1. Soundrebels.com
  2. >
  3. Muzyka
  4. >
  5. „Surge Propera” Józef Skrzek

„Surge Propera” Józef Skrzek

Wykonawca:  Józef Skrzek
Tytuł:  "Surge Propera"
Gatunek:  Classical; Electronic
Dystrybucja:  Independent Digital

Co prawda premiera spektaklu „Kazania Świętokrzyskie” odbyła się we wrześniu 2012 roku w kościele na Świętym Krzyżu – Klasztorze Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej (dawne opactwo benedyktynów z I poł. XII w.) a w projekcie, oprócz lidera SBB wzięli Marek Piekarczyk (TSA), chór Oktoich z cerkwi św. Cyryla i Metodego we Wrocławiu, Apostolis Anthimos, Włodzimierz „Kinior” Kiniorski i Marcin Brykczyński, to nagrania do albumu „Surge Propera” Józef Skrzek dokonał dopiero majową nocą w 2014 r. a niniejsze wydawnictwo światło dzienne ujrzało 16 października bieżącego roku. Niestety nie mogąc uczestniczyć w spotkaniu z Artystą podczas krakowskiej październikowej prezentacji w siedzibie Nautilusa, postanowiłem zdobyć tytułowy album, a dzięki operatywności obsługi ww. salonu już na Audio Video Show mogłem odebrać podpisaną przez Pana Skrzeka swój egzemplarz.
W dodatku mając już upragniony „placek” w rękach mogłem od razu rzucić się do klawiatury na gorąco, spontanicznie przelewając cisnące się na papier słowa, lecz w tego typu sytuacjach staram się możliwie opanować emocje, dać ochłonąć głowie i jednocześnie empirycznie sprawdzić, jak będzie ewoluowało moje postrzeganie konkretnej pozycji płytowej wraz z upływem czasu. Ponadto uznałem, że warto poczekać jeszcze na jeden element tej muzycznej układanki a mianowicie dostępność albumu w Polsce na jedynej, przynajmniej na razie, platformie streamingowej oferującej, jakość CD, czyli TIDALu HiFi. Jeśli jednak właśnie czytają Państwo niniejszą mini recenzję ani chybi „Surge Propera” tam w końcu trafiła. Oczywiście osoby trzymające rękę na pulsie z pewnością odnotowały, ze premiera w serwisach streamingowych miała miejsce już 1 listopada b.r., ale co się odwlecze …

Jeśli chodzi o instrumentarium to sprawa jest dziecinnie prosta – lider SBB grał równocześnie na organach piszczałkowych i syntezatorze Mooga a cały materiał został zarejestrowany bez cięć i edycji na żywo, aby jak najwierniej oddać akustykę katedry. Ot klasyczne nagranie na przysłowiową setkę. Jeśli dodamy do tego, że warstwa muzyczna jest niemalże czystą improwizacją bez trudu będziemy w stanie powiązać tytułową pozycję z typowo jazzowo – bluesowymi legendami. Nie wierzycie? Posłuchajcie na spokojnie „Surge Propera” a później włączcie „Antiphone Blues” Arne Domnerusa i Gustafa Sjokvista. Poziom magiczności zbliżony, jeśli nawet nie bardziej intensywny. Oczywiście skandynawskie wydawnictwo oszałamia hektarami przestrzeni i niezwykle namacalną akustyką Spanga Church, a na tytułowym albumie tło, choć obecne jest zdecydowanie bardziej zaciemnione, dyskretne. Barwa instrumentów Skrzeka również jest ciemniejsza, bardziej gęsta i w pełni uprawnionym wydaje mi się użycie określenia „organiczna” aniżeli np. na „Cantate Domino” zremasterowanej przez FiM. Jednak co ciekawe głębsza i posiadająca niżej umieszczony środek ciężkości „Surge Propera” nie cierpi nawet na najmniejsze niedostatki blasku, czy brak otwarcia górnych rejestrów. Ponadto całość jest niezwykle spójna, homogeniczna. Dźwięki Mooga i klasycznych piszczałek przeplatając się równocześnie się uzupełniają.
Równie ciekawie wypada porównanie wersji analogowej z bezstratną – cyfrową, oferowaną przez TIDALa. Streaming jest bardziej wyczyszczony, sterylny, lecz w żadnym wypadku nie wyjałowiony. Owe wyczyszczenie bowiem słychać dopiero, gdy przesiadamy się z pięknie wytłoczonego, 180 g LP. Na tle konkurencyjnych pozycji nie ma się czego wstydzić a wręcz śmiało można powiedzieć, że zarówno wersja cyfrowa, jak i analogowa trzymają bardzo wysoki poziom realizacyjny. Z premedytacją nie użyłem słowa – klucza „audiofilski”, gdyż coraz częściej mam do czynienia z ową audiofilskością w najbardziej karykaturalnej, wypaczonej formie. Gdyby właśnie w takiej estetyce miałby być utrzymany „Surge Propera” to równoprawnym instrumentem w spektaklu muzycznym byłoby nie tylko krzesło, na jakim podczas nagrania siedział Józef Skrzek, lecz również dotknięcia klawiszy swoim dramatyzmem przyćmiewające partie najdłuższych piszczałek. A tak najważniejsza jest muzyka i niech tak już zostanie. I jeszcze jedno – LP jest nie tylko świetnie wytłoczone i proste jak stolnica, lecz również bardzo ciche, o bardzo niskim szumie własnym.

O samej warstwie muzycznej trudno pisać inaczej aniżeli w samych superlatywach. Nie dość, że z racji wykorzystanego instrumentarium z samego założenia jest bezapelacyjnie wyniosła dostojna i wręcz monumentalna, to porusza najgłębiej ukryte struny naszej emocjonalności. Słuchając jej czujemy swoją małość niczym stojąc u podnóża gór. Jednocześnie od pierwszych taktów zostajemy całkowicie zawłaszczeni, wchłonięci w jej mikrokosmos dźwięków, dźwięków, w których towarzystwie nawet cisza jest grą. Tego albumu po prostu nie da się słuchać „przy okazji”, w tle, bo po prostu tego typu podejście nie tylko mija się z celem, ale i zakrawa na profanację. Abstrahując jednak od zagadnień czysto religijnych mamy do czynienia z dziełem niezwykle pięknym i to pięknem płynącym z głębi ludzkiego serca i ludzkiej wrażliwości. Nie jest to pozycja tak skostniała i „wykrochmalona” jak „Toccata con fuga d-moll BWV 565” J.S.Bacha, gdyż zdecydowanie bliżej jej do niezwykle emocjonalnych dokonań Czesława Niemena. Po prostu więcej jest w tej muzyce uczuć, tzw. pierwiastka ludzkiego a mniej matematyki i zimnej kalkulacji. Dzięki temu jej odbiór jest o wiele łatwiejszy, bardziej naturalny i oczywisty.

Jeśli jeszcze nie mają Państwo tego albumu i dopiero rozważają jego nabycie, to nieśmiało sugerowałbym zdynamizowanie procesu decyzyjnego, gdyż wydawnictwo ukazało się w ilości zaledwie 500 egzemplarzy LP.

Marcin Olszewski

Pobierz jako PDF