1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Sonus faber Pryma Carbon + Marantz HD-DAC1

Sonus faber Pryma Carbon + Marantz HD-DAC1

Opinia 1

Wraz z nadciągającymi jesiennymi chłodami, które już wczesnymi rankami i późnymi wieczorami coraz śmielej kąsają nas w odkryte części ciała przyszła pora na koleją propozycję słuchawkową. Oczywiście nikogo nie będziemy nakłaniali do spacerów z dzisiejszymi bohaterami na głowie, gdy na dworze ziąb i plucha, tym bardziej, że wraz ze słuchawkami otrzymaliśmy również stosowny  sugerowany niezaprzeczalnie stacjonarny wzmacniacz słuchawkowy ferujący również nie tylko funkcję DACa, lecz i przedwzmacniacza liniowego. Co ciekawe całość nie jest jednolita pod ani pod względem markowym, ani nawet kraju pochodzenia, gdyż słuchawki docierają do nas wprost ze słonecznego Półwyspu Apenińskiego, czyli Włoch a wzmacniacz z Kraju Kwitnącej Wiśni – Japonii. Gdy zatem dodam, że dystrybucję obu marek na terenie Polski prowadzi warszawski Horn wszystko powinno stać się jasne. Tak jest, mają Państwo rację – na testy otrzymaliśmy intrygujące słuchawki Sonus faber Pryma w wersji Carbon i szampańsko-złotego Marantza HD-DAC1.

Zacznijmy nietypowo, bo od Marantza, który pomimo swojej niezbyt imponującej postury pełnymi garściami czerpie ze stylistyki swojego szlachetnie urodzonego, starszego rodzeństwa i to nie tylko ze współczesnych serii 11 i 14 (magiczny bulaj informacyjny), lecz również tych najmilej wspominanych – ze złotych lat Hi-Fi, gdzie królowała długowieczność i drewniane boczki. Krótko mówiąc DAC1 prezentuje się nie dość, że obłędnie, to w dodatku jego wartość postrzegana zdecydowanie wykracza poza ramy wyznaczone przez sugerowaną przez producenta cenę.
Mamy zatem przepiękny szampańsko-złoty masywny front ze szczotkowanego aluminium w centrum którego ulokowano otoczone chromowanym pierścieniem okrągłe okienko, za którym ukryto błękitny wyświetlacz informujący m.in. o wybranym wejściu, jego statusie, częstotliwości obsługiwanego sygnału i zarazem ułatwiające nawigację po wielce intuicyjnym menu. Po obu stronach tego niewątpliwie atrakcyjnego elementu komunikacyjnego znalazły się dwie masywne toczone gałki, z których lewa pełni funkcję selektora wejść a prawa regulatora wzmocnienia. Całość uzupełniają przyciski włącznika głównego, wejścia do menu (Setup), oczko czujnika IR, gniazdo USB i słuchawkowe. To jednak nic, gdyż prawdziwy efekt WOW! robią świetnie imitujące naturalne, pokryte szlachetnym fornirem i politurą plastikowe boczki. Co prawda ów zachwyt nieco blaknie przy bliższym kontakcie, ale nikt nie każe nam co pięć minut opukiwać delikwenta i przyglądać mu się z odległości kilkunastu centymetrów. Już z dwóch metrów wszystko wygląda dobrze i niech tak zostanie a jak komuś coś przeszkadza to niech … zdejmie okulary i nie startuje niepotrzebnie z rękoma.
Tył urządzenia prezentuje się równie bogato. Do dyspozycji mamy bowiem analogowe wejście liniowe mini jack, cztery wejścia cyfrowe – koaksjalne, dwa optyczne i USB, zdublowane wyjścia liniowe, z których jedna para jest o zmiennym a druga o stałym napięciu. Jak przystało na urządzenie zdolne wkomponować się w bardziej rozbudowane systemy nie zabrakło również terminali dedykowanych zewnętrznemu sterowaniu.
Jeśli chodzi o aspekt czysto technologiczny to od razu na wstępie zaznaczę, że Marantz jest zaskakująco wrażliwy na obecność w komputerach służących za źródła sygnału cyfrowego na obecność innych sterowników ASIO. Powiem wprost. Na trzech komputerach pracujących pod kontrolą Windows z czego jeden był jeszcze na 7-ce a dwa pozostałe na 10-ce każdorazowo konieczne było odinstalowanie wszystkich sterowników do innych DACów i dopiero potem instalacja tych dedykowanych Marantzowi. Był to może nieco upierdliwy, ale za to jedyny sposób, aby zmusić tytułowe urządzenie do obsługi plików DSD do 5.6 włącznie. Za obsługę sygnałów cyfrowych odpowiedzialne są dwa układy – PCM9211 mający pieczę nad wejściami optycznymi i koaksjalnym), oraz procesor DSP TMS320 dedykowany wejściu USB. I od razu, niejako przy okazji wyraźnie zaznaczę, że ze względu na wykorzystanie w roli przetwornika wręcz oldschoolowej (ponad dwunastoletniej) jak na cyfrowe standardy kości Cirrus Logic CS4398 akceptowalność sygnałów PCM kończy się na dość mało w dzisiejszych czasach imponujących wartościach 192 kHz/24 bit. Na otarcie łez dostajemy za to umiejętność odtwarzania plików WMA, MP3, AAC i WAV bezpośrednio z nośników pamięci wetkniętych we frontowe gniazdo USB.

No to czas na słuchawki. Tutaj już od pierwszej chwili czuć mistrzowską rękę i wrodzone zamiłowanie do motoryzacji a szczególnie do estetyki Ferrari, czy Lamborghini. Takie są przynajmniej moje skojarzenia, gdyż elegancko przeszyta skóra pałąka, odlewane, aluminiowe korpusy nausznic i karbonowe nakładki sprawiają, że mamy wrażenie obcowania z czymś niezwykle ekskluzywnym, wyszukanym i przede wszystkim … drogim. Tak, tak. Na pierwszy rzut oka spokojnie można uznać, że Sonusy operują na tej samej półce cenowej co ostatnio przez nas recenzowane Final Sonorus X a wystarczy tylko spojrzeć w cennik, by bardzo, ale to bardzo miło się zaskoczyć.
Tak jak wspomniałem wcześniej pałąk, który nomen omen można kupić osobno, z zewnątrz obszyty jest skórą a od wewnątrz miękkim welurem i stanowi niezależny, odrębny element zestawu. Muszle montuje się na nim przewlekając go przez aluminiowe szlufki i po wybraniu odpowiedniego rozstawu blokując wprowadzając stosowny bolec w okolone zabezpieczającym okuciem oczko. Zamontowane na magnesach pady również są pokryte miękką skórą, co dodatkowo podnosi wartość postrzeganą słuchawek. Wewnątrz tych wielce urokliwych nausznic umieszczono 40 mm przetworniki o Mylarowych membranach i neodymowych magnesach.

