Opinia 1
Pomimo trwającego od dłuższej chwili prawdziwego winylowego renesansu i powrotu nawet przez największe koncerny (Onkyo, Pioneer, TEAC) do odkurzenia zdawałoby się jeszcze nie tak dawno zapomnianych zdobyczy minionej epoki zajmowana przez producenta bohatera niniejszej recenzji pozycja lidera pod względem popularności wydaje się być niezagrożona. Trudno się z resztą temu dziwić, gdyż powszechność, czyli dostępność automatycznie niesie ze sobą jakże pożądaną rozpoznawalność. Dodatkowo szeroka oferta zaczynająca się poniżej pułapu 900 zł (model Elemental i to z wkładką!) a kończąca na blisko 27 000 zł za nawiązujący do klasycznych wzorców Xtension „Ortofon RS-309D” pozwala idealnie dobrać konkretną konstrukcję zarówno do własnych preferencji stylistycznych, jak i możliwości … finansowych. W tym momencie wszystko powinno być jasne – po eksploracji katalogów wyspecjalizowanych, stricte audiofilskich manufaktur w stylu Transrotora, Dr.Feickerta, czy Thalesa przyszła pora na prawdziwy mainstream – austriacki Pro-Ject Audio Systems. Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy nie ustawili poprzeczki nieco wyżej niż pułap, z jakim z reguły Pro-Ject się kojarzy i przy okazji, dzięki uprzejmości polskiego dystrybutora – firmy Voice, wzięliśmy na testy gramofon, a raczej kompletny zestaw Pro-Ject Xtension 9 EVO Super Pack wzbogacony dodatkowo o topowy przedwzmacniacz gramofonowy Phono Box RS i akumulatorowy zewnętrzy zasilacz Power Box RS Phono. To jednak nie wszystko, gdyż o ile do testów w większości przypadków trafiają urządzenia w standardowych, najpopularniejszych, najłatwiej zbywalnych okleinach, to tym razem zostaliśmy dopieszczeni zjawiskowym fornirem oliwnym lakierowanym na wysoki połysk. „Oliwkowa” wersja nawet na zdjęciach producenta wyglądała szalenie atrakcyjnie, jednak, gdy wypakowaliśmy gramofon z potężnej skrzyni transportowej byliśmy po prostu zachwyceni. Choć teoretycznie, zgodnie z popularnymi stereotypami, typowy audiofil nie patrzy na to jak dane urządzenie wygląda, lecz jak gra, to z autopsji wiem, że pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz a Xtension 9 EVO wygląda po prostu obłędnie i prawdę powiedziawszy można go kupić praktycznie wyłącznie ze względu na urodę. Z resztą oceńcie Państwo sami:
Oczywiście o gustach się nie dyskutuje, lecz w przypadku 9-ki trudno zaprzeczyć, że nie wyważając otwartych niemalże wiek temu drzwi producentowi udało się połączyć klasyczną, ponadczasową prostotę formy z ergonomią i służącymi jej, oraz mam cichą nadzieję również dźwiękowi, rozwiązaniami konstrukcyjnymi.
Standardowe, jak na konstrukcję wyposażoną w 9’’ ramię, gabaryty gramofonu nie wskazują na jego całkiem sporą, wręcz zadziwiającą wagę. Co prawda sam aluminiowy talerz z umieszczonym od spodu sorbotanowym wytłumieniem i winylową, zamontowaną na stałe matą waży prawie pięć i pół kilograma, jednak stanowiącą podstawę fornirowaną płytę MDF trudno podejrzewać o kolejne dziesięć. Tak też jest w istocie, gdyż od spodu w kilku miejscach wyfrezowano niewielkie komory, w których umieszczono metalowy granulat. Wspomniany talerz spoczywa na odwróconym łożysku z ceramiczną kulką wspomaganą ferrytowymi pierścieniami pozwalającymi odciążyć łożysko i zredukować opory układu. Ramię to prosta, posiadająca dwie osie ruchu („gimballed-arm”) 9-ka o symbolu PJ 9” cc EVO wykonana z plecionki włókien węglowych o zintegrowanym, powstałym w procesie prasowania headshellu. Zostało ono wyposażone w mechanizm kardanowy a zastosowane łożyska spełniają standard ABEC klasy 7. Za zmianę obrotów odpowiedzialny jest wbudowany w lewy narożnik korpusu Speed Box II z dużym przyciskiem startu i zmiany prędkości obrotowej, oraz diodami LED wskazującymi osiągnięcie przez talerz wybranej prędkości. Moment obrotowy przenoszony jest za pomocą paska o okrągłym przekroju z porządnego, aluminiowego „talerzyka” ukrytego pod odkręcaną osłoną.
Na chwilę uwagi zasługują również trzy teleskopowe nóżki, na których spoczywa gramofon, gdyż nie są one sztywne, lecz dzięki umieszczonym wewnątrz odwróconym magnesom działają na zasadzie amortyzatorów izolujących całą konstrukcję od drgań podłoża.
Gramofon otrzymujemy w komplecie z przewodem sygnałowym z serii Connect It Phono CC (DIN – RCA), masywnym – 800g dociskiem płyty i 4 przeciwwagami. Oczywiście w ramach standardowego wyposażenia nie zabrakło akrylowej pokrywy. I jeszcze jedno. Ponieważ mamy do czynienia z maksymalnie „wypasioną” wersją ramię zostało firmowo uzbrojone we wkładkę MC Quintet Black Ortofona o szlifie Nude Shibata.
Wraz z 9-ką otrzymaliśmy również topowy (a jakże!) przedwzmacniacz gramofonowy Phono Box RS wraz z dedykowanym akumulatorowym zasilaczem Power Box RS Phono.
Zdublowane wejścia i wyjścia w standardach RCA/XLR, płynna regulacja obciążenia wkładki, wygodny przełącznik wyboru krzywej korekcji (RIAA lub Decca) i selektor wzmocnienia podkreślają ekskluzywność austriackiego phonostage’a. Dokładając do tego układ dual mono i obudowę wykonaną z aluminiowych płatów widać wyraźnie, że RSa z niższymi modelami przedwzmacniaczy Pro-Jecta łączy jedynie marka, bo konstrukcyjnie ma z nimi tyle wspólnego, co Bugatti Veyron z Passatem.
Choć tytułowy Xtension 9 EVO nawet nie łapie się na rodzinne podium ustępując zarówno gabarytami, zaawansowaniem technicznym i oczywiście ceną starszemu rodzeństwu – 10EVO, PJ 12ccEVO, oraz topowemu Ortofonowi RS-309D, trudno odmówić mu szlachetnego urodzenia. W końcu przynależność do linii Xtension zobowiązuje. Sam montaż i kalibracja jest nad wyraz intuicyjna a osoby nie mające zbytniego zaufania do własnych umiejętności i wiedzy mogą się oprócz szczegółowych instrukcji posiłkować dostępnymi między innymi na YouTube filmami dokładnie pokazującymi co i jak ustawić. Generalnie cały proces nie powinien zając dłużej niż kilkadziesiąt minut i to z przerwą na espresso, oraz usuwaniem pozostawionych odcisków linii papilarnych na akrylowej pokrywie.
Ponieważ egzemplarze dostarczone do testów z wyjątkiem phonostage’a były całkowicie niewygrzane pierwsze kilkadziesiąt godzin poświęciłem na rozgrzewkę i osiągnięcie optymalnych parametrów pracy przez cały zestaw. Co ciekawe, okres, gdy dźwięk ewidentnie budził się do życia trwał zaskakująco krótko i już po kilku godzinach grania to, co zaczęło wydobywać się z głośników spokojnie można było nazwać muzyką. W dodatku muzyką podaną w sposób logicznie korelujący z wyglądem urządzenia odpowiedzialnego za jej odtworzenie. Mam na myśli pewną wrodzoną, natywną elegancję i to elegancję wzbogaconą delikatnymi akcentami dostojności a wręcz ekskluzywności. Od pierwszych taktów słychać, że Pro-Ject gra dźwiękiem gęstym, skupionym i ponad wszelką wątpliwość osadzonym w kanonach utożsamianych z typową analogowością, ba nawet większością jej stereotypowych skojarzeń. Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć. Nie ma mowy o trącącym naftaliną archaicznym patefonie, gdzie z pośród szumów i trzasków można było przy odrobinie dobrej woli usłyszeć coś na kształt muzyki w jakości, dla której połączenie telefoniczne z budki tuż przy ruchliwym skrzyżowaniu wydawało się nieosiągalnym wzorcem. Chodzi raczej o kontrpropozycję do pojawiających się od czasu do czasu na ryku konstrukcji grających na tyle technicznie i analitycznie, że wypadają nieraz bardziej cyfrowo od niejednego plikograja. Zamiast tego Pro-Ject otwiera przed słuchaczem swój własny mikrokosmos, w którym rozgrywające się na wirtualnie kreowanej scenie wydarzenia zamknięte są w niewidzialnej sferze (to takie mądrzejsze określenie bańki), w której znajduje się również wspomniany słuchacz. Dzięki temu wszystko co słyszymy jest soczyste, mięsiste i niemalże realne, choć wcale nie tak precyzyjne, nie posiadające tak ostrych, jak u droższej konkurencji krawędzi. Jest aksamitnie gładko a przy tym całkiem dynamicznie i bez zbędnego zawoalowania najwyższych składowych, co z radością zauważyłem podczas odtwarzania repertuaru Iron Maiden („The Number Of The Beast”), czy Blind Guardian („A Voice In The Dark”). Również elektronika w kobiecym wydaniu, czyli wiecznie młodej Madonny („Ray of Light”) i Selah Sue („Rarities”) przyjemnie otulała roztaczając przede mną szeroką, głęboką i pełną impresjonistycznych dźwiękowych plam przestrzeń. W takim sposobie prezentacji można było doszukać się wielu elementów wspólnych z Linnem Sondek LP 12 Majik, choć pod względem prowadzenie i zdyscyplinowanie linii basu Austriak przypadł mi zdecydowanie bardziej do gustu od „kultowego” Szkota.
Dopieszczenie przedwzmacniacza bateryjnym zasilaczem znacząco podniosło separację źródeł pozornych, oraz sprawiło, że tło za końcowymi planami zostało sugestywniej zaczernione. Poprawie uległa również konturowość a linie obrysowujące muzyków i ich instrumentarium stały się cieńsze, lecz zarazem silniej nakreślone.
Przesiadka na RCM-owskiego Sensora okazała się kolejnym krokiem w dobrą stronę. W porównaniu do austriackiej konkurencji można uznać, że Prelude charakteryzujący się ponadprzeciętną motoryką zaaplikował Pro-Jectowi potężną dawkę adrenaliny i solidnie przewietrzył scenę. To zupełnie inna estetyka grania aniżeli w monoteistycznie ortodoksyjnym systemie PJ. Do głosu dochodzi pewne utwardzenie, zwartość, przez co dźwięk szybciej „się zbiera” a bas staje się bardziej różnorodny. Dodatkowo można mówić o większym oderwaniu dźwięków od centrum kadru. To tak, jakby zmniejszyć ogniskową, spojrzeć (usłyszeć) na całość z szerszej perspektywy zachowując jednocześnie poprzednią homogeniczność przekazu. Szczególnie zauważalne było to na fenomenalnym albumie „Vagen” Tingvall Trio. Większa swoboda i dłuższy, bardziej „klimatyczny” czas wygaszania poszczególnych fraz pozwolił zespolić w logiczną całość namacalność i wyrazistość z eteryczną, niemalże transcendentalną zadumą.
Po kilkutygodniowej przygodzie z otwierającym linię Xtension modelem 9 EVO cieszę się, że wreszcie udało mi się na spokojnie posłuchać jednej z bardziej ambitnych propozycji tego austriackiego producenta i przy okazji poznać potencjał drzemiący w jego topowej, dedykowanej torowi analogowemu elektronice. Ponadto proponowaną wersję Super Pack z wkładką MC Quintet Black Ortofona spokojnie można uznać dla przeważającej większości potencjalnych nabywców za skończoną i przez ładnych parę lat niewymagającej żadnych dodatkowych nakładów finansowych. Za to Phono Box RS idealnie wpisuje się w złotą zasadę „Primum non nocere”, czyli po pierwsze nie szkodzić – nie ingerując zbytnio w charakter gramofonu pozwala zaistnieć drzemiącemu w źródle potencjałowi, czego żadna z dotychczasowych konstrukcji Pro-Jecta nie była w stanie zaoferować. Dzięki temu zamiast się motać i mozolnie, a przy tym nie zawsze udanie eksperymentować przy zestawianiu kompletnego toru analogowego można zaoszczędzić sobie sporo nerwów i czasu zdając się na to, co stworzył pan Heinz Lichtenegger. Kto jak kto, ale On z pewnością wie z czym jego gramofony grają najlepiej.
Marcin Olszewski
Dystrybucja: Voice / Pro-Ject
Ceny:
Pro-Ject Xtension 9 EVO Super Pack – 10 990 PLN
Phono Box RS – 3 690 PLN
Power Box RS Phono – 2 190 PLN
Dane techniczne:
– Wkładka: Quintet Black
– Napęd: paskowy
– Przełącznik obrotów: 33 / 45 rpm
– Akrylowa pokrywa
– Przewód sygnałowy: Pro-Ject 5P-CC o długości 1,23m
– Ramię gramofonowe z plecionki włókna węglowego PJ 9ccEVO
– Aluminiowe nóżki z tłumieniem magnetycznym i TPE
– Max. odchyłki prędkości: ±0,09%
– Talerz: waga – 5,4 kg / średnica – 300mm
– Docisk płyty: 800 g
– Efektywna długość ramienia / Przesięg: 230 mm / 18mm
– Efektywna masa ramienia: 8,5g
– Nacisk wkładki: 0-25mN
– Dopuszczalna masa wkładki: 4 – 14g (4 przeciwwagi w zestawie)
– Zewnętrzne zasilanie (pierwotne/wtórne): 220 – 240V/50Hz/ 15V/1600mA DC
– Zużycie energii: 4W (max.) / < 1 W standby
– Dostępne wersje wykończenia: czarne piano, mahoń, oliwka, biały, czerwony
– Wymiary (SxWxG): 465 x 185 x 350 mm
– Waga: 16 kg
Phono Box RS:
– Impedancja wejściowa
stała 10 Ω lub 47kΩ,
zmienna 10 – 1200 Ω
– Pojemność wejściowa: 100µF, 120µF, 200µF
– Impedancja wyjściowa: 50 Ω
– Wzmocnienie MM / MC:
RCA: 40, 50, 60 dB
XLR: 46, 56, 66 dB
– Stosunek sygnał/szum: MM 89dB (97dB – IEC -A); MC 83dB (91dB – IEC -A)
– THD: MM / MC: 0,01% / 0,05%
– Precyzja korekcji RIAA: 0,3dB/20Hz – 20kHz
– Filtr subsoniczny: 18 Hz / 24dB/Oktawę
– Wejścia: RCA & XLR
– Wyjścia: RCA & XLR
– Zasilacz:+/- 18V/300mA DC; 220 – 240V, 50Hz
– Wymiary S x W x G (z gniazdami): 200 x 72 x 194 (200) mm
– Masa: 2 kg bez zasilacza
– Kolor obudowy oraz panelu frontowego – srebrny lub czarny
System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon 1sx
– DAC: Bryston BDA-2
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center; Bryston BDP-2
– Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Sensor Prelude
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI 5; Trilogy 925
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Siltech Classic Anniversary 770i
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Organic Audio Power Reference
– Listwa: GigaWatt PF-2 + Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips; Stillpoints Ultra Mini
Opinia 2
Marka Pro-Ject dla większości choćby minimalnie zorientowanych w sztuce drapania płyt winylowych adeptów jest dobrze znana. To swoistego rodzaju prawdziwa winylowa droga edukacji od pierwszych do teoretycznie – jeśli nie chcemy wstępować na Olimp – ostatnich kroków w ich przygodzie z gramofonem. Bogata oferta zdaje się spełniać najbardziej wymyślne potrzeby klientów, a dużym ułatwieniem dla potencjalnych nabywców są propozycje konkretnych produktów oferowanych w formie kompletnych zestawów: napęd –ramię, decyzyjność pozostawiając jedynie w doborze wkładki, która co prawda zawsze wstępuje już w startowym kicie, ale często nie maksymalizuje możliwości całości. Oczywiście jako uzupełnienie portfolio działu analogu PJ-a otrzymujemy do dyspozycji niezbędne do współpracy gramofonu z resztą systemu przedwzmacniacze, co tylko podnosi rangę zaangażowania w zadowolenie zaskarbionych sobie miłośników. Przyznam się szczerze, że mam duży sentyment do rzeczonego producenta, gdyż swoje pierwsze kroki stawiałem właśnie z jedną z najprostszych konstrukcji z jego oferty i gdy po latach doświadczeń mogę pochylić się nad prawie flagowym modelem, wzbiera we mnie nutka nostalgii za dawnymi czasami, jak i ciekawości co zmieni się w moim postrzeganiu tej austriacko-czeskiej manufaktury. Dlatego zapraszam na kilka zdań ze spotkania z wysoko postawionym modelem Xtension 9 Evolution, uzbrojonym w ramię 9”cc Evolution i wkładkę Ortofon Quintet Black, której sygnałem zajmował się topowy zasilany akumulatorowo przedwzmacniacz Phono Box RS, a dystrybuowanym przez cieszyńskiego Voice’a.
Jak przystało na reprezentowany poziom cenowy, model Xtension 9 dla osiągnięcia swojej aparycji tak wizualnej, jak i wyposażeniowej, zebrał w sobie wszelkie wieloletnie osiągnięcia zespołu projektowego. Plinta w politurowanej naturalnej okleinie nadaje wyglądowi smaku, a technika w postaci: najbardziej dopracowanego techniczne ramienia, złożonej konstrukcji talerza oraz amortyzujących całość na docelowej półce pływających stopek pokazuje, że w tym przypadku nie ma drogi na skróty, czyli implementujemy wszystko, co mamy najlepszego. Patrząc na plintę z lotu ptaka, widzimy: ciężki centralnie umieszczony talerz, który dla przełamania rezonansów wewnętrznych, został uzbrojony od spodu w gumowy balast i grubą przymocowaną na stałe wierzchnią nakładkę winylową, co dodatkowo stabilizujemy dostarczonym w zestawie ciężkim dociskiem. Po skosie w tylnym lewym narożniku od osi łożyskowania nośnika czarnych płyt mamy wpuszczony w podstawę i osadzony na specjalnej konstrukcji silnik, w prawym ramię, a po przekątnej przycisk inicjujący Start z dwoma przypisanymi do wybranych prędkości obrotowych diodami. Ciekawym rozwiązaniem testowanej konstrukcji są wspomniane wcześniej nóżki, które swoją płynną amortyzacją powodują w dziewiątce Pro-Jecta coś na kształt miękkiego odprzęgania, a to jak wynika z moich doświadczeń, ma swoje często bardzo przyjemne konsekwencje brzmieniowe. Zasilanie podłączamy na tylnej płaszczyźnie plinty, a całość przed wszędobylskim kurzem osłania akrylowa pokrywa. Jak widać po tej krótkiej wizualizacji, do oceny trafił bardzo rasowy, nawiązujący do starych wzorców gramofon, który bez najmniejszych oporów nazwałbym majstersztykiem. Choćby symbolicznie opisując wtórujący napędowi rozbudowany firmowy phonostage, widzimy dwie zgrabne średniej wielkości skrzynki. Przedwzmacniacz z racji obsługi obu rodzaju wkładek gramofonowych (MM i MC), na przedniej i tylnej ściance popisuje się zestawami przełączników, regulatorów i gniazd RCA i XLR, a nieco bardziej ascetyczny zasilacz akumulatorowy swój front uzbroił w hebelkowy włącznik i diody sygnalizacyjne o jego aktualnym stanie, natomiast tył w gniazda: zasilacza i wyjściowe dla ułożonego już prądu. Oba urządzenia nie przytłaczają gabarytami, ale dzięki szerokiej palecie dopasowań regulacyjnych są bardzo funkcjonalne.
Posiadany przeze mnie bagaż pozytywnych doświadczeń z tą marką, bez większych obaw pozwalał na snucie przychylnych przed odsłuchowych założeń. Obecny stan świadomości również nie stanowił jakiejkolwiek bariery mentalnej, pomagając raczej w wyciągnięciu odpowiednich wniosków, niż zacierając możliwości dostarczonego zestawu. Dlatego z dużą przyjemnością przyjąłem fakt typowego dla analogu mięsistego grania, ale bez utraty zawartych na czarnych krążkach informacji. Jest ciepło i gęsto, z mocnym osadzeniem w niskich rejestrach. To teoretycznie jest odstępstwem od neutralności, ale z dwojga złego wolę nieco większe pokłady dociążenia całego pasma, niż latające w eterze żyletki. Oczywiście sygnaturę brzmienia możemy nieco modyfikować samym phonostage-m, ale to, co dostarczył dystrybutor, według mnie jest idealnie uzupełniającym się tandemem, a nie dwoma kładący sobie kłody pod nogi przeciwnościami losu. Jednak z racji posiadania u siebie kilku ciekawych przedwzmacniaczy gramofonowych, nie omieszkałem dokonać serii roszad, ale wspomnę o tym jedynie w celach informacyjnych, gdyż ta tylko kontrolnie wpuszczona w tor przetwornica drgań igły wkładki (THERIAA RCM) swą ceną czterokrotnie przekraczała wartość testowanego Xtension 9 i należy traktować ją jako odkrywanie potencjalnych, dodatkowych możliwości, niż nie radzenia sobie Austro-Czechów z dźwiękiem. Ale wracając jeszcze do spotkania z pełnym setem Austriaków, dodam, iż wszystkie aspekty związane z prezentacją wirtualnej sceny były na wysokim poziomie, dając uczucie dość głębokiego i szerokiego rozlokowania źródeł pozornych. Przyglądając się poszczególnym pasmom widma akustycznego, dostrzegamy pełną synergię całości, skierowaną na barwę i kolor złota, przy dobrym oddaniu rozdzielczości. Zdecydowana większość słuchanych przeze mnie płyt dziękowała mi za taki sposób traktowania ich zawartości, czyli okraszenie szczyptą obfitości, co muszę przyznać ani razu nie spowodowało niestrawnego zlania się generowanej muzyki w nieczytelną papkę. Ot, nastawiony na miłe granie zestaw na długie zimowe wieczory przy lampce wina. Jeśli ktoś szuka wyczynowości, niestety dziewiątka Pro-Jecta jest złym adresem – przynajmniej w takim secie, ale z drugiej strony, kto oczekuje od winylu ciętych ostrą kreską krawędzi dźwięków. Pewnie tacy również się znajdą, ale będą raczej należeć do mniejszości, a jeśli nawet zapragną dążyć do takiego stanu rzeczy, z powodzeniem zbliżą się do tego za sprawą innej, nieco bardziej stawiającej na szybkość i mniejszy ciężar wkładki. Sprawdzając sposób prezentacji muzyki przez testowany set, w większości wykorzystywałem jego predyspozycje do przywracania barwy w słabych realizacjach starych tłoczeń. Czy to Enrico Rava z Dino Saluzzim w quintecie na krążku „Volver”, czy Wynton Marsalis na trąbce z akompaniującym mu zespołem w kompilacji „J Mood”, z dużą dawką zadowolenia dziękowałem za takie postawienie sprawy w zakresie temperatury grania. Ten wydawałoby się mogący nie do końca wkraść się we wszystkie gusta słuchaczy sznyt, w bezpośredniej konfrontacji z żywą tkanką starych wydawnictw był bardzo dobrym posunięciem, pozwalającym słuchać wiekowych wykonań ze zdecydowanie większym udziałem przyjemności, która do tej pory była raczej pokłosiem wsadu emocjonalnego, a po przetrawieniu przez austriacko – czeską manufakturę również jakościowego. Co ciekawe, przy wspomnianej mięsistości nawet mocno napompowane basem płyty zespołów typu MASSIVE ATTACK, nie cierpiały na nadmiar dobroci, tylko nieco ugładzone w swych konturach były całkowicie strawne i to przy zaskakująco wysokich poziomach głośności. Za to właśnie kochamy analog, że nawet przy sporym ciężarze dźwięku ten stary format nie tracąc werwy, daje nam pełną paletę danych zawartych w rowku czarnego krążka, a cyfra prawdopodobnie oscylowałaby już wokół bułowatości. Puentując to spotkanie, śmiało mogę stwierdzić, że oceniany projekt marki Pro-Ject w relacji do ceny broni się bardzo dobrze. Już nie raz słyszałem zdecydowanie droższe zestawy z gramofonem w roli głównej, z którymi miałem twardy orzech do zgryzienia, co powiedzieć właścicielowi, by go nie urazić. Ale zostawmy innych ze swoimi problemami i tak jak obiecałem, przyjrzyjmy się niewykorzystanym możliwościom dzisiejszego bohatera.
Zderzenie ze zdecydowanie droższym od siebie komponentem zawsze daje bardzo mocny punkt odniesienia do końcowych wniosków. I taki też był efekt tego sparingu, który nie zmieniając diametralnie brzmienia, wpłynął jedynie na poprawę poszczególnych składowych, nadal pozostając na poziomie masy z firmowym pre. – co może pokrywać się ze wstępnymi założeniami z wcześniejszego akapitu, o mocno determinującym nasycenie dźwięku miękkim zawieszeniu. Oczywistym faktem wpływu bardziej wyrafinowanego gracza w zestawie było wykonturowanie całości do poziomu zdecydowanie lepszej czytelności źródeł pozornych, otworzenie się średnicy dające w efekcie zdecydowanie lepszy wgląd w naganie i co za tym idzie napowietrzenie sceny muzycznej. Co z takiego obrotu sprawy wynika? Ano to, że skonfigurowany przez firmę Voice set był optymalną, pokazującą wszystko co najlepsze w danym modelu propozycją. Efekty zastosowania przedwzmacniacza z innej ligi były niewspółmierne do poniesionych kosztów i co ważne, a może najważniejsze, po takiej swoistej dogłębnej rewizji osobistej dzisiejszy bohater bez problemów wychodzi z tarczą, trzymając się swoich wstępnych założeń. Brawo.
Jestem rad, że marka, która pozwoliła mi wkroczyć w świat analogu, cały czas trzyma się wypracowanego od początku swojego istnienia dobrego poziomu jakości generowanego dźwięku. Wiadomym jest fakt, jego różnego zaawansowania w zależności od modelu i zajmowanego przezeń pułapu cenowego, ale gdyby życie codzienne postawiło mi pewne bariery wydatkowe, bez najmniejszych problemów dostarczony na testy model spełniałby pokłady mych oczekiwań względem tego formatu. Nawet teraz, po wielu latach doświadczeń z przyjemnością żył bym z tą kierowaną pod strzechy ikoną techniki analogowej.
Jacek Pazio
System wykorzystywany w teście, to kompletny zestaw firmy Combak Corporation
Elektronika Reimyo:
– dzielony odtwarzacz Cd: CDT – 777 + DAP – 999 EX
– przedwzmacniacz lampowy: CAT – 777 MK II
– tranzystorowa końcówka mocy: KAP – 777
– wzmacniacz zintegrowany Vitus Audio RI – 100
Kolumny: GAUDER AKUSTIK CASSIANO
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ
IC RCA: Harmonix HS 101-GP
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: stopy pod końcówkę mocy Harmonix TU 505EX MK II
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa zasilająca POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: Dr. Feickert Analogue „Twin”
ramię: SME V
wkładka: Dynavector XX-2 MKII
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA