Opinia 1
Ledwo zdążył opaść kurz po ubiegłotygodniowej premierze winylowego wydania ścieżki dźwiękowej do gry „Kholat” a warszawska delegatura Nautilusa stała się areną kolejnego, wielce intrygującego wydarzenia. Otóż do stolicy zawitały z wizytą, po raz pierwszy pokazywane w Polsce, przewody zasilające Siltech Triple Crown oraz topowe modele Crystal Cable z serii Ultimate Dream a wraz z nimi Gabi i Edvin Rijnveld. Jeśli komuś owe audiofilskie specjały nic nie mówią a właśnie wymieniona para wydaje się całkowicie obca, to nie owijając w bawełnę, śmiem twierdzić, że o audio z najwyższej półki ma pojęcie równie blade jak miłościwie nam panująca „dobra zmiana” (jeden z najbardziej kuriozalnych oksymoronów ostatnich lat) o czymś tak oczywistym jak kultura polityczna. Czego by bowiem o ww. markach nie mówić, to nieznajomość Siltecha przy deklarowanym zainteresowaniu rynkiem Hi-Fi i High-End porównać można jedynie do nieświadomości istnienia takich legend motoryzacji jak Ferrari, Bugatti, czy Maserati uważając się jednocześnie za fana czterech kółek. Jeśli natomiast ktoś dopiero wkracza w odmęty audiofilskich doznań to pragnę jedynie nadmienić, że ww. holenderskie wyroby metalurgiczne od lat uparcie okupują szczyty wszelakiej maści kablarskich rankingów i wywołują przyspieszone bicie serc złotouchych przedstawicieli populacji homo sapiens.
Nie inaczej było i tym razem, choć nad wyraz kapryśna ostatnimi czasy pogoda zgotowała spragnionym doświadczenia kablarskiego absolutu istny Armagedon fundując w godzinach szczytu spektakularne oberwanie chmury. Czymże jednak jest letnia ulewa wobec możliwości chociażby wstępnego i biorąc poprawkę na salonowe warunki czysto niezobowiązującego odsłuchu niedawno wprowadzonych do firmowych katalogów referencyjnych modeli okablowania, jak i oczywiście rozmów z ich twórcami. Nie ukrywam, że z Państwem Rijnveld okazję do rozmów mam praktycznie co roku w trakcie monachijskiego High Endu, lecz skala, rozmach i wszechobecny pęd niemieckiej wystawy rzadko kiedy daje szansę na chwilę spokoju i swobodną wymianę własnych refleksji. Tymczasem w zlokalizowanym przy ul. Kolejowej 45 salonie Nautilusa w niemalże domowej atmosferze i przy lampce wybornego wina można było rozmawiać i indagować przybyłych gości do woli. Zanim jednak przejdę do części poświęconej przygotowanej na potrzeby przybyłych przedstawicieli prasy prelekcji Edvin Rijnvelda pozwolę sobie pokrótce wymienić udostępnione przez gospodarzy i sprawców całego zamieszania dwa z trzech grających w piątkowe popołudnie systemów.
W skład głównego i witającego już od progu przybyłych gości zestawu wchodziła elektronika Accphase’a reprezentowana przez odtwarzacz DP-720, przedwzmacniacz C-3850 i końcówkę mocy A-65, które wraz z kolumnami Avantgarde Acoustic Duo XD okablowano Siltechami Triple Crown dyskretnie eksponując elektryzujące nowości, czyli należące do najwyższej z królewskich odmian przewody zasilające.
Natomiast w mniejszej salce można było posłuchać uzbrojonego we wkładkę My Sonic Lab Hyper Eminent Transrotora Tourbillon FMD, przedwzmacniacza gramofonowego Phasemation EA-300, odtwarzacza Accuphase DP-560 , wzmacniacza zintegrowanego Accuphase E-370, oraz kolumn podstawkowych Crystal Arabesque Minissimo a całość spięto przewodami Crystal Cable z serii Ultimate Dream.
To były jednak jedynie elementy natury dekoracyjnej mające cieszyć tak oczy, jak i uszy gości, gdyż clue piątkowego spotkania okazała się mała prezentacja – wykład dotyczący zagadnień natury czysto teoretycznej, zjawisk fizycznych zachodzących podczas przesyłu sygnałów audio, zasilania elektroniki użytkowej oraz podstaw metalurgii bez których zrozumienie fenomenu holenderskich przewodów byłoby nie tyle niepełne, co wręcz niemożliwe. Całe szczęście prowadzący krótką prezentację Edvin Rijnveld starał się w możliwie przystępny sposób wyjaśnić trapiące producentów okablowania i elektroniki problemy i zarazem przedstawić własne rozwiązania mające na celu możliwie skuteczną ich eliminację. Oczywiście nie obyło się bez pytań opartych na własnych doświadczeniach z Siltechami – np. co jest powodem, że Holenderskie kable „grają głośniej” od większości konkurencji. Powód okazał się dość prozaiczny – niemalże pomijalne wartości parametrów elektrycznych wpływających na obniżenie poziomu przesyłanych sygnałów połączone z wyeliminowaniem degradujących je zakłóceń zewnętrznych dają właśnie taki efekt. A jak już jesteśmy przy zakłóceniach, to warto pamiętać o wszechobecnych w naszym hobby polach elektromagnetycznych i wzajemnych interferencjach pomiędzy przewodami. Co to oznacza? Ni mniej ni więcej tylko to, że sprzęt sprzętem ale i samo ułożenie wykorzystywanego okablowania, czy nawet usytuowanie listwy zasilającej ma niebagatelne znaczenie. Dlatego też warto, jeśli tylko istnieją ku temu warunki zadbać, by przewody zasilające znajdowały się co najmniej pół metra od sygnałowych. Jednak finalne brzmienie systemu okablowanego holenderskim srebrem można modelować jeszcze w mniej ekwilibrystyczny sposób a mianowicie poprzez odpowiednie ustawienie przełączników ekranowania w tryb „Ground” lub „Flow”, przy czym tutaj nie ma jednej złotej recepty – trzeba usiąść i samemu posłuchać, gdyż nie dość, że każde urządzenie reaguje inaczej to jeszcze każdy z nas ma własne preferencje brzmieniowe i to właśnie do nich dpasowuje swój system.
Podobnie sprawy mają się w przypadku samej konfekcji i dlatego też w przewodach sygnałowych serii Triple Crown wtyki wykonywane są przez szwajcarskiej manufakturze zegarmistrzowskiej a jedynie w zasilających zaufano topowym, aczkolwiek modyfikowanym zgodnie z wytycznymi Edvina, Furutechom NCF. Za to Crystal Cable w serii Ultimate Dream zdecydował się na użycie konkurencyjnych wtyków Oyaide M1/F1, co również okazało się okazją do interesującej dyskusji z Gabi Rijnveld o zaletach korzystania z usług mniejszych, bardziej wyspecjalizowanych poddostawców, dzięki czemu łatwiej zapanować zarówno nad kontrolą jakości, jak i w krótszym czasie dokonać stosownych modyfikacji.
Oprócz potężnej dawki informacji nie zabrakło również strawy typowo cielesnej …
Serdecznie dziękując za zaproszenie od razu zapisujemy się na społeczną listę oczekujących do odsłuchu nie tylko samych „trzech koron”, ale i wyrobów Crystal Cable ze szczególnym akcentem na CCI, czyli uroczy wzmacniacz zintegrowany.
Marcin Olszewski
Opinia 2
Miniony piątkowy wieczór (30.06.2017r.) bez względu na fakt przejścia przez stolicę jak nazwał ją mój znajomy epickiej burzy, był dla mnie bardzo owocnym w pozytywne doświadczenia czasem. Dlaczego? Powiem tak. Pewnie się zdziwicie, ale mimo początku weekendu, opisywana pora dnia nie nosiła aż tak mocnego bagażu doniosłości. Mało tego, podobnym zaczynem do radości również nie jawiły się rozpoczynające się na dobre, upragnione przez dzieci wakacje. Zatem co? Dla zwykłego Kowalskiego może to być śmieszne, ale dla czerpiącego radość z obcowania z odtwarzaną w dobrej jakości muzyką jest wodą na młyn audiofilskości, czyli skorzystanie ze zorganizowanego przez warszawsko-krakowskiego dystrybutora Nautilus zaproszenia na osobiste spotkanie z właścicielami zaliczanych do śmietanki producentów produktów High End-owych marek. O kim mowa? Zapewniam, że znacie, ale dla wprowadzenia Was w temat zdradzę, że głównym powodem był ostatni element układanki zatytułowanej Triple Crown marki Siltech, poczciwy kabel zasilający. Oczywiście nie występował solo, tylko w towarzystwie mającej zdecydowanie wcześniej swój debiut reszty rodziny z tej linii, co bezsprzecznie skutkowało znaczną poprawą jakości brzmienia spinanych nimi systemów. Jednak w nie kierunku rozprawy o dźwięku tego wieczoru mam zamiar rozwijać ten tekst, gdyż oprócz wspomnianego Siltecha swój głośny głos zabrała będąca rozwinięciem rodzinnego pomysłu na biznes marka Crystal Cable. Ta zaś, oprócz kilku biżuteryjnie wykonanych propozycji kablowych zaproponowała również z pozoru skromne gabarytowo, ale charakteryzujące się wielkim duchem do grania, wykończone w nasyconej pomarańczy monitory. Niestety szybko mijający, ale przyjemnie spędzony czas nie pozwolił na bliższe zapoznanie się z przygotowanymi przez gospodarza systemami, jednak proszę o spokój, gdyż wespół z Marcinem już stanęliśmy w kolejce testowej do prezentowanych tego dnia nowości. Co okazało się owym pożeraczem czasu? Dla internetowych hejterów można by powiedzieć, że typowy wykład audio-voodoo, a dla nas, zainteresowanych zastosowaną w produkowanych komponentach techniką dający pogląd na daną tematykę wykład właścicieli obydwu brandów w osobach Pana Edvina Rijnvelda (Siltech) i jego żony – Pani Gabi Rijnveld (Crystal Cable). Nie wiem, czy uda się komuś rozszyfrować, ale kilka czysto technicznych niuansów z jakimi należy zmierzyć się podczas projektowania wszelkiej maści okablowania, jest rozrysowanych na uwieńczonej na fotografiach tablicy. Jednak bez oglądania się na tę ściągawkę jedno mogę powiedzieć na pewno – „goście” wiedzą o czym mówią. I wierzcie, albo nie wierzcie, ale wszystkie artykułowane przez nich problemy w moim odczuciu zdają się rozwiązywać oferowane przez ich marki produkty. Naturalnie każdy w ilości adekwatnej od zaawansowania technicznego poszczególnych pozycji cennika, ale nikt nie powiedział, że w ekstremalnym High Endzie będzie łatwo i tanio. Ja z racji pozycji recenzenta miałem okazję spojrzeć na możliwości większości oferty Siltecha, ale wiem również, że spora grupa z Was mimo pewnego rodzaju trudności kaucyjno-wypożyczeniowych ma swoje bardzo dobre opinie na ten temat. Niestety, mnogość przekazywanych przez prelegentów informacji spowodowałaby rozrost mojego tekstu do niestrawnych rozmiarów, dlatego też bez wdawania się w szczegółowe opisy w kwestii łatwości poruszania się w tym temacie przez ciało konstruktorskie musicie uwierzyć mi na słowo lub sami zmierzyć się z Holenderską ofertą. Ja mogę powiedzieć tylko jedno, jestem umówiony na odsłuch seta we własnej układance, ale nie do celów recenzenckich, tylko zakupowych, co oczywiście nie musi, jednak dla wielu może wydawać się być pewnego rodzaju rekomendacją.
Puentując ten relacjonujący ostatni piątek czerwca tekst chciałbym podziękować gospodarzom za zaproszenie, miłą atmosferę i smaczny poczęstunek, przybyłym z kraju tulipanów gościom za przekazany w bardzo miłej rozmowie pakiet nieograniczonych klauzulą tajemniczości informacji, a Was czytelników zaprosić na jesienna wystawę, na której wspomniane małżeństwo zapowiedziało swój udział. Zatem do listopada.
Jacek Pazio