Patrząc na listę naszych recenzji z pewnym zdziwieniem odkryłem, iż od ponad czterech miesięcy nie skalaliśmy się testem niczego, co mogłoby zasługiwać na miano audio voo-doo. O platformach antywibracyjnych z premedytacja nie wspominam, bo o ich mniej lub bardziej zbawiennym wpływie zdają sobie sprawę, a co ważne przechodzą nad tym do porządku dziennego, nawet najzatwardzialsi akcesoriosceptycy. Uznałem zatem, że swoista kulminacja, apogeum przedświątecznej gorączki nada się wprost idealnie na, może nie tyle prezentację, co próbę analizy wpływu najprzeróżniejszych akcesoriów prądowo – antywibracyjnych, jakich całkiem sporo można znaleźć w ofercie specjalisty zarówno od okablowania, jak i właśnie tego typu przydatnych „dupereli” za jakiego z całą pewnością uchodzi amerykański Nordost.
Mój kurtuazyjny i w zamyśle zupełnie niezobowiązujący telefon do polskiego dystrybutora marki – Audio Klanu najwidoczniej trafił na podatny grunt, gdyż po mocno lakonicznym „postaramy się coś podesłać” w ciągu raptem kilkunastu godzin otrzymaliśmy taką ilość zabawek, że spokojnie można byłoby nimi obłożyć nasze plany wydawnicze na co najmniej miesiąc. Zamiast jednak „cykać” co kilka tygodni elaborat z każdym akcesorium w roli głównej doszedłem do wniosku, że bożonarodzeniowy szał zakupów rządzi się własnymi prawami a tego typu „drobnica” właśnie w takim okresie cieszy się największa popularnością i nie ma sensu bunkrować po szufladach własnych refleksji, tylko zebrać je w miarę kompaktowa formę i ułatwić wybór, czy też dać alternatywę dla nieśmiertelnych krawatów, portfeli i rękawiczek.
Na wstępie chciałbym tylko uczciwie zaznaczyć, że będąc osobnikiem dość zmanierowanym i mającym swoje własne, nie zawsze zbieżne z aktualnie obowiązującymi trendami, czy tez szeroko rozumianą modą a nawet poprawnością polityczną zdanie o brzmieniu, firmowej sygnaturze wyrobów Nordosta od dłuższego czasu również takowe posiadałem. Generalnie rzecz ujmując amerykańskich wyrobów wielokrotnie słuchałem z zainteresowaniem i bez najmniejszych oznak irytacji, lecz na dłuższą metę za każdym razem wybierałem do swojego systemu coś z oferty konkurencji … z jednym małym wyjątkiem. Owym odstępstwem od powyższej reguły był mój pierwszy świadomy audiofilski zakup, którego dokonałem cirka about jakieś dwadzieścia lat temu – interkonekt Nordost Flatline Magic One. Przez kilka lat ta niepozorna łączówka świetnie sprawdzała się w czasem mocno egzotycznych konfiguracjach, by koniec końców powędrować dalej w świat pozostawiając po sobie miłe wspomnienia. Czas jednak wrócić do teraźniejszości, która zapowiada się nie tylko zdecydowanie bardziej wyczynowo, ale i w sposób niemalże kompletny może dać odpowiedź czy i jak bardzo można wpłynąć na brzmienie systemu audio bez bezpośredniej ingerencji w sam sygnał. Herezja? Niekoniecznie, choć akurat w tym przypadku stwierdzenie „usłyszeć znaczy uwierzyć” zdecydowanie nabiera intensywności.
Listwa QBase 8, zgodnie z zapewnieniami producenta, dzięki wyeliminowaniu filtrowania i aktywnych obwodów zapewnia minimalną oporność objawiającą się czystszym i pełniejszym dźwiękiem podłączonych do niej urządzeń. Elegancki, wykonany ze szczotkowanych aluminiowych profili korpus wyposażono w niewielkie, zapobiegające przesuwaniu gumowe nóżki i osiem solidnych gniazd Schuko. W przeciwieństwie do znanej mi konkurencji najlepszą jakość prądu oferuje nie pierwsze od gniazda głównego a dopiero piąte przyłącze tuż za określanym jako „Primary Earth” – uziemiającym cały system. Warto o tym szczególe pamiętać, bo podłączając końcówkę mocy, albo prądożerną integrę na tzw. pałę w pierwsze gniazdko niejako na własne życzenie robimy sobie „kuku”. Warto zatem schować choćby na chwilę dumę samca alfa do kieszeni i zerknąć do materiałów instruktarzowych, których instrukcją nie nazwę, gdyż jak wiadomo żaden facet lekturą czegoś takiego (przynajmniej na forum publicum) się nie zhańbi. Mniejsza z resztą o drobiazgi. Rysunki udostępnione przez producenta i dystrybutora powinny być całkowicie zrozumiałe nawet dla żyjącego w równoległej czasoprzestrzeni zakręconego jak domek ślimaka gimnazjalisty, więc wystarczy popatrzeć i podłączyć tak jak na obrazku. Po ww. czynnościach wymagających IQ na poziomie głazu narzutowego i uruchomieniu całego systemu warto dać całości dzień-dwa na ułożenie, wygrzanie i wyrównanie potencjałów. Całe szczęście dostarczone do testów akcesoria dystrybutor był miły odpowiednio długo eksploatować w warunkach salonowych, więc i sama procedura akomodacyjna przebiegła w tempie godnym Pendolino.
Początkowo osłuchy prowadziłem ze swoim dyżurnym Furutechem FP-3TS762 zakonfekcjonowanym wtykami FI-28R / FI-E38R, potem w roli głównej tętnicy wykorzystałem Acoustic Zen Gargantua II, by potem już dość swobodnie do listwy wpinać również dostarczone wraz z nią wydawałoby się dedykowane przewody Heimdall 2 i Frey 2. W obu pierwszych przypadkach zastąpienie rodzimego GigaWatta PF-2 amerykańską konkurencją poskutkowało delikatnym osuszeniem najniższych składowych przez co bas zyskał na konturowości i rzekłbym nawet chrupkości. Obecne do tej pory kontury zaczęły zdecydowanie intensywniej przykuwać uwagę słuchaczy. Całość z jednej strony uległa przybliżeniu i sprawiała wrażenie czystszej, bardziej klarownej, lecz jednocześnie lżejszej – bardziej eterycznej. Pewne utwardzenie pozostałych podzakresów przez miłośników tego typu zabiegów z pewnością mogło być uznane za niewątpliwy progres i krok w kierunku transparentności, jednak przy tego typu zmianach odsłuch w docelowym systemie jest nie tyle wskazany, co konieczny a i nie powinien ograniczyć się li tylko do kilkugodzinnej prezentacji, lecz potrwać co najmniej weekend. Powód jest prozaiczny i oczywisty. Zmiany mające charakter chwilowy mogą nas zwieść, oczarować, ba czasem nawet oszołomić pewnymi aspektami i niesieni falami emocji bez głębszej refleksji sięgamy po kartę kredytową. Niestety po kilku – kilkunastu dniach, gdy emocje zdążą opaść może się okazać, że to co w pierwszej chwili nas urzekło na dłuższa metę irytuje, bądź zawłaszcza pełną uwagę nie pozwalając skupić się na innych aspektach dźwięku. Nie mówię w tym momencie, że Nordost robi coś śle, bądź jest na tyle kontrowersyjny, że należy go traktować w kategoriach „kochaj, albo rzuć”, lecz wpływ, piętno jakie wywiera, a przynajmniej wywierał na mój system spokojnie można było określić mianem oczywistych. System brzmiał czyściej, klarowniej i bardziej rześko, lecz jednocześnie stał się bardziej bezwzględny na gorzej zrealizowanych nagrań. Niby było w nim więcej prawdomówności i neutralnego – analitycznego podejścia do tematu, lecz gdzieś po drodze utracił część romantyczności i spontaniczności, którą po prostu w nim lubię. Zdaję sobie za to doskonale sprawę, że w sytuacji problemów z kontrolą najniższych składowych a nawet zbytnią zwalistością – misiowatością systemu wpięcie elektroniki w QBase 8 powinno jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pozwolić zrzucić zbędne, krępujące dotychczas ruchy kilogramy. Ot audiofilska odmiana stosowanej przez grafików modowo-glamourowych cyfrowej liposukcji.
Heimdall 2 to najtańszy z drugiej generacji przewodów zaliczanych do serii Norse. Trzy pokryte srebrem lite miedziane przewodniki (OFC) o średnicy 16 AWG i czystości 7N otula izolacja FEP a nad rozpraszaniem energii prądu zmiennego czuwa złożona topologia przewodników MMF (Micro Mono-Filament). Zastąpienie nim Furutecha a później Acoustic Zena okazało się niezbyt sensownym, przynajmniej w moich warunkach posunięciem. Każdorazowe pojawienie się Heimdalla w roli głównego przewodu zasilającego objawiało się spadkiem motoryki, jakby zamiast spodziewanej dawki kofeiny ktoś podał nam pawulon. Z integrami, z którymi podczas testów dysponowałem tez nie było zbyt różowo. Zarówno rasowy tranzystor (ECI 5), hybryda (Trilogy 925), jak i lampowiec (Copland CTA 405-A) stawały się dziwnie nerwowe i kanciaste. Niby do głosu dochodziła u nich zrywność i szybkość – natychmiastowość, lecz po rozpoczęciu ataku następowało dziwne zduszenie i strata mocy. Startowały niczym rasowe pitbulle, lecz równie szybko hamowała je zbyt krótka smycz. Za to ze zdecydowanie mniej energochłonnymi źródłami sytuacja normalizowała się a sieciówka rozwijała skrzydła. Po wcześniejszej limitacji nie pozostał nawet ślad a srebrzone przewodniki zdecydowanie podeszły lampowym Ayonom. Sugestywnie doświetlony przełom średnicy i wysokich tonów nadawał całości witalności nie tracąc nic na aspekcie barwowym, czy emocjonalnym. Poprawie uległa też szeroko rozumiana rozdzielczość. Niby to tylko kabel zasilający, ale potrafił ze zwykłych nagrań wycisnąć więcej informacji niż niejeden spec od masteringu.
Jak sama nazwa wskazuje przewód Frey 2 również jest przedstawicielem drugiej generacji kabli zasilających z serii Norse charakteryzujących się technologią konstrukcji przewodów Micro Mono-Filament i litymi przewodnikami OFC pokrytymi srebrem oraz izolacją FEP. Konstrukcja oparta o pięć przewodników o średnicy 16 AWG i czystości 7N. Zwiększenie liczby przewodników najogólniej rzecz ujmując słychać i to dobrze. Ba, nie tylko dobrze słychać, ale i pojawienie się kolejnych dwóch żył robi dźwiękowi dobrze. Dociążeniu ulega średnica i bas, który oprócz konturów może pochwalić się odpowiednim wypełnieniem. Do mojej dyżurnej parki (Furutech/Acoustic Zen) jeszcze „trochę” mu brakowało, ale kierunek w jakim podążały zmiany w porównaniu z Heimdallem odebrałem jednoznacznie pozytywnie. Amplifikacja odzyskała wigor w całym zakresie dynamiki i tylko wpięcie w ścienne gniazdko i próby zmuszenia do pracy w roli głównej magistrali dostarczającej energię do listwy w kulminacyjnych tutti orkiestry, czy zagmatwanych kakofonicznych death-metalowych porykiwaniach przypominało mi, że jednak można trochę lepiej, z większą swobodą podejść do tematu.
Pozostając przy zabawach z prądem do puli dorzuciłem QVIBE Qv2 będący w telegraficznym skrócie reduktorem wszelakiej maści fal radiowych, akustycznych i elektrycznych mogących wpłynąć, a więc zniekształcić wierność odtwarzania naszej ulubionej muzyki a nawet obraz w TV. Ten niepozorny „antyzakłucacz” sam generując szereg precyzyjnie skalibrowanych impulsów chroni nasze drogocenne zabawki przed ewentualnym „zaszumieniem”. O aktywności akcesorium na pierwszy rzut oka informuje krwistoczerwona i całe szczęście niewielka a przede wszystkim głęboko osadzona czerwona dioda. Jednak Qv2 pomimo nader eleganckiego wyglądu nie służy do kiziania narządem wzroku (chyba, że mówimy o zmianach w obrazie wyświetlanym na TV) a wpływowi na dźwięk. A wpływ niewątpliwie jest, gdyż praktycznie w chwile po umieszczeniu „carbonowego naboju” w wolnej uzie QBase 8 brzmienie uległo bezdyskusyjnej transformacji. Ostre jak brzytwa kontury stały się bardziej realne, mniej pocztówkowe, za to tkanka je wypełniająca znacząco zwiększyła swoją objętość a przede wszystkim masę. Patrząc na zaobserwowane zjawisko Qv2 wydaje się oczywistą, wręcz obowiązkową opcją firmowych listew jakichkolwiek układów poprawiająco/filtrująco/uzdatniających.
W przeciwieństwie do ww. Qv2 niemalże bliźniaczy QK1 jest konstrukcją pasywną tworzącą pasywne elektrycznego wykorzystującą technologie LRC (Load Resonating Coil), oraz Micro Mono-Filament. Czyli mamy do czynienia z cewką oddającą energię pod wpływem obciążenia a z drugiej zapobiegamy powstawaniu opóźnień i zakłóceń w przekazywanych sygnałach. Jego obecność objawia się dalszym uspokojeniem, tonizacją dźwięku i zaczernieniem tła, dzięki temu nawet dalsze plany cały czas pozostają czytelne i jeśli tylko ktoś podczas post procesu nie spaprał sprawy to wieloplanowość i gradacja poszczególnych rzędów będzie elementami stale obecnymi podczas odsłuchów.
Na deser zostawiłem stożki Sort Kone, które występują w czterech wersjach różniących się nie tylko ceną, ale przede wszystkim materiałami, z jakich zostały wykonane. Do wyboru mamy konstrukcje aluminiowe ze stalową kulką – AS (330 PLN/szt.), aluminiowe z ceramiczną kulką – AC (390 PLN/szt.), brązowe z ceramiczną kulką – BC (670 PLN/szt.) i tytanowe z ceramiczną kulką – TC (1 720 PLN/szt.). Nam trafiła się okazja zabawy sześcioma sztukami niejako środkowych wersji – BC. Umieszczenie ich pod dowolnym komponentem toru nie powinno nastręczać najmniejszych trudności, lecz warto mieć na uwadze, że urządzenia będą opierać się bezpośrednio na metalowych trzpieniach ściętych stożków i ewentualne, nawet delikatne przesunięcia mogą skończyć się porysowaniem płyt spodnich. Dla tego lepiej na początku końcową konfigurację na spokojnie przemyśleć, zastanowić się gdzie najlepiej Sort Kone’y ustawić, jak je rozstawić a niejako przy okazji sprawdzić poziom powierzchni na jakiej będą stały, gdyż na późniejsze wypoziomowanie raczej nie ma co liczyć. Tyle marudzenia o ergonomii, pytanie jak z wpływem na brzmienie. Prawdę powiedziawszy obecność amerykańskich stożków wspominam najcieplej, bo to, co robiły z dźwiękiem Ayonów i wzmacniaczy idealnie wpisywało się w me gusta. Nie dotykając tego co dobre usuwały większość interferencji i artefaktów odpowiedzialnych za sztuczną chropawość, granulację i kanciastość. Ciekawe efekty przyniosły też eksperymenty z umieszczaniem ich pod listwą, z którą okazało się, że stanowią tak synergiczny układ, że przez kilka dni jeden z kompletów spod wzmacniacza powędrował pod QBase 8. Podniesienie listwy umożliwiło również takie poprowadzenie wszystkich przewodów zasilających, że żaden z nich nie dotykał podłogi, co również nie było obojętne dla efektu finalnego. Obniżenie tzw. szumu tła poprawiło też czytelność prezentacji, co nie tylko podnosiło komfort odsłuchu, ale i minimalizowało zmęczenie nawet podczas wielogodzinnych sesji.
Generalnie akcesoria audio to z jednej strony temat budzący sporo niezdrowych emocji a z drugiej bardzo wdzięczy obszar poszerzania własnej wiedzy o tym co, jak i czy w ogóle działa. Dodatkowo ich używanie w 99,9% jest całkowicie bezinwazyjne dla posiadanych już systemów. Ot wystarczy coś odpiąć, podpiąć, czy też podłożyć, postawić i słuchać, słuchać, słuchać. Czy zaobserwowane zmiany wpasują się w nasze indywidualne oczekiwania i gusta jeden Bóg raczy wiedzieć, lecz zabawa przy tym z pewnością będzie przednia. O aspekcie pozamerytorycznym, czyli możliwości dość bezbolesnego dla domowego budżetu ugaszenia palącego ataku audiophilii nervosy nawet nie wspomnę. Dla tego też gorąco Państwa zachęcam do wypożyczania, testowania i używania, gdyż wcześniej, czy później trafi w Państwa ręce coś, co z pewnością zagości na dłużej.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Audio Klan
Ceny:
QBase 8 – 5 150 PLN
QK1 – 1 049 PLN
Qv2 – 1 399 PLN
Frey 2 – 6 099 PLN/1m, 7 199 PLN/ 2m
Heimdall 2 – 2 279 PLN/1m, 2 999 PLN/2m7
Sort Kone BC – 670 PLN
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon 1sc; Ayon 1sx
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center
– Gramofon: Transrotor La Roccia Reference + ZYX 4D
– Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Sensor Prelude
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI 5; Copland CTA 405-A; Trilogy 925
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; Audio Solution Rhapsody 80
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Siltech Classic Anniversary 770i
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: GigaWatt PF-2 + Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips