1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Reportaże
  6. >
  7. Quadrophenia

Quadrophenia

Opinia 1

Rozwój technik audiowizualnych to nie tylko pasmo sukcesów, lukratywne kontrakty i łatwy kawałek chleba, lecz również ślepe uliczki, pozamerytoryczne argumenty, podstolikowe układy i typowe ślepe zaułki. Pamiętają Państwo wielościeżkowe magnetofony, system Video2000, kwadrofonię, czy niezbyt daleko sięgając wstecz wielokanałowe DVD Audio i SACD? Niby pojawiły się, zrobiły trochę zamętu na rynku i po kilku latach spaliły się niczym meteoryty wchodzące w ziemską atmosferę. Teoretycznie można zatem machnąć na nie ręką, zamruczeć pod nosem „to se ne vrati” i … bezkrytycznie patrzeć w przyszłość. Czasem jednak ludzka natura buntuje się przeciw takiemu status quo i szepce z ulotnej podświadomości, że może warto byłoby, choćby z czystej ciekawości, ekshumować jakiś dawno temu uśmiercony format i na własne uszy, przy pomocy współczesnej technologii na własne uszy przekonać się o co wówczas było tyle szumu.

Najwidoczniej Wiesław Zawada i Jacek Siwiński z firmy Muarah takie głosy we własnych głowach usłyszeli, gdyż we właśnie zmierzającą ku swojemu końcowi sobotę postanowili podzielić się z przybyłymi do warszawskiego Sound Clubu melomanami swoimi intrygującymi fascynacjami. W dodatku nie chodziło wcale o baśnie z mchu i paproci opowiadane przy ognisku i lampce bursztynowego destylatu, lecz pełnokrwisty, rasowy kwadrofoniczny odsłuch z użyciem nie tylko płyt ale i na wskroś współczesnego, bo wykonanego przez ww. jegomości przedwzmacniacza gramofonowego SQ – MU-1. Zapowiada się ciekawie?

Po zaopatrzeniu się w stosowne polepszacze percepcji zostaliśmy uraczeni krótką notką historyczną o niezwykle krótkiej karierze kwadrofonii, która patrząc z perspektywy czasów była niejako zapowiedzią zbliżającej się wielkimi krokami znanej nam z autopsji współczesnej wielkokanałowości. Niestety w latach 70-ych ubiegłego ziarno kwadro nie spadło na odpowiedni grunt i najogólniej rzecz ujmując nie zyskując poza stanami Zjednoczonymi zbytniej popularności po prostu umarło śmiercią naturalną. Ot taki wypadek przy pracy, którego przysłowiowym gwoździem do trumny okazał się spory bałagan z wiązany z brakiem unifikacji i bratobójczą walką pomiędzy formatami dyskretnymi (m.in. CD-4) a matrycowymi (QS i SQ). Rezultaty widać gołym okiem, o kwadrofonii możemy co najwyżej poczytać w archiwaliach a na rynku wtórnym tylko gdzieniegdzie można upolować jakieś zachowane w akceptowalnym stanie winyle.

Przejdźmy jednak do konkretów. Skoro ekipie Muarah chciało się dokonywać przysłowiowej ekshumacji, to i system należało odpowiednio skonfigurować. Z pomocą przyszedł warszawski salon Sound Club udostępniając nie tylko lokum, ale i dopasowane brzmieniowo do siebie dwie pary kolumn, oraz odpowiednie okablowanie. Całość rozstawiono zgodnie z prawidłami sztuki w dużej sali odsłuchowej i w jej skład weszły:
• Gramofon Mr. Black, ramię Jelco SA-750, wkładka Lyra Skala
• Lampowy dekoder kwadrofoniczny w systemie SQ – MU-1
• 2 x Wzmacniacz MU-4
• Kolumny  CESSARO Wagner (przód) / CESSARO Chopin (tył)
Jeśli zastanawiają się Państwo co z tego wynikło, to już spieszę z wyjaśnieniami, że całkiem sporo i to raczej dobrego, aniżeli złego. Przede wszystkim empiryczne doświadczenia maja to do siebie, że poszerzają nasze horyzonty i bagaż doświadczeń a jeśli dodatkowo możemy ich doświadczać w tak sympatycznym jak dzisiejsze gronie, to nic tylko się cieszyć. Dodatkowo tytułowy odsłuch miał w sobie coś z magicznego wehikułu czasu, bo o ile z nagraniami i wkładkami mono w chwili obcnej nie ma najmniejszego problemu, to już z systemami kwadrofonicznymi jest prawie tak jak z opowieściami wędkarzy – ktoś, gdzieś, kiedyś i „taaaaka ryba”, tylko dowodów nie ma. A tym razem można było nie tylko pooglądać, ale pomacać i co najważniejsze posłuchać. I w tym momencie dochodzimy do sedna, gdyż o ile w teorii (za wikipedią) w stosunku do stereofonii w kwadrofonii, dzięki dodaniu tylnych głośników „uzyskiwano nie tylko przestrzenność i oddanie akustyki miejsca nagrania, ale też poszerzenie sceny, stworzenie głębi i precyzyjniejszą lokalizację źródeł dźwięku”. Tyle teorii, bo zasiadając podczas dzisiejszego odsłuchu w salonowym fotelu miałem zgoła inne odczucia. Po pierwsze to, dobiegało mych uszu było może i w pierwszej chwili intrygujące, lecz  owe zaintrygowanie momentalnie przeradzało się w usilną próbę sprowadzenia owej archaicznej dookólności na prawidłowe tory rzeczywistości. Bez wątpienia było to coś kompletnie innego aniżeli współczesna stereofonia a nawet wielkokanałowość, gdyż w chwili obecnej trudno byłoby znaleźć przypadek, by nawet w systemach 5,7 czy nawet 11 kanałowych ktoś wpadł na tak karkołomny pomysł, by słuchacza usadawiać nie przed a w samym środku aparatu wykonawczego. Jednak c ciekawe najbardziej ekstremalnym przykładem przedobrzenia okazała się próba odtworzenia monofonicznie zarejestrowanego fortepianu. To dopiero był wgląd w nagranie – pierwszy raz dane było mi siedzieć wewnątrz instrumentu. No dobrze, żarty na bok. Pomimo ewidentnej nienaturalności były też chwile wielce pozytywnego zaskoczenia, ot choćby otwierający „Caravanserai” Santany utwór „Eternal Caravan of Reincarnation” z orkiestrą cykad i mocno klimatycznym wstępem. I właśnie ograniczając się do tego typu nagrań spokojnie można byłoby uznać wyższość kwadro. Twórczość Mike’e Oldfilda, czy Jeana Michela Jarre’a z pewnością może zyskać w takich okolicznościach drugą młodość. Jednak sięgając po coś bardziej konwencjonalnego w stylu „Nabucco” już tak różowo nie było, gdyż nie dość, że źródła pozorne przeistoczyły się w impresjonistyczne mazaje, to jeszcze część smyczków przeniosła się za ostatnie rzędy wywołując nerwowe oglądanie się za siebie zgromadzonych słuchaczy.
Spokojnie zatem możemy uznać kwadrofonię za słusznie zamknięty rozdział historii i swoistą ciekawostkę a przy okazji zyskać dystans do współczesnych „objawień” i referencji.

Nie zapomniano również o miłośnikach bardziej konwencjonalnych form i w małej sali odsłuchowej czekało na nich stereofoniczne „małe co nieco” pod postacią następującego systemu:
• Gramofon Mr. White, ramię Jelco SA-750, wkładka Audio Technica AT150MLX
• Lampowy przedwzmacniacz gramofonowy MU-2
• Lampowy wzmacniacz zintegrowany MU-4
• Kolumny Hansen Audio Elxir

Podczas odsłuchów wykorzystywano nagrania:
• Pink Floyd „The Dark Side of The Moon”
• Pink Floyd „Atom Heart Mother”
• Carlos Santana „Caravanserai”
• Deep Purple „Machine Head”
• Miles Davis „Bitches Brew”
• Test Record firmy Project3
• Tony Mottola „I Only Have Eyes For You”
• Bloomfield Kooper Stills „Super Session”
• Mike Oldfield „Boxed”
• J.S. Bach „Chore und Chorale aud dem Weihnachtsoratorium”
• Beethoven „Sinfonie nr.3 Eroica”
• Giuseppe Verdi „Nabucco”

Bardzo dziękując za zaproszenie i gościnę szczerze cieszymy się, że w dzisiejszych, przesiąkniętych konsumpcjonizmem i marketingowym bełkotem czasach są jeszcze ludzie, którym po prostu się chce. Chce się zrobić coś nie dla zysku, ale z chęci i ciekawości przekonania się skąd pochodzimy, jakie przeszłe zdarzenia i zjawiska definiują status quo i jak można je skorelować ze współczesnością. Brawo!

Marcin Olszewski

Opnia 2

W przedostatnią sobotę kwietnia skorzystaliśmy z zaproszenia na prezentację dźwięku kwadrofonicznego z, dla wielu mającego spore problemy nawet z sygnałem stereofonicznym, źródła analogowego. Co więcej, nie była to kojarzona z podobnymi nurtami taśma magnetofonowa, tylko poczciwe płyty winylowe. Niezłe co? Oczywiście podjęcie próby okiełznania tego tematu rodzi stos problemów od posiadania specjalnie tłoczonych płyt, przez stosowny dekoder, po podwojoną sekcję wzmacniającą i czterema takimi samymi kolumnami. Na szczęście nie wszyscy się poddają i dzięki stosunkowo niedawno zaistniałej na naszym rynku firmie Muarah zajmującej się produkcją urządzeń audio i goszczącemu nas tego dnia warszawskiemu salonowi Sound Club mogliśmy zmierzyć się z tą zarzuconą kilkadziesiąt lat temu ideą.

Jak widać na załączonych fotografiach, całość elektroniki włącznie z gramofonem są konstrukcjami wspomnianego rodzimego brandu, jedynie okablowanie i kolumny udostepnił proponujący sprzęt audio z najwyższej półki salon przy ul. Skrzetuskiego. Jak ów lampowym sprzęt by Muarach zachowuje się w kontrolowanych warunkach w niedługim czasie mamy nadzieję sprawdzić u siebie, dlatego też idąc za tą ideą i aby nie strzelać z kapiszonów pominę uzewnętrznianie się na temat jakości generowanego z na potrzeby pokazu skonfigurowanego systemu, tylko skrobnę kilka nasuwających się z tego bardzo pouczającego doświadczenia prywatnych myśli. Oczywiście nie będzie to żadna unijna dyrektywa, tylko pewien punkt widzenia na temat dźwięku czterokanałowego z płyty winylowej bardzo mocno zaangażowanego w świat asfaltu maniaka, który w swych wojażach testowych zaliczył przedwzmacniacz gramofonowy za bagatela 160 tysięcy €. Nie wierzycie? Sam prawie w to nie wierzę, ale tak to prawda (link). Jednak wracając do meritum sądzę, iż zabawa w budowanie sytemu dla tak wiekowego pomysłu w wartościach sonicznych raczej mija się z celem. Nie żeby całkowicie nie była warta świeczki – przecież każdy w życiu ma jakieś zachcianki , jednak pomijając już niezbędne spore środki finansowe, wydarzenie z tego przedpołudnia mimo wszystko rozpatrywałbym w kategoriach tylko ciekawostki dźwiękowej. Niestety sprawa rozbija się o dość wczesne, bo już po sześciu latach od powstania pomysłu zarzucenie rozwoju takiego zapisu dźwięku. Po prostu nie było czasu na dopracowanie niuansów tej znanej teraz pod nazwą również umierającego multikanałowego zapisu SACD idei dźwięku dookólnego. To zaś w prostej linii doprowadziło do usadowienia nas pośrodku orkiestry lub pomiędzy kilkoma muzykami, co w naturze nie występuje, fundując słuchaczowi pozycję gitarzysty przed a wydającego gardłowe dźwięki front mena za nim. Nie powiem, słucha się tego bardzo ciekawie, z tą tylko różnicą, że z prawdą o słuchanym w ten sposób spektaklu muzycznym nie mamy nic wspólnego. Jednak jak wspomniałem przed momentem, tylko brak czasu spowodował, że pracujący nad tym novum inżynierowie nie zdążyli dojść do wniosków oferowanych przez format SACD, czyli zaangażowaniu tylnych kolumn jedynie w efekty echa sali koncertowej, a nie czystych źródeł pozornych. Tutaj może trochę asekuracyjnie, ale spieszę z wyjaśnieniem, że pisząc o tłoczonym na powlekanych złotem płytach cd dźwięku wielokanałowym nie mam na myśli angażowania do tych celów procesorów kina domowego z różnymi rozmiarowo kolumnami, tylko specjalnie nagrywane ścieżki, do odtworzenia których niezbędne jest pięć identycznych wzmacniaczy i kolumn, co generuje spore koszty i w realnym świecie niestety jest rzadkością. Kontynuując wątek subiektywnych doznań z tego spotkania i powoli zbliżając się do końca naszej pogadanki muszę się przyznać, iż przez cały czas obcowania z tak prezentowanymi czterema źródłami dźwięku nawet przez moment nie potrafiłem skupić się na próbie porównania jakości słuchanego materiału muzycznego do jego odpowiednika z nośnika cyfrowego, co bez najmniejszych problemów jestem w stanie czynić przy systemie stereofonicznym. Po prostu nienaturalność prezentacji powodowała, że wyostrzone na inne doznania szare komórki raczej angażowały się w adaptację do zaistniałych, nigdy wcześniej niespotykanych warunków, aniżeli w ocenę jakości tego co trawią. Tak więc puentując opisywane wydarzenie i dziękując za zaproszenie z całą stanowczością stwierdzam, cztery kanały z winylu tak, ale tylko w ramach ciekawostki, a nie udowadniania wyższości jednych świąt nad innymi.

Jacek Pazio

Pobierz jako PDF