Twórczość większości nowopoznanych artystów dysponujących już jakimś znaczącym dorobkiem można poznawać w dwójnasób – startować od pierwszych albumów i iść chronologicznie w górę, bądź sięgnąć po możliwie najświeższe highlihty – tzw. debeściaka, składankę największych hitów/przebojów/ulubionych utworów i dopiero na ich podstawie eksplorować najbardziej intrygując nas okres.
W przypadku urodzonej w 1977 r. w Beijing i grającej na gitarze od siódmego roku życia Xuefei Yang dylemat dotyczący wyboru drogi poznawczej rozwiązał niejako dystrybutor – Parlophone Music Poland, dostarczając jeszcze ciepły i pachnący farbą drukarską album „Sojourn: The Very Best of Xuefei Yang”, który, jak sam tytuł wskazuje jest kompilacją największych „przebojów” utalentowanej gitarzystki. Warto też oddać głos artystce, której w kilku zdaniach udało się bardzo zgrabnie scharakteryzować najnowsze wydawnictwo:
„Ten album prezentuje wiele z moich nagrań, od utworów popularnych po klasyczne, od miniatur po wielkie arcydzieła, ale też muzykę chińską, transkrypcje kompozycji Bacha i nowe koncerty zamówione i napisane dla mnie. Nagranie to muzyczna fotografia, w której uchwycone są sceny z mojej muzycznej podróży przez życie.
Sojourn stanowi krótki odpoczynek w tej podróży, kiedy mogę pochylić się nad najpiękniejszymi jej momentami, zanim ruszę w dalszą, ekscytującą drogę. Zawsze, gdy odwiedzasz jakieś miejsce ponownie, patrzysz na nie świeżym spojrzeniem i odkrywasz rzeczy, których wcześniej nie zauważyłeś. Sojourn jest tą samą kombinacją niespodzianek z tym co bliskie i znajome. Opowiada także historię mojego artystycznego rozwoju.” Xuefei Yang
Jak na przegląd dotychczasowych osiągnięć utalentowanej gitarzystki „Sojourn” jest dość nietypowy, gdyż na srebrnym krążku, wśród 17 utworów znalazło się aż siedem do tej pory niepublikowanych pozycji. Co do samego repertuaru to miłośnicy gitarowych brzmień nie powinni czuć się zawiedzeni. Poczynając od wspomnianych bachowskich transkrypcji rozpoczynających album, poprzez próbkę możliwości chińskich twórców po obowiązkowy repertuar gitarowy, za jaki osobiście uważam spuściznę Albeniza i Rodrigo jest w czym wybierać i czym cieszyć uszy. Pomimo tak szerokiego spektrum historyczno-estetycznego Xuefei Yang udało się stworzyć całkiem zgrabną i spójną całość, w której nie sposób znaleźć słabszy fragment. Połączenie technicznej wirtuozerii z kobiecą wrażliwością dały w rezultacie angażującą i niezwykle przyjemną w odbiorze płytę, przy której nie sposób się nudzić. Jest to o tyle istotne, gdyż wielokrotnie spotkałem się z dość krytycznymi opiniami, iż Azjaci do perfekcji opanowując technikę gdzieś po drodze gubią pierwiastek emocjonalny, że stają się fenomenalnymi rzemieślnikami, lecz w tym co robią brakuje choćby odrobiny artyzmu. Niniejszy album powyższym opiniom w 100% przeczy. W dodatku, patrząc na „Sojourn” od strony czysto realizatorskiej też jest co najmniej bardzo dobrze. Akcent położony na barwę i emocjonalną stronę nagrań, stawia obiekt niniejszej recenzji niejako w opozycji do laboratoryjnie wyjałowionych pseudoaudiofilskich samplerów i … bardzo dobrze, że tak się stało, gdyż dzięki temu słuchacz ma możliwość obcowania z muzyką a nie antyseptycznym zlepkiem wycyzelowanych dźwięków mających tyle wspólnego z tym, co można usłyszeć na żywo, co zmasakrowane photoshopem modelki z reklam kosmetyków z prawdziwymi kobietami z krwi i kości. Instrument solistki jest wyraźnie zaznaczony na scenie i nawet we fragmentach, w których wtóruje mu orkiestra nie zlewa się z nią, lecz jedynie uzyskuje dodatkowe wsparcie. W efekcie osiągnięto sugestywną gradację planów i realistycznie oddaną szeroką i satysfakcjonująca na głębokość scenę. Nic się nie zlewa, nie ma impresjonistyczbych, rozmytych plam a kontury źródeł pozornych pozostają na dobrym, jak na komercyjne wydanie poziomie. Zamieszczona w materiałach informacyjnych notatka o wykorzystanych w konkretnych nagraniach instrumentach pozwala śledzić nie tylko zmiany barwy, czy też artykulacji gry, lecz również jest dowodem na poszukiwania przez pannę Yang własnego brzmienia.
Na koniec zostawiłem jeszcze jedną ciekawostkę. Na stronie artystki, przy najnowszym albumie znalazła się notatka o audiofilskiej jakości nagrań będącej pochodną wykorzystanej technologii ADMS, co z resztą potwierdza stosowna sygnatura na tylnej okładce. Po przeczytaniu ww. adnotacji i uważnemu porównaniu znajdującej się w internecie i posiadanej przeze mnie poligrafii okazało się, iż moja wersja tego drobnego szczegółu została pozbawiona. Przeprowadzone małe śledztwo wykazało, iż różnice dotyczą również kodów EAN. Dedykowana złotouchym posiada oznaczenie 5099961527829 a dostarczona do testów 825646366217. Nie ukrywam, że trochę mi szkoda, że takie dopieszczone mastery/tłoczenia, jak właśnie te oznaczone ADMS, czy HQCD dostępne są głownie na rynkach azjatyckich, bądź w specjalistycznych zajmujących się importem takich właśnie muzycznych specjałów sklepikach za nieraz horrendalne kwoty. Niemniej jednak nawet „zwykła” – komercyjna i tłoczona w EU wersja zdecydowanie zasługuje nie tylko na chwilę uwagi, ale i dołączenie do listy zakupów.
A teraz, wzorem naszych recenzji sprzętowych podajemy instrumentarium, z jakiego korzystała podczas nagrań Xuefei Yang:
Gitary użyte podczas nagrań: Greg Smallman & Sons, Australia, 2003 (utwory 1,2,6,9,10,11,12,13); Karl Heinz Roemmich, Germany, 2008 (utwór 3), Paul Fischer 7-string 1989 (utwory 4,5); Michael Gee, 2001 (utwór 7); Ignacio Fleta e Hijos, 1986 (utwór 8); Antonio Marin Montero, 2008 (utwory 14,15, 16, 17).
Struny: D’Addario EJ45LP & EJ46LP
Marcin Olszewski