1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Lifestyle
  6. >
  7. Poland Sotheby’s International Realty, Ferrari, McIntosh

Poland Sotheby’s International Realty, Ferrari, McIntosh

Opinia 1

Ponieważ od dłuższego czasu nabywcy wytwornych rezydencji i apartamentów, oraz najwyższej klasy, legendarnych super aut coraz odważniej zerkają w stronę adekwatnego do ich potrzeb High – Endu nadszedł taki moment i wreszcie nadarzyła się ku temu sposobność, by w jednym miejscu udało się spiąć te trzy obszary w jedną, spójną całość. W ostatni czwartkowy wieczór w warszawskiej siedzibie Poland Sotheby’s International Realty odbyło się spotkanie, podczas którego można było nie tylko „przymierzyć” się do oszałamiającego Ferrari, ale również na własne uszy przekonać się co potrafi równie intrygująca elektronika McIntosh Audio.

Oczywiście już na wstępie chciałbym zaznaczyć, ze nie był to typowo audiofilski – purystyczny event poświęcony skupieniu na reprodukowanym materiale i dywagacjom o holograficznej wręcz wierności wybrzmień mikrodetali rozświetlających dalsze rzędy orkiestry symfonicznej. Nic z tych rzeczy. Nacisk został położony przede wszystkim na walory estetyczne, a to sami Państwo przyznacie McIntosh ma opanowane wręcz do perfekcji a dopiero w momencie skupienia choćby na chwilę uwagi potencjalnego nabywcy podjęcie próby zaciekawienia go jakością generowanego dźwięku. Dletego też zamiast ustawić system gdzieś w całkowicie nieodpowiednim miejscu, w stylu przypadkowej wnęki, bądź innej równie absurdalnej lokalizacji zdecydowano się na  dedykowane doznaniom nausznym pomieszczenie, w którym swe wdzięki w charakterystycznej poświacie prezentował przygotowany przez warszawski Hi-Fi Club system złożony z:
– gramofonu McIntosh MT10 uzbrojonego we wkładkę Lyra Kleos
– przedwzmacniacza McIntosh C48
– wzmacniacza mocy McIntosh MC452
– kolumn Wilson Benesch Square Five
– okablowania Transparent

Jak sami Państwo widzą postawiono na przeżywający nieustający renesans winyl, co uczciwie trzeba przyznać wzbudzało zachwyt płci pięknej i zdecydowanie bardziej techniczne zainteresowanie licznie przybyłych na spotkanie „samców”. W końcu czegóż więcej potrzeba do szczęścia aniżeli pięknych kobiet, szybkich samochodów (w tym wypadku akurat zamiast na ilość postawiono na jakość i w zupełności wystarczył jeden egzemplarz) i odrobiny magii. Tak, tak magii. O ile dla nas – parających się od …, mniejsza z tym od kiedy, audiofilią tego typu systemy są chlebem powszednim, o tyle nawet dla osób opływających w dobra wszelakie to wywołująca na twarzy wypieki egzotyka, lecz egzotyka coraz bardziej pożądana. Dla tego też co i rusz na talerzu MT10 lądowały pozycje mogące wywoływaćwyłącznie miłe wspomnienia i to u najprzeróżniejszych grup wiekowych. Sprawnie prowadzona przez ekipę Hi-Fi Clubu prezentacja sprawiła, że nawet najwięksi sceptycy dochodzili do wniosku, że nie taki diabeł straszny, jak go malują i że co najważniejsze – po prostu słyszą różnicę w jakości dźwięku oferowanego przez McIntosha a tym, z czym do tej pory mieli do czynienia. Tym oto sposobem udało się niejako przy okazji wdrożyć w życie zasadę „usłyszeć, znaczy uwierzyć”.

Tuż przed wejściem do salonu Poland Sotheby’s International Realty można było podziwiać zarówno z zewnątrz, jak i z fotela kierowcy perfekcję wykonania 12 cylindrowego, 740 konnego Ferrari F12berlinetta. Ten mroczny obiekt pożądania każdego kierowcy pysznił się w promieniach zachodzącego słońca kusząc przybyłych do choćby jednego, czasem „pstrykniętego” ukradkiem zdjęcia. Nie ma co się oszukiwać i uczciwie trzeba przyznać, że chęć posiadania takiego cacka w garażu, o możliwości przejażdżki o dowolnej porze dnia i nocy nawet nie wspominając, wyrazi 9 na 10 przedstawicieli płci obojga homo sapiens. I wcale nie chodzi tu o iście oszałamiające osiągi, czy spodziewany na tych pułapach cenowych komfort, choć na polskich drogach byłbym akurat w tym punkcie nad wyraz ostrożny, lecz o zwykły fakt posiadania czegoś niespotykanie pięknego, wyjątkowego i będącego bezdyskusyjnym potwierdzeniem osiągniętego przez nas sukcesu.

Przybyli goście mogli również wziąć udział w losowaniu nad wyraz atrakcyjnych „upominków”, wśród których znalazł się również utrzymany w firmowej stylistyce zegar McIntosha.

Marcin Olszewski

Opinia 2

Cóż bardziej fantastycznego, może spotkać rasowego „macho” niż obcowanie z ulubionymi gadżetami? Tak tak, tylko główna wygrana w Lotka jest w stanie konkurować z takim stanem emocjonalnym. A jakiż to może być stan? Zbieranie znaczków pocztowych? Nielimitowana degustacja alkoholi? Wypad z kolegami do nocnego klubu? O nie, nie tym razem. Tak się złożyło, że w ostatni czwartek tj. 21.04.2015r. razem z Marcinem otrzymaliśmy zaproszenie na tzw. „event” przy muzyce wydobywającej się z wyrafinowanego zestawu audio, okraszony możliwością organoleptycznego zapoznania się z najmocniejszą wersją cywilnego „bolidu” ze stajni Ferrari. Gospodarzem imprezy była mająca swą siedzibę nieopodal wspomnianego teamu motoryzacyjnego firma Poland Sotheby’s International Realty, a o nasze dobre samopoczucie zadbał wykwintny catering, znacznie podnosząc jakość doznań tak duchowych, jak i cielesnych.

Zamieszczona powyżej krótka sesja zdjęciowa wspomnianego „marzenia każdego kierowcy” jest w stanie tylko symbolicznie ukazać drzemiący weń potencjał do łechtania „ego” męskiej części tego świata. Oczywiście zeprezentowany pojazd mocno nakręcał również licznie przybyłą tego wieczora płeć piękną, ale suma summarum, to panowie okupowali jego wnętrze przez większość czasu. Jednak aby ostudzić zapędy wiecznych marzycieli, tak na szybko rzucę kilka drobnych związanych z posiadaniem tego auta niuansów. Z uwagi na fakt najbezpieczniejszej jazdy tylko do przodu – w innych kierunkach widoczność jest mocno ograniczona i bardzo niskiego zawieszenia pomagających w trakcji spojlerów, nasz Ferrari powinien być co najmniej trzecim po limuzynie i terenówce samochodem. Idąc dalej tropem tych wydawałoby się sztucznie wyszukiwanych niedogodności, z rozmów kuluarowych wiem, że tylko szczęśliwcy dojeżdżają 40 tys. kilometrów na jednym komplecie sprzęgła – standard to 20-30 tys. (konsekwencja monstrualnej mocy silnika). Ale proszę się nie zrażać, gdyż za drobne ca. 10 k€ zamykamy sprawę jego naprawy i z uśmiechem na twarzy ponownie ruszamy w miasto. Tylko z szacunku dla czytelników nie wspominam o tak przyziemnej sprawie, jak zużycie paliwa, gdyż ten aspekt wydaje się wręcz marginalny. Reasumując, jeśli takie kryteria Was nie zniechęcają, to do wyliczenia pozostały mi tylko same przyjemności, pozwalające zatracić się w procesie użytkowania fantastycznie reprezentującego się ulicznego pocisku. Tutaj mimo wszystko chciałbym zapalić lampkę sygnalizacyjną. Gdyby w przypływie nieznanych wcześniej sił witalnych przytrafił się Wam piękny sen w roli beneficjenta jednego z modeli tej znamienitej włoskiej marki, a w realu ledwo łatacie koniec z końcem, przed obudzeniem radzę zastanowić się, czy aby na pewno chcecie ukarać się podobnym dobrem luksusowym. Chyba wszyscy wiemy, a przynajmniej tak nas zawsze utwierdzają, że marzenia się spełniają, dlatego lojalnie radzę uważać. A tak na poważnie, to naprawdę fantastyczna maszyna i tylko brak promyka nadziei na jej posiadanie wywołała ów skreślony przed momentem dość krytyczny monolog sfrustrowanego mistrza kierownicy, bo przecież w znakomitej większości wszyscy nimi jesteśmy, nieprawdaż?

Drugim ważnym dla dorosłych chłopców punktem tego wieczoru był ustawiony w niedużej sali system amerykańskiego McIntosha, wspomagany kolumnami Wilson Benesch. Na marginesie dodam, że brylując po portfolio tych manufaktur, bez specjalnego wysiłku przeskoczylibyśmy kwotę żądaną za przywołane wcześniej auto. Ale zostawmy przyziemne sprawy finansowe i wróćmy na prezentację. Panowie z warszawskiego salonu ”HiFi Club” zdając sobie sprawę z renesansu płyty winylowej, nie omieszkali skompletować set oparty o gramofon. Czarna płyta i wyglądający jak milion dolarów, sygnowany wizerunkiem wierzgającego ogiera  pojazd, według mnie osiągnęły pełną wzorniczą synergię. Co ciekawe, w udostępnionym dość ciasnym jak na moje standardy testowe pomieszczeniu, bardzo minimalistyczny komplet Maca (gramofon, przedwzmacniacz i kocówka mocy) stworzył niezły  spektakl dźwiękowy, ze stosunkowo głęboką – jak na tak ciężkie warunki – wirtualną sceną muzyczną. Gdy zajrzałem tam pierwszy raz, nie dowierzałem, że udało się sprostać takiemu karkołomnemu zadaniu, za co według mnie należą się zasłużone brawa. Ale to nie koniec chytrego planu zatytułowanego „Prezentacja amerykańskiego giganta sprzętu audio”, gdyż umiejętnie dobrany repertuar pozwolił gościom przypomnieć sobie dobrze znane utwory w różnych niespotykanych szerzej aranżacjach. Może nie był to typowo audiofilski odsłuch, ale takim doborem muzyki wszyscy byli bardzo ukontentowani.

Tuż przed zakończeniem spotkania trzech wylosowanych szczęśliwców zabrało do domu przygotowane na loterię upominki. Ja z racji tego, że podobny los omija mnie szerokim łukiem, potwierdzając zebrane przez lata doświadczenia, pokornie odprowadzałem wzrokiem każdą z nagród zmierzającą do nowego właściciela. Nie czyniąc jednak nikomu wyrzutów za brak szczęścia w losowaniu stwierdzam, że czwartkowy wieczór był na tyle owocny w doznania, by puścić to w niepamięć. Na koniec chciałbym podziękować organizatorom i partnerom relacjonowanej imprezy za zaproszenie i prosić o spojrzenie na te kilka skreślonych przeze mnie akapitów z lekkim przymrużeniem oka.

Jacek Pazio  

Pobierz jako PDF