W ramach cyklu „Piątków z nową muzyką” wczoraj, czyli w środę w Studiu U22 dobył się połączony z mini koncertem przedpremierowy odsłuch pierwszego albumu grupy Me and That Man – 'Songs Of Love And Death’. Dla osób niewtajemniczonych i nie śledzących zbyt uważnie polskiej sceny rockowej nadmienię, że tytułowy projekt to dzieło Nergala (Adama Darskiego) i Johna Portera, którym towarzyszą jednoznacznie kojarzony z jazzem Wojciech Mazolewski (kontrabas), oraz Łukasz Kumański (perkusja). Na płycie pojawiają się również goście i tak w „Better The Devil I Know” słychać fenomenalne partie Hammonda, które mistrzowsko zagrał Michał Łapaj z Riverside a na „Cross My Heart And Hope To Die” akordeon … Czesława Mozila. Album w Polce wydany został przez Agorę, a na Zachodzie przez Cooking Vinyl.
Podpytywani przez Piotra Metza frontmani zdradzili, że pomysł zrodził się w głowie Nergala przy okazji nagrań płyty „Psychocountry” Maleńczuka a poszczególne utwory powstawały nie tylko w iście ekspresowym tempie, lecz również były nagrywane niemalże na setkę. Bowiem zamiast kombinować i w nieskończoność dopieszczać każdy dźwięk muzykom zależało na uchwyceniu autentyczności i spontaniczności towarzyszącej całej sesji.
W efekcie połączenia tych dwóch wielkich indywidualności powstał album wyjątkowy, mroczny i piękny. Surowe brzmienia, oszczędna instrumentacja i niebanalne, mroczne teksty idealnie wpisują się w życiorysy obu Panów. W estetyce zbliżonej do klimatów, w których niepodzielnie króluje Nick Cave & Bad Seeds tytułowy duet można byłoby porównać do połączenia sił przez Johnny’ego Casha i Toma Aray’i (Slayer). To twarde, męskie granie bez curkowania, puszczania oka ku zmanierowanej publice, czy silenia się na sztuczną przebojowość. Sięga do korzeni bluesa, country, czy właśnie cave’owskiej odmiany rocka i czerpie z niego pełnymi garściami, jednak nie stawia na oczywistość i bezrefleksyjna kalkę a pokazanie całości poprzez własny „gotycki” pryzmat. Dlatego też choć z łatwością powinniśmy odnaleźć piętno Doorsów, Toma Waitsa, czy właśnie Casha, szczególnie z okresu powstawania serii „American” a jedną z najbardziej oczywistych inspiracji usłyszymy w utworze „Voodoo Queen” bazującym na riffie jednoznacznie kojarzącym się z „Runaway” Dela Shannona, to trudno zarzucić temu wydawnictwu nawet śladową wtórność. Mówił z resztą o tym sam Nergal – kiedy w Stanach, czy UK trwał w najlepsze blues-rockowy boom w Polsce społeczeństwo było „gwałcone Mazowszem”, więc oczywistym wydaje się, że mamy jeszcze sporo do nadrobienia i właśnie ten projekt takim celom między innymi służy.
Jednak najlepsze czekało na nas na końcu i choć dzięki operatywności TIDALa już od ubiegłego piątku znajdowałem się w gronie szczęśliwców mogących zapoznać się z zawartością ’Songs Of Love And Death’ uczciwie powiem, że nie przypuszczałem, że dane mi będzie usłyszeć ten materiał nie tylko na żywo, co w wybitnie kameralnym otoczeniu. A tak właśnie się stało. Nergal i John Porter złapali za gitary i po prostu dali czadu. Na totalnym luzie, bez cienia pozerki po prostu zagrali kilka „kawałków” ku szalonej uciesze stłoczonych w U22 gości.
Serdecznie dziękując Organizatorom za zaproszenie uczciwie musimy stwierdzić, że tak wysoko ustawioną, jak wczorajszego wieczora poprzeczkę trudno będzie przeskoczyć, ale … mam nadzieję, że ekipa U22 jeszcze nie raz i nie dwa nas zaskoczy. Zatem do zobaczenia.
Marcin Olszewski