Tak tak, od zeszłorocznej wystawy minął dokładnie rok. To z jednej strony wydaje się być dość długo, jednak w zderzeniu z pełnym nieoczekiwanych wyzwań ów okres trwa nie dłużej niż mrugnięcie oka. I chyba nie zdziwicie się, że gdy po tych dwunastu miesiącach zasiadłem do pisania dzisiejszej relacji, odniosłem wrażenie, iż bardzo dokładnie pamiętam każdą napisaną niegdyś frazę. To z jednej strony dobrze, gdyż nie lubię się powtarzać i pozwala mi budować nieco inne ciągi literowe, jednak z drugiej wyraźnie przypomina o zatrważająco szybko uciekających latkach zmuszając do cieszenia się każdą wykorzystaną na słuchanie muzyki chwilą. I nie mam na myśli jedynie jakiś wbijających mnie w fotel sesji odsłuchowych, ale również będące solą naszej zabawy w wydobywanie jak najlepszego dźwięku z systemów audio mniejsze lub większe porażki. Dlaczego wrzucam do jednego worka oba bieguny naszych zainteresowań? To chyba jasne. Każda, powtarzam jeszcze raz, każda, czy to opisywana dzisiaj monachijska, czy też rodzima warszawska wystawa w swojej ofercie sonicznej ma lepsze i gorsze prezentacje. Dlatego też próbując określić plan działania podczas dzisiejszego zrzutu obserwacji wystawowych nie nastawiłem się na pokazywanie jedynie pięknie wypadających rodzynków, tylko w miarę zwięźle nakreślić stan ducha podczas wizyty następujących po sobie pokojach. To będzie istny miszmasz, ale tylko w ten sposób jestem w stanie zachęcić Was do przebrnięcia przez cały mój artykuł. Skąd to wiem? Nie uwierzycie, ale co jakiś czas na naszą skrzynkę pocztową przychodzą błagalne maile od czytelników, aby przy każdej części testów widniał tytuł informujący o tematyce danego akapitu. Po co? Po prostu wielu interesuje jedynie końcowa konkluzja i nie ma znaczenia, czy swoją opinię o danym urządzeniu wyrabiałem przy muzyce metalowej, czy barokowej. A to są przecież całkowicie inne, stawiające na inne środki wyrazu światy i trochę dziwię się, że przecież wyedukowany przedstawiciel homo sapiens nie zwraca na to uwagi. Reasumując, macie dwa wyjścia, albo czytacie całość, albo przeznaczacie swój cenny czas na coś z Waszego punktu widzenia znacznie ciekawszego.
Zanim przejdę do clou programu, dodam jedynie, iż każda wizyta obarczona była przypadkowością repertuaru, ilością słuchaczy i niestety bardzo często pochodzącą spod jednej ręki dystrybucyjnej siłową konfiguracją. Niemniej jednak, nawet te wydawałoby się nieciekawie wypadające zestawienia po głębszej analizie wytrawnemu melomanowi i znawcy tematu są w stanie bardzo wiele powiedzieć. I nie ukrywam, że podczas ferowania wyroków liczę właśnie na nieco głębsze przemyślenia, a nie szybkie przyklejanie plakietek zatytułowanych: „zwycięzca” i „przegrany”. Zatem po tym krótkim wprowadzeniu zapraszam na kilkadziesiąt krótkich, kilkuzdaniowych, zobrazowanych fotografiami tekstów, w zawartości których podczas przybliżania zestawienia najczęściej posiłkuję się najbardziej znanymi markami. I nie czuję się winny, że nie zdaję pełnego raportu, gdyż takiego połączenia nawet wybierając się za granicę do siedziby danego wystawcy prawdopodobnie nikt z Was nigdy nie dostąpi. Dlatego też aptekarskie podejście do wyliczanki sprzętowej według mnie mija się z celem.
SILBATONE
Ja wiem, że wielu miłośnikom opery i klasyki taka prezentacja może się podobać, ale bardzo mocno podszyty estetyką drewna, emitowany z monstrualnych tub dźwięk na dłuższą metę wymaga od słuchacza pełnej akceptacji takiego stanu rzeczy. I myliłby się ten, kto sądziłby, że to jego największy mankament. O co chodzi? Popatrzcie na rozmiary tego seta. W dobie zamieszkiwania przez nas tak zwanych „budek dla chomików” mielibyśmy problem z upchnięciem nawet jednej tuby, a co dopiero mówić o pełnym zestawieniu.
