Zmiany w przyrodzie to rzecz oczywista i trudno się dziwić, że dotykają również z pozoru tak nieistotną, choć bliską naszemu sercu dziedzinę jak audio a dokładnie jej newralgiczny obszar związany z lokalną dystrybucją. Częstotliwość zmian w portfolio poszczególnych dystrybutorów częstokroć wynika z rozszerzania obszaru wpływów, budowania spójniejszej oferty, bądź pozyskiwania coraz to bardziej prestiżowych marek. Taki właśnie los spotkał obecnego od dawna na naszym rynku, lecz dość dyskretnie promowanego i rzadko goszczącego na wystawach, wielce zasłużonego dla branży audio Meridiana.
Przejęcie dystrybucji przez krakowski 3Logic zaowocowało m.in. obecnością produktów tej szacownej marki podczas tegorocznego Audio Show, a niecały miesiąc od tego, jakże elektryzującego audiofilskie środowisko, wydarzenia pojawieniem się w naszej redakcji intrygującego serwera muzycznego Control 15.
W dobie wszechobecnej miniaturyzacji i unifikacji Meridian Control 15 jawi się jako idący pod prąd buntownik. Co prawda konkurują z nim pełnogabarytowe urządzenia w stylu ReQuest Audio The Beast, M.U.S.A, jednak tak naprawdę jedynie zbliżony, przynajmniej jeśli chodzi o design, Pathos Musiteca wydaje się być odpowiednim współtowarzyszem. Chodzi o jedną, acz nader istotną cechę – wielkość, a co za tym idzie czytelność wyświetlacza. Do tej pory normą były kilkucalowe ekrany, które już z odległości 3-4 metrów charakteryzowały się przydatnością porównywalną ze standardowymi, znanymi z konwencjonalnych odtwarzaczy displayów. W Meridianie jest inaczej. Nawet bez okularów taki astygmatyk jak ja bez trudu mógł odczytać odtwarzany w danym momencie tytuł utworu, o 1000 pikselowej okładce nawet nie wspominając. Oczywiście 17” „telewizor” można bez problemu wygasić a całą obsługę przenieść na iPada (o czym dalej). Zacznijmy jednak od początku.
Meridian Control 15 to elegancka jednostka centralna wyposażona w 17” ciekłokrystaliczny, dotykowy ekran, oraz stanowiący jego podstawę korpus z umieszczonym na froncie napędem szczelinowym umożliwiającym bezpośrednie zgrywanie posiadanej płytoteki na ukryty wewnątrz dysk twardy. Satynowe aluminium na froncie i dostojna czerń radiatorów ukrytych na „plecach” wyświetlacza nadają całemu projektowi, pomimo dość absorbujących gabarytów, niewymuszonej elegancji i intrygującego a przy tym zaskakująco lekkiego optycznie wyglądu. Włącznik główny ukryto na tylnej krawędzi w okolicach prawego dolnego rogu.
Panel tylni ulokowano we wgłębieniu podstawy, dzięki czemu widok kabli nie powinien przykuwać uwagi postronnych obserwatorów. Jak na cyfrowy transport przystało próżno szukać tu wyjść analogowych, w zamian za to, oprócz złoconego „coaxiala” nabywca kuszony jest dedykowanym dla systemów Meridiana złączem SpeakerLink umożliwiającym bezpośrednie połączenie np. z aktywnymi kolumnami DSP 7200. Nie zapomniano również o interfejsach Triggera /zewnętrznego czujnika IR, Meridian Comms, 12V gnieździe zasilania (zewnętrzny zasilacz jest zaskakująco masywny i solidny), oraz niezbędnym przy tego typu urządzeniach portowi Ethernet.
Po wypakowaniu, znalezieniu odpowiedniego miejsca, ustawieniu i podpięciu koniecznego okablowania Control 15 był gotowy do uruchomienia. Postanowiłem jednak odczekać parę godzin, dając przyciągającemu wzrok obiektowi niniejszej recenzji czas na osiągnięcie tzw. temperatury pokojowej. Po ustabilizowaniu termicznym wystarczyło delikatne kliknięcie ukrytym na tylnej krawędzi włącznikiem i ciekłokrystaliczny monitor ożył. Delikatny świst ukrytego wewnątrz korpusu dysku umilkł po kilku sekundach a ekran poprosił o wstępną kalibrację a następnie rejestrację, którą można było pominąć. Później było już z górki, dostęp do wgranych przez moich poprzedników płyt i listy ulubionych stacji radiowych stał przede mną otworem. Dodawanie nowych pozycji do obu list nie nastręczało żadnych problemów a samo zgrywanie płyt zajmowało nie więcej niż 5 min/ szt.
Jak sami Państwo widzą uruchomienie Meridiana nie powinno sprawić żadnych problemów nawet kompletnemu laikowi, jednak warto poświęcić chwilę dodatkowym funkcjom, jakie oferuje to przesympatyczne urządzenie. Po pierwsze, wraz z jego zakupem, nie jesteśmy do końca naszych dni skazani na zgrywanie posiadanych, bądź sukcesywnie nabywanych srebrnych krążków wyłącznie w jednostce centralnej, gdyż producent przygotował zarówno stosowny plug-in, jak i nad wyraz szczegółową instrukcje jego instalacji do jednego z najlepszych, jeśli nie najlepszego programu do tzw. „ripowania” – dBpoweramp. Nie będę się w tym miejscu zbytnio rozpisywał, ale idąc krok po kroku uzyskamy możliwość osiągnięcia pełnej zgodności przenoszonej na twardy dysk płytoteki z zaleceniami Meridiana, dzięki czemu zaimportowane (z małą pomocą dedykowanej aplikacji Control:PC) na Control 15 dane nie powinny odbiegać od tego, co zgralibyśmy poprzez frontową szczelinę. Powyższa funkcjonalność jest o tyle istotna, że podczas pracy na dBpoweramp’ie zdecydowanie łatwiej jest wprowadzać dane nawet zupełnie nieznanych szerszemu gronu, w tym internetowym bazom danych, pozycji. Za przykład niech posłuży „jeszcze ciepły” album „Polonium” Motion Trio – na razie całkowicie anonimowy zarówno dla Meridiana, jak i baz, z których korzysta dBpoweramp, jednak o niebo szybciej i wygodniej uzupełnia się brakujące tagi (włącznie z okładką) na komputerze niż stojąc/kucając przed systemem audio i palcujac 17” ekran.
W podobnie komfortowej sytuacji są użytkownicy NASów QNAPa – niewielka appka, kilka minut klikania i zapisane na dyskach sieciowych dane stają się w pełni dostępne z poziomu jednostki centralnej.
Dla mniej i bardziej zaawansowanych użytkowników pomocny będzie jeszcze jeden, acz całkiem przydatny drobiazg. Otóż, żeby za każdym razem nie musieć podrywać się z kanapy, gdy najdzie nas ochota na zmianę utworu, stacji radiowej, etc., lepiej zawczasu zainstalować na komputerze będącym w tej samej sieci, co Sooloos niewielki program Meridian Sooloos Configure, który pozwoli nam nie tylko odczytać IP jednostki głównej (normalnie niewidocznej w sieci), ale i jej konfigurację. IP jest o tyle istotne, że trzeba je podać podczas pierwszego uruchomienia na izabawkach app-ki Core Control, dzięki której uzyskamy pełną władzę nad 15-ką. Sama appka działa szybko i stabilnie nawet na tak wiekowych urządzeniach jak mój iPad pierwszej generacji. Zero irytujących lagów, czkawek przy przewijaniu i wyszukiwaniu, etc. Zamiast tego, jeśli materiał zindeksowany na Sooloos’ie został prawidłowo i starannie otagowany, to gdy tylko najdzie nas ochota możemy wybierać wykonawców niemalże według koloru oczu. Cóż, w porównaniu z możliwościami i intuicyjnością aplikacji Meridiana, moja dedykowana Olivce wypada nader skromnie. Już nawet nie chodzi o możliwość sortowania wg, częstotliwości przesłuchań, ale klucz jakościowy (hi-res, CD, stratne) powinien być obowiązkowym elementem każdego tego typu software’owego pilota. Oczywiście miłośnicy i posiadacze innych urządzeń tej marki z pewnością uzieszą się z możliwości sterowania Control 15 z poziomu systemowego pilota Meridian MSR+.
I jeszcze jedna uwaga. Najlepiej od razu przy pierwszym uruchomieniu warto za pamięci zaklinać w opcjach eksportu, żeby mozolnie gromadzone na dysku 15-ki pliki były eksportowane w jakości natywnej a nie w MP3, jak to jest fabrycznie, bądź jedynie w dostarczonym do mnie egzemplarzu, ustawione.
Z uprzyjemniających życie dodatków warto jeszcze wspomnieć o funkcji „Swim”, dzięki której, po wybraniu interesujących nas kryteriów system sam zadba o odpowiednio wyselekcjonowaną playlistę. Mała rzecz a jaka przydatna.
Od strony czysto technicznej Meridian również nie daje powodów do marudzenia. Dzięki zaimplementowanej technologii DSP dokonuje upsamplingu odtwarzanego materiału CD oferując na wyjściach cyfrowych sygnał o parametrach 24bit/88.2 kHz. Nie ma również problemu z odtwarzaniem plików w rozdzielczości 24bit/96kHz, oraz jeszcze gęstszych, które są jednak resamplowane – 192kHz do 96kHz a 176.4kHz do 88.2kHz. Nie sposób również nie wspomnieć o tak oczywistych rzeczach jak możliwość tworzenia stref i współdzielenia zasobów przez wpiętych w jedną sieć kilku urządzeń Meridiana (kolejne Control 15, Media Drive 600, Media Core 600 etc.)
Przejdźmy zatem do rzeczy najważniejszej, czyli brzmienia. Na podstawie odsłuchu na wystawie nie próbowałem nawet budować żadnych oczekiwań, ani tym bardziej wyciągać zbyt pochopnych wniosków, w związku z czym 15-ka startowała u mnie z całkowicie czystą kartą. Kiedy z głośników popłynęły pierwsze poszarpane takty „Allegro molto” Henryka Mikołaja Góreckiego („Concerto for hapsichord and string orchestra op.40”) w wykonaniu akordeonowego Motion Trio wspieranego przez Leszka Możdżera („Polonium”) pomimo wymagającego skupienia repertuaru na mej twarzy zagościł uśmiech. Powód był oczywisty, a nawet rzekłbym prozaiczny – do mych uszu docierała niezbyt łatwa, ale jednak muzyka a nie zlepek wielu, podanych z laboratoryjną precyzją, lecz pozbawionych emocji dźwięków. To, co zaoferował na dzień dobry Meridian idealnie wpisywało się w tendencję, jaka wśród testowanych przeze mnie za przeproszeniem „plikograjów” zapoczątkował Trigon Chronolog, rozwinął Ayon NW-T a do perfekcji opanował niesamowity Lumin. Również niepokojące i przygnębiające „Sounds of War” Janusza Wojtarowicza i Jacka Hołubowskiego ze wspomnianego albumu skupiły się w większej mierze na dotarciu do sfery emocjonalnej słuchacza aniżeli kaleczenia jego uszu kakofonicznymi popisami akordeonowego trio. Dźwięk był przede wszystkim sugestywny, wciągający w wir wydarzeń i daleki od zdystansowanych prezentacji znanych np. z tzw. „audiofilskich” samplerów.
Sięgając po niesamowicie „bujający” album „A Joyful Noise Unto The Creator” Galliano nie sądziłem, że ten angielski dżentelmen da się ponieść acid jazzowo – funkowym rytmom, jednak czekała mnie nad wyraz miła niespodzianka. Tłusty, mięsisty i masujący trzewia bas stanowił solidną podstawą, na której Meridian budował gęsty, pulsujący spektakl muzyczny. Partie wokalne zostały lekko uprzywilejowane i zgrabnie otoczone syntetycznymi dźwiękami.
Kontury źródeł pozornych rysowane były trochę grubszą kreska aniżeli w Ayonie, za to nasycenie barw nie było aż tak rzeczywiste jak w Luminie, jednak sporo do powiedzenia miałyby w tym momencie odpowiednio wysublimowane łączówki i obserwując jakie zmiany wprowadzały roszady pomiędzy Fadelem, Harmonic Technology i Apogee uważam, że warto byłoby sięgnąć choćby po Acoustic Revive DSIX-1.0PA.
Na „W Hołdzie Mistrzowi” Stanisława Soyki (przy wgrywaniu bezpośrednio na jednostkę centralną brak poprawnego wyświetlania polskich znaków) akustyka sali, rozlokowanie muzyków w przestrzeni i ich pozorna (zaraz wyjaśnię, o co chodzi) separacja były na bardzo wysokim poziomie. A teraz spieszę z wyjaśnieniami dotyczącymi owej pozornej separacji. Podczas nagrywania/masteringu realizator musi znaleźć złoty środek pomiędzy stabilnym ogniskowaniem danego instrumentu a dźwiękami pozostałych uczestników nagrania. Jeśli zbytnio wyalienuje dane źródło efekt finalny będzie nie dość, że sztuczny, to niespójny, jeśli natomiast, za przeproszeniem, przegnie w drugą stronę zamiast konkretnych, wyraźnie zarysowanych instrumentów usłyszymy impresjonistyczne plamy dźwiękowe. Płyta Soyki wydaje się być przykładem właśnie takiego umiarkowania i wszystkie zarejestrowane na niej instrumenty, oraz głos wokalisty, choć są wyraźne i posiadają niemalże realne, choć nieprzeostrzone kontury, to świetnie się między sobą przenikają. I właśnie te wzajemne interferencje Meridian z wielkim wdziękiem i taktem był w stanie ukazać. Zamiast zamkniętych w swoich „budkach” dziewięciu muzyków grał cały zespół. Głos Soyki był mocny, lekko zaokrąglony, z akcentem położonym na barwę a dopiero w dalszej kolejności na krawędzie zgłosek, sybilanty.
