1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Reportaże
  6. >
  7. Muzyka z winyla w Premium Sound

Muzyka z winyla w Premium Sound

Nie wiem, ilu z Was cierpi na tę samą przypadłość co ja, ale osobiście nie znoszę okresu jesienno-zimowego. Powód jest banalny, gdyż oznacza wiele następujących po sobie szarych dni, co u mnie natychmiast wywołuje nielubiany stan przed-depresyjny. A, że jestem raczej szaloną jednostką, gdy tylko nadarzy się okazja, przeciwdziałając potencjalnym problemom i tak sponiewieranej życiem duszy, z przyjemnością wywracam do góry nogami swój codzienny, na dłuższą metę nudny, bo otoczony ogólną szarością byt. Co to za okazje? Naturalnie najczęściej związane z będącą moim drugim „ja” tematyką audio. Jeżdżę „leczniczo” jak szalony po Polsce i nawiedzam mające coś ciekawego do zaoferowania salony audio, by potem w luźnym słowotoku przekazać zebrane podczas takiej eskapady spostrzeżenia. Tematyka jest różna, od umówionego swobodnego spotkania, przez niezapowiedziane naloty, po zaliczenie konkretnie sfokusowanego wykładu. Jak można się domyślić, każdy miting na swój sposób jest ciekawy, dlatego gdy od ponad tygodnia sopocki Premium Sound trąbił w internetach, że organizuje ciekawe spotkanie, poznawszy tematykę i listę gości, nie było innej możliwości, jak zarezerwować sobie ostatnią sobotę (4.03.2023) na zaliczenie tego wydarzenia. Co było clou spotkania? To zdradza tytuł – „Muzyka z winyla – materiałowe i konstrukcyjne aspekty dobrego brzmienia. Terytorium dźwięku. Powidoki muzyki”, czyli będąca moim konikiem, przedstawiana przez konstruktora gramofonów Tomasza Franielczyka tematyka około-gramofonowa i ku mojej dodatkowej uciesze luźne uświadomienie nam – audiofilom przez znakomitego muzyka i kompozytora Marcina Olesia, że wpisane w naszą zabawę w audio dążenie do absolutu czasem sprowadza nas na manowce.

Po wstępnych ustaleniach prelegentów spotkanie otworzył Marcin Oleś. Muzyk z jazzowego polskiego świecznika, którego wydawałoby się, nie trzeba nikomu przedstawiać. Jednak w tym przypadku w odniesieniu do moich okraszonych emocjonalnym szaleństwem charakteru standardowych zachowań fraza „wydawałoby się” z jego osobą wiąże pewnego rodzaju anegdotę. Otóż owszem, obecnie mamy ze sobą niezobowiązujące kontakty, jednak jak to zwykle u mnie bywa, mimo częstego słuchania tworzonej przez niego muzyki podczas pierwszych dwóch zderzeń face to face najzwyczajniej w świecie Marcina nie rozpoznałem. Tak mam i nic na to nie poradzę, że nie zapamiętuję twarzy od pierwszego wejrzenia. Na szczęście Marcin nie obrósł w artystyczne piórka i swobodnym podejściem do życia obracając całą sytuację w śmiech prawdopodobnie przypieczętował naszą naturalnie luźną, ale jednak okraszoną pewnego rodzaju odpryskami empatii, mam nadzieję, że długą i owocną w wymianę doświadczeń znajomość. Tak, tak wymianę doświadczeń, na którą po zaliczonej prelekcji po cichu liczę. Skąd tak deklaracja? To wynika z jego poniższej odezwy do kochającego muzykę narodu.
Pogadanka zatytułowana „Terytorium dźwięku. Powidoki muzyki” trwała dobre 1.5 godziny, a minęła niczym z bicza trzasnął. Nie będę jej dokładnie relacjonował, bowiem wiązała ze sobą kilka istotnych wątków będących zarzewiem obecnie naturalnej dla nas potrzeby obcowania ze znaną, regularnie słuchaną muzyką. Począwszy od czasów pierwszych wielokrotnie powtarzanych koncertów muzyki klasycznej nie przez samych kompozytorów, tylko tak zwanych artystów wykonawców, przez pierwszą rejestrację muzyki na trwałym nośniku, potem zmianę nie tylko samych nośników, ale również sposobu ich dystrybucji, przywołując historyczne fakty zbliżał nas do finału swojej opowieści, czyli uświadomienia, w jakim punkcie się znajdujemy. Po prostu w obecnych czasach w znakomitej większości muzykę niestety odtwarzamy i najważniejszą kwestią jest, aby w domowym zaciszu być jak najbliżej jej wzorca, czyli granej na żywo. Naturalnie wszyscy zdajemy sobie sprawę, iż nie ma szans na oddanie jej przez zestaw audio w stosunku 1:1, jednak Marcin dość nietypowo dla branży będąc audiofilem sugerował, aby na ile to możliwe, zwracać na to bardzo dużą uwagę. Nie raz zderzył się z konfiguracyjnym szaleństwem, którego na scenie pośród muzyków nigdy nie doznał. To były na tyle pokraczne zestawienia elektroniki, że czasem trudno było odróżnić trąbkę od saksofonu o innych realiach tego typu prezentacji nie wspominając. Jak takiej sytuacji zapobiegać? Otóż nazwał to muzyczną dietą, czyli co jakiś czas złapać kontakt z tą graną na koncertach i do tego najlepiej akustyczną. Bez tego nigdy nie nastroimy sobie słuchu, co z automatu poprowadzi nas na manowce. I co ciekawe, taki reset zaleca również wielbicielom rockowego buntu. Jaki jest sens? Przecież dobrze jest wiedzieć, czy dany gitarzysta gra na Fenderze, Gibsonie i ewentualnie jakiego wzmacniacza do nich używa. Niestety bez doświadczeń koncertowych nie ma na to szans. I gdy pod koniec wydawało mi się, że teoretycznie podążając tą drogą wręcz pijemy sobie z przysłowiowych dzióbków, całość spotkania spuentował jakże istotną w mojej sytuacji kwestią. Bez względu na fakt jej wydźwięku dla szeroko rozumianego high end-owego społeczeństwa brzmiała mniej więcej tak: „Dla mnie określenie Hi-Fi oznacza drogę do prawdy o muzyce, zaś High-End ku zatraceniu duszy w wyimaginowanym szaleństwie.” Mocne? Dla mnie jak diabli. A ja nieopatrznie przed całą imprezą niezobowiązująco zaprosiłem go do siebie. Pięknie. Już go nie lubię. Jednak gwoli wyjaśnienia tylko dlatego, że przerzuciwszy u siebie kilka ton drogiego sprzętu wiem, jak dużo jest w tym racji.

Po krótkiej przerwie do głosu doszedł konstruktor prezentowanych na serii zdjęć gramofonów Benny Audio i dedykowanych im ramion pan Tomasz Franielczyk. Co z tego wynikło? Nie powiem, nawet dla mnie, od lat bawiącego się w słuchanie muzyki z płyty winylowej, jak to raczył nazwać, całkiem fajne seminarium o wiele zdradzającym tytule „Muzyka z winyla – materiałowe i konstrukcyjne aspekty dobrego brzmienia”. Pan Tomasz nie gwiazdorzył, tylko bardzo strawnie, punkt po punkcie opowiadał o swoich zmaganiach podczas projektowania, a potem weryfikacji uzyskanych na bazie prototypów pomiarów tak werków, jak i samych ramion – utrzymanie odpowiedniej prędkości obrotowej i minimalizacja jej falowania w napędach oraz walka ze szkodliwymi rezonansami w ramionach. Prosto i bardzo strawnie nawet dla laików omawiał każdy aspekt nie tylko od strony technicznej – chodzi o wyniki badań, ale również użytkowej – co na co się przekłada, dzięki czemu nawet nie zauważyliśmy, gdy minęło kolejne 1.5 godziny wykładu. Co z niego najbardziej zapadło mi w pamięć? Być może się zdziwicie. ale niemaskowanie i finalne oznajmienie pozostawienia tematu w takiej postaci – oczywiście z potencjalnymi, w pewien sposób pomijalnymi konsekwencjami – w odniesieniu do skonstruowanego przez siebie ramienia. Niestety z autopsji wiem, że to rzadkość, gdyż jeszcze nigdy odwiedzający mnie producent jakiegokolwiek komponentu audio z kablami włącznie, podczas rozmowy nie był tak szczery. Najczęściej to mistrzowie świata, dlatego minimalizuję tego typu spotkania, gdyż ja jedno, a oni drugie – czyli moje obserwacje kontra ich nieomylność nigdy nie kończą się konsensusem. Czy to ma aż takie znaczenie? Jestem zdania, że jeśli ktoś decyduje się na customowy, oparty o dobrą relację z producentem produkt, nawet bardzo. Dlatego myślę, że tym spotkaniem pan Tomasz dużo zyskał nawet u tych nieco bardziej niż w podstawowej formie, znających się na rzeczy melomanów. Dla mnie spędzony z tym gramofonem w tle czas był miłym odstępstwem od niestety nieciekawej reguły.

Powoli zbliżając się ku końcowi kilka słów o samym systemie. Jak widać na zdjęciach, oferta goszczącego nas salonu Premium Sound jest bogata. Jednak z tego co udało mi się dowiedzieć, dobór komponentów nie był przypadkowy. Przecież nie chodziło o zwykłe wystawowe prężenie muskułów, tylko w końcowej fazie spotkania ugoszczenie muzyczną ucztą swoich osłuchanych klientów, a to zobowiązuje. Dlatego po kilku roszadach oprócz będącego jednym z bohaterów testowego egzemplarza gramofonu Benny Audio Turnatables Impresion II, w skład pokazowego konglomeratu weszła wkładka Hana Umami Red, phonostage RolofAudio Stelvio, przedwzmacniacz liniowy Extraudio XP5, końcówka mocy Audia Flight Strumento, kolumny Peak Audio Sonora oraz okablowanie Tellurium Q, Vermouth Audio, Signal Projects i Hijiri.

Puentując opis sobotniego wypadu po pierwsze – chciałbym podziękować za fajną atmosferę nie tylko organizatorom, ale również istotnym dla spotkania prelegentom i licznie przybyłym gościom, zaś po drugie – pogratulować licznie reprezentowanym tego dnia bywalcom salonu Premium Sound. Nie marnujcie potencjału, tylko korzystajcie z jego oferty ile się da.

Jacek Pazio

Pobierz jako PDF