Jak większości odbiorców muzyki (nawet pokolenia mp3) wiadomo, iż ostatnimi czasy płyta winylowa powróciła jako pełnoprawny format odtwarzania dźwięku. Wiąże się z tym sporo „problemów” (oczywiście nie dla wszystkich) natury ergonomiczno – użytkowej, choć o dziwo oprócz oczywistych emocji przekazywanych w muzyce, właśnie te problemy przewrotnie są magnesem przyciągającym coraz większą rzeszę fanów. Celebra, jaką wymusza, to swoiste panaceum na wszechobecny pośpiech w życiu codziennym. Spotykane są również przypadki, gdy „odtwarzacz płyt ”- poczciwy gramofon, traktowany jest jako jeden z atrybutów podnoszących prestiż, mile łechcący ego właściciela. Bez względu jak gra, musi pięknie prezentować się na półce, podczas wizyt znajomych. Jednak, niezależnie od grupy, z którą się identyfikujemy (możliwe, że jesteśmy deklarowanymi wrogami z założenia), poczciwy „asfalt” jest w ofensywie.
Ja zaliczam się do grupy czerpiącej pełnymi garściami wszystko co najlepsze, z tego przestarzałego jak by się mogło wydawać formatu. Posiadając zestaw ze średniej półki cenowej i wiedząc, co ma do zaoferowania zdaję sobie sprawę, że nawet oferta startowa większości producentów gramofonów, oczywiście w odpowiednim zestawieniu, pozawala odkryć „gdzie jest pies pogrzebany”. Niestety, wtedy nie ma odwrotu i jedynie zasobność portfela (czego oczywiście z całego serca nie życzę) pozwala zapobiec odlotowi w cenową stratosferę zakupów „abgrejdujących” nasze zabawki. A jest w czym wybierać.
Znany z zamiłowania do winylu, dostałem zaproszenie na otwarcie (wydzielenie osobnego pomieszczenia) sali, prezentującej najciekawszą część oferty, prężnie zdobywającej polski rynek niemieckiej manufaktury Transrotor. Śpieszę dodać, iż impreza miała charakter otwarty i była dostępna dla wszystkich zainteresowanych a w internecie z odpowiednim wyprzedzeniem znalazła się stosowna informacja. Prawdziwą wisienką na torcie, podnoszącą prestiż spotkania, okazała się również wizyta właścicieli marki: założyciela Jochena Rake i syna – Dirka Rake, kontynuującego rodzinny biznes. Choć od lat obracam się w kręgu ludzi pozytywnie zakręconych, to ekskluzywne – dedykowane prezentacje osiągnięć tylko jednej firmy dysponującą taką mnogością modeli, uważam za zdecydowanie zbyt rzadko spotykane. Na wstępie warto zaznaczyć, iż wspomniany Transrotor zaczyna swoją ofertę tam, gdzie wielu kończy. Taka ekspozycja wiąże się zatem z poważnym wyzwaniem finansowym ze strony dystrybutora. Dlatego brawa dla Nautilusa za odwagę w inwestycji. Dla klientów jest to też nad wyraz komfortowa sytuacja, gdyż większość oferty jest dostępna na miejscu w salonie, a nie, jak to czasem bywa jedynie w folderach reklamowych i odsłuch wiąże się niejako od razu z deklaracją zakupu. W krakowskim Nautilusie jest całe szczęście tak jak być powinno – decyzja zapada w oparciu o informacje sprzedawcy i nausznej weryfikacji, co w przypadku, gdy niuanse konstrukcyjne odgrywają zasadniczą rolę w sposobie reprodukcji dźwięku, możliwość zdjęcia z półki i podłączenia konkretnego modelu, jest nie do przecenienia.
Tuż po przekroczeniu progu drzwi głównej siedziby Nautilusa, oficjalnego dealera owej niemieckiej myśli technicznej widać było profesjonalne podejście do prezentacji produktu. Nowo wyremontowana wnęka, została zaadoptowana i wykończona, jako swoistego rodzaju grota wkomponowana pod malowniczym wodospadem. Na honorowym miejscu na wprost wejścia, pod zwałami wody z tryskającej realizmem fototapety, ulokowano flagowy napęd Transrotora – model ARTUS FMD.
Monumentalna, ważąca 220kg naszpikowana inżynierią eliminacji niepożądanych drgań konstrukcja, nie pozwala przejść obok obojętnie. Mnogość rozwiązań technicznych zajęłaby kilka szpalt opisu, ale nie o tym jest ta relacja. Dokładnych informacji na temat każdego z modeli można bez problemów uzyskać u pracowników firmy. Zrobią to z wyczuwalną w głosie pasją i chęcią dzielenia się nią. Po prawicy i lewicy flagowca na specjalnie przygotowanych i podświetlanych cokołach stały inne bardziej przystępne cenowo modele.
Na jednej ścianie tematem był biały i przeźroczysty akryl, a drugiej czarny kamień i sandwiczowa (akrylowo-aluminiowa) „kanapka”, jako podstawy (chassis). Sposób ekspozycji w pełni ukazywał rangę przedsięwzięcia.
Istotnym elementem imprezy był kontakt z konstruktorami (kto nie dotarł niech żałuje). Mili, nastawieni frontem do rozmówców, bez nadmiernie rozbudowanego „ego” panowie: Jochen i Dirk, w skrócie z pasją i lekką ironią opowiadali o swoich przygodach w tej branży. W przyjacielskiej pogawędce, senior zdradził nam, że pierwsze szlify konstruktorskie zbierał na maszynach rolniczych. Nie dowiecie się tego z prasy. Smaczki o genezie powstania flagowego poprzednika Artusa, też padają tylko w bezpośrednich rozmowach. Mianowicie przyczynkiem do jego powstania, było zamówienie zbudowania bezkompromisowego gramofonu przekraczającego możliwości konkurencji, przez potentata rynku słodyczy, właściciela firmy Ferrero Rocher. Dla gości z Niemiec nie było tematów tabu. Odpowiadali na wszystkie pytania. Nawet dotyczące konstrukcji i zastosowanych rozwiązań technicznych w patencie FMD (free magnet drive), były dogłębnie wyjaśniane.
Mnie dodatkowo ciekawiło zagadnienie tak dużej ilości modeli w ofercie. To dla wielu producentów spory problem. Ale nie dla dbającego o pozyskanego klienta Transrotora, utrzymującego właśnie w tym celu dostępność starszych modeli. Dodatkowym ukłonem w kierunku nabywców jest możliwość przeskoczenia na wyższe pułapy reprodukcji dźwięku, dzięki upgrade’om poczynając od stóp, poprzez „chassis”, na przeniesieniu napędu na talerz skończywszy. Do wyboru, do koloru, bez wymuszania wymiany na inny/wyższy model. Tak trzymać panowie! Dla tych, którzy nie brali z różnych powodów udziału w tej weekendowej imprezie, a chcieliby porozmawiać z panami Rake, mam informację, że goście zapowiedzieli się na jesiennej wystawie w Warszawie. Nie przegapcie tego, bo warto dowiedzieć się czegoś u źródła.
Chcąc uzyskać zakładaną wysoką estetykę wizualną królestwa winylu zza zachodniej granicy, nie wciśnięto tam całej posiadanej oferty. Chodząc po lokalu napotykamłem wiele innych modeli z szerokiej gamy gramofonów. Oprócz kilku ekspozycji statycznych, w każdej z sal odsłuchowych zawsze stał jeden, jako alternatywa odtwarzaczy cd. Będąc tam kilka godzin nie odmówiłem sobie posłuchania ulubionego formatu w zastanych konfiguracjach.
Dostępne były dwa światy audiofilizmu – teoretycznie oba z najwyższej półki, ale zwolennicy jednego z nich, często nie rozumieją fascynacji drugich. W zlokalizowanym na piętrze, profesjonalnie zaadoptowanym akustycznie pomieszczeniu, muskuły prężył set oparty o kolumny Dynaudio C2 z elektroniką Accuphase i drugim od góry w cenniku Transrotorem TURBILLON FMD. Dokładna wyliczanka jest nieistotna, gdyż chcę jedynie określić zastany pomysł na dźwięk. Duga propozycja w większej również podobnie wykończonej, tym razem na parterze sali, to Avantgarde’y Duo Grosso napędzane elektroniką Ayon-a i gramofonem ze środka oferty bohatera relacji jako źródłem. Nie podejmuję się oceny tych konfiguracji (nie muszę), ale taki bezpośredni sparring pokazał niedostatki każdego z nich względem konkurenta. Niby nic im z osobna nie brakuje, ale każdy z nich dąży do prawdy trochę inaczej. Oczywiście głównymi graczami w tych kombinacjach sprzętowych były kolumny. Reszta nie wpływa tak determinująco na końcowy efekt. Można nią trochę dodać kolorytu, ale sznyt przetworników pozostanie. Osobiście skłaniam się bardziej w stronę Dynaudio, jednak Avangarde’y bardzo mnie zafascynowały. Mając kiedyś do dyspozycji pomieszczenie i środki ( a także błogosławieństwo żony) na drugi zestaw, „tuby” byłyby mocnym faworytem. No ale wystarczy tych marzeń. Przede mną wymiana gramofonu.
Wtrącając w tą relację trochę prywaty (jako autor chyba mogę), wyjawię wartość dodaną, swoisty owoc weekendowego wypadu. Będąc posiadaczem ramienia „SME V”, przy próbie przejścia na wyższy stan nirwany analogowej, naturalnym wyborem do niedawna jawił się napęd tej firmy, czyli „SME 30”. Jednak podczas rozmów, okazało się, że w ofercie Transrotora na interesującym mnie pułapie cenowym dedykowana jest właśnie moja „piątka”. I niestety, tak niestety, po tej wycieczce można parafrazując kultowy film rzec: „Cały misterny plan poszedł w p…du”. Teoretycznie z większego wyboru powinienem się cieszyć, ale dobór komponentów mimo wszystko wywołuje u mnie lekki skok adrenaliny. Za mało źle, za dużo też nie dobrze. Na szczęście to stres w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pewnikiem Turbillon wyląduje na docelowych testach. W salonie stał akrylowo srebrny, ale widziałem na stronie propozycję w odcieniu jasnego złota. Na fotkach wygląda intrygująco, dodatkowo zgrałby się wizerunkowo z resztą posiadanego systemu. Ma również duże szanse, ze strony konstrukcyjnej. Jest typowym „mass-loaderem” (taki posiadam obecnie), a SME to jakby hybryda – „mass-loader” miękko zawieszony na czterech pylonach. Zapowiada się piękny mecz. Rozmawiałem już o tym z Robertem i bardzo chętnie postawi w szranki swoją „szlifierkę”.
Śledząc prasę i fora internetowe sądzę, że Robert Szklarz swoim posunięciem udanie celuje w rozwijający się segment rynku, zwanego kiedyś RTV. Coraz więcej graczy mając w „dealer-ce” zacną markę, stara się ją w podobny sposób wynieść na ołtarze. Osobna ekspozycja z obszerną ofertą, zapewniająca maksimum komfortu podczas wyboru produktu, to sposób na przekonanie do siebie klientów. A tych życzę Nautilusowi wielu. Na pewno wyjdą zadowoleni dźwigając pudła z nabytym sprzętem, zapowiadając kolejną wizytę, lub polecą znajomym. Poczta pantoflowa to mimo wszystko silna gałąź marketingu. Wiem coś o tym z własnego podwórka.
Kończąc artykuł, pragnę podziękować za osobiste zaproszenie, możliwość poznania gości z Transrotora, jak również miłe przyjęcie połączone z poczęstunkiem i degustacją zacnych trunków. To był przyjemnie i owocnie ( czyt. wartość dodana) spędzony czas.
Jacek Pazio