1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Artykuły
  4. >
  5. Recenzje
  6. >
  7. Stealth Audio Śakra v.17 Limited Edition XLR

Stealth Audio Śakra v.17 Limited Edition XLR

Opinia 1

Choć dla osób postronnych High End może jawić się jako odmienny stan świadomości, byt równoległy a w ekstremalnych przypadkach istny dom wariatów / ucieleśnienie chorych wizji szaleńca, to jednostki, do których grona z racji pielęgnowanego hobby od pewnego czasu się zaliczamy, ww. zjawisko zgłębiające doskonale wiedzą, że to tylko pozory. I choć są to pozory tożsame z pozostałymi obszarami tzw. dóbr luksusowych, to podobnie jak w segmencie motoryzacyjnym, pod ociekającą złotem, carbonem, naturalną skórą i tropikalnymi gatunkami drewna pokrytymi niewyobrażalną ilością warstw lakieru skorupą zaskakująco często kryją się szalenie zaawansowane technologie godne laboratoriów NASA, opracowywane i doskonalone przez lata rozwiązania i patenty o których nawet nie śniło się filozofom. Jak jednak wspomniałem poruszamy się wśród dóbr luksusowych, gdzie widniejące na „metkach” ceny, choć coraz bardziej odklejone od otaczającej nas szarej rzeczywistości nadal szokują, to pomijając ich czysto pozycjonującą rolę tak naprawdę dla potencjalnych nabywców mają znaczenie jeśli nie pomijalne, to co najwyżej drugo / trzecio rzędne. Jeśli bowiem po aplikacji danego urządzenia / akcesorium w systemie jego wpływ oceniany jest pozytywnie, to każdy zainteresowany decyzję o zakupie, bądź zwrocie podejmuje indywidualnie i rozpatruje ją jedynie w kategorii swoistej zachcianki. I właśnie w ramach podążania owym, czysto hedonistycznym nurtem tym razem, dzięki uprzejmości łódzkiego Audiofastu mieliśmy okazję wziąć na redakcyjny tapet kolejny przewód sygnowany przez markę właśnie z najbardziej ekstremalną odmianą utożsamianą. Panie i panowie, oto Stealth Audio Śakra v.17 Limited Edition XLR.

Choć zwykło się uważać, że High End nie lubi pośpiechu, to obserwując dynamikę fluktuacji amerykańskiego portfolio można dojść do wniosku, że choć daleko jej do niedawnej (przedcovidowej) sezonowości segmentu wielokanałowych amplitunerów, ale śmiało można mówić o zamiłowaniu Sergueia Timacheva – założyciela, właściciela i głównego konstruktora Stealth Audio do krótkich, limitowanych serii. Jak jednak łatwo się domyślić i co zarazem jest zdecydowanie bliższe prawdzie, na skutek wielce pożądanej w „naszej branży” swoistej nerwicy natręctw Serguei Timachev po prostu nie potrafi spokojnie usiedzieć w miejscu i jeśli tylko uzna, że coś w danej materii jest jeszcze do poprawienia, to po prostu to robi i na drodze takich udoskonaleń wypuszcza spod swych rąk kolejne inkarnacje okablowania. Jak jednak widać na powyższej galerii zamiast li tylko zmieniać naklejki/oznaczenia Stealth stara się możliwie wyraźnie różnicować poszczególne wypusty, więc o ile 16-ki łapały za oko śnieżną bielą zewnętrznego oplotu kontrastującą z czernią karbonowych pierścieni, to nasze tytułowe gościnie nader udanie łączą opalizującą czerń ochronnego peszla z dystyngowaną burgundową czerwienią, oraz błękitem owych splitterów. Za wspólny mianownik można za to uznać świetne neoprenowo-podobne zapinane na suwak pokrowce (vide unboxing), w jakich przewody docierają co odbiorców końcowych.
Jak już w ramach recenzji v.16 wspominaliśmy również i 17-kę charakteryzuje kierunkowość wyznaczona, przynajmniej w wersji XLR, nie tylko przez konfekcję opatentowanymi wtykami, lecz również / przede wszystkim przez autorską zmienną geometrię (vari-cross) dbającą m.in. o dopasowanie/optymalizację impedancji pomiędzy źródłem i odbiornikiem sygnału, co jest widoczne pod postacią zauważalnie różnych średnic przewodów na ich końcach – te od strony źródła mają większą a od strony odbiornika mniejszą średnicę. Wiązki przewodzące wykonano z ultracienkich drucików z idealnie amorficznego stopu o grubości 0,001″ (0.0254 mm) poddanych obróbce C-37. Każda ze zdublowanych w porównaniu z v.16 żył jest izolowana lakierem i ułożona jest zgodnie z geometrią „STEALTH Distributed LITZ” będącą z racji wielowarstwowości przewodów zaawansowaną wariacja nt. uzwojenia bifilarnego. Wzorem swoich poprzedników również i w 17-kach w roli dielektryka sięgnięto po elastyczne hermetycznie zamknięte para-próżniowe (występuje w nich tzw. szorstka próżnia) rurki wypełnione helem oraz porowaty teflon. Przewody wykonywane są ręcznie, przy czym istnieje możliwość zamówienia wersji uzbrojonej w czarno/czerwone, bądź całkowicie czarne dodatki.

Niby dotychczasowe spotkania ze Stealthami powinny przyzwyczaić nas do tego, że amerykańskie przewody stanowią niejako zaprzeczenie stereotypowych wyobrażeń o High-Endzie a zarazem potwierdzenie głoszonych przez kablosceptyków dogmatów o „niesłyszalności” okablowania, jednak każdy kolejny test sygnowanych przez Sergueia Timacheva „drutów” wydaje się nosić znamiona swoistego detoxu. Zamiast bowiem u osób usilnie poszukujących taniej sensacji i krótkotrwałej podniety wywoływać tzw. „efekt Wow!” może skończyć się co najwyżej wzruszeniem ramion, czy wręcz sporym rozczarowaniem. Nie działa bowiem na nasze zmysły niczym, pomijając znane ludzkości środki psychoaktywne, zakroplona u wrót lunaparku atropina, lecz raczej pełni rolę udrażniająco – oczyszczającą. Ze skutecznością Nevada Daiquiri usuwa zalegające w arteriach złogi i z laserową precyzją zdejmuje kataraktę z naszych oczu. Co ciekawe widzimy, znaczy się słyszymy więcej a zarazem całość prezentacji przybiera nie tyle ciemniejsze barwy, co staje się zauważalnie mniej krzykliwa i pstrokata. I to jest właśnie znak firmowy Stealthów – unaocznianie / unausznianie fenomenalnej rozdzielczości nie poprzez przejaskrawianie detaliczności i wyostrzanie konturów a osiągnięcie takiej czystości prezentacji, by wszelakiej maści jej składowe osadzić w absolutnej, niezmąconej i bezkresnej czerni. To właśnie z niej wyłaniają się poszczególne źródła pozorne a z owych źródeł komponowane są kolejne plany. I tu kolejna uwaga. Otóż wzorem swojego rodzeństwa Śakra v.17 kreuje scenę nie przed a za linią kolumn, więc próżno szukać tu podawania dźwięków „na twarz”, czy też pakowania się zmysłowo szepczących do ucha szansonistek na kolana słuchaczy. Czy takie dystansowanie się aparatu wykonawczego od odbiorców jest właściwe, czy też pożądane? Cóż, o gustach się nie dyskutuje, jednak trzymając się faktów, poza przybytkami, gdzie z menu można wybrać tzw. „lap dance” właśnie taki układ ról jest obowiązujący. I tyle w temacie. Dlatego też nawet sięgając po bardzo „blisko” nagrany „Quelqu’un m’a dit” Carli Bruni choć doświadczymy niezwykle intymnego, iście buduarowego, entourage’u, to sama wokalistka będzie od nas co najwyżej na umowne wyciągnięcie ręki – ona na scenie maleńkiego klubu a my w wygodnym fotelu przy jednym z pierwszych stolików. Jednak, żeby była jasność – operujemy na niesłychanie wysokim, stricte stratosferycznym pułapie intensywności i realizmu, więc poczucie obecności wokalistki, czy też zdolność śledzenia jej gry nie podlegają najmniejszej dyskusji a jedynie chodzi o to, że amerykańskie łączówki nie mają w swojej sygnaturze za grosz, pardon my French, pornograficznej maniery atakowania odbiorcy wyolbrzymionymi detalami. Można je zatem porównać do domowej, opartej na naturalnych składnikach, w tym przyprawach, kuchni, która na tle tej „śmieciowej” – aż trzeszczącej od wszelakiej maści polepszaczy i intensyfikatorów w smaku może początkowo wydawać się właśnie w domenie intensywności doznań podniebienia dość zachowawcza, lecz tak naprawdę to właśnie ona dopiero daje możliwość budowania własnej wrażliwości i delektowania się każdym kęsem.
A skoro o konsumpcji mowa, to na mojej playliście nie mogło zabraknąć „For The Demented” Annihilatora z zakładam, że wręcz idealnie wpasowującym się w gusta samego Hannibala Lectera jakże epickim utworem „Pieces Of You”. Tu już nie ma mowy o jakimkolwiek zawoalowaniu i delikatności. Są za to obłąkańcze perkusyjne galopady, ogniste, acz niepozbawione matematycznej precyzji, riffy i wściekle wyrykiwane wokale, którym nie sposób odmówić ekspresji, więc wszyscy który po lekturze moich wcześniejszych obserwacji poczynionych na zdecydowanie bardziej stonowanym tak dynamicznie, jak i emocjonalnie materiale zachodzili w głowę, czy przypadkiem 17-ka nie działa na system jak metaforyczny Pavulon mogą już przestać niepotrzebnie martwić się na zapas, gdyż nijakiego spowolnienia i złagodzenia nie muszą się obawiać. Jedyne, czego może początkowo brakować słuchaczom przyzwyczajonym do nieco bardziej siermiężnej prezentacji, to zazwyczaj reprezentowanej przez niższych lotów okablowanie granulacji nadającej całości garażowej chropowatości niezależnie od tego, czy takowa fizycznie na materiale źródłowym się znalazła, czy też nie. A Stealthy ani nic od siebie nie dodają, ale też i niczego dla siebie nie zachowują, więc jeśli ktoś owej garażowości nie zawarł, to same z siebie jej nie wyczarują. Mamy zatem nader oczywiste wykluczenie jakichkolwiek przejawów uśredniania a tym samym pewność, że różnicowanie jakości materiału źródłowego będzie na najwyższym poziomie, lecz i bez, przynajmniej z mojego, czysto subiektywnego, punktu widzenia, bezsensownego piętnowania każdego potknięcia i niedoskonałości, które choć doskonale słyszalne nie są powodem bezpardonowego „roasta”.

Tytułowe łączówki Stealth Audio Śakra v.17 Limited Edition XLR to propozycja dla wytrawnych, high-endowych smakoszy, którzy wzbiwszy się na wyżyny możliwej do osiągnięcia w domowych warunkach jakości dźwięku nie czują potrzeby czegokolwiek w sygnaturze własnych systemów zmieniać a jedynie nadać im ostatecznego sznytu. Dlatego też jeśli przynajmniej teoretycznie niczego w obecnie uzyskanym dźwięku Państwu nie brakuje, lecz gdzieś tam podskórnie czujecie, że jeszcze powinno dać się z posiadanych komponentów wycisnąć kropelkę drzemiącego w nich potencjału, to sięgnięcie po 17-kę może okazać się porównywalne do trawienia na strzelnicy w 10-kę, bądź kumulacji w popularnej grze liczbowej. Niby jej pojawienie się w systemie niczego zmienić nie powinno, lecz jak dowodzi praktyka zmienia praktycznie wszystko – z samym postrzeganiem High-Endu, oraz zrozumieniem o co w nim tak naprawdę chodzi, włącznie.

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu
– CD/DAC: Vitus Audio SCD-025 Mk.II + 2 x bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Blue
– Odtwarzacz plików: Lumïn U2 Mini + Farad Super3 + Farad DC Level 2 copper cable + Omicron Magic Dream Classic; I-O Data Soundgenic HDL-RA4TB
– Gramofon: Denon DP-3000NE + Denon DL-103R
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Wzmacniacz zintegrowany: Vitus Audio RI-101 MkII + bezpiecznik Quantum Science Audio (QSA) Violet
– Kolumny: AudioSolutions Figaro L2 + Solid Tech Feet of Balance
– IC RCA: Furutech FA-13S; phono NEO d+ RCA Class B Stereo + Ground (1m)
– IC XLR: Vermöuth Audio Reference; Furutech DAS-4.1
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Vermöuth Audio Reference USB; ZenSati Zorro
– Kable głośnikowe: WK Audio TheRay Speakers + SHUBI Custom Acoustic Stands MMS-1
– Kable zasilające: Esprit Audio Alpha; Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power + Furutech CF-080 Damping Ring; Acoustic Zen Gargantua II; Furutech Nanoflux Power NCF
– Listwa zasilająca: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS-D (R) NCF
– Switch: QSA Red + nóżki Silent Angel S28 + zasilacz Farad Super6 + Farad DC Level 2 copper cable
– Przewody Ethernet: In-akustik CAT6 Premium II; Audiomica Laboratory Anort Consequence, Artoc Ultra Reference, Arago Excellence; Furutech LAN-8 NCF; Next Level Tech NxLT Lan Flame
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Stolik: Solid Tech Radius Duo 3
– Panele akustyczne: Vicoustic Flat Panel VMT

Opinia 2

Myślę, że nazwa marki jasno sugeruje kolejne starcie ze znanym z naszych łamów amerykańskim specjalistą od okablowania audio. Od strony sonicznej bardzo efektywnie rozwijającym swoje portfolio, czego dowodem jest spora liczba zamieszczonych na SoundRebels testów. Jak bazując na portalowej wyszukiwarce można się zorientować, dotychczas mieliśmy u siebie kable sieciowe, sygnałowe i kolumnowe z różnych serii i różnych okresów produkcyjnych ze standardowych linii produktowych. Przynajmniej tak było do dziś. Co mam na myśli? Otóż tym razem dostaliśmy do zaopiniowania coś ekstra – w limitowanej wersji. A konkretnie? O tym głosi tytuł tego spotkania. Chodzi oczywiście o całkowitą nowość w postaci dostarczonego przez łódzki Audiofast analogowego kabla sygnałowego Stealth Audio Śakra V17 Limited Edition w wersji XLR. Zaintrygowani? Spokojnie, to pytanie retoryczne, gdyż mniemam, iż podobnie do mnie Was także interesuje, co nasz bohater potrafi. A co potrafi postaram się wyłożyć w dalszej części tekstu.

Jak i z czego wykonany jest tytułowy, przypominam, że limitowany kabel sygnałowy? Jak informuje strona producenta, nie jest to zwykły drut otulony ekranem i izolacją, tylko konstrukcja będąca finałem wielu mających się uzupełniać, skomplikowanych technologicznie działań. Mianowicie chodzi o to, że na podobnym poziomie ważności jest wybór materiału na przewodnik, jego splot, ekranowanie, izolacja antywstrząsowa oraz spełniająca bardzo reżimowe założenia producenta finalna terminacja. To naturalnie za każdym razem jest wybór bazujący na latach doświadczeń marki. Doświadczeń, które po pierwsze – skierowały mocodawców do wyboru na przewodnik amorficzny materiał przewodzący Vari-Cross – chodzi o minimalizację ziarnistości, dzięki temu maksymalną jednorodność, ale przy okazji uniknięcie efektu struktury monokrystaliczności. Po drugie – zastosowanie w przewodniku pakietu ekstremalnie cienkich drucików (0.001 mm) w autorskiej, nierezonansowej, rozproszonej krzyżowo geometrii Litz Stealth. Po trzecie – wykonania osobnej izolacji każdej z żył. Po czwarte – zastosowania bezindukcyjnego uzwojenia bifilarnego. Po piąte – uzyskania odpowiedniej kontroli rezonansowej obudowy kabla poprzez odpowiednią optymalizację jego gęstości i dzięki temu efektywaności tłumienia. Po szóste – wykorzystania wysoko zaawansowanych technicznie, niestandardowych wtyków Stealth. I po siódme – zastosowania nietypowej technologii zakańczania na bazie czegoś w rodzaju spawania na zimno. Jak widać, to szaleństwo technologiczne w najczystszej postaci, co zazwyczaj jest cechą czegoś limitowanego. Jak przekłada się na brzmienie? Zanim przejdę do konkretów dodam, iż zwyczajowym finałem przed dostarczeniem produktu do klienta jest pakowanie kabla w ciekawe wzorniczo, bo koliste czarne etui z certyfikatem oryginalności w środku.

