1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. KBL Sound Reference Power Distributor

KBL Sound Reference Power Distributor

Opinia 1

O tym, że zabawy z prądem nie należą do najbezpieczniejszych zajęć większość z nas zdążyła się z pewnością przekonać jeszcze przed osiągnięciem pełnoletniości. Po mniej, bądź bardziej bolesnym „trzepnięciu” człowiek nabiera respektu i potem dwa razy sprawdzi, czy wyłączył „korki” zanim zacznie dłubać w przysłowiowym gniazdku. W przypadku audiofilów olśnienie przychodzi również w momencie dokonania odkrycia, że prąd … słychać, a dokładnie słychać jego jakość. Zaczyna się wtedy kolejny wyścig zbrojeń dotyczący nie tylko wykorzystywanego do zasilania okablowania, ale również wszelakiej maści akcesoriów prąd rozdzielających a czasem, bądź to przy okazji, bądź świadomie i zgodnie z założeniem producenta owe Volty i Ampery uzdatniających. Po pierwszym zachłyśnięciu przychodzi umiar, zdrowy rozsądek (choć tylko czasami) i przede wszystkim dylematy. No bo cóż ma począć taki rozdygotany emocjonalnie neofita, gdy z jednej strony przekonują go, że najważniejsze to filtracja i to jak najbardziej zaawansowana – gwarantująca spokojny sen i pełną ochronę a z drugiej słyszy głosy kategorycznie twierdzące, iż referencją jest, oczywiście jak najlepsze, gniazdo ścienne, a cała sztuka polega na tym, by tego startowego potencjału po prostu nie zepsuć.  Przez ponad rok działalności SoundRebels mieliśmy okazję przesłuchać przedstawicieli obu powyższych grup, jednak nic, ale to absolutnie nic nie było w stanie przebić, ani nawet zbliżyć się do teoretycznie nic w sobie niemającego Furutecha Pure Power 6, ba powiem więcej. Odkąd przetestowaliśmy to japońskie cudo dziwnym trafem oferty dostarczenia akcesoriów z powyższego segmentu do naszej redakcji stopniały do zera. Całe szczęście do odważnych świat należy i jako pierwszy rzuconą przez Furutecha rękawicę podniósł nasz krajowy producent – KBL Sound przywożąc efekt swojej wieloletniej pracy – listwę KBL Reference Power Distributor.

Tytułowa listwa pod względem konstrukcyjnym nie odkrywa Ameryki i nie wyważa już otwartych drzwi. Zamiast tego wzoruje się na najlepszych dostępnych na rynku rozwiązaniach. Jej korpus stanowi masywny blok duraluminium poddany ponad 8 godzinnej obróbce na maszynach CNC a wnętrze skrywa biegnące równolegle wiązki wykonane z długokrystalicznej miedzi UPOCC o przekroju 12 AWG do każdego z pięciu zamontowanych na grubej płycie wierzchniej gniazd. Co ciekawe, użyte bardzo dobre gniazda Furutech FT-SDS (G) nie zostały wpuszczone w płytę główną, bądź umieszczone pod nią, lecz pozostawiono je całkowicie ponad płaszczyzną „roboczą” a ich mocowanie poprowadzono aż do samego spodu korpusu. W rezultacie czego w przypadku stosowania bardzo sztywnych przewodów zasilających można zauważyć pewną tendencję do ich delikatnego przekręcania się, co jednak nie powinno stanowić większego problemu nawet podczas dłuższego użytkowania i częstej żonglerki kablami. Główne gniazdo zasilające również pochodzi od Furutecha i jest to FI-10 ( R).
Warto zaznaczyć, iż pomimo dość poważnej wagi produkt KBLa nie zdewastuje nawet najbardziej wypolerowanego parkietu, gdyż wyposażono go w niewysokie, lecz za to podklejone filcem niklowane nóżki z brązu fosforowego.
Dołączony do listwy, jako opcja, przewód zasilający prezentuje się również nad wyraz atrakcyjnie. Czarno – purpurowy oplot z plecionki PVC nadaje całości ekskluzywny i elegancki wygląd a masywne wtyki (ze sporą dozą prawdopodobieństwa możemy uznać, iż użyto należących do serii Carbon Edition modeli SQ-E39(G)B i SQ-C39(G)B z oferty chińskiego SonarQuesta) dopełniają całości.

Ponieważ KBL Reference Power Distributor (KRPD) nie posiada żadnych zabezpieczeń, filtrów etc., dałem sobie spokój z próbami odsłuchów podczas szalejącej burzy i innymi równie ryzykownymi zrachowaniami. Skupiłem się natomiast na tym jak bohaterka niniejszej recenzji sprawdzi się w roli jej dedykowanej, czyli audiofilskiego rozgałęziacza.
Pierwszą fazę odsłuchów prowadziłem zastępując KBLem posiadanego GigaWatta PF-2, czyli z użyciem mojego dyżurnego przewodu zasilającego Furutech FP-3TS762 zakonfekcjonowanego wtykami FI-28R i FI-E38R.
W telegraficznym skrócie mogę ze spokojnym sumieniem napisać, że zmiana była od razu zauważalna i dotyczyła nie tylko zmniejszenia liczby gniazd z sześciu do pięciu, ale również wpływu na dźwięk. Warszawska listwa redukując do niezbędnego minimum możliwość rozbudowy systemu zrekompensowała się zdecydowanie lepszą rozdzielczością i otwartością. Wokół muzyków zrobiło się po prostu od razu więcej powietrza a w parze ze znaczącą poprawą konturowości źródeł pozornych całość stała się bardziej namacalna i wyraźniejsza. Całe szczęście zmiany nie miały tendencji do przeostrzania i epatowania ostrymi jak brzytwa krawędziami, lecz raczej szły w kierunku oczyszczania atmosfery, klarowności powietrza obecnego pomiędzy nami a muzykami. Scena uległa rozciągnięciu we wszystkich wymiarach, przybrała bardziej sugestywne gabaryty, tak jakby do tej pory poddawana była permanentnemu ściśnięciu, przeskalowaniu. Kolejnym elementem, który przykuł na dłuższą chwilę uwagę była klarowność i różnorodność, jaką przed słuchaczami odkrywały najniższe składowe. Niezależnie od tego jak niskie dźwięki zostały na materiale źródłowym zarejestrowane KBL nawet na jotę nie próbował ich upraszczać, czy ujednolicać z zadziwiającą swobodą prezentując nie tylko obrys, krawędzie dźwięków, lecz również ich fakturę z oddaniem najdrobniejszych nawet mikrodetali i niuansów.
Powyższa klarowność wynikała z delikatnego utwardzenia przekazu, lecz trzymając się cały czas po muzykalnej stronie brzmienia nie odnotowałem nawet najmniejszych znamion osuszenia, czy wyjałowienia pod względem emocjonalnym. Po prostu takie są następstwa uporządkowania i za przeproszeniem złapania dźwięku „krótko przy pysku”. Nic się nie wlecze, nie snuje i nie dudni, co w pierwszej chwili może wydawać się odchudzeniem, a dopiero po chwili zdajemy sobie sprawę, że jest jedynie pozbyciem się, zniwelowaniem, zminimalizowaniem obecnych wcześniej anomalii i odchyłek od wzorca, jakim jest reprodukowany materiał. A skoro mowa o wzorcu – pamiętając jak w naszych prywatnych rankingach namieszał Pure Power postanowiłem sięgnąć po wykorzystywany wtenczas repertuar. Odsłuchy twórczości Anny Marii Jopek, Youn Sun Nah i Barb Jungr tylko potwierdziły, że KRPD podąża szlakiem wyznaczonym przez swojego utytułowanego poprzednika, lecz „trochę” jeszcze mu do niego brakuje. Różnica w swobodzie, realizmie i krystalicznej wręcz czystości była niestety zauważalna, wiec osoby chcące zaoszczędzić „drobne” 27 000 PLM, bo tyle właśnie wynosi różnica pomiędzy obiema listwami, pragnę jedynie nieśmiało poinformować, że tym razem takiej szansy mieć nie będą. Mam jednak również i dobrą dla nich wiadomość. Polski produkt jest bowiem i tak lepszy od wszystkich „rozgałęziaczy” i „uzdatniaczy” z jakimi do tej pory, z wyjątkiem FPPS, w redakcji SoundRebels mieliśmy do czynienia. Jeśli zatem uznamy, że właśnie na 10 000 PLN kończy się nasza granica zdrowego rozsądku to powinniśmy poważnie zastanowić się nad tytułową propozycją, gdyż możemy mieć problem ze znalezieniem czegokolwiek równie ciekawego i to w zdecydowanie wyższej cenie.
Stawiając na bezpośredniość i możliwie zbliżoną do oryginału wierność KBL pozwala z łatwością wychwytywać wszelkiego rodzaju mikrodetale i ozdobniki a intensywność doznań zależeć będzie w głównej mierze od klasy wpiętej doń elektroniki. Każde trącenie struny, każdy pasaż dłoni po gryfie podawany jest słuchaczowi w sposób jednoznaczny, lecz na tyle wyrafinowany, że nie sposób mówić o jakiejkolwiek ofensywności. Przy bardziej skomplikowanym, a przy tym zdecydowanie brutalniejszym repertuarze w stylu „Failed States” Propagandhi, czy „Submission for Liberty” 4ARM wspominane utwardzenie i zdyscyplinowanie przekazu zaowocowało świetną motoryką i czytelnością nawet najbardziej szaleńczych riffów, czy partii perkusyjnych. W dodatku, pomijając całą agresywność właściwą właśnie takiej muzyce nie zaobserwowałem żadnych, nawet najmniejszych śladów granulacji, czy też prób sztucznego uplastycznienia zbliżającej się do granicy bólu zionącej oparami siarki góry. Nie sposób było również zarzucić KBLowi osłabienia ataku, szybkości narastania dźwięków i szeroko pojętej dynamiki. Wykorzystując wymienione w stopce wzmacniacze zintegrowane nie miałem nawet chwili zwątpienia, że wpięta w tor listwa może stanowić wąskie gardło w energetycznym krwioobiegu a jak jej obecność wpłynie na zdecydowanie bardziej wymagającą i transparentną amplifikację z pewnością napomknie Jacek.

Zastąpienie przewodu Furutecha firmowym Red Eye sprawiło, że całość została delikatnie dociążona i dosaturowana. Akcent operujący do tej pory głównie w domenie transparentności i motoryki objął swym zakresem również barwę i emocjonalność. Powyższe zjawisko było niczym wykonanie dosłownie pół kroku od neutralności ku szeroko rozumianej przyjemności, soczystości. To, co do tej pory lśniło krystalicznym blaskiem zostało wzbogacone kilkoma przebłyskami złota i słodyczy promieni chylącego się ku zachodowi słońca.

KBL Sound Reference Power Distributor wydaje się wprost idealnym rozwiązaniem dla wymagających melomanów i audiofilów. Nie kosztując majątku na pewno niczego nie zepsuje, uśredni, czy ograniczy. Wręcz przeciwnie – uwolni drzemiący, w nawet wysokiej, high-endowej klasy systemie potencjał i w sposób nad wyraz sugestywny wskaże właściwy kierunek rozwoju, a jeśli chodzi o dylematy, czy zakup tytułowej listwy okaże się finałem, czy jedynie preludium do dalszych poszukiwań pozostawiam już Państwu.

Marcin Olszewski

Dystrybucja/Producent: KBL Sound
Ceny:
KBL Reference Power Distributor: 9 900 PLN (5 gniazd EU schuko)
KBL Sound Red Eye: 1,5m – 8 900 PLN, 2m – 9600 PLN

Dane techniczne:
Ilość gniazd: 5 gniazd Furutech FT-SDS (G)
Maksymalne obciążenie: 1850 W
Wymiary (SxGxW): 36,5 x 9,5 x 11 cm
Waga: 5,5 kg

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon 1sc
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
– Gramofon: dwusilnikowy Transrotor ZET 3 + 12″SME + Zyx R1000 Airy3 + 9″SME + Zyx R1000 Airy3 Mono + zasilacz Transrotor Konstant M-1 Reference
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Phasemation EA-1000; Octave Phono Module
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI 5; AVM A5.2; Roksan Oxygene
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Siltech Classic Anniversary 770i
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: GigaWatt PF-2 + przewód Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips; Acoustic Revive RAF-48H

Opinia 2

Z warszawską firmą KBL Sound zajmującą się upgradowaniem kultowych jak i obecnie produkowanych komponentów audio, w swej ofercie posiadającą również dział wytwarzający wszelkiej maści okablowanie, mieliśmy już przyjemność obcować w zeszłym roku, podczas testów seta kolumnowego i sygnałowego w topowej odsłonie Red Eye. Tamto spotkanie przywodzi mi na myśl bardzo pozytywne zaskoczenie, pod względem jakości organoleptycznej jak i sonicznej słuchanych produktów. We wstępnych  założeniach miał być to pełny komplet ich kabli sieciowych kolumnowych, interkonektów i listwy zasilającej włącznie, ale natychmiastowa rozchwytywalność towaru w owym czasie i brak mocy przerobowych zaspokajających popyt, wykluczyła weryfikację portfolio zajmującego się dostarczaniem niezbędnych kilowatów życiodajnej dla zestawu audio energii elektrycznej. Na szczęście co się odwlecze, to nie uciecze i tym sposobem w progi naszej redakcji zawitała szeroko chwalona przez wielu audiofilów listwa zasilająca.

Tytułowy Reference Power Distributor jest ciężką podłużną skrzynką, dźwigającą na górnym, wykonanym z grubego płata drapanego aluminium panelu pięć gniazd sieciowych japońskiego Furutecha. Dolną gondolę skrywającą sieć połączeń między-gniazdkowych również wykonano ze słusznej grubości ale malowanego metodą proszkową aluminium, gdzie na jednej z czołowych płaszczyzn zamontowano terminal podłączenia przewodu zasilającego. Całość stabilizują podklejone filcem stosowne okrągłe nóżki w kształcie walców. Trzeba przyznać, że ta, co by nie mówić, „złodziejka” prezentuje się nadzwyczaj okazale i z pewnością będzie ciekawym dodatkiem wizualnym do potrzebującego jej pomocy systemu, a nie odpychającym swą aparycją niechcianym brzydkim kaczątkiem. Niestety listwa nie jest w standardzie wyposażona w stosowną sieciówkę, co z drugiej strony patrząc, pozwala obniżyć koszt jej zakupu, umożliwiając w ten sposób, dobranie idealnie spełniającego nasze oczekiwania (jeśli zalecana przez KBL SOUND się nie sprawdzi) produktu innych stajni.

Gdy testowany port prądowy trafił w moje ręce, miałem lekkie obawy natury patriotycznej, gdyż będąc całym sercem za polską myślą techniczną, obawiałem się zbytniego nadmuchania balonu pochwalnego przez szczęśliwych nabywców. Nie było to spowodowane jakimiś szczególnie złymi doświadczeniami w tej materii, tylko pochodną kilku testów stawiających sprawę dość jasno: ten kawałek chleba jest ciężkim tematem do ugryzienia i dorobiona do danego produktu teoria producenta często ma się nijak do tego, co prezentuje w realnym starciu. Dlatego wstępne rozmowy ograniczały się raczej do terminów tego testu, a nie urabiania mojego punktu widzenia jeszcze przed nauszną konfrontacją. Inną sprawą był fakt pozytywnych wrażeń testu głośnikowców i łączówek, który mimo woli wstępnie dobrze pozycjonował obecne postrzeganie marki. Z uwagi na stosunkowo nieduże zmiany jakie można usłyszeć podczas żonglerki w zasilaniu, dla przypomnienia przesłuchałem kilka najczęściej używanych do testów płyt, by w przypadku braku zmian lub ich znikomym występowaniu, wiedzieć na czym stoję.

Kika prób przełączeniowych – niestety przepinanie kilku kabli trochę to trwa – i wszystko było jasne. Z początkowej fazy testu wyeliminowałem końcówkę mocy, która jak dotąd tylko raz dała się nakarmić bez jakichkolwiek oznak pogorszenia dźwięku, co można przeczytać w stosownym artykule o listwie zasilającej Furutech Pure Power 6. Jednak procedura w tamtym wypadku wyglądała podobnie do obecnej. Sprawdzamy produkt z niedużymi obciążeniami i gdy wiemy co w trawie piszczy, dopiero wtedy sprawdzamy go w ekstremalnych warunkach. Wracając do spotkania z propozycją KBL Sound, przyznam, że to co dane było mi słyszeć – nawet od znajomego posiadającego taki sam system jak ja, tylko z końcówką lampową – o wpływie na dźwięk jaki wprowadza rzeczona  listwa, jest całkowicie zgodne z moimi odczuciami. Nie zaznamy pogorszenia, tylko trochę inne spojrzenie na ciężar grania, który przesuwa się o oczko wyżej, dodając przy tym miłej dla ucha plastyczności dobiegających do naszych uszu informacji muzycznych. Bas nadal czytelny i konturowy, jednak lekko delikatniejszy, wpływając tym sposobem na reprodukcję środka pasma. To dzięki uzyskanej świeżości w dolnym rejestrze średnica staje się źródłem większej ilości informacji, dając lepszy wgląd w nagranie, a wspomniana plastyka całości jest pokłosiem lekkiego utemperowania wysokich tonów. Oczywiście broń Boże nie odbija się to zmuleniem przekazu, tylko obraniem kierunku ku źródłom analogowym. Uważając gramofon za referencyjny napęd w moim systemie, cenię go właśnie za takie postawienie sprawy. Nie kłujemy słuchacza w uszy cykaniem góry i pogrubionym do granic tolerancji napompowanym, zazębiającym się ze średnicą basem, tylko umiejętnie wyważamy całość, pozwalając na wytchnienie w obcowaniu z muzyką, a nie sklejanie poszczególnych plików muzycznych w jedną w miarę strawną masę. Posługując się cytatem z kultowego filmu „Miś”, uważam, że to jest słuszna koncepcja, która w dobie szalejącej wokoło cyfry z plików, czy srebrnego krążka, będzie lekiem na zbyt bezpośrednie smaganie naszych organów pochłaniania dźwięku. Co więcej, sądzę, że większość audiofilów stawiających na równowagę tonalną – ja raczej skłaniam się ku większej barwie- odbiorą ten sznyt grania „in plus”, niż spróbują go deprecjonować. A jak to się ma do moich wzorców, śpieszę oznajmić. Gdy znałem możliwości listwy, przeszedłem do dłuższych serii odsłuchowych – to znaczy, słuchałem płyt tak jak lubię – od deski do deski, zwracając szczególną uwagę na stopień rozpoznawalności zmian w zależności od czasu po przełączeniu systemu ze ściany do „RPD”. I muszę stwierdzić, że już po drugim utworze, zmiany odchodziły w niepamięć. Jeśli ten mariaż przynosiłby jakiekolwiek pogorszenie odbioru, świadomość, że mogę tego uniknąć nie dałaby mi spokoju, gdy tymczasem, dzięki rozświetleniu średnicy, mogłem „pochylić się” nad pracą wentyli saksofonu Charlesa Lloyda z kwartetem na płycie „Mirror”. To był ciekawie zaprezentowany instrument, a że jest jednym z moich ulubionych, przypomniałem sobie wszystkie trzy krążki Charlesa, jakie mam na półce. Ważnym elementem takiego postawienia sprawy przez firmę KBL Sound, było zachowanie swobody i oddechu w muzyce, mimo wspomnianego lekkiego ugładzenia najwyższych składowych. To lekkie uplastycznienie bardzo pozytywnie wpływało na percepcję całości spektaklu muzycznego, gdyż pozostawienie ich w nienaruszalnym stanie, przy lekkim odciążeniu całości pasma, zmieniłoby wszystko w krzykliwy jazgot. A tak dostajemy spójny obraz widma dźwięku, pozwalający słuchać całego przekazu muzycznego, a nie poszczególnych instrumentów, próbując zrozumieć, co mieli na myśli występujący muzycy. Bardzo dobrze prowadzona linia kontrabasu z pełną paletą informacji o pracy strun, gładki fortepian i nosowo brzmiący saksofon, na tle nienapastliwych blach perkusji dawały możliwość zaznania pełnego relaksu w trakcie słuchania, bez jakiejkolwiek utraty ważnych dla audiofila składowych granego zapisu nutowego. To niestety dość rzadka cecha. Najczęściej pozornie mające nam pomagać czy to dociążenie przekazu, czy ucywilizowanie jego góry, odsyłają w niebyt część informacji, co znowu z innej strony patrząc, może w nadpobudliwym systemie być lekiem na całe zło, ale jednak jest procesem degradującym nagranie. Testowana propozycja warszawskiego rozdzielacza prądu oddaje tyle co dostaje, lekko modyfikując efekt końcowy. Dla mnie osobiście broni się w każdym aspekcie.

Na koniec na tapetę wziąłem, ożenek owego rozgałęziacza z moją końcówką mocy, często pokazującą na co stać dany produkt. Z uwagi na zalecenia jej konstruktora – zawsze do ściany – we wszelkiego typu porażkach nie wytykam tego faktu jako wyroczni, tylko próbuję pokazać, w jakim aspekcie można jeszcze popracować nad danym komponentem, przy najbliższym upgradzie. Natomiast jeśli moje urządzenie sugeruje pewne procedury, to czy trzeba „kopać się z koniem”, próbując udowadniać całemu światu, że jestem najlepszy. Nie sądzę. Niemniej jednak zawsze staram się wykonać taki test. Niestety i tym razem piec Reimyo karmiony energią z innego źródła niż sygnalizuje producent, delikatnie stracił ochotę do życia. Zaginął kontur w niskich składowych, i prysnął czar dobiegającej wcześniej do mnie muzyki, lekko pogarszając dynamikę, ale przyznam szczerze, że to i tak był jeden z najlepszych wyników jakie dotychczas miałem okazję usłyszeć. Mimo to, ta próba była tylko chwilowym epizodem, który tylko potwierdził słuszność realizowania wskazówek, nie obniżając w moich oczach pozycji jaką zdobyła wcześniej listwa zasilająca warszawskiego KBL Sound.

Takim sposobem po raz kolejny miałem okazję obcować z dobrze skonstruowanym produktem z nad Wisły. Cieszę się, że podobnych przypadków jest coraz więcej, ale zawsze należy skonfrontować dany element na własnym podwórku, gdyż jak wiadomo, każdy ma inne preferencje i potrzeby. Mimo, że ja swoim systemem trafiłem w punkt  „G”, to to, co zrobiła bohaterka testu, w żaden sposób nie wpływało degradująco na zajmującą większość mojego czasu słuchaną muzykę. Czy taki sznyt grania jest dla każdego? Pewnie nie, ale proszę pokazać mi cokolwiek, co byłoby idealne dla wszystkich, bez względu na dział naszego codziennego życia. Jednak mimo różnorodności naszych oczekiwań, polecam spróbować  takiej konfiguracji, gdyż swoimi walorami nie wpływa negatywnie na resztę systemu, kierując go jedynie na nieco inne niż obecnie podążamy tory, a to często jest zaczynem do próby weryfikacji, czy obraliśmy dobry kierunek. Naprawdę warto.

Jacek Pazio

  System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
Kolumny: Bravo Consequence+
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sek
cja niskotonowa)
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: Rogoz Audio
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX MK II, platforma antywibracyjna Audio Philar
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MKII
przedwzmacniacz gramofonowy RCM THERIAA

Pobierz jako PDF