TAD
Głośnik koncentryczny zazwyczaj jest mistrzem w kreowaniu fantastycznej sceny 3D, co znakomicie na każdej wystawie potwierdza rzeczony system. I gdy do tego dodamy ciekawie, bo unikający grania bass-refleksową manierą zakres niskich częstotliwości, okaże się, że mamy dźwięk potrafiący zbliżyć się do estetyki grania konstrukcji zamkniętych. A to krótka do droga do serc wymagającego audiofila.
PATHOS
Jak to u Włochów. Design, design i jeszcze raz design. W tym pokoju nie do końca mogłem wyrobić sobie jakiekolwiek wiążącą opinię, gdyż panowie prezenterzy skakali po utworach i stylach muzycznych jak po jarmarku. Jednak co by nie mówić, przy omijającym szerokim łukiem przesadnego rozdmuchania muzyki wszelkie przeszkadzajki może nie w ekspresji kolumn tubowych, ale wypadały bardzo przekonująco.
AUDIO PHYSIC, AURIS
Proszę bardzo – trochę lampy w torze i nawet orędownicy ilości informacji ponad wszystko potrafiły przypomnieć sobie, że muzyka to również muzykalność, a nie tylko raport o zawartości pików dźwiękowych danego repertuaru.
AUDIA FLIGHT, VERITY AUDIO
Kolumny Verity z setem REIMYO zawsze wypadały co najmniej ciekawie, by nie powiedzieć bardzo dobrze. Tym razem zestawiono je ze znaną mi z osobistych spotkań recenzenckich Audią Flight i powiem szczerze, że nawet przy byle jakim materiale muzycznym (tak tak, często i tak bywało) również tym razem było nieźle. Co więcej sprawa przybrała jeszcze więcej rumieńców, gdy zestaw zagrał muzykę jazzową z mocnym akcentem wokalistycznym . Niestety, gdy elektronikę Audii ma w ofercie kilka rodzimych sklepów, to kolumny na chwilę obecną nie mają jeszcze u nas swojego przedstawiciela.
CESSARO, TW-ACUSTIC
To było typowo tubowe granie. Szybkość, rozmach i perfekcyjność w oddaniu nawet najdrobniejszego niuansu brzmieniowego sprawia, że do takiej prezentacji należy dojrzeć emocjonalnie. Te kolumny pokazują świat bez owijania w bawełnę. Niestety jest jeden haczyk, gdy w to wejdziecie, powrotu do kolumn tradycyjnych może już nie być.
MAGICO, SPECTRAL
Ta prezentacja w rozmowach kuluarowych wywoływała małe zamieszanie. I to nie za sprawą potwierdzenia notorycznej na wielu prezentacjach nadpobudliwości dźwięku, tylko spokoju, nutki barwy i w miarę mięsistego basu. Da się? Da.
MARTIN LOGAN, PASS
Grające plastry miodu nigdy do końca mnie nie przekonywały. Tymczasem okazuje się, że stawiający na masę i kolor amerykański piec jest w stanie sprawić, iż w tym pokoju spędziłem zadziwiająco sporo czasu. Owszem, to nadal dla mnie był nieco zbyt zamaszysty przekaz, ale sama jego kultura spokojnie mieściła się w moich codziennych preferencjach.
PARADIGM, ANTHEM, AURENDER
To był typowy przykład, że odpowiednie zestawienie to klucz do sukcesu. Gdy u mnie kolumny przy sporej dawce krawędzi dźwięków potrafiły zbudować ciekawy barwowo przekaz, to w Monachium całość wypadła nieco technicznie, co w efekcie mordowało czar damskiej wokalistyki.
McIntosh
Dźwięk dobywał się zewsząd, tak więc nic o nim nie mogę napisać Jednak wystrój pomieszczenia mówi wszystko, to światowej sławy marka i błądzi ten, kto choćby raz nie spróbuje na własnym podwórku zmierzyć się z jej produktami.
EINSTEIN
Ten znany z produktów lampowych producent pokazał dwa zestawy. Jeden współpracował z wykorzystującymi nieduże przetworniki firmowymi monitorami, a drugi z dwumodułowymi konstrukcjami pełno-pasmowymi. Jeśli chodzi o dźwięk, to gdy maluchy za sprawą ograniczeń częstotliwościowych w dolnych partiach charakterystyki ewidentnie przeznaczone są do małych pomieszczeń, to już pełen pakiet głośników większego seta oferował bardzo ciekawie wypadające wykorzystanie szerokiego zakresu częstotliwościowego. Gdy pojawiała się potrzeba, dostawałem solidny bas, a gdy wymagał tego materiał muzyczny, tandem środka z górą wyraźnie, ale bez przerysowań rysował mi założenia wydającego krążek artysty. Dodatkową, ważną informacją jest fakt, iż większy zestaw miał również szczęście prezentować najnowszą konstrukcję lampowej oferty wzmacniania sygnału audio i zamontowane na gramofonie Air Force III kolejne wcielenie ramienia gramofonowego opisywanej marki.
THE BEAST
W pokoju źródła plikowego ReQuest wzmacnianego elektroniką Absolare zaliczyłem klasyczny przypadek grania z porażającą w dobrym tego sowa znaczeniu swobodą. Muzyka płynęła, a nie była odtwarzana. Powiem szczerze, to chyba jest najbardziej przemawiające do mnie pod względem jakości dźwięku pomieszczenie. Nie było znaczenia, jaki repertuar gramy. Klasyka, jazz, czy wokalistyka, wszystkie gatunki wręcz nie pozwalały wyjść z pokoju. Po prostu muzyka przez duże „M”.
KHARMA
W początkowej fazie wizyty wydawało mi się, że pomieszczenie zostało nieco przetłumione. Z jednej strony wiedziałem, że jest to próba okiełznania żywotności zestawu w tak niewielkiej kubaturze, ale z drugiej bałem się o jakiekolwiek subtelnie wypadające wybrzmienia poszczególnych dźwięków. Co ważne, panowie w temacie akustyki tak mocno się starali, że cała podłoga została wyłożona panelami ze skóry, a boczne ścianki czymś na kształt wojskowych struktur trawo podobnych. Nie powiem, wyglądało to bardzo atrakcyjnie. A jak wypadła fonia? Owszem, krzyku nie było, ale jak przypuszczałem, delikatnie zaginęły krawędzie dźwięków. Werdykt? Odrobina pracy wystawców i okazało się, że Kharmy przestają krzyczeć.
BLUMENHOFER, MASTERSOUND
Ubrane w egzotyczna okleinę niemieckie kolumny napędzane włoskim lampiakiem pokazały nieco świeższy jakościowo niż opisywany na początku set Silbatone „drewnopodobny” dźwięk. Podobnie do kolumn Cessaro szybki przekaz z BH miał swoje zalety, jednak ich notoryczna chęć imponowania swoimi wyczynowymi akcentami sonicznymi nieco studziła zakorzenione gdzieś w zakamarkach przestrzeni mózgowej zapędy ku mimo wszystko fantastycznej prezentacji wszelkich instrumentów w swej budowie wykorzystującej drewno. Powiem tak, było ciekawie, ale przed decyzją należy się mocno zastanowić, czy to nasza bajka.
TechDAS, CH PRECISION, VIVID AUDIO
Gdy sam gramofon pokazał mi, jaka droga w dziedzinie analogu jest jeszcze przede mną, to dotychczasowe doświadczenia z zestawianiem elektroniki CH Precision z kolumnami Vivid nigdy nie były w stanie mnie do siebie przekonać. Zawsze było zbyt dosadnie i szybko. Podobnie było i tym razem. Jednak jedno takiemu zestawieniu muszę oddać, muzyka klasyczna zawsze wypadała fenomenalnie. Może nieco lżejsza barwowo niżbym oczekiwał, ale biorąc moje zwichrowanie na punkcie solidnej dawki muzykalności oddaję tej kompilacji zasłużony pokłon.
ENGSTROM, MARTEN, TOTAL DAC
Po skróceniu nazwy marki produkującej widniejące na fotografiach wielkie końcówki mocy na pojedyncze Engrstrom sam dźwięk na szczęście nic ze swojego czaru nie utracił. W wydaniu opisywanej wystawy z kolumnami Martena rzeczone wzmaczki sterowane elektroniką TechDasa zagrały na tyle ciekawym wolumenem, że pani Mercedes Sosa, a po niej frazy fortepianu na długo pozostawiły mej pamięci bardzo dobre wrażenie.
THRAX
Ten rodem z Bałkanów set miałem u siebie w domu i doskonale wiem co potrafi. Bardzo świeże w odbiorze brzmienie monitorów wspomaganych wyczynowymi tak pod względem wielkości jak i możliwości regulacyjnej modułami basowymi nawet w warunkach wystawowych potwierdziło to, co udało mi się uzyskać w zaciszu domowym. To zaś ewidentnie świadczy, jak duży potencjał wiedzy drzemie w osobie konstruktora i producenta w jednym. Jednak chyba ważniejszym dla chadzających po niższych szczeblach zasobów pieniężnych potencjalnych zainteresowanych był fakt debiutu w bułgarskim portfolio stojącego obok gramofonu wzmacniacza zintegrowanego. Niestety, wszystkie wizyty, a były trzy, nie pozwoliły mi dostąpić zaszczytu posłuchania rzeczonej integry.
EGGELSTON WORKS
Amerykańskie kolumniska napędzane francuską elektroniką lampową i futurystycznymi gramofonami marki Triangle zaprezentowały nieco byt jasny jak na wykorzystane w torze szklane bańki dźwięk. Oczywiście wszelkie dzwoneczki i inne przeszkadzajki były bajeczne, ale tylko na kilka minut. Potem stawiający na magię przekazu człowiek rozumiał, że nie tędy droga.
RAIDHO ACOUSTICS, AAVIK ACOUSTICS
Już maleńkie monitory na naszej wystawie pokazały, iż nie straszne są im prawa natury, to czego można spodziewać się po takich monstrach? Powiem Wam. Bezpośredniego, napowietrzonego, ale bez krztyny natarczywości, pełnego pakietu najdrobniejszych informacji dźwięku. Mało? Wady? Jeśli ktoś nie obcuje na co dzień z wielkim, wielkości miski do kąpieli dzieci basowcem, to ów zestaw wad wydaje się nie mieć.
AMPLIFON, CEC
Nie znam osobiście ani wyrobów polskiego producenta, ani kolumn CEC-a, dlatego nie jestem w stanie wykazać odpowiedzialnego za dziwny brak oddechu w muzyce. To chyba było największe negatywne zaskoczenie tego dnia wystawy.
WILSON BENESCH, CH PRECISION
Szybka elektronika pokazała całkowicie inne niż znam oblicze kolumn WB. Zderzenie z tymi paczkami obfitowało w pełen magii i gęstych nut spektakl, tymczasem w tej konfiguracji nawet gramiak nie był w stanie zbliżyć się do znanych mi wzorców. Jedyne co pozytywnie przemawia za tym połączeniem to feeria fajerwerków i pełne wysterowanie nawet w najniższych rejestrach.
VOXATIV
Kolumny, własna elektronika i SME-g w roli napędu. Fakt, górne pasmo zaskakująco otwarte i z dużą ilością artefaktów, ale dominujący, papierowy nalot przez cały czas przypominał o rodowodzie przetworników. Fajne, ale przypisane dla wiedzących czego chcą od dźwięku melomanów granie. W tej odsłonie zestaw wspomagały firmowe suby i gdy dźwięk mieścił się w pomieszczeniu – o co przy baterii niskotonowców czasem było trudno – prezentacja pokazywała, że coś ciekawego w tej manierze grania jest.
NAGRA, WILSON AUDIO, KRONOS AUDIO
W spokojnym repertuarze wszystko było w jak najlepszym porządku. Jednak drobne podkręcenie tempa i głośności grania pokazywało prawdziwe oblicze amerykańskich demonów, jakimi niewątpliwie są kolumny WA. Góra dźwięczna, środek bliski neutralności, ale już bas nieco ponad miarę, co ewidentnie pokazywał mocno nadmuchany, wielki w swej aparycji kontrabas. Ale jeśli ktoś tak solidnie naładowany energią świat muzyki preferuje, jestem przekonany, że to jest dźwięk na długie lata.
ODEON
O dziwo, zestaw tubowy pozwolił mi usłyszeć bdb budowaną scenę dźwiękową nawet podczas siedzenia w odległości dwóch metrów od kolumn przy dość szerokim, bo pozwalającym słuchać z każdego zakątka pokoju ich rozstawieniu. Reasumując, można zrzucić im wiele, ale nie można odmówić im kreowania ponadprzeciętnego spektaklu muzycznego. Co prawda u siebie słuchałem zdecydowanie mniejszych sióstr, które czasem miały problemy z kontrolą najniższych rejestrów, ale w zaskakujący sposób podczas mojej wizyty uwiecznione na fotografii monstra w pokoju zbudowanym z szyb i cienkich ścianek nie miały z tym najmniejszego problemu.
ALLUXITY, JOSEPH AUDIO
Metalowe głośniki nie wróżyły nic dobrego. Tymczasem nakarmienie ich materiałem muzycznym z lifestylowo wyglądającego, ale za to oferującego spore pokłady barwy zestawu Alluxity skutkowało dobrym rysunkiem i muzykalnością zestawu. Po cichu powiem, że po raz kolejny młode pokolenie rodu Ole Vitusa w równowadze jakościowej prezentowanej muzyki drugi rok z rzędu pokonało mentora.
VITUS AUDIO, GOEBEL
Grające telewizory z Niemiec dzięki produktom duńskiego Vitusa wypadły zdecydowanie lepiej niż na zeszłorocznej wystawie w Warszawie z CH PRECISION. Może nie było to sięgające szczytów High Endu zestawienie (mam na myśli model kolumn), ale należy przyznać, że prezentacja poza nieco zbyt monotonnym basem okazała się być ciekawa.
AUDIOVECTOR, GRYPHON
Te dwa brandy i sukces soniczny? Niemożliwe? A jednak powiem Wam, że wbrew pozorom nie było tak źle, jak można było się spodziewać. Powiem więcej, było na tyle ciekawie, że nie mogłem opuścić tego w mojej relacji. Owszem, szkoły Harbetha nie zdołano osiągnąć, ale przy szybkości i dobrym wysterowaniu dźwięku dzięki okablowaniu Audiovectora udało się osiągnąć pozwalający czerpać wiele dobrego ze słuchania muzy mariaż produktowy. Mariaż, który jak rasowy kameleon: w przykładowej dziedzinie oddania ostrości krawędzi strun gitary bez problemu potrafił rozkochać nawet tak zmanierowanego gęstym graniem malkontenta jak ja, by w zagadnieniu oddania koherencji ludzkiego głosu pokazać się w niezbyt dobrym świetle. Jednak suma summarum, fakt, że prezentacja tkwi w mojej głowie, jest pewnego rodzaju sukcesem.
HORNS, ALBEDO, MY SOUND
Mam przyjemność zaprezentować coroczną oazę polskiej myśli technicznej. Co prawda jej skład w drobnej części czasem się zmienia, ale bez względu na to, cykliczność wystawienniczą wymienionych marek na tak dużej imprezie można nazwać wielkim sukcesem naszych konstruktorów. Dźwięk? Jak to u tub bywa. Otwarty, naładowany pakietem informacji środkowych i górnych rejestrów, a wszystko uzupełnione pochodzącym z pasywnie sterowanego głośnika basem.
AYON, LUMEN WHITE
Poznajecie? Oczywiście, to set w dużej części goszczący na naszym AVS. Mało tego, z mniejszymi kolumnami i innymi monoblokami był również w naszej redakcji. Ale nie to jest najciekawsze. Może wielu wydać się to dziwne, jednak już po wejściu do skleconego z karton-gipsu boxu na wielkiej hali usłyszałem nieco inną niż u siebie w domu prezentację. Co było tego powodem? Jak to co. Wyeliminowanie procesora DSP. To oczywiście nadal było Accutonowe granie, ale już z większą swobodą oddania oddechu muzyki. Czyli jednak moja krucjata przeciw gmeraniu w sygnale nie jest pozbawiona sensu.
GAUDER AKUSTIK, AVM
Z autopsji wiem, co te kolumny potrafią., jednak upodobanie pana prezentującego ów zestaw do naszpikowanej wielkimi składami dęciaków muzyki lat pięćdziesiątych nie pozwoliło mi na głębsze przyjrzenie się tej konfiguracji. Jednak bez względu na to przyznam, że tegoroczna wystawa za sprawą najnowszych monosów AVM-a zrobiła na mnie zdecydowanie lepsze wrażenie niż poprzednia. A co było konkretnym tego powodem? Po zeszłorocznych, dość płaskich dynamicznie występach, w tym roku czuć było ewidentnie lepszą energetyczność dźwięku.
