci.
Z uwagi na brak uprzedzeń, mimo dość niskiego pozycjonowania w ofercie przybyłego na występy filtra, odsłuch zacząłem od wpięcia weń wszystkich części mojej układanki, włącznie z rozstawiającą po kątach obce ciała w zasilaniu końcówką mocy. Co prawda zawsze słyszę artefakty sygnalizujące braki w karmieniu jej przepuszczonymi przez cokolwiek Watami, ale wpięcie po pewnym czasie bezpośrednio do ściany, pokazuje ten aspekt jak strzał z przysłowiowego „liścia” w twarz. Przygotowany na wszystko wcisnąłem przycisk Play i popłynęła muzyka, ale o dziwo bardzo swobodnie i zdawałby się bez większych ograniczeń. Jeden, drugi kawałek i nadal muszę trochę się nieco przyłożyć do cyzelowania dźwięków, by znaleźć jakikolwiek inaczej niż zwykle wypadający niuans. Tak, tak, te obecnie usłyszane zmiany, na podstawie kilkuletnich spotkań z różnymi zbawiennymi polepszaczami, zdawały się być niuansami, a przecież AXIS próbował sprostać zmanierowanej japońskiej końcówce mocy i o dziwo nie oddał meczu, spektakularnym rzuceniem białego ręcznika. Oczywiście spieszę wszystkich chętnych do zakupu MINISUB’a już po tej linijce tekstu ostudzić, poczekajcie na dalszy ciąg wydarzeń, gdyż pewne ograniczenia – jak dla mnie – dawały o sobie znać. Jednak przypominając o przeznaczeniu tego produktu do systemu o zdecydowanie niższym szczeblu wyrafinowania – co oczywiście nie jest przymusem, to odsłona, w której brałem udział, dawała bardzo dużą dawkę punktów a konto dalszego procesu odsłuchowego, z już mniej nerwowo reagującą na próby oddzielenia od gniazdka w ścianie elektroniką, czyli dzielonym CD i lampowym przedwzmacniaczem liniowym. Ale na koniec kilka zdań o reakcji bezlitosnego pieca KAP 777 na produkt marki ISOL-8 w porównaniu do bezpośredniego wpięcia „w ścianę”. Uspokajam, nie było porażki, gdyż ów mariaż dawał znać o sobie bardzo delikatnie i to tylko na skrajach pasma (ich rozdzielczość) i ogólnym oddechu grania, lekko rozmydlając tło spektaklu muzycznego, co przekładało się na utratę realizmu w budowaniu wirtualnego byty międzykolumnowego, a co ja osobiście odbierałem jako utratę eteryczności. Jednak patrząc na te problemy przez pryzmat wszystkich starć mojej końcówki z jakimkolwiek nawet drutem ją poprzedzającym – poza firmową sieciówką, chylę czoła tej przecież mocno obrabiającej płynące wewnątrz niej elektrony konstrukcji, za wyjście ze starcia z twarzą. I to było ostatnią rzeczą, do jakiej mogłem się przyczepić podczas spotkania Anglika z Japończykami, gdyż dalszy rozwój wypadków był tylko potwierdzeniem umiejętności inżynierskich konstruktorów znad Tamizy, którzy chcą pomóc borykającym się z trudami życia w blokowiskach audiofilom. Jak można z ostatniej linijki tekstu wywnioskować, wypięcie japońskiego pożeracza prądu, pozwoliło wejść dźwiękowi na zdecydowanie wyższy stopień wtajemniczenia, gdzie mimo dotykania każdego z zakresów pasma akustycznego, w konsekwencji nie sposób nazwać tego degradacją jakości odbioru muzyki. Przypominam, że należy jeszcze wziąć pod uwagę fakt docelowego bytu tego filtra sieciowego, który u mnie występował jako kopciuszek dzielnie broniący swoich zalet, co tylko dobrze rokuje na spotkanie z równorzędnym mu systemami audio. Ale do meritum. W kilku zdaniach. Najważniejszą, powtarzam, najważniejszą sprawą jest fakt braku jakiegokolwiek ograniczenia w swobodzie grania podłączonego zestawu. To zwykle jest piętą achillesową wielu konstrukcji, z którą Anglicy poradzili sobie znakomicie. Ale to nie wszystko, gdyż przy całej wspomnianej swobodzie wirtualnych dźwięków, dostajemy nieco utwardzony, dający poczucie większej potęgi bas. Oczywiście złośliwie można nazwać to lekkim odstępstwem od przeźroczystości, ale przypadkowo wzięta na tapetę płyta Cassandry Wilson „New Moon Doughter” zyskała na tej manierze bardzo wiele, gdyż mocno osadzona w niskich rejestrach kompilacja, snuje się czasem miękkawym i obfitym dolnym zakresem po podłodze, by za sprawą AXISa zebrać ten pomruk w jeden czysty i twardy dźwięk. Pozostając przy tym samym krążku i pnąc się nieco wyżej w widmie akustycznym, dostrzegamy również lekkie podniesienie tonacji średnicy, co nadal mieszcząc się w ramach dobrego nasycenia, daje nieco lepszy wgląd w całe nagranie. I sądzę, że niewielu znajdzie się takich, którzy posiłkując się testowanym urządzeniem w swoim audiofilskim zaciszu, będą narzekać na wspomnianą dodatkową dawkę informacji w tym zakresie, pod warunkiem, że w ogóle cokolwiek usłyszą, gdyż piszę o rzeczach występujących zadziwiająco delikatnie, jak na moje czułe ucho.Ostatnim wychwyconym w procesie testu niuansem jest minimalne uśrednienie rozdzielczości góry, jednak jak wcześniej wspomniałem, bez większych oznak ograniczenia świeżości płynących dźwięków. Dla mnie ingerencja w tym miejscu wpływała jedynie na eteryczność muzyki, która w bezpośredni sposób przekłada się na możliwości kreacji sceny w postaci bliskiej do kinowych realizacji 3D. Jednak biorąc pod uwagę całokształt umiejętności produktu marki ISOL, wszystkie niuanse są na tyle małoinwazyjne u mnie, że ktoś kroczący nieco inną ścieżką – przymus zastosowania ze względu na słyszalność w głośnikach pracy lodówki lub zmywarki podczas wieczorów z naszą ukochaną muzyką, zdziwi się, że ja bezzasadnie kręcę nosem. Zbliżając się do końca dzisiejszego testu, wspomnę tylko, że przerzucenie kilkunastu krążków bez względu na rodzaj muzyki, pozwoliło potwierdzić opisana wnioski, w pewnym aspekcie modelujące końcowy dźwięk zestawu Reimyo, który mimo sporych oczekiwań od pretendenta do walki – ISOL-8 znakomicie z nim współpracował.Po takiej dawce doznań, będącej pokłosiem kontaktu z solidną angielską inżynierią w zaspokajaniu zapotrzebowania na prąd, nie chciałbym nikogo straszyć, ale nawet przypadkowa wizyta MINISUB AXIS marki ISOL-8 w Waszym systemie może okazać się końcem udawania, że wszystko z zasilaniem jest ok. Nie wierzycie? Zapraszam do weryfikacji, ale zawczasu zaznaczam, że tylko na własne ryzyko.
To było dziwne spotkanie, gdyż stawiając w jednym szeregu prawie otwierający ofertę filtr sieciowy przeciwko wysublimowanemu Japończykowi, może nie przewidywałem całkowitej porażki, ale na pewno też nie tak zaskakująco dobrego wyniku. Jeszcze raz może wspomnę: to, co zwróciło moją największą uwagę i aprobatę, to brak ograniczeń otwartości i swobody grania, co dość często jest kulą u nogi wielu konstrukcji. Wszystkie inne rzeczy są do weryfikacji potencjalnego klienta, gdyż ja mając dość czysty prąd, bo bezpośrednio ze skrzynki na osobnych bezpiecznikach w domu jednorodzinnym pociągniętą linię zasilania, byłem w stanie coś wychwycić, a meloman mający w sąsiedztwie setkę sąsiadów na tym samym kablu i do tego pewnie jeszcze aluminiowe druty w ścianie, zazna tylko samych pozytywów i czytając mój tekst, popuka się z politowaniem w głowę, że się nie znam i szukam dziury w całym. I będąc skromnym człowiekiem, biorąc dodatkowo jego punkt odniesienia, z czystym sumieniem przyznam mu rację.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
Kolumny: Bravo Consequence+
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sek
cja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: Rogoz Audio; Solid Base VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX MK II, platforma antywibracyjna Audio Philar
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MKII
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM SENSOR PRELUDE IC