1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Reportaże
  6. >
  7. Jestem Filharmaniakiem

Jestem Filharmaniakiem

Opinia 1

Trwająca blisko cztery lata przebudowa Filharmonii Śląskiej im. Henryka Mikołaja Góreckiego w Katowicach dobiegła końca. Co prawda uroczyste, trzydniowe otwarcie miało miejsce tydzień temu, lecz aby załapać się na otwarte koncerty inauguracyjne, bądź inauguracyjne trzeba było mieć sporo szczęścia, być VIP-em, a najlepiej spełniać oba warunki. Za to w bieżący weekend by na własne oczy i uszy przekonać się na co została przeznaczona kwota ponad 47 mln PLN wystarczyło ruszyć zastane po zimowym letargu kości i pojawić się na ul. Sokolskiej 2 by dołączyć do innych „filharmaniaków” w ramach zorganizowanych przez Filharmonię w dniach 5-6 kwietnia dni otwartych.

Remont zabytkowego (powstałego w 1873r.) budynku objął nie tylko gruntowną renowację i usunięcie powstałych na przestrzeni lat pęknięć, nie zawsze prawidłowo do tej pory naprawianych, szkód górniczych, ale również dobudowanie od ul. Sokolskiej dwóch nowych kondygnacji, odrestaurowanie głównej sali koncertowej na 420 miejsc, nową salę kameralną ze 110 miejscową widownią i recepcyjno-seminaryjną na 40. Nie zapomniano również o tak nieodzownych w nowoczesnych inwestycjach ułatwieniach dla osób niepełnosprawnych (system wind i podjazdów), oraz klimatyzacji.

Dni otwarte rozpoczęło spotkanie z wirtuozem, prof. Julianem Gembalskim, połączone z prezentacją 36-głosowych organów składających się z ok. 2500 cynowych piszczałek i różnych gatunków drewna. Wykonanie tego potężnego, rozłożonego na trzy manuały (główny – Hauptwerk, symfoniczny – Schwellwerk, pozytywu – Positiv) i pedał (zawiera najniższe głosy) instrumentu powierzono niemieckiej firmie Karl Schuke Berliner Orgelbauwerkstatt. System sterowania organami wykonano w tradycyjnej trakturze mechanicznej a jedynie poszczególne głosy uruchamiane są elektromagnetycznie umożliwiając tzw. kombinacje Zetzera.

Nie sposób nie wspomnieć o nowo zakupionym fortepianie Steinway&Sons model D-274 (wybranym spośród sześciu sztuk dostarczonych na testy) charakteryzującym się nie tylko potężnym dźwiękiem, ale i właściwą dla tego producenta bogatą paletę barw. Z resztą każdy mógł na własne uszy przekonać, się o klasie instrumentu podczas próby otwartej Chóru Filharmonii Śląskiej pod dyrekcją Jarosława Wolanina. Pomimo nieformalnego charakteru prób wokaliści nie mogli liczyć na taryfę ulgową i tłumnie zgromadzona publiczność była świadkiem wielu szczegółowych instrukcji wydawanych poszczególnym sekcjom.

Jedną z licznych atrakcji był „polowy” warsztat lutniczy Pana Arkadiusza Gromka. Elementy „pudeł” wykonywane są z drewna jaworowego a płyty górne ze świerkowego. Widoczną na zdjęciach zrobiono z jednego kawałka świerka alpejskiego o bardzo drobnym usłojeniu. Pan Arek z łagodnym uśmiechem i stoickim spokojem odpowiadał na setki pytań potrafiąc skupić uwagę tłumnie przybyłej, rozbrykanej dziatwy przedszkolno-szkolnej oraz będących w zdecydowanie poważniejszym wieku dorosłych.
Z ciekawostek – używana przez Pana Gromka japońska piła tnie jedynie podczas ruchu powrotnego a nie jak to ma miejsce w przypadku narzędzi europejskich i amerykańskich podczas ruchu do przodu, bądź w obu. Powodem jest większa dokładność, jaką można w ten sposób osiągnąć.