MBL
Cóż. Przygoda z tak zwanymi cebulami w topowym wydaniu dla mnie osobiście prawie zawsze kończy się westchnieniem może „kiedyś”. To był spektakl przez duże „S”. Bez względu czy małe składy, symfonika, plumkanie, czy ostra rockowa jazda, nie potrafiłem złapać Niemców na najmniejszym potknięciu. Fakt, o tak uwielbianym przeze mnie koloryzowaniu muzyki nie było mowy, ale otrzymując tak skrojony przekaz bez ociągania się jestem w stanie oddać nieco z prywatnych preferencji.
KONDO, KAVERO
To był fantastycznie spędzony czas. Spokój, często wietrzona duża kubatura i magicznie kreowana, wydobywająca się z systemu marzeń wielu audiofilów muzyka. Czegóż chcieć więcej? Po czym wnioskuję, że to moja bajka? Podczas wizyty leciał znany mi jak własna kieszeń czarny krążek Luisa Armstronga „Satchmo”. Jakieś pytania?
KRONOS, GOEBEL, CH PRECISION
Wiecie co? Nieco niepochlebnie opisane przeze mnie kilka akapitów wcześniej połączenie CH PRECISION z kolumnami Goebel tym razem po połknięciu sygnału z gramofonu i po zadbaniu wystawcy o akustykę pomieszczenia potrafiło zagrać całkiem urzekająco. Nie wiem, czy to sprawka okablowania, czarnej płyty, czy pomieszczenia, ale szczerze powiedziawszy zaliczyłem rasowy opad szczeki. Ale to nie koniec pozytywnych opinii, gdyż te wielkie kolumniska potrafiły budować zaskakująco rozbudowaną scenę w wektorze głębokości nawet podczas siedzenia dwa metry od nich.
ROCKPORT, SOULUTION
To zestawienie było przykładem, jak znane z nieprzeciętnej muzykalności kolumny zmusić do grania krawędziami dźwięków. To wielu odbiorcom może imponować, gdyż jest bezkompromisowym w domenie wyrazistości przekazu przedsięwzięciem sprzętowym, jednak zapewniam, miłośnicy barwy i gładkości nie mają w nim czego szukać. Przykład? Słuchany podczas wizyty koncertowy album Antonio Forcione sprawił, że już na materiale płyty winylowej w mojej konfiguracji struny gitary były wzorem do naśladowania w zakresie ich czytelności, to po przepuszczeniu przez tytułowy zestaw spokojnie mogłem się nimi golić.
POLPAK, TAGA HARMONY
Ten akapit jest swojego rodzaju organoleptycznym potwierdzeniem międzynarodowych sukcesów jednego z polskich producentów, a konkretnie mówiąc dystrybutora (Polpak) oferującego paletę brantowanych swoim logo komponentów audio dla zwykłego Kowalskiego. Tak tak, chodzi o ostatnio często pojawiającą się na forach internetowych w pochlebnych opiniach markę Taga Harmony, która doczekała się kilku nowych dystrybutorów w skali świata. Jak widać na załączonym obrazku, jeśli tylko jesteśmy wystarczająco zdeterminowani, świat stoi przed nami otworem. Ale to nie koniec ciekawostek, gdyż miła atmosfera w greckiej restauracji za sprawą świetnie prezentującego się podczas koncertu na żywo duetu Anne Bisson i Vincenta Belangera zaowocowała jednogłośnym przyznaniem nagrody roku za brzmienie wystawy tegorocznej relacji. Panowie, zasłużone brawa.
AVANGARDE
Cóż innego, niż dość trywialnie brzmiące zdanie typu: „Rozdający karty na rynku producentów kolumn tubowych producent” można napisać o niemieckim Avangardzie? A powiem Wam, że można. Może nie bardzo rewolucyjnego, ale ciekawego z punktu widzenia zgodności fazowej poszczególnych podzakresów. O co chodzi? Ostatnimi czasy panowie zza naszej zachodniej granicy opracowują moduły basowe z korekcją DSP, a to biorąc pod uwagę często opisywane problemy z nadążaniem basu za resztą pasma może okazać się strzałem w przysłowiowa dziesiątkę, czego im serdecznie życzę.
AUDIOQUEST
Pokój tej znanej kablarskiej marki zaproponował połączenie swoimi wyrobami włącznie z akcesoriami prądowymi elektroniki Sugdena i kolumn B&W. Znam prezentowaną, najnowszą linię wspomnianych zespołów głośnikowych i wiedziałem, że tylko naprawdę bardzo źle dobrane komponenty współpracujące mogą położyć całość prezentacji. Jednak, jak się okazało, wystawca wiedział co robi, dzięki czemu muzyka była pełna energii i bez szkodliwego posmaku odchudzenia. Z przyjemnością posiedziałem tam kilkanaście minut.
MOBILE FIDELITY
Ta wizyta miała jeden, bardzo ważny dla mnie cel. Chodzi mianowicie o chęć zobaczenia na własne oczy nowego pomysłu na działalność na rynku audio, jakim jest wprowadzenie linii gramofonów do odtwarzania tłoczonych przez siebie od dziesięcioleci płyt winylowych. Nie wiem, jak oferta prezentuje się w sferze sonicznej (dystrybutor czeka na pierwsze sztuki), ale jeśli panowie tak dobrze radzili sobie z masteringiem, to może i domenie odczytu swoich w pocie czoła zrealizowanych wydawnictw płytowych staną na wysokości zadania. Jak widać na zdjęciach, marka nie stawia na spektakularny design, ale z tego co wiem, zadbała o osobistą produkcję większości podzespołów z ramionami włącznie i ceny na naszym rynku mają oscylować w rejonach 5 kzł, co stanowi ciekawą alternatywę dla Pro-Jecta , Regi i Thorensa. Przyznacie, że zapowiada się ciekawie.
MOON, WILSON AUDIO
Nieco przewymiarowane kolumny ewidentnie pokazywały, że panowie postawili na wielkość i ilość, a nie na jakość. Jednak ignorując aspekt nadmiaru basu należy oddać im honor, gdyż przyjemna w brzmieniu elektronika potrafiła zadbać o kulturę brzmienia reszty pasma, a przy tym pokazać, jakie pokłady energii drzemią w amerykańskich zespołach głośnikowych. Czyli ewidentne coś za coś.
AUDIODATA, SOULUTION
To było przebiegające w estetyce równowagi tonalnej granie. Bez fajerwerków barwowych, ale również bez większej szkody w dziedzinie ostrości przekazu. A należy zauważyć, iż w torze znalazł się propagator szybkości ponad wszystko.
FINK TEAM, OCTAVE
Niemieckie wzmocnienie i dość futurystycznie wyglądające kolumny zagrały ciekawym, w estetyce papieru obrazem muzycznym. Ciekawostką było nie wychodzenie przed szereg głośnika wysokotonowego, a potwierdzeniem słuszności zastosowania wielkiego basowca dobrze wypadająca stopa perkusji.
NORDOST
W tym roku znany z niedoborów pokładów masy na środku pasma producent kabli zaprezentował najnowsze dzieło, jakim są kondycjonery masy. To było ciekawe doświadczenie. Muszę szczerze przyznać, że użycie wspomnianych poprawiaczy uziemienia dawało wyraźną poprawę oddechu w dźwięku, co w konfrontacji z dotychczasowymi próbami z produktami innych marek stoi w całkowitej opozycji, gdyż w imię poszukiwania muzykalności najczęściej wszystko gaśnie. I co ważne. Tak przed, jak i po zastosowaniu nowości Nordosta system Moon-a z Audiophysicami nie zdradzał oznak nadpobudliwości. Muszę to potwierdzić u siebie.
MEITNER, LANSCHE AUDIO, EMM LABS
Zawsze gdzieś z tyłu głowy mam zakodowane, że Meitner nieco tłumi wybrzmienia. Tymczasem w zestawieniu z kolumnami Lansche Audio i elektroniką Emm Labs pokazał napiętnowane (w dobrym tego słowa znaczeniu) dobrymi krawędziami, ale przy tym gładkie i nasączone barwą granie. Swoboda, oddech i kontrola basu potwierdzały, że wiele przeczytanych gdzieś w sieci niepochlebnych opinii jest wynikiem nieodpowiedniego doboru poszczególnych komponentów.
T&A
Ten zestaw gościłem jakiś czas temu u siebie. W skrócie mogę tylko powiedzieć, że żadnej muzy się nie boi. Może w wymagającej magii muzyce dawnej nie osiąga homogeniczności moich ISIS-ów wespół z Reimyo, ale reszta repertuaru nie jest w stanie zagonić go w kozi róg, gdyż to on rozdaje karty, ups moc.
OCTAVE, BLUMENHOFER
Piecyki Octave dość dobrze zgrały się z kolumnami Blumenhofer, gdyż oprócz typowej dla tub prezentacji nie odnotowałem specjalnych, w jakikolwiek szkodzących muzyce artefaktów. Oczywiście proszę nie odbierać moich przytyków do potomków megafonów zbyt dosłownie, gdyż nie jest to ich wadą tylko specyfiką, a wspominam ten temat tylko po to, aby odnieść się do ich ilości w dźwięku. Nic poza tym.
CHORD
Witamy na planie ukazującego się w czasach komunizmu serialu „Kosmos 1999”. Futurystycznie wyglądające urządzenia pozwalają osiągnąć klientowi jedynie dwa stany. Jeden to nienawiść, a drugi miłość. Ja po dłuższej akomodacji podczas testów optowałbym za tym drugim, ale nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś nie by w stanie pogodzić się z takim odważnym designem. A co z dźwiękiem na wystawie? Leciała trochę nie moja muzyka, ale system dawał wyraźne sygnały, że basu z pewnością mu nie zabraknie.
SILTECH, CRYSTAL CABLE
Nadeszły czasy, gdy wszyscy chcą robić wszystko. Co to oznacza? Ano to, że obie, będące bohaterkami tego akapitu marki kablarskie pchają się w nowe dla siebie rynki. Crystal Cable postawiło na kolumny, a Siltech na elektronikę. I wiecie co, gdy w dziedzinie okablowania holenderski spec od srebra ze swoimi drutami jest dla mnie niezbędnym elementem do otrzymania dobrego brzmienia, to posiłkując się własną elektroniką i kolumnami bratniego kablarskiego współ-wystawcy CC w ogóle mnie nie przekonał. Nie wiem, dokąd to nas zaprowadzi, ale na razie tego nie czuję.
BUGATTI
Te fotografie wykorzystałem jedynie do zobrazowania szaleństwa, jakie ogarnęło rynek audio. O co chodzi? Tak bez specjalnej złośliwości powiem tylko tyle, że gdybym chciał, bardzo szybko znalazłbym niezbyt wyszukany pod względem rozpoznawalności system audio, na zakup którego nie wystarczyłaby kwota żądana za tytułowe Bugatti. I uwierzcie mi, takich setów byłoby kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt, co wyraźnie pokazuje, stopień zatracenia granic przyzwoitości interesującego nas ryku audio. Puentując ów stan rzeczy jestem w stanie powiedzieć, że to przybrało już oznaki choroby, skutki której odbijają się na naszych portfelach. Szkoda.
I tym, mało optymistycznym finansowym akcentem pragnę zakończyć tegoroczną relację. Jednak bez względu na tendencję przeszacowania cen urządzeń audio chcę powiedzieć, że w przeciwieństwie do lat ubiegłych, tym roku miałem więcej pozytywnych spotkań sonicznych. Co mogło być powodem? Co prawda nie liczyłem, ale z tego co udaje mi się przywołać z pamięci, ostatnia impreza oferowała zdecydowanie więcej prezentacji ze źródeł analogowych typu gramofon, czy magnetofon. Owszem, plikograjków również nie brakowało, ale bardzo często dublowano je właśnie gramofonem. Nie wiem, na ile moja opowieść przybliży Wam ducha opisywanej imprezy, ale waśnie dla zobrazowania częstego przeplatania się pozytywnych i negatywnych konfiguracji jechałem z tekstem i zdjęciami jednym ciurkiem. Każde takie przedsięwzięcie jest polem walki wystawców z przeciwnościami losu typu: ilość odwiedzających, pomieszczenie, repertuar i własna oferta, dlatego zalecam ostrożne ocenianie tego co przeczytacie. Zatem w poczuciu spełnienia czekającego na swoją kolej aż dwa tygodnie obowiązku już dzisiaj zapraszam wszystkich na opis przyszłorocznego wydarzenia.
Jacek Pazio