1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Musical Fidelity M5si

Musical Fidelity M5si

Chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, iż następujące po sobie w dość krótkich odcinkach czasu odsłuchy zdecydowanie łatwiej, a przy tym dokładniej, pozwalają wychwycić wszelkie aspekty różniące porównywane ze sobą konstrukcje. Najczęstszą potrzebą podobnych mocno zbliżonych terminowo weryfikacji jest proces wyboru docelowego produktu przez zainteresowanego klienta, ale w strukturze recenzenckiej jawi się to jako zgłębianie, co takiego wpływa na wzrost lub, jak w dzisiejszym przypadku obniżenie ceny. I tak też zalecam traktować obecne spotkanie. Jednak moja przygoda nie do końca była celem samym w sobie, tylko czystym zbiegiem okoliczności trochę przypadkowego pojawienia się jeszcze owianego tajemnicą urządzenia w moich progach, co bez najmniejszych skrupułów postanowiłem wykorzystać. Nie trzymając Was dłużej w niepewności niniejszym komunikuję, iż mam przyjemność przelać na klawiaturę kilka ważnych informacji, co takiego do powiedzenia ma oscylujący w zakresie 10 tysięcy złotych wzmacniacz zintegrowany M5si angielskiej marki Musical Fidelity, którą opieką dystrybucyjną objęła firma RAFKO z Białegostoku.

Wzmacniacz MF będąc przedstawicielem segmentu dobrego HI-FI podczas procesu logistycznego nie uszkadza trwale kręgosłupa dźwigającego go przedstawiciela homo sapiens, ale przy typowej dla podobnych produktów audio szerokości i wysokości wbrew pozorom ma w zakresie wagi co nieco do powiedzenia. To oczywiście niczego nie przesądza, ale z pewnością nutka ciekawości co ów piecyk potrafi staje się dźwięczniejsza. Przyglądając się bryle urządzenia widzimy wysmakowany pomysł designerski dość prostej i zwartej konstrukcji czarnej obudowy ze sprawiającymi w odbiorze pozytywne wrażenie znajdującymi się na przednim panelu srebrnymi dodatkami typu: gałka głośności i przyciski manipulacyjne. Front dla podkreślenia przywiązywania uwagi projektantów do sposobu postrzegania całości produktu przełamano na trzy płaszczyzny, z których dolna i górna odchylają się do tyłu względem środkowej. To bardzo prosty zabieg, ale naprawdę w efekcie niesie ze sobą wiele pozytywnych doznań organoleptycznych, a o to chyba w tej zabawie chodzi. Wracając jeszcze na moment do wspomnianych manipulatorów, trzeba przyznać, że te wydawałoby się bardzo kontrastujące z czernią srebrne dodatki dzięki swoim niewielkim rozmiarom – oprócz gałki Volume – są raczej wieńczącym dzieło smaczkiem, a niżeli burzącym ogólny spokój szkodliwym krzykiem. Zmierzając z opisem ku tyłowi na górnej płaszczyźnie obudowy zobaczymy dwa panele chłodzenia grawitacyjnego, z czego w tym modelu wykorzystując tylko jeden drugi zmyślnie zaślepiono, pozostawiając jednak odczucie implementacji dwóch identycznych otworów. Plecy urządzenia z racji pełnionej funkcji uzbrojono w pojedyncze terminale kolumnowe, serię 4 wejść, jedno wyjście RCA, wyjście bezpośrednio z przedwzmacniacza liniowego pracującego w klasie A, port USB-B dla sygnału 24/96, wejście na przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek MM, zacisk masy i gniazdo IEC. Jak widać na załączonym obrazku, konstrukcja teoretycznie niedroga, ale wyposażona bogato.

