Opinia 1
Pobieżna analiza naszych testowych poczynań przez sporadycznie zaglądających na portal Soundrebels czytelników może doprowadzić do wniosku, że owszem, sporo się u nas dzieje, ale w owej zabawie popadliśmy w megalomanię i zajmujemy się jedynie zabawkami dla nielicznych. Tymczasem głębsze przyjrzenie się temu tematowi bardzo dobitnie pokaże, że mimo zdecydowanej przewagi opinii o szczytowych osiągnięciach danych producentów co jakiś czas staramy się zejść z piedestału i bierzemy na warsztat coś dla tzw. zwykłego Kowalskiego. I właśnie idąc naprzeciw podobnym oczekiwaniom potencjalnych czytelników, aby choćby delikatnie zrównoważyć bilans testów drogie vs. tanie w dzisiejszej recenzenckiej odsłonie zajmiemy się zestawowi źródło – wzmocnienie stacjonującej w Szwecji, znakomicie znanej większości pozytywnie zakręconych na punkcie muzyki osobnikom marki Primare. Mowa o odtwarzaczu kompaktowym CD35 i będącym uzupełnieniem tej linii produktowej wzmacniaczu zintegrowanym I35, o przybycie których do nas na testy zadbał cieszyński dystrybutor Voice.
Wspomniane we wstępniaku produkty nie prężąc nadmiernie muskułów są bardzo kompaktowymi, oscylującymi w standardowej szerokości dość niskimi urządzeniami. Szkoda? Bynajmniej. Według mnie należy to pochwalić, gdyż siłowe nadmuchiwanie obudów i magazynowanie tam audiofilskiego powietrza po wyjściu takich rewelacji na jaw raczej szkodzą wizerunkowi marki, a tak mamy produkt mogący pojawić się w praktycznie każdym, nawet sprawiającym wrażenie niewielkiego, pomieszczeniu miłośnika muzyki. Jednak jeśli nadal ktoś raczy marudzić mogę powiedzieć jedno, nawet celując w segment urządzeń Hi-Fi, a nie szczytów High Endu szwedzcy konstruktorzy powalczyli o fajną prezentację przecież ważnych z punktu widzenia codziennego kontaktu organoleptycznego brył skrywających w sobie elektronikę. O co chodzi? Naturalnym krokiem w tworzeniu linii produktowej jest wykorzystanie tych samych obudów, które różnią się jedynie spełniającymi konkretne zadania dla każdego urządzenia, czyli wyposażeniem frontu i panelu przyłączeniowego z tyłu. To gdzie ta designerska ekwilibrystyka? Proszę bardzo. Przy całej prostocie konstrukcji panowie z Półwyspu Skandynawskiego delikatnym uskokiem obudowy tuż przed awersem delikatnie odsadzili sam front od reszty korpusu. Tego fotografie prawdopodobnie nie są w stanie oddać, ale uwierzcie mi, w kontakcie bezpośrednim mamy do czynienia z czymś bardzo oryginalnym, a przez to podnoszącym przyjemność użytkowania. Przyglądając się odtwarzaczowi płyt kompaktowych w centralnej części jego przedniego panelu znajdziemy sporej wielkości akrylowe okienko, w którym osadzono szufladę napędu, na lewej flance trzy przyciski funkcyjne, a prawej wyświetlacz informujący o stanie odtwarzana danej płyty. Jeśli chodzi o tylny panel, spieszę donieść, iż znajdziemy tam nie tylko zestaw wyjść analogowych RCA / XLR, ale również cyfrowych Coaxial / Optical. Oprócz tego na przeciwległym biegunie zlokalizowano zintegrowane z bezpiecznikiem gniazdo zasilające, główny włącznik, a tuż obok serię gniazd serwisowych znajdującej się wewnątrz elektroniki. Kilka zdań o wspierającym kompakt w walce o jak najlepszy wynik soniczny wzmacniaczu zintegrowanym donosi, iż z przodu w podobnym do kompaktu akrylowym okienku zaimplementowano dwie małe w miejscu współpracy z naszymi palcami, ale za to z dużymi kołnierzami u podstawy gałki (lewa selektor wejść, a prawa wzmocnienie) i pomiędzy nimi cztery guziki pozwalające na manualne sterowanie pracą piecyka. Awers I35-ki oferuje identyczny do CD-ka zestaw wejść serwisowych, serię gniazd dla sygnału analogowego RCA / XLR, dwa wyjścia analogowe i bliźniaczy do źródła set zasilająco – włączający, czyli gniazdo z bezpiecznikiem i główny włącznik. Przyznacie, że jak na tak małe komponenty ich oferta dla współpracy z docelowym zestawem jest ciekawa.
Gdybym miał w kilku zdaniach opisać, jak wypadł tytułowy zestaw, to biorąc pod uwagę impulsowe zasilanie wzmacniacza (źródło zasilane jest po bożemu, czyli tradycyjnym trafem) zestaw zgrał zaskakująco dobrze. Owszem, nie były to wyniki zarezerwowane dla szczytów tego działu gospodarki, ale przy wielu zaletach – o tym za moment – jedyną konsekwencją zastosowania klasy D w integrze było delikatne uspokojenie wysokich tonów, Ale nie było to wieszanie przysłowiowej kotary na kolumnach, tylko unikanie ich bezkresnego wybrzmiewania, co z drugiej strony mogło być spowodowane moim podprogowym oczekiwaniem rzeczy, które na tym pułapie cenowym nie są do zrealizowania. Ale z dwojga złego wolę takie panowanie nad nadmierną ekspresją górnego zakresu niż jego siłowe pompowanie, gdyż najczęściej kończy się to zwykłymi zniekształceniami, a nie otwartością prezentacji. No dobrze, to gdzie te pozytywy? A proszę bardzo. Przyjmując przed momentem wspomniany sznyt grania jako nieodzowne dobro inwentarza zestaw Primare oferuje zaskakująco swobodny, rysowany szeroką perspektywą przekaz muzyczny. Przyglądając się nieco bliżej rozlokowaniu występujących przed nami artystów, daje się zauważyć znacznie lepsze budowanie wirtualnej sceny w wektorze szerokości niż głębokości. Ale nie, nie biję tą informacją na alarm, tylko zwracam uwagę, na jaki aspekt budowania wydarzeń muzycznych stawiają przecież chadzający w pozwalającej na nieco większe ustępstwa jakościowe lidze Szwedzi. Nic więcej. Ale to nie koniec dobrych wieści. Do pakietu swobody grania konstruktorzy dorzucili ciekawą, spełniającą wysokie, bo moje oczekiwania energię środka pasma i będącą zasługą zasilania wzmacniacza dobrą kontrolę niskich rejestrów. Reasumując, aplikując testowaną układankę w swoim systemie dostajemy swobodnie radzący sobie z podstawą dźwięku, przyjemnie zagęszczony w środkowym paśmie z nienachalnymi najwyższymi rejestrami świat dźwięków. I powiem szczerze, bez względu na wyartykułowane aspekty całość prezentacji wypada bardzo spójnie, a co najważniejsze, bez najmniejszej potrzeby analizowania zapisów nutowych pozwala bezkreśnie zatopić się w słuchanej muzyce, a o to chyba w tej zabawie chodzi. Jeśli ktoś chce uprawiać wyścigi na poszczególne parametry, powinien szukać gdzie indziej. Pomysłodawcy zestawu Primare postawili na płynność muzyki. Takie podejście zaś bardzo dobrze kooperowało z uwielbianą przeze mnie muzyką dawną. Owszem, wysokie tony nieco ograniczały rozmach goszczącej muzyków kubatury kościołów, ale za to wprowadzana dzięki takiemu zabiegowi gładkość fonii w połączeniu z ciekawą prezentacją średnicy bardzo łatwo pozwalały mi wejść w tego typu nagranie bez ograniczeń. Czy to twórczość Jordii Savalla, czy brylujący w takich klimatach inni muzycy, wszyscy zaproponowanym przez zestaw testowy swoim unikającym wyczynowości sposobem wizualizacji muzyki zdawali się być ukontentowani. Wokaliza i instrumentarium z epoki w moim odczuciu ani razu nie zgłosili jakiegokolwiek wotum nieufności dla wizualizującego ich poczynania zestawu w stylu przyduchy, czy przegrzania dźwięku. Przez cały czas testu czułem, że na poziomie możliwym do zrealizowania