1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Reportaże
  6. >
  7. Spotkanie z Brinkmann Audio

Spotkanie z Brinkmann Audio

Opinia 1

Jeśli na przestrzeni jednego tygodnia, i to w odstępie raptem dwóch dni, publikujemy dwa artykuły o systemach praktycznie żywcem przeniesionych z minionego Audio Video Show, to śmiało można zacytować klasyka i wszem i wobec oznajmić, że „wiedz, że coś się dzieje”. Chodzi bowiem o to, iż tak jak już wielokrotnie nadmienialiśmy wystawy typu warszawski AVS, monachijski High End, czy hifideluxe, etc. służą głównie do oglądania. I nie ma co się zaperzać, czy też zaklinać rzeczywistości, że jest inaczej, bo nie jest, a ferowanie autorytatywnych wniosków dotyczących możliwości / walorów sonicznych konkretnych urządzeń, bądź kompletnych systemów na podstawie obserwacji poczynionych podczas tego typu wydarzeń porównać można do oceniania tychże konfiguracji bazując jedynie na materiałach dostępnych na YouTube. Równie dobrze można zająć się rumpologią, czyli wróżeniem z tej części ciała, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
Dlatego też trudno się dziwić, tak samym producentom, jak i dystrybutorom, którzy chcąc w pełni pokazać drzemiący w ich propozycjach potencjał starają się organizować powystawowe testy i odsłuchy prezentujące ich konfiguracje. Nie przedłużając zatem wstępniaka pragnę Państwa zaprosić na relację z czwartkowego spotkania w stołecznym SoundClubie, podczas którego można było, już w kontrolowanych warunkach akustycznych, dokonać swoistej wystawowej retrospekcji a przy okazji spotkać się z Matthiasem Lück.

Jak z pewnością obeznani w meandrach audiofilskich odmętów nasi stali Czytelnicy się domyślają obecność Matthiasa nie była przypadkowa a wynikała z faktu prezentacji niemalże kompletnego systemu współdowodzonej przez Niego marki Brinkmann Audio wzbogaconego o mające na AVS swoją polską premierę monobloki Air Tight ATM-3211 i kolumny Marten Mingus Orchestra. Aby jednak tradycji stało się za dość a cały pyszniący się na Skrzetuskiego set nie stanowił dla Państwa tajemnicy pozwolę sobie na krótką wyliczankę. Otóż rozpoczynając od źródła analogowego, a dokładnie od wkładki Air Tight Opus-1, w jaką zostało uzbrojone ramię stanowiącego tak naprawdę przyczynek czwartkowego eventu i korzystającego z dobrodziejstw lampowego zasilacza RöNt II
gramofonu Brinkmann Audio Taurus w torze znalazły się jeszcze phonostage Edison Mk II i przedwzmacniacz liniowy Marconi Mk II a domenę cyfrową reprezentował wyposażony w sekcję streamera przetwornik Nyquist Mk II korzystający z zasobów Roona Nucleus. Całość spoczęła na stoliku i platformach Franc Audio Accessores a kwestią okablowania zajęła się Jorma.

Nie wiem, czy do końca zdają sobie Państwo sprawę, iż wspomniany w poprzednim akapicie, widniejący na powyższych zdjęciach, Taurus jest konstrukcją o napędzie …bezpośrednim, a nie jak większość dostępnych na rynku „audiofilskich” gramofonów paskowym. Proszę się jednak nie obawiać, bowiem akurat w tym wypadku Helmut Brinkmann nie powielał powszechnych na rynku rozwiązań, lecz poszedł własną drogą eliminując tym samym dolegliwości trapiące większość direct-drive’ów. Zamiast bowiem, tak jak „nakazuje tradycja” stosować możliwie mocny silnik i dość lekki talerz w Taurusie mamy do czynienia z zaskakująco słabym napędem przy jednoczesnym zastosowaniu masywnego, 10 kg talerza, co zaowocowało niezwykłą „cichością” i kulturą pracy konstrukcji przy jednoczesnym wzorcowym timingu, kontroli najniższych składowych i stabilności generowanej sceny. Szukając analogii brzmieniowej moje myśli automatycznie wędrowały ku gramofonom sygnowanym przez TechDAS-a. Jakby tego było mało obsługę Taurusa szalenie ułatwia … bezprzewodowy i niezaprzeczalnie designerski pilot umożliwiający włączenie/zatrzymanie gramofonu bez podnoszenia się z kanapy. Zbędny bajer? Bynajmniej, raczej ukłon w kierunku nabywców gotowych wyasygnować na ww. cacko kwotę rzędu 80-90 kPLN.

Jeśli zastanawiacie się Państwo skąd takie „szerokie” widełki nie pozostaje mi nic innego jak przejść do trzeciej części czwartkowej relacji obejmującej zajęcia praktyczno –techniczne, za jakie można uznać prezentację historii marki, omówienie poszczególnych urządzeń i co najważniejsze odsłuchy porównawcze. I w tym momencie docieramy do genezy wspomnianych widełek, gdyż zgromadzeni w SoundClubie goście mogli na własne uszy przekonać się co daje zamiana standardowego, skądinąd porządnego zasilacza, na opcjonalną wersję lampową (2x PL36, 1x 5AR4) – RöNt II. Nie uprzedzając faktów i nie chcąc popadać w zbytnią ekscytację powiem tylko tyle, iż jeśli tylko nie uwzględniają Państwo dodatkowych wydatków, to lepiej nie sprawdzajcie co ów RöNt II potrafi. A potrafi naprawdę sporo, gdyż wraz z jego pojawieniem poprawie ulega nie tylko rozdzielczość i drive przekazu, lecz również jego czystość oraz kontrola basu. Ponadto powyższe zmiany nie są natury kosmetycznej, lecz raczej globalnej i porównać je można do zamiany podczas sesji nagraniowej standardowych – popularnych mikrofonów na cudeńka Nordic Audio Labs, bądź różnic występujących pomiędzy finalną wersją płyty winylowej a tym, co można usłyszeć kładąc na talerzu gramofonu miedziany wzorzec – tzw. pozytyw. I nie są to czcze, czysto akademickie dywagacje, lecz doświadczenia zdobyte empirycznie, gdyż Matthias podczas czwartkowego spotkania takowym „złotym” nośnikiem dysponował i jego brzmieniem nas uraczył.
Po krótkiej, przeznaczonej na regenerację, oraz uzupełnienie płynów przerwie nastąpiła zmiana domeny z analogu na cyfrę a tym samym uwaga zebranych skupiła się na streaming-DACu Nyquist Mk II natywnie obsługującym nie tylko PCM (do 384 kHz) i DSD (do DSD256), lecz również MQA. I o ile podczas „panelu analogowego” repertuar był z oczywistych względów przygotowany wcześniej, to przy plikach po kilku „programowych samplach” odsłuch przerodził się w radośnie spontaniczny koncert życzeń, w trakcie którego oprócz stanowiącego bazowy materiał porównawczy m.in. „Get That Motor Runnin’” tria Michael Blicher, Dan Hemmer, Steve Gadd można było usłyszeć nawet i cięższe brzmienia w stylu „House of Gold & Bones, Part 1” Stone Sour, czy stary dobry Rock – „Riders on the Storm” The Doors.

Serdecznie dziękując ekipie SoundClubu za gościnę i Matthiasowi Lück za entuzjazm, oraz chęć podzielenia się posiadaną wiedzą podczas prowadzonych dyskusji gorąca zachęcamy Państwa do udziału w tego typu spotkaniach. Nie dość bowiem, że będziecie w stanie posłuchać konkretnych urządzeń i konfiguracji w warunkach zazwyczaj nieosiągalnych na wszelakiej maści wystawach i targach, to jeszcze korzystając z dobrodziejstw zdecydowanie mniejszego kworum kontakt z konstruktorami przedstawicielami konkretnych marek pozwoli Wam spojrzeć na ich wyroby właśnie poprzez pryzmat twórców i ich pomysłu na brzmienie.

Marcin Olszewski

Opinia 2

Jeszcze do zeszłego weekendu wydawało się, że w obecnie zmierzającym ku końcowi roku w interesującym nas dziale gospodarki nic specjalnego się nie wydarzy. Tymczasem okazało się, iż niektórzy dystrybutorzy nie spoczęli na przedświątecznych laurach i w trosce o swój wizerunek organizują bardzo ciekawe, bo przybliżające pachnące jeszcze przysłowiowymi deskami kreślarskimi produktowe nowości z katalogów znajdujących się pod ich skrzydłami brandów. W czym rzecz? Otóż w miniony czwartek z niekłamaną przyjemnością skorzystaliśmy z Marcinem z zaproszenia warszawskiego SoundClubu na prelekcję jednego ze współwłaścicieli niemieckiej marki Brinkmann Audio – Matthiasa Lück o najnowszych odsłonach prezentowanych na ostatniej jesiennej wystawie AVS serii urządzeń. Jakieś konkrety? Proszę bardzo, ale w kolejnej części relacji.

Kontynuując temat omawianych tego wieczora komponentów rozpocznę od głównego dawcy sygnału, jakim był najnowszy, oparty o napęd bezpośredni, wyposażony w firmowe ramię gramofon Taurus. Ten zacny obiekt westchnień wielu melomanów wspierał hybrydowy, czyli wykorzystujący w układach elektrycznych lampy elektronowe phonostage Edison Mk2. Kolejnym niezbędnym w kreowaniu piękna muzyki punktem układanki Brinkmanna okazał się być w pełni zbalansowany i również korzystający z dobrodziejstwa szklanych baniek przedwzmacniacz liniowy Marconi Mk2. Ale to nie wszystkie karty przybliżanej niemieckiej myśli technicznej, bowiem oprócz walki na polu analogowym nasi zachodni sąsiedzi nie odpuścili sobie zmierzenia się z materiałem cyfrowym, czego ewidentnym dowodem był mogący pochwalić się obsługą formatu MQA, w wielu przypadkach pracujący z częstotliwością do 384kHz/32 bitów, podążając za ideologią marki konsekwentnie oferujący na pokładzie słoiki próżniowe przetwornik cyfrowo-analogowy Nyquist Mk2. Co skłoniło dystrybutora do organizacji tej prezentacji? Przecież to ewidentnie widać. Większość nazw może pochwalić się specyfikacją Mk2, co jasno daje do zrozumienia, iż mamy do czynienia z nowymi wcieleniami znanych od lat, co ważne, zbierających pozytywne opinie komponentów. To zaś jest swoistym zaczynem do bliższego zapoznania z nimi chcących być na czasie branżowych periodyków, a czego my z racji solidnego przykładania się do swojej pracy nie mogliśmy odpuścić i z przyjemnością teraz relacjonujemy.
Ale, ale. Przecież nawet najnowszy, a przesz to najwspanialszy set nie wyda wysokiej próby dźwięku bez wyszukanego wzmocnienia, mogących spełnić najwyższe wymagania zestawów głośnikowych, odpowiedniego okablowania i dostrajającego całość układanki antywibracyjnego akcesorium. Dlatego też w torze znalazły się również niedawno prezentowane jako światowa nowość topowe monobloki japońskiej marki Air Tight ATM-3211, monstrualne kolumny Marten Mingus Orchestra, okablowanie Jorma Audio, różnego rodzaju produkty eliminujące szkodliwe drgania podłoża pod sprzętem audio rodzimego wytwórcy Franc Audio Accessories, oraz jako wisienka na torcie wystąpiła wkładka gramofonowa wspominanego już wcześniej Air Tighta Opus-1.

Przyznacie, że zestaw od strony pozycjonowania na światowym rynku prezentował się znakomicie. Jednak dla mnie ważniejszym jest, że również w ten sposób odwdzięczał się nam generowanym dźwiękiem. Gdy wymagał tego materiał, było z wykopem, innym razem intymnie, by za moment ponownie przenieść nas w stan oszołomienia swobodnie oddawaną ścianą świetnie zawieszonych w przestrzeni wydarzeń muzycznych. Określając całość prezentacji jednym zdaniem, mieliśmy do czynienia ze swoistym kameleonem. Na przemian było mocno i delikatnie, ale zawsze z przypisaną najlepszym zestawom jakością i co dodatkowo wydaje się być ważne, z posmakiem wybitnych aplikacji lampowych. Jednak w ten czwartek nie samą muzyką jako taką żyliśmy. O co chodzi? Otóż Matthias pokusił się o małą prezentację spod znaku voo-doo, czyli w pewnym momencie postanowił zmienić zasilanie … gramofonu z tranzystorowego na lampowe. Efekt? Wszelcy węszyciele spisków powiedzą, że bredzę, jednak z pełną świadomością stwierdzam, iż zmiany na tym poziomie jakości dźwięku były dramatyczne w dobrym tego słowa znaczeniu. Zrobiło się bardziej namacalnie i z większym flow co wprost proporcjonalnie przełożyło się na przyjemność słuchania i tak już świetnie brzmiącej kompilacji. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale w momencie posiadania tego gramofonu natychmiast zmieniłbym zasilacz na ten ze szklanymi bańkami. I gdy wydawało się nam, że koniec spotkania dobiegał końca, przyszedł czas na prezentację jeszcze jednej ciekawostki ze stajni marki Brinkmann, jakim jest działalność na polu produkcji muzycznych. Otóż panowie postanowili zmierzyć się z problemem realizacji płyt winylowych od nagrywania, przez mastering, po ich tłoczenie. W tym celu wspomniany gość Matthias Lück pokazał nam nie tylko finalny produkt w postaci dwóch wydanych krążków, ale również półprodukty od masy winylowej, przez złotą matrycę matkę, stalowe matryce negatywy do umieszczenia w maszynie tłoczącej czarne krążki, jeszcze nie oczyszczoną z odpadów po tłoczeniu płytę i na koniec puszczał wydane przez siebie dwa czarne placki. Naturalnie nie odmówiłem sobie przyjemności i jeden egzemplarz z podpisem Matthiasa zakupiłem do swojej kolekcji.

Tak mniej więcej przebiegał ten bogaty zarówno w ciekawe informacje na temat elektroniki, jak również doznania soniczne, audiofilsko- melomański wieczór. Przyznam szczerze, że jadąc na to spotkanie nie spodziewałem się tak dobrze bawić. Dlatego też bardzo dziękuję dystrybutorowi za zaproszenie, gościowi, czyli współwłaścicielowi marki Brinkmann Matthias-owi Lück za przybycie i ciekawą pogadankę, a obecnym odwiedzającym za miłą atmosferę spotkania. Oby mój kalendarz obfitował w więcej takich niespodzianek.

Jacek Pazio

Pobierz jako PDF