Opinia 1
Nie ma się co czarować i łudzić, że nieuchronnie upływający czas dziwnym zrządzeniem losu nas omija i wciąż jesteśmy nie tylko piękni i młodzi, lecz z łatwością zapamiętujemy każdy numer, osobę, przedmiot czy miejsce, które choć raz zobaczyliśmy. Niestety tak nie jest i często możemy znaleźć się w dziwnej sytuacji sprawiającej wrażenie pozornego déjà vu, że przecież już kogoś/coś kiedyś widzieliśmy, ale kiedy i w jakich okolicznościach miało to miejsce to za CHRLD przypomnieć sobie nie możemy. Dla tego między innymi tak bardzo cenię fotografie działające nierzadko lepiej aniżeli najbardziej stężony bilobil, bądź inny lek na niezapominanie. I tak też było w przypadku obiektu niniejszej recenzji, gdyż kiedy wrocławskie Moje Audio dostarczyło na testy stopki antywibracyjne włoskiej marki Music Tools miałem przeczucie graniczące ze 100% pewnością, że ja je już gdzieś wcześniej widziałem. Jednak okoliczności owego zdarzenia spowijała mgła zapomnienia. Oczywiście skłamałbym pisząc, że zagadka ta spędzała mi sen z powiek, gdyż nie narzekając na brak zajęć wolałem skupiać się na ich walorach sonicznych aniżeli szukać przysłowiowej igły w stogu siana. Traf jednak chciał, że tuż przed publikacją niniejszej recenzji sięgnąłem w przepastnych archiwaliach po katalog ze zdjęciami z monachijskiego High Endu anno domini 2013 i … Bingo! Oto dowód nr.1 i nr.2, że jestem wzrokowcem. Nie ma jednak co odwoływać się do prehistorii, gdyż w Monachium okazji na krytyczny odsłuch nie było, tylko lepiej zakasać rękawy i wziąć na warsztat aktualnie produkowaną, jeszcze pachnącą nowością wersję Music Tools Spike-Hull II.
Nawet w uniwersalnym – podstawowym umaszczeniu Music Tools Spike-Hull II już podczas wypakowywania prezentują się nad wyraz elegancko. Zacznijmy jednak od początku, czyli od tzw. unboxingu. Co prawda tekturowym pudełkom daleko do misternych szkatułek, jakimi nieraz rozbestwiają nas high-endowi wytwórcy, ale szybki rzut oka do cennika natychmiast sprowadza nas na ziemię. Za to im dalej w las, znaczy się im głębiej sięgamy, tym jest lepiej. Wewnątrz piankowej otuliny ukryto bowiem minimalistyczną akrylową konstrukcję spinającą górną i dolną płaszczyzną cztery masywne stopki. Ich zewnętrzne korpusy mają średnicę 6cm i dostępne są w dwóch wersjach kolorystycznych – czarnej, jaka do nas dotarła i zdecydowanie bardziej przykuwającej uwagę – czerwonej a raczej wiśniowej z metalicznym połyskiem. Standardowa wysokość włoskich „kapselków” 3,6cm, choć po wkręceniu dołączanych w komplecie nagwintowanych trzpieni zyskujemy dodatkowe 2cm regulacji, co przy montażu Music Toolsów na stałe, do lub zamiast przewidzianych przez producentów elektroniki i kolumn nóżek, bądź kolców może okazać się niezwykle pomocne. Zwarta budowa i budząca zaufanie solidność podczas badań organoleptycznych, czyli na tzw. macanta znajduje odzwierciedlenie w ich dopuszczalnym obciążeniu wynoszącym okrągłe 90 kg, co patrząc na nasz dotychczasowy recenzencki dorobek wyklucza jedynie 100 kg końcówkę mocy Audia Flight Strumento N°4. Słowem uniwersalność na pięć z mikroskopijnym minusikiem (i pomyśleć, że to przez rodaków).
Listę akcesoriów antywibracyjnych, z którymi mieliśmy okazję zapoznać się na przestrzeni ostatnich kilku lat wymieniłem niemalże rok temu z okazji recenzji Stillpointsów Ultra Mini, więc tym razem powtarzać się nie będę a jedynie dorzucę do puli Nordosty Sort Kone BC. W dyskusje mające na celu udowodnienie, że wpływ owych wszelakiej maści produktów jest oczywisty, też się wdawać nie będę, bo jeśli oczywistym jest to nie ma co udawać, że go nie ma. Co innego, czy ów wpływ, czyli modelowanie dźwięku naszego systemu, idzie w pożądanym przez nas kierunku, czy też we wręcz przeciwnym. Dlatego też oprócz zawierzenia nam na słowo zawsze podkreślamy konieczność weryfikacji każdego komponentu audio we własnym torze i subiektywną ocenę końcową.
Z tytułowymi podstawkami sytuację miałem o tyle klarowną, że oprócz wspomnianych zdjęć z wystawy nie dysponowałem nie tylko jakimikolwiek wspomnieniami odsłuchowymi, co nawet nie próbowałem szukać mogących wpłynąć na moje pierwsze wrażenie uwag osób mających z nimi kontakt wcześniej. Krótko mówiąc zero oczekiwań, zero uprzedzeń – prawdziwa carte blanche. Ponieważ dysponowałem dwoma setami Music Toolsów pierwszej turze dopieściłem nimi zarówno źródło cyfrowe – Ayona CD-1sx, jak i tor analogowy lokując cztery sztuki pod phonostagem Abyssound ASV-1000 a dokładniej pod jego modułem sygnałowym. Efekt? W telegraficznym skrócie jednoznacznie pozytywny i spektakularny zarazem. Jeśli pamiętają Państwo (a jeśli nie to przypomnę) moją recenzję Stillpointsów, to po ich podłożeniu w pierwszej chwili wydawało mi się, że system zaczął grać ciszej. Ze Spike-Hullami II było podobnie, lecz … zgoła na odwrót. Tzn. znów mi się wydawało, jednak zamiast spadku natężenia dźwięku odnotowałem jego wzrost. Jak się miało jednak po chwili okazać ilość decybeli docierających do mych uszu nie uległa zmianie, a jedynie skraje reprodukowanego pasma zostały jakby poszerzone. Efekt był o tyle intrygujący, że przez chwilę siedziałem mocno nim zauroczony, by już w kolejnej minucie nerwowo wertować płyto i pliko tekę w poszukiwaniu odpowiedniego materiału mającego dać mi odpowiedź, czy przypadkiem pierwsze wrażenie nie oznacza dość sprytnej sztuczki polegającej na podbiciu skrajów kosztem wycofanej średnicy. W tym celu sięgnąłem po przepiękny „The Lark Ascending” pochodzący z wydanego przez Linn Records albumu „Silver Bow” Katherine Bryan. Niezwykle spokojny klimat iście referencyjnego nagrania pozwalał w skupieniu ocenić, czy nic niepokojącego nie dzieje się z pasmem. I? Oprócz tego, że góra zyskała niezwykłą eteryczność i otwartość przy całkowitym braku nawet najmniejszej granulacji i ziarnistości a separacja poszczególnych źródeł pozornych sprawiała, że cała orkiestra widoczna była jak na dłoni to nie. Innych „anomalii” nie odnotowałem. Oczywiście spora w tym zasługa materiału źródłowego, ale to właśnie na klasyce, na naturalnym instrumentarium najłatwiej wyłapać wszelakiej maści nieprawidłowości i sztuczki. A tutaj nic. Jedynie to, że wyekstrahowaniu, odfiltrowaniu uległy obecne a więc słyszalne pasożytnicze artefakty sprawiło, iż całość nabrała większego wolumenu. Stała się obszerniejsza, choć zdecydowanie bardziej trafnym określeniem byłoby „bardziej realistyczna”, gdyż wzrost jej wolumeny nie wynikał ze sztucznego napompowania a jedynie z usunięcia efektu reskalingu do tej pory ją krępującego. Niby centymetr, czy dwa w skali jednego instrumentu, przynajmniej teoretycznie nie powinien robić różnicy, ale jeśli pod uwagę weźmiemy fakt, iż np. w Royal Scottish National Orchestra instrumentów jest po wielokroć więcej, to i efekt finalny przyjmie zgoła odmienny, czytaj zdecydowanie bardziej spektakularny.