Dotarłszy do akapitu o brzmieniu rzeczonej sygnałówki w pierwszym odruchu nie mogę nie wspomnieć, że wymieniony przed momentem szereg konstrukcyjnych działań producenta na rzecz czystości prezentowanej muzyki przez limitowaną Śakrę znalazł swoje odzwierciedlenie w jej odbiorze. Wpięcie V17-ki w tor spowodowało natychmiastowe, bardzo pozytywne oczyszczenie dźwięku. Była to minimalizacja nalotu zbędnych sybilantów i czasem nadpobudliwości środka pasma na rzecz zaproponowania wszechobecnego, jednak w każdym wymiarze pełnego informacji spokoju wirtualnego świata. Od pełnego energii, ale przy okazji dobrze kontrolowanego dolnego pasma, przez gęstą i plastyczną, jednakże niegubiącą najdelikatniejszych informacji średnicę, po w pierwszym odbiorze jakby spokojniejsze, niż mam na co dzień, ale konsekwentnie dźwięczne i długo wiszące w eterze wysokie tony projekcja muzyki odbywała się w duchu pokazania z jej najlepszej, czyli pełnej emocji strony. Strony nastawionej na na tyle umiejętne dozowanie esencjonalności przekazu, aby uzyskać nieprzeciętną namacalność, a przy tym nie zabić w nim pierwiastka radości. Zapewniam, wbrew pozorom nie jest to łatwe, z czym nie raz jako co prawda w pierwszym odruchu fajnie plastycznym, ale jednak na dłuższą metę nudnym mitingiem muzycznym się spotkałem. W przypadku amerykańskiego kabla temat został świetnie wyważony. Z jednej strony pławiłem się w pięknych i żywych barwach, zaś z drugiej otrzymywałem pełną paletę najdrobniejszych niuansów brzmieniowych słuchanego materiału. To oczywiście miało również inne pozytywne konsekwencje w postaci znakomitej czytelności z rozmachem budowanej wirtualnej sceny. Dzięki wymienionym, z rozwagą aplikowanym w grę zestawu aspektom, mimo nieco większego poziomu wagi i nasycenia dźwięku w odniesieniu do redakcyjnego okablowania, nadal bez problemu czarowały mnie wszelkie bez wyjątku gatunki muzyczne od najnowszej odsłony rockowej formacji Metallica w produkcji zatytułowanej „72 Seasons” , po intymne popisy sprzed lat tak zwanego dream teamu Leszek Możdżer, Lars Danielsson, Zohar Fresco na płycie „The Time”. W podobnych do testowanego kabla przypadkach zazwyczaj jest wyraźne coś za coś, jednak tym razem jeśli nawet tak było, było marginalne, co postaram się udowodnić przywołanymi propozycjami płytowymi.
W teorii w pierwszym przypadku opisywany spokój prezentacji wespół z podkręceniem jej esencjonalności powinien lekko utemperować zapisaną w kodzie DNA tych mużyków drapieżność, tymczasem nic takiego nie miało miejsca. Z sobie tylko znanych powodów tak instrumentarium, jak i wokaliza co prawda brzmiały soczyściej i z większym pakietem body, ale ów status nie wpłynął na agresję i nieobliczalność ich działań. Aby to dokładnie zrozumieć, trzeba zaznaczyć, że ta płyta według wielu wielbicieli tej formacji nie jest stricte rockowa, tylko dzięki szybkości grania scenicznej zbieraniny ze szczególnym udziałem bębniarza nosi znamiona szaleńczego Thrash metalu. To też niby rock, ale z innym potencjałem szaleństwa w domenie szybkości, którego opiniowany kabel mimo promowania pełnego brzmienia nie tylko nie zabił, ale w wielu aspektach typu waga i plastyka poszczególnych bytów scenicznych wręcz podkręcił. Opisana sesja odsłuchowa dała mi takiego kopa, że z rozpędu z podobnym feedbackiem zaliczyłem często słuchaną przeze mnie „13”-kę Black Sabbath. Dlatego wieńcząc opis tej stylistyki muzycznej nie byłbym szczery, gdybym nie przyznał się, że taki występ był dla mnie pełnym, naturalnie pozytywnym zaskoczeniem, które pokazało, iż da się oczyścić sygnał ze szkodliwych zniekształceń bez utraty przez muzykę niezbędnej do pokazania jej prawdziwego „ja” iskry.
Biorąc na tapet drugi kraniec artystycznej twórczości spod znaku jazzowych spotkań przy muzyce z Leszkiem Możdżerem i jego kolegami powiem tylko tyle? Tutaj nie tylko, że niczego nie straciłem, ale myślę, że jeszcze więcej zyskałem. Chodzi oczywiście o intensywniejszą dźwięczność i rozwibrowanie fenomenalnie rozmieszczonych w międzykolumnowym eterze instrumentów. Ich magia dzięki soczystości i odpowiednio dozowanej w parametrze ilości energii środka pasma wręcz czarowała. Były dostojniejsze w dole i bardziej rozwibrowane w górze – mowa o fortepianie, dobrze wyważone w kwestii proporcji pomiędzy strunami i pudłem rezonansowym – mam na myśli popisy kontrabasu oraz dosadne w uderzeniu i perliste w jakże długim wybrzmiewaniu – piję do perkusisty z jego przeszkadzajkami. Mistyczna opowieść trzech kolegów niby bezwiednie się snuła, a mimo to jej pełen nienachalnie zaskakującej muzykalności sposób wizualizacji powodował stan oczekiwania, czym za moment mnie zaskoczą. Niby nie było czym, bo i grają na bazie ciszy i dość wolno, a mimo to wzbudzali niepohamowaną rządzę chłonięcia każdej pojedynczej nuty. Taki stan zaliczam dość rzadko, dlatego jestem rad, że tytułowy set okablowania spod znaku Stealth Audio zawitał w moje progi.

Gdzie ulokowałbym naszego bohatera? Sprawa jest prosta i moim zdaniem łatwo przewidywalna. Oczywiście wszędzie tam, gdzie ważna jest nieograniczająca witalności esencjonalność przekazu. Stealth Audio Śakra V17 Limited Edition tchnie w niego szczyptę dociążenia, nieco go pokoloruje, ale pozwoli brzmieć z pełnym oddechem. A, że robi to z umiarem, powinien sprawdzić się w znakomitej większości potencjalnych zestawów. A co z tymi nieco „przegrzanymi”? Cóż, jeśli ów efekt był wynikiem zastosowania mniej zaawansowanego technicznie, czyli kolokwialnie mówiąc lekko mulącego okablowania, zmiana na Amerykanina powinna być jeśli nie strzałem w dziesiątkę – zawsze może trafić się coś nie do uratowania, to przynajmniej pokazać, gdzie popełniło się błąd. Jeśli jednak wiecie, gdzie leży dobry smak w odpowiednim nasyceniu pełnej wigoru prezentacji, powinniście podjąć pałeczkę i zmierzyć się z naszym bohaterem. To co oferuje, jest bardzo ciekawe, a przez wielu z Was prawdopodobnie wręcz oczekiwane.

Jacek Pazio

System wykorzystywany w teście:
– odtwarzacz CD Gryphon Ethos
– streamer: Lumin U2 Mini + switch QSA Red-Silver
– przedwzmacniacz liniowy: Gryphon Audio Pandora
– końcówka mocy: Gryphon Audio APEX Stereo
– kolumny: Gauder Akustik Berlina RC-11 Black Edition
– kable głośnikowe: Furutech Nanoflux-NCF Speaker Cable
– IC RCA: Hijiri Million „Kiwami”, Vermouth Audio Reference
– XLR: Hijiri Milion „Kiwami”, Furutech DAS-4.1, Furutech Project V1
– IC cyfrowy: Furutech Project V1 D XLR
– kabel LAN: NxLT LAN FLAME
– kabel USB: ZenSati Silenzio
– kable zasilające: Hijiri Takumi Maestro, Furutech Project-V1, Furutech NanoFlux NCF, Furutech DPS-4.1 + FI-E50 NCF(R)/ FI-50(R), Hijiri Nagomi, Vermouth Audio Reference Power Cord,
Acrolink 8N-PC8100 Performante, Synergistic Research Galileo SX AC
Stolik: BASE AUDIO 2.
Akcesoria:
– bezpieczniki: Quantum Science Audio Red, QSA Silver, Synergistic Research Orange
– platforma antywibracyjna Solid Tech
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– listwa sieciowa: Power Base High End, Furutech NCF Power Vault-E
– panele akustyczne Artnovion
Tor analogowy:
– gramofon – Clearaudio Concept
– wkładka Dynavector DV20X2H
– przedwzmacniacz gramofonowy RCM Audio The Big Phono
– docisk płyty DS Audio ES-001
– magnetofon szpulowy Studer A80

Dystrybucja: Audiofast
Producent: Stealth Audio Cables
Cena: 139 190 PLN / 2 x 1m + 37 440 PLN (dodatkowe 0,5m)

Pobierz jako PDF