Nie zabrakło też audiofilskiego akcentu, gdyż rezydujący nieopodal katowicki RCM w znajdującej się na IV piętrze sali prób Śląskiej Orkiestry Kameralnej zaprezentował iście high-end’owy system audio racząc zwiedzających klasycznym repertuarem obfitującym w prawdziwe perły światowej fonografii wydane na płytach winylowych. W przeciwieństwie do bywalców wszelakiej maści branżowych wystaw/targów audio przeważającą część widowni stanowiły osoby skupione przede wszystkim na pięknie muzyki, w dalszej kolejności zainteresowane zaawansowaniem technologicznym użytego do reprodukcji sprzętu. Jednak możliwość niemalże bezpośredniego (różnica dwóch pięter) porównania muzyki granej na żywo i z systemu audio okazała się na tyle intrygująca, że pytania dotyczące gramofonu (TechDAS Air Force One z ramieniem SME V uzbrojonym we wkładkę Sheltera), oraz pozostałe elementy toru (phonostage RCM TheRIAA, przedwzmacniacz Thrax Dionysos, hybrydowe monobloki Thrax Heros + Gauder Akustik BERLINA RC 9) pojawiały się praktycznie przy każdej zmianie strony płyty. A właśnie, filharmoniczny pokaz miał zdecydowanie spokojniejszy, w porównaniu z np. Audio Show charakter, gdyż wszystkie płyty grane były w całości, więc rozmowy prowadzono bądź to podczas zmiany płyty/strony, bądź niecierpiące zwłoki dylematy wyjaśniano w kuluarach.

Tego typu wydarzenia kulturalne niezwykle nas cieszą i podnoszą na duchu, gdyż nie tylko rozwijają wrażliwość słuchaczy w tym przerażająco zmacdonaldyzowanym świecie, lecz również odzierają tzw. kulturę wyższą z demonicznych szat niedostępności i pseudo elitarności. Serdecznie dziękując za zaproszenie z uwagą będziemy śledzić repertuar katowickiej filharmonii starając się pojawiać, gdy tylko będzie ku temu okazja.

Ps. Jeśli zaś chodzi o frekwencję, to ze wstępnych danych jakimi dysponował organizator w niedzielne popołudnie, kasy wydały blisko 3000 okolicznościowych (darmowych) biletów a trzeba brać pod uwagę fakt, iż spora część odwiedzających nie zawracała sobie głowy takimi drobiazgami i do kas nie podchodziło.

Kontakt: http://www.filharmonia-slaska.eu/

Marcin Olszewski

Opinia 2

Pierwszy weekend kwietnia (5-6) zarezerwowaliśmy sobie z Marcinem na wyjazd do Katowic, gdzie w ramach dni otwartych odbyło się uroczyste oddanie dla publiczności, świeżo wyremontowanej Filharmonii Śląskiej im. Henryka Mikołaja Góreckiego. Mnogość atrakcji, jakie zaproponowali organizatorzy imprezy, pozwalała spędzić w pachnącym nowością gmachu praktycznie cały dzień, nawet przez moment się nie nudząc. Dla uniknięcia przeoczenia ważnych dla tej instytucji kulturalnej informacji, gospodarze wyznaczyli kilka osób, zajmujących się oprowadzaniem i wyjaśnianiem do czego służą oglądane pomieszczenia, organizującym się przy wejściu grupom zwiedzających. A były ich nieprzebrane ilości, od stałych bywalców, po nowowprowadzany w kanony wyższej kultury narybek – młodzież. Będąc na owej imprezie niejako w pracy – jakże przyjemnej, ale pracy, widziałem tłumy przedstawicieli pełnej palety wiekowej, od seniorów, po ciekawe świata dzieci. Oczywiście generowało to spory szum tła, utrudniający skupienie się przybyłych gości na zaproponowanych panelach dyskusyjnych, prezentacjach nowych – a posłuchawszy kilku taktów stwierdzam, że wspaniale brzmiących organów, czy otwartej próbie chóru. Niestety zdając sobie sprawę z typowych dla takich pokazów warunków, wszyscy dzielnie znosili, lekko utrudniający percepcję dochodzących ze sceny dźwięków, wszechobecny hałas. Ale czego nie robi się dla krzewienia kultury w narodzie. Jeśli ktoś był nastawiony pozytywnie, a sądzę, że na pewno większość tak, skorzystał z tego dwudniowego spotkania i wróci na salę koncertową, wybierając coś ciekawego dla siebie z bogatego repertuaru filharmonii.

W obszernych holach gmachu rozstawiono kilka stoisk z drobnymi pamiątkami Filharmonii Śląskiej, Polskiego Wydawnictwa Muzycznego i krajowej manufaktury produkującej instrumenty muzyczne – obecna na otwarciu, specjalizowała się w wytwarzaniu skrzypiec, co można było obejrzeć na własne oczy, w zaimprowizowanym warsztacie lutniczym. Bardzo pouczająca prezentacja, pokazująca niebagatelne umiejętności i wkładany trud podczas procesu powstawania.

