Może zacznę mało poważnie a dla zainteresowanych, obeznanych z tematem wręcz obrazoburczo, lecz śmiem twierdzić, iż bohater dzisiejszego spotkania, czyli klawesyn do fortepianu ma się mniej więcej tak, jak mandolina do gitary, czyli nikogo nie deprecjonując może nie tyle jak ubogi, co charakteryzujący się trudnym do zniesienia, szczególnie na dłuższą metę, charakterem daleki krewny. I choć mamy świadomość jego istnienia a z racji iż rodziny się nie wybiera o owym istnieniu pamiętamy, to już ewentualne kontakty ograniczamy do niezbędnego minimum. Z podobnego założenia wychodzi też większość realizatorów, niby umieszczając ów instrument na scenie, lecz finalnie mix konstruując tak, że ląduje on (klawesyn, nie mix) w drugim, bądź trzecim rzędzie pełniąc rolę służebną i uzupełniającą. Proszę tylko rzucić uchem na ograne do bólu i znane przez wszystkich „The Four Seasons / Le Quatro Stagioni”, czyli „Cztery pory roku” Vivaldiego w wykonaniu Yehudi Menuhina i Cameraty Lysy (niestety na Tidalu nie ma nagrywanego w Abbey Road Studios wydania EMI z 1991 r., którym dysponuję), gdzie wbrew pozorom klawesyn jest i gra (za sprawą Jeffrey’a Gilliama), choć najdelikatniej rzecz ujmując nad wyraz nieśmiało. Znacznie lepiej sprawy wyglądają u Carmignoli, który był na tyle miły, że Andrea Macron nie musiał przebijać się przez partie smyczków, by zaznaczyć swoją obecność. Z drugiej strony akurat taki obrót spraw nikogo dziwić nie powinien, gdyż to właśnie Macron jest założycielem i dyrygentem Venice Baroque Orchestra Carmignoli towarzyszącej. No dobrze, ale o co tak właściwie z tym klawesynem chodzi? A o to, iż za sprawą spirytus movens całego zamieszania, czyli pana Michała bryły i jego oficyny wydawniczej Prelude Classics przyszło nam zmierzyć się z nie lada wyzwaniem, czyli dwupłytowym wydawnictwem „Jean Baptiste Loeillet – Six Suits for the Harpsicord”, które jak sam tytuł wskazuje obejmuje twórczość na ów klawesyn przeznaczoną. Jest to zatem zdecydowanie wyższy stopień wtajemniczenia w temacie eksploracji muzyki dawnej od chociażby „Misterioso / J.S. Bach – Sonatas for violin and harpsichord, BWV 1017-1019”, o którym niezobowiązujące 3×3 jakiś czas temu popełniliśmy. W tym momencie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko nadmienić, iż za klawesynem zasiadła znana z przed chwilą wspomnianego albumu Maria Banasiewicz – Bryła i zaprosić Państwa na ciąg dalszy.
Z racji braku kompetencji kwestie natury muzykologicznej pozwolę sobie dyplomatycznie pominąć, zainteresowanych kierując do obszernego opracowania autorstwa Lilianny Stawarz zamieszczonego w eleganckiej książeczce dołączonej do tytułowego, dwupłytowego wydawnictwa. Wspomnę za to o tym, iż nagrań dokonano w jednej z sal usytuowanych na piętrze wilii przy ul. Henryka Wieniawskiego 3 w Poznaniu będącej tymczasową (w trakcie remontu) siedzibą Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego. Klawesyn blisko „omikrofonowano” parą Microtech-ów Gefell M221 a „aurę” i dźwięki odbite zbierał duet Microtech Gefell M320. Wszystkie mikrofony korzystały z przedwzmacniaczy wbudowanych w przetwornik cyfrowo-analogowy Merging Technologies Hapi Mk II, materiał został zarejestrowany w formacie DXD 352,8 kHz/32-bit, poddany masteringowi w stacji DAW, by finalnie osiągnąć tak stereofoniczną, jak i wielokanałową postać DSD i trafić na dwa krążki SACD. A właśnie. Jeśli nie dysponujecie Państwo odtwarzaczem srebrnych krążków w ww. formacie, co niespecjalnie z racji ich obecnej niszowości powinno kogokolwiek dziwić, to nic straconego, gdyż materiał dostępny jest również na 24-karatowych złotych CDR-ach w sklepie wydawnictwa, jak i w formie „gęstych” plików na NativeDSD.
A jak „Jean Baptiste Loeillet – Six Suits for the Harpsicord” wypada pod względem brzmieniowym? Śmiem twierdzić, ze wybornie i zaskakująco zarazem. Zaskakująco, gdyż znając brzmienie klawesynu z innych realizacji można byłoby je porównać do rozkoszy kojarzonych z leczeniem kanałowym, bądź pracy ze szlifierką oscylacyjną bez słuchawek ochronnych a tymczasem tutaj mówiąc kolokwialnie „nic nie boli i nie uwiera”. Brzmienie instrumentu jest bowiem niezwykle organicznie, gdyż może nie sam jego strój, co rejestracja i obróbka sprawiły, iż brzmi nieco niżej i gęściej niż zazwyczaj a dodatkowe mikrofony zapewniły mu przyjemny pogłos i swobodę, przez co nie jest to „głuche” nagranie ze zbyt szybko wygaszanymi dźwiękami. Mamy zatem właściwą dozę blasku i natywnej dla mechaniki instrumentu dźwięczności a jednocześnie oszczędzono nam irytującej i męczącej na dłuższą metę metalicznej brzękliwości. Zachowano bowiem wręcz idealną równowagę pomiędzy koherencją przekazu, jego muzykalnością (kolejne, dość wyświechtane pojęcie, lecz akurat w tym wypadku nader trafne, choć w korelacji z samym klawesynem dalekie od oczywistości) a deklarowaną przez wydawcę i producenta audiofilskością. Wspominam o tym nie bez przyczyny, gdyż zazwyczaj owa „audiofilskość” przejawia się w formie iście irracjonalnej hiper rozdzielczości, gigantomanii i wyciągania na światło dzienne wszelakiej maści artefaktów, które choć zazwyczaj obecne w nagraniu na uwagę niekoniecznie zasługują. A u pana Michała wszystko jest na miejscu – klawesyn ma właściwe, zgodne z rzeczywistością gabaryty, więc „zmieścił” się w moim 24-metrowym salonie nie zmuszając mnie do zajęcia miejsca w korytarzu. Mało „audiofilski” jest też udział samej Marii Banasiewicz – Bryły, której obecność choć oczywista jest praktycznie całkowicie niesłyszalna, co na tle jazzowych pomrukiwań Keitha Jarrett (vide „The Köln Concert”), czy nawet wyraźnie walczącego z materią i wiolonczelą na „J.S.Bach 6 Suit na wiolonczelę solo BWV 1007 -1012” Andrzeja Bauera jest wyraźnym ukłonem w kierunku adoracji muzyki jako takiej a nie towarzyszącej jej celebracji i samego wykonawcy. A co do wspomnianej równowagi tonalnej nagrania, to coś czuję w kościach, że tak właśnie klawesyn powinien być rejestrowany, żeby swym brzmieniem sprawiać przyjemność a nie irytować i fatygować słuchaczy. Wygląda na to, że z podobnego założenia wyszedł nie tylko pan Michał, lecz również Jan De Vlieger, który w 2018r. wydając w oficynie Phadera „Six Suites for Harpsichord” zasiadł za odznaczającym się niską i głęboką barwą instrumentem zbudowanym przez Andrew Woodesona. Dla porównania warto jednak sięgnąć po pochodzącą również z 2018 r. i co ważne dostępną na Tidalu wersję „Loeillet: Six Suites Of Lessons For Harpsichord Or Spinet” (Urania Records), na której Luigi Chiarizia gra wyraźnie lżejszym a zarazem „perlistym” dźwiękiem z nieco bogatszą ornamentyką. Która z wersji jest lepsza nie mi osądzać, lecz gorąco zachęcam do samodzielnych porównań i poszukiwań, gdyż jak powyższy materiał dobitnie pokazuje wśród dostępnych czy to w sieci, czy w postaci fizycznych krążków
Nie twierdzę, że „Jean Baptiste Loeillet – Six Suits for the Harpsicord” w wykonaniu Marii Banasiewicz – Bryły jest przypadnie do gustu wszystkim odbiorcom. Ba, pewnie część miłośników niezobowiązującej klasyki (wspomniane „4 pory roku”) pierwszy odsłuch będzie musiała podzielić na tury oswajając się z jeśli nie z samym repertuarem, co z charakterystycznym instrumentarium. Sugeruję jednak podjąć takie ubogacające wyzwanie, gdyż w tych nieco pretensjonalnych i pozornie sztywnych jak wykrochmalony gorset zapisach nutowych kryje się zaskakujące bogactwo melodii i jakże sporadycznego w dzisiejszych czasach kompozytorskiego, przywodzącego na myśl jubilerskie cacka w stylu jaj Fabergé geniuszu.
Marcin Olszewski