1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Spendor A7

Spendor A7

Opinia 1

W czasach iście morderczej konkurencji i nie da się ukryć również coraz mniejszych sentymentów, utrata zaufania swojej wiernej klienteli najdelikatniej rzecz mówiąc nie wróży najlepiej na przyszłość. Dlatego też do kwestii zmian przyzwyczajeń docelowej grupy odbiorców należy podchodzić z daleko idącą ostrożnością. Wystarczy wspomnieć jak „ciepło” przyjęty został np. Jaguar w wersji kombi, Bentley Bentayga w dieslu, czy już z naszego podwórka pojawienie się na rynku serii Principia Sonus faber i skierowanie jej m.in. do popularnej sieci wielkopowierzchniowych electro marketów. Dlatego też specjaliści od marketingu i czysto wizerunkowych zagadnień od lat łamią sobie głowy jakby tu utrzymać swój żelazny elektorat a jednocześnie nie wypaść z gry z łatką niedostosowanego do współczesnych oczekiwań rynku dinozaura. Weźmy na ten przykład swoisty, „kamienny” krąg (metafora inspirowana Stonehenge a nie brazylijską telenowelą) producentów mogących poszczycić się nie tylko pi razy drzwi półwiecznym dziedzictwem, ale i współpracą z legendarnymi studiami BBC. Z jednej strony to zaszczyt i piękna karta w historii Hi-Fi a z drugiej na tyle sztywne ramy postrzegania marki, że odświeżanie oferty może przypominać swoisty przełaj po polu minowym. Okazuje się jednak, że dla chcącego nic trudnego, gdyż wystarczy wykorzystując zdobycze współczesnych technologii zaproponować to co znane i lubiane w nowych, spełniających aktualne kryteria szatach. Z takim właśnie zabiegiem mamy do czynienia w przypadku dzisiejszego gościa – prawdziwej legendy brytyjskiego Hi-Fi, czyli Spendora i jego dość dalekiej od klasycznych kształtów konstrukcji, czyli kolumn głośnikowych o symbolu A7.

Jak już z pewnością zdążyliście Państwo naocznie zweryfikować A7-ki niespecjalnie przypominają to, z czym tak naprawdę Spendor się kojarzy. Trudno bowiem zarówno na pierwszy, jak i każdy kolejny rzut oka zauważyć podobieństwo serii A do Classic, jednak jak to w życiu bywa pozory nie tylko mylą, co mogą wprowadzić w lekką konsternację. Zanim jednak rozwinę powyższą, nieco zawoalowaną tezę głównie dotyczącą brzmienia, pozwolę sobie jeszcze na kilka zdań dotyczących aparycji dzisiejszych bohaterek. Otóż A7 to zaskakująco niewielkie, wręcz uroczo filigranowe, dwudrożne podłogówki, które wydawać by się mogły idealną propozycją dla poszukujących takowych mikrusów posiadaczy niewielkich – kilkunastometrowych pokoików. W końcu mających niecały metr wysokości i 18 kg wagi kolumn raczej nikt do kilkudziesięciometrowego salony raczej nie będzie rozważał.
Naturalna okleina jest estetyczna, elegancka, lecz na swój sposób zachowawcza i daleka od jakichkolwiek ekstrawagancji. Na froncie znajdziemy 22 mm poliamidową pierścieniową kopułkę Seasa wykonaną według specyfikacji Spendora, chronioną metalowym grillem i już wyłącznie ich pomysłu 180 mm przetwornik nisko-średniotonowy o polimerowej membranie Spendor EP77. Na ścianie tylnej natomiast oprócz dość standardowych, umieszczonych w plastikowym profilu pojedynczych terminali głośnikowych, tuż nad podłogą ulokowano charakterystyczne, prostokątne ujście układu linear-flow, czwartej generacji wspomagającego reprodukcję najniższych składowych, czyli tak po prawdzie nieco ucywilizowanej odmiany popularnego bas refleksu. Dwustronnie okleinowane ścianki z MDF-u mają grubość 18 mm, konstrukcję wytłumiono elementami z miękkiego polimeru oraz gąbki, wzmocniono wieńcem usytuowanym na wysokości przetwornika średnio-niskotonowego a całość posadowiono na czarnym cokole z MDF, w który można wkręcić cztery kolce. Warto w tym momencie podkreślić, iż kolumny wykonywane są na terenie Zjednoczonego Królestwa – Hailsham, East Sussex i to włącznie z obudowami wytwarzanymi przez Spendora we własnej stolarni, która żeby było ciekawiej świadczy również usługi bezpośredniej konkurencji.

No to o co chodzi z tymi mogącymi prowadzić na manowce pozorami? O to, że mając okazję uczestniczyć w jakże uwielbianych przez audio-sceptyków ślepych testach, tytułowe mikrusy, na podstawie wolumenu generowanego przez nie dźwięku z powodzeniem można byłoby uznać za zdecydowanie większe, aniżeli w rzeczywistości konstrukcje. A7-ki grają bowiem dźwiękiem niezwykle pełnym, mocno posadowionym na basowym fundamencie i charakteryzującym się dynamiką mogącą wywołać wątpliwości co do sensu poszukiwań czegokolwiek większego. W dodatku ich gęste a zarazem rozdzielcze brzmienie wydaje się wręcz bliższe ideałom stereotypowo wyspiarskiego brzmienia, aniżeli bądź co bądź klasycznych SP100R2, które jednogłośnie z Jackiem uznaliśmy za zaskakująco liniowe i studyjnie prawdomówne. Natomiast 7-ki reprezentują zdecydowanie bardziej „cywilne”, i bez pejoratywnych podtekstów „komercyjne” oblicze brytyjskiego weterana. Dzięki temu nawet rockowe i przy tym wiekowe realizacje jak szalenie dalekie od audiofilskich kanonów referencji „Fugazi” Marillion mają szansę na drugą młodość. Już otwierający ww. wydawnictwo „Assassing” serwowany przez angielskie podłogówki zaskakuje dynamiką, rozmachem i sprężystością a przy tym rozciągnięciem najniższych składowych i efektami przestrzennymi. To nie jest suche, płaskie i na dłuższą metę męczące cykanie, lecz soczysta, oparta na zaraźliwym rytmie uczta dla wszystkich miłośników gatunku. Mamy zatem niejako do czynienia z ucieleśnieniem, spełnieniem obietnic, jakimi zachęca do zakupu 7-ek sam producent jasno dając do zrozumienia, że w porównaniu do poprzedników tytułowych kolumn, czyli modelu A6R, wprowadzone modyfikacje miały na celu przede wszystkim „poprawę dynamiki, uzyskanie solidniejszej podstawy basowej i lepszej rozdzielczości”. I tak też jest w rzeczywistości, gdyż pozostając w rockowych klimatach, lecz przechodząc w obszar nieco bardziej zagmatwanych linii melodycznych obecnych na „Under The Fragmented Sky” Lunatic Soul okazuje się, że odsłuch misternie utkanych przez Mariusza Dudę kompozycji nawet na tak przystępnych cenowo zespołach głośnikowych wcale nie musi oznaczać daleko idących kompromisów. Warto jednak mieć na uwadze, że Spendory aby w pełni rozwinąć skrzydła należy potraktować z odpowiednią uwagą i zamiast sugerować się ich ceną, zapewnić im możliwie najlepszą amplifikację na jaką możemy sobie pozwolić. Powyższe stwierdzenie nie jest bynajmniej próbą naciągnięcia Państwa na jakieś irracjonalne wydatki a jedynie wnioskami płynącymi z naszych, wybitnie empirycznych, redakcyjnych doświadczeniach. Otóż pomimo sugestii ze strony ekipy z Hailsham, że 7-ki z powodzeniem wysterujemy nawet niezbyt mocnymi wzmacniaczami, w tematyce amplifikacji postanowiłem zbytnio nie oszczędzać i podczas procedury testowej pozostałem wierny mojemu dyżurnemu Brystonowi 4B³ i korzystając z nadarzającej się okazji, czyli równoległych odsłuchów, sięgnąłem po Ayona Spirit V (test wkrótce). I … w obu przypadkach było co najmniej dobrze, bądź bardzo dobrze, choć oczywistość różnic dotycząca wynikających z zagadnień natury technologicznej (mocny – 300W tranzystor vs. 40/65W lampa) nie pozostawiała złudzeń, że to właśnie w ten sposób jesteśmy w stanie określić finalny charakter brzmienia naszego systemu. Z kanadyjską końcówką akcent został postawiony na zwartość, kontur i szybkość a z austriacką integrą na wysycenie średnicy i urzekającą eufoniczność przy zachowaniu wielce satysfakcjonującej rozdzielczości i motoryki. W obu jednak przypadkach łatwość z jaką można było śledzić poszczególne plany na zjawiskowym, nagranym w Ris Church w Oslo, polifonicznym albumie „Veneliti” (w jakości MQA 352.8kHz/24bit) Oslo Kammerkor wystawiała Spendorom jak najlepsze świadectwo z czerwonym paskiem. Zamiast jednak standardowej, samplerowej antyseptyczności w tym przypadku mamy do czynienia z natywną swobodą, zadumą i iście organiczną homogenicznością. To nie jest „sklejka” mniej, bądź bardziej udanych, czy też wręcz przypadkowych ścieżek, lecz świadoma rejestracja swoistego misterium płynącego z głębi serca a nie opartego na chłodnej kalkulacji. Równie zjawiskowo wypadł jeszcze bardziej skupiony i intymny „Bloom” Areni Agbabian. Ormiańska pianistka wraz z perkusjonalistą Nicolasem Stockerem przeplatała oniryczne akordy z przysłowiową „grą ciszą” a Spendorom bez najmniejszego problemu udawało się uchwycić ten niezwykły klimat stając się pomostem pomiędzy szarą rzeczywistością a chwilą muzycznego uniesienia. W kategoriach bezwzględnych wokal Agbabian może i został dosaturowany i nieco wypchnięty przed szereg, jednak biorąc pod uwagę ich iście monitorową zdolność znikania ze sceny z łatwością powinniśmy się z taką „sygnaturą” pogodzić.

Nie da się ukryć, że Spendor wprowadzając na rynek A7 połączył przysłowiową wodę z ogniem, gdyż z jednej strony udało mu się zachować klasyczną „radiową” średnicę rodem z klasycznych monitorów BBC a jednoczenie zapewnił jej właściwe wsparcie ze strony skrajów pasma, którym daleko do wycofania, czy zawoalowania. Mamy zatem do czynienia z konstrukcjami nie tylko stereotypowo „muzykalnymi”, lecz również dynamicznymi i rozdzielczymi, co przynajmniej do tej pory nie było takie dla Spendora oczywiste.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35 (Preamp + Signature)
– Odtwarzacz plików: Lumin U1 Mini
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Dynavector DV-10X5
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Końcówka mocy: Bryston 4B³
– Kolumny: Dynaudio Contour 30
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: Organic Audio; Vermöuth Audio Reference
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver; Fidata HFU2
– Kable głośnikowe: Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+; Audiomica Laboratory Anort Consequence
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3

Opinia 2

Sądzę, że wielu z Was śledząc moje opinie na temat testowanych komponentów audio jeśli nie wprost – choć i takie stwierdzenia miały miejsce, to przynajmniej pomiędzy wierszami wyczytało, iż jestem zdeklarowanym miłośnikiem szkoły grania utożsamianej z kultowym radiem BBC. Tak tak, to w założeniu jest mocno naznaczony swoim sznytem, w pierwszej kolejności stawiającym na środek pasma przekaz. Jednak z doświadczenia wiem, że jeśli dobrze przyłożymy się do konfiguracji reszty toru dla będących spadkobiercami wspomnianej rozgłośni zespołów głośnikowych, bez najmniejszego problemu jesteśmy w stanie uzyskać dźwięk nadążający za najnowszymi trendami równouprawnienia całego pasma akustycznego. Nie wierzycie? Proszę bardzo. Otóż w tym recenzenckim odcinku właśnie z takim przypadkiem, czyli z dobrze dobranym duetem, będziemy mieli okazję się zapoznać. Naturalnie jestem zobligowany poinformować potencjalnych zainteresowanych, iż głównym punktem programu są angielskie kolumny Spendor A7, jednak pieczętując wygłoszoną przed momentem tezę o możliwości tchnięcia w następców słynnych monitorów BBC szczypty nowoczesności sonicznej zapadła decyzja, aby smukłe Angielki wspomagał w teście austriacki wzmacniacz zintegrowany Ayon Spirit V, których dystrybutorem jest krakowski Nautilus.

Rzeczone zespoły głośnikowe dając nam trochę odetchnąć od codziennego szaleństwa cenowego, a przez to również bardzo często rozmiarowego, są stosunkowo tanie i niezbyt wielkie. To źle? Oczywiście, że nie, bowiem po pierwsze – są osiągalne dla znacznie szerszej rzeszy klientów, a po drugie – swoim rozmiarem łatwiej jest im się odnaleźć w zwyczajowo niezbyt wielkich pokojach zdecydowanej większości miłośników dobrej jakości dźwięku. Idąc tropem fotografii mamy do czynienia z dwudrożnymi podłogówkami, w których górną połać frontu uzbrojono w dwa przetworniki – po jednym wysokotonowym i średnio-niskotonowym. Jak zdradzają fotki, A7-ki są wąskie i niezbyt wysokie (ok. 90 cm), a to w połączeniu z ciekawym fornirem zdobiących skrzynki przekłada się na ich odbiór w domenie łatwo akceptowalnych praktycznie w każdych warunkach lokalowych. Przybliżając pakiet technikaliów nie sposób nie wspomnieć, iż realizujący proces wspomagania najniższych składowych port bas-refleks w kształcie prostokąta zaimplementowano przy podstawie pleców kolumn. Tuż nad nim zagłębiono również w prostokątnej kształtce pojedynczy zestaw zacisków do kabli kolumnowych. Zaś temat stabilizacji konstrukcji na podłożu realizuje delikatnie odcięty dylatacją, licujący ze ściankami bocznymi czarny cokół z wkręcanymi weń kolcami. Przyznacie, że omawiane ciemnobrązowe divy przy pozornej skromności prezentują się świetnie. Nie wiem, jak Wy, ale chadzając drogą konstrukcji z rodowodem BBC, bez najmniejszego problemu to kupuję.

Jak poradziła sobie przedstawiona we wstępniaku konfiguracja ze Spendorami A7 w roli głównej w moim, przynajmniej teoretycznie, zbyt dużym pomieszczeniu? Otóż uspokajam. Nie było żadnego problemu. Owszem, nie udało się osiągnąć ściany dźwięku na równi ze stojącymi z tyłu austriackimi szafami, ale daj Panie Boże tak grać wielu innym konstrukcjom konkurencji. Z jednej strony na ile pozwolił zestaw dwóch głośników, tryskała z nich swoboda oddania zamierzeń artystów, a z drugiej dzięki smukłości obudów i monitorowemu pochodzeniu owe muzyczne cele lokalizowane były niemal z zegarmistrzowską precyzją. Ale to nie wszystko, gdyż w sukurs bardzo czytelnemu i pełnego powietrza graniu przychodził główny atrybut radiowych konotacji, czyli świetne rysowanie w domenie barwy wszelkich obracających się w zakresie środka pasma dźwięków. Tak tak, siódemki ze stajni Spendora pokazały, że potrafią wyczarować bardzo wciągający miłośników pełnej ducha muzyki spektakl. Ale nie w dawnym, mocno obciętym ze skrajów pasma stylu, tylko z dobrym napowietrzeniem górnych i stosownym do wielkości kolumn, o dziwo dość mocnym dolnym rejestrem. Dlatego też muzyka albo brzmiała wyśmienicie, albo zaskakująco dobrze. Jaka była The best? Wszelka stawiająca na wokalistykę, instrumentarium drewniane i najlepiej nagrywana na żywo w wielkich kubaturach. Powód? Banalny. Umiejętne podgrzanie brzmienia ludzkiego głosu i zazwyczaj wtórujących mu wszelkiego rodzaju gitar, skrzypiec i fortepianów powodowało, że po wciśnięciu guzika PLAY, nie było szans na oderwanie się od muzyki aż do momentu powrotu lasera CD-ka do stanu spoczynku. Przesadzam? Być może dla orędownika szybkości i analityczności dźwięku ponad wszystko tak, jednak w sytuacji stosunkowo niedawnego obcowania z podobną szkołą grania w swoim środowisku lokalowym, taki powrót do świetnej przeszłości nie pozwalał mi na skrótowe zaliczanie świetnie brzmiących, zapełnionych twórczością z okresu Baroku srebrnych krążków. Po prostu nadarzyła się okazja do miłych wspominek i z premedytacją ją wykorzystywałem.
Gdzie było może nie tyle gorzej, co mniej zjawiskowo? Zaznaczam, to nie była porażka, tylko delikatnie odstępstwo od wzorowego odtworzenia. To znaczy? Chodzi o materiał z wszelkiego rodzaju ciężkim brzmieniem. Jednak muszę nadmienić, iż do momentu średniego odkręcenia gałki głośności wszystko było w najlepszym porządku. Dopiero po przekroczeniu punktu możliwości oddania przez kolumny zbyt dużego na ich możliwości w jak wspominałem z obszernym gabarytowo pomieszczeniu wolumenu dźwięku, przekaz zaczynał ulegać lekkim uśrednieniom. Jednakże przypominam, ten aspekt należy przefiltrować przez wynikające z założeń konstrukcyjnych ograniczenia kolumn w zakresie obsługiwania wysokich poziomów głośności podczas słuchania energetycznej muzy. Podobny wydźwięk miała muzyka elektroniczna. Ale w innym wymiarze. Nie ze względu na brak możliwości głośnego grania – tu było lepiej, tylko niedoborów najniższych, jakże często sejsmicznych pomruków i przenikliwie piskliwej podczas modulacji różnorakich przesterów góry pasma akustycznego. Jaki jest powód zaskoczenia? Banalny. One są stworzone do czego innego, a i tak w ramach stworzonych przez konstruktorów możliwości sonicznych było ok. Przecież mamy do czynienia z należącymi do niekwestionowanej elity kolumnami z rodowodem radiowym. A te nie są stworzone do słuchania łomotu i zniekształceń i to jeszcze głośno, tylko do zatopienia się w pięknie uduchowionej muzyki, bez względu czy jest to instrumentalny jazz, czy też wokalistyka w stylu Joun Sun Nah, Patricia Barber, Katie Melua itp. Przynajmniej ja tak widzę ich pozycjonowanie pośród rzeszy na pierwszy rzut ucha ciekawych, jednak po nawet niedługim czasie jeśli nie nudnych, to banalnych, zespołów głośnikowych konkurencji. Błądzę? To wolny kraj, więc wolno mi.

Nie wiem, czy udało mi się Was przekonać, że nawet niezobowiązująca próba ze Spendorami A7 może okazać się bardzo przyjemnie spędzonym czasem. Mam nadzieję, że choćby w minimalnym stopniu tak. Czy to będzie strzał w Wasze serce, zależeć będzie od posiadanego poziomu romantyzmu. Jednak jeśli nie jesteście specjalnie melancholijni, a do tego dysponujecie średniej wielkości pomieszczeniem, w moim odczuciu opiniowane kolumny mają bardzo dużo do zaoferowania. Naciągam fakty? Bynajmniej. Spójrzcie na ciężkie dla nich, rzucające im gabarytowe kłody pod nogi warunki lokalowe, a mimo to nie wyartykułowałem w tekście żadnych dyskryminujących je problemów. Mało tego. Nawet ciężki rock w iście dla nich stadionowych warunkach, do momentu zdrowego rozsądku w kwestii wolumenu, pokazał się z dobrej strony. Zatem wieńcząc niniejsze dzieło, czyli puentując powyższy test nie mogę zrobić nic innego, aniżeli zarekomendować nasze bohaterki wszystkim kochającym muzykę przez duże „M”. Co to oznacza? Wypożyczcie A7-ki do domu, posłuchajcie w spokoju a sami się przekonacie.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– źródło: transport CEC TL 0 3.0
– przetwornik cyfrowo/analogowy DCS VIVALDI DAC 2.0
– zegar wzorcowy Mutec REF 10
– reclocker Mutec MC-3+USB
– Shunyata Research Sigma CLOCK
– Shunyata Sigma NR
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777, Gryphon Antileon EVO Stereo
– wzmacniacz zintegrowany: Ayon Spirit V
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond
IC RCA: Hijri „Million”, Vermouth Audio Reference
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, Furutech NanoFlux NCF Furutech DPS-4 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints ULTRA SS, Stillpoints ULTRA MINI
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA
Step-up Thrax Trajan

Dystrybucja: Nautilus
Cena: 14 490 PLN

Dane techniczne:
• Konstrukcja: 2-drożna, bass-reflex z przepływem linearnym
• Głośnik wysokotonowy: 22 mm, kopułkowo-pierścieniowy, chłodzony cieczą
• Głośnik nisko-średniotonowy:180 mm, membrana Spendor EP77
• Efektywność: 88 dB (1 W, 1 m)
• Częstotliwość podziału: 3.7 kHz
• Pasmo przenoszenia: 32 Hz – 25 kHz
• Impedancja nominalna: 8 Ω
• Impedancja minimalna: 6 Ω
• Obciążalność: 200 W
• Wymiary (WxSxG): 934 x 180 x 305 mm
• Waga: 18 kg/szt
• Dostępne wykończenie: black ash, dark walnut, oak, spendor white (dostępne na specjalne zamówienie w cenie 15 900 PLN)

Pobierz jako PDF