Podobnie było na klasycznej „Opera Proibita” Cecilii Bartoli, gdzie przykładowo „Aria di Ismaele. Caldo sangue” Alessandro Scarlatti’ego („Il Sedecia, re di Gerusalemme, oratorio for soloists, chorus, instruments & continuo”) czarowało dostojeństwem, skupieniem a jednocześnie przepiękna barwą, od której uwagi nie odwracały lekko “zgaszone” sybilanty. Rozdzielczość góry niewiele na tym traciła za to znacząco wzrastał współczynnik przyjemności odbioru. Scena posiadała bardzo sugestywną głębię, z precyzyjnie zarysowanymi dalszymi planami i wykraczającą poza bazę wyznaczona przez kolumny szerokością. Na bardziej skocznych i dynamicznych fragmentach – „Ahi! Qual Cordoglio … Doppio Affetto” („Sedecia, Re Di Gerusalemme” /A. Scarlatti) natychmiastowość i precyzja w oddawaniu szarpnięć strun, popisów wokalnych Bartoli, czy też wejść całej orkiestry, czuć było potencjał zarówno pod względem mikro, jak i makrodynamiki.
Mając Meridiana przez blisko dwa tygodnie ustawionego na honorowym, przewidzianym docelowo na gramofon, miejscu z przykrością musze przyznać, ze nie dość, że zdążyłem się do niego przyzwyczaić, co po prostu polubić. Niejako w nawyk weszło mi od razu po przekroczeniu progu domu włączanie jednej z ulubionych internetowych rozgłośni radiowych, by po standardowej krzątaninie przełączać się na bardziej wymagający repertuar, bądź to z radia, bądź z zapisanych na dysku Control 15 płyt. Intuicyjna obsługa, wyśmienite brzmienie i niebanalny, a przy tym stojący w opozycji do niepotrafiących się obejść bez tabletu, bądź smartfonu konkurentów, design powinien zjednać sobie przychylność nie tylko miłośników wysokiej klasy dźwięku, ale również pozostałych domowników. Jest to przykład, jak wydawałoby się zapomniana dziedzina nauki, jaką jest ergonomia może nie tylko ułatwić życie, ale i sprawić, że nawet początkujący i nieufni, jeśli chodzi o granie z plików audiofile bezstresowo wejdą w świat FLACów, ALACów i materiałów wysokiej „gęstości”. Kiedyś Hi-Fi było dla normalnych ludzi, a Meridian swoim Control 15 stara się tę tendencję przywrócić. Oby tak dalej.
Tekst i zdjęcia Marcin Olszewski
Dystrybucja: 3Logic
Cena: 25 000 zł
Dane techniczne:
Wbudowany dysk: 500GB (ok. 1000płyt CD zgranych do formatu FLAC)
Gniazdo Ethernet : RJ45 / Neutrik EtherCon
Wyjścia audio: Meridian SpeakerLink (RJ45); 1 S/PDIF coaxial ( RCA type)
Dodatkowe terminale: Meridian Comms (DIN); IR input (3.5mm jack); Trigger out (3.5mm jack)
Ekran: 17”; rozdzielczość 1280 x 1024 pikseli, jasość 350 cdm2, kąt widzenia 150º
Zasilanie: 12V DC 12.5A, 150W (mini-DIN) z zewnętrznego zasilacza 110-230V
Wymiary ( SxWxG): 457 x 345 x 185 mm
Waga: 10.75 kg
Dostępne kolory: srebrny, czarny
System wykorzystany w teście:
– CD/DAC: Ayon 1sc
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI 5
– Przedwzmacniacz: Auralic Taurus Pre
– Monofoniczne końcówki mocy: Auralic Merak Power Monoblock
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; AudioSolutions Rhapsody 130; Dynaudio Excite X34
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Harmonix CI-230 Mark-II; Neyton Neurnberg NF
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Neyton Hamburg LS
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; GigaWatt LC-1mk2
– Filtr sieciowy: IsoTek Aqauarius Evo3+ przewód Evo 3 Elite
– Listwa: GigaWatt PF-2 + przewód LC-2mk2
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips