1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. QAT RS3

QAT RS3

O istnieniu mającej swoją siedzibę w Beijing (Chiny) marki Qat dowiedziałem się ponad dwa lata temu podczas monachijskiego High Endu. System oparty o firmową elektronikę w postaci streamera MS5 i wzmacniacza 575 współpracujących z kolumnami Penaudio Sara S wywarł na mnie na tyle pozytywne wrażenie, że podczas powystawowych rozmów z krajowymi dystrybutorami nie omieszkałem napomknąć, że „może warto byłoby …”. Na efekty mojego lobbingu przyszło jednak czekać zdecydowanie dłużej niż mógłbym przypuszczać, gdyż dopiero w tym roku krakowski Nautilus postanowił rozszerzyć swoją ofertę o urządzenia azjatyckiego producenta i przy okazji trochę napsuć krwi konkurencji. Piszę o tym „psuciu” z pełną świadomością, gdyż oprócz dość frustrującego dla potencjalnego nabywcy trendu pompowania cen poza granicę absurdu, zdrowego rozsądku nawet nie wspominając, można zauważyć stojącą niejako w opozycji tendencję zmierzania ku normalności i oferowania produktów nie tylko powszechnie osiągalnych dla przeciętnego „Kowalskiego”, lecz i dysponujących w pełni satysfakcjonującą baterią technologicznych nowinek. Wystarczy przypomnieć Auralica Ariesa, czy Lumina D1, w których w 99,9% płaciło się za brzmienie a dopiero pozostały, nader niewielki, ułamek procenta szedł na materiały, z jakich wykonano obudowy. Nie inaczej jest w przypadku QATa RS3.

Choć RS3 jedynie otwiera portfolio QATa to trudno uznać go za urządzenie oszczędne zarówno pod względem wyposażenia, jak i funkcjonalności. Co prawda korpus wykonano z dwóch nakładających się na siebie giętych profili a nie litego bloku aluminium, ale akurat przy urządzeniach obsługiwanych praktycznie wyłącznie z poziomu smartfona / tabletu bądźmy szczerzy – jeśli tylko nie jesteśmy co i rusz zmuszani do zerkania na zamontowany na froncie wyświetlacz równie dobrze możemy komponent praktycznie całkowicie usunąć z linii wzroku. Dokładnie tak przedstawia się sytuacja w przypadki RS3-ki. Wąski, przypominający swoimi gabarytami front standardowych odtwarzaczy DVD/BR pozbawiono jakichkolwiek wskaźników umożliwiających komunikację z otoczeniem. Oprócz firmowego logotypu umieszczonego po lewej stronie zdecydowano się jedynie na pojedyncze złącze USB, slot na twardy dysk i otoczony błękitną aureolką włącznik. Sam montaż pamięci masowych (2,5” o maksymalnej pojemności 2 TB) przeprowadza się w przysłowiowym okamgnieniu. Lewą ścianę boczną ukośnie ponacinano a na przeciwległej umieszczono dwa niewielkie wentylatory, których podczas kilkudziesięciodniowego okresu testów ani razu nie udało mi się usłyszeć, co przy trzydziestostopniowych upałach, jakie ostatnimi czasy panowały w Stolicy i kilkunastogodzinnych dobowych „przebiegach” trudno nie uznać za dobry omen.
Ścianę tylną zagospodarowano za to zaskakująco szczodrze. Oprócz koaksjalnego wyjścia cyfrowego do dyspozycji użytkownik otrzymuje wyjścia analogowe i to zarówno w standardzie RCA, jak i XLR, podwójny port USB, oraz oczywisty ze względu na pełnione funkcje Ethernet. Wachlarz interfejsów zamykają gniazdo serwisowe i RS232 a zasilanie doprowadzamy do zintegrowanego z włącznikiem głównym i bezpiecznikiem gniazda IEC.
I to wszystko za 5 700 PLN. Tak, tak nie przewidziało się Państwu. Co ciekawe początkowo sam do bohatera niniejszej recenzji podchodziłem dość nieufnie, lecz bardzo szybko pierwotna niepewność przerodziła się w spontaniczny optymizm, gdyż zaledwie po kilku odegranych taktach okazało się, że mamy do czynienia z urządzeniem, za które jeszcze dwa – trzy lata temu spokojnie można byłoby żądać dwu – trzykrotnej wartości i nadal należałoby je rozpatrywać w kategoriach czysto okazyjnych. Nie uprzedzajmy jednak faktów.

Ukrytą w trzewiach sekcję przetwornika (24/192) oparto na układzie AK4396 umożliwiającym obsługę nie tylko sygnałów PCM, lecz również DSD w trybie DoP. W zbalansowanym stopniu wyjściowym pracują wzmacniacze operacyjne BB OPA2228P. Na spore uznanie zasługuje zaimplementowany silnik tagowania umożliwiający tworzenie własnych znaczników, dzięki którym nawigacja po nawet najbardziej egzotycznych nagraniach staje się dziecinnie prosta. Jedyne, z czym podczas ponad miesięcznej bytności QAT w moim systemie nie był sobie w stanie poradzić to poprawne wyświetlenie okładek z widzianego przez cały czas 2TB NASa WD MyBook Live (z zainstalowanym Twonkym). Co ciekawe wykonany mirror 1:1 na 2TB USB WD MyPassport odczytywany i indeksowany był błyskawicznie a okładki albumów ładowały się równie błyskawicznie, co z zamontowanego na stałe dysku SSD. Dlatego też wspominam o tym wyłącznie z recenzenckiego obowiązku, bo testy na bardziej zaawansowanych jednostkach w stylu Synology i QNAP z zainstalowanym Minim Serverem przebiegły całkowicie bezproblemowo. Podobnie z resztą jak import/eksport z/na zewnętrzne dyski USB, bądź NASy pojedynczych, grupy wyselekcjonowanych albumów, lub pojedynczych utworów. Dodatkowo, jeśli tylko dysponujemy zewnętrznym napędem CD, to RS może przeistoczyć się w rasowego ripnasa – do wyboru jest format zapisu FLAC lub Wave. Osoby nie posiadające możliwości spięcia odtwarzacza z domową siecią standardową skrętką też nie skazane na alienację, gdyż w komplecie z QATem dostarczany jest moduł do bezprzewodowej transmisji przeznaczony do wpięcia w gniazdo USB.
Jeszcze tylko jedna uwaga – jeśli nie mieliście Państwo do tej pory do czynienia z urządzeniami sieciowymi lepiej poprosić kogoś dysponującego choćby podstawową wiedzą w tymże temacie, gdyż QAT wymaga podania pełnej ścieżki do naszych zasobów multimedialnych.

Dostarczaną wraz z odtwarzaczem a raczej udostępnioną do pobrania dedykowaną aplikację zarówno na iOsa, jak i Androida cechuje wręcz wzorowa intuicyjność i stabilność. Wszystko po prostu działa i zawsze jest tam, gdzie być powinno. Oprócz wyboru źródła plików i oczywistej po nich nawigacji na chociażby wzmiankę zasługuje całkiem rozbudowana sekcja grupująca internetowe rozgłośnie radiowe, wśród których nie zabrakło kilkudziesięciu polskojęzycznych. Dodatkowo mogłem na własnej skórze przekonać się o sukcesywnie wprowadzanych udoskonaleniach, gdyż początkowo dość mylącą „chmurkę” oznaczającą widocznego w mojej domowej sieci NASa zastąpiła ikona zdecydowanie lepiej oddająca charakter zasobu. Do szybkiej i dość ograniczonej obsługi streamera służy również odchudzona na potrzeby iPodów/iPhonów apka QAT Remote, ale porównując ją z wszystkomającą wersją na większe „sterowniki” nie byłem w stanie się do niej przekonać.

A teraz najważniejsze, czyli brzmienie. Osoby śledzące nasz profil na Facebooku mogły w międzyczasie zauważyć, że QAT pojawił się w moim systemie równolegle z niemalże dwukrotnie droższym Luminem D1. Tego typu przesiadki i dokonywane nieraz całkowicie nieświadomie porównania z reguły nie kończą się zbyt szczęśliwie dla tańszego następcy, lecz tym razem … wkraczamy na bardzo grząski grunt. Nie dość, że przepinając się pomiędzy D1 i RS3 nie odczuwałem nijakiego dyskomfortu, to jeszcze po upewnieniu się, że oba urządzenia (po XLRach) grają z taką samą głośnością (jednak czasem aplikacje na smartfony okazują się przydatne) nie mogłem sobie odmówić kilkudniowych sparringów co i rusz przełączając się pomiędzy cyfrowymi źródłami. Efekt tychże porównań okazał się tyleż interesujący, co zastanawiający. Po pierwsze w obu przypadkach art rockowa, obfitująca w iście bizantyjską ornamentykę dyskografia Ayreona („The Theory of Everything”, „The Human Equation”, „01011001”) nie tylko nie nużyła, lecz po prostu sprawiała niekłamaną przyjemność. QAT podawał całość z odrobinę mniejszym ciężarem, lecz różnice były na tyle niewielkie, że można je było wyłowić jedynie podczas bezpośredniego starcia, więc niespecjalnie kruszyłbym o to kopie tym bardziej, że większe zmiany w przypadku bohatera niniejszej recenzji wnosiła żonglerka okablowaniem zasilającym o interkonektach nawet nie wspominając. Można zatem, przynajmniej na tym etapie uznać, iż jeśli tylko nie stawiamy hiperdetaliczności ponad muzykalnością i chłodnej analityczności ponad niemalże analogową selektywnością, to pomiędzy oboma urządzeniami możemy ogłosić remis. Brzmieniowo to ta sama półka a wybór zależeć będzie głównie od wymagań nabywcy, który sam będzie musiał zdecydować, czy bardziej zależy mu na graniu z internetowych serwisów streamingowych w stylu WiMPa/TIDALa (D1), czy jednak stawia na gromadzenie danych multimedialnych na własnych (wbudowanych w urządzenie) dyskach (RS3). Nie mi jednak rozstrzygać powyższe dylematy, tym bardziej, że Lumin powędrował w świat a ja mogłem całkowicie skupić swą uwagę na bohaterze niniejszej recenzji.
W nastrojowych a zarazem zagranych ze swobodą i swadą klimatach w stylu „Pavane For A Dead Princess” Steve Kuhn Trio chiński plikograj rozwinął skrzydła oddając się przy tym drążeniu reprodukowanego materiału i eksplorowaniu drzemiących w nim emocji, niuansów i tak pieszczących audiofilskie zmysły najprzeróżniejszych smaczków. Nie mówię w tym momencie o „siłowym” wyciąganiu z dalszych planów detali, które tamże pozostać powinny, lecz jakże pomocnemu udostępnianiu słuchaczowi wskazówek i sugestii umożliwiających samodzielne do nich dotarcie. QAT swoim graniem niejako obdarowuje słuchacza przysłowiową wędką, lecz to, co już z jej pomocą złowimy zależy po pierwsze od akwenu a po drugie w pewnym sensie … odrobiny szczęścia. Pierwszej metafory z poprzedniego zdania mam nadzieję nie muszę tłumaczyć – im bardziej wielowątkową, niejednoznaczną muzykę włączymy, tym połów powinien być bardziej obfity, to już przy szczęściu pozwolę sobie na trochę bardziej rozbudowane przypisy. Weźmy jako przykład dość rzadko pojawiające się wśród repertuaru stricte testowego thrashowo – metalowe klimaty. Skoro je lubimy i ich odbiór sprawia nam przyjemność innym nic do tego, niestety także i na tym polu można natknąć się na materiał takowe, jakże przyjemne doznania odbierający. O ile wielokrotnie przywoływane przeze mnie „Submission For Liberty” 4 ARM nie ma się czego wstydzić zarówno pod względem jakości realizacji, jak i przede wszystkim wsadu merytoryczno-muzycznego, to już nawet zremasterowany i stuningowany do wersji Deluxe album „Keeper of the Seven Keys I & II” Helloween wypada nie tyle „tak se”, co po prostu blado, płasko i irytująco sztucznie. Był to jeden z niewielu przypadków wśród kilkuset przesłuchanych przeze mnie pozycji, gdzie QAT skapitulował niby grając to, co mu kazałem, lecz zarazem wyraźnie dając do zrozumienia, że z tej mąki chleba nie będzie a jeśli się uprę i dalej będę katował siebie i swoje otoczenie takimi koszmarkami, to zakalec jeszcze długo będzie odbijać mi się audiofislką czkawką.
Mając jeszcze w pamięci dość duże rozbieżności jakościowe uwarunkowane umiejscowieniem reprodukowanego materiału, jakie zaobserwowaliśmy z Jackiem podczas testów Astell&Kern AK500N postanowiłem i tym razem sprawdzić co w trawie piszczy. Całe szczęście nijakich anomalii nie odnotowałem i ten sam utwór odtworzony z dysku USB, NASa, pendrive’a i wbudowanego (umieszczonego przez dystrybutora) dysku SSD zabrzmiał za każdym razem dokładnie tak samo.
Skoro jesteśmy przy porównaniach, to na zakończenie zostawiłem bratobójczy pojedynek RCA vs. XLR, który może nie przez spektakularne KO., lecz po wyrównanej walce jednogłośnie na punkty wygrały XLRy. Ich przewagą okazały się większa namacalność i lepsze odwzorowanie zarówno faktury, jak i wolumenu – masy generowanego dźwięku. Źródła pozorne były przez to lepiej, realniej zdefiniowane a cała scena zyskiwała na trójwymiarowości.

Test QATa RS3 nad wyraz jednoznacznie potwierdził postęp, jaki na przestrzeni ostatnich kilku lat dokonał się w cyfrowych źródłach dźwięku. To, co zrodziło się jako za przeproszeniem „proteza” srebrnego krążka CD już dawno swoją popularnością przyćmiło fizyczne nośniki. Młode pokolenie nie tyle idzie, co już całkowicie weszło w pliki i jedynie od innowacyjności i intuicyjności – szeroko rozumianej ergonomii konkretnych urządzeń zależeć będzie na jakim pułapie jakościowym ten, jeszcze nie do końca ukształtowany narybek się zatrzyma. Przykład QATa pokazuje, że siła i potencjał takich rozwiązań leży nie w wyszukanym designie, który starzeje się szybciej niż newsy na portalach społecznościowych, lecz po pierwsze w wygodzie obsługi a po drugie w brzmieniu zdecydowanie przekraczającym to, czego można byłoby się po tak niedrogim produkcie spodziewać. Nie chciałbym w tym momencie popadać w zbytni optymizm, ale po renesansie winyli a może raczej równolegle do niego możemy obserwować powrót do źródeł Hi-Fi, kiedy dobry dźwięk był dobrem niemalże ogólnodostępnym i świadczył jedynie o poziomie nabywców a nie tworzonej przez zaporowe ceny pseudoelitarności.

Marcin Olszewski

Dystrybucja: Eter Audio / QAT-Audio.pl
Cena: 5 700 PLN (bez dysku)

Dane techniczne:
– Ładowany z przodu, wymienny 2.5 calowy dysk HDD/SSD o pojemności do 2 TB
– Port RS232 dla systemów automatyki domowej
– DAC: AK4396, 24 bity / 192 kHz
– Odtwarzane formaty: PCM, WAV, APE, FLAC, AIFF, WMA, M4A, MP3, AAC, Ogg Vorbis, pliki DSD, i inne
– Sterowanie z klienta systemów: iOS lub Android
– Wyjście cyfrowe: coax
– Wyjście analogowe: RCA, XLR
– Porty USB: 3
– Import/eksport danych: USB/NAS
– Dostęp sieciowy: RJ45, WiFi
– Częstotliwości próbkowania: 44.1 – 192 kHz
– Kolory: czarny, srebrny
– Montaż w racku 1 U
– Stosunek sygnał/szum: 100dB
– Pobór mocy: ≤ 35 W
– Zdalny dostęp serwisowy
– Wymiary: 435 x 262 x 45 mm
– Waga netto: 4 kg

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-1sx
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Odtwarzacz plików: Olive O2M; laptop Dell Inspiron 1764 + JRiver Media Center; Lumin D1
– Gramofon: McIntosh MT10 + Lyra Kleos
– Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Sensor Prelude; RCM THERIAA
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5;  G•LAB Design Fidelity BLOCK;
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Antipodes Audio Katipo; Siltech Classic Anniversary 770i
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II; Ardento Power; Furutech FP-S35N; Furutech FP-S35TC
– Listwa: GigaWatt PF-2 + Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; HighEndNovum PMR Premium; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Pobierz jako PDF