Gdy przeczytałem materiały firmowe, okazało się że testowany dzisiaj piętnastokilogramowy piecyk może pochwalić się 150-cioma Watami mocy konsumując w międzyczasie 450 wspomnianych jednostek, co wyraźnie dało mi do zrozumienia, że nie dostajemy energii z kapelusza, tylko sygnał wygenerowany z przewymiarowanej puli elektronów. A to w linii prostej może nie jest pewnikiem, ale co najmniej dobrą wróżbą w sprawie generowania i panowania nad niskimi tonami. Niestety wszyscy wiemy, że bez zapasu mocy dźwięk jest kluchowaty, a w skrajnych przypadkach snujący się monotonnym basem po podłodze. I gdy po wstępnej rozgrzewce doszło do konfrontacji tego co oczekiwałem z tym co usłyszałem, sprawa około prądowa okazała się być całkowitym potwierdzeniem utartych w dziedzinie audio prawd. Co takiego? Nawet się nie zdziwiłem, a nawet powiem więcej, wręcz przeszedłem nad tym faktem ze stoickim spokojem do porządku dziennego, gdy generowana przez M5si muzyka miała odpowiednią do potrzeb podbudowy dźwięków dawkę najniższych tonów. Oczywiście w porównaniu niedawno przez nas testowanym modelem M6 500i bas było nieco mniej zwarty, ale biorąc pod uwagę różniące oba urządzenia 50% ceny wszystko jawiło się w najlepszym porządku. Co więcej, owa dawka masy bardzo dobrze współpracowała z gęstą średnicą i nie szukającymi poklasku wysokimi tonami, pokazując, iż konstruktorzy wiedzieli co zrobić, by zbytnimi fajerwerkami nie zniechęcić osłuchanego miłośnika muzyki w dobrej jakości, nieoczekiwaną nadpobudliwością. Wplatając w dzisiejsza opowieść kilka przykładów płytowych musze pochwalić piątkę MF za dobre oddanie masy dźwięku w twórczości grupy RADIOHEAD ze studyjnej sesji „Hail to the Thief”. Oczywiście takie stawianie sprawy miało swoje pozytywne konsekwencje w reprodukcji reszty pasma, gdzie frontmen bez najmniejszych oporów czerpał same korzyści w dwójnasób, czyli przyjemna temperatura wokalu z umiejętnym dawkowaniem sporej ilości występujących na płycie zgłosek syczących. Ale nie odbywało się to na zasadzie: „tniemy jak leci, byleby wyciąć”, tylko dodajemy szczyptę balsamu, by gdy w nagraniu dużą rolę odgrywały wplecione utwór dzwoneczki, nie dało się odczuć efektu firanki. Było czytelnie i perliście, z dobrym drivem. No tak, a co z transparentnością szybkich pasaży kontrabasu? Wiadomym jest, że gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Ale uspokajam, spoglądając na ten aspekt przez pryzmat krążka Bobo Stensona  „Cantando” owszem było nieco mniej informacji, ale w korelacji z, nie oszukujmy się, średnią półką Hi-Fi całość dawała wiele pozytywnych odczuć nawet po przesiadce z biorąc pod uwagę testowy set odniesienia trzydziestokrotnie droższego zestawienia. Oczywiście podstawowym warunkiem był nieuchronny proces akomodacji, ale w swoich bataliach z różnymi konstrukcjami wzmacniającymi już nie raz nawet po kilkudniowym kontakcie nie zanotowałem iskry porozumienia, która pojawiła się podczas zabawy z testowaną integrą z Anglii. Gdy sprawy barwy, czytelności i masy mamy już wyjaśnione, przyszedł czas na sposób budowania sceny muzycznej. I tutaj spore zaskoczenie, gdyż przywołując z pamięci starcie z droższą konstrukcją MF również tutaj parkiet dla artystów miał bardzo dobre rozmiary tak w szerz, jak i głąb z pełną swobodą lokalizacji artystów występujących w danej kompilacji płytowej. I gdy dodam do tego sprawę  poruszonego już spójnego potraktowania całości pasma, nagle okaże się, że dostajemy soczysty przekaz w adekwatnej do całości witalności, która unika napinania na nad-dźwięczność wysokich tonów. I nawet jeśli komuś to może nie przypaść do gustu, proszę nie odebrać tego jako wadę, tylko pewien sznyt grania, który będąc konsekwencją powiedzenia  „A” w dole pasma, nie może szkodliwie unikać frazy „B”. Sytuacja, gdy każde z pasm żyje swoim życiem byłoby spektakularnym seppuku, dlatego osobiście cieszę się, że konstruktorzy postawili konsekwencję ponad wszystko. I aby udowodnić słuszność ich stanowiska dodam, że większości dzisiaj opisanych niuansów, każdy, powtarzam, każdy pnący się w górę wyrafinowania dźwięku wielbiciel muzyki raczej nie usłyszy z bardzo prozaicznego powodu, jakim jest ocierający się o szaleństwo mój punkt odniesienia. I nie piszę tego jedynie w celach celebryckiego autolansu (już z tego wyrosłem), tylko uzmysłowienia wszystkim co z czym porównujemy. Niemniej jednak, zataczając koło i wspominając o przywoływanym wcześniej modelu M6 chcę potwierdzić, że nasz dzisiejszy bohater jest dobrym przedsionkiem do High Endu, gdyż prezentuje wiele walorów starszego brata. Może nie punkt w punkt, ale sposób budowania sceny muzycznej i konsekwencja w spójności pasma przy nastawieniu na dobrą masę dźwięku są tym, co droższy krewny w swej konstrukcji rozwija. Niestety gdzieś muszą się odbić poczynione spadkiem ceny oszczędności konstrukcyjne danego komponentu. Ważne jednak jest, że nie jest to degradacja, tylko nieco niższy poziom wyrafinowania, a to buduje zaufanie klientów do danego brandu.

Młodszy brat M6-ki, a grał w podobnej specyfice. Owszem to trochę inna liga, ale gdy w danym momencie naszego życia jesteśmy  w stanie wyasygnować kwotę wystarczającą jedynie na M5si, na miejscu potencjalnego klienta nie smuciłbym się tym faktem, gdyż nie wiedzę najmniejszych szkodliwych przywar testowanego dzisiaj wzmacniacza. To jest bardzo ciekawy punkt spojrzenia na muzykę, a biorąc pod uwagę dobre panowanie nad tak poszukiwanym przez wielu dociążeniem dźwięku sądzę, że produkt ma spory potencjał zaskarbiania Waszych serc. Czy to jest zabawka akurat do posiadanej aktualnie układanki musicie sprawdzić sami. Ja jednak jestem w stanie zaanonsować ją wszystkim kochającym muzykę rockową, ale bez sztywnej generalizacji, gdyż z autopsji wiem, iż nawet muzyka jazzowa ma swoje wymagania w dziedzinie wypełnienia, czemu wiele setów audio najzwyczajniej w świecie nie jest w stanie sprostać, a co za sprawą omawianej dzisiaj konstrukcji może wydać się bułką z masłem.

Jacek Pazio

Dystrybucja: Rafko
Cena: 9 999 PLN

Dane techniczne:
Moc wyjściowa: 2 x 150 W/8 Ω
THD (+ szum): <0,010% (typowo, 20 Hz – 20 kHz)
Stosunek sygnał/szum: >100 dB (ważony, „A”)
Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 20 kHz (+0, –0,1 dB)
Wejścia: 4 pary RCA, 1 USB (max. 24-bit/96kHz), 1 para RCA gramofonowe MM
————————————————-
Wejście gramofonowe MM
Czułość wejściowa: 3 mV
Stosunek sygnał/szum: >70 dB (ważony, „A”)
Impedancja wejściowa: 50 kΩ
Pasmo przenoszenia: RIAA/IEC | ±0,5 dB, 20 Hz-20 kHz
————————————————-
Wymiary (SxWxG): 440 x 100 x 405 mm
Waga: 14,6 kg

System wykorzystywany w teście:
– dzielony odtwarzacz Cd Reimyo: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz liniowy: Roberto Koda Takumi K-15
– końcówka mocy Reimyo: KAP – 777
Kolumny:  TRENNER & FRIEDL “ISIS”
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Hiriji „Milion”
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix Beauty Tone Milion Maestro, Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, .Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Pobierz jako PDF