Oczywiście nie mogę zapomnieć o „naszym”- stricte audiofilskim wydarzeniu, jakim była odsłona systemu opartego o płytę winylową. Na tę, co by nie mówić, dość ważną w historii Filharmonii Śląskiej imprezę został zaproszony Pan Roger Adamek – RCM. Chcąc sprostać prestiżowi świętującej instytucji, stanął na wysokości zadania i skonfigurował set, jaki wielu słuchaczy zapamięta na długo i raczej nie przez pryzmat ceny, tylko zaprezentowanych wartości sonicznych. Nie będę wdawał się w opisy wrażeń tego pokazu, tylko w skrócie wspomnę o jego najważniejszych składowych. Jako źródło posłużył, niedawno debiutujący na naszym rynku gramofon, kończący poszukiwania według mnie w tym dziale – przybyły z Japonii Air Force One marki Tech Das, wyposażony w brytyjskie ramię SME V i również niedawno zaistniałą u nas angielską wkładkę firmy Shelter. Wzmocnieniem zajął się mało jeszcze znany w Polsce, a prezentujący duże pokłady barwy i mocy bułgarski Thrax (zaskoczenie co?), a na końcu łańcucha tego wysublimowanego zestawienia, stanęły niemieckie kolumny Gauder Acoustik w modelu Berlina RC9, z obsługującymi górne i środkowe pasmo diamentowymi głośnikami. Okablowaniem zajęło się duńskie Argento Audio. Jak widać po tej liście, połowa komponentów, to nowości, ale tak umiejętnie dobrane, że nie wierzę w słowa, które teraz napiszę. Krążąca w kuluarach wielu wystaw audio opinia, o zbyt otwartym dźwięku podobnych zestawień (czytaj lekko natarczywym ze względu na kolumny) została obalona i mówię to ja, audiofil przedkładający barwę nad analityczność. Nie myślałem, że kiedyś to napiszę, ale tylko krowa nie zmienia zdania, a że słyszę pozytywną zmianę w nasyceniu (wzmocnienie) i szlachetności (diament) przekazu muzycznego, bez większej szkody dla swoich poglądów o tym informuję. Aby przekonać się o usłyszanych przeze mnie aspektach, trzeba tego zestawu posłuchać, jednak jeśli ktoś jest w okresie wymiany urządzeń i dysponuje „niestety” sporą wolną gotówką, może mieć niezły orzech do zgryzienia.

Ale wystarczy o naszym podwórku, ma być o „Dobrze Narodowym”, a nie prozie życia codziennego wiecznie poszukującego nirvany audiofila. Mimo, że byliśmy z Marcinem tylko kilka godzin, udało mi się posłuchać spotkania autorskiego z wirtuozem prof. Julianem Gembalskim i jego prezentacji 36 – głosowych organów. Pasja, z jaką opowiadał o założeniach i procesie ich powstawania, przykuła do foteli wielu przechodzących ukradkiem gości. Jeśli ktoś opowiada z taką charyzmą, potrafi przekonać do siebie nawet niespecjalnie zainteresowanego słuchacza. Ja nie należąc do tej grupy słuchałem opowieści z dużym zaciekawieniem, a przerywające monotonię rozmów zagrane z mistrzowską wirtuozerią na omawianym monumentalnym instrumencie kompozycje, były swoistą wisienką na torcie. Inną, bardzo interesującą atrakcją, na której miałem przyjemność spędzić dobrych kilkanaście minut, była próba chóru w warunkach bojowych. Tak tak, biorąc pod uwagę dobiegający zza otwierających się notorycznie drzwi hałas, dla śpiewaków było to coś w rodzaju poligonu, w którym musieli się odnaleźć i z powodzeniem wyszli z tego obronną ręką. Nie opiszę wszystkich dwudniowych atrakcji, ale te wybiórczo odwiedzone i zgrubnie opisane, powinny nakreślić całe to weekendowe spotkanie w Filharmonii Śląskiej, w jasnych, przyjaznych dla melomanów barwach. Kto był, ten jest bogatszy o nowe doświadczenia, a kto się nie wybrał z miliona nasuwających się podczas decyzji przyczyn, niech żałuje. Ja pokonawszy z Marcinem dystans 330 kilometrów w jedną stronę, stwierdzam, że mimo wyczerpującej podróży, warto było zakosztować gościny, w jednym z narodowych ośrodków kultury Górnego Śląska.

Jacek Pazio 

Pobierz jako PDF