przez szwedzki komplet obie strony dobrze się dogadują. A jak z innymi gatunkami? W bardzo podobnej akcentacji priorytetów sonicznych wypadał ECM-owski jazz. O co chodzi? Otóż jedynym co przywołując moje prywatne zestawienie mogło delikatnie doskwierać, była zbyt spokojna, jak na potrzeby delikatnych wybrzmień blach perkusji góra pasma. To jest granie ciszą, którą co jakiś czas przeszywają delikatne muśnięcia czy to strun kontrabasu, klawiszy fortepianu, czy talerzy bębniarza. I gdy pierwsze dwa generatory dźwięku w temacie wysokich nie miały najmniejszych uwag, to blachy zbyt szybko gasły. Ale zaznaczam, cały czas były obecne, tylko ich czas materializacji był nieco krótszy.
A co z muzyką buntu? W tym przypadku mam same dobre wieści, które przestawię na przykładzie symfonicznej opowieści zespołu Metallica. Mocne zasilanie wzmacniacza pozwalało na swobodne panowanie nad linią stopy perkusji, czy niskich gitarowych riffów. A te ostatnie dodatkowo za sprawą wspomnianej energii średnicy pozwalały stworzyć im ścianę mocnego, czasem wspomaganego sekcją kontrabasowych smyków gitarowego maratonu. To był drive, którego nie powstydziłby się niejeden znacznie droższy zestaw. A to sprawiało, że mimo unikania słuchania na wysokich poziomach głośności, podczas tej prezentacji dziwnym zbiegiem okoliczności mój palec wskazujący dwa razy wylądował na klawiszu UP. Dziwne? Dla mnie tak, ale to świadczy na korzyść opiniowanej konfiguracji sprzętowej.
Ciekawe. Przecież to budżetowy zestaw, a po analizie tekstu okazuje się, że podczas testu dostarczał mi wiele przyjemnych doznań. Oczywiście nie jest to szczyt możliwości tej dziedziny życia kochającego muzykę przedstawiciela homo sapiens, ale jak zaznaczałem we wstępniaku zestaw Primare wcale do bycia takim nie aspiruje. Jego mocną stroną jest to, że wszystko co robi, umie podać w bardzo wyrafinowany sposób. Gdy trzeba gra gładko i soczyście, a gdy głośniki mają spowodować muzyczne trzęsienie ziemi, za prawą wydajnej klasy D robią to pod pełną kontrolą. Mało? Za te pieniądze, dla mnie całkowicie wystarczająco. Czy to jest propozycja dla wszystkich? Jak znam niedorzeczne wymagania wielu z Was prawdopodobnie nie. Ale sądzę, że pokaźna grupa miłośników dobrej muzy po osobistym zmierzeniu się z tą ofertą na własnym podwórku będzie zadowolona. Wystarczy wypożyczyć i posłuchać. Ale tego już za Was nie zrobię. Zatem do dzieła.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0, przetwornik D/A Reimyo DAP – 999 EX Limited TOKU
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Opinia 2
Nie tylko podczas przyjacielskich spotkań, ale i na łamach „branżowej” prasy – zarówno papierowych niedobitków, jak i dostępnej jedynie w formie cyfrowej, bardzo często usłyszeć / przeczytać można ochy i achy nad zdobyczami współczesnej techniki i ileż to dobrego są w stanie zaoferować pracujące w klasie D stopnie wyjściowe oraz zasilacze impulsowe. Wysokie moce, znikome straty energii no i to, co szczególnie powinno ucieszyć redaktorskie, czyli m.in. nasze plecy, czyli możliwość drastycznego zbicia wagi dostępnych na rynku urządzeń. Oczywiście piszę to z lekkim przekąsem, bo zatwardziałego audiofila do takich bezeceństw równie łatwo przekonać jak miłośnika amerykańskich muscle carów do litrowych trzycylindrowców i kolokwialnie mówiąc „meleksów”, czyli pojazdów o napędzie elektrycznym. O ile bowiem w segmencie budżetowym oba rozwiązania mają się nie tyle dobrze, co uznać je można za swoisty standard, to już od średniej półki Hi-Fi im wyżej, ku mniej bądź bardziej wyimaginowanemu Olimpowi, tym odsetek sceptyków ww. technologii rośnie w tempie wręcz geometrycznym. Powód takiego stanu rzeczy wydaje się oczywisty. Otóż zgodnie z iście atawistycznymi przyzwyczajeniami rozglądając się za nowym i bezsprzecznie lepszym od obecnie posiadanego nabytkiem oczekujemy, iż dziedziczyć on będzie możliwie pokaźny pakiet rozwiązań odziedziczonych po, jeśli nie topowych, to chociażby o kilka segmentów wyżej usytuowanych protoplastów. Ot klasyczne ucieleśnienia maksymy, że „przykład idzie z góry”. A przecież na owej górze wspomnianych D-klasowców napędzanych zasilaczami impulsowymi mamy jak na lekarstwo a obecność tamże Devialetów i Chordów możemy uznać co najwyżej za wyjątek potwierdzający regułę. Czasy się jednak zmieniają, odpowiedzialni za certyfikaty dopuszczające do międzynarodowego obrotu proekologicznie zorientowani unijni urzędnicy co i rusz biorą pod lupę nasze poletko a i same technologie poddawane są ciągłym udoskonaleniom. Krótko mówiąc, pomimo okopania się we własnych przyzwyczajeniach, fobiach i uprzedzeniach warto, dla własnego dobra, trzymać rękę na pulsie i od czasu do czasu na własne uszy przekonać się co piszczy w trawie. Tym oto, nieco pokrętnym, sposobem dotarliśmy do bohaterów dzisiejszego testu, czyli odtwarzacza CD i wzmacniacza zintegrowanego ukrywających się pod symbolami CD35 i I35 od dawien dawna znanej i lubianej na naszym rynku szwedzkiej marki Primare.
Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy po wypakowaniu obu urządzeń jest nie tylko pełna unifikacja, co w dzisiejszych czasach wydaje się normą, lecz również i niezaprzeczalne poszanowanie wzorniczych tradycji, do których Szwedzi zdążyli nas przez ostatnie dziesięciolecia przyzwyczaić. Patrzymy, nawet przelotnie na 35-ki i po prostu wiemy, że to Primare’y. W dodatku delikatne, iście kosmetyczne zmiany w stosunku do swoich protoplastów działają jedynie na ich korzyść nadając całości niezwykle spójnego sznytu elegancji i minimalizmu w jednym. Wrażenie solidności i niemalże pancernej zwartości podkreślają masywne i w dodatku wysunięte – odseparowane szeroką szczeliną dylatacyjną od ustawionej na trzech masywnych nóżkach bryły korpusu fronty z centralnie umieszczonym płatem czernionego akrylu skrywającym w obu przypadkach bladoniebieski wyświetlacz OLED, oraz będący siedliskiem szuflady napędu w przypadku CD. Żeby wzmacniaczowi nie było przykro zamiast wspomnianej tacki projektanci na otarcie łez i mając na uwadze pełnione przez niego funkcje wyposażyli go w dwie, wielce eleganckie toczone gałki z szerokimi, zatopionymi w ww. froncie kołnierzami. Lewa odpowiada za wybór źródła / opcji podczas poruszania się po menu a prawa za regulację głośności. Jeśli w tym momencie sądzicie Państwo, że zaraz przejdziemy dalej, to … jesteście w błędzie, gdyż skoro wywołane zostało do tablicy menu, to do moich obowiązków należy przynajmniej wspomnieć, iż jego możliwości dalece wykraczają poza ramy przyzwyczajeń większości ortodoksyjnych stereofilów. Chodzi bowiem o to, że zagłębiając się w jego kolejne pozycje okazuje się, że zyskujemy dostęp do m.in. regulacji czułości każdego z wejść, możliwości wyłączenia nieużywanych, zmiany ich nazwy (max. 7 znaków), ustawienia ich w tryb bypass (przelotki), co powinno szczególnie ucieszyć osoby dążące do integracji systemów wielokanałowych ze stereofonicznymi, czy też aktywację automatycznego wyboru wejścia po dostarczeniu na nie sygnału. Oczywiście nie zabrakło tak ułatwiających życie drobiazgów jak definiowanie początkowej głośności z jaką „budzi” się wzmacniacz, czy też jaskrawości iluminacji jego wyświetlacza. Za ukłon w kierunku proekologicznie zorientowanej złotouchej braci można uznać dwa tryby stand-by – czyli Eco i Normal.
Dopełnieniem opisu frontów niech będzie informacja o obecności na akrylowych profilach niewielkich przycisków funkcyjnych, z pomocą których można oboma urządzeniami spokojnie zawiadywać, choć biorąc pod uwagę ów akrylowy podkład i jego zdolność do przyjmowania materiału daktyloskopowego lepiej do tych celów użyć znajdujących się na wyposażeniu pilotów.
Przechodząc na plecy obu dzisiejszych bohaterów odkryjemy ich drugą, wynikającą z modułowej topologii naturę, czyli możliwość stopniowego upgrade’u o dedykowane im karty rozszerzeń (DAC-a i streamera – PRISMA). Ponieważ jednak zarówno I35, jak i CD35 dotarły do nas w wersjach podstawowych na razie skupię się na tym co jest a nie tym, co być by mogło. Z resztą patrząc na ścianę tylną integry trudno czuć jakikolwiek niedosyt. Do dyspozycji mamy bowiem dwie pary wejść zbalansowanych, trzy pary niezbalansowanych i zdublowane, lecz już jedynie pod postacią RCA wyjścia liniowe – jedno na zewnętrzny rejestrator a drugie, regulowane. Terminale głośnikowe są pojedyncze i zabezpieczone plastikowymi kołnierzami ze szczelinami na widły usytuowanymi do dołu, więc od razu uczciwie uprzedzam, że jeśli jesteśmy tylko posiadaczami tak zakonfekcjonowanych przewodów to lepiej od razu zaopatrzyć się w dodatkowe – podnoszące zawieszenie integry stopki, bądź stosowną platformę, co też niniejszym uczyniłem posiłkując się dyżurną „dechą” Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform i ustawiając wzmacniacz na jej tylnym skraju. Dzięki temu udało mi się zaaplikować zakończone widełkami głośnikowe Signal Projects Hydra.
Oczywiście w odtwarzaczu takich kombinacji alpejskich z oczywistych względów wykonywać nie trzeba a dostępne w pod postacią pary XLR-ów i RCA gniazda usytuowano na tyle szeroko, że z wpięciem się w nie powinno być najmniejszych problemów. Nie zapomniano również o wyjściach cyfrowych – Coax i optycznym. Oprócz zlokalizowanych po prawej (patrząc od tyłu) gniazd zasilających oba urządzenia wyposażono w we/wyjścia triggera z których warto skorzystać chociażby w celu ograniczenia ich obsługi do jednego pilota bez konieczności ciągłego przełączania się pomiędzy obsługą CD i wzmacniacza.
Jeśli zaś chodzi o trzewia, to mając świadomość oscylującej na poziomie 11 kg wagi obu naszych dzisiejszych bohaterów sprawy powinny wydawać się jasne jak słońce i proste niczym drut (niekoniecznie kolczasty). Przynajmniej w teorii, bo w praktyce … początkowo, patrząc na I35 wszystko się zgadza – za zasilanie odpowiedzialny jest układ impulsowy wyposażony w obwód APFC (Auto Power Factor Correction) odpowiedzialny za minimalizację przesunięcia fazy prądu względem napięcia a przekładając na język zrozumiały dla ogółu, za to, żeby Primare brzydko mówiąc nie siał w sieci w jaką zostanie wpięty a stopień wyjściowy oparto na technologii UFPD (Ultra Fast Power Device) drugiej generacji. Jednak wiwisekcja CD35 przynosi, nie ukrywam, że szalenie miłą niespodziankę, gdyż zamiast spodziewanej impulsówki dopieszczono ją klasycznym R-core-m a w roli przetwornika wykorzystano kość ESS-Sabre ES9028PRO.
A jak tytułowy zestaw sprawdza się boju, czyli gra? Z radością pragnę w tym momencie oznajmić, iż nie tyle nadspodziewanie, co wręcz nieprzyzwoicie dobrze jak na pułap cenowy w jakim przyszło mu egzystować. Dźwięk jest niezwykle dynamiczny, zwrotny, świetnie kontrolowany i na tyle żywiołowy, że słucha się ich z niekłamaną, autentyczną przyjemnością. Bas sprawia wrażenie, jakby pochodził od zdecydowanie może nie mocniejszej, bo deklarowane przez producenta 2 x 300 W przy 4 Ω to aż nadto dla moich Gauderów, ale na pewno potężniejszej konstrukcji. Nie jest suchy, czy też lekki, jak to czasem z wysilonymi wzmacniaczami bywa, lecz gdy trzeba to grzmi jak podczas prawdziwej letniej burzy tylko natura potrafi okazać swą niszczycielską siłę. Na średnicy również trudno szukać osuszenia, czy też zmatowienia podkreślających namacalność prezentacji dźwięków. Nawet, obfitująca w perliste alikwoty góra pasma sprawia wrażenie, że nie ma w sobie nic a nic z impulsowo – D-klasowych naleciałości. Po prostu rasowe Hi-Fi i mainsteam primare’owej szkoły grania, gdzie równowaga tonalna i świetna rozdzielczość idą w parze z gładkością i swobodą grania. Przy okazji jedna uwaga natury formalnej – cały czas poruszamy się w zbliżonej do neutralności równowadze tonalnej, więc miłośnicy ewidentnego ocieplenia, wypchniętej średnicy i lampowego zaokrąglenia skrajów powinni nieco zweryfikować w przypadku rzeczonej parki swoje oczekiwania, bądź jeśli szwedzka elektronika złapie ich jednak za ucho postarać się o stosowne do własnych preferencji okablowanie.
Rozkładając set na czynniki pierwsze, czyli rozpatrując CD i wzmacniacz osobno bardzo szybko okazuje się, że to CD w głównej mierze odpowiada za słodycz i nasycenie a wzmacniacz za motorykę i konturowość ataku. Oczywiście w tym momencie używam daleko idących uroszczeń i wyolbrzymień, ale tak właśnie jest w rzeczywistości. CD35 gra bowiem w sposób całkowicie analogowy, homogeniczny i niejako karmelowo – słodki, za to integra trzyma w stalowych ryzach kolumny i nadaje całości efektu „łał”. Jest przy tym nastawiona na lekką wyczynowość i „kręcenie” coraz to lepszych czasów. Przesiadka na nią z jakiegoś podobnego cenowo, konwencjonalnego, czyli pracującego w klasie A, bądź AB tranzystora przypomina zmianę popularnych „4 pór roku” Vivaldiego z nieco leniwego i sennego wykonania Sir Yehudi Menuhina na interpretację Carmignoli. Krótko mówiąc niby słuchamy tego samego, lecz nie dość, że tempo jest pozornie ciut szybsze to i dostarczanych naszym zmysłom informacji jest więcej. Dziwne? Początkowo tak, lecz gdy bardziej skupimy się na niuansach odkryjemy źródło tychże obserwacji. Otóż szwedzka elektronika posiada niezwykle rzadko spotykaną na tych pułapach umiejętność precyzyjnego operowania nie tylko gradacją planów, lecz również ogniskowaniem poszczególnych źródeł pozornych wewnątrz nich. W rezultacie poszczególne instrumenty podzielone są nie tylko na większe grupy, lecz każdy z nich posiada swoje własne i sobie przypisane miejsce. Dzięki temu zamiast impresjonistycznych plam dźwiękowych otrzymujemy zróżnicowane pod względem granulacji zbiory unikalnych elementów.
Powyższe, poparte klasyką obserwacje dotyczą również repertuaru stricte jazzowego. Aż kipiąca od dynamiki i masującego trzewia rytmu płyta „Thunder” gwiazdorskiego projektu S.M.V (Stanley Clarke, Marcus Miller, Victor Wooten) obudziła w testowanym secie prawdziwego demona dynamiki i to zarówno w skali mikro jak i makro a przy niemalże koncertowych poziomach głośności dotarł do mnie fakt, że czego, jak czego, ale do kompresji Primare’ów nie zmuszę, gdyż wcześniej nie tylko ogłuchnę, co zostanę nawiedzony przez niezbyt przyjaźnie nastawione do zakłócających spokój mieszkańców osobników służby mundurowe.
Duet Primare CD35 + I35, to zestaw na lata, który już na starcie, w wersji podstawowej, sprawia słuchaczom dziką frajdę a potem, wraz ze wzrostem apetytu rośnie razem z oczekiwaniami nabywcy. Opcja rozbudowy o moduł DACa i streamera sprawia, że wraz z rozbudową naszego audiofilskiego ołtarzyka spokojnie możemy rozszerzać jego funkcjonalność a mając z tyłu głowy świadomość jego ekologiczności możemy spać spokojnie wiedząc, że nie dokładamy swoich grzechów do efektu globalnego ocieplenia. Jednym słowem ekipa Primare’a po raz kolejny udowodniła, że nie taki diabeł straszny, jak go malują a demonizowane przez niektóre kręgi technologie nie są celem samym w sobie, lecz sposobem na osiągnięcie wyśmienitego brzmienia przy zupełnie akceptowalnej cenie.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Voice
Ceny:
CD35: 11 990 PLN
I35: 14 990 PLN
Dane techniczne:
CD35
Wyjścia analogowe:1 para RCA, 2,2 Vrms; 1 para XLR, 4,4 Vrms
Wyjścia cyfrowe: 1 x RCA; 1 x TOSLINK
Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz -0,3 dB
Zniekształcenia THD + N: 20 Hz – 20 kHz <0,01%
Stosunek sygnał/szum: -110 dB / AES17
Pobór mocy: 0,5 W (stand by); 25 W (tryb pracy)
Wymiary (s x g x w): 430 x 385 x 106 mm wraz z przyciskami i złączami
Waga netto: 10,8 kg
I35
Wejścia analogowe: 2 pary XLR; 3 pary RCA
Wyjścia analogowe: PRE 1 para RCA; liniowe 1 para RCA
Moc wyjściowa: 2 x 150 W / 8 Ω; 2 x 300 W / 4 Ω
Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz, -0,2 dB
Zniekształcenia THD + N :< 0,01 %, 20 Hz – 20 kHz, 10 W przy 8 Ω
Stosunek sygnał/szum: >100 dB
Pobór mocy: 0,5 W (stand by); < 32 W (tryb pracy)
Wymiary (s x g x w): 430 x 420 x 106 mm wraz z pokrętłami i złączami
Waga netto: 11 kg
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD-10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips