Opinia 1
Początkowo, a przynajmniej tak sobie założyłem, do tematu „Polonium” Motion Trio miałem podejść w sposób nazwijmy to konwencjonalny. Jednak kurtuazyjną wzmiankę o Piotrze Curie i Marii Skłodowskiej-Curie – odkrywcach polonu, czyli pierwiastka chemicznego o liczbie atomowej 84 i nazwanego na cześć Polski za przeproszeniem szlag jasny trafił zanim powstał chociażby jej zarys. Powodem był nagłówek artykułu, który ujrzał światło dzienne 11.07.2012 na łamach Gazety Wyborczej a traf chciał, że wypluła go w czasie zbierania informacji jedna z popularniejszych wyszukiwarek internetowych– „Polon – broń wyrafinowanych zabójców”. Błyskawiczna lektura przypomniała medialną apokalipsę, jaka rozpętała się po otruciu właśnie polonem Aleksandra Litwinienki i późniejsze spekulacje dotyczące zagadkowej śmierci Jasera Arafata. Chciał nie chciał, dość przykre skutki spożycia soli polonu (czyli środka „produkowanego” współcześnie) gdzieś tam podświadomie zaczęły kłębić się w zakamarkach mojej mózgownicy i z pewnością odcisnęły piętno na moim postrzeganiu twórczości największych polskich kompozytorów XX i XXI w., w dość niekonwencjonalnym ujęciu akordeonistów z Motion Trio wspieranych w dwóch pierwszych utworach przez Leszka Możdżera.
Na wstępie chciałbym od razu zaznaczyć, że podobnie jak podczas recenzji urządzeń audio, poniższy tekst stanowi moją własną a przez to na wskroś subiektywną próbę zmierzenia się z nowym tematem Pierwsze przesłuchanie było rzekłbym wymagające ode mnie sporej dozy samozaparcia i chęci poznania, wgryzienia się w niemalże całkowicie nieznany mi obszar. Z przykrością muszę stwierdzić, że niestety niezbyt często sięgam po muzykę współczesną i oprócz poleconego przez bardziej „obytego muzycznie” znajomego albumu „Orchestral Works, Vol. 2” Witolda Lutosławskiego, nabytego zapewne w przypływie czystego szaleństwa, bądź ciężkiej depresji (okładka mogła sugerować mniej lub bardziej formalne powiązania z metalową formacją Testament) „Songs, Drones and Refrains of Death” George’a Crumb’a, oraz otrzymanego w ramach poszerzania horyzontów „String Quartets Nos. 1 and 2 and Mezzo Saxophone Quintet” Andersa Koppel’a nie za bardzo mam czym nawet nie tyle pochwalić, co wesprzeć merytorycznie, szukać porównań, czy też analogii.
Postanowiłem jednak nie dać za wygraną i każde kolejne przesłuchanie otwierało przede mną furtkę do następnego poziomu umożliwiającego docenienie kompozytorskiego kunsztu i wykonawczej wirtuozerii.
Otwierający album „Koncert na klawesyn (lub fortepian) i orkiestrę smyczkową op. 40” Henryka Mikołaja Góreckiego to trwający blisko 7 minut utwór. Utwór określany przez samego kompozytora „wybrykiem” a przez znawców tematu uznawany, jako „lekki, przyjemny do słuchania” (wg. Teresy Maleckiej) a jednocześnie rodzący pytania „Dokąd zmierza Górecki ze swymi 'dwoma akordami na krzyż’?”( Małgorzata Gąsiorowska). Nie mam zamiaru, ani tym bardziej odwagi spierać się z powyższymi tezami, jednak z punktu widzenia dyletanta w tematyce muzyki współczesnej taka miniaturowa forma wydaje się wprost idealnym wstępem do dzieł bardziej rozbudowanych, patetycznych i zawiłych. Oszczędność środków wyrazu potęguje okrojone, w porównaniu z do przewidzianej pierwotnie orkiestry smyczkowej, instrumentarium. Całe szczęście nie cierpi na tym aspekt dynamiczny, gdyż mroczne „Allegro molto” niesie ze sobą solidny ładunek emocjonalny. Potęgi i rozmachu dodają bardzo wyraziste partie fortepianowe świetnie odnajdującego się w takich klimatach Leszka Możdżera. „Vivace” jest już decydowanie skoczniejszym, weselszym fragmentem, w którym „redukcyjność” wydaje się być jedną z prób oddania charakterystycznej dla podhalańskiego folkloru rytmiki. Dotarcia do sedna pozbawionego przesłaniających je zbędnych ozdobników.
Jako swoistego przerywnika pomiędzy dziełami narodowych Mistrzów użyto „Sounds of War” Janusza Wojtarowicza i Jacka Hołubowskiego. Odgłos maszyny do pisania, niepokojący „oddech bestii” i kojarzące się z granymi po lasach przez partyzantów, oraz podczas wędrówki polskich wojsk utworami linie melodyczne przypominają o tragicznych latach II W.Ś.
„Bukoliki” Witolda Lutosławskiego są niejako kontynuacją wątku folklorystycznego zapoczątkowanego przez miniaturę Góreckiego. Kurpiowska skoczność („Allegro vivace”) przeplata się w nich z bardziej melancholijnymi tematami („Allegretto sostenuto”). W porównaniu z Góreckim Lutosławski zdecydowanie czytelniej odwołuje się do estetyki ludowej, łatwiej wychwycić poszczególne, charakterystyczne melodie, harmoniczne, trafiające prosto do serca nuty, wśród których w mniejszym, bądź większym stopniu dorastaliśmy. Linia melodyczna nie jest tak poszatkowana, nie tak przetworzona.
Należący po „Polskiego Requiem”, powstały na wieść o śmierci Jana Pawła II „Chaconne in memoriam John Paul II” Krzysztofa Pendereskiego to utwór niezwykle wzruszający a w niezwykle oszczędnej formie zaprezentowany przez Motion Trio. Podczas odsłuchów porównywałem go z wykonaniem udostępnionym prze Naxos – Orkiestra Filharmonii Narodowej w Warszawie/Antoni Wit, na którym orkiestra brzmi zdecydowanie bardziej dostojnie, potężniej. Akordeonowe trio za to w sposób bardziej szorstki, surowy, a przez swoją prostotę bardziej ludzki.
„Orawa” Wojciecha Kilara to ponowny powrót do żywiołowej muzyki Podhala, z wszechobecnym, niemalże rockowym, drivem i skocznymi tempami. Nawet, jeśli jeden z instrumentów zwalnia, by „uderzyć” w bardziej liryczną nutę, to pozostałe nie zaprzestają utrzymywania odpowiedniej motoryki.
Album zamyka dedykowany Motion Trio „The last Waltz in Vienna” Marty Ptaszyńskiej, który osobiście określiłbym mianem odważnej wariacji nt. walców, do jakich przywykli miłośnicy twórczości rodziny Straussów. Niby można się doszukać pewnej śladowej płynności, jednak przynajmniej dla mnie związki z muzycznym pierwowzorem były nad wyraz symboliczne i umowne.
Pod względem stylistycznym „Polonium” urzeka spójnością i tematyczną homogenicznością, gdzie pomimo nieraz trudnych, przy pobieżnym przesłuchaniu, fraz czuć tą „naszą słowiańską” fantazję z piętnem tragicznej historii („Sounds of War”, „Chaconne in memoriam John Paul II”). Jakość realizacji stoi na bardzo wysokim poziomie. Pomimo niemalże (gościnny udział fortepianu) całkowicie ujednoliconego instrumentarium nie słychać monotonii, uśrednienia zarówno środków wyrazu, jak i separacji poszczególnych muzyków. Jest to niejako potwierdzeniem słów Janusza Wojtarowicza uważającego, „że trio akordeonowe jest klasycznym składem wykonawczym, podobnie jak orkiestra kameralna czy kwartet smyczkowy.” Co prawda, dla osoby niewprawionej i nieprzyzwyczajonej zarówno do takiej estetyki wykonawczej, jak i repertuarowej , początkowo może się zdawać, że ten z pozoru skromy skład może nie spełnić pokładanych w nim nadziej, szczególnie przy dziełach pisanych na „pełnowymiarowe” orkiestry, to po wielokrotnym odsłuchu musze przyznać, że powyższe obawy były całkowicie nieuzasadnione. Duża w tym zasługa wirtuozów z Motion Trio, którzy w iście mistrzowski sposób pokazali możliwości używanych akordeonów. Uniknięto też cukierkowych aluzji, do mogłoby się wydawać cepeliowskiej tematyki albumu. Zamiast tego osiągnięto wysublimowane, pomimo, że wcale nie najłatwiejsze, poszarpane frazy, w których więcej niemalże progresywno –jazzowych zawiłości aniżeli lapidarności ludowej lapidarności. Mało w tej muzyce gry ciszą, za to aż kipi od mistrzowsko oddanych emocji okraszonych kilkoma audiofilskimi smaczkami w postaci słyszalnej pracy instrumentów, które nie przeszkadzają a jedynie podnoszą realizm tego świetnego nagrania.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Polonium Motion Trio to trzech panów grających na akordeonach akustycznych, którzy zmierzyli się z polską muzyką współczesną. Owa „muzyka współczesna” w niektórych kręgach potocznie zwana „Współczechą”, swoimi sporymi wymaganiami w jej zrozumieniu, często odstrasza już po pierwszych taktach. Wielu słuchaczy już na samą myśl o niej dostaje gęsiej skóry, a bezpośredni kontakt stara się ograniczać do niezbędnego minimum. Kika razy próbowałem podejść do takiego repertuaru, ale usłyszawszy znaną mi wcześniej z innych wykonań najstarszą polską pieśń „Bogurodzica” w interpretacji Wojciecha Kilara wiedziałem, że jeszcze nie czas. Od tamtego momentu minęło kilka ładnych lat, podczas których nie tylko przyswoiłem, ale i polubiłem m.in. freejazz, a to już zdecydowanie ułatwia znalezienie nici porozumienia z materiałem muzycznym, jakim jest kompilacja wspomnianego na wstępie trio akordeonowego – Janusz Wojtarowicz, Paweł Baranek, Marcin Gałażyn, które w rozpoczynającym krążek tracku, swym akompaniamentem fortepianu wspomógł Leszek Możdżer. Bohaterowie wydawnictwa wybrali najciekawsze ich zdaniem dzieła najznakomitszych polskich kompozytorów – Henryk Mikołaj Górecki, Janusz Wojtarowicz, Jacek Hołubowski, Witold Lutosławski, Krzysztof Penderecki, Wojciech Kilar, Marta Ptaszyńska i przearanżowali oryginalne partytury na swoją modłę. Wydaniem krążka zajęła się oficyna z pod znaku WARNER CLASSICS.
Zapoznawszy się z instrumentarium wykorzystanym do tych interpretacji, wiedziałem, że jest szansa na dość szybkie i gładkie przyswojenie całości. O dziwo, już pierwsze odtworzenie pozwoliło na przyjemną konsumpcję albumu. Teoretycznie drugie przesłuchanie było jedynie utwierdzeniem się, że stało się to, na co czekałem już od dłuższego czasu – ta z pozoru ciężkostrawna muzyka była świetnym tłem do relaksu i odpoczynku po pracy. Sądzę, że spory wkład w taki odbiór mają muzycy ze swoimi pomysłami na aranżację, sposób grania, ale też jakość realizacji – o tym za chwilę. Położywszy krążek w napędzie, z lekkimi obawami czekałem na pierwsze wydobywające się z kolumn dźwięki i z pozytywnym zaskoczeniem usłyszałem pięknie układające się w melodyjną całość ciągi zapisanych na pięcioliniach nut. Wszystko grane w tempie zapisanym w oryginałach – Allegro Motto, Vivace, Andantino…., jednak zauważalny feeleeng pomiędzy muzykami, powodował jakbym słuchał zwykłej muzyki jazzowej, a to pozwalało oderwać się od rzeczywistości i spróbować poczuć intencje kompozytorów. Całość zaczyna się dość energetycznie, ale przetrwanie pierwszego utworu, odwdzięczy się swoim przekazem nawet początkującemu słuchaczowi. Poszczególnych zagranych tematów nie będę rozbierać na czynniki pierwsze, bo co potencjalni nabywcy mieliby do roboty, ale jako miłośnik „plumkającego” ECM-owskiego jazzu, zachęcam do nabycia prezentowanego krążka, właśnie z powodu wkładu emocjonalnego, jaki ze sobą niesie. Wstępne obawy o ogólny chaos dźwiękowy pryskają już w pierwszych minutach, a chwila zadumy wciąga w zawartą na płycie opowieść. Miałem tego nie robić, ale polecam utwór z numerem 3, Janusza Wojtarowicza i Jacka Hołubowskiego zatytułowany „Sounds of War” i jeśli nie wywoła on pozytywnych odczuć, znaczy, że nie nadajemy na takich samych falach. Jednak jak napisałem, całość jest tak dobrana i zagrana, że włożenie płyty do odtwarzacza przykuje słuchacza do ostatniej brzmiącej nuty.
Na koniec kilka obiecanych słów o realizacji, która jest dla mnie równie ważna jak wsad emocjonalny. Dużą rolę w pozytywnym odbiorze całości ma otwartość i czytelność gry instrumentów. Każdy akordeon wycięty jest idealnie z tła i punktowo pozycjonowany na wirtualnej scenie. Nasycenie i dociążenie dźwięku sprawia wiele przyjemności przy niskich rejestrach akordeonów. Jedyne na co zwróciłem uwagę, jest fakt umiejscowienia skrajnych muzyków idealnie w głośnikach kolumn. Dla urealnienia przekazu powinni być trochę zbliżyć się do środka, przy lekkim wycofaniu centralnego akordeonu, co zwiększyłoby głębię i stało się majstersztykiem pod względem audiofilskim. Jednak proszę nie brać za bardzo moich uwag do serca, ponieważ to jest dobrze zrealizowana płyta i wielu odbiorców nie zwróciwszy na takie rzeczy uwagi popuka się w głowę, ale z racji profilu naszego portalu wspominam o takich niuansach.
Jeśli ktoś jest otwarty i chciałby zakosztować uniesień emocjonalnych w obcym dla siebie repertuarze, powinien zacząć od tej pozycji, a jeśli coś zaiskrzy, oznaczać będzie, że rozwija się w postrzeganiu muzyki. A przecież nie od dziś wiadomo, że brak rozwoju oznacza ….
Jacek Pazio.
—
TRACK LIST :
HENRYK MIKOŁAJ GÓRECKI
Concerto for hapsichord and string orchestra op.40
1. Allegro molto
2. Vivace
Leszek Możdżer – piano
JANUSZ WOJTAROWICZ/JACEK HOŁUBOWSKI
3. Sounds of War
WITOLD LUTOSŁAWSKI
Bucolics
4. Allegro vivace
5. Allegretto sostenuto
6. Allegro molto
7. Andantino
8. Allegro marciale
KRZYSZTOF PENDERECKI
9. Chaconne in memoriam John Paul II
WOJCIECH KILAR
10. Orawa
Special track :
MARTA PTASZYŃSKA
The last Waltz in Vienna.
Dedicated to Motion Trio
MUZYKA POLSKA XX/XXI WIEKU
Płyta zespołu Motion Trio zawierająca muzykę kompozytorów polskich XX/XXI wieku:
Witolda Lutosławskiego, Krzysztofa Pendereckiego, Wojciecha Kilara, Henryka Mikołaja Góreckiego oraz Marty Ptaszyńskiej (utwór napisany dla Motion Trio).
Aranżacje na trio akordeonowe – Janusz Wojtarowicz.
Gościem specjalnym projektu jest Leszek Możdżer, który wykonał partię solową KONCERTU NA KLAWESYN LUB FORTEPIAN I ORKIESTRĘ SMYCZKOWĄ OP.40 H.M. Góreckiego.
Producent – AKORDEONUS/IAM
Wydawca – WARNER CLASSICS, Parlophone Music Polska
Partner – Instytut Adama Mickiewicza
Patron medialny – RMF Classic
Dystrybucja – Parlophone Music Poland
Czas trwania płyty ok 41′