Na pytanie, jak gra tytułowy system odpowiedź jest krótka i jednoznaczna. Gra dokładnie tak, jak wygląda, czyli zarazem dostojnie i w pewien sposób wyczynowo. Proszę się jednak nie obawiać. Wcale nie miałem na myśli czegoś w stylu Mercedesa CLK 63 AMG Black Series z karbonowymi, kubełkowymi fotelami w których czuć nawet najmniejszy kamyczek i nierówność na jakie najedziemy. Nic z tych rzeczy. Po pierwsze Sonusy nie dość, że idealnie dopasowują się do głowy,  nawet po kilku godzinach nie męczą i co chwila nie przypominają o swojej obecności i choć wyglądają niczym eleganckie „garniturowe” półbuty pod względem komfortu zdecydowanie bliżej im do wygodnych niczym kapcie „adidasów”. Miało być jednak o brzmieniu, więc wracajmy do tematu.
Już od pierwszej chwili słychać, że dźwięk jest gęsty, ze środkiem ciężkości lekko przesuniętym ku dołowi i przez to przyjemnie osadzonym w rejonach, gdzie męskie głosy brzmią jak za czasów, gdy słowo twardziel kojarzyło się z Charlesem Bronsonem i Clintem Eastwoodem a nie zbuntowanym wymuskanym kolesiem w rurkach, T-shircie w rozmiarze XS, misternie nastroszonej fryzurze i kolczykiem w nosie. Dlatego też zdecydowanie przyjemniej i bardziej przekonująco wypadają mocne, ekspresyjne partie wyśpiewywane np. przez  Davida Draimana z Disturbed i to nawet na przepięknym, lirycznym coverze „The Sound Of Silence” z albumu „Immortalized” a i preferującemu nieco inny rodzaj ekspresji Arturowi Rojkowi na „Składam się z ciągłych powtórzeń” taka testosteronowa kuracja wcale nie zaszkodziła. Wręcz przeciwnie – wreszcie dało się go słuchać.
Damskie wokale też od Sonusów napędzanych Marantzem dosłały małe co nieco w pakiecie firmowym. Nawet zazwyczaj szeleszcząco – chrypiąca na „Quelqu’Un M’A Dit” Carla Bruni zyskała odrobinę ciałka i choć nadal trudno było pomylić ją z (nieco młodszą niż obecnie) Monicą Bellucci, to efekt finalny okazał się nad wyraz atrakcyjny. Pewna twardość i podkreślenie sybilantów zostały, gdyż tak być właśnie powinno – ta Pani tak właśnie śpiewa, ale wzrosła intymność, bliskość i namacalność. Co istotne wspominane obniżenie środka ciężkości wcale nie spowodowało spadku rozdzielczości, czy wrażenia napowietrzenia przekazu. Co to to to nie. Oczywiście przy bezpośrednim porównaniu z Sonorusami X, czy nawet testowanymi równolegle AudioQuestami NightHawk można było zauważyć delikatne, ale jednak niewątpliwe szybsze wygaszanie dźwięków i dalszych planów, ale warto pamiętać, że Finale to zupełnie inna bajka a NightHawki to model otwarty a nie zamknięty jak Prymy.
Warto wspomnieć o dynamice, bo ta jest … adekwatna do wyglądu samych słuchawek i właśnie tutaj czuć ową lekka wyczynowość. Jeśli bowiem ma zabrzmieć tutti, to atak jest natychmiastowy i twardy, bezlitosny. Na ma w nim ani całkowicie zbędnego w takich sytuacjach zmiękczenia, ani równie irytującego nabierania rozpędu. Jak ma być uderzenie, to  wszystko odbywa się jak w podrasowanym GT-Rze (to taki dość szybki model Nissana) – but w podłogę i trzewia w przysłowiowym okamgnieniu przyklejają się do kręgosłupa.
I jeszcze słowo o gęstych formatach. Sprawa w przypadku Marantza wydaje się oczywista – jeśli tylko mamy dostęp do plików DSD, to warto z nich skorzystać, gdyż po pierwsze zauważalnie poprawia się rozdzielczość a po drugie witalność, choć trójwymiarowość prezentacji, precyzja w gradacji planów, oraz rozmieszczeniu źródeł pozornych oscyluje mniej więcej na poziomie niepozornego Ifi iDAC2 Micro.

Zaproponowany przez Horna duet Sonus faber Pryma Carbon + Marantz HD-DAC1 po blisko dwutygodniowych odsłuchach pozostawił po sobie jednoznacznie pozytywne wrażenie. Nie dość, że decydując się na powyższy komplet można liczyć na całkiem atrakcyjna promocję, to w dodatku samo brzmienie nie pozostawia zbyt wiele do życzenia. Z jednej strony jest nazwijmy to ogólnie „bezpieczne” a z drugiej na tyle dynamiczne i angażujące, że po pierwsze na pewno zbyt szybko się nie znudzi a po drugie zapewni pełną dowolność i swobodę jeśli chodzi o dobór repertuaru. Jeśli jednak miałbym w powyższej pary wskazać swojego faworyta, to bez chwili zastanowienia wskazałbym na słuchawki i to nie tylko ze względu na fenomenalny design i jakość wykonania, co przede wszystkim z powodu brzmienia. Po prostu prawdziwa „włoska robota” i to w najlepszym wydaniu.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-1sx
– Wzmacniacz słuchawkowy: Lehmann Linear
– Wzmacniacz słuchawkowy/DAC: Ifi iDAC2 Micro
– Słuchawki: Brainwavz HM5; Meze 99 Classics Gold; q-JAYS; Chord & Major Major 8’13; AudioQuest NightHawk
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Abyssound ASV-1000; Audion Premier MM
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5; Accuphase E-370
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders; Gradient Revolution MK IV; DoAcoustics 202
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinia 2

Praktycznie rzecz biorąc wszystko co firmując swoim logo wypuści na rynek znakomicie znana Wam włoska marka Sonus faber jest perełką designersko-soniczną. Oczywiście abstrahuję tutaj od niedawno powstałej linii kolumn dla zwykłego Kowalskiego, która z racji konieczności sprostania ograniczonemu budżetowi swoim ogólnym wyglądem nieco odeszła od dotychczasowej aparycji i w konsekwencji zejścia w dolne partie cennikowe zarezerwowanej dla wybitnych konstrukcji również jakości generowanego dźwięku. Ale jest to naturalna kolej rzeczy i trzeba powiedzieć, że w wartościach bezwzględnych te rozpoczynające ofertę produkty mimo pilnowania zaplanowanego kosztorysu niosą ze sobą nutkę owego przypisanego marce piękna w obu wspomnianych aspektach. Ale nie o tym dzisiaj rozprawiamy, gdyż głównym bohaterem naszego spotkania będzie produkt, o który Włochów spod znaku SF przyznając się bez bicia dotychczas nie podejrzewałem. I to nie z racji nonszalanckiego lekceważenia brandu – znam jego portfolio dość dobrze, tylko prozaicznego nieużywania tego rodzaju atrybutów skazanego na brak swojego odosobnionego miejsca do słuchania muzyki audiofila, jakimi są będące clou tej recenzji słuchawki. Nie przedłużając zatem wstępniaka zapraszam na kilka strof o występach zestawu słuchawkowego wspomnianej marki Sonus faber o dumnej nazwie „Pryma”, który w trudach testowych dzielnie wspierał oferujący funkcje przetwornika cyfrowo-analogowego i przedwzmacniacza liniowego wzmacniacz słuchawkowy Marantz HD-DAC1. Ważną informacją jest również fakt, że prezentowany komplet dostarczył w redakcyjne progi będący dystrybutorem obu marek warszawski HORN.

Cóż, obcując z będącymi w centrum naszych dzisiejszych zainteresowań włoskimi słuchawkami „Pryma” nie można powiedzieć o ich wyglądzie nic innego, jak piękno w najczystszej postaci. Już sama formuła  mocowania każdej ze słuchawek do pałąka nagłowia jest na tyle prostym, a zarazem nowatorskim, mimo zaczerpnięcia z codziennego życia pomysłem, że nawet jeśli na co dzień nie użytkujemy podobnych atrybutów dźwiękowych, nasze wewnętrzne poczucie piękna z miejsca nakazuje nam zakup tego dzieła sztuki użytkowej choćby dla postawienia w roli cieszącej oko ekspozycji w salonie. O co chodzi? Wspomniany pałąk pozycjonujący słuchawki na naszych głowach imituje wykonany z brązowej skóry pasek od spodni, do którego w oprawione stalowymi owalnymi ramkami otwory kotwiczymy równie designersko wyglądające muszle. Te zaś  przypominając formą dziecinne latawce są mariażem drapanej stali głównej części obudowy, połyskujących sprzączek mocujących je do pałąka, przekornie  łamiącego klasyczny wygląd całości włókna węglowego ich zewnętrznej części  i klasycznej, przyjemnej w użytkowaniu czarnej skóry padów nausznych. Jak widać, to co staram się opisać, jest istną feerią zderzających się ze sobą bardzo odległych od siebie w wektorze swojego pierwotnego użytkowania materiałów, których łączenie ostatnimi czasy jest bardzo modne, jednak nie zawsze dające tak pozytywne efekty. Dla celów informacyjnych dodam jeszcze, że opisywane nauszniki są konstrukcją zamkniętą, a w komplecie otrzymujemy stosowny zestaw okablowania z ułatwiającą codzienne obcowanie biżuterią przyłączeniową w postaci kątowego Jack-a. Puentując tę część testu skreślę jeszcze kilka zdań o będącym przecież nieodzownym w tym starciu wzmacniaczu słuchawkowym HD-DAC1. Nasz wzmaczek jest urządzeniem wielofunkcyjnym, co oznacza, że pozwala na obróbkę dwóch protokołów sygnałowych, czyli liniowego gdybyśmy zapragnęli zasilić go sygnałem analogowym z posiadanego przenośnego grajka i cyfrowego, czerpiącego życiodajny sygnał czy to z komputera, czy napędu CD- jeśli takowy posiadamy. Wygląd zewnętrzny Marantza nie odbiega zbytnio od pomysłu na aparycję samych słuchawek, gdyż obudowa jest zbiorem imitacji drewna ścianek bocznych, drapanego aluminium frontu i mocno ażurowej ze względów nagrzewania się urządzenia górnej części obudowy. Jeśli chodzi o zestaw informacyjno-przyłaczeniowo-manipulacyjny Japończyka, w centrum przedniego panelu znajdziemy okrągłe okienko z danymi o dostarczanym sygnale, na jego zewnętrznych flankach dwa pokrętła (lewe wybór wejść, a prawe Volume) i rozrzucone na całej długości patrząc od lewej strony: włącznik główny, przycisk SET UP, okienko czytnika fal dla pilota, gniazdo USB i terminal słuchawkowy. Plecy zaś idąc tropem wielofunkcyjności oferują: jedno wejście analogowe w standardzie mały Jack, trzy wejścia cyfrowe (COAXIAL, OPTICAL, USB), zestaw wejść  REMOTE CONTROL , po jednym regulowanym i stałym wyjściu analogowym RCA i gniazdo zasilające. Całość zestawu uzupełnia pilot i może nie kapiące nadmierną biżuterią, ale pozwalające na wpięcie urządzenia w system okablowanie z sygnałówkami RCA włącznie. Jak widać, Japończycy w tym przypadku hołdują dbałości o najdrobniejszy, mogący zadowolić potencjalnego klienta  niuans, co w dobie szaleństwa wydatków na związaną z czysto audiofilskim segmentem audio kabelkologię wydaje się być zbytecznym, ale miło jest wiedzieć, że producent przynajmniej na starcie o nas myśli.

Oczywiście, jak to zwykle bywa, kontrpartnerem dla Sonusów były posiadane przeze mnie Sennheisery HD 600. I gdybym już na starcie miał określić różnice soniczne pomiędzy  obiema  konstrukcjami, powiedziałbym, że Włoszki grają bardziej skupionym dźwiękiem. Nie dostajemy tak rozbudowanego w wektorze rozmachu wokół naszego ośrodka mózgowego przekazu muzycznego, tylko za sprawą większego wysycenia i dociążenia fonii skupiamy się na wejściu w głąb nagrania. To prawdopodobnie jest również skutkiem różnic w budowie obu produktów – testowany jest konstrukcją zamkniętą, a punkt odniesienia otwartą, ale zawczasu uspokajam, iż po kilku utworach i bliższym poznaniu co oferują przedstawicielki SF, sprawa wyższości jednych nad drugimi w odniesieniu do ich budowy odchodzi na daleki, graniczący z marginesem plan. A jak to wypada w praktyce? Sparing rozpocząłem od bardzo spektakularnie wypadającego  na zestawie z  pełno-pasmowymi kolumnami krążka Bluiett Baritone Nation zatytułowanego „Libation For The Baritone Saxophone Nation”. To jest koncertowe, ale fantastycznie zrealizowane  nagranie i przy całej wspaniałości bycia lekką odmianą free jazzu najważniejszymi akcentami tej płyty są strzały z najniższych wentyli saksofonu jednego z muzyków. I nie chodzi mi tylko o masę dźwięku – o  to oczywiście również, ale o szybkości narastania tego uderzenia, a to powoduje porażające realizmem oddanie tego zarejestrowanego niegdyś, a teraz odtwarzanego pomiędzy naszymi narządami słuchu koncertu. I powiem Wam, że gdy Sennki stawiały na oddech w nagraniu, Sonusy nie tracąc go zbyt wiele swoją podbudową niskich tonów pokazały, jak wielką masę dźwięku w ułamek sekundy potrafi wygenerować ten wykonany z blachy, a mimo to będący przedstawicielem instrumentów drewnianych generator fal dźwiękowych, jakim jest poczciwy sax. A gdy weźmiemy pod uwagę, że naraz grają trzy i każdy z nich oferuje nam płodne odczucia nie tylko  w zakresie energii, ale również informacji o pracy wentyli, okaże się, że bardzo łatwo dajemy się wciągnąć w  ten zarejestrowany na płycie z pozoru chaotyczny wir wydarzeń dźwiękowych. Kolejną odsłoną testową był nieco bardziej wymagający pracy w doświetlaniu przekazu krążek z włoską muzyką siedemnastego wieku. W tym przypadku jedynym małym minusikiem była utrata informacji o otaczającym muzyków echu kubatury kościelnej, gdyż sprawa instrumentów i wokalistyki dzięki przypisanemu produktowi SF  kolorytowi była ewidentnie im sprzyjająca. Ktoś może powiedzieć, że to co prawda drobna, ale jednak ułomność. Ja na to zaś odpowiem, że przecież na niezbyt wysokim pułapie cenowym jaki okupują bohaterki testu, pewne kompromisy są nieuniknione. Niestety takie jest życie. Jeśli jednak owe braki wypadają w tak łatwo strawny sposób, nie można specjalnie narzekać. Powiem więcej, sprawa bytu owych niedociągnięć  w oddechu z uwagi na rodzaj ukochanej muzyki może zmarginalizować się sama. To co ja artykułuję w teście, jest li tylko pomagającym Wam w procesie decyzyjnym jakby szukaniem dziury w całym, a codzienne życie każdego melomana opiera się na doborze urządzeń do swoich dalekich od moich preferencji i sam gatunek muzyczny często eliminuje pewne drobne niedostatki. Tak więc zanim skreślicie coś z listy odsłuchowej, proszę osobistą weryfikację. Na koniec zabawy z zestawem „Pryma” i „HD-DAC1” przybyła grupa Yello z płytą „Touch”. Jak można było się spodziewać, elektronika na moich trącających odchudzeniem Niemcach trochę drażniła. Tymczasem dla Włochów była bułką z masłem, gdyż bez problemów radzili sobie z wszelkimi niskimi pomrukami,  a dzięki dobrej rozdzielczości  ciekawie prezentowały fabrykowany głos wokalisty i wszelkie sztucznie generowane przestery. Słowem, ta muzyka była wodą na młyn zwany Sonus Faber „Pryma”.

Gdy kreśliłem ten tekst, kurz testowy zdążył już opaść i szczerze powiedziawszy, wnioski są trochę zaskakujące. Dlaczego? Przecież ścierały się konstrukcje z konotacjami z rynku „pro” (Sennheiser) i segmentu czysto audiofilskiego (Sonus ffaber). To zaś sugeruje, że tak zwany „wół roboczy „ powinien stawiać na dosadność przekazu, a szukający ekwilibrystyki dźwiękowej czysto konsumencki produkt  na rozmach. Tymczasem role się spolaryzowały. Na szczęście, to co zaoferowały testowane dzisiaj przedstawicielki Półwyspu Apenińskiego było na tyle ciekawym i w większości przypadków lepszym od punktu odniesienia, że chyba dobrze, że tak się stało. Ja takim obrotem sprawy  jestem mile zaskoczony, jednak bardziej ciekawi mnie to, co na tren temat sądzicie Wy. Pamiętacie chyba, że oprócz wypunktowanych walorów sonicznych dostajecie mogący brać udział w niejednym designerskim konkursie fantastyczny projekt plastyczny, a taka kumulacja walorów jest bardzo ciężka do negacji. Tak więc, jeśli nie jesteście przygotowani na porażkę w każdym aspekcie dotychczas używanych słuchawek, nie zbliżajcie się do propozycji ze stajni Sonusa, gdyż nawet jeśli jej nie kupicie, to  długo będzie wierciła Wam dziurę w brzuchu.

Jacek Pazio


Dystrybucja: Horn
Ceny:
Marantz HD-DAC1: 3 495 PLN
Sonus faber Pryma: 2 299 PLN
Sonus faber Pryma Carbon: 2 499 PLN
Zestaw promocyjny  Marantz HD-DAC1 + Sonus faber Pryma: 4 999 PLN

Dane techniczne:
Marantz HD-DAC1
– Pasmo przenoszenia: 2 Hz – 20 kHz
– Odstęp S/N: 106 dB
– Całkowite zniekształcenia harmoniczne (THD): 0,0012%
– Separacja kanałów: 100 dB
– Wyjście słuchawkowe: 800mW / 32 Ω
– Wejścia: 2 x Toslink, koaksjalne, USB typu B obsługujące
– Wyjścia: 2 pary RCA o stałym i zmiennym poziomie
– Pbługiwane sygnały: PCM do 192 kHz/24 bit; DSD2.8 i DSD5.6
– Ukłąd przetwornika: CS4398
– Układy stopnia wyjściowego: HDAM & HDAM-SA2
– Pobor mocy w trybie stand-by: 0,3 W
– Wymiary (S x G x W): 250 x 270 x 90 mm
– Waga: 5 kg

Sonus faber Pryma Carbon
– Typ: wokółuszne / zamknięte
– Pasmo przenoszenia: 10-25000 Hz
– Zniekształcenia harmoniczne: 0.1% przy 90dB SPL
– Maksymalna moc wejściowa: 120 mW
– Czułość: 118dB
– Impedancja: 32 Ω
– Masa: 355 g
– Długość przewodu: 1,3 m
– Wtyk: 3,5 mm

System wykorzystywany w teście:
– Odtwarzacz CD: Reimyo CDT – 777 + Reimyo DAP – 999 EX Limited
– Przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– Końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: TRENNER & FRIEDL “ISIS”
Kable głośnikowe: Harmonix HS 101-EXQ (sekcja średnio-wysokotonowa), Harmonix HS 101-SLC (sekcja niskotonowa)
IC RCA: Hiriji „Milion”
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix Beauty Tone Milion Maestro, Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Pobierz jako PDF