1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Reportaże
  6. >
  7. RCM w Narodowym Forum Muzyki

RCM w Narodowym Forum Muzyki

Opinia 1

Przez ostatnie niemalże trzy lata w naszych wyjazdowych relacjach wielokrotnie wspominaliśmy, że gdy tylko nadarza się ku temu okazja staramy pojawiać się wszędzie tam, gdzie dzieje się coś interesującego. Takie chęci mamy nadal, lecz coraz mocniej napięty grafik wymusza na nas pewne, nieraz niezwykle trudne decyzje i konieczność rezygnacji z dalszych, bądź bliższych wojaży. Tym razem nie przewidywaliśmy żadnych „ale”, gdyż nadarzała się niezwykła okazja uczestnictwa w prezentacji wyjątkowej nie tylko ze względu na zapowiadany system, lecz przede wszystkim samo miejsce. Prowadzony już szósty rok przez Piotra Guzka wrocławski Audiofil będąc imprezą cykliczną jest zarazem chyba jedynym przypadkiem tego typu „eventów” o charakterze niemalże wędrownym. Wspierany finansowo przez władze Wrocławia korzysta z dostępnych w danym sezonie lokalizacji i … operatywności samego organizatora. Po hotelowo – konferencyjnych wnętrzach przyszedł jednak taki moment, że nad wyraz sprzyjająca koniunkcja ciał niebieskich sprawiła iż na marcowe spotkanie  wyznaczono Salę Kameralną Narodowego Forum Muzyki. Słowem nie być tam to grzech, tym bardziej, że 220 metrowe, zaadaptowane akustycznie pomieszczenie miał nagłośnić wielce intrygujący system przygotowany na tę okazję przez katowicki RCM.

Oczywiście kilka słów wstępu i krótką charakterystyka to stała część programu, więc i tym razem Piotr Guzek starał się w możliwie przystępny sposób przedstawić przybyłym melomanom i audiofilom imponujący system skonfigurowany przez RCM specjalnie z myślą o rzadko spotykanej w warunkach domowych kubaturze. W skład zestawu weszła elektronika Einstein Audio Components pod postacią przedwzmacniacza liniowego The Preamp i końcówki mocy The Poweramp. Przedwzmacniacz jest w pełni zbalansowaną konstrukcją opartą na 18 lampach – ośmiu PCC88 i dziesięciu ECC88. Jego cechą charakterystyczną jest eliminacja standardowego selektora źródeł na rzecz układu załączającego tylko te lampy, które w danym momencie otrzymują sygnał. Stereofoniczna końcówka mocy również ma się czym pochwalić, gdyż jest to układ hybrydowy z podwójnymi triodami PCC88 na wejściu i tranzystorami na wyjściu, lecz żeby było ciekawiej zbudowany zgodnie z technologią OTL.
Równie intrygująco wyglądały kolumny – topowy model marki Odeon- model No.38 z, jak sama ich nazwa wskazuje 38 cm głośnikiem niskotonowym i 130 mm przetwornikiem średniotonowym wspomaganym tubą sferyczną o średnicy 56cm.

W roli źródeł wykorzystano gramofon SME 20/3 z ramieniem SME V uzbrojonym we wkładkę Shelter Accord, wspomagany przedwzmacniaczem RCM Sensor2, magnetofon szpulowy Studer A 807 Mk1 i sporadycznie, od czasu do czasu odzywający się odtwarzacz CD C. E. C CD 3N. Okablowanie stanowił miks produktów Furutecha, Argento i Organic Audio.

No to kilka słów o doznaniach sonicznych. Wrocławski Audiofil, jak i każda tego typu impreza, z naszym stołecznym Audio Video Show, czy monachijskim High Endem włącznie, rządzą się takimi samymi prawami. Wszędzie można spotkać systemy skonfigurowane zgodnie z zasadą pospolitego ruszenia, czyli bierzemy co mamy w katalogu i idziemy na tzw. żywioł, oraz takie, które dobierane są z myślą o zakładanym efekcie finalnym. Nie muszę chyba nikomu uświadamiać, że pierwsza metodyka, choć zdecydowanie łatwiejsza i szybsza najdelikatniej rzecz ujmując nie zawsze przynosi pozytywne rezultaty. Co innego drugie – zdecydowanie trudniejsze, lecz zarazem mające duże szanse powodzenia podejście do tematu. O gustach się nie dyskutuje, więc  dany pomysł na brzmienie, nie wszystkim musi się podobać, ale ewidentnych błędów i nieprawidłowości być w nim być nie powinno. Tym razem jednak już na wstępie mowy o nawet najmniejszej przypadkowości nie było, bo gdzie jak gdzie, ale w RCMie wiedzą co z czym spiąć, żeby miało ręce i nogi. Pozostawała jedynie kwestia koniecznej do nagłośnienia przestrzeni, choć patrząc z perspektywy czasu i spektaklu, jaki Roger Adamek potrafił  stworzyć w jeszcze większym (256 metrów kwadratowych) Muzycznym Studiu Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej raczej nie było powodów do obaw.
Co prawda ze względu na dość mało sprzyjające warunki atmosferyczne, czyli tzw. opad ciągły i temperaturę ani myślącą nawet zbliżyć się do pięciu kresek na plusie, pierwsi przybyli słuchacze starali się przede wszystkim zaakomodować termicznie, to bardzo szybko okazało się, że wielka symfonika potrafi rozgrzać lepiej aniżeli szczodrze doprawiona kawa po irlandzku. Swoboda, rozmach i brak najmniejszych oznak kompresji nawet przy niemalże koncertowych poziomach głośności sprawiały, że Sala Kameralna po prostu kipiała muzyką. Efekt musiał być na prawdę sugestywny, gdyż co jakiś czas zaglądali do nas ćwiczący w innych pomieszczeniach NFM muzycy zaciekawieni dobiegających ich uszu dźwiękami.
Szybkość narastania i iście subsoniczne poczynania sekcji basowych Odeonów dość jednoznacznie dawały do zrozumienia, że nie są to konstrukcje dedykowane do standardowych blokowych mieszkań i aby w pełni rozwinąć skrzydła potrzebują może niekoniecznie aż 220 metrów, ale przynajmniej 80-100. W dodatku na własne uszy można było się przekonać, że do osiągnięcia pełnej spójności, homogeniczności przekazu konieczne było zajęcie miejsc wcale nie w pierwszych, jak to zwykle bywa, rzędach, lecz co najmniej trzecim, bądź nawet dalszych. Z resztą do takich nad wyraz ubogacających spacerów zachęcał też sam Organizator, gdyż akurat w tym przypadku usłyszeć znaczyło uwierzyć.
Kolejnym aspektem na który warto było zwrócić uwagę to stereotypowa „humanitarność” urządzeń lampowych dla gorszych nagrań. Zwykło się bowiem uznawać, że lampy z reguły grają „ładnie” uśredniając przy okazji co nieco. Tym razem pyszniące się szklanymi bańkami Einsteiny grały wręcz zjawiskowo, lecz owa zjawiskowość nie była permanentna i ciągła, lecz pojawiała się tylko wtedy, gdy materiał źródłowy na to pozwalał. Spektakularny album „Rhapsodies” Stokowskiego, przepiękny Nat King Cole, czy równie zjawiskowa Chie Ayado wypadały wręcz oszałamiająco i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przenosiły słuchaczy w magiczny świat muzyki. Jednak wystarczyło sięgnąć po nie do końca zapięte na ostatni guzik pod względem realizacyjnym propozycje i czar pryskał jak bańka mydlana. Niby wszystko było OK, ale nie da się ukryć, że między magią a OK jest dość znaczna różnica.  Całe szczęście podczas naszej bytności momenty magiczne przeważały a pojawienie się w torze klasycznego szpulowca Studer A 807 tylko ten stan podtrzymało. Jeśli na sali  znajdowali się (ukryci) malkontenci dla których dotychczasowy – winylowy drive i dynamika były niewystarczające, to zaprezentowane z taśm nagrania The Commodores i Steviego Wondera z pewnością wprowadziły ich w stan ekstazy.

Jeśli ktoś miał wątpliwości w jakiej kondycji jest poczciwy analog i czy jest sens bawić się w cały ten High-End, to właśnie kończący się weekend był okazją do ich rozwiania. Co prawda warunki były iście koncertowe a zaprezentowany system trudno będzie przenieść do większości naszych domostw, lecz tym co warte jest zapamiętania jest namacalność i realizm reprodukowanej we wnętrzach NFM muzyki. Czyli coś, do czego wartko konfigurując nasze systemy dążyć. Ponadto wszyscy Ci, którzy na Audiofilu pojawiają się choćby na chwilę od jego pierwszej edycji po raz kolejny byli świadkami, czemu katowicki RCM nie bez kozery uznawany jest za hegemona analogowego High-Endu w naszym pięknym kraju. W dodatku ostatnia prezentacja jeszcze ową pozycję umocniła. Czy była to zatem najlepsza „sesja” w niemalże sześcioletniej historii Audiofila? Tego niestety nie wiem, wiem za to, że była najlepszą, na jakiej do tej pory we Wrocławiu dane mi było być.
Serdecznie dziękuję Organizatorowi i ekipie RCMu za gościnę i szalenie miło spędzone chwile. Oby częściej audiofilskie spotkania miały taką oprawę jak powyżej opisane. Do zobaczenia.

Marcin Olszewski



Opinia 2

Po spowodowanej notorycznym brakiem czasu dłuższej przerwie w naszych relacjach „prawie na żywo” ze znanego chyba wszystkim, bo odbywającego się już od sześciu lat prowadzonego przez Pana Piotra Guzka wrocławskiego  cyklu „Audiofil”, z przyjemnością komunikuję, iż po negocjacjach z naszymi drugimi połówkami  wygospodarowaliśmy z Marcinem wolny dzień we właśnie zmierzającym ku swojemu końcu weekendzie i udaliśmy się na prezentację dystrybutora stojącego analogiem. Powiem szczerze, nie mam najmniejszego pojęcia, jak w dzisiejszym wstępniaku musiałbym lawirować z różnymi związanymi z bohaterem naszego spotkania faktami, by wprowadzić choćby nikłą nutkę tajemniczości. Już sama przedstawiona w kolejności lista najważniejszych nośników: po pierwsze analog w odmianie magnetofonowej, potem gramofonowej, a dopiero jako ciche uzupełnienie całości cyfra z rozdzielnika sugerują świat katowickiego RCM-u. Tak więc nie siląc się na dłuższe rozwadnianie tekstu zapraszam na nie tyle recenzję tego co usłyszałem, tylko kilka nasuwających się spostrzeżeń natury ogólnej z tej co by nie mówić ciekawej sobotniej przygody.

Gdybyśmy w zadumie spojrzeli na piękne czasy świetności winylu, naszym oczom natychmiast ukazałby się pewien wzorzec królujących wówczas zestawów opartych o gramofon lub magnetofon, elektronikę lampową i kolumny tubowe. I taki też będący wierną kopią tamtych lat set za sprawą zaproszonych na pokaz gości z Katowic przybył do stolicy Dolnego Śląska. Źródła w postaci magnetofonu Studer i gramofonu SME 20 współpracowały z niemieckim  wzmocnieniem wykorzystującym szklane bańki marki Einstein, a całość zestawienia wieńczyły również niemieckie konstrukcje w postaci tubowych kolumn Odeon. Nie możemy zapomnieć również o dawcy sygnału cyfrowego, którym okazał się być podstawowy model japońskiego CEC-a, ale jak wspomniałem, z racji życiowych priorytetów bohatera spotkania był raczej dodatkiem niż gwiazdą. Dokładną wyliczankę zaprezentował już Marcin, dlatego ja zdawkowo dodam tylko, że użyte podczas tego pokazu druty pochodziły od Organica, Furutecha i Argento.

I gdy w typowym teście w tym miejscu pojawia się akapit oceniający umiejętności soniczne słuchanego zestawienia, ja będąc wierny zasadzie unikania krytycznego oceniania na jakichkolwiek pokazach skieruję Wasze myśli na pewnie błahe dla przeciwników, ale jakże ważne z bezwzględnego punktu widzenia sprawy około percepcyjne podobnie skonfigurowanego systemu. Chyba znacie moją wstrzemięźliwość do kolumn tubowych, które w znakomitej większości grają wyśmienicie, jednak na chwilę obecną nie w mojej estetyce. Jednak bez względu na fakt ich postrzegania ostatnia odsłona wrocławskiego mitingu przy muzyce dzięki sporej gabarytowo Sali Kameralnej Forum Muzycznego pozwoliła mi nieco do nich się zbliżyć. Dlaczego wspominam o kubaturze sali pokazowej? Ano właśnie dzięki rozmiarom mogłem dosłownie na przestrzeni kilkudziesięciu metrów (około 20) sprawdzić jakość propagowanych przez tuby dźwięków, które przy wymuszonym przez próbę napełnienia informacjami sporego wycinka pomieszczenia głośnym graniu w pierwszym rzędzie prawie krzyczały. Jednak każda następna linia krzeseł pozwalała odetchnąć, a przy tym zgubić rezonans tub dochodzącym do słuchacza informacjom. Całość przekazu stawała się gładsza, ale bez jakiejkolwiek utraty dźwięku w dźwięku. Co więcej, owe zgubione, spowodowane lejkami tub zniekształcenia pozwalały wyklarować się o wiele większej ilości zapisanym na płycie czy taśmie cichszym zapisom muzycznym. To teoretycznie jest elementarz audiofila, ale z doświadczenia – nawet z ostatniej prezentacji – wiem, że ma się nijak do rzeczywistości i często jest lekceważony pełną obsadą pierwszego rzędu. Jednak podczas ostatniej soboty po delikatnym apelu prowadzącego wrocławski serial przy muzyce Piotra Guzka zgromadzona tego dnia publiczność zaczęła sukcesywnie się przemieszczać się po sali, co sądząc po twarzach dawało sporo pozytywnych doświadczeń. Ja wiem, że można nie lubić dźwięku  z megafonów, ale nie będąc złośliwym dajmy im jakąkolwiek szansę na pokazanie swoich umiejętności i nie słuchajmy muzyki z głową w lejku. I dla mnie i pewnie kilku innych osób przy całej przyjemności ze spotkania ze znanymi mi z podobnych imprez ludźmi z południa Polski  ten aspekt był chyba najwartościowszy. A jak to ogólnie grało? Raz lepiej, a raz gorzej, ale tylko dlatego, że tak zaaplikowane przetworniki nie kolorują świata i nie tłamszą potknięć realizatorskich. Dlatego też, gdy materiał był wybitny, muzyka czarowała, a gdy panu przy konsoli powinęła się nóżka, wszystko pokazane było z najdrobniejszymi szczegółami. Niemniej jednak, większość dawnych nie ruszanych przez współczesnych mistrzów poprawiania tłoczeń zadziwiała witalnością i budowaniem wirtualnej sceny muzycznej. I tak naprawdę o to w analogu chyba chodzi, by tak jak ja całą przyjemność z zabawy w gramofon czerpać podczas słuchania nieruszanych dźwiękowo wydań z epoki, nowe wydawnictwa cedując na dobry tor cyfrowy. A jak jest u Was?

Puentując to wydarzenie chcę podziękować gospodarzowi za zaproszenie, a gościom z Katowic za możliwość zgłębienia sztuki słuchania kolumn tubowych w oprawie wyśmienitej reszty toru. Nie ma innej drogi do wiedzy, jak tylko własne w celach decyzyjnych i pokazowe w ramach ogólnego spojrzenia na zagadnienie odsłuchy sprzętu audio. Dlatego chyba szczególne podziękowanie od stałych bywalców należą się właśnie Panu Piotrowi, gdyż mnie prawie każdy sprzęt do domu przywiezie dystrybutor, a Wy poniekąd jesteście na niego skazani. Ale proszę się nie oburzać, gdyż z rozmów kuluarowych wiem, iż robi to z czystej miłości do muzyki, którą w ten sposób chce w Was zaszczepić.

Jacek Pazio

Pobierz jako PDF