To, że większość mających pojęcie o budowaniu urządzeń audio i posiadających zapewniające komfort psychiczny zaplecze finansowe producentów jest w stanie zaoferować nam coś wybitnego, nie ulega najmniejszej wątpliwości. Spawy zaczynają się komplikować w momencie, gdy chcąc zejść w rejony bliższe zwykłemu zjadaczowi audiofilskiego chleba z racji przymusowego ograniczenia kosztów nie ma innego wyjścia jak brnięcie krętą, naszpikowaną czającymi się za każdym rogiem, wynikającymi z błędnych decyzji, a przez to mogącymi zakończyć się spektakularną soniczną klapą ścieżką. Zauważacie problem? Bo jak tak. A na dowód istnienia podobnych rozterek konstruktorów mogę przytoczyć często używaną przez inżynierów w takich przypadkach żartobliwą maksymę, jaką jest fraza: „Jak umiejętnie popsuć flagowe urządzenie, aby z jednej strony nie przegrać z konkurencją, a z drugiej zaspokoić wymagania obracającego się w niższym pułapie cenowym, jednak nadal wymagającego klienta”. Śmieszne? Bynajmniej, gdyż globalna analiza znanej mi grupy miłośników muzyki (a zapewniam, że jest to spory zbiór osobników homo sapiens) obraca się właśnie na poziomie komponentów już podczas założeń projektowych obarczonych decyzjami co w zamian czego oddać. Niestety taka jest niezależna od nas rzeczywistość, dlatego też nie ma co kruszyć kopii o społeczną niesprawiedliwość i lepiej skupić się na poznawaniu tego, co w wyartykułowanych przed momentem biznesowych warunkach udało się producentom stworzyć. I w tym momencie doszliśmy do clou naszego spotkania, jakim jest opis wrażeń ze spotkania z zajmującym dolne poziomy cenowe w portfolio kanadyjskiej marki Simaudio wzmacniaczem zintegrowanym MOON NEO 240i, którego byt na testach w naszym portalu zawdzięczamy Sieci Salonów Top HiFi & Video Design.
Już pierwsze spojrzenie na aparycję tytułowej 240-ki wyraźnie unaocznia nam, iż obracająca się w dolnej strefie cennika integra idzie drogą designu wytyczoną przez zdecydowanie bardziej zaawansowane konstrukcje tej marki. Co ciekawe, mimo skromnych gabarytów w domenie wysokości opisywany piec oprócz banalnego wzmacniania dźwięku jest idącym drogą najnowszych trendów tego typu konstrukcji swoistym centrum obsługi sygnałów audio. I nie chodzi tylko o obsługującego wszelkie cyfrowe protokoły DAC-a, ale również zaaplikowany na pokładzie przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek MM. Jego pozornie skromny, m.in. z racji rozmiarów, front podobnie do starszych braci podzielono na trzy płaszczyzny, z czego dwie zewnętrzne płynnym łukiem odchylają się ku tyłowi, a wykonana z obrobionego techniką szczotkowania aluminium centralna, wraz z wielofunkcyjnym wyświetlaczem jest ostoją wszelkich guzikowych manipulatorów, gniazda słuchawkowego, Exlibris’u wraz z logo marki i dużej gałki głośności. Przemierzając lotem ptaka obudowę ku tylnemu panelowi przyłączeniowemu na jej dachu znajdziemy stabilizującą panujące wewnątrz urządzenia temperatury serię otworów wentylacyjnych. Po zadokowaniu naszego organu przyswajania wizji na plecach wielofunkcyjnego piecyka z dużym zadowoleniem dowiemy się, iż idąc za pakietem danych z początku tego akapitu konstruktorzy NEO nie poskąpili nam audiofilskiego dobra, czego potwierdzeniem jest: seria wejść liniowych w standardzie RCA w tym jedno dla gramofonu z wkładką MM, jedno wyjście analogowe RCA, dwa wejścia optyczne, dwa SPDIF i jedno USB na wewnętrzny przetwornik, niestety dość zorientowane blisko siebie pojedyncze terminale kolumnowe, cztery wejścia funkcyjne (trzy małe jacki i jedno RS 232), bezpiecznik, gniazdo zasilające IEC i główny włącznik. Przyznacie, że mimo rozmiarowej skromności otrzymujemy bardzo dobrze wyposażony, a przez to spełniający założenia kompatybilności z posiadanymi zestawami audio większości melomanów komponent. A gdy na koniec dodam, iż producent w komplecie startowym serwuje nietuzinkowego, tak z wyglądu, jak i obsługi wszelkich funkcji pilota a jedyną rzeczą jaka jest w stanie Was do rzeczonego wzmacniacza zniechęcić może okazać się generowany przezeń dźwięk. Zatem jeśli jesteście zainteresowani czy w sukurs wielofunkcyjności idzie fonia, zapraszam do lektury części merytorycznej.
Ok. Wyposażenie wyposażeniem, ale przecież najważniejszym dla konstrukcji audio jest jego wartość soniczna. Jak myślicie, czy wzmacniacz zintegrowany MOON NEO 240i broni się w tym temacie? Powiem tak, mierząc siły na zamiary wszystko jest na bardzo dobrym poziomie. Naturalnie po przełączeniu się z mojego dzielonego wzmocnienia na kanadyjską integrę świat muzyki znacznie oddalił się od wzorca, ale jak wspominałem we wstępniaku, byt urządzeń na tym pułapie cenowym rządzi się swoimi prawami, które na szczęście w tym przypadku nie pozbawiły obiektu naszych zainteresowań ciekawych aspektów. Co zatem się wydarzyło? Pierwsze na co należy zwrócić uwagę, to umiejętne dobranie okablowania, gdyż 240-ka gra dość lekką, a rzekłbym nawet nieco rozjaśnioną średnicą. Owszem, to na krótką metę może się nawet podobać, ale po kilkunastu płytach okazuje się, że jest zbyt mocnym akcentem przekazu. Natomiast gdy z głową uzbroimy NEO w odpowiednie druty, uzyskana tonacja delikatnego dociążenia dźwięku będzie bardziej uniwersalna bez względu na resztę posiadanej układanki. I taką, raczej optującą za gęstszym, choć nie do końca takim jak by tego oczekiwał na co dzień akcentem dźwięku estetykę udało mi się w dość prosty sposób uzyskać. Zaś owoc owej żonglerki wyglądał następująco. Choć nadal nie było wystarczająco esencjonalna w środku pasma muzyka nabrała pewnego rodzaju równowagi tonalnej polegającej na reprodukcji zaskakująco mocnego basu, fajnie chadzającej w domenie nierażącej średnicy i pokazaniu otwartej góry pasma. Naturalnie takie postawienie sprawy nie zawsze idealnie spisywało się w każdych warunkach muzycznych, ale nigdy nie złapałem Moona na kaleczeniu dźwięku, tylko raczej stawianiu na konkretną grupę docelową. Wieńcząc ten skrót myślowy na temat tytułowego wzmacniacza jestem zobligowany dodać kilka zdań na temat dobrego lokalizowania pozornych źródeł dźwięku na dobrze rozplanowanej dla tego pułapu cenowego w wektorach głębi i szerokości scenie. Co miałem na myśli głosząc tezę o uwarunkowaniach muzycznych dla naszego Kanadyjczyka? Nie, nie będę lał wody na młyn wszelkim przeciwnikom tego brandu, tylko wspomnę o bardzo istotnym dla np. muzyki dawnej aspekcie wysycenia dźwięku. To jest nieodzowny artefakt, gdyż ów nurt większości swojego repertuaru bazuje na głosie ludzkim i pracujących w tym paśmie instrumentach z epoki, a nasz bohater choć starałem się go ukierunkować nadal w tym zakresie był dość zwiewny. Ktoś zapyta: „Komu szkodzi unikanie gęstego środka pasma?”. Jak to komu? Właśnie miłośnikom muzyki sakralnej, gdyż odchudzenie tego podzakresu powoduje natychmiastową utratę namacalności fraz wokalnych i wyrazistości bazujących na głębi każdego dźwięku instrumentów, pomijając już fakt długość ich wybrzmień. Ale przypominam, rozprawiamy o przedsionku High Endu potocznie zwanym Hi-Fi, dlatego też wszelkie przemyślenia należy w pierwszej kolejności przepuścić przez odpowiedni filtr, a w drugiej najlepiej samemu się z tym tematem zmierzyć na własnym podwórku.
Ok. Stawiająca na emocjonalność muzyka może sprawić mu drobne problemy, a co z innymi gatunkami? Tutaj mam dobre informacje. W tym przypadku wyartykułowany sznyt grania nie sprawia już takich problemów, tylko bez ujmowania piękna twórczości muzycznej pokazuje ją w nieco innej tonacji, a to jak wiemy, jest już bardzo subiektywnym odczuciem. Jednak aby nie pozostawić niedomówień dodam, że wydarzenia typu folk-metal grupy Percival Schuttenbach, muzyka elektroniczna YELLO , czy nawet tak lubiany przeze mnie free jazz, MOON NEO prezentował z typową dla nich szybkością, energią i co najważniejsze przy odpowiednim odkręceniu gałki głośności uczuciem nieposkromionej jazdy bez trzymanki. I właśnie to miałem na myśli pisząc, że będący obiektem naszych zainteresowań wzmacniacz zintegrowany stawia na pewną grupę docelową. To jest w dobrym tego słowa znaczeniu wariat, ale według mnie w swoim repertuarze. Ze szczególnym naciskiem na frazę „według mnie”. I proszę tak to odbierać. Coś więcej w temacie dźwięku? Owszem, mogę napisać ciężkostrawny ze względu na ilość zapisanych stron elaborat, ale z szacunku do Was nie będę sztucznie rozwadniał tekstu. To jest stosunkowo prosta konstrukcja i sądzę, że wychwycone punkty, dla zainteresowanych są całkowicie wystarczające, a i tak konieczne do osobistej weryfikacji. Dlatego też tym optymistycznym akcentem w postaci dobrej prezentacji dynamicznej muzyki pozwolę sobie zakończyć dzisiejszy test.
Szczerze powiedziawszy wstępna propozycja zmierzenia się z produktem z tego pułapu cenowego jak zawsze formowała w mojej podświadomości bardzo wiele znaków zapytania. Oczywiście nie było to wynikiem mojej wszechwiedzy na tematy audio, tylko zmuszenia szarych komórek do wnikliwej oceny z założenia znacznie mniej wyrafinowanego komponentu audio niż zwykle. Wbrew pozorom to nie jest takie proste, gdyż bardzo łatwo jest kogoś (i nie mam tutaj na myśli producenta) skrzywdzić. Jednak po analizie powyższego tekstu sadzę, że chyba udało mi się coś ciekawego w dźwięku opisywanej integry wychwycić. Czy to jest dźwięk dla wszystkich, tego nie wiem. Ale jedno wiem na pewno. Tylko posiadacze nadpobudliwych zestawów przez sparingiem ze wzmacniaczem Moon NEO 240i powinni dobrze sprecyzować swoje oczekiwania, gdyż może okazać się, że finał takiej konfiguracji będzie zbyt ofensywny. Reszta miłośników muzyki z pewnością znajdzie w nim coś ciekawego, a nie zdziwiłbym się, gdyby pozostał w systemie na stałe.
Jacek Pazio
Dystrybucja: Sieć Salonów Top HiFi & Video Design
Cena: 10 999 PLN
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 50 W / 8Ω
Czułość wejściowa: 370mV – 3.0V RMS
Impedancja wejściowa: 22,100Ω
Wzmocnienie (Gain): 37dB
Odstęp sygnał/ szum: 100dB
Pasmo przenoszenia: 10Hz – 80kHz +0/-3dB
Przesłuch: -100dB
Zniekształcenia THD (20Hz – 20kHz @ 1 W / 50 W): 0.02% / 0.02%
Zniekształcenia intermodulacyjne: 0.005%
DAC:
PCM: 16 – 32 bit / 44.1 – 384kHz
DSD: DSD64, DSD128 & DSD256
Waga 11 kg
Wymiary (S x W x G): 42,9 x 8,9 x 36,6 cm
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA