1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Shunyata Research Omega Digital Clock & Sigma V2 NR

Shunyata Research Omega Digital Clock & Sigma V2 NR

Prawdopodobnie wielu z Was już po samych bohaterach poniższego testu zdążyło się zorientować, iż zaczynem do opisania takiego zestawu okablowania systemu audio nie rządził żaden przypadek. To nie było zwykłe przyjrzenie się im jako takim, chociaż tekst przyjął taką formę, tylko w głównej mierze pokazanie ich walki z największym wrogiem obcowania z muzyką w wersji cyfrowej. Co mam na myśli? Oczywiście chodzi o przeciwnika numer jeden wszelkich muzycznych przesyłów zero-jedynkowych, jakim jest sławetny jitter. Do jego ograniczania zaprzęgamy wiele różnych patentów. Od specjalnie zaprojektowanego okablowania, przez różne protokoły samego ich przesyłu, przejmowanie zarządzania taktowaniem takich pakietów przez jeden z bezpośrednio współpracujących ze sobą urządzeń, po zastosowanie generujących ich wzorcowy układ zegarów zewnętrznych. Jak wynika ze znajdującej się pod każdą epistołą stopki, prywatnie postawiłem na ostatni sposób walki ze wspomnianym złem, który oczywistą koleją rzeczy determinował pojawienie się w zestawie odpowiedniego okablowania. Nie będę rozpisywał się na temat tego ostatniego tematu, tylko powiem, że mimo bezkresnej oferty światowej nie było łatwo i koniec końców po wielu próbach padło na w pełni satysfakcjonujący mnie set amerykańskiego specjalisty Shunyata Research w postaci kabli zegarowych Sigma Clock (3 sztuki) i sieciowych Sigma NR (2 sztuki). I gdy tak od prawie dwóch lat żyłem sobie w błogim zadowoleniu, że nic już nie jest w stanie mnie zaskoczyć, nieoczekiwanie odezwał się Audiofast – łódzki dystrybutor zaoceanicznej marki z propozycją podjęcia kolejnej testowej rękawicy. Jak można było się spodziewać, rozmowa dotyczyła próbnej zmiany posiadanych już jakiś czas kabli na nowy model sieciowych – teraz Shunyata Research V2 NR i wyższy zegarowych model Shunyata Research Omega Digital Clock. Oczywiście bez najmniejszych problemów przystałem na propozycję, której finał soniczny, jeśli jesteście zainteresowani, opisałem w kilku poniższych akapitach.

Przyglądając się przewodom sieciowym w kwestii budowy, te idąc za informacjami producenta nie są konsekwencją jedynie kosmetycznych zmian starszej wersji, tylko nowym wcieleniem na bazie doświadczeń z wprowadzonej obecnie najwyższej serii w portfolio marki Omega QR/XC. Naturalną koleją rzeczy na drobiazgowe informacje w tej materii nie mamy co liczyć, dlatego też opisując je, wspomnę jedynie o kilku oficjalnie podanych danych. Po pierwsze, w standardzie oferowane są w długości 1.75 m z opcją przedłużenia na zamówienie. Po drugie, przewodniki wykonano na bazie srebra i miedzi, gdzie wspomniany szlachetny kruszec jest oferującym szybkość i rozdzielczość rdzeniem, a czerwonozłoty pierwiastek wprowadzającą do przekazu ciepło i wypełnienie otuliną. Po trzecie, jak wskazuje nazwa modelu, kabel uzbrojony jest w filtr wielostopniowo i szeroko-pasmowo redukujący szum współpracujących ze sobą komponentów. Po czwarte, wtyki to rozwiązania firmowe, w postaci ułatwiających redukcję mikrowibracji obudów z włókna węglowego i wykonanych z czystej miedzi styków. Zaś po piąte, tak otulony w mieniącą się połyskiem czarną plecionkę produkt w końcowej fazie przechodzi proces wygrzewania – Kinetic Phase Inversioin Process – na opracowanym przez firmę procesorze „Blackbird”.

Temat okablowania zegarowego wygląda następująco. Już sama nazwa informuje, iż w tym przypadku mamy do czynienia z od niedawna wprowadzoną na rynek flagową linią Omega. Zastosowane w nich przewodniki bazują na najczystszej monokrystalicznej miedzi OFE C101, SPC lub Ohno lub monokrystalicznym srebrze PCOCC. Tak wysokie jakościowo półprodukty, z oznaczoną kierunkowością przepływu sygnału jako opatentowane przez Shunyatę przewody ArNI, według opinii producenta oferując niską absorbcję dielektryczną, wyjątkową odporność cieplną oraz wysoką wytrzymałość elektryczną, odznaczają się przy tym bardzo pożądanymi cechami typu: zmniejszanie szumu fazowego oraz znaczącą redukcją przechowywania i oddawania transjentów. Ale to nie koniec ważnych informacji, bowiem Amerykanie dla utrzymania żądanej impedancji danego rodzaju kabla nie tylko skrupulatnie przestrzegają zasady stosowania odpowiedniego splotu przewodnika, dielektryka i ekranującej całość plecionki – proces PMZ Precision Matched Impedance, ale również wykorzystywania zapewniających daną wartość wtyków, czyli w tym przypadku BNC 75 Ohm. Kolejną cechą modelu Omega jest zastosowanie na jednym przewodzie dwóch baryłek skrywających hybrydowe moduły TAP/CMODE. Pierwszy redukuje polaryzację sygnału elektromagnetycznego, zaś drugi jest filtrem biegnącego wzdłuż przewodów szumu zniekształceń współbieżnych. Zwieńczeniem procesu produkcyjnego kabla Omega Clock podobnie do reszty oferty tego brandu, jest oczywiście bliźniaczy do opisywanego w przypadku sieciówki, proces wygrzewania KPIP.

Aby zrozumieć, co testowane okablowanie wprowadziło do posiadanego zestawu, muszę opisać wynik zastosowania poprzedników. Otóż jak zaznaczyłem, dobranie odpowiedniego seta nie było łatwe. Mimo wielu porób wynik nie bilansował dźwięku w żądany, czyli bliski prawdzie i moim oczekiwaniom sposób. Oczywistym jest, że prawda z racji innej percepcji tego samego materiału dla każdego z nas jest nieco inna, jednak dobrze byłoby, aby przekaz cechowała maksymalna transparentność, co ważne, a nawet najważniejsze, zjawiskowa rozdzielczość, dobre nasycenie i odpowiednia energia. Czy taki osiągnąłem? Powiem tak. Jeśli bazując na zawsze wymuszanych jako wypowiedź bez owijania w bawełnę, opiniach często odwiedzających mnie gości, dostawałem pozytywny feedback nie tylko od wielbicieli zestawów tranzystorowych, ale również zagorzałych piewców lamp – typu „świetna motoryka, a mimo to nic a nic nie brakuje mi z lampy”, to chyba udało mi się dojść do fajnego poziomu jakości słuchanej muzyki. Owszem, trochę czasu na to poświęciłem, ale finał jest niezły, I w takim stanie nieposkromionego jak średniowieczny rycerz ducha podchodziłem do opisywanego dzisiaj starcia. Co prawda przygotowany na trudną walkę o swoje racje, jednak w prawie stu procentach pewny swojego. Niestety to był błąd, gdyż nieoczekiwanie z całej potyczki wyszedłem na przysłowiowej tarczy. Może nie rozbitej w drobny mak, jednakże na tyle sponiewieranej, że testowana zbieranina nie opuściła już mojego pomieszczenia. Co takiego się stało? Może nie uwierzycie, niestety wszytko to, o czym w swoich materiałach reklamowych o rzeczonych kablach pisze producent. Czyli? Spokojnie, z racji zastosowania metody progresywnego oceniania zestawu, całość wyłożę w dwóch uzupełniających się akapitach.

Pierwszym krokiem była zmiana okablowania zegarowego. Dotychczas mogłem pławić się w zjawiskowo czarnym, pozbawionym jakichkolwiek przebarwień tle jako blejtram do namalowania zarezerwowanego dla szczytowych osiągnięć segmentu High End świata muzyki. Muzyki pełnej energii, idealnie zwizualizowanej na bezkresnej wirtualnej scenie, a przez to zjawiskowo namacalnej. Tak myślałem przynajmniej do momentu wpięcia testowanych szarych eminencji od taktowania sygnału zegarowego. Niestety pakiet łączówek Omega Clock wszystko mocno przewartościował. Nagle okazało się, że dotychczas idealne wycięte byty brzmiały nie tylko w sposób zawoalowany w postaci wszechobecnej mgiełki, to również cechowało je rozmycie w domenie krawędzi, w skutek czego lekko przerysowując wynik, odznaczały się cechami pewnego rodzaju anoreksji spowolnienia i niedopowiedzenia. Piszę w ten sposób, gdyż ku mojemu zaskoczeniu wpięcie nowych zegarówek w pozytywnym tego słowa znaczeniu, nie trochę, ale dramatycznie zmieniło ich projekcję. Spokojnie, nie było jakiś pozaziemskich fajerwerków, tylko konsekwentna praca nad dokładniejszym pokazaniem tego samego materiału. Po prostu wspomniane przed momentem rozmycie krawędzi zostało zebrane w sobie, oferując znacznie ostrzejszą, jeszcze bliższą prawdy kreskę, w efekcie odbieraną jako poprawę esencjonalności dźwięku, co natychmiast przełożyło się na znacznie lepszy odbiór kontrastu pomiędzy szumem tła i rysowanymi na nim poszczególnymi wydarzeniami. Mało tego. Takie działanie pozytywnie wpłynęło na szybkość realizacji zapisanych na płycie danych, czego wręcz idealnym przykładem była płyta „Le Nozze Di Figaro” pod Teodorem Currentzisem w japońskim masteringu oficyny SONY – zaznaczam, że to istotny parametr tego wydawnictwa. Ta kompilacja pozbawiona jest recytatyw, przez co pokazuje najbardziej ciekawe nie tylko tekstowo, ale również muzycznie wybrane kawałki. W wyniku tych wyborów dostajemy pakiet wybitnych emocjonalnie i energetycznie przebiegów nutowych tak wokalnych, jak i orkiestrowych. Już zaproponowana przez „agresywnego” w prowadzeniu orkiestry Currentzisa, pokazująca świetny timing i natychmiastowość uderzenia nas dźwiękiem pełnego składu orkiestry, uwertura daje przedsmak tego, co dzieje się w dalszej części krążka. Mam nam myśli unaocznienie słuchaczowi drzemiącej w niej energii i gdy wymaga tego lub umożliwia to materiał muzyczny, umiejętności wywołania przez nią czasem niespodziewanego trzęsienia ziemi. A to dopiero przedsmak przenikającej się w dalszej części współpracy owych instrumentalistów z potrafiącymi sprostać ich wyzwaniom solistami. Nie wiem jak Wy, ale ja po włożeniu tej płyty do transportu nie jestem w stanie wyjąć jej wcześniej, niż po powrocie lasera do stanu zero. To zawsze jest dla mnie pewnego rodzaju narkotyk, który podczas testu dostał zjawiskowego, ale zaznaczam, ani krzty przerysowującego zamierzenie artystów, kopa. Teoretycznie po raz kolejny zderzyłem się z bardzo dobrze znanymi mi na przemian atakiem, energią oraz melancholią muzyki i wokalizy, z tą tylko różnicą, że z dotychczas niespotykanym przeze mnie realizmem. Nie podejrzewałem, że to może się wydarzyć, ale się wydarzyło. Jednak co w tym wszystkim było najgorsze – w domyśle najlepsze, to nie był koniec amerykańskiego pokazywania palcem, jak brzmi, na ile to możliwe, realnie odtworzona muzyka, gdyż po opisanej poprawie szybkości narastania sygnału, wyraźnym wzmocnieniu jego energii i kreowania wszelkich wydarzeń na dotychczas niespotykanie czarnym tle, kolejnej lekcji zwiększania namacalności słuchanej muzyki zaznałem po zmianie okablowania sieciowego.

Uprzedzając nieco fakty, zmiana sieciówek w konsekwencji odsłuchu okazała się być pewnego rodzaju nokautem. W duchu łudziłem się, że w najlepszym wypadku doświadczę kosmetyki posiadanej prezentacji, na co w zaniepokojonym kolejnymi zakupami duchu po cichu liczyłem. Niestety jako kosmetykę odebrałbym lekkie przesunięcie wagowe ulubionej muzyki w stronę jej ewentualnego zagęszczenia lub odchudzenia, a czasem większe jej otwarcie tudzież stonowanie. Tymczasem wynik był zgoła inny. Otóż bez względu na swoją mentalną porażkę miło jest mi oznajmić, iż po roszadach kablowych największą metamorfozę przeszła rozdzielczość prezentacji z największym wskazaniem na jej dolne rejestry. Na domiar „złego” byłem w trakcie słuchania ulubionej muzyki jazzowej spod znaku RGG „Szymanowski”. To z jednej strony jest granie na emocjach wszechobecną, czasem przecinaną pojedynczymi instrumentalnymi frazami ciszą, ale za to z drugiej bardzo wymagające od systemu bezkompromisowej rozdzielczości. Nie rozjaśnienia, czy odchudzenia, bowiem odbiłoby się to negatywnie na wiernym oddaniu wielkości, wagi i energii będących bohaterami tej sonicznej przygody instrumentów – fortepianu, kontrabasu i perkusji. Jak wspomniałem, słowem kluczem usłyszanych zmian okazała się być sprowadzająca moje dotychczasowe doświadczenia z tego typu muzyką do przysłowiowego parteru, zjawiskowa rozdzielczość. Nie wiem, jak to się stało, ale opisaną w poprzednim akapicie, już obsypaną superlatywami prezentację energii dźwięku jako wynik zmiany kabli zegarowych na Omega Clock, sieciówki Shunyaty Sigma V2 NR podczas procesu testowego w sobie tylko znany sposób znacząco podkręciły. Mianowicie zaprezentowały całość z nigdy wcześniej nie słyszaną, teraz znakomicie rozróżnianą drobiazgowością. I nie mówię tutaj jedynie o popisach pianisty, czy kontrabasisty, tylko w głównej mierze grze bębniarza. Oczywiście to przekładało się na całość, jednak największe wrażenie robiła niegdyś wydawało mi się wyczynowa projekcja tego ostatniego muzyka. Najdrobniejsze uderzenia, czy muśnięcia w jakikolwiek bęben, bez względu czy wykorzystywał duży, czy mały kocioł – choć przysłowiowa, często prezentowana jako monotonne „bum” stopa robiła największe wrażenie – teraz w jakże realny sposób zostały rozebrane na najdrobniejsze czynniki proste. Zaznaczam, że poszukiwane, bowiem zaskakująco bogaty pakiet informacji wspierała umiejętnie zbilansowana, dbająca o uniknięcie przerysowania całości, waga dźwięku. Nie było ani zbyt ostro, ani lekko. Po prostu w punkt. Czy to był standard dla pełnego spektrum muzycznego? Powiem tak. Jeśli tak świetnie wypadł bardzo wrażliwy na najdrobniejsze aspekty brzmienia systemu jazz, to z automatu w identyczny sposób wizualizowała się każda twórczość. Powód? Dla testowanego dzisiaj seta okablowania, kilka banalnych. Po pierwsze – poprawie uległy atak i szybkość dźwięku. Po drugie – zyskała ostrość jego rysunku. Po trzecie – wręcz wystrzeliła w kosmos rozdzielczość. A po czwarte – idąc za informacją sprzed kilku chwil, wszystko odbyło się w oparciu o umiejętnie dobraną masę i nasycenie przekazu. Jeśli zbierzemy te cztery punkty w całość, zapewniam, iż słowo porażka, nawet w najbardziej stronniczych opiniach piątki naszych bohaterów nie będzie miała najmniejszej racji bytu.

Nie do końca wiem, jak zinterpretujecie powyższy test. Powodem jest zastosowanie przeze mnie tytułowego okablowania do pracy z sekcją zewnętrznych zegarów, co na chwilę obecną pośród szerokiej rzeszy miłośników muzyki, jest jeszcze stosunkowo rzadkim zjawiskiem. Jednak biorąc zaistniałą sytuację na zdrowy rozsądek, to nadal są urządzenia elektroniczne, zatem ocena brzmienia łączących je z resztą zestawu kabli powinna być zbieżna z przykładowym wzmacniaczem lub dzielonym odtwarzaczem. Czy identyczna? Z prostego powodu odmienności Waszych zestawów od mojej konfiguracji raczej nie. Jednak zapewniam, wnioski mają szansę zmierzać w podobną stronę. Czy zatem na bazie tego twierdzenia jest to okablowanie dla wszystkich? Mając na uwadze opiniowany zestaw nie tylko w całości, ale również jako selekcjonowane występy, z niesionego przez Shunyata Research Sigma V2 NR oraz Omega Clock dobra z małym wyjątkiem powinni skorzystać dosłownie wszyscy. Co to za wyjątek? Jak się pewnie domyślacie, chodzi o posiadaczy nazbyt lekkich wagowo i zbyt jasnych systemów. W tych przypadkach amerykańskie wyciskanie z muzyki maksimum jakości, z winy potencjalnych zainteresowanych, a nie producenta okablowania, może okazać się bolesne. Reszta kochającej muzykę populacji homo sapiens w moim odczuciu do wszelkich prób na własnym organizmie ma w pełni uzasadnione zielone światło.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy dCS Vivaldi DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10 SE-120
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma Clock
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Gryphon Audio Mephisto Stereo
– streamer Melco N1A/2EX
– switch Silent Angel Bon n N8
Kolumny: Dynaudio Consequence Ultimate Edition, Gryphon Audio Trident II
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijiri Million „Kiwami””, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond, Hijiri Milion „Kiwami”
IC cyfrowy: Hijiri HDG-X Milion
Kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord, Acrolink 8N-PC8100 Performante
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
– wkładka: MIYAJIMA MADAKE
– Step-up Thrax Trajan
– przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Dydtrybucja: Audiofast
Ceny
Sigma v2 NR: 17 500 PLN / 1.75 m + 800 PLN
Omega Digital clock 75 Ohm: 15 000 PLN / 1.25m + 500 PLN (dopł. za dod. 0,25m)

Dane techniczne Sigma Omega Clock
Typ kabla: PMZ coaxial
Impedancja przewodu: 75 Ohm
Złącza: BNC-75
Przewodniki: ArNi®/ PCOCC Silver
Dielektryk: Fluorocarbon
Moduły hybrydowe TAP/CMODE: 2 szt.
Kondycjonowanie KPIP: 4 dni
Standardowa długość: 1 m

Sigma V2 NR
Przewodniki: VTX-Ag
Przekrój: 6 AWG (13,3mm2)
Wtyczki: CopperCONNTM z bloku czystej miedzi w obudowie karbonowej
Redukcja zakłóceń: 12dB
Standardowa długość: 1.75m

Pobierz jako PDF