O najniższych rejestrach na razie z premedytacją się nie rozpisywałem, bo i przy dość stonowanym, powyższym repertuarze – akurat tym razem Ralph Vaughan Williams nie stara się doścignąć Holsta, czy Mahlera, próżno szukać czegoś, czego najzwyczajniej nie ma. Wystarczy jednak sięgnąć po „Metallic Spheres”, czyli mariaż formacji The Orb i Davida Gilmoura, gdzie na niedostatek basu mógłby narzekać jedynie klasyczny przedstawiciel nurtu ABS (absolutny brak szyi) zazwyczaj podróżujący pełnoletnim pojazdem sprowadzonym zza Odry i wyposażonym w potężną basową tubę zajmującą ¾ bagażnika. Pozostała (zdrowsza) część populacji żadnych zastrzeżeń mieć raczej nie powinna a już po podłożeniu Music Toolsów w szczególności. Bas nie dość, że lepiej zróżnicowany sięga zauważalnie niżej a poprzez poprawę swojej definicji zdecydowanie rzadziej przechodzi w rozlazłą i snującą się po podłodze bezkształtną masę. Wspominam o tym, gdyż często można spotykać się z dość kontrowersyjnym, przynajmniej w moim mniemaniu, przypadkiem pozornej poprawy konturowości okupionym jednoczesnym osuszeniem i przesunięciem środka ciężkości ku górze. Tutaj nic takiego nie ma miejsca. Rozkład masy pozostaje nienaruszony, podobnie z resztą jak temperatura barwowa a jedynie poprawie ulega klarowność przekazu. Nie dość, że słyszymy lepiej i wyraźniej, czyli pozornie więcej niż dotychczas to jeszcze nie musimy godzić się na żadne kompromisy wynikające z ewentualnych efektów ubocznych, których po prostu tutaj nie ma.
Może i Music Tools Spike-Hull II nie maja takiej renomy i pozycji na rynku jak bardziej znana od nich konkurencja, ale jeśli kierują się Państwo słuchem i zdrowym rozsądkiem, to choćby z ciekawości sugerowałbym rzucić uchem na tytułowe stopki antywibracyjne. Można też pozwolić sobie na chwilę słabości, zaszaleć, zaryzykować i zamówić w ciemno, bo coś czuję w kościach, że trudno będzie znaleźć system, w którym się nie sprawdzą. Nie chciałbym być też złym prorokiem, ale lada moment o Music Toolsie zrobi się z pewnością głośno a wtedy ceny najprawdopodobniej przestaną być tak przyjazne naszej kieszeni.
Marcin Olszewski
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-1sx
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
– Gramofon: Transrotor Dark Star Silver Shadow + S.M.E M2 + Phasemation P-3G
– Phonostage: Abyssound ASV-1000
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; Alluxity Int One; Accuphase E-470
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Siltech Classic Anniversary 770i
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Ardento Power
– Listwa: GigaWatt PF-2 + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips
Opinia 2
Nie od dzisiaj wiadomo, iż wszelkiego rodzaju akcesoria audio są bardzo istotnym elementem w procesie dopieszczania naszego zestawu do odtwarzania zapisanej na praktycznie dowolnym nośniku muzyki. I nie jest to tylko chęć zakupu znikomo wpływającej na końcowy dźwięk ładnie wyglądającej biżuterii, ale bardzo często umożliwienie pokazania pełni jego możliwości sonicznych. Niestety dla wielu wydawać się to może niedorzeczne, ale na obecną chwilę jest pewna stojąca w opozycji do wszelkich dodatków grupa miłośników muzyki, która neguje jakikolwiek wpływ, nie mó`wiąc już o pozytywnym zmianach po zastosowaniu czegokolwiek ponad propozycję producenta, tłumacząc fakt poprawy ułomnym skonstruowaniem danego urządzenia. Na szczęście są w mniejszości, dlatego z otwartą przyłbicą zajmujemy się podobnymi zagadnieniami, w roli których w dzisiejszym spotkaniu wystąpią włoskie podstawki antywibracyjne SPIKE-HULL II marki MUSIC TOOLS dystrybuowane przez wrocławskie Moje Audio.
Podczas próby opisania budowy podstawek MUSIC TOLLS należałoby powiedzieć, iż generalnie zbudowane są z trzech części. Wykonana z tworzywa sztucznego podstawa i nakręcany na nią zewnętrzny aluminiowy płaszcz skrywają pełniącą rolę separatora urządzenia od podłoża platformę ze stali nierdzewnej. Ta w znakomitej większości skryta wewnątrz wspomnianego nakręcanego cylindra od spodu zakończona jest stabilizującym się na miękkiej miedzianej płaszczyźnie ostrym stożkiem, a z drugiej gwintem umożliwiającym zastosowanie całości jako stałej nóżki, lub wkręcenie małej platformy z wgłębieniem pod kolce unoszonego komponentu. W komplecie znajdziemy również zestaw odpowiedniej długości nagwintowanych śrub z nakrętkami kontrującymi i niezbędnych do montażu całości komplet kluczyków. Całość produktu wydaje się banalna w swej prostocie, dlatego z miłą chęcią zapraszam na kilka zdań o tym, co spotkało mnie podczas procesu testowego.
W ramach odsłuchu podobnych do dzisiejszych akcesoriów należy brać pod uwagę pozycję startową naszego zestawu. Chyba nie muszę nikogo uświadamiać, że gdy izolację danego urządzenia zaczynamy od odseparowania go od półki granitowej, bardzo często, choć nie jest to regułą pierwszą zauważalną zmianą może być delikatne ugładzenie dźwięku z mocnym akcentem na zwiększenie koloru i masy. Inaczej sprawa może się mieć w przypadku izolacji tego samego seta od wszelkiego rodzaju drewna, pokazując całkowicie inne oblicze tych samych audio-zabawek. Niestety z moich doświadczeń wynika, że nie ma sztywnej reguły nawet co do reakcji różnych komponentów na te same stopki antywibracyjne, co wręcz idealnie widać na przykładzie mojej układanki. Każdy, powtarzam każdy zastosowany anty-rezonator działa nieco inaczej i w innym zakresie, co tylko metodą prób i błędów pozwoliło mi dojść do takiej a nie innej konfiguracji w eliminacji szkodliwych wibracji. Ale do rzeczy. Jak widać na załączonych obrazkach, do dzisiejszego starcia musiałem się lekko przygotować. Na co dzień pod napędem CD używam amerykańskich podstawek Stillpoints, co przy opisie zaistniałych zmian mogłoby fałszować realne wyniki dźwiękowe, dlatego zanim dokonałem roszad testowych, na kilka srebrnych krążków wróciłem do standardowych, dostarczonych w komplecie, rozpoczynających ofertę podstawek Harmoinix’a – niestety całkowita eliminacja podstawek pod napędem jest niemożliwa. Jako ważną wskazówkę naszego spotkania należy przyjąć fakt ustawienia całego zestawu audio na co prawda specjalnie zaprojektowanym stoliku, ale z wykonanymi z kilku warstw sklejki blatami. Według wszelkich prawideł zmiana dość miękkiego drewna na sztywne zawieszenie stożkowe powinna przynieść efekt utwardzenia dźwięku, tymczasem zmiany szły w stronę delikatnego zmiękczenia i o dziwo ukulturalnienia najniższych rejestrów. Teoretycznie te dwie cechy raczej się wykluczają, ale w tym doświadczeniu zaznaczyły swój realny byt. Co więcej, całość przekazu muzycznego nabierała fajnej przestrzenności, zwiększając trójwymiarowość projekcji i głębokość sceny słuchanego materiału muzycznego. Dziwne, ale bas przy lekkiej utracie konturowości był delikatniejszy, jakby pod lepszą kontrolą, przy lekkim rozświetleniu sceny. Ale nie rozjaśnionej, tylko zwiewniejszej. Jak na moją swobodę wyrażania emocji, to trochę zaskakujące, ale szukam słów, co dość rzadko mi się zdarza, by oddać paletę zmian wprowadzanych przez włoskie ustroje separujące. Z lekkim niedowierzaniem, co do takiego postawienia przez włoski komplet stopek sprawy podjąłem kolejny krok weryfikacyjny i identyczny zestaw podłożyłem pod przetwornik cyfrowo-analogowy. Bardzo często zdarza się – sam spotkałem się z podobnymi przypadkami, że powielanie danych zmian w kilku urządzeniach naraz w konsekwencji raczej szkodzi niż pomaga, jednak w przypadku MUSIC TOOLS mimo delikatnego zwiększenia wypunktowanej maniery całość szła ku dalszej poprawie wizualizacji dźwięku. Może dla niektórych było by już za dużo cukru w cukrze, jednak z pewnością w moim przypadku nie mogę mówić o takim obrocie sprawy. Było to na tyle fascynujące, że z taką konfiguracją spędziłem ładnych kilka dni, by dopiero o powrocie do starych ustawień na amerykańskim odpowiedniku zasmakować czy podobny sznyt mieści się w pojmowanym przeze mnie sposobie budowania przekazu muzycznego. I powiem Wam, ten spędzony z podwojonym zestawem zabawek z Italii czas nie wskazał konkretnego zwycięzcy sparingu STILLPOINTS – MUSIC TOOLS. Było inaczej, ale w żaden sposób nic nie wpływało negatywnie na odbiór muzyki. I powiem Wam, że jeśli co jakiś czas dręczy Was nieodparta chęć niewielkich, ale systematycznych zmian, spokojnie możecie sobie nabyć takie zabawki. Nie kosztują oczu z głowy, a ich zastosowanie całkowicie zmienia punkt „G” separowanego zestawu. Szczerze? Sam się nad takim rozwiązaniem zastanawiam.
To doświadczenie trochę przeczyło zdroworozsądkowemu przewidywaniu zmian, jednak jedno pokazało niezaprzeczalne, fantastycznie pomagało w uzyskaniu nieco innego niż mam na co dzień, ale nadal bardzo dobrego dźwięku. Przecież nie ważne jest, w jaki sposób osiągamy pozytywny efekt, ważne, że go słychać. Próbując nieco wytłumaczyć się z początkowego kierunku oczekiwań zachodzących zmian – z drewna na stożki, mogę tylko powtórzyć za sobą, iż nie wszystko jest takie oczywiste. Standardy często się potwierdzają, ale dzisiejszy sparing wyraźnie udowodnił, że tylko własne próby mogą w pełni pokazać zasadność użycia w swoim systemie akurat takich, a nie innych akcesoriów. Jakiekolwiek obce – czytaj wykonane przez osoby trzecie testy – są tylko pewnym zgrubnym ukierunkowaniem zmian, które z konkretną konfiguracją mogą się potwierdzić lub nieco ewaluować. Tak więc, jeśli opisana przygoda wpisuje się w Wasze oczekiwania, próbujcie, a będzie wam wiadome, czy nasze całkowicie różne układanki reagują podobnie, czy w swych efektach nieco się rozbiegają. A jeśli okaże się, że trafiłem w sedno zmian, będzie mi bardzo miło.
Jacek Pazio
Dystrybucja: Moje Audio
Cena: 1 899 PLN / 4 szt.
System wykorzystywany w teście:
– CD/DAC: Reimyo CDT – 777 + Reimyo DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz: Reimyo CAT – 777 MK II
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: TRENNER & FRIEDL “ISIS”
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Hiriji „Milion”
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix Beauty Tone Milion Maestro, Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, .Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA