Występująca dzisiaj jako główny bohater marka produkująca kolumny za sprawą modelu No. 28 miała już na naszych łamach swoje solidne pięć minut. Jednak, jak się stosunkowo niedawno okazało, od tamtego czasu zdążyło upłynąć w Wiśle na tyle dużo wody, że nie tylko ów recenzowany jako pierwszy zestaw przeszedł drobny lifting, ale również przyszedł czas na test całkowicie nowego wyrobu. Muszę przyznać, iż w rozmowach przed testowych przewijały się ustalenia o nausznej weryfikacji wartości sonicznych po wprowadzonych zmianach pierwszego modelu, ale koniec końcem stanęło na produkcie nieco mniejszym, w którym w tubie pracuje jedynie głośnik wysokotonowy. Co więcej, pomysł budowy podobnie do starszych braci nadal opiera się o dwa moduły, jednak w tym przypadku trochę inaczej umiejscowiono zestaw przetworników. Gdy przyjrzymy się fotografiom, okaże się, iż dwuipółdrożny podział poskutkował zarezerwowaniem górnego modułu dla tweetera, a dolną zdecydowanie większą gabarytowo wentylowaną firmową wariacją bas-refleksu skrzynię przeznaczono na sekcje: średnio-niskotonową i niskotonową. Tak więc bez zbędnych ceregieli zapraszam na spotkanie z pomysłem na dźwięk naszego zachodniego sąsiada, czyli marki Odeon, który za sprawą katowickiego RCM-u do celów testowych tym razem dostarczył model Otello.
Gdy spojrzymy z profilu na bryłę prezentowanych dzisiaj kolumn, wyraźnie widać, iż przy stosunkowo prostym, bo prostopadłościennym obrysie całości podział pomiędzy górną, a dolną skrzynką przebiega pod lekkim skosem, na rzecz zwiększania się powierzchni frontowej z głośnikiem wysokotonowym ubranym w tubowy lejek. Takie rozwiązanie jest z pewnością ucieleśnieniem pewnego pomysłu konstruktora na eliminację wewnętrznych rezonansów, ale trzeba powiedzieć, że przy okazji zastosowania różnych wykończeń poszczególnych komór (dolna w naturalnym fornirze, a górna w czarnym macie) nieco ożywiły wizerunek konstrukcji. Czy to się podoba, czy nie, pozostawiam do subiektywnej oceny, niemniej jednak ów wspomniany przed momentem kontrast ma swój udział w postrzeganiu całości przez pryzmat lokalizacji w naszych domach. Jak zdążyłem już wspomnieć, dolna skrzynia na froncie uzbrojona została w dwa przetworniki (górny średnio-niskotonowy, dolny niskotonowy), a tył w dość wysoko umieszczoną tabliczkę znamionową z pojedynczymi terminalami przyłączeniowymi. Jeśli chodzi o plecy górnego modułu, zdobi je jedynie łączący obie części zakończony widłami kabel przyłączeniowy. I gdy na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że sprawy konstrukcyjne mamy już za sobą, to muszę przypomnieć, iż z racji bas-refleksowego wentylowania tego modelu Odeonów, powietrze znajduje ujście pomiędzy bocznymi ściankami, a zwiększającą stabilność kolumn podstawą wykończoną w kolorystyce główki z tubką. Jednak nie są to typowe okrągłe otwory, tylko występujące na całej długości ścianek szczeliny. Nie wiem, czy to uspokoi oponentów rozwiązań z dziurą, ale przyznacie, że brak typowego tunelu z pewnością koi skołatane nerwy wiecznie niezadowolonego audiofila.
Jak grają Otello? Jak to jak? Rasowo, czyli typowo dla konstrukcji tubowej w pierwszej kolejności stawiając na otwarcie i oddech. Co ciekawe, myliłby się ten, kto sądziłby, że ów przypisany dla tego rodzaju rozwiązań sznyt ma swój udział tylko w górnych rejestrach w konsekwencji sprawiając, że obcujemy z porządnie policzoną w środkowym i dolnym paśmie ze wspomaganą „krzykiem” na górze konstrukcją. Takie niebezpieczne wnioski może oczywiście sugerować zastosowanie tubki wokół tweetera, ale całość jest tak fajnie zestrojona, że uczucie doświetlenia przekazu za pomocą lejka dodatkowo delikatnie wspiera środkowy wycinek częstotliwości, co dzięki płynnemu przejściu pomiędzy poszczególnymi zakresami przekłada się na dobrą spójność przekazu muzycznego. Zdaję sobie sprawę, że przeciwnicy potomków megafonów i tak odbiorą to jako szkodliwą nadpobudliwość, ale nie można mieć pretensji do czegoś, co jest pochodną pewnych, z premedytacją realizowanych założeń. Tuba ma grać jak tuba i szlus, gdyż wszelkie udające coś innego hybrydy może i znajdą swoich zwolenników, ale przez brak wyrazistości i przynależności do pewnej szkoły dźwięku prędzej czy później giną w zalewie podobnych wynalazków. Tutaj nie musimy się tego obawiać, mamy typowego przedstawiciela miłośników spektaklu na żywo nawet w najmniejszym metrażowo zaciszu domowym. Ale ale, proszę nie odbierać tego jako straszaka dla hołubiących spokój w muzyce, gdyż przybyłe na testy kolumny są bardzo łatwe w konfiguracji. Wystarczyła zmiana końcówki mocy na A-klasową ASX-2000 ze stajni rodzimego ABYSSOUNDA, aby ten wulkan informacji nabrał stosownej ogłady. W wartościach bezwzględnych nadal wszystko było w najlepszym porządku, ale zamiana wzmacniaczy przybliżyła punkt “G” kolumn do oczekiwań nawet tak zmanierowanego w temacie homogeniczności grania malkontenta jak ja. A dlaczego w ogóle zmieniłem piec? Nie żeby wcześniej nie dało się słuchać, tylko dlatego, że przy bardzo dobrym występie w tandemie z Reimyo, z doświadczenia wiedziałem o szansie na prawie z rozdzielnika spełnioną pełną synergię królewskiej klasy „A” z tubą w roli generatora dźwięku. Jak się w konsekwencji okazało, moje podejrzenia były strzałem w dziesiątkę, co odwdzięczyło mi się fantastycznym okresem testowym. I nie piszę tego dla usprawiedliwiania kolumn, tylko pokazania łatwości ich aplikacji w docelowym systemie nawet bardzo wymagających słuchaczy. Co ważne, wszystkie zmiany na dobre nie były okupione większymi stratami w zakresie pakietu informacji, tylko pewnym zbliżającym ogólny przekaz do moich preferencji balsamem, a to często nie do końca wychodzi fundując nam spore uśrednienia. Po tym wywodzie będąc w miarę bezstronnym muszę wziąć jednak w obronę ortodoksyjną stawiającą na szybkość grania część audiofilskiego świata, gdyż oni pławiąc się w jak dla mnie w nadmiarze alikwot prawdopodobnie staną do niego w opozycji. Niestety zawsze jest coś za coś, dlatego mają takie prawo i nie będę z tym dywagował, tym bardziej, że powrotna zmiana wzmocnienia bez problemów skierowałby możliwości Odeonów na właściwe dla wspomnianej grupy tory. Kończąc temat zakresów częstotliwościowych muszę dodatkowo wspomnieć, że biorąc pod uwagę gabaryty Otello ilość najniższych rejestrów zadowoli nawet bardzo wyczulonego na ten aspekt audiofila. Byłem nawet lekko zdziwiony, jak dobrze jest osadzony, co z jednej strony pomagało w definiowaniu nisko operujących instrumentów, ale z drugiej w moim odczuciu wprowadzało delikatną tendencję grania skrajami pasma z minimalnym wycofaniem średnicy. Ale nie oszukujmy się, taki rodzaj kolumn ma swoje preferencje brzmieniowe, dlatego klient musi wiedzieć czego oczekuje. Jeśli ten warunek będzie spełniony, z pewnością na jego twarzy pojawi się nuta zadowolenia, tym bardziej że ów sznyt wyszczuplenia na środku dla wyraźnego pokazania nawet drobnych niuansów brzmieniowych przy połączeniu z japońskim piecem trochę rozdmuchałem, a zmianą wzmacniacza na “A”- klasowy wyrównałem. Gdy ogarnęliśmy temat ogólnej prezentacji częstotliwościowej, przyszedł czas sposób budowania sceny muzycznej. Ta idąc częstym tropem tub nieco zbliżyła do mnie skład muzyków, jednak bez efektu stawiania ich w jednej linii. Po prostu usiadłem kilka rzędów bliżej dostając w ten sposób pełny wgląd w artykulację generowanych przez nich głosów, co wielu melomanów często stawia na pierwszym miejscu. Najważniejszy jest jednak fakt, iż rysowanie rozkładu muzyków było bardzo czytelne, a co za tym idzie bez najmniejszych problemów mogłem – gdy oczywiście tego chciałem – przyglądać się poszczególnym wirtualnym bytom. Gdybym miał przywołać kilka przykładów płytowych, to dla pokazania mocnych punktów niemieckich kolumn z pewnością na pierwszym miejscu postawiłbym jazdę bez trzymanki z grupą Percival Schuttenbach i sławną już w moich zmaganiach z ostrym graniem kompilację „Svantevit”. Może pod względem wypełnienia i gęstości riffów gitarowych miewałem lepsze odtworzenia, ale dzięki zaletom kolumn tubowych stałem się pełnoprawnym uczestnikiem koncertu na żywo. To był nieosiągalny dla wielu kolumn przekaz energii drzemiącej w połączeniu dwóch skrajnych nurtów, jakimi w tym przypadku były folklor i muzyka metalowa. Było zadziornie, szybko i co najważniejsze, gdy spuściłem ze smyczy swoje trzymane na wodzy emocje, z łatwością dawałem wciągnąć się w ten szaleńczy pęd ku destrukcji narządów słuchu. I obojętna była mi powściągliwość w środku pasma, gdyż liczyło się tylko tu i teraz. W takim też duchu odebrałem muzykę grupy Massive Attack, co tylko potwierdziło, że słuchana muzyka w bardzo dużym stopniu determinuje dobór kolumn. Pewnie, że można lepiej, ale weźmy pod uwagę, iż Otello rozpoczynają ofertę, a to pozwala domyślać się, co będzie po przeskoczeniu w cenniku choćby o oczko wyżej. A gdzie doskwierało mi delikatne niedogrzanie środka? Oczywiście w wycyzelowanej realizacyjnie i wykonawczo muzyce dawnej, co biorąc pod uwagę fakt marginalności słuchaczy tego typu plumkania traktowałbym jedynie jako malutki minusik. Dodatkowo scedowałbym ten stan rzeczy na fakt potwierdzenia według mnie starej reguły, że nie ma kolumn zdobywających mistrzostwo świata we wszystkim aspektach, bez względu na ilość oponentów tej teorii. Nie wierzycie? Trudno. Jednak wieloletnie doświadczenie pokazuje mi, że każdy rodzaj muzyki okraszony jest pewnymi zarezerwowanymi tylko dla niej niuansami, które prawie palcem pokazują braki w próbujących być tymi “naj” kolumnach.
Gdyby przed tym testem ktoś powiedział mi, że mimo uczucia zbytniej zwiewności tak ważnego dla mnie zakresu średniotonowego będę miał tyle frajdy ze słuchania, śmiałbym się do rozpuku. Tymczasem drobne zmiany konfiguracyjne, czyli roszada końcówek mocy, pozwoliły odkryć drzemiący w najtańszych Odeonach potencjał. Mimo że trochę złośliwie i trochę w ramach solidności recenzenckiej pod koniec testu zapuściłem się w trudne dla nich rejony muzyczne. nie dostałem kładącego konstrukcję na łopatki “zonka”, tylko swoją muzę w delikatnej estetyce tuby. A to z punktu widzenia potencjalnych nabywców wbrew pozorom jest bardzo ważną wskazówką, gdyż mówi o pewnej uniwersalności kolumn. Natomiast, gdy na tapetę recenzencką powędrowały gatunki stawiające na niepohamowaną ekspresję przekazu, niepozorne Otello dzięki dobremu dociążeniu basu i otwartości środka płynnie współpracującego z górą dawały pokaz swoich umiejętności. I gdy po przeczytaniu tego tekstu zaczniecie rozpatrywać wszelkie za i przeciw recenzowanych paczek, proszę, abyście wzięli pod uwagę ukrytą gdzieś zakamarkach podświadomości stronniczość osobnika przeprowadzającego jakikolwiek test. Nie bierzcie wszystkiego za wyrocznię, tylko pewien epizod interesującego Was sprzętu, który należy zweryfikować na własnym organizmie.
Jacek Pazio
Dystrybucja: RCM
Cena: od 14 000 € (widoczna na zdjęciach wersja w okleinie Makassar 16 000 €)
Dane techniczne:
Zastosowane przetworniki:
– wysokotowe: 1 x 1″ z 18 cm tubą
– nisko -średniotonowe: 2 x 18 cm
Częstotliwość podziału: 2200 Hz
Pasmo przenoszenia: 29 – 22 000 Hz (+/- 3 db)
Skuteczność: 94 dB
Impedancja: 6 Ω
Wymiary (W x S x G): 112 x 21 x 35 cm
Waga: 30 kg
System wykorzystywany w teście:
– Cd: Reimyo CDT – 777 + Reimyo DAP – 999 EX Limited
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777, ABYSSOUND ASX 2000
Kolumny: TRENNER & FRIEDL “ISIS”
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Hiriji „Milion”
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix Beauty Tone Milion Maestro, Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA